poniedziałek, 31 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ XXXIV

Magnus od kilkunastu minut okupował łazienkę w swoim mieszkaniu. Wylegiwał się w wannie, starając się czerpać z tego zajęcia jak najwięcej przyjemności. Nadal nie uporał się z tą sprawą z Aleciem. Ba! Nawet nie zrobił nic w tym kierunku. Dlaczego? Może był tchórzem, a może po prostu nie czuł się jeszcze na siłach? Sam nie miał pojęcia, ale wiedział, że to w niczym nie pomaga. Czas, który już minął od ich ostatniego spotkania, dawał mu się we znaki.
Siedząc tak i dumając nad sytuacją ze swoim chłopakiem, przypomniała mu się jedna ich wspólna rozmowa. Przeprowadzili ją pewnego pochmurnego wieczoru, kiedy już po wszystkich podstawowych czynnościach siedzieli na łóżku Nocnego Łowcy.
- Taaak, z pewnością - zaśmiał się Alec odrobinę ironicznie i mocniej zaciskając ramiona, którymi obejmował Magnusa w pasie.
Ten automatycznie wtulił się bardziej w jego tors. Naprawdę dobrze się z nim czuł i nie wiedział, co by zrobił, gdyby nagle dostał wiadomość, że jest komuś niezwykle potrzebny. Chyba po prostu by to zignorował i został z chłopakiem. Wszystko byleby nie tracić tego wspaniałego ciepła, które aż biło od Lightwood'a i ogrzewało jego całego.
- A z tobą jak było? - chciał wiedzieć.
Szczerze mówiąc strasznie go to ciekawiło, więc po prostu postanowił zapytać i liczył na to, że skoro zaufał chłopakowi, opowiadając o sobie, ten mu się odwdzięczy w ten sam sposób.
- Co ze mną? - odpowiedział pytaniem Alec, patrząc na niego lekko zaskoczony.
Najwyraźniej się zamyślił, przemknęło czarownikowi przez umysł i aż zaśmiał się z niego w duchu. Czasami był naprawdę uroczy.
- No jak ty się dowiedziałeś? - sprecyzował, zerkając do tyłu w jego stronę.
Alec zmarszczył na moment brwi, po czym uśmiechnął się delikatnie i oparł brodę na jego barku. Przejechał nosem po szyi Bane'a i cmoknął go w nią szybko.
- Że jestem gejem? - dopytał, a Magnus kiwnął głową i przewrócił oczami. Przecież to o tym rozmawiają od jakiegoś czasu, chciał powiedzieć, ale z drugiej strony nie chciał przerywać czarnowłosemu, więc po prostu nic nie dodał, przyglądając mu się jedynie z ciepłym uśmiechem. Zastanawiał się, czy chłopak rzeczywiście będzie chciał się z nim tym podzielić. W końcu to jego prywatna sprawa i Alec może po prostu nie chcieć o tym mówić. To oczywiście nie zmieniało faktu, że Magnus był ciekaw, mimo iż może nie towarzyszyło temu jakieś przełomowe zdarzenie. - Ale ja nie wiem, co ci powiedzieć.. - wyznał po kilku minutach. - To nie było ani tak interesujące jak u ciebie, ani nic z tych rzeczy - wspomagał się gestykulacją rąk. - Nie było też nagłe.
- W jakim sensie nagłe? - dopytał się czarownik, kiedy jego chłopak ponownie zamilkł.
Lightwood podrapał się po głowie odrobinę nerwowo. Cała ta rozmowa wydawała mu się krępująca, ale póki uwaga była skupiona na Magnusie i tym co mówił, było dobrze.
- No wiesz.. To nie było jak grom z jasnego nieba - przyznał cicho. - Nie obudziłem się któregoś dnia i oo.. Jestem gejem! - zakpił. - To przychodziło chyba z czasem - powiedział wymijająco.
Magnus skinął i usiadł tak, jak siedział wcześniej. Zrozumiał, że jego spojrzenie może przeszkadzać mu w wyznaniu tego wszystkiego, więc znowu wtulił się w jego klatkę piersiową plecami i pozwalał na to, by chłopak bawił się jego palcami splecionymi z tymi należącymi do chłopaka, które spokojnie spoczywały na jego brzuchu. - Jak byłem młodszy nawet nie zwracałem uwagi na to, że nie interesuję się dziewczynami - zaczął nieco drżącym głosem i zaraz przerwał, by złapać głębszy oddech. W duchu dziękował czarownikowi za to, że się odwrócił, bo tak łatwiej mu było mu o tym mówić. - W zasadzie to nawet tego nie zauważałem.
Bane podniósł ich splecione dłonie i przełożył je na kolana mówiącego. Prawą ułożył na prawym, a lewą na lewym. Udało mu się to tylko dlatego, że chłopak rozsunął szeroko nogi i zgiął je w kolanach, podczas gdy on sam siedział po turecku.
- Nigdy nie podobała ci się żadna dziewczyna? - zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Nie to, że mi się nie podobała - odparł. - Po prostu nie tak jak powinna. Jak zwykła dziewczyna podoba się zwykłemu chłopakowi - wzruszył ramionami. - Zauważyłem to dopiero jak byliśmy w Idrisie - powiedział ledwo słyszalnie. - Z rodzeństwem - dodał szybko.
Czarownik głaskał go delikatnie po nogach, starając się przenieść na niego swój pokoju.
- Co się wtedy stało?
- Byli tam też inni Nocni Łowcy, bo to przecież nasze miasto. Mama przedstawiała nas swoim znajomym, oni też mieli dzieci i jakoś tak zaczęliśmy razem z nimi trenować - schował twarz w szyi swojego chłopaka i przymknął oczy. - Było ciepło, a podczas ćwiczeń jeszcze bardziej. Wtedy zauważyłem coś, czego w ogóle nie powinienem zauważyć - przerwał.
Magnus czuł, że ręce Nocnego Łowcy robią się coraz bardziej wilgotne i słyszał, że jego głos cichnie. Poczekał aż chłopak chwilę odetchnie i zapytał spokojnym tonem:
- Co takiego zauważyłeś?
- Że bardziej zwracam uwagę na chłopaków niż dziewczyny. Kątem oka widziałem Jace'a, który wpatruje się w dziewczyny, bo trenowały w samych sportowych stanikach. Mnie w ogóle ten widok nie kręcił wyszeptał. - Ja patrzyłem na gołe klatki piersiowe chłopaków - niemal wypluł te słowa, jakby były czymś najgorszym i chciał się ich jak najszybciej pozbyć. - Podobało mi się to, jakie są umięśnione i jak te mięśnie pracują podczas wysiłku. Miałem wtedy szesnaście lat, a osoby, które nam towarzyszyły, były ode mnie przynajmniej dwa, trzy lata starsze. To chyba przez to tak bardzo mnie to wszystko kręciło. Zastanawiałem się potem długo dlaczego. Dlaczego się w nich wpatrywałem, dlaczego mnie tak interesowali i dlaczego na Razjela nie przyglądałem się dziewczynom jak wszyscy inni.. - warknął. - Co było ze mną nie tak?
- Nic, Alec. Wszystko z tobą w porządku - powiedział cicho Magnus.
Sam nawet nie wiedział, dlaczego się wtrącił. Chyba po prostu nie podobało mu się to, jak chłopak siebie postrzegał.
- Kiedy tak o tym myślałem i przypominałem sobie wszystko, co widziałem - kontynuował, jakby wcale nie usłyszał słów czarownika - penis zaczął mi rosnąć w spodniach - wyszeptał, wyraźnie się tego wstydząc. Schował się bardziej w jego szyi, rumieniąc się przeraźliwie. Po raz kolejny dziękował w duchu za to, że Bane nie może go teraz zobaczyć. Już samo to, że mu o tym mówił, było zawstydzające i niemożliwie krępujące. Nie wiedział, jakby się zachował mając jego twarz przed sobą. - Starałem się to zwalić na to, że przed chwilą ćwiczyłem, że to przez trening, że dlatego jestem pobudzony, ale po co się oszukiwać. Przez żaden trening mi nigdy nie stanął. Dlaczego tym razem miało być inaczej? - zakpił. Magnus lekko się zdziwił słysząc tak bądź co bądź wulgarne słownictwo u swojego chłopaka. Nie skomentował jednak jego słów, czekając w ciszy na ciąg dalszy. - Próbowałem wmówić sobie samemu, że ta sytuacja nie miała miejsca, że to nie działo się naprawdę. Nie znałem jeszcze wtedy żadnego homoseksualisty i postrzegałem to jako najgorsze zło, jakie istnieje na świecie. Dalej chodziłem na te durne treningi, ale już nie patrzyłem, na nikogo - dodał, łamiącym się głosem. - I kiedy już minęło sporo czasu, a ja myślałem, że wszystko jest okej i siedziałem jak gdyby nigdy nic na ławce przed domem, w którym zatrzymaliśmy się razem z rodziną, przyszedł do mnie pewien chłopak. Jakoś zaczęliśmy rozmawiać, znałem go, bo razem ćwiczyliśmy - dodał szybko, jakby to było najbardziej istotne - i.. Kurde.. Nie wiem czemu, ale mnie pocałował - wyznał i odczekał chwilę, aby wziąć głębszy oddech.
- I co? - zapytał Bane cicho, po czym lekko odchrząknął. Nie myślał nawet, że może mu się zrobić aż tak sucho w ustach przez to, że nie odzywał się kilka minut. A może nie tylko przez to? - Co było dalej? - powtórzył już głośniej, choć i tak nie za bardzo.
- Nic - zaśmiał się cicho. - Odskoczyłem od niego i zacząłem krzyczeć. Chciałem się wyładować - powiedział pewniej. - Nie byłem na niego zły, bardziej na siebie za to, że mi się podobało, ale przecież nie mogłem mu o tym powiedzieć, nie? Udawałem więc, że było inaczej i unikałem go przez cały nasz dalszy pobyt. Dopiero kiedy mieliśmy wyjeżdżać, poszedłem go przeprosić - uśmiechnął się delikatnie na to wspomnienie. - Dalej się upierałem, że to nie tak, że wcale nie chciałem, żeby mnie pocałował, ale on wiedział swoje. Śmiał się chwilę ze mnie, a potem zaczął opowiadać i przekonywać, że to nie jest takie straszne. Długo jeszcze rozmawialiśmy, ale to wszystko. Więcej go nie spotkałem i chyba się z tego cieszę. Ciężko mi było przejść z tym wszystkim do porządku dziennego, ale myślę, że trochę mi pomógł. No wiesz.. zaakceptować to i jakoś z tym żyć.
- A więc jednak był moment przełomowy - zaśmiał się lekko, chcąc oczyścić atmosferę.
Alec mu cichutko zawtórował i ponownie objął w pasie.
- Nie widzę tego jako jakiś przełom. W końcu już wcześniej wiedziałem, że coś ze mną nie tak. Przecież jaki normalny chłopak w wieku nastu lat nie interesuje się dziewczynami? Po prostu nie zagłębiałem się za bardzo w ten temat, bo chyba bałem się, co mogę odkryć. A ten chłopak dał mi tylko jasno do zrozumienia coś, przed czym za wszelką cenę chciałem się uchronić - wyjaśnił i pocałował go w szyję, mrucząc przy tym jak jakiś kocur.
Czuł się o wiele lepiej teraz, kiedy już się podzielił tym z kimkolwiek. Chociaż nie wiedział, czy byłby w stanie opowiedzieć o tym komuś innemu niż Magnus.
- Chciałbyś się z nim teraz spotkać? No wiesz.. kiedy to już nie jest dla ciebie takim problemem? - zapytał czarownik.
- Nie wiem po co. Chyba straciłem w jego oczach i zrobiłem z siebie kretyna. Nie wiem, o czym miałbym z nim gadać - powiedział szczerze. - Poza tym nie pamiętam go już nawet. Nie wiem też, jak miał na imię, chociaż to z nim się po raz pierwszy całowałem - przyznał. - Chyba powinienem je znać, prawda? - zaśmiał się swobodniej.
- Niekoniecznie - stwierdził szybko Bane. - Nic o nim nie wiesz, więc nie możesz go teraz odnaleźć - dodał i odchylił się, żeby pocałować go w usta. Krótko, ale jednak. Jakoś czuł, że musi to zrobić. Przecież teraz te usta należały tylko do niego. - Więc podobają ci się umięśnieni faceci, tak? - zapytał, zgrabnie zmieniając temat. Nie chciał już dłużej rozmawiać o tym chłopaku, któremu notabene zawdzięczał to, że Alec z nim teraz siedział. Nie wiadomo jak teraz toczyłoby się jego życie, gdyby nie ta sytuacja.
- Zazdrośnik - mruknął mu Lightwood do ucha, niwecząc jego plany. - A co do twojego pytania, to sam nie wiem - przyznał. - Przecież ty nie masz takich mięśni jak oni, a podobasz mi się sto razy bardziej - powiedział i ugryzł go w kark. Magnus pisnął cichutko i obrócił w jego stronę. Zarzucił mu ręce na szyję i objął go nogami w talii, patrząc mu w oczy. Alec uśmiechnął się szeroko i zarumienił delikatnie. - Nikomu wcześniej o tym nie mówiłem - dodał cichutko i popchnął go na plecy, a że ten go nie puścił, poleciał za nim i zasłonił go całym ciałem. Podniósł się na łokciach i zawisł nad nim, jednak nie na długo, bo czarownik szybko przyciągnął go do siebie, całując mocno i pewnie.
Magnus otrząsnął się, zauważając, że woda zrobiła się całkowicie zimna. Nie dostrzegł nawet, kiedy wystygła. Był tak pochłonięty myślami, że nie widział, co się wokół niego dzieje. Wyszedł szybko z wanny i zaczął się osuszać.
Alec mu zaufał. Jemu, nikomu innemu. To przecież coś znaczy, prawda? Nie może tego zaprzepaścić. Ubrał się pospiesznie i podjął decyzję. Czas zacząć działać.

