poniedziałek, 29 lutego 2016

ROZDZIAŁ LVII

Jasona obudziło delikatne drapanie w gardle i ból głowy. Ostrożnie otworzył oczy i stwierdził, że nie może być jeszcze tak późno, bo w pomieszczeniu, w którym się znajdował, panowały ciemności. Mogło to być jednak spowodowane zasuniętymi zasłonami w oknach, ale nie jemu to oceniać. Przewrócił się na drugi bok i dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że nie jest w swoim pokoju. Powoli zaczęły do niego docierać fragmenty z minionego wieczoru i nocy i miał ochotę walnąć się w czoło. Jak mógł być takim idiotą? Dlaczego polazł na tamtą imprezę? I dlaczego dzwonił do blondyna? Nie miał pojęcia.
- Aaron? - zaczął cichutko, mając nadzieję, że to w jego pokoju wylądował, a nie gdziekolwiek indziej.
Pamiętał, że chłopak do niego przyjechał, ale nic poza tym. Nie wiedział, czy go tu przywiózł, czy po prostu skrzyczał i zostawił. Szczerze liczył na pierwszą opcję.
- Co? - usłyszał warknięcie z prawej strony.
Poczuł zalewającą go ulgę. Blondyn może nie należał do najbardziej zadowolonych osób na świecie, ale przynajmniej tu był. Tylko to się liczyło.
- Gdzie jesteśmy? - zadał kolejne pytanie.
Patrzył w kierunku, w którym stał Aaron, ale go nie widział. Mógł dojrzeć tylko zarys sylwetki, ale także niewyraźnie.
- Nieważne, śpij - dostał w zamian następne warknięcie.
- Aaron - chciał powiedzieć coś jeszcze, ale ten mu szybko przerwał.
- ŚPIJ!
Jason momentalnie się zamknął, słysząc ten pełen gniewu głos. Nie miał pojęcia, dlaczego Aaron był na niego taki zły. Jeszcze nigdy wcześniej nie słyszał u nikogo takiego tonu. Zgoda, blondyn czasem się denerwował, ale nie tak jak teraz. Chłopak przewrócił się na drugą stronę i zakopał się bardziej w pościeli. Jakoś mu odeszła ochota na prowadzenie jakiejkolwiek rozmowy. Nie był pewien, czy uda mu się ponownie zasnąć, ale postanowił chociaż spróbować. Może, kiedy obudzi się za jakiś czas, Aaron będzie w lepszym humorze.
Kiedy otworzył oczy po raz drugi, w pokoju było już jaśniej. Mógł się więc rozejrzeć i wypatrzyć co nieco. Zdziwił się wystrojem, bo szczerze mówiąc, pomieszczenie nie wyglądało jak pokój nastolatka, a raczej jak zwykły pokój hotelowy. Dopiero po ponownym obejrzeniu wszystkiego zauważył prywatne rzeczy, należące do właściciela pomieszczenia. Widział położoną na oparciu krzesła bluzę, w której był u niego kiedyś Aaron, jego kurtkę, plecak i jeszcze wiele innych rzeczy. Nie rzucały się jednak w oczy, więc za pierwszym razem nawet nie zwróciły jego uwagi. Tak jak sam chłopak, który stał przy oknie i się w niego wpatrywał. Posłał mu słaby uśmiech, ale blondyn go nie odwzajemnił. Stał z założonymi rękoma i miał nietęgą minę.
- Przepraszam - powiedział cichutko, cały czas patrząc mu w oczy.
Może niejedna osoba stwierdziłaby, że chłopak wyglądał naprawdę groźnie, ale on się go nie bał. Przyzwyczaił się już do tego, że Aaron miał czasem gorszy dzień i był wtedy dla wszystkich niemiły. Nie spotkał się co prawda z taką sytuacją, która miała miejsce teraz, ale czy bardzo różniła się od tego, co już zdążył zauważyć? Przy blondynie nauczył się tego, że nie zawsze wszystko jest kolorowe, ale można z tym żyć.
- Za co? - usłyszał w odpowiedzi.
Głos Aarona był cichy i zachrypnięty. Zupełnie inny niż ten w nocy, ale czy lepszy? Nie był pewien. W nocy słychać było chociaż, że ten jest zły i zagniewany, a teraz nic. Kompletnie. Jakby był pusty. Jason nie wiedział, co odpowiedzieć, więc tylko wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia, dlaczego to powiedział, ale wydawało mu się, że właśnie tego oczekuje od niego blondyn. Miał nadzieję, że to pomoże przerwać ciszę, jaka się między nimi wytworzyła, ale chyba nie poskutkowało, bo kilka kolejnych minut również spędzili w ten sposób. Dopiero po chwili Jason się ruszył i chciał wstać z łóżka. Zauważył wtedy, że ma na sobie jedynie swoją bieliznę. Jak to możliwe, że nie poczuł, że jest niemalże nagi?
- Gdzie są moje ubrania? - zapytał, marszcząc brwi.
Nigdzie ich nie widział. Miał nadzieję, że Aaron nic z nimi nie zrobił. Ale z drugiej strony co miałby niby zrobić?
- Suszą się - odpowiedział mu zwięźle blondyn, ale nie odwrócił wzroku, kiedy ten całkowicie odkrył kołdrę. Wpatrywał się w niego, niczym się nie krępując. Jason z kolei był strasznie zawstydzony tym, że chłopak mu się przygląda. - Och, proszę cię - przewrócił oczami. - Widziałem cię już bardziej roznegliżowanego - przypomniał mu, co tylko sprawiło, że chłopak jeszcze bardziej się zawstydził, ale spróbował to ukryć za delikatnym uśmiechem. Podszedł niespiesznie do blondyna i oparł się o jego bok. - Strasznie śmierdzisz - stwierdził niewzruszony Aaron.
- Najlepszy komplement jaki kiedykolwiek słyszałem - skomentował żartobliwie Jason. Wiedział, że śmierdział, bo sam to doskonale czuł. Alkohol robił swoje. Przez twarz wyższego przemknął cień uśmiechu, ale zaraz został zastąpiony miną bez wyrazu. Jason jednak uznał to za dobry znak, więc kontynuował niezrażony: - Gdzie jest łazienka? - zapytał. Aaron wskazał mu odpowiednie drzwi, w stronę których ten zaraz ruszył. - Przyniesiesz mi jakieś ubrania? - zdążył jeszcze zapytać.
Nie chciał paradować w samych bokserkach, nawet jeśli miałby go widzieć jedynie blondyn. To było do niego niepodobne i szczerze mówiąc, wolał mieć na sobie cokolwiek innego.
- Nie przeszkadza mi to, że masz na sobie jedynie majtki - przyznał szczerze Nocny Łowca. - Jeśli o mnie chodzi, to możesz tak zostać. Nikt inny i tak cię tu nie zobaczy - dodał po chwili.
- Mimo to wolałbym... - zaczął, ale ten szybko wszedł mu w słowo.
- Oczywiście - westchnął i Jason zauważył, jak ten podchodzi do szafy, mrucząc pod nosem: - zero zabawy.
Chłopak uśmiechnął się i dopiero wtedy zniknął za drzwiami pomieszczenia, w którym miał zamiar wziąć prysznic. Kiedy był pod strumieniem wody, słyszał jak do łazienki wszedł Aaron, ale zaraz równie szybko się stamtąd ulotnił. Młodszy też zresztą nie spędził tam dużo czasu, bo po kilku minutach był już czysty i odświeżony. Opuścił kabinę prysznicową i osuszył się zostawionym przez blondyna ręcznikiem. Założył na siebie bieliznę i jego koszulkę i obejrzał się w koło, szukając jakiś spodenek. Nic takiego jednak nie dojrzał, więc z żalem stwierdził, że Aaron mu żadnych nie przyniósł. No nic. Może jego ubrania szybko wyschną i będzie mógł się przebrać. Taką miał nadzieję. Pozostawała jeszcze tylko jedna sprawa.
- Aaron? - zapytał, wychylając głowę zza drzwi.
Chłopak stał przy biurku i chyba czegoś w nim szukał, bo nawet kiedy ten się do niego odezwał, nadal nie przestawał szperać. Dopiero po kilku chwilach zreflektował i podniósł na niego swój wzrok. Uniósł jedną brew i przyjrzał mu się uważniej. Jason nie wiedział, czemu ten się w niego tak wpatruje i czym to było spowodowane, ale zdecydowanie mu się to podobało. Oparł się nawet o futrynę, dając mu tym samym lepszy widok na swoje ciało. Wiedział, że zachowywał się w tym momencie inaczej niż zwykle, ale przecież w pokoju był tylko Aaron. Nikt więcej.
- Dobrze wyglądasz - przyznał blondyn, podchodząc bliżej niego, by móc się lepiej przyjrzeć. Zdecydowanie dobrym posunięciem było niezostawienie chłopakowi żadnych spodenek. Miał bardzo zgrabne i długie nogi, od których Aaron w tej chwili nie mógł oderwać oczu. Nigdy się tak nie czuł i nie miał pojęcia, dlaczego teraz tak jest, ale zapomniał już o tym, że przez Jasona może mieć jakiekolwiek kłopoty. Kto by się tym przejmował, mając przed sobą takiego chłopaczka? - Dlaczego wcześniej nie pomyślałem o tym, by dać ci jakieś swoje ubrania? - zapytał cicho.
Co prawda nadal był zły i tego raczej póki co nic nie zmieni, ale co mu szkodzi się z nim zabawić? Jason z kolei popatrywał na Nocnego Łowcę, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. Widział jego wygłodniały wzrok i wiedział, co on oznacza, ale miał też świadomość tego, że chłopak nie przypomina dzisiaj siebie. Nie miał pojęcia, czy może mu na coś pozwolić, skoro nie był do końca pewny, jak ten się zachowa w stosunku do niego. Nie chciał się sparzyć. Nie wiedział też, co mu odpowiedzieć. Nie wiedział czy pytanie było skierowane do niego, czy Aaron po prostu myślał na głos. Nigdy nie mówił mu takich rzeczy i bał się, że za chwilę może powiedzieć coś zupełnie innego. Coś co nie spodoba mu się tak bardzo jak to.
- Podoba ci się? - zapytał cicho.
Wykręcał ręce za plecami i udawał, że wcale się nie denerwuje. Patrzył mu przy tym hardo w oczy i starał się coś z nich wyczytać.
- Wyglądasz seksownie - przyznał szczerze Aaron, pokonując dystans między nimi. Trącił go palcem w klatkę piersiową, a Jasona przeszedł dreszcz. Bądź co bądź było to bardzo przyjemne, a głos blondyna, modulowany właśnie w taki sposób, go podniecał. - Chciałeś mnie zaprosić do środka? - mruknął mu do ucha, owiewając jego szyję swoim oddechem.
Widział zawahanie w oczach chłopaka i chciał to wykorzystać. Może akurat mu się uda.
- Chciałem zapytać, czy mogę użyć twojej szczoteczki do zębów - wyjaśnił, spuszczając spojrzenie na swoje stopy. Peszył się, kiedy Aaron go tak pożerał wzrokiem. - Nie mam przy sobie swojej.
- Uuuu - pokręcił głową blondyn. - Mój pomysł ci się nie podoba? - zaśmiał się szyderczo.
Chwycił między palce materiał jego koszulki i zaczął się nią bawić, podwijając ją i znowu opuszczając. Jason odsunął jego dłoń, co spotkało się z lekką złością ze strony Nocnego Łowcy. Zmierzył go wzrokiem i przycisnął do ściany. Młodszy aż wciągnął głębiej powietrze, zaskoczony tym ruchem.
- Podoba - zaczął ostrożnie. Tak naprawdę nie podobał mu się wcale, ale nie chciał go jeszcze bardziej rozgniewać. Nie wiedział, do czego Aaron był w tym momencie zdolny. Wyglądał i zachowywał się tak, jakby w niego coś wstąpiło. Nie takiego chłopaka znał i lubił Jason. - Ale byłeś na mnie zły - przypomniał mu. - Nie chciałbyś o tym porozmawiać? - zaproponował.
- Powiedziałem już, co chciałbym robić - wyznał ostro. - Nie uprawiałeś nigdy seksu z kimś, kto jest na ciebie wściekły? - zapytał ironicznie.
- Nie i nie chcę tego robić - przyznał. Aaron był jak tykająca bomba. Trzeba było z nim postępować ostrożnie. Jeden zły ruch może spowodować eksplozję. - Wyjaśnij mi, czemu taki jesteś - poprosił cicho, chcąc pogłaskać go po policzku.
Blondyn mu jednak na to nie pozwolił, w porę się od niego odsuwając.
- Żałuj - rzekł w odniesieniu do pierwszej części jego wypowiedzi. - Nie wiesz, co straciłeś. Na szczęście możemy to jeszcze nadrobić.
- Nie słuchasz mnie? - nie wytrzymał młodszy. Musiał o to zapytać, bo zaczynało go denerwować postępowanie Aarona. Nie takiego chłopaka chciał dzisiaj zobaczyć. - Zachowujesz się bardzo dziwnie - dodał. - Nie chcę się z tobą pieprzyć. Nie chcę, żebyś mnie w ogóle dotykał - wypalił i chciał się cofnąć, ale na nic się to zdało, bo przecież już stał przyciśnięty do ściany. Wskutek tego wbił się w nią jedynie jeszcze bardziej, co oczywiście nie umknęło uwadze Nocnego Łowcy, który nie spuszczał z niego wzroku. - Zostaw mnie, Aaron - dodał na koniec i odwrócił spojrzenie na ścianę przed sobą.
Zaczynał żałować tego, co zrobił. Tego, że się napił, tego, że zadzwonił do Aarona i ostatecznie tego, że się tu znalazł. Robiło mu się źle z tym, że Aaron dawno się z nim nie kontaktował i nie odpowiadał na jego telefony. Nie było ich co prawda wiele, ale jednak były. Wkurzyło go to, że wcześniej kiedy się widzieli, ich spotkanie nie zakończyło się przyjemnie i miał nadzieję, że będzie potrafił to naprawić, ale teraz nie wiedział nawet, czy tego chce. To przecież bez sensu. Aaron był chłopakiem i on także nim był.
- To po co dzwoniłeś? - zdziwił się blondyn, po raz kolejny go atakując. - Co? Po co chciałeś, żebym to ja po ciebie przyjechał? Nie masz znajomych? Rodziny?
