poniedziałek, 25 stycznia 2016

ROZDZIAŁ LII

Magnus uchylił lekko drzwi i zajrzał do środka. Dopiero kiedy zobaczył, że dziewczyna nadal była w takim stanie, w jakim ją zostawili, mógł odsunąć się na bok i przepuścić chłopaka, by ten wszedł do środka. Zaraz wsunął się za nim i przystanął z boku, patrząc uważnie na reakcję Aleca. Splótł ręce za plecami i czekał na jego słowa.
Lightwood wciągnął głośno powietrze, wypełniając nim całą pojemność swoich płuc. Przyłożył dłoń do ust i... Sam nie wiedział, co zrobić. Widok, który rozciągał się przed jego oczami nie bardzo mu się podobał. Dziewczyna, z którą nie tak dawno temu rozmawiał, leżała teraz na wznak na łóżku z szeroko rozłożonymi rękoma. Wyglądała, jakby tam spadła lub jakby ktoś ją rzucił. Ale nie tylko ona źle się prezentowała. Cały pokój sprawiał wrażenie, jakby przeszło przez niego tornado. Wszystkie rzeczy były porozrzucane po podłodze, większość z nich potłuczona lub popsuta. Rozdarta pościel i zabrudzona poduszka. Istny rozgardiasz.
Lightwood nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Chodził w tę i z powrotem, omijając miejsca, na których coś leżało. W zasadzie musiał ich omijać bardzo wiele, bo podłoga była naprawdę zawalona. Spojrzał na Magnusa, a w jego oczach można było zobaczyć niezdecydowanie i niepewność. Czarownik jednak nic nie zrobił i pozwolił mu się samemu z tym uporać, podczas gdy sam opierał się o ścianę i wpatrywał tylko i wyłącznie w niego.
- Co tu się stało? - zapytał cicho, jakby kierował to pytanie do siebie.
Magnus nie miał pojęcia, czy tak właśnie nie było, więc przez pewien czas się nie odzywał. Zabrał głos dopiero w momencie, gdy ponownie spoczęło na nim spojrzenie chłopaka. Najwyraźniej nie mógł sobie wyobrazić sytuacji, której świadkiem był Bane. Właściwie sam czarownik nie wiedział, jak się do tego ustosunkować. To wszystko działo się tak szybko, że ciężko było mu cokolwiek zrozumieć.
- Sam nie wiem - odpowiedział, a przed oczami ponownie stanęła mu scena, do której za wszelką cenę starał się nie dopuścić. Dziewczyna, którą sprowadził do swojego domu, zaatakowała jego przyjaciela. Osobę mu bliską, na której mu zależało. - Robiliśmy wszystko tak, jak mówiłeś. Zadawaliśmy jej pytania - wzruszył ramionami. - Odpowiadała, było okej - kontynuował spokojnie. - Potem coś się stało - przeniósł wzrok na nieprzytomną nieznajomą. - Zaczęła być bardziej drażliwa, jakby czymś rozdrażniona. Nie chciała odpowiadać. Krzyczała, szarpała się - mówił coraz ostrzejszym tonem. - Jakby coś w nią wstąpiło.
Opowiadał to tak, jakby Aleca wcale z nim nie było, a on bił się z myślami i próbował jeszcze raz to wszystko przeanalizować. Zachowywał się dziwnie. Tak jakby nagle uleciały z niego jakiekolwiek emocje, pozostawiając po sobie jedynie nikły ślad. Sam nie mógł zrozumieć, co nią kierowało ani czy to oni popełnili jakiś błąd.
- Co się stało? - chciał wiedzieć Alec, przerywając falę myśli, która naszła Magnusa i sprowadzając go z powrotem na ziemię.
Bane się otrząsnął i spojrzał na swojego chłopaka, nie bardzo wiedząc, co ma mu odpowiedzieć. Nie wiedział zresztą, czego dotyczyło pytanie Nocnego Łowcy. Posłał mu nic nierozumiejące spojrzenie, na co ten westchnął cichutko. Widział, że odkąd tu weszli, Bane zachowywał się tak, jakby go coś dręczyło. Nie mógł skupić myśli i był trochę nieswój. Roztrzepanie i niemożność skupienia się na jednym temacie na pewno nie były mu podobne. To do niego nie pasowało.
- Mówiłeś, że było okej - pospieszył z wyjaśnieniami i zrobił krok w jego stronę. - A potem coś się stało - przypomniał mu. - Co dokładnie się wydarzyło?
Czarownik z zadowoleniem zauważył, że chłopak ruszył w jego stronę i już po chwili znajdował się tuż przy nim. Jego obecność i bliskość dobrze na niego działały. Czuł się pewniej z Aleciem u boku.
- Nie wiem, skarbie - udzielił odpowiedni, wzdychając głęboko.
Lightwood skupił na nim całą swoją uwagę, starając się rozgryźć, co się z nim dzieje. Czarownik momentalnie zrobił się inny niż dotychczas.
- Dobrze się czujesz? - zapytał z wyraźną troską w głosie.
Martwił się o niego i nie zamierzał odpuszczać, jeśli ten nie chciałby mu powiedzieć prawdy. Długo jednak nie musiał o tym myśleć, bo czarownik jakby automatycznie mu odpowiedział i ani myślał o tym, żeby kłamać.
- Strasznie boli mnie głowa - wyznał i oparł ją na ramieniu czarnowłosego. - Już od jakiegoś czasu czuję się tak, jakby wokół niej latała natrętna mucha, ale ja nie mogę jej odgonić, bo jej najzwyczajniej w świecie nie widzę. Strasznie mnie to irytuje - powiedział jak na spowiedzi.
Lightwood zerknął w dół na opierającego się o niego Magnusa i od niechcenia pocałował go w czubek jego włosów. Potarł jeszcze jego ramię, by jakoś dodać mu otuchy.
- Myślisz, że to ma z nią coś wspólnego? - wskazał na jedyną istotę, która była z nimi w pomieszczeniu.
Bane wzruszył ramionami, ale zaraz oderwał się od chłopaka i spojrzał mu w oczy.
- Myślę, że tak - stwierdził. - Zawsze kiedy coś mówi, słyszę tylko piski, które doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Ciężko mi z tym wytrzymać i zazwyczaj szybko się przez to denerwuję. Wyobraź sobie, że ty słyszysz w głowie jakieś bliżej nieokreślone dźwięki. Każdego by to irytowało.
- Co myślą o tym twoi przyjaciele?
Tego pytania Alec nie planował zadawać, samo tak jakoś wyszło. Nie to, żeby nie obchodziła go ich reakcja na ten bądź co bądź problem. Po prostu rzadko kiedy poruszali ich temat, bo Lightwood przecież prawie wcale ich nie znał.
- Nic, a co mają myśleć? - zdziwił się czarownik. - Nie jest tak źle, teraz tylko sobie narzekam - wyjaśnił, chcąc zmienić temat. - Naprawdę, nie ma o czym mówić. Zresztą nie po to tu przyszliśmy. Ja z moją głową sobie poradzę, ale z nią raczej nie - wskazał na powód, dla którego znaleźli się w tym a nie innym pokoju. - Dlatego cię tu sprowadziłem, nie dlatego, żeby ci się pożalić - odsunął się od ściany i podszedł do łóżka.
Zrobił to celowo, żeby Alec nie mógł widzieć wyrazu jego twarzy. Kiedy już nie była ona w zasięgu jego wzroku, nieznacznie się skrzywił. Ból głowy nie ustępował, a on teraz najchętniej położyłby się do łóżka i zwinął w kłębek. Nie miał ochoty przebywać w tym konkretnym pokoju. Chciał kawy. Potrzebował jej.
- Strasznie wygląda - stwierdził Alec, idąc w ślad za nim i podchodząc do łóżka. On jednak obszedł je w około i stanął w miejscu, w którym miał na nią doskonały widok. Tuż przy meblu. Dziewczyna miała obróconą twarz w stronę okna, więc Alec mógł jej się przyglądać bez żadnych przeszkód. Dopiero teraz zwrócił na nią szczególną uwagę. Wcześniej bardziej skupił się na wyglądzie pokoju, podczas gdy to dziewczyna zdawała robić wrażenie bardziej poszarpanej. Koszulę miała naderwaną, sweter to samo, a włosy w totalnym nieładzie. Alec wziął w rękę jedną z jej dłoni i przysunął sobie pod nos. Dokładnie ją obejrzał i przeraził się, kiedy zobaczył, że jej paznokcie wyglądały tak, jakby musiała z kimś walczyć. Zdecydowanie wyglądała dużo bardziej jak ofiara niż sprawczyni całego zamieszania. - Pamiętam, jak z nią ostatnio rozmawiałem - dodał po chwili. Magnus cały czas na niego patrzył i szczerze się zdziwił, kiedy chłopak ujął jej dłoń. Ponadto zrobił to z taką delikatnością, że aż w nim coś zawrzało. - Nie sprawiała wrażenia, że coś jej nie pasuje. Razem uzgodniliśmy warunki, według których miała z wami współpracować - mówił spokojnym i rzeczowym tonem, wpatrując się w dziewczynę przed sobą. Intrygowała go, nie mógł zaprzeczyć. - Co się stało? - zapytał cicho, bardziej siebie niż czarownika.
Bane wzruszył ramionami, ale Alec nawet nie dostrzegł tego gestu. Wzrok wbijał w nieznaną mu istotę, o której wiedział niewiele więcej niż nic. Ciężko mu było cokolwiek o niej powiedzieć. Oczywiście znał podstawowe informacje, ale nie wiedział nawet, jak ta się nazywa!
- Zastanawialiśmy się już nad tym razem z Cate, ale też nie możemy na nic wpaść. Wpadła w furię i nie mogliśmy jej w żaden sposób zatrzymać - znowu odzywał się głosem wypranym z emocji. - Myśleliśmy nawet nad tym, czy popełniliśmy jakiś błąd, ale to mało prawdopodobne. Ragnor chciał ją unieszkodliwić i... - przerwał. Alec automatycznie na niego spojrzał, bo nie wiedział, dlaczego ten nie kontynuuje. Magnus natomiast spuścił wzrok na swoje splecione dłonie i zmarszczył brwi. Po chwili jednak zreflektował i ponownie uniósł spojrzenie, ale tym razem jednak spotkał na swojej drodze parę wpatrujących się w niego błękitnych oczu, które tak uwielbiał. - W tym miejscu znowu trzeba się zatrzymać, bo tak naprawdę ponownie nie wiem, co do końca miało miejsce. W jednej chwili Ragnor szedł w jej stronę, a w następnej już spadał na ziemię. Gdyby nie to, że stałem wtedy obok niego, wyłożyłby się na niej pewnie jak długi. Ciężko to wszystko opisać - wyznał, patrząc w jego błyszczące i ufne oczka. - To działo się tak szybko, Alec. Nie potrafię tego powtórzyć, a co dopiero powiedzieć ci o jakiś szczegółach. Musi ci wystarczyć to, co ja wiem. Chociaż może Cate albo Ragnor, kiedy już się obudzi, powiedzą ci coś więcej. Ja nie mam pojęcia, co mógłbym jeszcze dodać. Wybacz - westchnął i pozwolił, by Alec to wszystko przemyślał.
Odszedł na bok i przysiadł na na krześle, które już wcześniej podniósł z podłogi.
- Co jest z nią teraz? - zainteresował się Nocny Łowca.
Magnus uniósł delikatnie jeden z kącików ust. Spodziewał się tego pytania. Wiedział, że chłopak prędzej czy później je zada.
- Nic takiego. Potraktowałem ją po prostu zaklęciem wyciszającym - wyjaśnił pokrótce. - Miała się uspokoić, a zasnęła. Chociaż może to i dobrze.
- A co z Ragnorem?