***

Lightwood grzebał w swoim talerzu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie był głodny, ale miał świadomość tego, że musi się regularnie odżywiać, jeśli tak często trenuje. Chciał już wyjść i położyć się w łóżku, żeby choć trochę odpocząć.
- Pamiętacie o dzisiejszym spotkaniu? - odezwała się w pewnym momencie Izzy.
O tak, spotkanie. Alec zupełnie o nic zapomniał, ale wolał jej o tym nie mówić.
- A tak, o dwudziestej? - powiedział w zamian.
- Tak - potwierdziła. - I lepiej się nie spóźniać - obróciła się do Jace'a i spojrzała mu w oczy.
Blondyn uniósł obie brwi i również na nią zerknął.
- Przecież ostatnio się nie spóźniłem - zaoponował, ale na nic się to zdało.
Rodzeństwo zaczęło rozprawiać na ten temat, wymieniając się swoimi uwagami i nawet nie zauważyło, kiedy ich brat odsunął krzesło i po prostu odszedł.
Nie dane mu jednak było długo cieszyć się samotnością, bo zaraz usłyszał pukanie do drzwi. Z westchnieniem podniósł się z łóżka i poszedł otworzyć. Widząc swojego gościa, uśmiechnął się oszczędnie, ale nie wpuścił go do środka, a wyszedł, by porozmawiać z nim na korytarzu.