- Byłem pijany. Zadzwoniłem do pierwszej lepszej osoby - warknął mu w twarz. Oczywistym było, że kłamał. Nie chciał mu jednak dawać tej satysfakcji i przyznawać się do tego, że jego telefon był zamierzony. O nie. Nie da się tak traktować. - Przypadkowo okazałeś się nią być ty - dodał, ale nie zabrzmiało to już tak przekonująco, bo wystarczyło, żeby spojrzał w oczy Aarona, a już się rozpadał.
Głos mu się całkowicie załamał. Brzmiał strasznie. Nie potrafił prowadzić z nim rozmowy, kiedy był w takim stanie. Jeśli wcześniej myślał, że się nie boi, to musiał być głupcem. Albo rzeczywiście się nie bał. Tak czy inaczej teraz sytuacja uległa zmianie. Dalej miał dreszcze, ale nie miały już one nic wspólnego z przyjemnością.
- Byłeś pijany? - najwyraźniej tego nie zauważył albo nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, bo jego głos nie uległ jakiejkolwiek zmianie. Nadal był surowy i przesiąknięty sarkazmem. - O nie, mój drogi. Byłeś nawalony - sprostował. - I chyba masz szczęście, że to ja cię stamtąd zabrałem. Kiedy przyjechałem już ledwo stałeś na nogach, a z taksówki musiałem cię nieść, bo całkowicie odleciałeś. Nie uważasz, że należy mi się coś w nagrodę? Zadzwoniłeś do mnie i szczerze mówiąc, nie wierzę w ten twój przypadek - warknął, nie zwracając uwagi na coraz bardziej przerażoną twarz młodszego. - Każdy lubi po kilku głębszych uprawiać seks i pewnie to miałeś na celu.
Nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił. Kiedy Jason do niego dzwonił, ani na moment nie przeszło mu przez myśl coś takiego, jednak Nocny Łowca wiedział oczywiście lepiej i nie dało mu się niczego przetłumaczyć.
- Myślisz się - odparł chłopak, patrząc mu w oczy. - Chciałem po prostu, żebyś mi pomógł - wyznał szczerze. - Nie potrafię pić, a zmieszałem kilka rodzajów alkoholi. Dosyć szybko mnie wcięło i wiedziałem, że sam nie dostanę się do domu. Poza tym nie chciałem tam wracać - dodał na koniec. - To wszystko.
- Chciałeś, żebym ci pomógł? - odezwał się znowu Nocny Łowca, a Jason myślał tylko o tym, że nie chciałby tak bardzo niczego innego jak tego, żeby ten się w końcu zamknął. - Niby dlaczego miałbym to zrobić? Przecież doskonale wiesz, na czym polega nasz układ. Czy coś się zmieniło? O czymś nie wiem? - dopytywał sarkastycznie.
W tym momencie Jason nie wytrzymał i całkowicie się poddał. Wiedział, że to co za chwilę powie, może pociągnąć za sobą konsekwencje, ale szczerze mówiąc, mało go to w tej chwili obchodziło.
- Myślałem, że to wyszło poza układ! - krzyknął. - Że już go wcale nie ma. Przestał istnieć. Dlatego zadzwoniłem do ciebie i dlatego chciałem spędzić wieczór z tobą!
- Co niby wyszło poza układ? - zapytał z niedowierzaniem.
Na chwilę stracił czujność, przez co Jasonowi udało się wydostać i przejść na drugą stronę pokoju, jak najdalej od niego. Szybko podążył za nim wzrokiem, ale sam nie ruszył się z miejsca.
- To wszystko - zrobił nieokreślony ruch ręką. - My - wskazał na ich oboje.
- Aha - powiedział mało bystrze Aaron. - Na jakiej podstawie doszedłeś do takiego wniosku?
Jason wzruszył ramionami. Sam nie wiedział. Tak po prostu czuł.
- Może na takiej, że przychodziłeś nie tylko po jedno? - odpowiedział pytaniem, wbijając wzrok w ścianę. Nie chciał patrzeć na Nocnego Łowcę. - Odwiedzałeś mnie, żeby po prostu posiedzieć, pogadać i pośmiać się. Często powodem twojego śmiechu byłem ja sam, ale czy to ważne? Takiego cię lubię - przyznał. - Nie takiego jak teraz.
Aaron patrzył na niego przez chwilę, po czym również odwrócił wzrok. Zrobił lekceważącą minę i wzruszył ramionami.
- A może taki właśnie jestem, co? - sarknął. - Nie pomyślałeś? Może robię to wszystko, żeby ci zaimponować? Żeby przeciągnąć cię na swoją stronę - syczał przez zęby. - Żebyś łatwiej mi ulegał.
- Niemożliwe - zaprzeczył pewnie Jason, oplatając się rękoma. Nagle zrobiło mu się zimniej. - Jesteś dupkiem, ale to do ciebie niepodobne. Nie zrobiłbyś czegoś takiego.
Był tego pewien. A raczej chciał być tego pewien. W każdym razie wiedział swoje. Aaron był dupkowaty, ale nie aż tak bardzo. Dało się z nim wytrzymać. Przynajmniej on potrafił z nim wytrzymać.
- Nie znasz mnie, Jason, więc nie mów, co jest do mnie podobne, a co nie. Tylko ja mam świadomość tego, jaki jestem naprawdę i to się nigdy nie zmieni!
- Znam cię. Może nie na tyle, by wiedzieć o tobie wszystko - przyznał po chwili, nareszcie na niego zerkając - ale wiem wystarczająco dużo. Czasem się przede mną otwierałeś. Może nie robiłeś tego celowo, ale się liczy - dodał na koniec łamiącym się głosem.
Aaron znowu odwrócił wzrok. Nie mógł patrzeć na Jasona, widząc go takiego kruchego. Nie był słaby. Wiedział, że jego stan jest wywołany tylko i wyłącznie słowami, jakie wypłynęły z jego własnych ust, ale uznał to za nieważne. Nie czuł się winny. Ktoś musiał ich przystopować, a jeśli na niego wypadło, to niech tak będzie. Nie na tym miała polegać ich znajomość i oboje doskonale o tym wiedzieli. Po prostu zagubili się w pewnym momencie, ale wszystko się da jeszcze naprawić. Po co się angażować? Może być jak dawniej.
- Już ci mówiłem, dlaczego to robiłem - wyznał mało przyjaźnie. Tak naprawdę był lekko zdziwiony. On miałby mu coś o sobie opowiadać? Niby kiedy? I dlaczego tego nie zauważył? Wolał jednak się nad tym nie zastanawiać, a brnąć w to dalej. - Żebyś mi dawał. Czasem trzeba cię trochę udobruchać - zaśmiał się szyderczo.
- Zamknij się! - wkurzył się młodszy. - Wiem, że tak nie myślisz. Poza tym nie musiałeś mnie do niczego namawiać! Nie myśl, że ci uwierzę. Po prostu boisz się do tego przyznać!
- Niby do czego? - zapytał lekceważąco. - Nie dopowiadaj sobie nic od siebie, bo najwyraźniej masz za dużą wyobraźnię. I dlaczego nie musiałem cię namawiać? Każdego na początku trzeba. Jesteście tacy sami - syknął, wpatrując się w jego twarz wykrzywioną najprawdopodobniej bólem. - Niby takie szare myszki, a przychodzi co do czego, to i tak sami ładujecie się do łóżka. Taka jest prawda! Wystarczy was tylko odpowiednio wyszkolić. Dla mnie jesteś po prostu kolejną fajną dupą, która umiliła mi czas w tym beznadziejnym miejscu.
Jason wpatrywał się w niego z otępieniem wypisanym na twarzy. Nie wierzył w to, że ten właśnie porównał go do jakiś swoich wcześniejszych "zdobyczy". Tak, on chyba także stał się jedną z nich. Bardzo nie chciał, żeby tak było, ale to najwyraźniej nieuniknione.
- Jak dojdę stąd do domu? - zapytał cicho, kiedy nareszcie odzyskał głos.
Obrócił się do okna, tak żeby ten go nie widział i pociągnął nosem. Nienawidził siebie i tego, że w niektórych sytuacjach był aż za bardzo wrażliwy. Cieszył się jednak, że jak na razie się nie rozkleił. Nie chciał się popłakać.
- Jason - zaczął Aaron, a w jego głosie można było dosłyszeć wyraźną zmianę.
Czy skruchę? Tego chłopak nie był pewien, ale wiedział, że nie potrzebuje litości. Nie od niego.
- Co Jason? Nagle znasz moje imię?! - wściekł się i obrócił w jego stronę. Aaron w międzyczasie zdążył już do niego podejść. - Zapytałem o coś! Jak dojdę do domu?!
- Nie możesz na razie wyjść - przyznał ostrożnie Nocny Łowca. - Uspokuj się - poprosił. - Wiem, że...
Widział, że chłopak tracił nad sobą kontrolę i że to wszystko przez niego. Słowa, które padły przed chwilą z jego ust nie były prawdą i już ich żałował.
- Kto jak kto, ale ty nie masz prawa mnie uspokajać! - warknął, znowu pociągając nosem. - Nic nie wiesz! Nie masz o niczym pojęcia. Widzisz tylko czubek własnego nosa! W ogóle nie przejmujesz się moimi uczuciami - zakończył niemrawo.
- Nikt nie kazał ci mieszać w to uczuć - przyznał cicho.
- Och, wybacz - krzyknął sarkastycznie. - Przepraszam cię bardzo, ale jednak tak się stało. Nie potrafię nad tym zapanować, uwierz mi - warknął. - Nie zrobiłem tego celowo. Też nie chciałem mieszać w to uczuć, ale samo tak wyszło. Bez mojej wiedzy i zgody. I jeśli ma ci się przez to zrobić lepiej, to wiedz, że też tego żałuję - wbił wzrok w ścianę i zacisnął wargi. Nie chciał tego mówić, ale powiedział. Już było za późno, żeby to cofnąć. - Ja w porównaniu do ciebie mam serce. Nie wiem, jak mogłem myśleć, że jest inaczej - zaśmiał się sam z siebie.
Po tych słowach nawet Aaronowi chciało się płakać. Nie wiedział, że sytuacja przedstawiała się właśnie w taki sposób. Jeśli miałby cofnąć czas, to wolałby wcale nie spotykać chłopaka. Wolałby nie zaczynać się z nim spotykać, bo był pewien, że ten będzie tylko przez niego cierpiał. Nie potrafił dać komuś szczęścia. Jason powiedział prawdę. Aaron nie miał serca. Nie miał też uczuć.
Przypomniał sobie dzisiejszą noc. To jak jechał po Jasona. To jak się o niego martwił. To jak był na niego zły, za to, że chłopak był taki nieodpowiedzialny. I to jak zadowolony był z siebie, że chłopak właśnie do niego zadzwonił. Mógł wybrać tyle osób, a wybrał jego. Resztę nocy spędził na rozmyślaniach. Nie spał, tylko wpatrywał się w śpiącego Jasona i zastanawiał się, co to wszystko oznacza. Czy to, co czuł, miało jakieś znaczenie? Czy Jason mógłby w nim coś zmienić? Cały czas dochodził do jednego wniosku. Nie bardzo mu się on podobał, bo to oznaczałoby coś nowego, a on nie był w stanie stwierdzić, czy dałby temu radę. Ta niepewność i jednocześnie znajomość samego siebie doprowadzała go do gniewu. Nie był w stanie stwierdzić, dlaczego się tak zachowuje i nie potrafił się przyznać na głos do tego, do czego prowadziły go wszystkie myśli.
- Wybacz - powiedział nareszcie, zaskakując nawet samego siebie. Wyciągnął przed siebie rękę i szybkim ruchem przyciągnął chłopaka do swojej klatki piersiowej, zamykając go w mocnym uścisku. - Żałuję tego, co powiedziałem. Wcale tak nie myślę - przyznał cicho, szepcząc mu do ucha.
Jason zamarł na moment, nie wiedząc, co zrobić. Aaron go nigdy wcześniej nie przytulał. Nigdy też nie przepraszał. Nie ruszał się z miejsca, ale mu odpowiedział.
- Ja też żałuję, że to powiedziałeś - nie miał pojęcia, co mógłby jeszcze dodać dodać.
Nie wiedział też, czy jeśli by dalej mówił, to czy by się nie rozkleił. Nie potrzebował tego, ale miał świadomość tego, że jest słaby. Nerwy działały swoje. Chciał, żeby to się już skończyło.
- Przepraszam cię - powtórzył Aaron, chowając twarz w jego włosach. - Masz rację. Jestem okropny. Wszystko, co mówiłem...
- Nie chcę tego słuchać - przerwał mu młodszy, odsuwając się nieco. - Chcę iść do swojego domu. Mój brat już na pewno nakapował rodzicom, że nie było mnie całą noc. Nie chcę kolejnej kłótni. Ta z tobą mi zupełnie wystarcza - przyznał szczerze.
- Kłamałem, Jason. Wiesz o tym, prawda? - dopytał, nadal go nie puszczając.
- Już sam nie wiem, kiedy mówisz prawdę, a kiedy kłamiesz - wyznał pustym głosem. - Wcześniej wydawało mi się, że jestem w stanie to rozróżnić, ale najwyraźniej byłem w błędzie.
- Nie byłeś - zaprzeczył Aaron. - Nie możesz teraz wyjść - dodał, kiedy nareszcie pozwolił mu się odsunąć. - Później ci pomogę, ale na razie musisz tu zostać. Spróbuj jeszcze zasnąć, co? - zapytał łagodnie. - Nikt nie może cię tu zobaczyć - sam odszedł na kilka kroków i przysiadł na brzegu łóżka. Schował twarz w dłoniach, zupełnie nie wiedząc, co począć. - Moje życie - zaczął po chwili, patrząc na swoje palce - ono nie jest takie jak twoje. Nie mogę ci teraz tego wyjaśnić, ale... spróbuję, jak wrócę, dobrze? - wstał i do niego podszedł. Złożył pocałunek na jego ustach i skrzywił się nieznacznie. Był bezradny. - Chciałbym powiedzieć ci tak wiele - przyznał cicho, opierając czoło na jego głowie. - A nie mogę prawie nic. Muszę iść - stwierdził szybko i ulotnił się z pokoju.
Sam nie wiedział, co się z nim działo. Zostawił tam rozkojarzonego i zbitego z tropu chłopaka i bał się wrócić. Trening był teraz dla niego zbawieniem. Nie chciał widzieć wyrazu jego twarzy, bo obawiał się, że znowu zobaczy ten okropny grymas bólu. Miał świadomość tego, że Jason będzie oczekiwał wyjaśnień, a on nie będzie już mógł od nich uciec. Nie miał pojęcia, ile będzie mógł mu powiedzieć, ale zdawał sobie sprawę z tego, że rozmowa, jaką będą musieli przeprowadzić, nie będzie należała do najprzyjemniejszych, a już na pewno nie do najłatwiejszych.