- Nie wiem - odparł szczerze. Naprawdę nie wiedział, co teraz będzie z jego przyjacielem. - Mam nadzieję, że to nic poważnego. Nie chciałbym, żeby mu się coś stało.
Alec pokiwał głową, by dać mu znak, że zrozumiał i przyjął do wiadomości. Znowu zajął się oglądaniem jej ciała i wyłapywaniem jakichkolwiek ran, podczas gdy Bane odchylił swoją głowę do tyłu i oparł ją o ścianę, przymykając oczy. Poddał się napływającym do jego umysłu pytaniom i zaczął analizować odpowiedzi, które już poznał. Nadal jednak było wiele innych, które cały czas dawały mu o sobie znać. Ciężko mu było połączyć niektóre fakty, bo mało co się ze sobą łączyło. Wszystko było takie zagmatwane.
- Magnus... - usłyszał nagle swoje imię wypowiedziane w bardzo cichy sposób i szybko pożałował tego, że odsunął się od chłopaka na tak znaczącą w tym momencie odległość.
Kiedy spojrzał na Aleca, który nie wiadomo dlaczego ściszył swój głos prawie do szeptu, zauważył delikatny ruch na łóżku. Na początku wydawało mu się, że się przewidział, ale po niecałej sekundzie sytuacja się powtórzyła, a do niego dotarło, co się właśnie dzieje. O nie, tylko nie teraz, błagał w myślach.
- Odsuń się - rozkazał swojemu chłopakowi, ale ten ani myślał się wycofywać.
Co gorsza, nadal trzymał w dłoni rękę dziewczyny. Dziewczyny, która właśnie się poruszyła. Której pewnie w tym momencie wraca świadomość. Która nie wiadomo jak się zachowa po obudzeniu się. Która może mu coś zrobić.
Która właśnie otworzyła oczy i wbiła w niego nienawistne spojrzenie.

***

Aaron bez jakiegokolwiek skrępowania przemierzał dom właściwie nieznanego mu czarownika. Wiedział o nim tylko tyle, że sypiał on z chłopakiem, z trenował. Nic więcej, a mimo to teraz tu się znajduje. Tu, nigdzie indziej. Cóż za ironia losu. Aż mu się zachciało śmiać. Sytuacja była naprawdę komiczna. Wystarczyło być upartym i nawet taki Lightwood musiał mu na wszystko pozwolić. No dobra. Może nie na wszystko, ale przecież to, że jednak z nim tu przyszedł to i tak dużo, no nie?
Rozejrzał się po mieszkaniu i westchnął cichutko. Po urządzeniu nie można było stwierdzić czy należy do kobiety, czy do mężczyzny, chociaż gdyby Aaron nie znał odpowiedzi, bardziej skłaniałby się ku tej pierwszej opcji. Przepych i ta kolorystyka nie bardzo pasowały do faceta, ale wystarczy tylko spojrzeć na tego całego czarownika i już odpowiedź nasuwa się sama. Swoją drogą zastanawiał się, dlaczego Alec był z kimś takim. Przecież to jego zupełne przeciwieństwo. Tak mu się bynajmniej wydawało.
Wszedł do pomieszczenia, do którego zaprosił go czarownik i rozejrzał się uważnie. Pierwsze co przykuło jego uwagę to znajdująca się tam dwójka osób. Mężczyzna leżał na kanapie, która odpychała go samym swoim kolorem, a kobieta siedziała na fotelu obok i nie spuszczała z niego oka. Blondyn szybko skojarzył fakty i stwierdził, że to o nim musiał rozmawiać Alec ze swoim facetem. Swoją drogą zastanawiał się, gdzie ci dwaj na tak długo zniknęli. Przez myśl przeszło mu, że pewnie zamknęli się w jednym z pokoi na małą rundkę obmacywania. Od razu, kiedy o tym pomyślał, zachciało mu się śmiać. Gdyby Lightwood to usłyszał, to by się pewnie spalił ze wstydu. Poza tym jakoś ciężko mu było to sobie wyobrazić. Nie to, żeby próbował, oczywiście.
Wszedł wgłąb pomieszczenia i dopiero wtedy poczuł na sobie wzrok siedzącej, do tej pory spokojnie, kobiety. Nie przejął się jej pytającym spojrzeniem. Jak gdyby nigdy nic zajął miejsce na jednym z foteli i podziwiając swoje opanowanie, odpowiedział jej lekkim uśmiechem. Nie miał zamiaru pokazywać jej, że jest zdziwiony jej obecnością. Poza tym nie chciał też, żeby uznała się za ważniejszą od niego, więc też się nie ugiął przed jej badawczym spojrzeniem. Pozwolił, by chwilę zmarnowała na trochę bezmyślnym wpatrywaniu się w swoją osobę, by po chwili zabrać głos.
- Mogę ci w czymś pomóc? - zapytała niepewnie.
Nie miała pojęcia, co ten chłopak tu robi.
Aaron wzruszył ramionami. Zauważył też, że kobieta jakby automatycznie przesunęła się w stronę leżącej na kanapie postaci. Według niego zachowanie to było zbędne, ale nic przecież nie powie. I tak już przecież zobaczył tę postać, ale niech sobie robi, co chce.
- Nie sądzę - odpowiedział spokojnym tonem i zajął się kontemplacją pokoju, w którym się znajdował.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kobieta cały czas wwierca się w niego wzrokiem.
- Jak się tu dostałeś? - usłyszał kolejne pytanie.
Wyciągnął się w fotelu, siadając wygodniej.
- Wszedłem drzwiami - odpowiedział prowokująco. Tym razem jednak na nią nie spojrzał, nadal rozglądając się dookoła. - Z Lightwood'em - dodał po chwili, żeby już nie trzymać jej w niepewności.
Zachowanie kobiety było według niego zabawne. Śmieszyło go to, że mimo iż jej nie znał, to potrafił wyczuć, że jest strasznie zaciekawiona zarówno jego osobą jak i odpowiedziami, których udzielał.
- Z Aleciem? - dopytała z niedowierzaniem.
- No przecież mówię - zaśmiał się. - Chyba nie myślałaś, że chodzi mi o blondaska? - zakpił.
- Jakiego blondaska? - zdziwiła się.
Aaron przewrócił oczami. Nie chciało mu się tłumaczyć, że mówił o bracie Lightwood'a, więc po prostu pokręcił głową, by dać jej znak, żeby sobie odpuściła.
Kobieta rzeczywiście nie dopytywała więcej na ten temat, ale za to zadała pytanie, które nurtowało ją jeszcze bardziej.
- Magnus wie, że tu jesteś?
Blondyn uśmiechnął się kącikiem ust i pokiwał głową, robiąc wielkie oczy.
- Ma się rozumieć - powiedział takim tonem, jakby był dzieckiem i odpowiadał na pytanie zadane mu przez natrętnego rodzica. - Był bardzo zadowolony z tego, że mnie zobaczył - dodał kpiąco.
Cate uniosła brew w wyrazie zdziwienia i pełnego zaskoczenia. Na miejscu Magnusa też by się pewnie nie ucieszyła, a ten głupi dzieciak jeszcze śmiał z tego żartować. Całą swoją postawą pokazywał, że jest nad wyraz arogancki.
- Nie wątpię - stwierdziła Cate, również posługując się ironią. - Gdzie teraz jest?
Aaron ponownie wzruszył ramionami, niezaciekawiony rozmową. Naprawdę nie miał już na to ochoty.
- Zabiłem go i zjadłem - odparł, odchylając głowę do tyłu i przymykając oczy.
- Nie bądź śmieszny! - oburzyła się kobieta. - Zadałam ci pytanie, więc na nie odpowiedz!
- O jejku - prychnął Nocny Łowca. - Poszedł porozmawiać z Aleciem. Na osobności - dodał szybko, kiedy zarejestrował, że tak już wstawała, chcąc zapewne do nich dołączyć. - Gadają pewnie o mnie. Sam chętnie bym posłuchał, ale nie jestem aż takim chamem.
Cate zaśmiała się, szczerze rozbawiona ostatnim słowem. Jasne, nie chciał być chamski.
Aaron też zrobił rozbawiony wyraz twarzy. Zdawał sobie sprawę z tego, jak się zachowywał i wiedział, że kobieta już i tak miała go za chama.
- Twój kumpel - zaczął po kilku minutach.
Do tej pory między nimi panowała cisza, podczas której Cate przeniosła się na drugi koniec salonu, by podejść do jakiejś szafki i zacząć w niej grzebać. Przestała zwracać uwagę na przyjaciela, którym tym razem zainteresował się Aaron.
- Proszę? - zapytała go, obracając się delikatnie w jego stronę.
- Twój kumpel - powtórzył, wskazując na istotę leżącą na kanapie. Nie miał pewności, że był to jej znajomy, ale można chyba było tak podejrzewać ze względu na fakt, że cały czas nad nim czuwała. - Chyba się poruszył.
Cate automatycznie się wyprostowała i spojrzała na niego uważnie i jakby trochę niedowierzająco. Zerknęła na swojego przyjaciela. Patrzyła chwilę i nie widząc u niego żadnej reakcji, już miała zamiar go zganić za to, że chciał ją oszukać, ale w porę się opanowała. Dobrze, że to zrobiła, bo kiedy otwierała usta, chcąc podważyć jego słowa, zobaczyła, że dłoń nieprzytomnego się poruszyła. Zaraz po tym dostrzegła, że ten również rusza nogami, by po chwili zamrugać oczyma. Szybko do niego podeszła i złapała za rękę.
- Ragnor - powiedziała w tym samym momencie, w którym on na dobre otworzył oczy i zaczął głośno kaszleć.

***

- Alec, mówię ci, odsuń się - poprosił bardzo cicho czarownik, wyciągając rękę w stronę swojego chłopaka.
On jednak nie reagował, a po prostu wpatrywał się w dziewczynę przed sobą. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Od oczu, które również się w niego wgapiały. Wyglądały zupełnie inaczej niż poprzednio. Teraz były całe przekrwione, jakby ta płakała, ale to było raczej mało prawdopodobne. Patrzyły na niego wypełnione strachem i niepewnością.
- Alec? - usłyszał Lightwood, a jej usta tylko nieznacznie się poruszyły.
Uśmiechnął się do niej delikatnie, zupełnie zapominając o swoim chłopaku. Na twarzy dziewczyny malowało się zdezorientowanie. Musiała być zagubiona.
- Jestem - odpowiedział uspokajającym tonem.
Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że starał się być dla niej miły i próbował ją uspokoić. Magnus patrzył na niego zdziwiony, ale póki co mu nie przerywał.
Dziewczyna odwzajemniła nikły uśmiech i przymknęła na moment oczy. Po chwili jednak jej twarz stężała, a ona sama się wzdrygnęła. Kiedy ponownie otworzyła oczy, wyglądała na mocno wystraszoną. Wyrwała dłoń z ręki Aleca, który do tej pory ją trzymał i gwałtownie usiadła na łóżku, rozglądając się wokoło. Jej wzrok szybko zatrzymał się na Magnusie, który również zastygł w bezruchu.
- Czemu z nim tu przyszedłeś? - wyrzuciła Alecowi oskarżycielskim tonem. - Co on tu robi?!
Oczywiście słyszał to tylko Nocny Łowca. Słuch Magnusa rejestrował tylko głośne piski i dźwięki, jakie powstają przy drapaniu paznokciami o tablicę. Strasznie irytujące i pogłębiające bóle jego głowy.
- Posłuchaj, mówiłem ci – przypomniał jej, wyciągając w jej stronę dłoń, jakby chciał ją zatrzymać przed zrobieniem głupstwa. - To jest Magnus. To jego mieszkanie. On ci nic nie zrobi. Nie jest groźny.