***

Magnus siedział na kanapie, lekko już zdenerwowany. Chciał już wyjść, a jak na złość Ragnor się spóźniał. W zasadzie mógłby to zrobić i zostawić mieszkanie otwarte, ale obawiał się, że dziewczyna, która nadal była w jego mieszkaniu, mogłaby wyczuć, że nie jest pilnowana i zrobić coś głupiego. Wydostać się oczywiście nie mogła, ale kto wie, jakie jej pomysły chodzą po głowie.
- No nareszcie - westchnął, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i ruszył w ich kierunku. - Wychodzę - rzucił do mijanego w korytarzu przyjaciela.
Zanim jednak ten zdążył jakkolwiek zareagować, zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
Bane nie bardzo przejął się tym, jak go potraktował i żwawym krokiem ruszył w stronę Instytutu. Dopiero kiedy był w pobliżu, odrobinę zwolnił i wysłał mu SMS-a z przeprosinami i informacją, że za niedługo wróci. Po tym wszedł do twierdzy Nocnych Łowców i odetchnął głęboko. Z domu praktycznie wybiegł, chcąc być jak najszybciej, a teraz nawet nie wiedział, co zrobić. Powoli udał się w kierunku pokoju chłopaka, postanawiając, że jeśli go tam nie będzie, po prostu zaczeka. Byłoby to w sumie dobrym rozwiązaniem, bo mógłby przy okazji pomyśleć, co mu w ogóle powie. Kiedy jednak znalazł się na odpowiednim piętrze, dostrzegł Aleca stojącego na końcu korytarza. Widząc go, wiedział już, że nie będzie miał czasu na obmyślenie czegokolwiek. Chłopak chyba go nie zauważył, bo bez nawet zerknięcia w jego stronę wszedł do swojego pokoju, a osoba, z którą rozmawiał, ruszyła w jego kierunku. Początkowo myślał, że źle widzi, ale kiedy Nocny Łowca był bliżej, nie mógł się mylić. Aaron uśmiechnął się do niego szeroko i zniknął za zakrętem prowadzącym do schodów. Kiedy tylko Magnus zobaczył ten jego kpiący uśmieszek, spokój, nad którym tyle pracował, diabli wzięli. Wszedł szybko do pokoju Aleca, nie kłopocząc się pukaniem do drzwi. Chłopak odwrócił się, ale jednak zanim zdążył coś powiedzieć, Magnus pierwszy zabrał głos.
- Czego on znowu od ciebie chce?! - wrzasnął.
Lightwood patrzył na niego i nawet dwa razy otworzył usta, by się odezwać, ale zaraz je zamknął. Odetchnął kilka razy i odparł cicho:
- Kto?
- Aaron, a kto? Znowu tu przylazł, a ty z nim rozmawiałeś! - zbliżył się na krok.
Alec przeczesał włosy i zastanowił się chwilę. Nie tak sobie wyobrażał ich spotkanie. Naprawdę myślał, że się pogodzą.
- No i co z tego, że z nim rozmawiałem? - zapytał, siląc się na spokój. Szczerze mówiąc chciał go wykopać ze swojego pokoju. Nie miał ochoty na kolejną kłótnię, a na to się zapowiadało. - Jeśli to wszystko, co chciałeś powiedzieć, to możesz już iść - wskazał mu dłonią drzwi.
Tym razem to Magnus nie wiedział, co powiedzieć. Po słowach chłopaka wyparował z niego cały gniew i wszelkie myśli o blondynie.
- Wyganiasz mnie?
- Jeżeli tylko to sprawi, że przestaniesz na mnie naskakiwać to tak - zgodził się. - Nie pogarszajmy sytuacji - poprosił.
Magnus zrobił jeszcze kilka kroków w jego stronę, chcąc podejść jak najbliżej, ale w końcu stanął jakieś dwa metry przed nim i po prostu wyciągnął do niego rękę.
- Nie przyszedłem po to.
- Więc po co?! - warknął Alec. - Najpierw wypominasz mi to, że jestem Nocnym Łowcą, teraz złościsz się za to, że przyszedł do mnie Aaron i zamieniłem z nim kilka zdań! Zrozum, że nie mam na to wpływu - powiedział trochę na wyrost, bo przecież jakiś tam wpływ na zachowanie Aarona miał, ale skoro Magnus się tak zachowywał, to on też miał prawo. - Jeśli chcesz ze mną zerwać to po prostu powiedz - zakończył wypranym z emocji się głosem.
Sam oczywiście tego nie chciał, ale nie wiedział już, jak interpretować postępowanie Bane'a.
- Nie chcę z tobą zrywać - odparł szybko czarownik i pokonał dzielący ich dystans. - Przyszedłem się z tobą pogodzić.
Alec spojrzał mu w oczy.
- Jakoś nie idzie ci za dobrze - burknął.
- Wiem, wiem. Przepraszam - objął go w pasie. Słowa chłopaka podziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Przecież to nie miało tak wyglądać. - Za swoje słowa, zachowanie i.. za wszystko. Naprawdę, szczerze cię przepraszam. Nie chcę się z tobą rozstawać, chcę, żeby było jak dawniej - szeptał mu w szyję.
Alec tak jak to przewidział, kiedy tylko padły przeprosiny, automatycznie się w niego wtulił, zapominając całkowicie o ich kłótni. Wystarczyło, jedynie by mężczyzna do niego przyszedł. Może i zachowywał się teraz jak głupi dzieciak, który nigdy nie nauczy się życia, ale nie potrafił inaczej. W ramionach czarownika czuł się tak dobrze, że nie chciał się z nich wyplątywać.
- Ja też przepraszam - wyszeptał. - To też była moja wina, ta kłótnia..
- Nie rozmawiajmy już o niej - poprosił Bane, całując go w ramię. - Po prostu już się nie kłóćmy.
Lightwood zadrżał, czując usta swojego faceta na szyi i zaraz na szczęce. Tak za nimi tęsknił.. Naprawdę. Sam również zaczął obcałowywać twarz czarownika, składając pocałunki, gdzie popadnie. Chciał go. Teraz, zaraz.
- Musisz mi ufać - wydyszał Alec, spychając mu z ramion kurtkę.
- Oczywiście - zgodził się ten natychmiastowo, pomagając mu i samemu ją ściągając.
Lightwood na chwilę przywarł do jego warg, całując je niemal łapczywie, po czym odsunął się na moment, by warknąć:
- Mówię poważnie, Magnus.
Bane spragniony jego pocałunków pokiwał żarliwie głową.
- Wiem, ufam ci przecież - wyrzucił z siebie.
Po tych słowach przyciągnął go do siebie i niemal od razu wpił się w jego usta. Jęknął głośno, kiedy poczuł zimne dłonie chłopaka pod swoją koszulką. Sam nie pozostał mu dłuży i również zaczął jeździć rękoma po jego ciele. Posunął się jednak krok dalej i zaraz T-shirt chłopaka leżał na ziemi obok jego kurtki. Alec zupełnie nie przejął się tym, że jest nagi od pasa w górę i dalej kąsał szyję partnera, ssąc w niektórych, bardziej wrażliwych, miejscach. Magnus zamruczał zadowolony i wplótł palce we włosy Nocnego Łowcy.
- Zdejmij - jęknął, kiedy język Aleca natrafił na fragment jego koszulki.
Ten szybko wykonał jego polecenie i dosłownie po sekundzie obaj stykali się nagimi klatkami piersiowymi. Młodszy popchnął Bane'a na łóżko i zaraz zawisł nad nim. Widząc jego rozpalone spojrzenie, nie mógł się nie uśmiechnąć. Pochylił się i pozwolił, by ich usta zetknęły się ze sobą na ułamek sekundy. Potem zsunął się niżej i już śmielej zaczął go obcałowywać. W ramach podziękowania usłyszał serię jęków, które bardzo mu się spodobały. Kolejną nagrodę otrzymał, kiedy przygryzł jego prawy sutek, po czym polizał go i dmuchnął, wywołując na jego ciele dreszcze i gęsią skórkę. Zaśmiał się melodyjnie, widząc, że ten zaciska zęby, by tylko znowu nie jęczeć. Patrzył mu prowokująco w oczy, a kiedy i Magnus przeniósł na niego swój zamglony wzrok, uśmiechnął się lubieżnie i oblizał kusząco wargi. Bane najchętniej zgniótłby je w mocnym uścisku, ale chłopak był za nisko, więc po prostu uniósł biodra i otarł się nimi o krocze młodszego. Tym razem to z jego ust wydobyło się ciche syknięcie, a czarownik zadowolony z tego powtórzył gest jeszcze kilka razy, czemu towarzyszyły ciężkie sapnięcia.
- Chyba na za dużo sobie pozwalasz - warknął czarnowłosy i ku niezadowoleniu mężczyzny unieruchomił mu dolne partie ciała swoimi nogami.
Widząc w jego oczach chęć buntu, pochylił się szybko i pocałował go, od razu wsuwając język w jego uchylone wargi. Jednocześnie złapał jego nadgarstki i umieścił je nad jego głową, trzymając swoją dłonią.
- Teraz dobrze - zaśmiał się i cały czas patrząc mu w oczy, tworzył językiem mokrą ścieżkę, zaczynając od jego szyi i jadąc coraz bardziej w dół.
- Chyba tobie - odpyskował mu zaraz Magnus, przymykając oczy z przyjemności, przecząc w ten sposób sam sobie.
Alec zaśmiał się gardłowo.
- Chcesz powiedzieć, że nie jest ci dobrze?
Mruknął i przesunął nosem po wybrzuszeniu w jego spodniach, nadal się śmiejąc.
- Śmiejesz się ze mnie, a sam jesteś nie lepszy - burknął.
Lightwood wybuchnął śmiechem, słysząc jego ponury ton. Wyprostował się i usiadł mu na biodrach. Nie przemyślał tego jednak, bo musiał puścić jego dłonie, co czarownik od razu wykorzystał, kładąc je na jego udach.
- Ale ja się tego nie wypieram - powiedział, nadal się uśmiechając.
- To skoro się nie wypierasz, to może mi go pokażesz - zaproponował czarownik seksownym tonem.
Nie czekał nawet na jego odpowiedź, tylko przy akompaniamencie chichotu Aleca sięgnął do jego rozporka, szybko go rozpinając. Wsunął nawet palce za pasek jego bokserek, kiedy nagle rozdzwonił się telefon chłopaka. Obaj podskoczyli jak oparzeni, a Alec chwycił go wściekły, ze ktoś im przeszkadza. Zaraz jednak uśmiechnął się delikatnie i cmoknął czarownika w usta, po czym zszedł z jego kolan, sięgając swoją koszulkę.
- Co ty robisz?! - oburzył się Bane.
- Mam spotkanie, muszę iść – odparł spokojnie, gorączkowo myśląc, jak mógłby zakryć nie taki mały znowu wzwód.
- Teraz? - podniósł się na łokciach i spojrzał na niego niedowierzająco.
- Wrócę jak najszybciej się da – obiecał i znowu się nad nim pochylił, całując w usta. - Nie ubieraj się – szepnął mu do ucha i wyszedł, nie zwracając uwagi na pełne niezadowolenia prychnięcie partnera.
Na zebraniu rzeczywiście nie siedział długo. Kiedy tylko trenerzy pozwolili się rozejść, nie czekając na nikogo, opuścił salę. Przez prawie półgodziny, które spędził poza swoim pokojem, zdążył się uspokoić i odprężyć, na tyle na ile pozwalała mu lekko pulsująca erekcja.
Otwierając drzwi do swojej sypialni, myślał o tym, co będzie robić ze swoim chłopakiem. Kiedy tylko na niego spojrzał, zaśmiał się głośno i szybko je zamknął, opierając się o futrynę. Magnus półleżał na jego łóżku w samych bokserkach i z szeroko rozłożonymi nogami. Uśmiechał się przy tym lubieżnie i masował po kroczu. Alec potarł twarz dłonią i powoli do niego podszedł, rozbierając się po drodze. Oj, tak. Raczej nie pośpi sobie tej nocy.

_________________________________________

Kolejny rozdział, tak na końcówkę wakacji :)
Nie mam niestety czasu, żeby go teraz sprawdzić i mogą zdarzyć się jakieś błędy, ale obiecuję, że przeczytam go jutro jeszcze raz i ewentualnie poprawię.
Dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia oraz witam nowych czytelników.
Buziaki i do następnego :*