____________________________

Witam, przyznam szczerze, że pisałam ten rozdział, kiedy miałam gorszy dzień. Mam nadzieję, że nie zostanę ukamieniowana. Co prawda mogłabym zmienić koncepcję, ale tego nie robię. Zostawiam tak, jak jest i czekam na wasze opinie. Pamiętajcie, że Jason jest nadal w Instytucie! Buziaki :*

poniedziałek, 22 lutego 2016

ROZDZIAŁ LVI

"Alecu,
do ciebie kieruję ten list, bo myślę, że oczekujesz wyjaśnień, a raczej w inny sposób nie będę już mogła ci ich przekazać. Jeżeli o mnie chodzi, to najchętniej nic bym nie pisała, ale byłbyś wtedy pewnie zawiedziony. Nie kłamałam, kiedy mówiłam, że tylko tobie ufam. Byłeś mi najbliższy i chętnie wydłużyłabym tę znajomość, ale wiem, że to niemożliwe. Poza tym ty raczej też nie byłbyś do tego skłonny. Nie byliśmy przyjaciółmi, a nawet znajomymi, ale czuję, że chcesz wiedzieć, co się tak naprawdę wydarzyło.
Zacznę od początku. Powody mojego pojawienia się w waszym wymiarze znasz, więc nie będę ci już tego opisywać. Nie miałoby to sensu, a i nie mam za wiele czasu. W każdej chwili któreś z was mogłoby tu wejść i przerwać moje starania, co mam nadzieję nie nastąpi. Jeśli to czytasz, mogę wierzyć w to, że tak właśnie było. Czasem wasze zachowania mnie śmieszyły, do czego teraz mogę się przyznać. Nie rozumiem Twojego zainteresowania tym czarownikiem, który pewnie też czyta moje słowa (nie myśl, że jest mi z tym źle, mam gdzieś, co robisz) i szczerze mówiąc, nigdy tego nie zrozumiem. To dla mnie strasznie dziwne, ale nie mam zamiaru się nad tym rozwodzić. Pewnie nawet nie chcesz o tym słyszeć. Przejdę do rzeczy, bo zegar tyka. Potrzebowałam Twojego zaufania, żeby dowiedzieć się o was co nieco. Dzięki temu właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że między tobą a tym twoim chłoptasiem coś jest. Nie chciałam między wami mieszać, ale nie miałam wyboru. Potrzebowałam zamieszania, byście chociaż na chwilę o mnie zapomnieli. To, co właśnie zrobiłam, planowałam od dłuższego czasu. Już dawno dowiedziałam się, że mnie i ciebie bardzo dużo łączy. W pewnym momencie zauważyłam u ciebie coś, co bardzo przypomniało urządzenie, którym posługujemy się w naszym wymiarze. Stela? Tak to nazywałeś? Mniejsza z tym. Pomyślałam wtedy, że mogłoby mi się przydać. Wiem, jak z tego korzystać, a przynajmniej mam taką nadzieję. Nie chciałam Cię o nią pytać wprost, bo mógłbyś zacząć coś podejrzewać. Byłeś wobec mnie nieufny, czym się w zasadzie nie dziwię. No więc postanowiłam wprowadzić swój plan w życie. Jak już wspominałam, zależało mi na odciągnięciu uwagi od wlasnej osoby. Potrzebowałam do tego twojej osoby. Myślałam, że próbując skłócić ciebie i Twojego chłopaka, to mi się uda. Ty jednak nie chciałeś mi wierzyć, dlatego wykorzystałam plan B. Powiedziałam Ci o tym, że twoi znajomi mnie okaleczają. Mam nadzieję, że chociaż w ten sposób otrzymam od Was trochę dodatkowego czasu. Nie miej mi za złe tego, że zabrałam Ci twoją własność. Gdybym wpadła na inny, równie skuteczny, pomysł, może bym go wykorzystała, ale póki co go nie mam, więc wyszło jak wyszło. Otworzyłam bramę i w ten właśnie sposób, mam nadzieję, udam się do swojego wymiaru. Plan ten nie jest do końca przemyślany, ale nie miałam czasu, by dopracować szczegóły. Naprawdę nie chcę już dłużej u was być, bo przebywanie tak długi czas w innym wymiarze źle na mnie działa. Już powoli zaczynam odczuwać tego skutki. Wam też pewnie nie jest na rękę utrzymywanie mnie, więc w pewien sposób wyświadczam wam przysługę. Wiem, że obiecałam podać Tobie i twoim znajomym wszystkie informacje, jakie tylko chcielibyście uzyskać i myślę, że się z tego wywiązałam. I tak wiecie o mnie i moim gatunku bardzo dużo, więc nie sądzę, byście byli niezadowoleni. Nie wiem, co mogłabym jeszcze dodać i nie wiem, czy mam czas, by to zrobić, dlatego będę już kończyć.
Trzymaj się, Alec. Twoją własność zostawiam obok kartki, mam nadzieję, że dotrze z powrotem w twoje ręce.
Helissa
PS To czy twoi znajomi mi coś zrobili, czy nie, zostawiam dla twojej wyobraźni. Moje słowo przeciwko ich słowu. Co wybierasz?"
Magnus przeczytał to jeszcze raz, tym razem na głos, by i inni mogli usłyszeć, co dziewczyna napisała. Już po pierwszym słowie wiedział, że list jest bezpośrednio skierowywany do jego chłopaka, ale nie miał wyrzutów sumienia, że czyta czyjąś prywatną korespondencję, bo przecież treść dotyczyła ich wszystkich. Po kilku przeczytanych zdaniach zerknął na Aleca, ale ten kiwnął głową i uśmiechnął się delikatnie, dając mu tym samym znak, by ten kontynuował. Po zakończeniu w pokoju zapadła cisza. Wszyscy zebrani wpatrywali się w siebie nawzajem, nie wiedząc, jak to skomentować. Lightwood patrzył na swojego chłopaka i w końcu po kilku minutach się odezwał:
- Wow - zaczął, wzdychając głęboko. Uśmiechnął się i podszedł do Magnusa. - Szczerze mówiąc, nie tego się spodziewałem.
- Ja też - odpowiedział, patrząc mu pewnie w oczy. - Nie ma jej - dodał po chwili, jakby dopiero teraz to do niego dotarło. - Naprawdę jej nie ma - powtórzył szeptem i pocałował go w usta, uśmiechając się szeroko.
- Przypominam wam o mojej obecności - wtrącił się Ragnor.
- Och, nie musisz - odpowiedział mu Bane. - Cały czas o tobie pamiętam. W innym przypadku... - zaczął, ale Alec mu przerwał.
- Nic by się nie stało - dokończył za niego i pociągnął czarownika w stronę wyjścia. - Nic tu po nas.
Cate zaśmiała się na wtrącenie Nocnego Łowcy i zaraz ruszyła za nimi, co w zasadzie wykonał każdy będący w pomieszczeniu, które jeszcze nie tak dawno temu miało swojego lokatora. Ragnor był bardzo Alecowi wdzięczny, bo naprawdę nie miał zamiaru wysłuchiwać Bane'a i jego dwuznacznych sentencji. W piątkę udali się do salonu, gdzie każdy zajął miejsce na wygodnych fotelach bądź, jak w przypadku Cate i Aarona, na kanapie.
- I co teraz? - zapytał w pewnym momencie Ragnor, który był naprawdę ciekawy ciągu dalszego.
- A co ma być? - zdziwili się wszyscy, ale to Alec pierwszy odważył się odezwać.
- No chyba nie zostawimy tak tego, prawda? - dopytał, patrząc po twarzach zebranych. - Mamy wystarczająco dużo informacji, moglibyśmy...
- Nie wiem, czy moje zdanie się tu liczy, bo przecież te wszystkie wydarzenia mnie nie dotyczą - zaczął Aaron. - Ale myślę, że nie ma co drążyć tematu.
- Oo, jak dobrze, iż wiesz, że to nie twoja sprawa i twoje zdanie mało mnie obchodzi - odpowiedział z ironią zielonoskóry.
Blondyn prychnął, chcąc już rzucić jakąś ciętą ripostą, ale Magnus mu to skutecznie uniemożliwił, dołączając się do rozmowy.
- Myślę, że Aaron ma rację - wyznał, przez co spoczęły na nim zdziwione spojrzenia przynajmniej trzech spośród znajdujących się w salonie osób. Magnus nigdy wcześniej nie przyznał chłopakowi racji, a przynajmniej nie w tak bezpośredni sposób. - Nie patrzcie na mnie tak, jakby wyrosła mi druga głowa - zaśmiał się. - Też uważam, że powinniśmy zostawić to tak, jak jest. Niepotrzebne nam żadne nowe problemy, a tak by się pewnie skończyło to, gdybyśmy ponownie zaczęli się w tym grzebać. Mówiłem już wcześniej, że zależy mi na tym, by się jej pozbyć. To, co napisała w liście, jest prawdą. Mamy już wystarczająco dużo informacji na jej temat, wywiązała się ze swojej części umowy, więc my też musimy to zrobić. Obiecaliśmy, że umożliwimy jej powrót do swojego wymiaru i Alec swoją stelą to uczynił - powiedział, na co Nocny Łowca chciał od razu wtrącić i najpewniej zacząć się tłumaczyć, że nie chciał, by jego rzecz trafiła w jej ręce. - To nic, Alec - przyznał Bane i pogłaskał go po policzku. Skutecznie przewidział to, co ten chce powiedzieć. - Nawet się cieszę, że właśnie w ten sposób się to wszystko skończyło. Bez żadnych kłótni, walki czy innych tego typu rzeczy. Po prostu zniknęła i nigdy więcej się nie pojawi. Dla mnie to świetna perspektywa - dodał z uśmiechem i przeciągnął się, wyglądając w tym momencie jak ktoś naprawdę zrelaksowany i szczęśliwy.
Cate poparła jego słowa skinieniem głowy, co też po chwili uczyniła reszta towarzystwa. Trudno było się z nim nie zgodzić, kiedy widziało się jego twarz, która już od dłuższego czasu nie wyglądała w ten sposób. Helissa dała im wszystkim w kość i teraz nareszcie będą mogli odpocząć. Koniec z ciągłym strzeżeniem jej pokoju, koniec z zarwanymi nockami i koniec z tajemnicami. Czego chcieć więcej?