- Nie jest groźny?! - krzyknęła, podciągając kolana pod brodę. - Kłamiesz! Patrz, co mi zrobili! - pokazała mu rękę, którą wcześniej zakrywał rękaw swetra. Widniała na niej podłużna rana, z której pewnie wcześniej sączyła się krew, ale teraz już zaschła. Pozostały po niej tylko brudne plamy, też już mało widoczne. - Obiecywałeś mi!
Alec rzucił Magnusowi pytające spojrzenie i pozwolił sobie na chwilę ciszy. Musiał się zastanowić. Co znaczyła ta rana? Czy czarownik rzeczywiście jej coś zrobił? Czy to dlatego się tak zachowywała? Zmarszczy brwi, po czym kontynuował:
- Jestem pewien, że Magnus nie chciał ci celowo zrobić krzywdy – spróbował. Zerknął znacząco na swojego chłopaka, by dodać: - Możemy porozmawiać? Może ci to pomoże – pytanie to skierował oczywiście do nieznajomej.
- Nie będę z tobą rozmawiać! Wyjdź stąd! I zabierz go ze sobą.
Bane miał już po dziurki w nosie to wszystko. Nie dość, że nic nie rozumiał, to jeszcze jego chłopak zachowywał się tak, jakby go wcale tu nie było. Ruszył więc w jego stronę, chcąc jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. Źle się w nim czuł, ale wiedział, że nie wyjdzie bez Aleca.
- Nie możesz go stąd wygonić – rzekł czarnowłosy, siląc się na spokój. - Mnie też nie. Proszę, chociaż spróbuj ze mną porozmawiać. Opowiedz mi, co się stało – poprosił.
- On ci jeszcze nie powiedział? - prychnęła, machając ręką w stronę Bane'a.
Alec też rzucił mu szybkie spojrzenie, po czym odpowiedział krótkie:
- Nie.
Czarownik nie wiedział, o co mu chodziło, ale mu się to nie spodobało. Już chciał minąć łóżko i podejść do Lightwood'a, kiedy poczuł mocny ból w okolicy klatki piersiowej. Złapał się za to miejsce i przystanął na moment.
Alec początkowo nie wiedział, co się dzieje. Patrzył to na Magnusa, który najwyraźniej nie czuł się dobrze, to na dziewczynę, która wpatrywała się w niego z dziwnym błyskiem w oku.
- Magnus – postanowił szybko i podbiegł go swojego mężczyzny, łapiąc go pod łokciem i pomagając ustać w miejscu. - Magnus – powtórzył z czułością w głosie.
Po chwili, kiedy atak nie ustawał, rzucił nieznajomej błagalne spojrzenie. Wiedział, że to jej sprawka, a on był zupełnie bezradny.
Istota chyba zrozumiała, o co mu chodziło, bo po niecałej minucie Magnus przestał cokolwiek czuć. Od razu zaczął kaszleć i łapać płytkie oddechy.
- Czemu to zrobiłaś? - zapytał Nocny Łowca z wyraźnym wyrzutem w głosie. Pomógł Magnusowi się od niej odsunąć i oboje ruszyli do drzwi. - Dlaczego? - dopytał jeszcze z bólem.
Widok atakowanego Magnusa źle na niego zdziałał, a świadomość tego, że nie mógł mu pomóc, jeszcze bardziej go dobijała. Nie myślał, że dojdzie do takiej sytuacji.
- A dlaczego ty go bronisz? - odpowiedziała pytaniem. - I to jak na niego patrzysz... To nie jest normalne. Tak nie patrzą na siebie przyjaciele, wiesz o tym? - dodała, na co ten skinął głową. Oczywiście, że wiedział. Przecież Bane nie był dla niego tylko przyjacielem. - Czemu ci tak na nim zależy?
- Bo tak – odparł wymijająco. - Nie będę ci tego teraz tłumaczył. Nie czas na to.
- Alec, nie wychodź – słabo to usłyszał. - Nie zostawiaj mnie tutaj... Zaraz znowu ktoś przyjdzie. Nie ufam im – dodała, ledwie nad sobą panowała. - Nie chcę tu być.
Po tych słowach czarnowłosy na chwilę się do niej odwrócił. Znowu wyglądała, jakby to ona była ofiarą. Bawiła się skrawkiem swojego swetra i zerkała na niego z nadzieją.
- Wybacz, ale teraz nie mogę.
- Alec, proszę! Wszystko ci opowiem! - krzyknęła, kiedy ten już sięgał do klamki.
Lightwood chwilę bił się z myślami, by nareszcie powiedzieć:
- Odprowadzę go i zaraz przyjdę. Za kilkanaście minut – dodał, ale nie zobaczył jej reakcji, bo zaraz opuścił pomieszczenie.
Nie widział szerokiego uśmiechu, jaki wykwitł na jej usta.

***

- Kim on jest?! - zdenerwował się Ragnor, który najwyraźniej już w pełni doszedł do siebie.
Stał właśnie przy oknie i ściskał w dłoni szklankę z wodą, którą przyniosła mu Cate. Nie mógł uwierzyć w to, że Magnus pozwolił na to, by jego chłopak sprowadził tu kogoś obcego. Przecież tyle razy mu powtarzali, żeby nikomu nie mówił, a on co? No co zrobił?!
- Mówię ci, że nie wiem. Nie mam pojęcia. Liczę na to, że Magnus nam to wyjaśni – rzekła jego przyjaciółka.
Siedziała na kanapie i wpatrywała się w Nocnego Łowcę, który cały czas przysłuchiwał się ich rozmowie.
- Magnus? A gdzie on tak właściwie jest? - oburzył się.
- Polazł z Lightwood'em – tym razem to blondyn zabrał głos.
Już nawet jego męczyły ciągłe krzyki tego śmiesznego mężczyzny. Na początku było zabawnie, ale teraz zaczynało mu to przeszkadzać.
- Nie ciebie się pytałem! - wydarł się.
Cate chciała zwrócić mu uwagę, ale w tym samym momencie do salonu wszedł wspomniany chłopak z ledwo słaniającym się na nogach czarownikiem.
- Co się stało?! - przeraziła się kobieta.
- Nie wiem – syknął Alec. Podszedł do kanapy i usadził na niej Bane'a. - Przynieście wody – rozkazał.
- Nie chcę wody, chcę kawę – zażyczył sobie Magnus.
- Widzicie? - zapytał ironicznie czarnowłosy, siadając na podłodze naprzeciwko swojego chłopaka. Nagle zrobił się bardzo przemęczony. Oparł głowę na stoliku za sobą i przymknął oczy. Bane zrobił dokładnie to samo. - Wszystko z nim w porządku – dodał, na co oboje się zaśmiali.
Reszta towarzystwa wpatrywała się w nich z niezrozumieniem w oczach. Byli wyraźnie zagubieni i nie wiedzieli, co zrobić. Im z pewnością nie było do śmiechu.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

ROZDZIAŁ LI

- Gdzie się wybierasz? - usłyszał tuż przy swoim uchu i aż jęknął w duchu.
Naprawdę nie miał czasu. Nie wiedział, co się działo, ale po głosie Magnusa można było się domyślić, że nic dobrego. Poza tym czarownik wspominał coś o tym, że zaatakowała. Mógł przypuszczać, że chodziło o jego współlokatorkę. Nie w głowie mu teraz było przekomarzanie się z Aaronem. Powinien już być w drodze na Brooklyn, a zamiast tego tkwił tutaj, w Instytucie, przyciśnięty przez wspomnianego chłopaka do ściany. I na domiar złego nie miał żadnej możliwości, by się wyswobodzić. Aaron jak na prawdziwego Nocnego Łowcę przystało, również umiał zablokować drugą osobę i jakiekolwiek szarpanie czy próby rozluźnienia uścisku nie pomagały.
- Nie wiem, czemu o to pytasz, bo to nie jest w jakikolwiek sposób związane z twoją osobą - wyjaśnił, siląc się na spokój. Najchętniej by mu przyłożył, ale wiedział, że to mu w niczym nie pomoże. Najlepiej było po prostu udawać, że nic się nie dzieje, ale w jego przypadku było to trudne, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że telefon od Magnusa go poruszył. Modlił się tylko w duchu o to, by jego napastnik tego nie zauważył. Naprawdę nie było mu to teraz potrzebne. - Mógłbyś mnie puścić? - zapytał.
Aaron uniósł jedną brew i uśmiechnął się wrednie, ale nie zrobił nic więcej. Nadal blokował Aleca swoim ciałem, uniemożliwiając mu w ten sposób przejście do drzwi wyjściowych.
- Słyszałem końcówkę twojej rozmowy telefonicznej - wyznał bez ogródek. - Wiem, że coś się stało.
Alec miał ochotę uderzyć się w głowę. Jak mógł być tak bezmyślny i pozwolić na to, by ktokolwiek go podsłuchiwał? Jeszcze kto jak kto, ale Aaron? Lightwood wiedział, że ten nie odpuści, póki nie dowie się prawdy, a to z kolei było niemożliwe. Obiecał Magnusowi utrzymać to w tajemnicy! Ale Magnus teraz potrzebował pomocy. Miał się zjawić u niego jak najszybciej... Co znowu sprowadzało się do blondyna. Och, co robić?!
- Kłamiesz - spróbował z innej strony, bo przecież nie mógł mieć pewności, że ten nie blefował. - Nic nie słyszałeś i nie masz o niczym pojęcia - syknął mu w twarz i ponownie próbował się wyrwać, ale przyniosło to taki sam skutek jak jego dotychczasowe zmagania, a mianowicie... żadne.
Jęknął bezgłośnie i po prostu czekał na jego odpowiedź, która notabene nie bardzo mu się spodobała, bo kiedy tylko ją usłyszał, nikła nadzieja, którą jeszcze miał, prysła niczym mydlana bańka. Już miał pewność, że blondyn nie kłamał i rzeczywiście udało mu się usłyszeć jego rozmowę z Bane'em.
- Magnus! Magnus - mówił piskliwym głosem, robiąc przy tym udawaną, przerażoną minę. - Co się stało?! Kto zaatakował? Magnus, do cholery! - chyba mu się to spodobało, bo jeszcze przez chwilę mruczał mu do ucha imię jego chłopaka, jęcząc przy tym i imitując strach. - Coś kręcisz, Lightwood - powiedział nareszcie. - Nie wiem tylko czemu... - zastanawiał się na głos. - Co takiego stało się twojemu chłoptasiowi?
Tym razem to Alec spojrzał na niego z niedowierzaniem. Chyba śnił, jeśli rzeczywiście myślał, że ten mu cokolwiek powie.
- Nic - burknął, ale zaraz usłyszał prychnięcie ze strony swojego towarzysza, więc dodał ze znużeniem: - nic o czym musiałbyś wiedzieć. Jak dobrze wywnioskowałeś, idę do Magnusa - stwierdził, bo nie było sensu dłużej kłamać, skoro ten i tak połowę usłyszał. - A raczej szedłem - poprawił się, a jego głos brzmiał bardziej twardo niż dotychczas. Musiał w końcu jakoś pozbyć się chłopaka i szybko gnać do czarownika. - Bo ty stanąłeś mi na drodze i nie mogę iść dalej. Nie wiem, po co to robisz i mi się to nie podoba - kontynuował. - Czas, który poświęcam na tę beznadziejną rozmowę, mógłbym wykorzystać w inny sposób. Muszę być u Magnusa jak najszybciej, więc skoro i tak już się dowiedziałeś tego, co chciałeś wiedzieć, to mógłbyś..? - zakończył, zerkając znacząco na rękę, która go blokowała, po czym znowu na twarz blondyna.
Aaron pokręcił przecząco głową, a Alec przymknął na chwilę oczy. Naprawdę czas był dla niego teraz bardzo cenny, a chłopak mu go tracił. Nie miał pojęcia, co działo się w domu Bane'a i go to trochę przerażało. Lightwood próbował przypomnieć sobie o jakiejkolwiek słabości Aarona. Przecież nie raz zdarzało im się, że ze sobą ćwiczyli na zajęciach i nie w każdym przypadku blondyn z nim wygrywał. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że bywało tak rzadko. Zazwyczaj to on górował nad chłopakiem i starał się teraz wrócić myślami do tamtych zdarzeń, ale było to ciężkie ze względu na fakt, iż w głowie miał tylko to, że jego chłopak może być w niebezpieczeństwie. Całkowicie przysłaniało mu to logiczne myślenie. Ale zaraz... Aaron łatwo się dekoncentrował... Wystarczyło go podejść, a on na pewno straci czujność. To był jego czuły punkt, o którym zawsze mu wspominali trenerzy. Lightwood mógł mieć tylko nadzieję, że blondyn sobie jeszcze z tym nie poradził.
- Idę z tobą - zakomunikował Nocny Łowca jak gdyby nigdy nic.
Alec zrobił wielkie oczy i automatycznie odpowiedział:
- Chyba śnisz - warknął, tracąc resztki spokoju. - Nigdzie nie idziesz, a już na pewno nie ze mną.
- Właśnie, że idę - obstawał przy swoim, wzruszając przy tym ramionami. - Nie możesz mi zabronić. Mogę robić, co chcę.
Lightwood prychnął niedowierzająco. No pewnie! Jeszcze czego.
- Ty chyba sam siebie nie słyszysz - sarknął. - Oczywiście, że mogę ci zabronić! Nie możesz iść ze mną do Magnusa!
Chłopak zaśmiał się pod nosem, pewnie takiej reakcji się spodziewając. Nie wyglądał też na zdenerwowanego, bardziej na rozbawionego. Jakby się świetnie bawił.
- A to niby dlaczego? - zapytał, jakby odpowiedź wcale nie była oczywista.
- Dlaczego? Dlaczego?! - powtarzał Alec, mając ochotę mu przyłożyć. Czy można być tak głupim? Cały czas mu tłumaczył, że to nie jego sprawa, a ten jeszcze pyta, dlaczego nie może iść. Też coś! - Może dlatego, że to nie twój interes. Gdyby nie twoje wpychanie nosa w nie swoje sprawy, o niczym byś nie wiedział. Sam nie wiem, co się dokładnie stało, ale nie mam zamiaru dzielić się z tobą żadną informacją! Poza tym... - urwał nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Nie miał ochoty dłużej z nim rozmawiać, bo przez to irytował się jeszcze bardziej. - Poza tym ja nie chodzę z tobą do Jasona - wyrzucił z siebie, bo już naprawdę nie miał pomysłu na jakiekolwiek inne argumenty.
Nie wiedział, dlaczego to powiedział, ale tak właśnie było. Stało się i już. Nie mógł cofnąć tych słów, nawet jeśli by bardzo chciał. Ale czy chciał? Przecież nie zrobił nic złego. Przynajmniej nie uważał, że coś takiego zrobił. Po minie Aarona możnaby jednak sugerować, że było inaczej. Blondyn zastygł w bezruchu, początkowo nie wiedząc, jak się zachować. Po chwili jednak zreflektował i przywrócił na twarz swoją dawniejszą maskę. Wyglądał na zbitego z tropu.
- Bo ja chodzę do Jasona w wiadomych celach - burknął, odrobinę rozluźniając swój uścisk. Bingo! Tego właśnie potrzebował teraz Alec. Może i nie celowo wspomniał o chłopaku, z którym go ostatnio widział, ale przyniosło to odpowiedni skutek. Nie spodziewał się tego, ale sama wzmianka o Przyziemnym sprawiła, że Aaron zapomniał na chwilę o tym, że go blokuje. - Poza tym obiecałeś, że nie będziesz o nim mówił - syknął i w tym samym momencie Alec wykonał mocny ruch i wyswobodził się spod blokujących go rąk.
Aaron dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że sam mu w tym pomógł, ale nic nie mógł już zrobić. Nie było mowy o ponownym zakleszczeniu czarnowłosego, bo był pewien, że ten nie da się już zaskoczyć.
- Szczerze mówiąc, nie interesuje mnie, po co do niego chodzisz i nie chcę tego wiedzieć - wyznał Alec, stając naprzeciwko niego. Spojrzał mu hardo w oczy i uśmiechnął szeroko. - Poza tym miałem nie mówić nikomu innemu, o sobie nic nie wspominałeś.
Aaron zaplótł ramiona na piersi i starał się ukryć przed nim to, że jednak temat ten wywołuje u niego pewnie bliżej niezidentyfikowane emocje. Naprawdę nie chciał, żeby Lightwood o nim mówił. Jakby nie mógł po prostu zapomnieć o tym, że ich w ogóle wtedy widział... Nie chciał mieszać Jasona w swoje prywatne sprawy. Chłopak był przecież tylko jego łóżkowym przyjacielem, nic więcej.
- Nie łap mnie za słówka - warknął. - Zapomnij o nim, dobrze ci radzę. Nie mów o nim ani przy mnie, ani przy kimkolwiek innym - zastrzegł od razu.
- Już ci mówiłem, że nie będę o nim nikomu opowiadał. I nie wiem, czemu się tak denerwujesz, jeśli tak jak twierdzisz, łączy was tylko jedno - zauważył z triumfalnym uśmieszkiem. Widział, że Aaronowi zrzedła mina i trochę go to satysfakcjonowało. - Chyba że się mylę - dodał niby od niechcenia.
- Oczywiście, że nie! - niemal krzyknął. - W ogóle to nie twoja sprawa.
Blondyn zachowywał się teraz bardzo śmiesznie, a poszerzający się uśmiech Aleca irytował go coraz bardziej. Wychodził z siebie, chociaż sam tak naprawdę nie wiedział dlaczego.
- A może to, co dzieje się z Magnusem, jest twoją sprawą? - zakpił czarnowłosy. - Nie rozśmieszaj mnie. Obaj dobrze wiemy, że ani ja, ani ty nie powinniśmy wiedzieć o sprawach drugiego. Na tym jednak skończymy, bo naprawdę mi się spieszy - powiedział na koniec i ruszył w stronę drzwi.
Był z siebie zadowolony, bo mimo iż stracił trochę czasu, to jednak udało mu się wybić Aaronowi z głowy absurdalny pomysł towarzyszenia mu w drodze do Magnusa. To było doprawdy nie lada wyczynem, ale jakoś zdołał to zrobić i teraz mógł skupić się tylko i wyłącznie na tym, by w jak najkrótszym czasie dotrzeć do mieszkania swojego chłopaka. Rozmowa z blondynem odrobinę go wybiła z rytmu i szczerze mówiąc, trochę uspokoiła jego i tak już nadszarpnięte nerwy. Dopiero teraz kiedy był sam, wszystko powróciło i uderzyło ze zdwojoną siłą. Coś się stało. W mieszkaniu Magnusa. Obca zaatakowała. Nie znał całej historii ani tym bardziej powodów jej zachowania, ale musiało to być poważne, bo wiedział, że w innym przypadku Bane nie prosiłby go o pomoc. Zawsze zarzekał się, że sam sobie poradzi, ale najwyraźniej tym razem było inaczej. Niepokoiło go to i miał nadzieję, że w czasie, który już minął, nie zdarzyło się nic nowego. Czarownik co prawda mówił, że obrażenia Ragnora nie są poważne, ale Alec nie mógł mieć pewności, że tak właśnie było. Denerwował się i gnał przed siebie, przeklinając w duchu to, że mieszka tak daleko od swojego chłopaka.
Mijał wiele środków komunikacji, ale z żadnego z nich nie skorzystał. Nauczony życiem wiedział, że w większości przypadków w Nowym Jorku piesza wycieczka bywała szybsza niż dojazd autobusem czy taksówką. Podejrzewał, że tym razem było tak samo. Wystarczyło spojrzeć na zatłoczone ulice... Tak, z pewnością dokonał właściwego wyboru.
Szedł tak żwawym krokiem i nie zwracał uwagi na nic innego poza wyznaczonym sobie celem, więc nie zauważył, że od jakiegoś czasu ktoś za nim idzie. Dopiero kiedy miał skręcać w następną z kolei uliczkę dostrzegł swój cień. Zatrzymał się za zakrętem, chcąc przechytrzyć swojego prześladowcę i aż jęknął głucho, kiedy go ujrzał.
- No nie - powiedział z wyrzutem. - Po co za mną idziesz? Przecież skończyliśmy gadać - przypomniał.
Aaron zaśmiał się odrobinę szyderczo i wzruszył ramionami. Sam nie wiedział, dlaczego ruszył za chłopakiem, ale tego mu przecież nie mógł powiedzieć.
- Chyba ty skończyłeś - poprawił go, stając obok ściany jakiegoś budynku, przy którym się zatrzymali. - Powiedziałem ci, że idę z tobą - napomknął. - I o ile się nie mylę, nie zmieniłem zdania.
- Aaron, zrozum, że to nie jest zabawne - powiedział Alec i aż sam się w duchu pochwalił za swój spokój i opanowanie. - Ani nie dotyczy ciebie. To poważna sprawa.
Blondyn kiwnął głową, dając w ten sposób, że o tym wie i przyjął do wiadomości jego słowa. Nie wpłynęło to jednak w jakikolwiek sposób na jego decyzję, którą już notabene podjął. Nie miał zamiaru jej zmieniać, a już na pewno nie, kiedy widział, jak bardzo Alec chciał go odwieźć od tego pomysłu. To go chyba jeszcze bardziej motywowało.
- Tym bardziej chcę ci towarzyszyć. Mogę się przydać, też umiem walczyć.
- Denerwujesz mnie! - powiedział mu wprost Lightwood, po czym obrócił się na pięcie i ruszył we wcześniej obranym kierunku.
Nie miał ani siły, ani ochoty na kolejne sprzeczki, więc po prostu skapitulował. Chłopak był strasznie natarczywy i ciężko było go przekonać do zmiany tego, co już sobie postanowił. Miał tylko nadzieję, że Magnus nie będzie się bardzo na niego gniewał.
- Czyli, że się zgadzasz? - zapytał trochę niedowierzająco blondyn, napełniony jakąś dodatkową energią.
- Zamknij się - odpowiedział mu czarnowłosy. - I lepiej żebyś się z nikim nie dzielił tym, co możesz zobaczyć.
Aaron uśmiechnął się kpiąco i ruszył w ślad za nim.
- Ale że co? Ten twój Magnus przetrzymuje czyjeś zwłoki? - sarknął.
- Mówiłem ci, żebyś się zamknął - przypomniał, chociaż niemożliwym było, by jego towarzysz już zdążył o tym zapomnieć.
Blondyn nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bliskie prawdy było zdanie, które przed chwilą wypowiedział. Lightwood nie miał jednak zamiaru mu teraz wszystkiego tłumaczyć. Wystarczyłoby co prawda słowo "zwłoki" zamienić na inne, bardziej adekwatne do sytuacji, ale to zaraz pociągnęłoby za sobą kolejną falę pytań, a tego chciał uniknąć.

***

Magnus zerkał to na zegarek, to na przyjaciela, który leżał na jego kanapie. Położyli go tam z Cate, zaraz po tym jak oberwał czymś od bądź co bądź nadal obcej im nieznajomej. Nie udało im się uzbierać żadnych nowych informacji na jej temat. W sumie to niezbyt go to cieszyło, dokładnie jak fakt, że dziewczyna, która do tej pory nie sprawiała poważnych problemów i była w miarę spokojna, teraz ich tak negatywnie zaskoczyła. Naprawdę nie spodziewał się, że może im wyrządzić krzywdę. Po tym, co im mówił Alec, skłonny był uwierzyć w to, że rzeczywiście nie miała w planach robić tych zamieszek i sama a dąży do porozumienia. Teraz jednak nic już nie wiedział. Nie miał pojęcia, co o niej myśleć.
Dodatkowo irytował go fakt, że nie wie, jak pomóc Ragnorowi. Nie wiedział, co ugodziło jego przyjaciela i jakie to może wywołać skutki. Miał jednak nadzieję, że żadne, bo szczerze mówiąc, nie uśmiechało mu się teraz nim zajmować. Oczywiście gdyby zaszła taka potrzeba, to by nie odmówił. Ba! Sam pewnie zaproponowałby, żeby mu pomóc, ale skoro na razie nie działo się nic strasznego, wolał nie zapeszać. W końcu Ragnor to jego najlepszy przyjaciel i nie chciał, żeby stało mu się coś złego.
Telefon jak na złość nie dzwonił, co świadczyło o tym, że nie miał żadnej wiadomości od swojego chłopaka. Wydawało mu się to trochę dziwne, bo myślał, że Alec będzie co i rusz wydzwaniać, aby dowiedzieć się, czy wszystko w porządku. To przecież byłoby do niego takie podobne. Chłopak zawsze przejmował się tym, że może mu się stać krzywda, chociaż nigdy oczywiście nie okazywał tego w zbyt dosadny sposób. Magnus jednak wiedział swoje, bo go znał i potrafił się połapać w jego zmianach nastrojowych. Tak więc teraz siedział z telefonem w ręku i oczekiwał jakiegokolwiek odzewu z jego strony, bo bądź co bądź naprawdę chciał, żeby Lightwood tu teraz z nim był. Obawiał się, że sam sobie nie da rady z szalejącą dziewczyną, a Alec już przecież kiedyś się z nią porozumiał. Umiał z nią rozmawiać, a to w tym przypadku było naprawdę dużo.
Póki co nie było jej słychać, bo po rozbojach, jakich dokonała w pokoju, w którym się znajdowała, Magnus potraktował ją silnym zaklęciem usypiającym. Jeszcze chwilę temu zza drzwi można było dosłyszeć głośne piski i pojękiwania, ale na szczęście i to ustało na rzecz ciszy, jaka panowała teraz w całym mieszkaniu. Cate siedziała na kanapie, pogrążona najwyraźniej w jakiś myślach, a czarownik stał przy oknie i wypatrywał nadejścia Aleca. Nie musieli stać przy pokoju dziewczyny, bo Bane rzucił na wejście do niego kilka ochronnych zaklęć, przez co ani nie mogli na razie tam wejść, ani ona nie mogła się stamtąd wydostać. Był to plus, bo naprawdę nie miał ochoty sterczeć tam jak kołek. W salonie niby robił to samo, bo nie zajmował się niczym ważnym i nie robił nic konstruktywnego, ale wolał tak koczować tu niż gdziekolwiek indziej. Od zbytniego kontaktu z nieznajomą bolała go głowa i nie mógł nic na to poradzić. Miał tak już od jakiegoś czasu i żadne sposoby nie pomagały mu tego zwalczyć. Czuł się, jakby w jego czaszkę ktoś wbijał szpilki i robił to bardzo powoli i delikatnie. Nie miało to oczywiście na celu uśmierzenia bólu, a wręcz przeciwnie - wzmocnienia. Niby durne porównanie, a jednak coś w tym było, pomyślał.
- Zjawi się w ogóle? Jest sens na niego czekać? - usłyszał i obrócił się w kierunku przyjaciółki.
Na początku nie wiedział, o co jej chodziło i kogo te pytania dotyczyły, ale szybko się domyślił i odpowiedział pewnie:
- Jestem przekonany o tym, że zaraz tu będzie. Z Instytutu jest kawałek, więc to pewnie stąd to opóźnienie - wyjaśnił.
Sam starał sobie to wmówić, bo chłopak rzeczywiście powinien być już w jego mieszkaniu. Czarownik miał nadzieję, że nie zatrzymała go w Instytucie żadna ważna sprawa i zaraz się pojawi.
- Magnus, naprawdę... - wyciągnęła dłoń w jego stronę. - Zróbmy coś. Gdyby Alec miał przyjść, to już dawno by przyszedł - powiedziała. - Nie możemy siedzieć z założonymi rękoma i czekać na dalszy przebieg wydarzeń - tłumaczyła.
Bane posłał jej surowe spojrzenie.
- A co mamy niby innego robić? Widziałaś, co zrobiła Ragnorowi! Nie wiemy o niej zupełnie nic! Co jeśli jemu się coś stanie?! - wskazał na przyjaciela, stopniowo tracąc nad sobą panowanie. - Już dawno powinien się obudzić! - krzyknął. - Nie chcę...! - już miał dodać coś mało przyjemnego, ale w porę się opamiętał. Spojrzał na zaskoczoną twarz przyjaciółki i dopiero zauważył, że patrzyła na niego z wyrzutem. - Przepraszam cię, Cate - powiedział nagle i odetchnął głęboko, po czym podszedł bliżej i usiadł obok niej. - Nie powinienem był krzyczeć - wyznał. - Od jakiegoś czasu jestem jakiś rozdrażniony i wiecznie mam bóle głowy - wyjaśnił.
- Wiem, zauważyłam - przyznała cicho i podrapała go po głowie, poprawiając mu tym samym włosy. - Nic się nie stało - dodała cicho.
Przez jakiś czas żadne z nich się nie odzywało. Siedzieli po prostu obok siebie i napawali się ciszą, jaka się między nimi wytworzyła. Bane zdał sobie sprawę z tego, że zabiegi Cate, która nadal głaskała go po głowie, działały na nią kojąco. Było to bardzo miłe uczucie, chociaż jeśli miałby wybierać, wolałby, żeby na jej miejscu był ktoś zupełnie inny.
Nie później jak kilka minut później usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi i Magnus jak na komendę zerwał się, by zaraz znaleźć się na korytarzu prowadzącym do drzwi wyjściowych.
- Magnus? - zapytał Alec, zanim jeszcze zdążył go zauważyć.
- Jesteś nareszcie - odetchnął z ulgą i przysunął się bliżej. Nie widział jeszcze towarzysza, z jakim zjawił się u niego Lightwood i szczerze mówiąc, Nocny Łowca trochę się tego obawiał. Nie wiedział przecież, jak ten zareaguje. - Co tak długo?
Alec wszedł do środka, ale nie zamknął za sobą drzwi. Magnus się jednak tym nie przejął, nie uznając tego najwyraźniej za coś istotnego.
- Przepraszam, coś mnie zatrzymało - powiedział tylko i uśmiechnął się przepraszająco. - Nie bądź zły - poprosił.
Bane pokręcił głową i również się delikatnie uśmiechnął. Już miał powiedzieć, że przecież nic takiego się nie stało, kiedy go zobaczył. Aaron dokładnie w tym momencie postanowił wyjawić mu, że także znajduje się w jego mieszkaniu.
- Kto to jest? - zapytał ostrożnie czarownik, patrząc na blondyna spod byka.
Aaron nie wydawał się być skrępowany. Bynajmniej! Odwzajemnił spojrzenie Magnusa i przyglądał mu się z nieskrywanym zaciekawieniem.
- Aaron - odpowiedział prosto czarnowłosy, przerywając ich "pojedynek". - Znasz go, też mieszka w Instytucie - przypomniał mu Lightwood, choć był pewien, że Magnus go kojarzy.
Nie mogło być inaczej, przecież kiedyś o nim rozmawiali. Chociaż nie wiedział, czy mógł to nazwać rozmową.
Magnus nadal przypatrywał się chłopakowi, ale po tym, co powiedział Alec, to na niego przeniósł swoje spojrzenie. Lightwood dał mu niemo do zrozumienia, że prosi by ten nie robił scen, więc nie mógł zrobić nic innego niż na to przystać. Nie zamierzał jednak mu tego puścić płazem, więc zapytał, starając się być spokojnym:
- Mogę cię na słówko?
Pytanie to oczywiście skierował do swojego chłopaka, który automatycznie skinął głową, dając mu w ten sposób znak, że się zgadza. Uśmiechnął się też przy tym, by choć trochę go udobruchać. Bane jednak nic sobie z tego nie zrobił, a po prostu wskazał Aaronowi salon, do którego chciał, żeby ten przeszedł. Cate nie powinna robić żadnych awantur, mimo iż go nie zna i nie spodziewała się jego przyjścia. On przecież też nie mógł tego przewidzieć.
Patrzył za odchodzącym chłopakiem, chcąc sprawdzić, czy rzeczywiście pójdzie tam, gdzie wskazał. Nie ufał mu i irytowało go jego podejście do życia. Sama jego postawa sugerowała, że ma gdzieś wszystko i wszystkich. Magnus szczerze nie lubił takich ludzi. Tylko i wyłącznie dlatego za nim nie przepadał. Nie było żadnego innego powodu!
- Chodź - powiedział do czarnowłosego, kiedy już blondyn zniknął mu z oczu i wyciągnął do niego dłoń, by poprowadzić w mniej zaludnione miejsce. Przeszli kawałek i dopiero wtedy Bane zaczął: - Co to ma znaczyć? - starał się mówić szeptem, ale nie mógł ukryć tego, że jest zdenerwowany. - Co on tu robi?!
Alec jeszcze raz posłał mu przepraszający uśmiech i chciał pogłaskać go po dłoni, której ten w dalszym ciągu nie puścił, ale czarownik w porę ją zabrał. Zaplótł ramiona na piersi i wpatrywał się w niego wyczekująco.
- Oj, no nie wiem. Przyczepił się do mnie - wyjaśnił, przewracając oczami. Trochę go śmieszyło zachowanie czarownika, choć wiedział, że nie powinno tak być. Sam był zły na Aarona za to, że z nim przylazł, ale nie mógł już nic na to poradzić. Mógł tylko liczyć na to, że ten rzeczywiście nikomu nie powie o tym, czego dzisiaj będzie świadkiem. - Chciałem go spławić i myślałem, że mi się udało. Szedłem spory kawałek sam i nagle do mnie przybiegł. Też byłem zdziwiony - przyznał.
- A skąd niby wiedział? Mówiłeś mu o czymś? - warknął cicho. Mimo wszystko nie chciał, by ktokolwiek inny go słyszał. - Alec! Prosiłem cię, byś nie mówił o niczym swojemu rodzeństwu, więc chyba tym bardziej nie powinieneś mówić nikomu innemu! Obiecałeś mi!
Alec kiwnął żarliwie głową i przysunął się krok bliżej.
- Obiecałem i jak na razie tej obietnicy nie złamałem - powiedział pewnie. - Wiem, że mnie prosiłeś, więc trzymam gębę na kłódkę. On o niczym nie wie, zapewniam cię. Nie wie, po co tu przyszedłem - mówił. - Słyszał końcówkę naszej rozmowy i ubzdurał sobie, że musi mi towarzyszyć - wyznał, wzruszając ramionami.
Magnus otworzył szerzej oczy.
- Pozwoliłeś na to, by ktoś nas podsłuchiwał?!
- Nie, nie, Magnus - zbliżył się jeszcze bardziej i oparł dłoń na jego policzku. Pogłaskał delikatnie, choć nie doczekał się żadnej reakcji ze strony swojego chłopaka. Ten nadal stał z założonymi rękoma i łypał na niego groźnie. Alec westchnął głęboko i kontynuował: - Nie miałem pojęcia, że ktoś nas słyszy. Za bardzo chyba byłem przejęty tym, co mi wtedy mówiłeś - przyznał szczerze. - Wiem, że zachowałem się nieodpowiedzialnie - dodał jeszcze ze skruchą i spojrzał mu prosto w oczy, nie przestając tym samym gładzić jego skóry.
Magnus jęknął cicho i przewrócił oczami.
- Nie próbuj ze mną pogrywać - syknął, zdając sobie sprawę z tego, że chłopak chce go urobić. - Nie zmienisz mojego nastawienia.
- Jakoś sobie z nim poradzimy - zapewnił go Alec. - Mi też nie jest na rękę to, że też się tu znajduje. Rozumiem cię i w pełni się z tobą zgadzam - przyznał. - Ale nie wiem, o co ci chodzi. Wcale z tobą nie pogrywam - zakończył z miną niewiniątka.
Bane zmrużył oczy i burknął cicho:
- Robię to tylko dlatego, że nie chcę się teraz z tobą kłócić.
Alec uśmiechnął się szeroko zadowolony z tego, że tak właśnie się stało. Wiedział, że Magnus miał bardzo dobre serducho.
- Mhmm... To dobrze - powiedział i wychylił się, chcąc go pocałować.
- Ta rozmowa nie została zakończona, manipulatorze - zastrzegł szybko. - Nie myśl, że ci odpuszczę. Nikt inny nie może się dowiedzieć.
- I nikt się nie dowie - obiecał. - Aaron nikomu nie powie, nie może - dodał z niebezpiecznym błyskiem w oku.
Widząc to, Magnus nie mógł się nie uśmiechnąć. Wiedział już, że Lightwood coś kombinował i go to w jakiś sposób uspokoiło. Dopiero po tym dał się pocałować, ale żeby pokazać, że dalej jest urażony i nie podoba mu się sytuacja, w której się znalazł, a Alec postawił go praktycznie przed faktem dokonanym, sam nie odwzajemnił pocałunku.
Nocny Łowca westchnął w jego wargi i przymknął na moment oczy, opierając głowę na jego ramieniu. Po chwili jednak ją uniósł i pocałował go raz jeszcze:
- Chodź mi pokaż, co zwojowaliście, jak mnie nie było - zaproponował i dał się pociągnąć w stronę odpowiedniego pokoju.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

ROZDZIAŁ L

Alec obudził się jak zwykle bardzo wcześnie i chcąc nie chcąc wstał, po czym zaczął przygotowywać się do nadchodzącego dnia. Wiedział, że nie uda mu się ponownie zasnąć, a leżeć bez żadnego konkretniejszego celu w łóżku też nie miał zamiaru. Wolał się czymś zająć, bo jak głosiła zasada, którą wyznawał: trzeba wykorzystywać każdą minutę dnia, jak tylko się dało i czerpać z niej jak najwięcej. Tak więc po porannej toalecie ruszył w kierunku schodów prowadzących na dół. Na ich piętrze znajdowały się tylko sypialnie i gdyby nie to, że jest bardzo wcześnie, można by pomyśleć, że są niezamieszkałe przez nikogo. To oczywiście było nieprawdą, bo od dłuższego czasu są one używane i jeszcze jakiś czas ten stan rzeczy będzie się utrzymywał, co było powszechnie znaną informacją. Póki co nikt nie wspominał o zakończeniu treningów, a i data ta nie była od początku ustalona. Nikt nie miał pojęcia, ile to jeszcze potrwa, ale jakoś się tym nie przejmowali. Jeśli o Aleca chodziło to chyba nawet przyzwyczaił się do tego, że w Instytucie zamieszkuje teraz tak dużo osób. Na początku nie mógł do tego przywyknąć i czasem nadal łapał się na tym, że szuka jakiegoś odosobnionego miejsca, żeby pobyć samemu ze sobą, ale zdarzało się to raczej sporadycznie. Może i nie był za bardzo towarzyską osobą, ale przecież każdy czasem potrzebował człowieka, z którym może porozmawiać.
Idąc wzdłuż korytarza, który znajdował się na parterze, przeszedł obok gabinetu, który jeszcze nie tak dawno temu należał do Magnusa. Początkowo go minął, ale po chwili zawrócił i szarpnął za klamkę. Jak się można było tego spodziewać, drzwi były zamknięte i nawet po narysowaniu runy nic się w tej kwestii nie zmieniło. Lightwood podejrzewał, że było tak, bo Bane zaczarował je, by nikt nie mógł tam wejść pod jego nieobecność. Każdy, kto był wtajemniczony w powody jego tymczasowej przeprowadzki do Instytutu, wiedział, że ten jeszcze nie zakończył swojej pracy i najpewniej za jakiś czas tu wróci. Magnus Bane nigdy nie łamał swoich obietnic, a skoro powiedział, że pomoże Clave w zdobyciu informacji na temat Valentine'a, to naturalnym było, że to zrobi.
Stojąc tak obok drzwi, Alec zastanawiał się, co by było, gdyby nigdy nie wpadł na Magnusa. Czy wtedy po jego zjawieniu się w Instytucie również by się zaprzyjaźnili, czy wręcz przeciwnie? A może wcale by nie zwrócili na siebie uwagi? Tego nie wiedział. Swoją drogą myślał też o tym, jak to w ogóle możliwe, że ktoś taki jak Bane się nim zainteresował. Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brooklynu, do którego ludzie ustawiają się w kolejkach po pomoc i który ma masę znajomości. Kiedy się do siebie zbliżyli na tyle, że tworzyli teraz związek? Nigdy nie myślał o tym, że mógłby z kimś być i czuć się tak dobrze. Naprawdę wspaniale mu było z Magnusem. Dogadywali się i pomagali sobie nawzajem, niczego nie oczekując w zamian. No i nikt nie miał mu za złe, że spotykał się z innym mężczyzną, co nigdy mu się nawet nie śniło. Zawsze wyobrażał sobie to zupełnie inaczej. Swoją przyszłość widział spędzoną samotnie i nie widział szans na zmiany, ale teraz, kiedy ma już porównanie, wie, że może być inaczej. Może być lepiej i jest lepiej. Czasem nawet miał wątpliwości, czy to w ogóle wypali. Czy on będzie umiał tworzyć z kimś związek? Jak na razie mu się to udawało i widział zielone światło. Może i nie był z Magnusem znowu tak długo, ale w tym okresie zdążył zauważyć, że ten jest dla niego ważny. Doskonale zdawał sobie sprawę również z tego, że nie jest to jednostronne i bardzo go to cieszyło.
Zdał sobie sprawę z tego, że od jakiegoś czasu stoi przed zamkniętymi drzwiami i wpatruje się w nie, jakby były najciekawszym, co można zobaczyć. Szybko otrząsnął się z tego zamyślenia i rozejrzał na boki, by sprawdzić, czy nikt przypadkiem go nie obserwował. Ku jego zadowoleniu nic takiego nie miało miejsca. Było tak pewnie przez wczesną porę, chociaż Alec dokładnie nie wiedział, która mogła być godzina. Nie miał pojęcia, ile czasu tu sterczał, ale musiał wyglądać zabawnie. Czym prędzej ruszył przed siebie, by nie robić z siebie jeszcze większego głupka. Jeszcze tego brakowało, by ktoś go dojrzał.
Chcąc nie chcąc udał się do biblioteki. Były czasy, w których spędzał w niej większość swojego wolnego czasu i kiedy się w niej znalazł, przypomniało mu się dlaczego. Panowała tam niesamowita atmosfera. Było niewiarygodnie cicho i przytulnie.
Szybko pokonał odległość, jaka dzieliła go od biurka i rozsiadł się wygodnie w fotelu, który się tam znajdował. Wyciągnął przed siebie nogi i przymknął oczy, głowę odchylając do tyłu. Odetchnął głęboko i uśmiechnął się delikatnie. Że też nie pomyślał wcześniej o tym, by się tu zaszyć. Jakoś nie wyobrażał sobie, że ktoś mógłby go tu znaleźć. Nawet jeśli jego rodzeństwo wiedziałoby, gdzie ten się znajduje to z pewnością mimo to by mu nie przeszkadzali.
Sięgnął po pierwszą lepszą książkę, ale nieszczególnie go zaciekawiła, więc z wielkim bólem serca opuścił wygodne siedzenie i podszedł do półki, z której zazwyczaj wybierał sobie jakąś lekturę. I tym razem się nie zawiódł, bo po dokładnym przejrzeniu odwrotu okładek i przeczytaniu opisu wielu książek nareszcie znalazł taką, która mogła mu się spodobać. Wziął ją i ze spokojem wrócił na fotel, by oddać się lekturze.
Po czasie, którego nawet nie mógł zliczyć, odłożył książkę na blat biurka i zerknął na okna. Słońce już coraz wyżej świeciło na niebie, przez co robiło się coraz jaśniej. Wyciągnął z kieszeni telefon i od niechcenia wybrał numer swojego chłopaka. Nie odczekał się jednak żadnej reakcji, dlatego się poddał. Może rzeczywiście dla czarownika było jeszcze za wcześnie. Myślał więc, co mógłby robić w zamian, ale nic nie przychodziło mu do głowy. W końcu z braku innych pomysłów powlókł się z powrotem na górę. Nie poszedł jednak do siebie tylko do siostry, która zapewne jeszcze spała. Jakże wielkie było jego zdziwienie, kiedy po wejściu do pokoju ujrzał ją siedzącą przy biurku. Dalej była co prawda w piżamie, ale i tak było to dla niego jak zbawienie. Niby wcześniej cieszył się z tego, że może pobyć w samotności, ale każdemu by się to chyba znudziło.
- Izzy – uśmiechnął się szeroko i wskoczył na jej łóżko.
- Alec? - spytała zdziwiona, oglądając się do miejsca, z którego dobiegł ją jego głos. Kiedy zobaczyła go uwalonego na swoim posłaniu i uśmiechającego się od ucha do ucha, sama nie mogła powstrzymać takiej reakcji. Również się wyszczerzyła i powróciła do przerwanej czynności. - Co tu robisz?
- Mieszkam – odpowiedział natychmiastowo, po czym zaśmiał się melodyjnie.
- Mieszkasz pokój obok – odbiła piłeczkę. - Pytam, co robisz u mnie kilka minut po szóstej – sprecyzowała.
Czarnowłosy wzruszył ramionami i sam się głębiej nad tym zastanowił. Sam nie wiedział, dlaczego przyszedł akurat do niej, skoro w Instytucie przebywało obecnie ponad czterdzieści innych osób. Zrobił to chyba jednak z przyzwyczajenia. W końcu zawsze miał z nią dobry kontakt i bardzo często ze sobą rozmawiali.
- Ciekawszym jest chyba, dlaczego ty o tej godzinie nie śpisz – powiedział, wpatrując się w sufit i zakładając ramiona za głowę. - Przyszedłem, bo mi się nudzi. Nie śpię od jakiegoś czasu i nie mogę znaleźć dla siebie żadnego sensownego zajęcia – wyjaśnił. - Byłem w bibliotece, ale tam też nie zagrzałem miejsca na dłużej niż godzinkę. Poczytałem trochę i przyszedłem tutaj.
- Przyszedłeś mnie obudzić, co? - kiwnęła do niego głową.
Lightwood zaśmiał się i przewrócił oczami. Oj tam zaraz obudzić.
- Nieeeprawda – powiedział rozbawiony.
Izzy pokazała mu język i prychnęła głośno.
- Gdybyś mnie obudził, musiałbyś słuchać mojego zrzędzenia do końca życia, rozumiesz? - pogroziła mu. - Dlatego następnym razem nie próbuj nawet tego robić. Nie wiesz, jak zła potrafi być dziewczyna, kiedy przerwie jej się sen – dodała z przerażeniem i zaśmiała się sama na swoje słowa.
- Może i nie, ale wiem, jak potrafi być zły Magnus – odpowiedział poważnie. - I wiem, jak potrafi zrzędzić – dodał. - To prawie to samo – wzruszył ramionami, po czym oboje się zaśmiali.
Chwilę jeszcze siedzieli i rozmawiali na mało ważne dla nich obojga tematy. Niemniej jednak czuli się naturalnie, a Izzy naprawdę nie miała za złe bratu, że do niej przyszedł. Prawdę mówiąc nie byłaby nawet, jeśli rzeczywiście by ją obudził, ale musiała sprawiać pozory, że tak było. Po tej niezobowiązującej rozmowie wpadła na genialny pomysł.
- Chodźmy obudzić Jace'a – zaproponowała nagle, śmiejąc się głośno.
- Coś ty – chciał ją odwieźć od tego absurdu. - Będzie bardziej krzyczał niż niejedna dziewczyna. Nie chcę słuchać jego pisków – rzekł i złapał się za głowę, zakrywając przy okazji uszy rękoma. - Już mnie głowa boli, a jeszcze nawet nie wstał.
Izzy przewróciła oczami i podeszła do niego, wdrapując się na łóżko obok niego. Usiadła po turecku i sięgnęła do niego dłonią.
- Posłuchaj, odpłacimy mu się pięknym za nadobne – zachęcała go z wrednym uśmieszkiem. - Ile razy on nas budził albo przeszkadzał w dosłownie wszystkim? Proszę cię, Aleeeec – jęknęła prosząco.
Alec myślał przez chwilę, kręcąc głową. Zerknął na siostrę i widząc jej wzrok, nie mógł się zaśmiać. Wyglądała jak osoba, która knuła coś niecnego. Trochę to było do niej niepodobne, ale cóż. Przecież nie mógł nic zrobić...
Skrzywił się nieznacznie, ale w końcu kiwnął głową, zgadzając się na jej pomysł.
- Dobra – poddał się. - Ale to nie ja to wymyśliłem! - zauważył szybko i dał się pociągnąć swojej siostrze w stronę pokoju blondyna.
Tak jak to podejrzewali, Jace jeszcze smacznie chrapał i o ile w przypadku Izzy Alec był zdziwiony, to chyba, jakby zobaczył brata nieśpiącego o tej porze, zszedłby na zawał. Autentycznie!
Chwilę zastanawiali się, w jaki sposób w ogóle dokonać swojego niecnego planu. Brali pod uwagę takie warianty jak: oblanie wodą, krzyknięcie do ucha, czy łaskotanie, ale w końcu stanęło na prostym zerwaniu kołdry. Nie obyło się naturalnie bez ich głośnego śmiechu i jak to przewidywał Alec, przeraźliwego pisku Jace'a. Długo jeszcze narzekał, a kiedy jako tako wstał, zaczął obrzucać ich wyzwiskami, czemu towarzyszyły również przekleństwa. Ciemnowłose rodzeństwo zwijało się ze śmiechu, najzwyczajniej w świecie nie mogąc złapać oddechu. Reakcja Jace'a, mimo iż do przewidzenia, była bardzo zabawna i przed śmiechem nie powstrzymywało ich nawet jego mordercze spojrzenie i kierowane w ich stronę epitety. Zresztą chłopak po chwili zaprzestał je wyrażać, zauważywszy zapewne swoją sromotną porażkę i brak reakcji na swoje zachowanie z ich strony. Zupełnie bezsilny opadł z powrotem na poduszki i po jakimś czasie poczuł, jak materac jego łóżka się ugina i dołączają do niego dwie kolejne osoby. Westchnął głęboko i nad wyraz głośno, co ponownie spotkało się z ich gromkim śmiechem. Nie było sensu się z nimi kłócić czy w ogóle dyskutować, więc po prostu naciągnął na siebie kołdrę i zakrył się aż po samą głowę.
- Witamy o poranku, Jace - zaśmiała się jeszcze jego siostra.
Blondyn jęknął, ale niestety na nic się to zdało.
- Za jakie grzechy? - powiedział bardziej do siebie niż do nich.
- Chyba nie pytasz poważnie - zakpił z niego Alec i rozpoczął z siostrą rozmowę, która w pełni uskuteczniała Jace'owi ponowne zaśnięcie.
Chłopak początkowo planował ich zignorować i pokazać w ten sam sposób, że ma ich gdzieś, ale w końcu chcąc nie chcąc z nudów i braku laku się do nich dołączył, siadając prosto i zrzucając kołdrę, która do tej pory go od nich odseparowywała. Izzy i Alec wymienili porozumiewawcze spojrzenia pełne triumfu. Ku ich szczęściu Jace tego i nie zauważył i mogli w spokoju kontynuować rozmowę.
Po śniadaniu w trójkę udali się do pokoju najstarszego z Lightwood'ów, gdzie spędzili wolny czas aż do treningu. Nikt im nie przeszkadzał, więc czuli się trochę tak, jakby znowu byli w Instytucie sami. Alec przyjrzał się swojemu rodzeństwu, uśmiechając do siebie delikatnie. Już dawno nie spędził z nimi tyle czasu sam na sam i dopiero teraz zauważył, że mu trochę tego brakowało. Oczywiście wiedział, że nie było nic złego w tym, że spędzał czas ze swoim chłopakiem, bo w końcu oni robili to samo, Jace spotykał się z Clary, a Izzy z Simonem, ale cieszył się, że w końcu udało im się normalnie pogadać.
Kiedy weszli na salę treningową, swoje kroki skierowali do znajomych, z którymi zazwyczaj ćwiczyli. Przywitali się z nimi i razem zaczekali na nadejście nauczycieli. Alec oparł się wygodnie o ścianę i zaplótł ramiona na piersi. Odchylił głowę do tyłu i zaraz poczuł, że ktoś opiera się o ścianę tuż obok niego.
- Cześć - usłyszał cichy i melodyjny głosik.
Zerknął w tamtą stronę i ujrzał uśmiechającą się do niego Suzie. Odwzajemnił uśmiech i kiwnął do niej głową.
- Cześć - odpowiedział i zaraz dodał: - jak tam?
Dziewczyna wzruszyła ramionami i spojrzała na ułamek sekundy na swojego chłopaka, Ethana. Alec już wiedział, co to oznacza i miał jej powiedzieć coś o tym, żeby się nie przejmowała, ale ta szybko przeniosła spojrzenie z powrotem na swojego rozmówcę. Lightwood westchnął cichutko i stuknął ją palcem w ramię. Kiwnął jeszcze raz głową i posłał jej pokrzepiający uśmiech. Przyszła do niego któregoś razu i wyznała, że pokłóciła się z Ethanem. Opowiedziała, że ostatnio nie mogą się porozumieć. Nie chciała pocieszenia ani nic z tym rzeczy. Chciała się po prostu komuś wygadać i uznała, że Alec jest do tego odpowiednią osobą. Zawsze dobrze im się razem rozmawiało i tak zostało do teraz. Może i nie byli przyjaciółmi, którzy wiedzieli o sobie i bezgranicznie sobie ufali, ale jeśli Alec miałby wybierać to Suzie z pewnością była osobą, którą zapamięta i z która będzie chciał utrzymywać kontakt po zakończeniu kursu.
- W porządku - odrzekła wreszcie, przerywając potok jego myśli. - A co tam u ciebie?
- Suuuzie - celowo przeciągnął jej imię. - Coś się stało?
Dziewczyna pokręciła przecząco głową i uśmiechnęła się delikatnie.
- No coś ty - zaprzeczyła. - Nie musisz się tak nade mną trząść. Nic mi nie jest - zapewniła go i uderzyła lekko w bok. - A przynajmniej nic się nie pogorszyło - dodała cicho. - Ale nie rozmawiajmy o tym - poprosiła szybko. - Powiedz mi lepiej co u ciebie i nie zmieniaj kolejny raz tematu, bo cię skopię.
Alec zaśmiał się i uniósł ręce w poddańczym geście, co sprawiło, że i ona się zaśmiała. Na ich nieszczęście usłyszał to Ethan, który obrócił się w ich stronę i posłał Lightwood'owi mordercze spojrzenie. Alec uznał, że to trochę śmieszne, ale widział, że Suzie odetchnęła cicho, chociaż sama też to zignorowała i powróciła do przerwanej rozmowy.
- Gdzie się ostatnio podziewałeś, co? - zagadnęła go, poruszając zabawnie brwiami. Alec uśmiechnął się promiennie i wzruszył ramionami. Może i jego reakcja byłaby normalna, gdyby nie to, że się zarumienił. Nie zostało to oczywiście przeoczone przez dziewczynę, która zrobiła duże oczy i wyszczerzyła się, chwaląc się w ten sposób swoim pełnym uzębieniem. - Oo proszę, Alec! Mam rozumieć, że to znaczy, że u Magnusa, hmm?
- Moooże - pokręcił od niechcenia głową.
- Jasne, może - prychnęła Suzie. - Chyba na pewno - poprawiła go. - Opowiadaj - zachęciła jeszcze.
Lightwood zerknął na nią i uniósł jedną brew.
- Co mam ci niby opowiedzieć? - zapytał ostrożnie. Nie wiedział, co dokładnie ta miała na myśli, więc nie odpowiedział od razu. - Co chcesz wiedzieć?
Suzie przewróciła oczami i wzruszyła ramionami. Nie chodziło jej o nic konkretnego ani nic z tych rzeczy. Po prostu chciała pociągnąć temat. Nie miała pojęcia, że Alec od razu stanie się ostrożniejszy i jakby bardziej zamknięty.
- Jejku, przecież nie chciałam cię zdenerwować. Co chcę wiedzieć? - zapytała sama do siebie. - Nie wiem. Co tam u Magnusa? Jak tam spotkanie z nim?
Alec zastanowił się chwilę i przyglądał uważnie dziewczynie. Nie miał pojęcia, dlaczego zareagował tak jak zareagował, chociaż było to pewnie spowodowane tym, że nikt spoza jego rodzeństwa nie pytał go w tak swobodny sposób o jego chłopaka. Zazwyczaj była to po prostu wzmianka albo przerywnik we właściwym temacie rozmowy.
- Wszystko u niego w porządku - przyznał po chwili i podrapał się po głowie, poprawiając jeszcze włosy. - A spotkanie też jak najbardziej dobrze. Byliśmy w parku, kawałek się przeszliśmy - powiedział, pomijając to, że wstąpili też na chwilę do jakiegoś nieużywanego magazynku. Nie było sensu się tym z nią dzielić. W sumie jak się teraz zastanowił to ciężko mu było stwierdzić czy kiedykolwiek w ogóle komukolwiek powiedziałby o czymś takim. Raczej na pewno nie. - Było fajnie. Naprawdę - dodał i spuścił wzrok, bo samo to, że pomyślał o Magnusie i o tym, co robili, kiedy widzieli się ostatnim razem sprawiło, że ponownie oblał się rumieńcem.
- To chyba dobrze - zawyrokowała dziewczyna.
- Rozmawiałaś z nim kiedykolwiek? - zapytał ni z tego ni z owego Alec.
Jakoś nie chciało mu się stać teraz w ciszy, a ta na kilka chwil zapadła po poprzedniej wypowiedzi Suzie. Dziewczyna chyba też zrozumiała jego zamiary, bo odpowiedziała, mimo iż odpowiedź była raczej łatwa do przewidzenia.
- Nie - wyznała szczerze. - Mimo iż był tu przez jakiś czas to ja nigdy nie zebrałam się na odwagę, żeby do niego podejść - wzruszyła ramionami. Wydawała się taka szczera i otwarta, i Alec jej chyba odrobinę tego zazdrościł. Sam nigdy nie potrafił przełamać się na tyle, żeby do kogoś podejść i po prostu rozpocząć rozmowę. Zazwyczaj gadał z kimś, kogo już poznał bliżej. Nie wiedział nawet, na jaki temat miałby zacząć pogawędkę z osobą mu nieznaną. Z kimś, kogo znał, było dużo łatwiej. - Nie chodzi mi o nie wiadomo co, bo przecież pewnie wziąłby mnie za jakąś dziwaczkę, jeśli bym do niego od tak podeszła, prawda? - zapytała. - Słyszałam, jak kiedyś Jace coś o nim mówił. Jest niezłą szychą, co? - zagadnęła go. - No ale wracając do... Tak, nie rozmawiałam z nim, choć miałam masę okazji. Tyle razy przecież do nas przychodził.. No dobra, do ciebie - poprawiła się i zaśmiała cicho, co i u Aleca wywołało chichot. - No ale to nie zmienia faktu, że siedział z nami w jednym pomieszczeniu. To dziwne? - zadała jeszcze na koniec pytanie.
Lightwood szybko pokręcił głową. Oczywiście, że nie było w tym nic dziwnego! Sam też nie zamienił z niektórymi z teraźniejszych mieszkańców Instytutu więcej niż kilka zdań, a przecież ich coś łączyło, czego nie można było powiedzieć o czarowniku i stojącej teraz obok niego dziewczynie.
- Czy jest szychą? - powtórzył jej pytanie. - Nie wiem... Ale chyba można tak go określić - stwierdził z niepewną miną. Sam nazwałby go zupełnie inaczej, ale wolał to zostawić dla siebie. - Jest bardzo mądry i potężny. Posiada naprawdę dużą moc - przyznał. - No i zawsze wszyscy w okolicy zwracają się o pomoc właśnie do niego - dodał jeszcze. Nie uważał, żeby zachowywał się w tym momencie, jak matka, która wychwala w niebiosa swoje dziecko i najczęściej po prostu wyolbrzymia jego zdolności. Wszystko to, co powiedział, było prawdą. - I nie wydaje mi się, żeby twoje postępowanie było dziwne. Sam najpewniej również bym nie podszedł.
Suzie skinęła głową na znak, że rozumie i przyjęła jego słowa do wiadomości. Miło było patrzeć na takiego rozpromienionego chłopaka i już na pierwszy rzut oka widać było, że zależy mu na czarowniku i jest bardzo dumny, mogąc się podzielić z kimś swoim zdaniem na jego temat, nie zostając przy tym posądzonym o naciąganie czegokolwiek.
- Szczerze mówiąc, to mnie trochę onieśmiela - przyznała.
Co tu dużo mówić. Taka była prawda. Mężczyzna nie dość, że był przystojny to jeszcze biło od niego takie opanowanie i niewiarygodna pewność siebie, że ciężko było przejść obok niego obojętnie. Samym swoim jestestwem zwracał na siebie uwagę i szybko zapadał w pamięci. I mimo iż odznaczały go takie a nie inne cechy, to Suzie jeszcze zawsze wydawał się taki jakiś nieosiągalny. Jakby nie z tego świata. Nie miała kontaktu z czarownikami i w życiu nie spotkała ich za wielu, ale Magnus Bane stanowczo się spośród nich wyróżniał. On był w jej oczach inny. Biła od niego taka aura, którą ciężko przeoczyć. Jego ciało emanowało czymś, co nawet ciężko nazwać, a sama postać była jak rodem z jakiejś... bajki? Tak, z pewnością to tego słowa jej brakowało. Magnus Bane bardziej przypominał jej osobę z bajki. Mimo iż ich świat cały zbudowany był z postaci, o których Przyziemnym się nawet nie śniło, to Magnus Bane się wyróżniał. On był jak wszystkie te osoby z bajek, złączone w jedno.
Dziewczyna potrząsnęła głową, chcąc odgonić od siebie te absurdalne myśli. Wyglądało to tak, jakby poprawiała włosy, ale ona z pewnością tego nie robiła. Ona chciała odegnać od siebie te rozmyślania, które nie wiadomo dlaczego nawiedziły teraz jej umysł. Spojrzała na chłopaka, z którym rozmawiała i z zadowoleniem zauważyła, że ten chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że na chwilę odleciała, bo sam był chyba zatopiony w swoich myślach. Po kilku kolejnych sekundach nareszcie się do niej odwrócił i powiedział z uśmiechem:
- Szczerze mówiąc... - zaczął tak samo, jak ona wtedy. - Mnie trochę też - zakończył, patrząc jej w oczy.
Początkowo mówił poważnym tonem i jego mina też nie zdradzała jakiegokolwiek rozbawienia, ale po chwili nie wytrzymał i zaśmiał się cicho. Dziewczyna szybko do niego dołączyła, wyraźnie radośnie śmiejąc się z tego, co powiedział. Lightwood wybrał idealny moment na rozluźnienie atmosfery, po raz kolejny skutecznie poprawiając jej humor. Niestety nie zdążyła już nic dodać, bo do pomieszczenia weszli trenerzy, co oznaczało rozpoczęcie treningu.
Po zakończeniu ćwiczeń wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, a na sali został jedynie Alec. Miał ochotę jeszcze postrzelać z łuku, bo dawno nie miał go w dłoni. Od razu, kiedy tylko go chwycił, poczuł się lepiej i mimo swojego nieregularnego szkolenia, nie wypadł z formy. Bynajmniej! Nadal trafiał równie celnie co ostatnim razem. Cała procedura polegała na pełnym skupieniu. Nie mógł się niczym dekoncentrować i to wychodziło mu bardzo dobrze, a nawet znakomicie. Zawsze był w tym dobry. Potrafił się wyłączyć na tyle, że nie zwracał uwagi na nic innego poza napiętą linką łuku, strzałą i tarczą znajdującą się paręnaście czy nawet parędziesiąt metrów od niego.
Rozmawiał na ten temat kiedyś z Magnusem i musiał przyznać, że odrobinę go zdziwiło to, co ten miał mu do powiedzenia. Czarownik zarzekał się, że ten wyglądał z łukiem bardzo seksownie. No cóż, nie miał pojęcia, dlaczego tak uważał ani dlaczego sam teraz o tym myśli, ale tak było.
- Jejku, Alec – jęknęła Izzy, przerywając jego rozmyślania.
Lightwood odwrócił się w stronę, z której dobiegł go ten dźwięk i aż zaskoczony otworzył szerzej oczy. Naprawdę nie zdawał sobie sprawy z jej obecności i go to trochę przerażało. Może i potrzebował skupienia, ale z pewnością taka ignorancja względem otoczenia też nie była dobra. W końcu ktoś mógł wykorzystać jego zdezorientowanie, co znowu mogło przynieść niekorzystne dla niego skutki. Na szczęście tym razem była to tylko jego siostra. Następnym razem na pewno będzie bardziej uważny.
- Co się stało? - zapytał.
- Dalej tu siedzisz? - odpowiedziała pytaniem. Było ono raczej retoryczne, ale chłopak i tak wzruszył ramionami, a gest ten był trochę niemrawy. I tak nie miał, co robić, a taki dodatkowy trening zawsze mu pomagał pozbierać myśli i się wyciszyć. - Masz zamiar w ogóle coś zjeść?
Ponownie wzruszył ramionami, ale tym razem jego siostra doczekała się też innej reakcji z jego strony. Chłopak do niej podszedł i usiadł na ławeczce, obok której zostawił swoje rzeczy i dostawił jeszcze teraz łuk. Oparł głowę o ścianę i zerknął na nią z dołu.
- Zaraz kolacja – powiedział spokojnie. - Coś zjem – obiecał.
- Oczywiście, że zjesz – powiedziała i rzuciła mu wodę, którą jako dobra siostra mu przyniosła. - Idę teraz do siebie, ale mam nadzieję, że zobaczymy się na posiłku.
- Tak jest, mamo – zażartował i zasalutował.
Izzy pokręciła z rozbawieniem głową i ruszyła w stronę wyjścia. W ostatniej chwili jednak się jeszcze raz do niego odwróciła i powiedziała:
- Aa – przypomniało jej się. - Ktoś się do ciebie dobijał, jak strzelałeś – wskazała na jego telefon, uśmiechnęła się i wyszła.
Alec niemal natychmiast rzucił się w jego kierunku i tak jak podejrzewał, kimś, kto się do niego dobijał, był Magnus. Uśmiechnął się szeroko i chwycił za swoje rzeczy, by po chwili z nimi w ręku wyjść z pomieszczenia. Udał się do swojego pokoju i już po drodze próbował dodzwonić się do swojego chłopaka. Ten jednak nie odbierał, ale Alec się tym nie przejmował. Pewnie był zajęty. Przy okazji zastanawiał się, dlaczego ten dzwonił do niego tyle razy, bo jeśli wierzyć ostatnim połączeniom było ich aż siedem. Kiedy odkładał rzeczy na łóżko, przypomniało mu się, że sam rano do niego telefonował i stwierdził, że to pewnie dlatego czarownik chciał z nim teraz nawiązać kontakt. Zrobiło mu się trochę głupio, że rano chciał mu zawracać głowę, ale na chwilę obecną nie mógł już nic zrobić.
Poszedł do łazienki, przemył twarz wodą i wrócił do pokoju. Chwycił za swój telefon i wyszedł na korytarz. Już kiedy schodził na dół, poczuł wibracje i od razu zerknął na wyświetlacz.
- Cześć – przywitał się wesoło. - Słuchaj, przepraszam, że rano dzwoniłem – zaczął od razu, nie czekając nawet aż ten coś powie. Był przekonany, że Bane dzwonił w tej sprawie. - Tak, wiem. Spałeś – zaśmiał się, w dalszym ciągu nie dopuszczając go do słowa. - Jestem okropny, to też wiem. Ale nic się nie stało. Po prostu nie mogłem spać... - zaśmiał się ponownie i dopiero zakończył, czekając na jego odpowiedź.
Zmarszczył lekko brwi, gdy ta nie następowała. Zdążył już dojść do kuchni, kiedy w dalszym ciągu nie doczekał się żadnej reakcji z jego strony. Zaczynał się denerwować i już miał zapytać, czy ten nadal tam jest, kiedy usłyszał niewyraźne.
- Alec... Co? - zapytał, najwyraźniej nie wiedząc, o co temu chodzi. Po chwili jednak chyba zreflektował, bo odezwał się znowu. - Nie! Nie po to dzwonię – wydusił z siebie szybko. Za szybko, jeśli ktoś by się pytał Lightwood'a. Od razu zrobił się ostrożniejszy i słuchał uważniej. - Posłuchaj mnie, dobrze? - zapytał i zaczął wyjaśniać. - Mamy problem – dodał, ale było to słabo słyszalne przez hałas, jaki panował w miejscu, w którym ten się znajdował. - Musisz tu szybko przyjść. Potrzebuję twojej pomocy!
- Magnus, czekaj! - zawołał, by ten się nie rozłączał, przytykając palec do drugiego ucha, aby chociaż trochę więcej słyszeć. - Co ty mówisz?! Co się stało?
Nastała cisza i dopiero kilka gwizdów i szumów później zdołał wyłapać to, co ten charczał.
- Nie powiem ci teraz. Nie mogę. Po prostu przyjdź, dobrze? - zapytał z nadzieją w głosie. - Nie radzimy sobie. Zaatakowała – dodał jeszcze.
Po tych słowach Nocny Łowca przeraził się jeszcze bardziej.
- Kto zaatakował? Magnus! O kim mówisz?! - zadawał pytania jedno po drugim. - Ktoś jest ranny?
- Dziabnęła Ragnora. Nic mu nie jest, ale nie możemy nad nią zapanować. Proszę cię, przyjdź jak najszybciej – to było ostatnim, co udało mu się zarejestrować.
Potem słyszał już tylko kilka bliżej niezidentyfikowanych dźwięków i coś przerwało ich połączenie.
- Magnus? Magnus?!?! - próbował, ale na nic się to zdało.
Niewiele myśląc, porwał stelę i skierował się szybko w stronę wyjścia z Instytutu. Nie mógł tego zignorować. Głos czarownika nigdy nie był tak niepewny... I sposób w jaki prosił go o to, by przyszedł... Nie, musiał mu pomóc.
Przez swoje rozdrażnienie i wytrącenie z równowagi, nie zauważył nawet, że ktoś go śledzi. Poczuł mocne szarpnięcie w ramię i chcąc nie chcąc musiał zatrzymać się na środku korytarza, przyszpilony przez swojego napastnika do ściany.
- Gdzie się wybierasz?
Lightwood jęknął w duchu. No nieźle. Jeszcze Aarona tu brakowało.