środa, 26 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ XXXIII

Często zdarza się tak, że najpierw mówimy, a potem myślimy. Na domiar złego pewnych rzeczy i słów za nic w świecie nie da się cofnąć, nieważne jak bardzo byśmy chcieli. Po prostu nie da się tego zrobić. Ludzie są głupcami, egoistami. Przekładają swoje dobro nad dobro innych. Nie przejmują się, że kogoś ranią. Nie zdają sobie sprawy, że im zależy, dopóki czegoś nie stracą. Dopiero po tym dowiadują się, że popełnili błąd, że zrobili coś złego. Ale czy to coś zmienia? I tak są zbyt dumni, by przeprosić. By przyznać się do tego, że to oni zawinili, że to wszystko przez nich. Że wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ich głupie zachowanie. A ból? Poboli i przestanie. Gorzej jeżeli cierpi osoba, na której nam zależy. Cierpi i doskonale zdajesz sobie sprawę, że to przez ciebie. To ty sprawiłeś, że przez jakiś czas chodzi smutna, że jej uśmiech nie jest szczery i nie sięga oczu. I mimo iż udaje, że wszystko jest dobrze, ty wiesz, że wcale tak nie jest. Ale nic nie robisz, bo najbliżsi radzą ci, żebyś zostawił to, tak jak jest. Mówią, że tak będzie lepiej. Że to po prostu kolejny rozdział w twoim życiu, który kiedyś musi zostać zakończony. Że ta sprzeczka tylko umacnia cię w przekonaniu, że osoba, którą zraniłeś nie była ci pisana, bo przecież jak możesz ranić kogoś, na kim ci zależy? Ich zdaniem to wszystko było złudzeniem. Przekonują cię do tego i zapewniają, że w końcu znajdzie się ktoś, ciebie warty.
Mało kto jednak zwraca uwagę na to, że prawdziwy związek to nie tylko chwile dobre. Nie możemy zostawić kogoś dla nas ważnego przez jedną głupią kłótnię, bo przecież nie zawsze jest idealnie. Każdy ma czasem gorszy dzień i każdemu zdarza się popełniać błędy. Ludzie wolą unikać problemów i zastępować bliską osobę kimś innym. Bo tak będzie lepiej, bo tak radzi rodzina. Po co walczyć, skoro ktoś inny może dać ci to samo?
Tyle, że Magnus nie był człowiekiem, nie należał do rasy ludzkiej. Był czarownikiem. Znał wiele historii miłosnych wśród Przyziemnych i zastanawiał się, jak można być tak ślepym. Przyziemni byli głupcami, a ich nieudane związki, były tylko i wyłącznie ich winą. Nie dostrzegali czegoś, co mieli na wyciągnięcie ręki. Nie dopuszczali do siebie możliwości, że to oni wszystko zniszczyli, a Magnus tak. Wiedział doskonale, że gdyby nie jego słowa byłoby dobrze. Może i wina leżała po obu stronach, bo przecież obaj się kłócili, obaj krzyczeli, jednak Bane czuł, że mogliby dojść do porozumienia, gdyby nie jego ostatnie słowa. Sam się zastanawiał, dlaczego powiedział coś tak okrutnego. Mimo iż innym to, co powiedział mogłoby wydawać się niegroźne, to on wiedział, że nie powinien tego mówić. Przecież nawet tak nie myślał! Alec to najwspanialsza osoba, jaką znał. Wiedział, że może mu ufać, że zaczyna czuć do niego coś głębszego, że ich związek może przerodzić się w coś więcej, potrzeba tylko czasu. Dlaczego więc wyskoczył z czymś takim? Przecież chciał Aleca. Jego, nikogo innego. Nie chciał go wymieniać ani zostawiać. Chciał żeby było dobrze. Żeby się pogodzili.
I się pogodzą, był tego pewien. Zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby tak właśnie było. Nie podda się, o nie, co to to nie. Nie ma zamiaru zaprzepaścić tego, co razem stworzyli przez jedną głupią kłótnię. Da teraz trochę czasu Alecowi, na to by ochłonął. Sam również się uspokoi, a potem ruszy do działania. Nie zostawi tego, tak jak jest. Wie, że źle postąpił, ale postara się to naprawić. Ba! Postara się? Naprawi to, na pewno. Musi tylko się przełamać i przeprosić. Może i nie był człowiekiem, ale kilka cech miał wspólnych. Wiedział, że zawinił, ale nie był pewien, czy potrafi się do tego przyznać i powiedzieć to na głos. Musi przecież powiedzieć, że jest tego świadom, a to nigdy nie było łatwe. Ale da radę, przemyśli to na spokojnie i da radę. Musi.
Ale od początku.
Po wyjściu chłopaka, czarownik opadł bezsilnie na kanapę. Widząc jego zbolałą twarz, załamał się totalnie. Jak mógł być takim idiotą? Jak mógł powiedzieć takie okropne słowa? Już nawet ból głowy mu nie przeszkadzał, bo zdawał sobie sprawę, że było to niczym w porównaniu z tym, co musiał czuć jego chłopak. Wiedział, że wyraz jego twarzy, kiedy wychodził, na długo zostanie w jego pamięci. Okropny grymas, który zobaczył, tak mu się wrył w psychikę, że nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Wpatrywał się w ścianę i próbował sobie wszystko poukładać i znaleźć, jakieś wytłumaczenie na swoje zachowanie. Sam zdawał sobie sprawy z tego, ile czasu upłynęło, zanim się otrząsnął do tego stopnia, że zauważył wpatrujących się w niego przyjaciół. Kilka minut, a może godzin?
- Słyszeliście? - zapytał cicho, wypranym z emocji głosem.
Cate usiadła obok niego i położyła mu dłoń na udzie.
- Tylko końcówkę - odpowiedziała powoli, cały czas się w niego wpatrując.
Myśleli z Ragnorem chwilę, czy w ogóle się do tego przyznać, ale w końcu stwierdzili, że tak będzie lepiej. Tak będą mogli mu chociaż jakoś pomóc. Mężczyzna sam by się do tego nie przyznał, a nie mogli patrzeć na to, jak się bije z myślami.
- I co? Co myślicie? - zaśmiał się szyderczo. - Jestem dupkiem, prawda?
Cate szybko pokręciła głową, przecząc w ten sposób jego słowom. Nie chciała, żeby czarownik czuł się w pełni winny temu, że doszło do sprzeczki. Przecież wina leży po obu stronach. Ten cały Alec również mógł odpuścić.
- Nie jesteś dupkiem - powiedziała takim tonem, jakby tłumaczyła coś dziecku. - Nie możesz się za wszystko obwiniać. Zrzucasz to wszystko na siebie, chociaż wiesz, że nie powinieneś.
Głaskała go delikatnie po nodze, starając się dodać mu otuchy. Potrzebował słów wsparcia.
- Nic nie wiesz - podniósł głowę, którą do tej pory chował w dłoniach i na nią spojrzał. Cate trochę się zdziwiła widząc jego oczy. Były całe przekrwione, chociaż była pewna, że ten nie płakał. Dodatkowo ten wzrok.. Zupełnie bez wyrazu, jakby już tracił nadzieję. - Nie widziałaś jego twarzy.. Jego miny.. Nie powinienem był tego mówić!
- Nie powinieneś, ale powiedziałeś - odezwał się po raz pierwszy podczas tej rozmowy Ragnor. - Nie ma co się załamywać, przecież to tylko Nocny Łowca.
Cate otworzyła szerzej oczy i rzuciła mu mordercze spojrzenie. Nie mogła uwierzyć, że widząc takiego Magnusa, mógł powiedzieć te słowa. Dlaczego? Ich przyjaciel potrzebował otuchy, pocieszenia, a ten na pewno mu go nie dawał.
- Pogodzicie się, a tobie będzie głupio, że w to nie wierzyłeś i się tak zachowywałeś - powiedziała, odwracając się z powrotem do niego. - Mogę ci to obiecać. To pewnie nic takiego. Obaj to przemyślicie, porozmawiacie i wszystko wróci do normy - zapewniała.
Magnus potrząsnął głową. Chciałby, żeby tak było, ale teraz nie mógł nic zrobić. Poza tym rozsadzający ból głowy nie pozwalał mu rozsądnie myśleć.
- Mam nadzieję - przyznał i wstał. - Ale teraz pójdę do siebie, bo głowa mi zaraz pęknie, jeśli nie położę się chociaż na chwilę.
To co powiedział było zgodne z prawdą, ale nie było jedynym powodem, dla którego chciał zostać sam. Nie chciał się po prostu użalać nad sobą, a przynajmniej nie w towarzystwie najlepszych przyjaciół. Co by pomyśleli, gdyby zrobił coś głupiego?
Nie czekając na ich reakcję, skierował swoje kroki w stronę sypialni. Kiedy przechodził przez korytarz, zachwiał się lekko. Złapał się od razu za głowę i syknął cichutko. Stanął na moment i starał się uspokoić. Usłyszał wtedy pisk dochodzący zza drzwi, w których znajdowała się obca istota. Dźwięk, który wydała, podziałał drażniąco na jego czaszkę.
- Zamknij się! - ryknął w jej stronę, czemu towarzyszył deszcz niebieskich iskier.
Zaraz po tym zajściu w mieszkaniu zapadła cisza, a Magnus po raz kolejny dziękował niebiosom za to, że jest czarownikiem. W ciut lepszym nastroju udał się do sypialni i od razu rzucił się na łóżko.