Siedzieli jeszcze dłuższy czas i rozmawiali na przeróżne tematy, ale jak to zawsze jest, to co dobre szybko się kończy. Alec z Aaronem musieli wracać do Instytutu, bo już zbliżała się pora kolacji, a nie mieli najmniejszej ochoty opuszczać kolejnego posiłku. Jego śladem ruszyli również przyjaciele Magnusa, który z zadowoleniem stwierdzili, że nareszcie porządnie się wyśpią, kładąc się do własnego łóżka.
- Taak - zaśmiał się Magnus. - Nie chcę być nieuprzejmy... - zaczął.
- Ale moglibyście już iść - zakończył za niego Ragnor i wszyscy się roześmiali.
- Ty nie musisz - rzucił jeszcze czarownik do swojego chłopaka i uśmiechnął się ciepło. - Możesz zostać.
- Muszę - odpowiedział mu Alec. - Tobie też przyda się chwila relaksu i dużo więcej chwil snu - zaśmiał się.
Magnus kiwnął głową i patrzył, jak jego znajomi i Aaron ruszają w stronę wyjścia, dając im tym samym chwilkę na prywatną rozmowę.
- Z tobą bym się zrelaksował z bardziej przyjemny sposób - wymruczał mu do ucha, całując w szyję.
- Nie wątpię - przyznał szczerze Lightwood, przez chwilę, jedną, malutką, rozważając pozostanie w jego mieszkaniu. Szybko jednak pokręcił głową i wyznał:
- Nie będę ci już przeszkadzał. Naprawdę musisz wypocząć. Poza tym Aaron na mnie czeka, też już się muszę zbierać - wyjaśnił i pociągnął swojego chłopaka za rękę rękę stronę korytarza, gdzie już wszyscy stali. - Kiedy wracasz do Instytutu?
- Jak najszybciej. Nie ma, co zwlekać - odpowiedział mu dokładnie w tym momencie, w którym dołączyli do reszty towarzystwa. - Dzięki wszystkim - podał dłoń Rangorowi i Aaronowi, z tym drugim utrzymując dłuższy kontakt wzrokowy niż powinien, a Cate pocałował w policzek. - Nie wiem, co bym bez was zrobił - dodał z uśmiechem i objął Aleca w pasie.
Lightwood pocałował go szybko w usta i pierwszy wyszedł z jego mieszkania, rzucając jeszcze, że zadzwoni jutro rano. Jego śladem ruszyła cała reszta, zostawiając Magnusa samego. Bane szybkim ruchem ręki posprzątał całe mieszkanie. Rzucił jeszcze czary ochronne na były pokój Helissy, co zrobił bardziej z przyzwyczajenia niż z chęci obrony przed czymkolwiek i udał się do swojej sypialni na zasłużony odpoczynek. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio mógł delektować się taką ciszą.
Nocni Łowcy pożegnali się z przyjaciółmi Magnusa już po wyjściu z jego kamienicy, bo okazało się, że szli w dwie zupełnie inne strony. strony ten właśnie sposób Alec i Aaron zostali sami. Na zewnątrz zaczęło się już robić ciemno, ale im to nie przeszkadzało. Byli w końcu Nocnymi Łowcami, do takich warunków byli przyzwyczajeni. Przez dłuższy czas żaden z nich się nie odzywał. Oboje cieszyli się ciszą, która była dla nich w pewnym stopniu kojąca. Po wydarzeniach ostatnich godzin naprawdę przydałaby im się długa odprężająca kąpiel i przynajmniej kilka godzin porządnego snu. W ten właśnie sposób Alec miał zamiar spędzić najbliższy czas. Miał nadzieję, że nikt mu nie będzie w tym przeszkadzał.
- Nie powiesz nikomu, co? - zapytał, nie chcąc iść w zupełnej ciszy.
Miał wrażenie, że wraz z upływającym czasem robi się ona coraz bardziej niezręczna.
- Ile razy mam to jeszcze powtarzać? - westchnął głęboko i wbił ręce w kieszenie swojej kurtki. - Mam gdzieś to, co się wydarzyło u twojego chłopaka. Poszedłem tam za tobą tylko i wyłącznie dlatego, że miałem dość siedzenia w tym nudnym Instytucie. Nie ma tam nawet żadnej konkretnej osoby, z którą mógłbym porozmawiać - przyznał, nie przejmując się, że obraża w ten sposób swojego towarzysza.
Alec zerknął na niego z boku, chcąc zobaczyć, czy ten mówi poważnie. Nie wziął sobie jego słów do serca, bo wiedział, że właśnie tak Aaron zawsze się zachowuje. Jak zwykle próbuje wszystkich od siebie odepchnąć, udając, że nie ma to dla niego znaczenia.
- Zawsze możesz pogadać ze mną - powiedział i od razu spoczęło na nim zdziwione spojrzenie blondyna. - No wiesz - zawahał się. - Jak byś już tak naprawdę naprawdę nie miał, co robić. Służę pomocą. Może uda nam się znaleźć jakiś wspólny temat - jakoś z tego wybrnął, śmiejąc się cicho.
- Taa, już to widzę - odpowiedział ten z ironią. - Zdecydowanie bardziej wolę chodzić za tobą do mieszkania twojego chłoptasia. Tam się więcej dzieje.
- Nie nazywaj go tak, ma imię - przewrócił oczami. Aaron bardzo często używał tego określenia względem Magnusa. - I nie licz na to, że jeszcze kiedyś tam pójdziesz - dodał w ramach wyjaśnienia. - Nie dopuszczę już do takiej sytuacji.
- Jakbyś miał coś do gadania - prychnął blondyn. - Może twój chłoptaś sam mnie zaprosi? - rzucił, wzruszając ramionami.
Nie mówił tego poważnie, chciał go tylko sprowokować.
- Możesz sobie pomarzyć. Jak już sam wspomniałeś, Magnus to mój chłoptaś - celowo zaakcentował dwa ostatnie słowa.
- Dobra, dobra - zaśmiał się. - Chowaj pazurki, Alec. Żartowałem.
Alec posłał mu karcące spojrzenie, ale już nic nie powiedział. Chciał dodać coś, co dotyczyło chłopaka, z którym kiedyś to widział, ale wolał go nie prowokować. Aaron dziwnie reagował na samo jego wspomnienie, więc raczej nie byłby skory do prowadzenia rozmowy na jego temat.
- Dlaczego nie było tam twojego rodzeństwa? - zapytał blondyn, kiedy już byli blisko swojego celu. - Nikt nawet o nich nie wspomniał - przypomniał mu.
Czarnowłosy wzruszył ramionami.
- Nie wiedzieli o niczym. Miałem nikomu nie mówić - wyjaśnił. - Nie było sensu ich w to mieszać.
- Ohoho - zagwizdał pod nosem Aaron. - Z każdą mijaną minutą robisz się coraz bardziej intrygujący, Lightwood. Masz jeszcze jakieś tajemnice, którym chciałbyś się podzielić? - zapytał konspiracyjnym szeptem. - Te brudne też się liczą.
Alec spojrzał na niego z wyraźną kpiną w oczach.
- Nawet jeśli to i tak bym ci ich nie zdradził. Zapomnij - prychnął. - A z Izzy i Jacem... To nie jest tak, że to przed nimi ukrywam. Po prostu...
- Po prostu to przed nimi ukrywasz - zaśmiał się blondyn.
Nie było innego wytłumaczenia.
- Nieważne. Już wszystko skończone i nie ma, co o tym gadać. Ty nikomu nie powiesz i ja również. Temat zakończony - podsumował, kiedy przekroczyli próg Instytutu.
- Czyli co? - zapytał Aaron. - Nie rozmawiamy o tym.
- Dokładnie - zgodził się Alec i uśmiechnął delikatnie. - Miło mi, że się rozumiemy.
Blondyn prychnął i ruszył w stronę schodów, nie przejmując się już chłopakiem, z którym jeszcze chwilę temu rozmawiał. Alec z kolei skierował swoje kroki do kuchni. Miał ochotę się czegoś napić. Po drodze minął kilkoro znajomych, z którym zamienił parę zdań, po czym nareszcie dotarł do swojego celu. Zgarnął z lodówki butelkę swojego ulubionego soku i wycofał się z pomieszczenia, by udać się do swojego pokoju. Do kolacji mieli jeszcze chwilę, więc postanowił się chociaż na kilka minut położyć. Uniemożliwił mu to jego brat, który złapał go w salonie.
- Cześć, Alec - powiedział głośno, a w jego głosie można było wyczuć wyraźną ironię. Czarnowłosy spojrzał mu prosto w oczy, nie mając pojęcia, o co może mu chodzić. - Co ty tutaj robisz?
- Mieszkam? - odpowiedział odrobinę niepewnie.
- Ach, no tak - zaśmiał się Jace. - Zupełnie zapomniałem - żachnął się. - Wybacz, mój błąd.
- Słuchaj, nie wiem... - zaczął i zobaczył, że mijają ich osoby, które z pewnością nie powinny były słyszeć ich wymiany zdań. - Możemy przejść w jakieś inne miejsce? Nie chcę tu rozmawiać - przyznał szczerze.
Jace wzruszył ramionami i przeszedł wgłąb korytarza, kierując się do biblioteki. Kiedy już znaleźli się tam oboje, odwrócił się do swojego brata, oczekując pewnie jego odpowiedzi.
- Nie wiem, o co ci chodzi - zakończył swoją wcześniejszą myśl. - Nie mam pojęcia, dlaczego jesteś taki sarkastyczny. Co cię ugryzło?
Jace poszedł do okna i po chwili namysłu usiadł na krześle przy biurku. Alec zajął miejsce naprzeciwko niego, po drugiej stronie. Oboje siedzieli swobodnie, wpatrując się w tego drugiego.
- Nic mnie nie ugryzło - odparł blondyn, ale w jego głosie nie można było dostrzec żadnej zmiany. W dalszym ciągu nic się nie poprawiało. - Po prostu zdałem sobie z czegoś sprawę - przyznał szczerze.
- Z czego? - zapytał Alec, nie wiedząc, jak ma z nim postępować. Nie chciał go jeszcze bardziej zirytować, a wiedział, że swoją niewiedzą może to zrobić. Jace rzadko kiedy myślał racjonalnie. - No słucham.
- Gdzie byłeś? - usłyszał w odpowiedzi.
Jace najwyraźniej nie był skłonny, by tłumaczyć mu swoje zachowanie. Odpowiedział pytaniem, co nie świadczyło dobrze. Unikał prostych odpowiedzi.
- U Magnusa - odrzekł Alec, nie zamierzając utrudniać.
I tak nie miał pojęcia, do czego ten zmierza. Wolał być z nim szczery.
- Co robiliście? - chciał wiedzieć Jace.
Tym pytaniem zbił czarnowłosego z tropu. Nigdy nie wypytywał go o takie  rzeczy, bo nie było po temu żadnego powodu. To raczej Izzy zawsze chciała wiedzieć, co robił z Magnusem. Poza tym on nie gadał z nim o Clary.
- A co mieliśmy robić? - zdziwił się. - To mój chłopak.
Jace uniósł brew. Już od jakiegoś czasu podejrzewał, że jego brat się zmienił, ale dopiero teraz zauważył, czego ta zmiana dotyczyła. Wcześniej nawet przy nim czy Izzy nie potrafiłby się przyznać do tego, że jest gejem, a tym bardziej do tego, że Magnus to jego chłopak.
- To nie jest odpowiedź - wspomniał.
- Ty mi też wcześniej nie odpowiedziałeś - odparł. - Co się dzieje, Jace? - spróbował jeszcze raz, ale i tym razem nie doczekał się jakiejkolwiek reakcji, dlatego zaczął z westchnieniem: - Byliśmy na spacerze. Później wróciliśmy do niego i coś zjedliśmy. Gadaliśmy - zamyślił się. - Przyszli jego znajomi, posiedzieliśmy razem przez chwilę - dokończył z miną bez wyrazu.
Nienawidził go okłamywać, dlatego tym razem po prostu naciągnął bądź ominął kilka faktów. Nie mógł mu powiedzieć, co dokładnie działo się w mieszkaniu Bane'a i miał nadzieję, że Jace nie wyczuje nic dziwnego w jego zachowaniu.
- To tyle? - dopytał blondyn jakby nieufnie. - Czy robiliście coś jeszcze...?
Alec wstał z krzesła i podszedł do jednego z regałów.
- Jejku, Jace - westchnął. - A czy ja wypytuję cię, co dokładnie robisz z Clary, kiedy u niej jesteś? - zapytał odrobinę podniesionym głosem.
- Dlaczego się denerwujesz?
- Nie denerwuję się - odparł już spokojniej. Odetchnął dwa razy i dopiero kontynuował. - Po prostu nie wiem, do czego zmierzasz. Dziwnie się zachowujesz - przyznał.
- Najwyraźniej nie ja jeden - prychnął w jego stronę i przewrócił oczami. Już na niego nie patrzył. Wpatrywał się za to w papiery leżące na biurku. Ktoś je musiał tu zostawić. Widział zagadnienia, które ostatnio poruszali na zajęciach. - Ukrywasz coś.
- Co niby ukrywam, co? - spytał z politowaniem.
- Nie wiem, ale wiem, że tak jest. Jesteśmy parabatai. Nie zapominaj o tym.
Alec oparł się o jeden z regałów i obrócił się w jego stronę. Nie miał zamiaru się z nim kłócić. Myślał, że skoro rozwikłali sprawę z Helissą, będą mieli teraz spokój. Że on będzie miał spokój. Magnus wróci do Instytutu i znowu będzie tak jak było jeszcze jakiś czas temu.
- Nie zapominam. Po prostu teraz... kiedy jest Magnus... - zaczął, ale tak naprawdę nie miał pojęcia, jak mu przekazać to, co chciał powiedzieć.
- Spędzasz z nim bardzo dużo czasu - powiedział w pewnym momencie blondyn.
- O to ci chodzi? O to, że spotykam się z Magnusem? - to co naprawdę zbiło z tropu. Nie miał pojęcia, że to dla niego problem. Przecież... - Nie wiedziałem, że ci to przeszkadza. Dobrze wiesz, że Magnus... kurde, Jace - zakręcił się. - Wiesz, jak wygląda sytuacja. Nigdy nie miałem nikogo takiego jak on. Dlaczego nagle stało się to dla ciebie problemem? Ty możesz mieć Clary, ale ja Magnusa już nie? - teraz szczerze się zezłościł.
Przecież to nie trzymało się kupy! Dlaczego inni mogą znaleźć szczęście, a on nie?!
- Nie o to mi chodzi! - przerwał mu blondyn. - Wiesz, że nie mam z tym żadnego problemu. Magnus... - zaczął, ale zaraz przerwał. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. - Nie wiem dlaczego, ale pasujecie do siebie i każdy, kto spędziłby z wami chociaż chwilę, śmiało mógłby to stwierdzić. Tylko dlaczego musisz spędzać z nim każdą wolną chwilę? Dlaczego masz jakieś tajemnice?
- Nie powiesz mi chyba, że ty i Clary nie macie spraw, o których rozmawiacie tylko i wyłącznie między sobą? - zdziwił się. - I dlaczego nie mam spędzać z nim czasu? To mój facet. Poza tym większość czasu spędzam tutaj. Trenuję, jeśli byś nie zauważył. To pochłania większość mojego czasu. To normalne, że przynajmniej chwilę chcę spędzić w obecności Magnusa. Nasz związek nie trwa długo i na razie dopiero się poznajemy. Nie wiem, czy chcesz o tym słuchać, ale strasznie mnie intryguje. Nigdy nie spotkałem takiego faceta i to, że czasami wychodzą jakieś tajemnice, jeszcze bardziej mnie nakręca - dopowiedział, ale już na niego nie patrzył.
Nie mógłby mówić mu takich rzeczy prosto w twarz. I tak już zdawał sobie sprawę z tego, że jest pewnie cały czerwony.
- Oczywiście, że mamy, ale rozmowa nie dotyczy mnie i mojej dziewczyny. Odczep się od Clary - powiedział, siląc się na spokój.
- Więc ty odczep się od Magnusa!
- Dobra, jak chcesz - uniósł ręce w geście pojednania. - Chodzi mi o to, że jesteśmy parabatai. Nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Rozmawialiśmy o wszystkim - westchnął. - Poza tym jesteśmy braćmi. Rozumiem, że masz chłopaka i naprawdę się z tego cieszę. Zasługujesz na szczęście jak nikt inny - wyznał. - Obiecaj mi po prostu, że nie oddalimy się od siebie - zakończył niemrawo.
Początkowo Alec znowu chciał powiedzieć coś niemiłego, ale po ostatnim zdaniu już nie potrafił. Nie mogłoby mu to przejść przez gardło. Uśmiechnął się delikatnie.
- Tylko się nie rozpłacz - prychnął.
Jace przewrócił oczami i zrobił krzywą minę.
- Lepiej się przymknij, bo możesz oberwać - ostrzegł go.
- Myślisz, że się ciebie boję? - zapytał Alec z kpiną w głosie. - A jeśli za mną tęsknisz, mogłeś po prostu powiedzieć.
- To nie jest śmieszne - zmrużył oczy, ale nie zrobiło to żadnego wrażenia na jego bracie. - Zmieniłeś się, Alec.
Lightwood westchnął i wzruszył ramionami.
- Nie jesteś jedyną osobą, która mi to mówi - przyznał szczerze.
- I nie martwi cię to? - chciał wiedzieć blondyn.
- A czy jest to problemem? Czy ta moja zmiana - podkreślił ostatnie wyrazy - działa jakoś niekorzystnie? I czy znowu jest w to zamieszany Magnus.
- W pewnych kwestiach na pewno miał duży wkład - zaakcentował słowo wkład i poruszył zabawnie brwiami. - Wcześniej mówiłeś nam o wszystkim. Jeśli cię coś dręczyło i chciałeś się wygadać, szedłeś do Izzy. Jeżeli wolałeś to przemilczeć i się wyżyć, przychodziłeś do mnie. Razem chodziliśmy do sali treningowej i ci to pomagało. Znam cię jak nikt inny.
- Nie rób ze mnie takiej ofiary - zaśmiał się. - Wiesz, że takie sytuacje nie często miały miejsce.
- Zgoda. Co najwyżej kilka razy na rok - przyznał. - Ale się liczy!
Alec pokręcił głową i uśmiechnął się pod nosem.
- Zrozum, że teraz już mam osobę, której mogę zatruwać życie - powiedział. - Wam odpuściłem i powinniście się z Izzy z tego cieszyć. Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że namówiła cię do tego, byś ze mną pogadał - dodał, co nie doczekało się odpowiedzi. Widział jednak wzrok Jace'a i wiedział, że miał rację. - Moglibyście zostawić mnie w spokoju. Co was tak interesuje moje życie towarzyskie?
- Może to, że wcześniej go nie miałeś? - zapytał blondyn z szerokim uśmiechem. - Mi to wisi.
- Jasne - prychnął. - I właśnie dlatego byłeś na początku taki wściekły. Wiem, co oznacza twój sarkastyczny ton - zaśmiał się.
- Bo dawno nie mieliśmy okazji pogadać - przyznał. - Kurde, zaczynam dziwnie gadać - dodał po chwili.
- Masz rację - zgodził się z jego wypowiedzią.
- To wszystko przez ciebie. Nasz mały Alec tak szybko dorasta - powiedział przesłodzonym głosem.
- Nie zapominaj, że jestem od ciebie starszy - przypomniał mu, celując w niego palcem wskazującym. - I w każdej chwili mogę ci spuścić łomot.
- Ooo - zaśmiał się. - I wrócił mój kochany brat. Mocny tylko w gębie.
- Mówiliśmy o mnie - zaśmiał się. - Nie o tobie.
- Ale zabawne - skwintował z uśmiechem.
Był zadowolony z tego, że wyjaśnili sobie parę kwestii i znowu jest okej. Musiał mu powiedzieć, co o czym myśli, bo prędzej czy później i tak by wybuchł. Alec oczywiście, jak na dobrego brata przystało, nie zraził się jego humorem i jakoś dobrnęli do końca. Mogli się teraz w spokoju udać się na kolację.

***

Aaron udał się do swojego pokoju i od razu rzucił się na łóżko. Nie marzył o niczym innym, jak o chwili spokoju. Jego mózg pracował w mieszkaniu Bane'a na pełnych obrotach i przydałby mu się odpoczynek. Zanim jednak zdążył zasnąć, podciągnął się na łokciu i jakoś dotarł do łazienki. Prysznic bardzo mu pomógł i rozbudził, przez co nie miał już takiej ochoty na to, by zasypiać. Mógł więc rozłożyć się wygodnie i poczekać na kolację, nie robiąc nic innego jak wpatrując się w sufit. Przypomniał sobie rozmowę, jaką przeprowadził dzisiaj z Aleciem i przez chwilę zastanawiał się, czy to co mówił czarnowłosy, było prawdą. Szybko jednak odegnał te myśli. To nie była odpowiednia pora. Ba! Nigdy nie będzie odpowiednia pora. Nie musiał się z nikim gadać, a tym bardzie się zwierzać. Jeszcze tego mu brakowało! Tak sobie wypalił, żeby podtrzymać rozmowę, a ten od razu...
Potok jego myśli został szybko przerwany przez dzwoniący telefon. Nie miał pojęcia, kto mógłby do niego dzwonić i szczerze mówiąc, na myśl przychodziła mu tylko jedna osoba, ktorej imię zobaczył na wyświetlaczu. Uśmiechnął się odruchowo, ale zaraz przybrał obojętny wyraz twarzy, kiedy tylko zdał sobie sprawę z tego, że się szczerzy. Dobrze, że nikt tego nie widział. Dzięki temu mógł udawać, że nic takiego nie miało miejsca.
- Jason? - zapytał w ramach przywitania. To, co usłyszał w odpowiedzi, sprawiło, że już nawet nie miał ochoty się uśmiechać. - Gdzie jesteś? - zapytał, a jego głos brzmiał bardzo surowo.

wtorek, 16 lutego 2016

ROZDZIAŁ LV

Magnus początkowo myślał, że się przesłyszał. W końcu o jakie niby dowody na ciele może jej chodzić? Nic jej nie zrobił i był pewien, że jego przyjaciele również. Zdołał się jednak odezwać dopiero wtedy, kiedy Ragnor poprosił o to, żeby ten powtórzył. Alec powiedział dokładnie to samo i w tym momencie jego mężczyzna postanowił się wtrącić.
- Co ma? - zdziwił się Bane. - Chyba nie wierzysz w te jej dowody? - ostatnie słowo wypowiedział z wyraźną kpiną w głosie.
- Magnus, przestań! - chłopak wplótł palce we włosy i przeczesał je, wyrażając w ten sposób swoje zdenerwowanie. - Przecież nic nie mówię. Nie neguję waszego zachowania. Po prostu...
- Mówisz w taki sposób, jakbyś wierzył w to, że jej coś zrobiliśmy - prychnął Ragnor.
- To nie moja sprawa - przyznał Alec, unosząc ręce w geście kapitulacji. - Naprawdę mnie to nie interesuje. Miałem się nie wtrącać. Chciałem pomóc i pomogłem. Przekazuję wam po prostu to, czego się dowiedziałem - wystawił w ich stronę jedną dłoń i spojrzał na Magnusa. - Chciałeś, żebym ci powiedział to, co ona mi powiedziała. Mówię.
Czarownik przyjrzał mu się uważniej i pokręcił głową.
- Alec, nic jej nie zrobiliśmy - wyznał po raz kolejny, patrząc Nocnemu Łowcy prosto w oczy. - Ile razy mam ci to jeszcze powtórzyć, żeby nareszcie dotarło?
Lightwood skrzywił się odrobinę i odwrócił głowę. Już sam nie wiedział, co jest prawdą, a co nie. Kiedy za pierwszym razem usłyszał to od Helissy, też w to nie uwierzył. Pomyślał wtedy, że dziewczyna pewnie kłamie. Dopiero kiedy pokazała mu szramy na ramionach i ślad na obojczyku, zaczął się nad tym głębiej zastanawiać. Jaki miałaby cel w tym, żeby wymyślać taką intrygę i kiedy by to wszystko zdołała przygotować? Poza tym czy mogłaby się samookaleczać? Alec szczerze wierzył w to, że jego chłopak by nikogo nie skrzywdził, ale jego przyjaciele? Ich nie znał na tyle dobrze. Samego czarownika też poznał całkiem niedawno, jeśli porównywać to z jego całym życiem. Żył on już setki lat i kto wie, co wtedy robił. Tylko że kiedyś panowało inne prawo... Czy Magnus mógłby być na tyle bezwzględny i jej to zrobić? Albo czy byłby w stanie ufać i przyjaźnić się z osobami, które dopuściłyby się podobnego czynu. Z jednej strony miał w głowie słowa Helissy i jej zbolałą twarz, kiedy mu wszystko opowiadała, a z drugiej uśmiechniętą i pełną troski twarz Magnusa. Miał w głowie totalną pustkę i nie potrafił podjąć decyzji. Był Nocnym Łowcą i nie raz zdarzało mu się uczestniczyć w dużo gorszych sytuacjach. Był odporny na wstręt i inne podobne rzeczy, ale jakoś nie mógł się przemóc, by i tym razem o tym zapomnieć. Nigdy nie miał z tym większych problemów, a teraz?
- Ma jedną podłużną ranę na ramieniu - wyznał i pokazał odpowiednie miejsce. - O, tutaj. I jeszcze kilka mniejszych na drugim.
Mówił to głosem wypranym z emocji. Magnus widząc, co dzieje się z jego chłopakiem, spojrzał na swoich przyjaciół. Oni również mieli nie za tęgie miny, ale się nie odzywali. Wymienił z Cate spojrzenie pełne zdezorientowania i ponownie przeniósł wzrok na czarnowłosego.
- Alec? - zaczął spokojnie Bane. Chłopak się do niego odwrócił i posłał mu pytające spojrzenie. Czarownik uśmiechnął się delikatnie i zaraz zadał dokończył swoją wypowiedź. - Chcesz porozmawiać na osobności?
Lightwood kiwnął głową i już go nie było. Magnus rozejrzał się po pomieszczeniu, ale ku jego zadowoleniu nikt inny chyba nie zauważył, by Nocny Łowca zachowywał się inaczej niż zazwyczaj. Przeprosił ich i ruszył za chłopakiem, na którego wpadł zaraz na korytarzu. Pociągnął go w stronę swojej sypialni i dopiero tam zabrał głos.
- Coś się stało? - zapytał.
- Nic takiego - Alec lekko siłę uśmiechnął. - Po prostu nie mogę przyjąć do wiadomości tego, co mi powiedziała.
Po tych słowach dał się popchnąć na łóżko. Magnus przysiadł obok niego i podciągnął nogi na mebel. Patrzył na Aleca wzrokiem, który miał mu pomóc wszystko z siebie wyrzucić.
- Podstawowe pytanie. Wierzysz w to, że jej coś zrobiliśmy? - zadał kolejne rzeczowe pytanie.
- A nie zrobiliście? - odpowiedział pytaniem. Bane zaprzeczył ruchem głowy i ponowił swoje pytanie. - Nie - odparł już pewniejszym głosem. - Ale i tak mam mętlik w głowie. Nie wiem, co mam o niej myśleć. Kiedy tylko wyszedłem z jej pokoju, byłem niemal pewien, że to, co mówiła, było prawdą - wyznał szczerze. - Zresztą pewnie sam zauważyłeś - dodał, patrząc mu hardo w oczy. W tych należących do Magnusa widział wcześniej tyle szalejących emocji, że miał pewność, iż czarownik go przejrzał. Poniekąd chciałby, żeby tak było, bo w innym przypadku pewnie nie wyszliby, by porozmawiać w cztery oczy, a już teraz wiedział, że pomoże mu to pozbierać myśli. - Na początku wydawało mi się, że kłamie, ale potem już sam zwątpiłem.
- Powiedz mi dokładnie, o czym rozmawialiście i co ci mówiła - poprosił. - Mamy czas.
Uśmiechnął się jeszcze i oparł się wygodniej o wezgłowie łóżka, przygotowany na dłuższą wypowiedź swojego chłopaka. I rzeczywiście Alec już po głębszym oddechu zaczął mu wszystko opowiadać. Mówił dokładnie to, co pamiętał, dodając też od siebie co w pewnym momentach myślał, czy też dodawał na głos. Dla Magnusa było to bardzo pomocne, bo dzięki temu miał dokładny zarys ich rozmowy i tego jak oboje się zachowywali. Pomagało to również Alecowi, bo kiedy wyrzucał z siebie to, co było dla niego niezrozumiałe, czuł się lepiej. Nie chodziło tu jednak tylko o jego samopoczucie. Chciał się też tym podzielić ze swoim chłopakiem. Wiedział, że z innego źródła nie pozna takich informacji, które na pewno były przydatne. Łatwiej mu się mówiło, kiedy miał przed sobą jedynie czarownika i zdawał sobie sprawę z tego, że nie mógłby powiedzieć wszystkiego pod bacznym spojrzeniem Ragnora.
- Nie masz wrażenia, że chciała cię zmanipulować? - przerwał mu w pewnym momencie czarownik.
Wcześniej tego nie robił, ale teraz po prostu nie mógł się powstrzymać, żeby się nie wtrącić. Denerwował się na myśl, że ta cała Helissa mogłaby popsuć ich związek. Mieszaniem Alecowi w głowie i obrażaniem jego samego, mogłaby to uczynić. Przynajmniej on to tak widział. Na szczęście jego chłopak nie był głupi i się jej nie dał. Bane był zadowolony z tego, że niezależnie od tego co Nocny Łowca usłyszy, nie uwierzy w to na słowo. Cieszył się z tej rozmowy, bo dzięki temu dowiedział się, że Alec mu ufa.
- Nie wiem, Magnus - zawahał się czarnowłosy. - Jak tak teraz o tym myślę, to chyba masz rację. Nie mam pojęcia, czemu tak zareagowałem, bo kiedy powiedziałem to na głos, już nie wydaje mi się takie zagmatwane. Chyba potrzebowałem się wygadać - przyznał szczerze, uśmiechając się nieśmiało. - Myślisz, że naprawdę chciała mnie zmanipulować? Jaki by miała w tym cel? - dodał jeszcze, odchylając się do tyłu i opierając wygodnie o wezgłowie łóżka.
Magnus przysunął się do niego, siadając obok. Podciągnął kolana pod brodę i zaczął mówić.
- Nie wiem, ale trochę to dla mnie podejrzane. No bo spójrz - powiedział i odwrócił się tak, że siedział bokiem do niego. - Wcale nas nie zna, a zachowuje się tak, jakby przejrzała nas na wylot. Nie będę krył tego, że nie podoba mi się, co o mnie mówi - dodał szczerze, kładąc dłoń na jego udzie. Wiedział, że Alec chce coś wtrącić, ale go powstrzymał. Chciał najpierw skończyć swoją zaczętą myśl. - Ale wolę to przemilczeć. Mam nadzieję, że nie wierzysz w jej słowa. Wcale nie chcę tobą rozrządzać i na pewno tobą nie pomiatam. Jeśli myślisz, że jest inaczej to po prostu mi to powiedz - stwierdził.
Alec zaśmiał się wesoło i pokręcił głową.
- Myślisz, że dałbym sobą pomiatać? - rzucił mu wyzywające spojrzenie.
- Myślę, że potrafiłbym cię przekonać do pewnych spraw, bo mam doskonały dar przekonywania - wyznał z uśmiechem, pochylając się w jego stronę.
Alec automatycznie się odsunął, uniemożliwiając mu wykonanie tego ruchu.
- Dar, mówisz? - dopytał i pozwolił na to, by Magnus złapał jego wargi między swoje.
Co miał poradzić? Uwielbiał usta swojego chłopaka i to jak ten go całował.
- Wróćmy do sprawy z Helissą - zaczął Nocny Łowca, kiedy ten na chwilę się odsunął, by zaczerpnąć powietrza. Lightwood sprytnie to wykorzystał, zmieniając temat. Odsunął się też odrobinę, by dać mu jasno do zrozumienia, że mają się czym zajmować. Oczywiście że wolałby robić co innego, ale teraz raczej nie mogą się tym zająć.
- Alec, później o tym pogadamy - obiecał. - Naprawdę. Powiemy Rangorowi i Cate, a oni...
- Magnus - warknął na niego jego chłopak, ale zaraz po tym się roześmiał. - Co masz zamiar z nią zrobić?
- Ech, jeszcze nie wiem - powiedział smutny z tego, że nie udało mu się to, co planował. Oparł głowę na ramieniu czarnowłosego i zaczął bawić się palcami, które właśnie splótł z chłopakiem. - A ty jak myślisz? Szczerze mówiąc, już mam jej dość. Chciałbym się jej jak najszybciej pozbyć. Już nawet nie zależy mi na tym, by się dowiedzieć o niej czegoś więcej. Mamy dużo informacji i podejrzewam, że nie dowiemy się niczego innego. Śmiem nawet stwierdzić, że ona też nie ma ochoty już nam pomagać - posłał mu zagubione spojrzenie. - Jestem też pewien, że bóle głowy też wiążą się z jej obecnością. Nie chcę jej tu, Alec - zakończył.
- Nie zabrzmiało to zbyt dobrze - zaśmiał się cicho czarnowłosy.
- Mam gdzieś to, jak to zabrzmiało - powiedział szczerze. - Nie obchodzi mnie to.
Alec zerknął na niego kątem oka i uśmiechnął się, widząc jego smutną buźkę. Pogłaskał go po nodze, cmokając w czubek głowy.
- No już, dobrze - zgodził się. - Nie denerwuj się. Wiem, co o niej myślisz.
- Nie lubię tego, że tylko z tobą chce rozmawiać. Jakby nie mogła wybrać sobie kogoś innego - dodał, marszcząc nos. Zdaniem Aleca wyglądał bardzo słodko, ale nie zamierzał mówić tego na głos. W ogóle o czym on myśli? - Nie lubię tego, że się koło ciebie kręci.
- Nie przesadzaj - powiedział, uśmiechając się szeroko. Wiedział, że nie mówi tego, by okazać swoją zazdrość, bo najzwyczajniej w świecie nie miał być o co zazdrosny. To niemożliwe. Chłopak nie dawał mu po temu żadnych powodów. - Nie lubisz, kiedy ktokolwiek się koło mnie kręci - zaśmiał się, ale zaraz dodał poważniej. - Żartuję. Przecież wiem, że wcale tak nie myślisz. Mam ciebie i nie potrzebuję nikogo więcej - dodał cicho, odwracając wzrok. Dalej nie mógł się przekonać do tego, by mówić mu takie rzeczy, patrząc mu prosto w oczy. - Naprawdę.
- Masz rację - przyznał czarownik, uradowany tym, co usłyszał. - To może mi pokażesz, jak bardzo chcesz tylko mnie? - wyszeptał mu do ucha i pocałował w policzek.
Alec przewrócił oczami, ale obrócił do niego twarz i wpił się w jego usta. Czarownik zadowolony odwzajemnił pocałunek i zaraz potem popchnął go na łóżko, samemu się szybko przesuwając. Zawisł nad nim i uśmiechnął się szeroko, kiedy poczuł ręce chłopaka wsuwające się pod jego koszulę. Mmm... przyjemne uczucie.