***

Alec pospiesznie zbiegł ze schodów. Musiał się jak najszybciej wydostać z tego miejsca, znaleźć się jak najdalej od mieszkania Bane'a. Nie dał rady odejść za daleko, bo zaraz na dole po wyjściu z klatki schodowej oparł się o drzwi wejściowe. Nadal nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Magnus naprawdę tak myślał? Skoro nie należał do jego życia, to po co w ogóle byli razem? Zasłonił twarz dłonią i przetarł oczy. Dlaczego to tak bolało? Dlaczego nie mógł tak po prostu odejść i wymazać z pamięci całej tej rozmowy? Albo wrócić i powiedzieć Magnusowi, że to nic, że nadal mogą być razem. Och, jaki był naiwny. Przecież gdyby czarownik chciał, na pewno zszedłby za nim. Już dawno by go przytulił i może przeprosił.
Zebrał się w sobie i odsunął od ściany. Nie będzie przecież stał tutaj cały czas. Było już późno, a on miał rano trening. Musi wziąć się w garść i wracać do siebie. Jeśli nie prześpi się chociaż chwilę, na ćwiczeniach będzie zupełnie nieprzytomny. Nie chciał pokazać innym, że słowa mężczyzny go zabolały. Nie da mu tej satysfakcji. Już w jego mieszkaniu się wygłupił, odkrywając swoje emocje. Ma jednak nadzieję, że Magnus tego nie zauważył. Będzie żył dalej i pozwoli na to, by los sam nim pokierował. Co ma być to będzie.
W Instytucie znalazł się już po kilkunastu minutach. Sprężył się i dotarł tam znacznie szybciej niż zwykle. Wziął prysznic i ułożył się w łóżku. Do śniadania zostało mu niecałe pięć godzin, więc postanowił się wyspać.
Jego umysł był jednak tak zawalony, że nie było mowy o jakimkolwiek śnie. Nie, dopóki nie poukłada pewnych rzeczy. A musiał to zrobić, bo w przeciwnym razie nici z wypoczynku.
Po godzinie intensywnych rozmyślań doszedł do wniosku, że to bez sensu. Analizował całą rozmowę, jaką przeprowadził ze swoim chłopakiem i cały czas dochodził do tego samego wniosku. Trochę go to bolało, ale był pewien, że jeśli Magnus przyjdzie i przeprosi, nie będzie w stanie zrobić nic innego, jak tylko mu wybaczyć.
Mimo iż jakotako ogarnął chaos panujący w jego głowie, sen i tak nie chciał nadejść. A nawet jeśli udało mu się zdrzemnąć, to i tak tylko na chwilę, a potem znowu się budził. Było to naprawdę wkurzające, bo wiedział, że jeśli się porządnie nie wyśpi, treningi będą dla niego jeszcze bardziej męczące.
Około szóstej nie wytrzymał i zwlekł się z łóżka. Nie mógł spać, więc nie było sensu leżeć i nic nie robić. Nie chciał, by zalała go kolejna fala niechcianych myśli. Nie wiedział, czy poradzi sobie z ich kolejną porcją, która wprowadzała do jego umysłu niepewność i masę wątpliwości. A każdy kto go znał, wiedział, że wręcz nienawidzi obu tych uczuć. Wolał się od nich odseparować, uciec. Chociaż na chwilę.
Na początku chciał pobiegać, ale wtedy miałby mnóstwo czasu na myślenie, a nie chciał już myśleć. Nie miał już siły, by kolejny raz zmierzyć się z tym samym. Długo zastanawiał się, co mogłoby mu pomóc, ale jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy. Dopiero kiedy był już na dole w sali treningowej, wpadł na genialny pomysł. Że też wcześniej o tym nie pomyślał. Aż sam się za to zganił. Łucznictwo. No tak. Zawsze pomagało mu się uspokoić i oczyścić umysł. Do prawidłowego strzału trzeba odsunąć od siebie wszystkie myśli, a właśnie tego potrzebował.
Po półtorej godzinie solidnego treningu wrócił do siebie. Idealnie wyliczył czas, bo kiedy tylko wyszedł spod prysznica, nadszedł czas na śniadanie. Udał się więc do jadalni. Wśród ludzi poczuł się o wiele lepiej. Wszyscy wokoło śmiali się i rozmawiali. Wystarczyło tylko wtopić się w tłum, a to nie było już żadnym problemem.
- Alec! - przywitała się z nim wesoło siostra. - Miło cię widzieć.
Chłopak kiwnął jej głową i uśmiechnął się nieco wymuszenie. Miał nadzieję, że nie zauważy żadnej różnicy w jego zachowaniu. Nie chciał mówić nikomu o tym, co wydarzyło się podczas spotkania z czarownikiem.
- Już myśleliśmy, że nie wrócisz - zaśmiał się Jace. - Tak długo cię nie było, że zaczęliśmy się martwić. Izzy nawet chciała iść do Magnusa, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście nic się nie stało, ale ja oczywiście wytłumaczyłem jej, że nie należy wam przeszkadzać. Nie wiadomo przecież, co robiliście. Byliście sami, po kilku dniach, podczas których się nie widzieliście.. - poruszył sugestywnie brwiami.
Alec skrzywił się nieco, słysząc imię swojego chłopaka, ale nie dał po sobie tego poznać. Spuścił głowę, wykorzystując okazję, że właśnie zajmował miejsce przy stole.
- Jace! - oburzyła się jego siostra, kiedy usłyszała, co ten powiedział. Uderzyła go w klatkę piersiową i zrobiła groźną minę. - Już ci mówiłam, że to nie twoja sprawa, co robią, kiedy są sami. Jesteś okropny, jeśli cię to tak obchodzi, to sam znajdź sobie chłopaka - powiedziała. - I na Razjela, to on to mówił, nie ja! - zwróciła się tym razem do starszego z braci.
Alec skinął głową i uśmiechnął się delikatnie. Nie wiedział, że jego rodzeństwo tak się interesuje jego życiem.
- Nie wiem, o co ci chodzi! - burknął Jace, obrażonym tonem. - Jak możesz być taką kłamczuchą, co? Teraz zganiasz wszystko na mnie? - pomachał zabawnie dłonią.
Izzy zaśmiała się niedowierzająco. Zachowanie Jace'a bardzo ją śmieszyło. Ponadto wiedziała doskonale, że Alec mu nie wierzy. Przecież z całej ich trójki, to blondyn miał zawsze najbrudniejsze myśli.
- To ty kłamiesz! - roześmiała się. - Ty się zastanawiałeś, co robią!
- Ja? - zapytał Jace, udając zaskoczenie. - Przecież ja doskonale wiem, co robili. Tacy grzeczni chłopcy! - zachwycił się jak babcia wychwalająca swoje wnuki. - To pewne, że siedzieli cały wieczór i grali w szachy.
Dziewczyna ponownie wybuchnęła śmiechem, tym razem nie komentując słów swojego brata. Szkoda wysiłku na takiego kretyna, jak stwierdziła.
- O której wróciłeś? - zapytała w zamian Aleca, który do tej pory nie miał nawet możliwości się odezwać.
- Późno, dobrze po trzeciej - odpowiedział krótko.
- Huhuhu - zaśmiał się blondyn. - Ktoś tu kłamie! Nie tak cię rodzice wychowali - pogroził mu palcem. - Żeby całą noc siedzieć poza domem, nie poznaję cię, Alexander!
Alec zmarszczył brwi. Nie rozumiał, skąd te przypuszczenia jego brata. Przecież mówił prawdę!
- Naprawdę wróciłem po trzeciej, nie kłamię - nie miał siły się kłócić.
Izzy zdawała się już coś zauważać, więc chwycił kromkę chleba i zaczął ją smarować masłem, poświęcając temu zajęciu wiele więcej uwagi niż to warte. Po prostu nie chciał na nią patrzeć, bo wiedział, że zaraz wywęszyłaby zmianę w jego nastroju.
- Byliśmy u ciebie rano - wyjaśniła Isabelle. - Nie było cię - wzruszyła ramionami i nie spuszczała wzroku z brata.
Czarnowłosy również wzruszył ramionami.
- Byłem postrzelać z łuku. Nie mogłem spać - wytłumaczył.
Ta odpowiedź wydawała się jego siostrze inna niż zazwyczaj udzielał. Dziwnie krótka i jakaś taka nieswoja.
- Coś się stało? - zapytała wprost.
Wiedziała jednak, jakiej odpowiedzi może się spodziewać. Znała go i doskonale zdawała sobie sprawę, że jeśli go coś dręczy, to nie wyciągnie tego z niego tak łatwo. A może po prostu jej się wydawało?
- Nie, dlaczego? - chciał wiedzieć.
Uniósł nawet na chwilę wzrok, żeby posłać jej słaby uśmiech, który w jego mniemaniu wyglądał tak jak zawsze. Przynajmniej miał taką nadzieję.
- A gdzie Magnus? - wtrącił się Jace, nieświadomy podejrzeń swojej siostry.
- U siebie, nie wraca na razie. Ma coś do załatwienia - powiedział i wrócił do szykowania posiłku.
Isabelle i młodszy z towarzyszących jej braci rozmawiali jeszcze chwilę, ale Alec się nie odzywał. Stwierdził, że i tak nie był nigdy rozgadany, więc nie będzie podejrzane, jeśli i tym razem zamilknie.
- A właśnie! Mama zauważyła twoją nieobecność! - wypalił nagle blondyn.
Lightwood natychmiast podniósł głowę i na niego spojrzał. Przełknął głośno ślinę, zanim odpowiedział.
- Co jej powiedzieliście?
Jace zerknął na swoją siostrę, a Alec już wiedział, że coś poszło nie tak.
- Trochę lipa - stwierdził blondyn.
- Powiedzieliście jej, gdzie byłem? - zapytał czarnowłosy wprost.
- Nie! - zaprzeczył od razu jego brat. - No coś ty. Ale skumała, że cię kryjemy - wyznał. - Ostrzegła, że to ma być ostatni raz.
Alec odetchnął z ulgą.
- Dobra, dzięki - kiwnął im głową i wstał od stołu z zamiarem wyjścia.
Rodzeństwo uśmiechnęło się do niego i ku jego zadowoleniu pozwoliło mu odejść samemu. Miał już dość udawania, że jest w świetnym humorze, a to dopiero ranek. Co będzie dalej?

***

Magnus wstał z łóżka cały obolały. Nie mógł spać i po prostu leżał przez cały czas. Przekręcał się z boku na bok, nie mogąc znaleźć żadnej wygodnej pozycji i tak prawie aż do samego południa. W końcu zmęczony nic nie robieniem i okropnym natłokiem myśli postanowił zwlec się z mebla, który i tak nie dawał mu jakiegokolwiek ukojenia. Tak dawno w nim nie spał, że wydawało mu się, jakby nie należało do niego. Nie było tak wygodne jak łóżko Aleca. Ale może na to wpływała sama obecność chłopaka? Bardzo możliwe.
Po odświeżeniu się w jego ukochanej łazience poszedł do kuchni, w której ku jego niezadowoleniu siedziała dwójka jego przyjaciół. Miał nadzieję, że po wcześniejszym chamskim potraktowaniu poszli do siebie, ale ci oczywiście zawsze robili mu na przekór. Nie chciał ich wyganiać, ale naprawdę nie miał ochoty na jakiekolwiek towarzystwo.
- Cześć - przywitała się Cate. - Jak się spało?
Bane kiwnął jej głową i usiadł na krześle.
- Dobrze - odpowiedział.
- Ile spałeś? - zapytał Ragnor rzeczowo.
Magnus uśmiechnął się krzywo. Miał nadzieję, że nie usłyszy tego pytania, ale cóż.
- Wcale.
Nie było sensu kłamać.
- Magnus - zaczęła kobieta karcąco.
- Wiem.
Nie chciał wiedzieć, co miała na myśli, więc szybko jej przerwał. Machnął ręką i przed jego nosem pojawił się duży kubek z kawą. Kolejnym machnięciem pozbył się naczyń, które walały się po stole jeszcze od wczorajszego wieczoru. Dwa zestawy, jego i Aleca.
- Jak twoja głowa? - chciała wiedzieć Cate, skutecznie ucinając myśli, które znowu biegły ku wczorajszym wydarzeniom.
- Chyba dobrze - stwierdził, wzruszając ramionami.
Szczerze mówiąc mało go teraz obchodziła boląca głowa. Już nawet nie odczuwał tego tępego bólu. A może zniknął zupełnie? Nie miał siły, żeby w ogóle o tym myśleć. Nie pamiętał, od kiedy go nie czuje, ale go nie czuł. Chociaż tyle.
- Zrobić ci coś do jedzenia? - dopytywała.
Czarownik posłał jej karcące spojrzenie.
- Nie - odpowiedział. - Jak będę chciał to sam sobie zrobię. Potrafię - wyznał chłodno. - Nie musisz mnie traktować jak dziecko.
- Nie traktuję cię tak.. - zapewniła go szybko.
- Traktujesz - odpowiedzieli jej obaj mężczyźni znajdujący się w pomieszczeniu. - Zawsze nas tak traktujesz, jeśli któryś ma jakiś problem - dodał Ragnor, stając po stronie przyjaciela.
- Bo się o was troszczę - wyjaśniła. - Ale wy oczywiście macie to gdzieś.
Magnus wstał i powoli do niej podszedł.
- Nie mam tego gdzieś - powiedział szczerze. - I nie jestem dzieckiem. Jeśli zgłodnieję, zrobię sobie coś do jedzenia - zapewnił. - Teraz po prostu i tak nic nie przełknę. Nie przejmuj się mną, skarbie - cmoknął ją w policzek. - Dam radę - dodał i wyszedł z kuchni.
Wrócił do swojej sypialni z kubkiem kawy w ręku. Odstawił ją na stolik nocny i usiadł w fotelu, odchylając głowę do tyłu i wpatrując się w sufit. Siedział tak jakiś czas i myślał. To właśnie w ten sposób doszedł do wniosku, że nie może się poddać. Nie zostawi tak tego. Zrobi wszystko co w jego mocy, żeby naprawić relacje ze swoim chłopakiem. Da mu czas na przemyślenia, a potem pójdzie i go przeprosi. I nie wyjdzie, dopóki wszystko nie wróci do normy. Pogodzą się! Tego był pewien. Bał się, że może dojść do kolejnej konfrontacji, ale musi coś zrobić. Da radę.
Bo przecież zawsze po burzy wychodzi słońce.

_______________________________________________

Kolejny rozdział!
Dziękuję za wejścia i komentarze. 20 000 odsłon! Wow! Witam oczywiście nowych czytelników!
Jestem zmęczona, więc się nie rozpisuję. Będę bardzo zadowolona, jeśli zostawicie na dole swoje opinie :)
Buuuziole :*

piątek, 21 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ XXXII

Kiedy Izzy wyszła z łazienki, w jej pokoju ulokował się już niezapowiedziany gość. Usiadła obok niego na łóżku i odrzuciła do tyłu włosy, które nadal były mokre po prysznicu. Czyniąc ten gest, niechcący pomoczyła również Jace'a, który odsunął się delikatnie, robiąc zgorszoną minę i ścierając wyimaginowane kropelki ze swojej twarzy.
- Oj, nie przesadzaj. Z cukru nie jesteś, nie roztopisz się – stwierdziła z przekąsem jego siostra.
Chłopak jedynie wzruszył ramionami i poprawił włosy bardzo wprawionym ruchem. Isabelle westchnęła i oparła brodę na dłoni, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem. Nieczęsto zdarzało się, żeby od tak do niej przychodził. Dużo lepszy kontakt miała z Aleciem i doskonale zdawała sobie sprawę, że Jace również. Byli w końcu parabatai i wiedzieli o sobie niemal wszystko. Jeśli rozmawiali o czymś poważnym to zawsze w trójkę.
- Dzwoniłaś do Aleca? - zapytał, a dziewczyna kiwnęła głową, dając mu w ten sposób znak, że tak. - Odebrał? - kolejne pytanie, ale tym razem odpowiedź przecząca. - I pewnie też nie oddzwaniał, co? - uraczył ją swoim spojrzeniem.
- Nie, on też nie dzwonił – przyznała.
- Wiesz chociaż, gdzie jest?
Izzy zerknęła na niego i zmarszczyła brwi.
- A ty nie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Jace wyprostował się i pokręcił głową. - U Magnusa – dodała ostrożnie.
Dziwiło ją to, że blondyn o tym nie wiedział. Alec zazwyczaj informował ich oboje o swoich wyjściach.
- Magnus wrócił? Czemu ja o tym nie wiem? - wyrzucał z siebie, coraz bardziej się złoszcząc. - Czemu mi nie powiedział?
- Nie wiem – wzruszyła ramionami i patrzyła, jak ten wyciąga telefon i szuka w nim czegoś nerwowo.
Znalazł numer brata i wybrał zieloną słuchawkę. Jak się okazało, chłopak i tym razem nie odebrał. Po kilkunastu sygnałach włączyła się poczta głosowa, ale blondyn ją zignorował, wściekle okładając urządzenie.
- Czemu się tak denerwujesz? - chciała wiedzieć dziewczyna, którą jego zachowanie zaczynało dziwić znacznie bardziej niż to, że chłopak nie został poinformowany o niczym przez swojego parabatai.
- Bo ten kretyn nie raczył nawet powiadomić kogokolwiek o tym, o której łaskawie zjawi się z powrotem – odburknął.
Izzy zaśmiała się cicho.
- Ty nigdy tego nie robisz, więc nie powinieneś się wypowiadać na ten temat – wypomniała mu.
- Ale on zawsze nam mówił – warknął.
- Jace, bo pomyślę, że masz uczucia i że się... Och Razjelu – teatralnie przyłożyła sobie dłoń do serca – o niego martwisz – dodała konspiracyjnym szeptem.
Blondyn skwitował jej słowa krzywą miną.
- Naprawdę, bardzo śmieszne – powiedział i pokazał jej język. - Po prostu to on zawsze jest określany jako wzór do naśladowania, a dzisiejszym zachowaniem pokazuje, że na to nie zasługuje.
Dziewczyna uśmiechała się do niego przez cały czas, kiedy mówił.
- Raz mu się zdarzyło, a ty się od razu bulwersujesz – wytknęła mu. - Wrócił jego chłopak, to chyba normalne, że chce spędzić z nim trochę czasu – powiedziała jak gdyby nigdy nic.
- A myślisz, że co robią? - zapytał prowokująco. - Jest późno, a jego nadal nie ma – udał, ze się zastanawia.
Izzy otworzyła szerzej oczy.
- Jace, zboczeńcu! - oburzyła się i walnęła go poduszką. - Nie chcę nawet o tym myśleć! To ich sprawa co robią, nie powinno cię to w ogóle interesować - dalej go okładała.
- Ciekawe kto jest na górze - mówił do siebie cicho, marszcząc brwi, jakby rzeczywiście go to zastanawiało.
- Jesteś okropny! Nie mam zamiaru prowadzić z tobą takich dyskusji.
Blondyn wybuchnął niepohamowanym śmiechem, nieudolnie próbując ukryć się rękoma przed poduszką, kiedy zobaczył jej minę. Nocna Łowczyni nie wiedziała, co o tym myśleć. W końcu stwierdziła, że Jace w dzieciństwie dostał pewnie w głowę jakimś ciężkim narzędziem.
- Dobra, dobra - wyjęczał, poddając się. - Już, koniec. Przecież żartuję! Mnie też nie interesują ich łóżkowe przeżycia - przyznał.
Dziewczyna odłożyła narzędzie tortur i spojrzała na brata. Ten z kolei wstał z łóżka i przeciągnął się, ziewając.
- Będę się zwijał. Spróbuj jeszcze raz zadzwonić do Aleca - ruszył w stronę drzwi. - Jeśli nie wróci do północy, złożymy im wizytę. Będzie śmiesznie - potarł zabawnie dłonie, jak osoba, która obmyśliła właśnie jakiś niecny plan.
- Zapomnij!
Jace zaśmiał się i w ostatniej chwili uchylił się przed lecącą w jego stronę poduszką. Posłał siostrze buziaka i życząc jej dobrej nocy, szybko opuścił jej pokój.

***

- Mało słychać – stwierdził Ragnor, stojąc tak blisko drzwi jak tylko się dało.
- To są ich prywatne sprawy, nie wiem w ogóle dlaczego podsłuchujesz – skarciła go jego przyjaciółka, Cate.
Oboje stali w kuchni Magnusa i starali się wybadać, kiedy trzeba będzie wkroczyć do akcji i wspomóc przyjaciela. Jak na razie nic nie wskazywało na to, by miała polać się krew, więc było dobrze. Chociaż czy dobrze to słowo, którym można było opisać ich zachowanie? Póki co była to jedynie kłótnia, ale słowa, które padały, były coraz ostrzejsze. I wydobywały się głównie z ust młodszego.
- Muszę przyznać, że chłopak ma gadane – skomentowała argumentację Aleca Cate.
- I charakterek – zgodził się z nią przyjaciel.
- Jak myślisz, ile to jeszcze potrwa? - wskazała głową salon.
- Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami. - Ale liczę na to, że niedługo, bo mam już dość tego miejsca – wskazał na kuchnię Magnusa. - Za dużo kolorów – stwierdził z niesmakiem, a Cate nie mogła tego inaczej skomentować, jak tylko się zaśmiać.