***

- Myślicie, że się teraz pieprzą - zapytał w pewnym momencie Aaron, chcąc jakoś zacząć rozmowę.
Nie miał już ochoty siedzieć bezczynnie i to w dodatku w ciszy. Właśnie w taki sposób spędzili ostatnie kilkanaście minut. On siedział przy stoliku, Ragnor krążył po pokoju, a Cate spoglądała na niego ze swojego fotela.
- Myślę, że to nie twoja sprawa - odburknął zielonoskóry, patrząc na niego spod byka. - Co cię to w ogóle interesuje?
- Ciekawy temat - wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko. Rozbawiła go jego reakcja, bo Ragnor wyraźnie się spiął. - Nie uważasz?
- Nie - odparł szybko, chcąc uciąć rozmowę.
- W ogóle nie ma z tobą zabawy - prychnął Nocny Łowca, rozsiadając się wygodniej. Wytrzymał spojrzenie Ragnora i był z siebie zadowolony. Postanowił grać pewnego siebie i to pociągnąć. - A ty Cate? Co myślisz?
Kobieta przeniosła na niego swój wzrok, który od chwili zawieszała na przyjacielu i uśmiechnęła się lekko.
- Nie mam pojęcia - stwierdziła. - Ale jestem prawie pewna, że nie.
- Prawie? - podchwycił. - Złapaliście ich kiedyś na gorącym uczynku? - zaciekawił się.
- A ty? - warknął Ragnor.
- Nie. Nie denerwuj się - odparł spokojnie.
- Nie denerwuję się.
- Ragnor, nikt nie chce się kłócić - wtrąciła się Cate, patrząc na swojego przyjaciela. - Aaron ma rację. Porozmawiajmy o czymś. Już mnie męczy ta cisza - stwierdziła z westchnieniem.
Ragnor już miał coś odburknąć, ale na szczęście się powstrzymał. Oboje mieli rację. Niepotrzebne im teraz były kłótnie czy spory. W końcu skinął głową i wzdychając głęboko, by okazać, że to co robi, jest ostatecznością, usiadł na jednym z wolnych foteli.
- Możemy rozmawiać - rzucił - ale czy nie możemy zmienić tematu? Ten jest dla mnie niewygodny.
- Nie akceptujesz tego, że twój przyjaciel jest gejem? - odpowiedź na to pytanie wydała mu się nagle znacznie ciekawsza niż wszystko inne w pomieszczeniu.
Ragnor rzucił mu kpiące spojrzenie i dopiero po tym się odezwał.
- Nie jest gejem - prychnął. - Z kobietami też się spotyka. I dlaczego mówimy o mnie? Porozmawiajmy o tobie. Jestem pewien, że jesteś o wiele ciekawszy - dodał złośliwie.
Aaron roześmiał się głośno, słysząc jego szyderczy ton, ale go nie skomentował.
- Tak, na pewno - odparł sarkastycznie.
Coraz bardziej zaczynała mu się podobać ta rozmowa. Była zachowany poziom, a i rozmówca nie mówił od rzeczy. Zawsze to jakaś ciekawa odskocznia.
- Nie przeszkadza ci, że twój kolega jest gejem? - powtórzył jego pytanie Ragnor. Zaraz jednak zakrył usta dłonią i zrobił przepraszającą minę. - Wybacz - powiedział szybko, jakby bał się tego, że wydał czyjąś tajemnicę. - Wiedziałeś o tym, prawda?
Po jego słowach Cate roześmiała się wesoło a i Aaron nie pozostał obojętny. On jednak przewrócił oczami i posłał mu spojrzenie pełne politowania. Już miał rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale ten moment wybrali mężczyźni, których do tej pory nie było w pomieszczeniu na to, by nagle się pojawić. Oboje byli uśmiechnięci od ucha do ucha, a Magnus jeszcze dodatkowo szczerzył się do swoich przyjaciół.
- O czym wiedział? - zaciekawił się czarownik, nawiązując do wypowiedzi zielonoskórego, którą udało mu się dosłyszeć i kierując swoje pytanie do blondyna.
- O niczym ważnym - wtrąciła się jedyna przedstawicielka płci pięknej, która znajdowała się w salonie. - Takie nasze przekomarzanki.
Alec spojrzał na Aarona z uniesioną brwią, ale się nie odezwał. Przysiadł jedynie na kanapie i obserwował, jak Magnus zajmuje miejsce na krześle. Też popatrzył przez chwilę na Nocnego Łowcę, ale zaraz zerwał ten kontakt. Chłopak z kolei udawał, że nie dostrzega jego spojrzenia. Jak na razie wychodziło mu to świetnie.
- Ile czasu można rozmawiać? - warknął w ich stronę Ragnor, który jak zwykle miał doskonały humor i miał ochotę przytulać wszystkich wokoło.
- Najwyraźniej długo - usłyszał odpowiedź swojej przyjaciółki. - Ciesz się, że są, a nie jak zwykle narzekasz - zganiła go i posłała buziaka w powietrzu, czego oczywiście nie odwzajemnił.
- Tak, świetnie, że jesteście - wtrącił się Aaron. Każdy mógł dostrzec, że czuł się w ich towarzystwie coraz lepiej i nikt nie miał mu tego za złe. Skoro i tak mieli spędzić razem trochę czasu, to woleli to zrobić w miarę przyjemnej atmosferze. Sam Nocny Łowca też zdawał sobie sprawę z tego, że robi się coraz śmielszy i nie boi się już dogadać Rangorowi, czy wymienić jakiejś uwagi z Cate. Przy czarowniku oczywiście było inaczej, bo z nim jak dotąd spędził najmniej czasu, ale to żaden problem. Nie to, żeby zamierzał się z nimi spoufalać. Co to to nie, ale jeśli i tak nie może już stąd wyjść, a Alec też nie kwapi się do tego, by opuścić mieszkanie swojego chłopaka, to co mu szkodzi? - Szły tu już zakłady, co tak długo wyprawiacie. Ja byłem za tym, że gracie w szachy - przyznał z miną niewiniątka. - Ale twoi znajomi są straszni - rzucił w stronę Magnusa. Nie nawiązywał z nim jednak żadnego dłuższego kontaktu wzrokowego. Ot tak, tylko zerknął. Wolał się skupić na Cate, która chyba wyczekiwała tego, co zaraz powie i na Ragnorze, który chyba myślał, że może go zabić tym swoim morderczym spojrzeniem. - Temu to w ogóle same brudne myśli w głowie - wskazał na zielonoskórego. - Uwierzysz, iż był pewien, że ty mu właśnie robiłeś... - zaczął, kierując swoje słowa do Aleca, ale wspomniany zaraz mu przerwał.
- Chyba kpisz! - Ragnor aż podniósł głos. - Nic takiego nie mówiłem - powiedział do Magnusa i skrzywił się na samą myśl o tym.
Bane rzucił mu powątpiewające spojrzenie, co tylko spotęgowało śmiech kobiety, która nie mogła się powstrzymać, kiedy zobaczyła zniesmaczoną minę swojego przyjaciela. Alec ten zaśmiał się cicho pod nosem, ukrywając to szybko spuszczeniem głowy.
- Mogłeś zapytać, jeśli byłeś ciekawy... - zaczął czarownik, starając się zachować powagę i patrząc w skupieniu na Ragnora. Wszystko doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że ten tylko go podpuszczał i tak naprawdę nie chciał mu nic mówić, ale mimo to mężczyzna się skrzywił. Jemu nie było do śmiechu. - Wiesz, że bym ci wszystko powiedział - dodał, wyciągając dłoń w jego stronę, jakby chcąc dodać mu odwagi.
Traktował go jak zwierzątko, które chowało się w swojej norce i bało się wyjść. Rangorowi się to bardzo nie podobało.
- Nie żartuj, Magnus - rzucił mu prosto w twarz. - Nie obchodzi mnie to, co sobie tam z nim wyrabiasz. Jeśli o mnie chodzi, to możesz to sobie robić i nawet tutaj. Uwierz, że nawet nie zwrócę na to uwagi - prychnął, również zachowując powagę.
Reszta towarzystwa już nie wytrzymywała ze śmiechu, ale chociaż próbowała się hamować. Cała ta rozmowa i podejście zielonoskórego było przezabawne. Cate nie wiedziała, jak dawno temu się tak dobrze bawiła.
- Jasne, pewnie by się wpatrywał jak w obrazek - zaśmiał się Aaron, puszczając oczko temu, na którym skupiała się uwaga wszystkich w pomieszczeniu.
Alec, Magnus i Ragnor wymienili między sobą znaczące spojrzenia, ale żaden nie skomentował jego słów. Atmosfera powoli zaczynała się uspokajać, tak jak i wszyscy zebrani w salonie. Żarty żartami, ale przecież mieli coś do obgadania.
- Cieszę się, że się pośmialiście, ale są ważniejsze sprawy - powiedział w pewnym momencie zielonoskóry, który już chyba nie miał tak złego nastroju jak wcześniej. Przesiadł się na miejsce obok Lightwood'a i poczekał, aż wszyscy ponownie skupią się na tym, co mieli zrobić. - Chciałbym się dowiedzieć, co takiego powiedziała ci ta nieznajoma.
- Ma imię - wtrącił Bane, ale ten tylko skomentował to cichym prychnięciem.
- Mam nadzieję, że do czegoś doszliście. W końcu nie było was tyle czasu. Liczę na to, że chociaż chwilę poświęciliście na to co ważne - wydukał, nie przejmując się wtrąceniem blondyna dotyczącym ich prawdopodobnego dojścia.
- Oczywiście, że tak. Nie znasz mnie? - zapytał rozbawiony Magnus, ale zaraz szybko zaczął opowiadać o wszystkim, czego dowiedział się od Aleca.
Dobra, może nie o wszystkim, bo przecież ominął fragment, w którym Lightwood rozmawiał z Helissą o ich związku. Uznał, że ta wiedza im się na nic nie przyda. Napomknął tylko o tym, że jego zdaniem dziewczyna chciała zmanipulować jego chłopaka, być może po to, by wyciągnąć od niego jakieś informacje.
- Myślisz, że to możliwe? - zapytał Ragnor odrobinę niedowierzająco. - Spójrzmy na to z realnej strony - zaproponował, rozglądając się po twarzach wszystkich zebranych. Nikomu już nie było do śmiechu. Sprawnie przeszli do rzeczy. - Dziewczyna wywołuje zamieszki, nie chce z nami rozmawiać. Nagle pojawia się Alec, któremu jako jedynemu udało się nawiązać z nią kontakt. Dziewczyna się otwiera i szczerze z nim rozmawia - mówił dalej, nie przejmując się tym, że zdradza ważne informacje w obecności Aarona. Był niemal pewien, że Cate i tak już go wprowadziła w temat. - Zgadza się nam pomóc, podaje cenne wiadomości na temat siebie i swojej rasy, chociaż tak naprawdę nie wie, po co nam one potrzebne.
- Szczerze mówiąc, ja też się czasem zastanawiam - wtrącił cicho Magnus, ale jego słowa zostały zignorowane.
- Robi to, bo obiecaliśmy jej nic nie zrobić - przyznał, na co wszyscy pokiwali głowami, zgadzając się jak dotąd w stu procentach. - Nagle coś jej odbija i mnie atakuje, kiedy jest pewna, że nie jesteśmy uzbrojeni i tym bardziej nie spodziewamy się ataku - kontynuował. - Nie mamy pojęcia, dlaczego to zrobiła. Kiedy Alec się jej pyta, ona twierdzi, że to my zaczęliśmy. Niby jej coś zrobiliśmy. Jakieś szramy? - zwrócił się do Lightwood'a, a on to potwierdził skinieniem głowy. - Jestem pewien, że żadne z nas ich nie zrobiło - wskazał na swoich przyjaciół, cały czas wpatrując się w chłopaka Magnusa.
- Ja też - usłyszał odpowiedź, więc mówił dalej.
- No właśnie. Zrobiła je sobie sama? - zdziwił się. - Innego wyjścia nie widzę, przykro mi - wzruszył ramionami. - I jeszcze teraz to - machnął ręką, nie do końca określając, o co mu dokładnie chodzi. - To wszystko jest strasznie pogmatwane. Wypytuje Aleca o różne rzeczy, które jej nie dotyczą. Co ją obchodzi wasz związek? - wypowiedział swoje myśli na głos. - To nie trzyma się kupy. Nic się ze sobą nie łączy - kontynuował. - Bez sensu.
- Masz rację - przyznała Cate. Ona jako pierwsza odzyskała głos po jego monologu. Była pewna, że nikt nie podsumowałby lepiej całej sytuacji. - Musimy się dokładnie zastanowić, jakie ma motywy.
Zebrani pokiwali głowami, zgadzając się z jej słowami. Bardzo ważne było teraz przeanalizowanie wszystkich za i przeciw.
Siedzieli nad tym bardzo długo. Zrobili burzę mózgów, która w szybki sposób pozwoliła im na wyeliminowanie kilku opcji. Problem jednak tkwił w tym, że przez cały ten czas nie zbliżyli się za bardzo do rozwiązania ich zagadki. Nie mieli pojęcia, co kierowało dziewczyną, ale póki co się nie poddawali. Nawet Aaron brał w tym wszystkim czynny udział, bardzo często dodając coś od siebie.
- Chciała was skłócić? - powiedziała po raz kolejny Cate. - Ale czy to by jej coś dało? Przecież to nielogiczne.
- Nie zapominaj, że to ta sama dziewczyna, która oskarżyła nas o to, że ją okaleczaliśmy. Sama w sobie nie może być logiczna - przypomniał jej Alec.
Poprawił się, bo siedzenie na podłodze nie należało do najwygodniejszych form. Znał wiele innych, ale wiedział, że w ten sposób mogli łatwiej pracować. Utworzyli kółko, w środku którego znajdowało się mnóstwo kartek, na których z kolei zapisywali najważniejsze informacje już przez nich posiadane.
- Zastanówmy się, co zrobimy, jak już odgadniemy, co jej chodzi po głowie - zaproponował zielonoskóry.
- Niezależnie od tego, co uda nam się rozwiązać, musimy się jej stąd pozbyć - stwierdził stanowczo czarownik, opierając się o klatkę piersiową swojego chłopaka.
Nikomu nie przeszkadzało to, że siedzieli w ten właśnie sposób. A może raczej nikt nie zwracał na to uwagi? Nieważne. W każdym bądź razie Bane wtulał się w szeroką pierś Aleca, co napawało go bardzo miłym uczuciem. Lubił mieć go tak blisko siebie. W międzyczasie wcinał też swoją chińszczyznę, którą wyczarował już jakiś czas temu. Ciężko pracowali, więc musieli coś jeść. Wszyscy bez wyjątku go w tym poparli.
- Nie chcesz jej zabijać, prawda? - zapytał dla pewności Aaron. Mimo wcześniejszych obaw Ragnora, ten rzeczywiście okazał się niemałą pomocą. - Nie wiem, gdzie byście ją potem ukryli.
- No coś ty - zaśmiała się Cate, która aktualnie wpatrzona była w swojego przyjaciela. Alec właśnie przeglądał jakieś trzymane w dłoni dokumenty, a ten karmił go swoją porcją makaronu. Musiał się przez to lekko do niego obrócić, ale najwyraźniej żadnemu nie sprawiało to kłopotu. Oboje zachowywali się bardzo naturalnie, a ich ruchy były jakby wykonywane automatycznie. Alec już nie chciał, ale Bane nadal podsuwał mu pod usta pałeczki, przez co ten się tylko uśmiechał. Zupełnie nie zwracali na nikogo uwagi, zajęci przez chwilę tylko sobą i zamknięci w swoim prywatnym światku. Czarownik co jakiś czas szeptał mu coś do ucha, co tylko dodawało uroku całej sytuacji. W końcu Lightwood zabrał mu z ręki pudełko i odstawił je na podłogę obok swoich nóg, całując uprzednio swojego chłopaka w szyję. Podsunął mu jakieś dokumenty, a kobieta potrząsnęła głową. Sama też miała ręce pełne roboty. - Odeślemy ją do jej wymiaru - wyjaśniła nareszcie.
- Jesteś tego pewien, Magnus? - zwrócił się do niego Ragnor, przez co musiał oderwać się od czytanych papierów.
- Tak - odpowiedział szczerze i pewnym siebie głosem. - Rozmawiałem już na ten temat z Aleciem - wspomniał. - Nie ma sensu, by ją nadal tu trzymać. Informacji mamy wystarczająco dużo, a ja po prostu nie chcę już z nią współpracować. Męczą mnie już ciągłe bóle głowy, kiedy tylko silniej odczuję jej obecność. Poza tym wy też już pewnie macie tego dość - posłał im zmęczony uśmiech. - Nic więcej nie ugramy. No i chcę mieć już swoje mieszkanie z powrotem dla siebie. Na swoją wyłączność.
Ragnor kiwnął głową, bo nie mógł się z nim nie zgodzić. Czarownik miał całkowitą rację. Poza tym to jego mieszkanie i to on podejmuje decyzje. Równie dobrze mógłby ich wcale o niczym nie informować.
- Wracając do tematu - zaczął nagle Aaron, który najwidoczniej wpadł na jakiś pomysł. - Może ona chce odwrócić uwagę - zaproponował.
- Co masz na myśli? - zaciekawił się Bane.
- Najpierw wszystko gra, potem afera z atakiem na Ragnora, teraz próbuje ingerować w wasz związek, ale kiedy jej nie wychodzi to udaje, że ktoś ją okalecza i robi jej krzywdę mimo wcześniejszych obietnic... Nie za dużo przypadków?
- Coś w tym jest - przyznał Magnus, dłużej się nad tym zastanawiając. - Pytanie teraz tylko czy planuje coś większego, czy po prostu chce się od nas odizolować. Hej, co robisz? - zwrócił się na koniec do swojego chłopaka, bo ten od jakiegoś czasu strasznie się wiercił.
- Szukam swojej steli - odpowiedział prosto Alec, rozglądając się wokoło.
Podnosił wszystkie kartki i jeszcze raz przeszukał kieszenie.
- Spokojnie - uśmiechnął się do niego. - Znajdzie się. Gdzieś na pewno jest - mówił spokojnym i opanowanym głosem, czego nie można było powiedzieć o jego chłopaku.
- Nie rozumiesz, Magnus. Zawsze mam ją przy sobie. Każdy Nocny Łowca ja zawsze ma - odparł, a Bane spojrzał na Aarona, który też wpatrywał się w poczynania czarnowłosego. Jakby dla potwierdzenia jego słów skinął głową. Stela nie mogła nigdzie wsiąknąć. - No gdzie...? - zaczął, a jako odpowiedź usłyszał głośny śmiech od strony pokoju, w którym przebywała Helissa i zaraz równie głośny łomot.

Wszyscy jak na komendę odwrócili twarze w tamtym kierunku i ruszyli tam, już nie przejmując się stelą Lightwood'a. Pierwszy za klamkę szarpnął Magnus. Drzwi jednak były zamknięte, więc rzucił na nie odpowiedni czar. Zdziwiło go to, że tym razem sytuacja się powtórzyła. Przy kolejnych podejściach także. Zamek puścił dopiero, kiedy Aaron narysował na drzwiach odpowiednią runę. Weszli szybko do środka, ale najwyraźniej się spóźnili, bo zdążyli tylko zobaczyć zamykający się portal. Rozejrzeli się po pomieszczeniu i stwierdzili, że wyglądał jak zawsze. Jedynym, co mogło świadczyć o tym, że w ostatnim czasie ktoś tu mieszkał, była zapisana i złożona kartka papieru, pozostawiona na brzegu łóżka i leżąca obok niej... zguba Aleca.