***

Magnus chodził po salonie w kółko, wciąż wydeptując tę samą trasę. Nie miał już siły na jakiekolwiek kłótnie. To wszystko było bez sensu. Nie wiedział już co mówić ani co myśleć. W głowie miał jeden wielki mętlik, a żeby tego było mało, doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby tylko od początku powiedział swojemu chłopakowi całą prawdę, uniknęliby tej niezręcznej rozmowy, która wymykała im się spod kontroli. Naprawdę nie chciał okłamywać Aleca, ale łudził się nadzieją, że przebrnie przez to sam bez mieszania go w jakiekolwiek sprawy, które go z pewnością nie dotyczyły. W ogóle nie powinien wiedzieć o żadnych zamieszkach, a już na pewno o tym, że w swoim mieszkaniu przetrzymuje prawdopodobną sprawczynię tego wszystkiego. I co on sobie o nim teraz pomyśli? To nie pomaga im w utrzymywaniu dobrych stosunków, o prawidłowo funkcjonującym związku już nie mówiąc.
A Alec? Wpatrywał się w czarownika i liczył jego kroki, bo pomagało mu się to uspokoić. Wydawało mu się, że ten zaraz udepcze sobie w dywanie dobrze widoczną ścieżkę i dziwił się odrobinę, że to jeszcze nie nastąpiło. Bane chodził i chodził, zerkając na niego co jakiś czas ze smutkiem w oczach. Lightwood miał pojęcie o tym, że mężczyźnie było przykro, bo wypisane to było w jego oczach. Sam chciał chciał zakończyć te beznadziejną wymianę zdań, ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę z tego, że nie może pozwolić na to, by ten go oszukiwał. Dlaczego od razu nie powiedział mu o tym wszystkim? Dlaczego, na Razjela, rzucił na niego jakieś zaklęcie?! To już był szczyt! Nie ufał mu? Przecież nie dalej jak kilka godzin temu zapewniał go, że jest zupełnie inaczej.
- Dlaczego nie mogę tam wejść?! - zapytał po raz kolejny Nocny Łowca, nerwowo tupiąc nogą i wskazując dłonią na pokój, o którym cały czas rozmawiali.
Magnus odetchnął kilka razy, zanim odpowiedział. Nie mógł zacząć krzyczeć, bo to tylko pogorszyłoby sprawę. Nie mógł, chociaż najchętniej właśnie to by zrobił. Albo ewentualnie rzucił się na chłopaka, niekoniecznie po to by go uderzyć.
- Ile razy mam ci powtarzać, ze to niebezpieczne? - nie chciał w kółko tłuc tego samego tematu.
- A ile razy ja mam ci powtarzać, że się nie boję? - odpyskował mu chłopak niemal automatycznie.
- Wiem, że się nie boisz! - podniósł odrobinę głos, ale zaraz się opamiętał i kontynuował już spokojniej. - Ale ja się boję. O ciebie – spojrzał mu w oczy. - Usiądźmy, porozmawiajmy na spokojnie – zaproponował.
Lightwood pokręcił głową.
- Nie wiem, czy to w czymś pomoże. Nie widzę żadnej różnicy między tym czy stoję, czy siedzę, naprawdę – wzruszył ramionami.
Drugiej propozycji nie skomentował, bo wiedział, że ten ma rację. Powinien się uspokoić.
- Jak chcesz – wyznał Magnus i zrezygnowany spojrzał tęsknym wzrokiem na kanapę. - Ja usiądę, mam już dość chodzenia. Poza tym zaczynają mnie już boleć nogi – pożalił się.
- Jasne, nie krępuj się.
Bane zignorował jego lekko kpiący ton i opadł na mebel, wzdychając cichutko. Och, przydałby mu się masaż.
- To Ragnor ją pierwszy zobaczył i było to zupełnie przypadkowe spotkanie. Na początku nie wiedzieliśmy nawet, że nie jest jednym z nas, Podziemnych. Nie wiem, jak to zrobiła, ale idealnie wtapiała się w tłum. Podczas kiedy my zajmowaliśmy się harmidrem, który powstał, ona gdzieś zniknęła, przepadła – tłumaczył spokojnie. - Staraliśmy się wybadać, kto zapoczątkował to całe zamieszanie i wszystko wskazywało właśnie na jej osobę. Popełniliśmy błąd, że nie złapaliśmy jej, kiedy pierwszy raz ją spotkaliśmy, ale naprawdę nie wydawała się być sprawczynią buntu. Jej ponowne poszukiwania zajęły nam naprawdę dużo czasu. Znaleźliśmy ją w jakimś opuszczonym budynku. Zdradził ją przeraźliwy odór, który unosił się w całej okolicy. Była ranna i to stąd ten zapach. Ten jeden fakt umocnił nas w przekonaniu, że ta dziwna istota z pewnością nie należy do naszego świata – westchnął i oparł łokcie na kolanach, pochylając się delikatnie do przodu.
Alec zainteresowany jego monologiem mimowolnie podszedł bliżej.
- Rozumiem, ale co to ma do rzeczy? - zapytał.
Magnus obrócił się zdziwiony i na niego spojrzał. Uśmiechnął się ledwo zauważalnie, kiedy zdał sobie sprawę, że chłopak stał tuż za nim, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Zawsze to lepsze niż złość.
- To, że mimo iż była ranna, ciężko nam było ją obezwładnić. A działaliśmy we trójkę, Cate, Ragnor i ja – wyjaśnił. - Poza tym kiedy przenosiliśmy ją do mojego mieszkania, odzyskiwała już siły. Nie wiem jak, ale jej rana się zabliźniała. Naprawdę nie mam pojęcia, w jakim jest teraz stanie, dlatego wolę nie ryzykować, wpuszczając cię do środka – zmarszczył czoło, wpatrując się w swoje splecione dłonie.
Alec podszedł do okna i patrzył na widok za nim. Splótł ręce na piersi i nie odzywał się przez chwilę. Myślał nad odpowiedzią. Wiedział, że jeśli chodziłoby o Magnusa, postąpiłby tak samo, ale na Razjela! Sam potrafi o siebie zadbać, nie potrzebuje niańki.
- Magnus – zwrócił się bezpośrednio do niego, choć nadal na niego nie patrzył. - Jestem Nocnym Łowcą – przypomniał mu. - Od urodzenia jestem szkolony do walki wręcz i z użyciem broni. Poluję na demony i je zabijam – powiedział jak gdyby nigdy nic. - To dla mnie żadna nowość. Zawsze staram się być przygotowany na atak, bo tak mi wpajano odkąd zacząłem chodzić. Potrafię o siebie zadbać, wierz mi, nic mi się nie stanie – dokończył, zerkając na niego.
Magnus schował twarz w dłoniach i myślał intensywnie. Od tego wszystkiego rozbolała go głowa.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że jesteś Nocnym Łowcą, ale nie myślisz racjonalnie. Nie widziałeś jej i nie wiesz, do czego jest zdolna. Najpierw musimy zdobyć jej zaufanie, żeby pozwolić ci zostać z nią sam na sam. Musimy się o niej dowiedzieć jak najwięcej. Jeśli okaże się, ze nam nie zagraża, wrócimy do tej rozmowy – powiedział.
- Nie chcę do niej wracać! Chcę po prostu zobaczyć tę dziewczynę! Co mi może zrobić?!
- Dużo, Alec, dużo ci może zrobić! - obrócił się w jego stronę i wymierzył w niego palcem. - Nawet nie wiesz co! I tak, ja również nie wiem – dodał, kiedy chłopak otworzył usta, by coś powiedzieć. - Ale ja mam chociaż trochę rozumu, by normalnie myśleć! W głowie mam już masę scenariuszy i nie wiem nawet, czy któryś z nich jest prawdziwy! Chciałbym, żeby ta dziewczyna okazała się zupełnie inna, chciałbym się co do niej mylić, ale póki co nic o niej nie wiemy! Nie wiemy nawet, z którego pochodzi wymiaru.
Lightwood słuchał jego wypowiedzi w skupieniu, co jakiś czas kiwając głową. Może i miał trochę racji, ale przecież nie można ciągnąć tego w nieskończoność!
- Dlaczego jesteś tak pesymistycznie wobec niej nastawiony? Sam cały czas powtarzasz, że nic o niej nie wiesz! - przypomniał mu surowo.
Magnus złapał się za głowę, palcami delikatnie i w miarę dyskretnie masując skronie. Ból z każdą mijaną minutą i padającym słowem przybierał na sile.
- A jak mam być nastawiony?! Jeśli to ona była prowodyrem całego tego zamieszania, to jak myślisz, jest do nas pozytywnie nastawiona? Przybyła w pokojowych zamiarach? A może po prostu chciała wypić kawę w miłym towarzystwie? - dorzucił sarkastycznie. - Ja myślę, że nie, ale oświeć mnie, jeśli się mylę! Może masz jakieś inne wytłumaczenie na jej zachowanie? No, słucham! - patrzył na zagubienie w pięknych oczach chłopaka, który nie wiedział, co powiedzieć. - Tak też myślałem – dodał, kiedy nie usłyszał żadnej odpowiedzi.
Podobno najlepszą obroną jest atak.
- Dalej jednak nie pojmuję, dlaczego tak wyolbrzymiasz jej zdolności – powiedział cicho Alec, opierając się o ścianę i odwracając w stronę mężczyzny.
- Mówiłem ci już o jej ranie. Sama na naszych oczach zaczęła się zrastać i to w zastraszającym tempie – przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu. - Ale to nie wszystko. Razem z Ragnorem opracowaliśmy miksturę, składającą się z różnych ziół i preparatów. Zmieszaliśmy naprawdę dużo rzeczy, po których ty, jako Nocny Łowca, który jak doskonale zdajesz sobie sprawę, jest odporny na różne specyfiki, spałbyś dobre dwa tygodnie. Ona obudziła się po dwóch dniach! Rozumiesz? Przez te dwa dni wchodziliśmy tam i sprawdzaliśmy pewne odruchy czy cechy, ale to na nic się zdało.
Alec, który patrzył do tej pory na czubki swoich butów, podniósł teraz wzrok na Bane'a. Wierzył w to, co mówił czarownik i nie miał zamiaru tego w jakikolwiek sposób podważyć. Jego uwaga skupiła się jednak na innym, ważnym dla niego szczególe.
- Znaleźliście ją i przyprowadziliście do ciebie? - zapytał.
Magnus zmarszczył brwi. Dlaczego chłopak o to pyta? Przecież już mu mówił, że tak było.
- No tak – zgodził się.
- Dopiero potem podaliście jej tę miksturę? - kontynuował tonem, który nie zdradzał żadnych emocji.
- Tak – ponownie przytaknął. - Do czego zmierzasz? - chciał wiedzieć.
Alec myślał przez chwilę.
- Dlaczego więc nie zadzwoniłeś do mnie wcześniej? Skoro byłeś w mieście, dlaczego odezwałeś się dopiero po dwóch dniach?! - podniósł głos. - Nie wiedziałem, co się z tobą działo!
- Alec, zrozum, ze nie mogłem tego zrobić! Ile razy mam ci to jeszcze mówić? Nie chciałem cię w to mieszać!
- Teraz już jestem w to zamieszany – przyznał Alec, kiwając głową.
Magnus z kolei pokręcił swoją przecząco.
- Nie – stwierdził. - Teraz po prostu o tym wiesz. Zamieszany w to nie jesteś, nie musisz czuć się za nic odpowiedzialny.
- Chcę ci pomóc! - wyprostował się momentalnie, słysząc jego słowa. - Nie możesz mnie teraz od tak sobie od wszystkiego odsunąć!
- Czy ty mnie w ogóle słuchałeś? Wiesz, co do ciebie mówiłem? To niebezpieczne!
- Aha, czyli ja nie mogę zbliżyć się do tej istoty, bo ty mi zabraniasz, tłumacząc to tym, że to niebezpieczne i się o mnie boisz? To teraz ty mnie posłuchaj! Ja również nie pozwalam ci badać tej sprawy.
- Niby dlaczego?! - rzucił mu wrogie spojrzenie, czego chłopak nawet nie zauważył, bo z zaciętą miną wpatrywał się w swoje paznokcie.
- Bo to niebezpieczne – wzruszył ramionami. - Nie pozwolę, by ci się coś stało - uniósł głowę i spojrzał mu hardo w oczy.
- Nie bądź śmieszny!
- Dlaczego? Nie widzę w tym nic śmiesznego. Martwię się o ciebie i chcę dla ciebie jak najlepiej - powiedział, na co czarownik prychnął. - Wątpisz w to?! - zapytał z niedowierzaniem.
- Jakże bym śmiał - zaśmiał się cichutko.
Alec podszedł bliżej niego z poważną miną.
- Naprawdę mi na tobie zależy i nie chciałbym kończyć tego związku, ale musisz mi ufać - powiedział. - Też się o ciebie boję, ale nie panikuję tak jak ty. Daję ci szansę wyboru - mówił tonem negocjatora - albo zajmiemy się tym oboje, albo żaden. Wybór należy do ciebie, moje zdanie znasz - wyznał. - Chcę wam pomóc.
Magnus nie wiedział, co powiedzieć. Nawet nie myślał o tym, że chłopak mógłby postawić mu ultimatum.
- Alec..
- Decyzja należy do ciebie - przerwał mu.
Lightwood wiedział, że stawianie go w takiej sytuacji jest nie fair, ale nie widział innego wyjścia. Zachowywał się jak dziecko, ale przecież nie mógł pozwolić na to, by Bane'owi się coś stało. Nie zostawi go z tym samego, a już na pewno nie po tym, jak ten gorączkowo opowiadał o tym, jakie to niebezpieczne. Przysiadł na fotelu i czekał, aż czarownik zabierze głos. Tyle że Magnus nie wiedział, co powiedzieć. Wstał i zaczął krążyć po pokoju, usilnie starając się z tego jakoś wybrnąć. Przeszukiwał umysł w celu znalezienia jakiegokolwiek pomysłu. Nic mu jednak nie przychodziło do głowy. Musiał przyznać, że chłopak postawił go w kłopotliwej sytuacji, ale na jego miejscu nie wpadłby pewnie na nic lepszego. Nocny Łowca dobrze wiedział, co robi.
Jeszcze przed chwilą skakali sobie do gardeł, a teraz nie mówili nic. Cisza, jaka nastała, działała kojąco na obolałą głowę czarownika. Zerknął ukradkiem na chłopaka. No tak, siedział potulnie jak baranek.
- Stawiasz mnie w trudnej sytuacji - zaczął, siadając.
- To się nazywa kompromis - stwierdził Nocny Łowca. - Musisz jedynie zdecydować.
- Jedynie? - prychnął. - To jest najtrudniejsze.
- Dlaczego? - zapytał. - Albo razem, albo wcale.
- Jesteś w błędzie! To nie jest łatwe! Nie mogę zostawić przyjaciół z tym samych, choć z drugiej strony jeśli się zgodzę, ty również będziesz musiał w tym uczestniczyć!
- Dlaczego się tak zapierasz przed tym, żebym wam pomógł? Przecież chcę dobrze! - również zaczął krzyczeć. - I nic nikomu nie powiem, wiesz o tym.
- To nie o to chodzi! I dobrze wiesz, dlaczego nie chcę byś był w to zamieszany!
- Nie traktuj mnie jak dziecko!
- To się tak nie zachowuj!
Obaj byli bardzo rozdrażnieni, kłótnia dawała im się we znaki. Magnus myślał intensywnie. Podjęcie decyzji naprawdę nie było proste. Musiał przemyśleć wszystkie za i przeciw. Dodatkowo fakt, że Lightwood cały czas się w niego uważnie wpatrywał, wcale mu nie pomagał.
- Zrobimy tak - zaczął bezsilnie. - Wrócisz tu za dwa dni, w sobotę po treningu. W niedzielę ich nie masz, więc będziesz mógł zostać w sobotę na noc i cały następny dzień. Musisz mi obiecać, że nikt się o tym nie dowie. Możesz powiedzieć, że będziesz u mnie, ale nie wspominaj, co będziemy robić, jasne? - zapytał, a ten potaknął. - Wymyślisz coś - machnął ręką. - Proszę cię tylko o jedno, przemyśl to jeszcze, naprawdę. W każdej chwili będziesz mógł przestać nam pomagać, wolałbym jednak, żebyś wcale tego nie robił, ale przecież nie pozwolisz mi czegoś sobie zakazać, prawda? - dodał z kpiną.
Rozsadzający ból głowy był nieporównywalny z czymkolwiek innym. Magnus nie dawał już rady, potrzebował jakiejś tabletki, natychmiast. Przez to że jej jeszcze nie wziął stawał się bardziej drażliwy i nieprzyjemny. Obawiał się, że pod wpływem chwili coś powie, a potem będzie tego żałował.
- Rodzeństwu też nie mogę powiedzieć? Wiesz, że również mogliby się przydać..
- Jasne, brakuje mi tu tylko wszechwiedzącego Jace'a! - wstał i podszedł gniewnie do okna. - Powiedziałem, że masz nie mówić nikomu!
- Zrozumiałem! Nie musisz krzyczeć. Trzeba było powiedzieć, ze ich nie lubisz! Nie proponowałbym..
- Jejku, przecież to nie o to chodzi! - wybuchnął, znów mu przerywając. - Nie wiem po prostu, jak mogliby pomóc! Nie są Podziemnymi, nie należą do świata, do którego ja należę!
Alec siedział z rozdziawionymi ustami, wpatrując się w swojego chłopaka. Nie widział go nigdy tak wściekłego. I to co powiedział..
- Magnus - zaczął niepewnie Lightwood. - Ja też nie jestem Podziemnym.. Też nie należę do twojego świata? - zapytał z bólem w głosie.
Do Bane'a dopiero teraz dotarło, co przed chwilą wyszło z jego ust. Nie wierzył, jak mógł powiedzieć coś takiego?!
- Ja.. Alec, ja .. - wyciągnął w jego stronę dłoń, a drugą zgiął w pięść i przycisnął do ust.
Do oczu napłynęły mu łzy, kiedy zobaczył minę Aleca.
- Ja.. Rozumiem - wstał i rozejrzał się po pokoju, nie wiedział co zrobić, ani jak się zachować. - Już pójdę - głos mu się załamywał.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a szeroko otwarte oczy błądziły po całym pomieszczeniu. Nie wiedział, co zrobić z rękoma, więc po prostu włożył je do kieszeni. Dopiero kiedy był przy drzwiach nie wytrzymał i skrzywił się. Dosłownie na sekundę jego twarz wykrzywił brzydki grymas, który wyrażał cały jego ból. Dla Magnusa był to nóż prosto w serce.

______________________________________________

Witam wszystkich, groszki :*
Rozdział miał się pojawić już wczoraj i zapewniam was, że był napisany. Miałam jednak pewne problemy z internetem, dlatego publikuję go dzisiaj. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe :)
Dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia i liczę na to samo również pod tym postem! :)
Buuuziaki :*

PS Może ktoś zauważył, ale post dodał się trzy razy. Z powodu problemów z internetem nie mogłam usunąć dwóch pozostałych, ale w końcu się udało. W tym miejscu chciałam serdecznie przeprosić mojego kochanego Kaczorka, bo usunęłam wersję, którą zdążyła już skomentować. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe :*