poniedziałek, 28 marca 2016

ROZDZIAŁ LXI

- Czy mówiłeś coś o zazdrości? - mruknął cicho Jace, kierując swoje słowa do chłopaka Aleca.
Czarownik od razu wbił w niego swoje srogie spojrzenie, ale nie wpatrywał się w niego długo, bo zaraz z powrotem zaczął lustrować wzrokiem Aleca rozmawiającego z... Właśnie. Z Aaronem. O czym mogli rozmawiać? I dlaczego to tyle trwa?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Jeśli próbujesz dać mi do zrozumienia, że jestem zazdrosny, to obawiam się, że muszę cię zasmucić. Jesteś w błędzie - dodał i wzruszył ramionami.
Nie był zazdrosny, naprawdę. Ufał Alecowi. Poza tym oni tylko rozmawiali. TYLKO rozmawiali. Nic więcej. Przecież ich widział.
- Jasne - prychnął ironicznie i jakby lekceważąco. Oparł się nonszalancko o ścianę i czekał na rozwój wydarzeń. Szczerze mówiąc, potwornie mu się nudziło. To właśnie było powodem tego, że zaczął zagadywać Magnusa. - I dlatego nie odrywasz wzroku od Aleca. Daj mu trochę przestrzeni. Przecież... - nagle się wyprostował. - Chociaż z drugiej strony - przyjrzał im się uważniej i udawał, że nad czymś rozmyśla. - Hej, co on robi?! Dlaczego nie reagujesz? - zerknął zaskoczony i z wyraźnie wypisanym przerażeniem na twarzy na Bane'a.
Ten z kolei był zmieszany. Nie wiedział, o co mu chodziło. Dlaczego nagle zaczął się tak zachowywać. Szybko spojrzał na Aleca, próbując się czegoś dopatrzyć. Już miał się poddać i okazać swoją słabość, pytając się wprost blondyna, co ma na myśli, ale na szczęście uchroniła go od tego Izzy, która nagle dołączyła się do ich rozmowy.
- Jesteś ignorantem - rzuciła do brata, na co ten przewrócił oczami i zaśmiał się głośno. Nie żałował tego, że chciał wkręcić czarownika. Wręcz przeciwnie, uważał to za coś zabawnego. Zwłaszcza jego reakcję. - Spokojnie, Magnus. On jest głupi, nie słuchaj go. Nie masz powodu do zmartwień.
- Nie mam? - dopytał, ignorując wzmiankę o Jacie.
- Oczywiście, że nie. Nie możesz w to wątpić - sturchnęła go w ramię.
- Jasne - zaśmiał się i posłał blondynowi wrogie spojrzenie. Prawie dał się nabrać. Dlaczego? Przecież nie mógł nic Alecowi zarzucić. Nigdy nie nadszarpnął jego zaufania. Dlaczego więc kilka słów podpuchy działało na niego, jak płachta na byka? Może miał na to wpływ fakt, że Jace był bratem Lightwood'a. Całkiem możliwe. - Jasne. Nie wątpię. Tylko czy on musi stać tak blisko niego? - zapytał, przybliżając się automatycznie do dziewczyny, z którą rozmawiał.
Przytknął rękę do ust i przygryzł policzek. W pewnym momencie poczuł na sobie czyjeś spojrzenie i kiedy podniósł głowę, zauważył, że wpatruje się w niego Aaron. Nie trwało to długo, ale jednak. Czemu to robił? I dlaczego nie odwracał wzroku? Magnus oczywiście nie chciał być gorszy i również go wytrzymał, trzymając głowę dumnie w górze.
- Najwyraźniej musi - zaśmiała się dziewczyna. - Wyluzuj.
- Nie jestem spięty - odpowiedział i na nią spojrzał, poruszając zabawnie ramionami. - Po prostu mi się to nie podoba. Nie lubię, kiedy się kręci obok mojego - celowo zaakcentował ostatnie słowo - chłopaka.
- Kręci się? - zdziwiła się. - Nie zauważyłam.
- No tak - odparł natychmiastowo, chcąc już powiedzieć, że przecież ostatnio przyszedł z nim do jego mieszkania i nie chciał się odczepić, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał. I dobrze, bo przecież nie mógł jej o tym wspomnieć. Izzy o niczym nie wiedziała. Nie poruszając tego tematu, oszczędził sobie niemałych wyjaśnień. - Znaczy... Kiedyś Alec o nim mówił, więc tak wywnioskowałem. Ale może masz rację. Popadam w paranoję - zaśmiał się sam z siebie. - To wszystko dlatego, że Alec jest taki przystojny - dodał i zrobił rozmarzoną minę. Szybko usłyszał wesoły śmiech Izzy, która nie mogła inaczej skomentować jego słów. Lubiła, kiedy prawił komplementy jej bratu, bo wiedziała, że Alec dobrze trafił i podjął właściwą decyzję, zaczynając się z nim spotykać. Magnus był dla niego taki dobry, a Alec naprawdę zasługiwał na szczęście. - Ale ten Aaron nie ma u niego szans - dodał pewnie. - Nie przy mnie - poprawił sobie włosy.
- Masz absolutną rację - zaśmiała się jeszcze głośniej i na sekundę oparła czoło na jego ramieniu. Wiedziała, że czarownik nie mówił na serio. Mimo wszystko nie był typem narcyza, a to, co powiedział przed chwilą, było tylko zapewnieniem tego, że Alec by go nie zostawił. Był tego pewien. Zbyt dużo razem przeszli i układało im się naprawdę dobrze. Nie mieli co narzekać. - Alec nie mógłby zostawić takiego wspaniałego mężczyzny.
- Dokładnie tak - odetchnął głęboko. - Cieszę się, że mnie rozumiesz. Ten tu - wskazał na Jace'a, który cały czas się im przysłuchiwał - na pewno nie wiedziałby, o czym mówię.
- Na pewno - przyznał gorliwie blondyn. - Pomijając oczywiście fakt, że zawsze gadasz albo o sobie i swoim wyglądzie, albo o Alecu. Można się pogubić - podsumował sarkastycznie.
- Odezwał się ten, który cały czas poprawia swoją fryzurę i którego świat kręci się tylko i wyłącznie wokół jego osoby - odparował natychmiastowo.
- To nieprawda! - zaprzeczył szybko i zaczął się z nim sprzeczać, podając co i rusz kolejne argumenty za i przeciw, zależnie od tego co było głównym tematem, bo ten się naturalnie co chwilę zmieniał.
Nie wiadomo kiedy cała trójka przestała zwracać uwagę na gadających niedaleko Nocnych Łowców. Izzy, Magnus i Jace zajęci byli pochłaniającą ich niezwykle ciekawą rozmową, w której ciężko było dojść do tego, o co tak właściwie chodziło. Można było jedynie spekulować, chociaż i to było bardzo trudne. Nie zauważyli więc, kiedy podszedł do nich Alec. Jego obecność odczuli dopiero wtedy, kiedy dołączył się do sporu.
- To nieprawda - stwierdził, bo miał chwilę, żeby ich wysłuchać i jako tako wdrążyć się w temat. - Magnus ma rację - klasycznie trzymał stronę swojego chłopaka.
- Alec! - ucieszył się Bane, za co otrzymał od niego piękny uśmiech.
- Nie masz pojęcia, o czym mówimy - skomentował go Jace. - I naturalnie oczywistym było, że będziesz potwierdzał słowa Magnusa, bo one zawsze są odmienne od moich - dodał żartobliwie.
- Idziemy? - zapytał czarownik, mając gdzieś wtrącenie brata Aleca. - Muszę to zanieść do gabinetu - wskazał na dokumenty, z którymi przyszli.
Alec skrzywił się odrobinę i pokręcił głową, odmawiając w ten sposób. Magnus uniósł jedną brew, ale nic nie powiedział, spodziewając się tego, że Lightwood sam pośpieszy z wyjaśnieniami, co też po chwili nastąpiło.
- Mam coś do zrobienia - powiedział jedynie i spojrzał po całej trójce.
- Peewnie - odparł Bane, kiwając głową i odwracając wzrok gdzieś ponad ramieniem Aleca.
Lightwood nie musiał obracać głowy, żeby wiedzieć, na co ten zerka.
- Chcesz nam coś powiedzieć? - zapytał Jace, nieświadomy tego, że czarnowłosy i jego chłopak potrafili samym spojrzeniem przekazać sobie pewne informacje.
- Sam niewiele wiem - odrzekł zdawkowo i zaplótł ręce na piersi. - Aaron chce o czymś pogadać. Mam chwilę czasu i nie widzę powodu, by mu odmówić.
- Od kiedy to chcesz mu tak po prostu pomagać? - zdziwiła się jego siostra.
- Izzy - przewrócił oczami. - Dlaczego miałbym tego nie zrobić? Nie zje mnie przecież - zaśmiał się.
- Nie wiedziałam po prostu, że jesteście w takiej świetnej komitywie, by się sobie zwierzać - wyjaśniła, ostrożnie cedząc słowa.
- Nie jesteśmy - przyznał jej brat. - Poza tym nikt nie mówi o zwierzaniu. Chodzi mu pewnie o treningi. Ostatnio trochę chyba zaniedbał - wymyślił na poczekaniu.
Obawiał się tego, że wszyscy przejrzą go na wylot. Nigdy nie potrafił kłamać i zawsze się sam wydawał, mocno czerwieniejąc. Miał nadzieję, że tym razem było inaczej.
- Jak chcesz - pierwszy odezwał się Bane, który go przejrzał, ale postanowił nie wnikać.
Alec wbił w niego swój wzrok i przekrzywił głowę.
- Nie masz wrażenia, że coś tu nie gra? - dopytał Jace, patrząc na niego uważnie.
- Może i tak, ale nie można się tak przed wszystkim bronić - odpowiedziała za niego jego siostra. - Idziemy - dodała i chwyciła Jace'a pod ramię, by odciągnąć go od pozostałej dwójki.
Blondyn chciał zaprzeczyć i zacząć się sprzeczać, ale nie spodziewał się tego, ile siły ma jego siostra i nawet nie zauważył, kiedy znaleźli się poza zasięgiem wzroku Aleca.
- Nie krzyw się - poprosił czarnowłosy czarownika. - I nie patrz tak - dodał. - To, że na ciebie nie patrzę, nie znaczy, że nie czuję na sobie twojego wzroku. Co chcesz tym zdziałać, co? - rzekł i pocałował go w szyję.
- Nic - odpowiedział i sięgnął do jego ust. Kątem oka zauważył, że Aaron im się przygląda. Złapał jego spojrzenie i pozwolił na to, by chwilę się mierzyli. Cały czas na niego patrząc, pocałował Aleca mocno i pewnie. Musiał oznaczyć swój teren. Ot tak, dla świętego spokoju. - Przyjdziesz do mnie, jak już skończycie? - zapytał, kiedy się od siebie oderwali.
- Bardzo chętnie - zaśmiał się Lightwood i oparł się o jego ciało, by chwilę odetchnąć. Chciał z nim zostać, ale z drugiej strony wiedział, że się przy nim rozleniwia, a tak nie mogło być. Cmoknął go więc jeszcze raz w obojczyk i nareszcie się odsunął. - Na razie - rzucił i się od niego oddalił, posyłając mu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. - Lepiej, żeby to nie zajęło dużo czasu. Streszczaj się, bo mam, co robić - burknął do Aarona, kiedy już się przy nim znalazł.
Obrócił się i spojrzał w miejsce, w którym zostawił swojego chłopaka, ale nie było po nim żadnego śladu, więc musiał się zmyć.
- Oczywiście, że masz - zironizował blondyn. - Twoja ważna sprawa właśnie gdzieś sobie poszła - wyznał, mając na myśli Magnusa. - Nie myślisz, że to dobry pomysł, żeby to wykorzystać i... - podszedł do niego i przejechał palcem wskazującym po jego torsie, robiąc przy tym jednoznaczną minę.
- Chyba kpisz! - odepchnął go, odsuwając się na większą odległość. - Nie wierzę, że to powiedziałeś. Nie po tym co... - ściszył głos, zdając sobie sprawę z tego, że ktoś mógłby ich usłyszeć. - Zresztą nieważne. Trzymaj się z dala od mojej ważnej sprawy. Zajmijmy się lepiej twoją - zaproponował.
- Wyluzuj - uniósł ręce do góry, udając niewiniątko. - Tylko żartowałem. Nie spinaj się od razu.
- Jasne - burknął. - To co? Powiesz mi, o co ci chodzi czy dalej mamy tu tak stać?
- Powiem, ale nie tutaj - powiedział. - Chodźmy stąd.
Po tych słowach pociągnął go za sobą wgłąb korytarza i wyjaśnił mu pokrótce całą sprawę.
- Słuchaj - zaczął Alec, kiedy już się zatrzymali i mieli pewność, że nie ma nikogo w pobliżu. - Myślę, że nie powinieneś się tym przejmować. Zabierz go do jakiegoś hotelu i niech się wyśpi. Możesz z nim zostać, jak chcesz - dodał, wzruszając ramionami. - Powiem, że coś cię rozbolało i dlatego nie ma cię na treningu - obiecał i chciał już odejść, ale poczuł na ramieniu dłoń, która pociągnęła go do tyłu, przez co znowu stanął przed Aaronem.
Spojrzał na niego z niezrozumieniem w oczach i uniósł brwi. Nie wiedział, dlaczego nie mógł sobie stąd pójść.
- To nie takie proste - wyznał blondyn i przekręcił głowę.
- Dlaczego?
- Bo... - zaczął i podrapał się po głowie. Nie wiedział, jak to powiedzieć. - Bo już za późno. Schlał się wczoraj i wczoraj do niego pojechałem.
- No dobra - rzekł ostrożnie Alec, który cały czas myślał, że Jason właśnie do niego zadzwonił. Nie miał pojęcia, że wszystko działo się już dzień wcześniej. - I co zrobiłeś? Zająłeś się nim? - dopytywał. - Dobrze, że nie przyprowadziłeś go do Instytutu, bo wtedy dopiero by było... - zaśmiał się, ale zaraz nie było mu do śmiechu, kiedy zobaczył wyraz jego twarzy. - Niemożliwe - powiedział i oparł się o ścianę.
Nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Musiał jeszcze raz to wszystko przetrawić.
- Słuchaj - Aaron pospieszył z wyjaśnieniami. Wiedział, że nie musiał tego robić, ale chciał. - Nie miałem, co z nim zrobić. Naprawdę. Gdybym mógł...
- Mogłeś, Aaron! - Alec sam nie dowierzał temu, co słyszał. Był chyba śmieszny. - Mogłeś zabrać go gdziekolwiek indziej. Wiesz, że Przyziemni nie mają tu wstępu.
- A ty? Jakbyś się zachował, gdyby Magnus zrobił to samo? Też byś go zabrał do pierwszego lepszego hotelu? - odbił piłeczkę.
Podobno najlepszą obroną jest atak.
- Magnus jest odpowiedzialny i nie zrobiłby czegoś takiego - odpowiedział, śmiejąc się przy tym odrobinę szyderczo. - Ja w porównaniu do ciebie nie spotykam się z dzieciakiem - warknął.
- O tak. Jasne. Magnus jest idealny - przewrócił oczami. - Ale hipotetycznie załóżmy, że tak było. Jakbyś się zachował?
- Przeprowadziłbym go tutaj albo do jego mieszkania - odparł szczerze.
- Właśnie!
- Ale to co innego...
- Niby dlaczego? - zapytał, splatając ramiona na piersi.
Chciał znać odpowiedź.
- Bo Magnus należy do naszego świata! Przyziemny nie powinien nawet wiedzieć, że istnieje coś takiego jak Instytut - wyjaśnił.
- Nie powiedziałem mu, gdzie jest. Coś mu mówiłem, ale chyba tylko tyle, że ty mieszkam. Nie mógł też zapamiętać drogi, bo jak jechaliśmy to już spał. Nie jestem debilem.
- Spierałbym się - wtrącił cicho.
- Bardzo śmieszne - skomentował ironicznie. - Skoro jesteś taki mądry, to powiedz mi lepiej, co mam robić.
- Ja? To nie mój problem - prychnął.
- Już tak. Nie mówiłem ci tego, dlatego że mi się nudziło - burknął. - Potrzebuję pomocy.
- Czemu ci tak na tym zależy? - spytał. - Czyżby ty i Jason...?
- Nie interesuj się - posłał mu mordercze spojrzenie.
- Jak chcesz - zaśmiał się. - A teraz opowiadaj ze szczegółami, jak to było - po tych słowach po raz kolejny spoczęło na nim niedowierzające spojrzenie Aarona. - No co? Jeśli mam ci pomóc to muszę wiedzieć, co mu powiedziałeś - wzruszył ramionami.
- Niewiele - wyznał i zaczął opowiadać.

***

- Postradałeś zmysły - skomentował go krótko Alec, kiedy ten już skończył mówić. Pokręcił głową i prychnął pod nosem. - Wcale nie myślisz.
- No i co z tego? Mówiłeś, że coś wymyślimy - przypomniał mu.
- Bo nie wiedziałem, jak wygląda sytuacja!
- Teraz już wiesz - wzruszył ramionami. - Trzeba go wyprowadzić, a ja sam nie jestem w stanie sprawdzać drogi i jednocześnie obstawiać tyłów - wyznał.
- Dobra, coś się zorganizuje. Kiedy? - zapytał rzeczowo.
- Jak najszybciej. Nie może tu zostać, bo...
- Bo nikt się nie może dowiedzieć - dokończył za niego.
- Właśnie - skinął głową.
- To chodźmy - zaproponował i już ruszył w stronę jego pokoju.
- Łooo - starał się go zatrzymać. - Dokąd to?
- Jak to dokąd? - zdziwił się Alec. - Jak najszybciej - powtórzył jego słowa. - Nie mam za wiele czasu. Poza tym chciałbym z nim jeszcze porozmawiać.
- Musisz się upewnić, że ci nie naściemniałem? - zaśmiał się i ruszył za nim.
Alec nic nie odparł, a jedynie spojrzał na niego tak, że ten wiedział, iż odpowiedź na jego pytanie była twierdząca. Nie potrzeba mu było nic więcej.
- Czekaj - Aaron zatrzymał go jeszcze przed samymi drzwiami. - Ostatnio się trochę posprzeczaliśmy - podrapał się po głowie. - Może być niemiły - dodał i nareszcie wpuścił go do środka.
Lightwood wszedł ostrożnie i rozejrzał się dookoła. Nigdzie jednak nie dostrzegł chłopaka, o którym mówił mu Aaron. Już chciał go o coś oskarżyć, kiedy usłyszał szum dochodzący z łazienki. Gdyby nie to, mógłby podejrzewać, że cała ta historia była zmyślona, a blondyn przyciągnął go tu w jakimś swoim chorym celu.
- Siadaj, gdzie chcesz - zaproponował mu właściciel pokoju, zabierając z łóżka swoją koszulkę. To właśnie w niej spał Jason. Aaron był ciekaw, w czym tym razem pokaże mu się chłopak. Zważając na to, że w pomieszczeniu znajdowała się osoba trzecia, śmiesznym byłoby, gdyby Jason wyszedł nago. Miałby pewnie zabawny wyraz twarzy. Mogliby się potem zabawić...
- Wie, że tu będę? - zapytał Alec, przerywając potok myśli blondyna.
Aaron potrząsnął głową, chcąc je wszystkie odgonić i dopiero wtedy przeniósł wzrok na Nocnego Łowcę.
- Prawdopodobnie tak. Mówiłem mu, że idę z tobą pogadać - wyznał.
- I co?
W tym momencie Aaron się zaśmiał. Miał mu powiedzieć, jak zareagował Jason? Nie, nie zrobi mu tego. Niech to zostanie ich słodką tajemnicą.
- Nic - odparł.
- Jakie nic? - Alec również się uśmiechnął i już miał to wypytywać o szczegóły, kiedy oboje usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi.
Spojrzeli w tamtym kierunku i ujrzeli młodego chłopaka. Alec widział go tylko raz, ale był pewien, że to był Jason. Nie pomyliłby go z nikim innym. Chłopak mimo swojej pożal-się-Boże postury miał w sobie coś takiego, że zapadał w pamięci.
- Cześć - powiedział cicho.
Tak naprawdę nikt nie wiedział, do kogo te słowa były skierowane, bo Jason nie patrzył na żadnego z nich. Podszedł w ciszy do łóżka i odłożył tam swoją bluzę. Kiedy Aaron wyszedł, postanowił nareszcie umyć zęby, nie pytając już chłopaka o to, czy może skorzystać z jego szczoteczki i przebrać się w swoje czyste ubrania. Czuł się teraz o wiele lepiej.
Lightwood przyglądał się poczynaniom najmłodszego i nad czymś się zastanawiał. Chłopak miał według niego zdecydowanie za łagodny charakter w porównaniu do Aarona. Mimo to kiwnął głową na jego przywitanie. Nie chciał być niemiły.
- Pamiętasz Aleca? - zapytał go równie cicho blondyn.
Alec nie był pewien, dlaczego oboje się tak zachowywali. Czy naprawdę chodziło tylko o jakąś tam sprzeczkę?
Jason spojrzał na niego jak na debila. Oczywiście, że pamiętał.
- Cześć - powtórzył jeszcze raz chłopak i tym razem zbliżył się do Nocnego Łowcy, podając mu rękę.
Słów Aarona nie miał nawet zamiaru komentować. Po wymienieniu grzeczności z czarnowłosym młodszy nie wiedział, co ma zrobić.
- Jak się czujesz? - zagadnął go Alec, który wolał nie dawać im czasu na jakiekolwiek słowa. Atmosfera była bardzo napięta i każdy byłby w stanie to wyczuć. - Aaron mówił mi co nieco.
- Taa - rzucił wspomnianemu chłopakowi surowe spojrzenie i oparł się tyłkiem o blat biurka tuż obok krzesła, na którym siedział Lightwood. Aaron z kolei stał przy oknie naprzeciwko nich. To, jakie miejsce wybrał Jason, odrobinę go zdziwiło, ale i rozbawiło. Tak chciał się bawić? - Już lepiej, dzięki. Odespałem swoje i nawet nie mam kaca - zaśmiał się, mierząc blondyna wzrokiem.
- To chyba dobrze - stwierdził Alec.
- Chyba tak - potaknął jego rozmówca. - Kiedy zamierzacie mnie stąd przegonić? - walnął prosto z mostu, celowo używając liczby mnogiej, by wprowadzić Aarona do rozmowy.
- Przegonić? - Lightwood był zaskoczony słowem, jakiego użył Jason. Sam by tego tak nie określił. Spojrzał na niego, przyciągając tym samym i jego wzrok. Chłopak kiwnął głową i wzruszył ramionami, ale się nie odezwał. - Nie wiem. Jak najszybciej - odchylił głowę do tyłu, żeby lepiej go widzieć i uśmiechnął się delikatnie.
- Pewnie - odwzajemnił uśmiech i zerknął na Aarona. Blondyn stał z boku i cały czas im się przyglądał z założonymi rękoma. - To na co czekamy? - zapytał. - Zbierajmy się - zaproponował i odsunął się od mebla.
- Nie tak prędko. Chyba nie sądzisz, że możesz tak po prostu sobie stąd wyjść? - zatrzymał go Nocny Łowca.
Alec wolał się nie wtrącać, słysząc u niego taki ton głosu.
- Dlaczego nie? Przecież mnie tu nie chcesz - burknął do niego Jason.
Aaron zmniejszył dystans, jaki ich dzielił i pochylił się nad chłopakiem.
- Myślałem, że już skończyliśmy tę dyskusję - warknął mu w twarz.
- Znakiem tego nie masz, czym myśleć - zripostował automatycznie.
Alecowi zachciało się śmiać, ale na szczęście tego nie zrobił. Może i był w błędzie, jeśli chodziło o łagodny charakter chłopaka...
Aaron otworzył usta, ale zaraz zamknął je z powrotem. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. No dobra. To, co przed chwilą rzucił Jason, było trochę śmieszne. TROCHĘ.
- Wiesz co? - zaczął po chwili, a ten patrzył mu prosto w oczy. - Zresztą nieważne - skapitulował. - Idę się odlać - rzucił i ruszył do łazienki, odprowadzany zadowolonym spojrzeniem młodszego.
Alec także mu się przyglądał, dziwiąc się coraz bardziej z każdą mijaną minutą. Nie wierzył. Po prostu nie wierzył. Właśnie był świadkiem niecodziennej sytuacji. Istnieje na świecie osoba, która jest w stanie skutecznie zamknąć usta Aaronowi. A to dobre.
Kiedy Nocny Łowca wrócił z pomieszczenia, w którym się znajdował, zastał ciekawy widok. Otóż Alec i Jason rozmawiali ze sobą i nawet się śmiali, jakby byli co najmniej dobrymi znajomymi. A przecież wcale się nie znali!
- A więc trenujesz razem z Aaronem? - usłyszał pytanie Jasona i uniósł brwi.
O tym rozmawiali...? Uśmiechnął się pod nosem i ruszył w ich stronę. Usiadł na biurku przy Jasonie, na co ten od razu zareagował, odsuwając się nieznacznie.
- Tak, ale niedługo. Dopiero jakieś półtora miesiąca - wyznał Lightwood, śmiejąc się w duchu z ich zachowania.
- A na czym to polega? Co robicie? - dopytywał.
- Mówiłem ci - wtrącił się Aaron, opierając swoją rękę tuż za plecami młodszego.
- Ale nie ze szczegółami - wspomniał mu Jason i jakby automatycznie odchylił się, by być bliżej jego ramienia. - W zasadzie to olałeś to, że chcę to wiedzieć. Alec mi powie - dodał z uśmiechem i przeniósł wzrok na drugiego Nocnego Łowcę.
Alec odwzajemnił uśmiech i zaczął mówić. W zasadzie to musiał stwierdzić, że chłopak nie był taki zły. Nawet go polubił.
- Nie wiem, co ci naopowiadał Aaron - zaśmiał się. - Nasze treningi to głównie zręczościówka - wyznał. Okłamał go, mówiąc, że nie wie, co mu powiedział blondyn. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. - Biegamy, ćwiczymy, czasem siłownia - wymieniał. - Strzelamy też z łuku i trochę szermierki - dodał, wzruszając ramionami.
- Ekstra - przyznał Jason, szczerze zdumiony.
Naprawdę mu się to podobało. I to, że Aaron właśnie grzebał mu nosem we włosach również, ale nie miał zamiaru mu tego mówić. Mimo to było to bardzo przyjemne.
- Nie wiem, co w tym takiego ekstra - wyznał blondyn, całując chłopaka w głowę.
Puścił przy tym oczko Alecowi, co ku jego nieszczęściu nie uszło uwadze Jasona, który od razu się spiął i odsunął od niego. Wstał z mebla i podszedł do okna. Dlaczego puścił mu oczko?!
Alec chyba nie zauważył reakcji młodszego, bo tylko uśmiechnął się do kolegi i dopiero wtedy zerknął na jego chłopaka. Bo byli parą, prawda?
- Nie mogę pewnie nigdy przyjść na taki trening? - Jason zignorował wtrącenie Aarona, a barwa jego głosu się zmieniła. Nie był już taki wesoły. Nocny Łowca potwierdził jego słowa skinieniem głowy. - No trudno.
- To zamknięte zajęcia - wyjaśnił mu Alec.
Aaron w międzyczasie również wstał i podszedł do łóżka. Chciał podnieść stamtąd bluzę Jasona, ale ten go uprzedził.
- Będziemy się zbierać - rzucił do Lightwood'a.
- Jasne - zgodził się czarnowłosy. - Pójdę po coś do pokoju i zaraz wracam. Spotkamy się przy drzwiach - dodał i już go nie było.
- Co się stało? - warknął do Jasona, kiedy zostali już sami.
- Nic. Wychodzimy? - zapytał i obrócił się szybko, ale na jego drodze stanął Nocny Łowca, który zagrodził mu przejście.
- Nie tak szybko - wymruczał mu do ucha. - Wyjdziesz bez pożegnania? Będzie mi cię bardzo brakować - dodał, po czym cmoknął go w ucho.
- Masz tu wszystko, czego potrzebujesz - odpowiedział mu Jason, robiąc podejrzaną minę. Nawiązywał oczywiście również do spraw łóżkowych. - Nie powinieneś narzekać - dodał uszczypliwie i ominął zaskoczonego Aarona, który dopiero po chwili zrozumiał sens jego słów.
Jednak było już wtedy za późno, bo chłopak znajdował się tuż przy drzwiach. Zdążył jedynie rzucić, że bardzo narzeka i zauważyć jego lekki uśmiech, ale nic poza tym. Musiał więc ruszyć za nim, zanim ktokolwiek inny, oprócz czekającego już Lightwood'a, by go zobaczył.

________________

Już jutro długo wyczekiwany odcinek Shadowhunters pt. "Malec". Kto czeka?
I jak się podoba rozdział? Czekam na opinie. Buziaki :*

wtorek, 22 marca 2016

ROZDZIAŁ LX

Aaron już sam nie wiedział, co się działo. Leżał właśnie w łóżku, wpatrując się w sufit, a obok niego spał Jason. Po tej wcześniejszej kłótni chyba naprawdę tego potrzebował. Był wykończony. Blondyn zastanawiał się, czy ten mówił poważnie o tym, że ma znaleźć sobie kogoś nowego. Podejrzewał, że nie, skoro po tych słowach zaczęli się całować, a teraz Jason pozwalał mu leżeć przy sobie, ale chyba niczego nie mógł być już pewien. Zdawał sobie sprawę z tego, że mówiąc mu takie rzeczy, przesadził. Nic już teraz niestety nie mógł na to poradzić. Stało się i już. Jason nie chciał tego rozstrząsać, więc obiecał sobie, że nie będzie tego robił. Chociaż tyle był w stanie na obecną chwilę uczynić. Nie chciał go denerwować jeszcze bardziej, ale jeśli ktoś by zapytał: dlaczego?, nie odpowiedziałby. Nie znał powodów swojego postępowania i chyba nie chciał ich znać. Atmosfera między nim a Jasonem się ostudziła i miał nadzieję, że wszystko wróci do normy. A jeśli nie to trudno. Teraz miał większe problemy.
Jednym z nich było to, że Jason jest Przyziemnym. A znajduje się w Instytucie! Dlaczego go tu przyprowadził? I jak ma go teraz stąd wyprowadzić? Będzie musiał czekać do wieczora czy wpadnie na jakiś inny pomysł? Pomoc osób trzecich nie wchodziła w grę. Myślał co prawda o Lightwoodzie, ale stwierdził, że to bez sensu. Nikt nie może się dowiedzieć o obecności chłopaka i Aaron zrobi wszystko, żeby tak właśnie się to skończyło. Tylko on i Jason będą zdawać sobie z tego sprawę i będzie dobrze.
- Aaron? - usłyszał ciche pytanie, a chłopak leżący obok niego nieznacznie się poruszył.
- Co? - odparł wyrwany ze swoich myśli.
Jason nie odpowiedział, a po prostu przesunął się, tak by leżeć bliżej niego. Nie widział jego twarzy, bo ułożony był na boku, ale uśmiechnął się nieznacznie, kiedy poczuł obok siebie ciepłe ciało drugiej osoby. Nocny Łowca się nie odsuwał, pozwalając mu na tę chwilę bliskości. Sam nie widział w tym nic złego, więc nie było powodu, by tego nie robić. Przez myśl mu nawet przeszło, żeby objąć go ramieniem, ale z tego zrezygnował. To byłoby dziwne.
- Chyba już nie zasnę - przyznał nareszcie młodszy.
Aaron był lekko zdziwiony, bo myślał, że ten poszedł z powrotem spać. Nie odzywał się dosyć długo, a jego oddech był miarowy i wyrównany, więc mógł dojść do takiego właśnie wniosku. Prawda była jednak inna. Jason po prostu leżał, nie starając się nawet wracać w objęcia Morfeusza. Tyle mu stanowczo wystarczało.
- Mhm - odpowiedział, bo nie miał pojęcia, co mógłby jeszcze dodać.
- Moi rodzice mnie zamordują - westchnął i przewrócił się na plecy, również zaczynając kontemplować sufit.
- Nic ci nie zrobią - odrzekł mu Nocny Łowca. - Zadzwoń do nich i coś wymyśl.
- Już dzwoniłem - przyznał i sięgnął dłonią do jego klatki piersiowej, po czym zaczął do delikatnie głaskać. -Ale wątpię w to, czy mi uwierzyli. I tak pewnie nie obejdzie się bez kary za to, że postawiłem ich przed faktem dokonanym, a nie powiedziałem im o niczym wcześniej - wyznał i ponownie westchnął. Nie wiedział, dlaczego mówił o tym Aaronowi. Chłopaka i tak to pewnie mało obchodziło. Nie chciał chyba po prostu leżeć w ciszy. Nie miał blondynowi za złe, że zabrał go do siebie. Był mu wdzięczny. Nie rozumiał jednak w dalszym ciągu, dlaczego nadal musi tu tkwić. Zgoda, jeśli nie jest tu mile widziany, to lepiej, żeby się nie wychylał, ale czy naprawdę nie udałoby im się teraz wyjść niezauważonym? Bez jaj. - Nieważne - dodał na koniec i szczelniej przykrył się kołdrą, nie przestając przy tym gładzić torsu starszego.
Mimo wszystko nie czuł się teraz źle.
Po jakimś czasie, który spędzili w ciszy, Aaron zaczął się podnosić do siadu, przez co spoczęło na nim pytające spojrzenie chłopaka. Jason automatycznie ruszył za nim i po chwili zajął już taką samą pozycję jak on, a mianowicie usiadł po turecku dokładnie naprzeciwko Nocnego Łowcy, opierając się o wezgłowie łóżka. Aaron uniósł lekko brew, ale nie skomentował jego zachowania ani tego, że po prostu papugował jego ruchy. Podsunął mu pod nos talerz z kanapkami, które już wcześniej mu przyniósł i zrobił minę nieznoszącą sprzeciwu. Teraz już nie mógł odmówić. Musiał je zjeść.
- Nie jestem głodny - powiedział natychmiast młodszy, co nie zrobiło żadnego wrażenia na Aaronie, który w dalszym ciągu trzymał przed sobą wyciągniętą dłoń. - Naprawdę. Zabierz to - dodał i chciał ją odsunąć, bo chłopak zaczął mu podtykać jedzenie niemal pod nos.
- Jedz. Nie robiłem ich po to, żeby leżały na stoliku - warknął.
- Ale jesteś kochany - skomentował z ironią, wyśmiewając w ten sposób ton jego głosu i nieprzyjazną minę. Znał go jednak na tyle, by wiedzieć, że były to jego nieodłączne elementy. Aaron nie należał do osób, które swoim uśmiechem zarażały innych i szerzyły pokój na świecie. Ciężko sobie to było nawet wyobrazić, ale jemu się udało. Uśmiechnął się nawet lekko, bo blondyn w takim wykonaniu, pomagający młodszym kolegom i bezbronnym zwierzakom, wyglądałby naprawdę śmiesznie. Nocny Łowca chyba zauważył zmianę jego nastroju i odebrał to inaczej, już ciesząc się z tego, że udało mu się go przekonać do konsumpcji swojego niezwykle złożonego dania, więc Jasonowi nie pozostało nic innego, jak po prostu poczęstować się jedną ze starannie przygotowanych kanapek. - Boję się, że coś dodałeś - przyznał żartobliwie i skrzywił się, zanim wziął pierwszego kęsa.
- Tylko swój talent kulinarny i kilka gram tojadu - odpowiedział sarkastycznie, postanawiając ciągnąć zaczętą już rozmowę.
- Uroczy - ponownie zironizował. - Wiesz, że takie słowa nie zachęcają mnie to jedzenia?
- Jasne. Jakby to robiło jakąś różnicę - sarknął. - Po prostu to ugryź, chwilę pożuj i połknij. Co w tym trudnego?
- Wiem, jak się je! - krzyknął na niego Jason.
- To świetnie - przyznał zadowolony Aaron. - To teraz jedz - zaśmiał się i położył talerz na jego kolanach.
Jason prychnął, ale już się nie sprzeciwił. Chwilę popatrzył na jedzenie i w duchu stwierdził, że tak naprawdę to jest odrobinę głodny. Nie miał zamiaru się do tego jednak przyznawać na głos, co to to nie.
- Przestań się na mnie gapić - warknął po jakimś czasie do blondyna.
Aaron uniósł lekko brew i uśmiechnął się kącikiem ust. Zabawne. Chłopak nawet na niego nie patrzył, a mimo to wiedział, w którą stronę ten zerka.
- Bo co? - odparł, postanawiając go o to nie pytać.
- Bo nie lubię, jak ktoś się patrzy, jak jem - rzekł Jason i rzucił mu karcące spojrzenie.
Aaron poprawił się na łóżku, rozsiadając się wygodniej i podejmując decyzję, że dalej będzie brnął w tę jakże ciekawą rozmowę.
- Dlaczego? - zaciekawił się.
Jason wziął jedną kanapkę ze stosiku i kierował ją już w stronę ust, kiedy usłyszał to pytanie. Musiał ją więc odłożyć, żeby móc mu odpowiedzieć.
- Bo tak - rzucił zdawkowo.
- Co w tym złego? - nie dawał za wygraną.
- Przestań! - warknął, bo miał już go po dziurki w nosie. Nagle zaczął się interesować jego zdaniem. Dobre sobie. Irytował go. - To krępujące, kiedy ktoś się gapi, jak jesz!
- Wcale nie - zaśmiał się starszy, bo niezwykle bawiło go to, jak łatwo można było rozgniewać Jasona i jak łatwo się denerwował o byle co.
- Tak, Aaron! I zamknij się już, bo chcę zjeść!
To tylko jeszcze bardziej rozbawiło Aarona, który już bez żadnego wstydu szeroko się uśmiechał.
- Zabawne. Jeszcze jakiś czas temu zarzekałeś się, że nie jesteś głodny - roześmiał się głośno, za co oczywiście spotkała go kara w postaci mocnego uderzenia w bok.
- Zmieniłem zdanie! Nie mogę? - uniósł wysoko brwi. - Poza tym to ty tak nalegałeś, żebym coś zjadł. Powinieneś być zadowolony z tego, że wyszło na twoje. Zawsze wychodzi - dodał lekceważąco.
- Oczywiście, że zawsze wychodzi na moje - przyznał wesoło. - Bo nie potrafisz mi odmówić - dodał już ciszej i odrobinę zmienionym głosem.
Specjalnie zmodulował go w ten sposób, bo wiedział, co w nim lubi Jason. Pewność siebie. Przysunął się nawet bliżej niego i pochylił w jego stronę.
- Nawet nie próbuj - ostrzegł go młodszy, patrząc mu prosto w oczy.
- Mhmm - przytaknął, ale wbrew temu pochylił się jeszcze bardziej i złączył ich usta w niezdarnym pocałunku.
Nie wyczuł w chłopaku żadnego sprzeciwu, więc pogłębił go, rozchylając jego wargi językiem. Jason chętnie na to przystał, obejmując go ramieniem i przyciągając do siebie.
- Mmm - jęknął w usta starszego i pogłaskał go po twarzy. - Chcę zjeść - burknął, kiedy udało mu się na chwilę odsunąć od Aarona.
- Gardzisz kanapkami, ale domagasz się... - zaczął, zerkając w dół swojego ciała, ale Jason szybko mu przerwał.
- Chodziło mi o kanapki! - krzyknął i znalazł w sobie trochę silnej woli, by całkowicie odsunąć od siebie starszego chłopaka.
- Pewnie - zaśmiał się Nocny Łowca.
- Kretyn - burknął pod nosem i zajął się zajadaniem, starając się nie zwracać uwagi na drugiego.
Aaron oparł się z powrotem o obudowę łóżka i wbił wzrok w sufit, dając się porwać myślom. Po kilkunastu minutach wstał i nie zważając na chłopaka, ruszył w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz? - usłyszał, zanim zniknął mu z oczu.
- Zaraz wrócę. Muszę coś załatwić - rzucił przez ramię i już go nie było.

***

- Chyba was pogrzało - zaprzeczył Jace, który od jakiegoś czasu sprzeczał się z Magnusem i swoją siostrą. Ciężko było już połapać się w tym, o co chodziło, ale zaczęło się od tego, że Bane pochwalił Aleca za to, jakim jest cudownym Nocnym Łowcą. Jace'owi się to nie spodobało, bo przecież to on był najcudowniejszy i powstał między nimi spór. - Mogę wam pokazać, jak świetnie sobie radzę z nożem - zaproponował, kiedy szli ulicami Nowego Jorku.
Wracali już bowiem do Instytutu, dzierżąc wszystkie potrzebne czarownikowi dokumenty. Obyło się bez zbędnych przystanków w postaci nieprzyjaciół, więc cała czwórka bez jakiegokolwiek szwanku szła niespiesznie w stronę twierdzy. Nikomu się nie spieszyło, więc zaszli jeszcze po drodze do kawiarni, w której Magnus zamówił kawę na wynos dla siebie i swojego chłopaka. Reszta zadowoliła się jakimś lekkim ciastkiem. Maryse kazała im co prawda wrócić jak najszybciej, ale ciężko było się sprężać, kiedy na zewnątrz świeciło piękne słońce, które dawało przyjemne ciepło.
- Alec z kolei świetnie radzi sobie z łukiem w ręku - pochwaliła brata Izzy. Zawsze w tego typu przechwałkach stawała po stronie Aleca. Ktoś musiał utrzeć Jace'owi nosa, a najstarszy z Lightwood'ów nigdy się do tego nie kwapił. Uważał to za śmieszne i nawet się nie wtrącał. - Jest w tym mistrzem i położyłby cię w kilka sekund - zapewniła.
- Prawdziwy Nocny Łowca powinien umieć władać każdą bronią, nie tylko łukiem - zauważył bystrze blondyn.
- Ty też nie posługujesz się każdą bronią - równie czujny był Magnus. - Poza tym jestem zdania, że lepiej znać się doskonale na jednej rzeczy, niż być przeciętnym ze wszystkiego.
- Doskonałym - prychnął ironicznie Jace, za co zaraz oberwał po głowie od Izzy. Nie przejął się tym jednak i ciągnął dalej. - Dobre sobie.
- Jesteś zazdrosny - zaśmiała się Isabelle. - Przyznaj, że też chciałbyś być świetnym łucznikiem - rzekła.
- Nieprawda - wyznał szybko. - Poza tym o co miałbym być niby zazdrosny? Alec może i jest dobry w byciu Nocnym Łowcą, ale nigdy nie chciałbym się z nim zamienić. Lubię siebie i to jaki jestem wspaniały. Mój blask was przyćmiewa i mi to pasuje. Nie każdy musi być uroczy - dodał, zerkając wymownie na swojego brata.
- Och, proszę cię - zaśmiał się Bane. - Alec nie jest uroczy? - zapytał rozbawionym tonem. - Nie znam bardziej uroczej osoby od niego - przyznał szczerze, a Alec schował swoją czerwoną twarz za kubkiem kawy. - Ten twój blask przyćmiewa raczej twoje racjonalne myślenie - skomentował jego wcześniejsze słowa.
- To niemożliwe - pokręcił głową i wdał się w jakąś niezwykle zajmującą rozmowę z Izzy, przez co przestał zwracać uwagę na czarownika.
Magnusowi to odpowiadało, bo dzięki temu mógł się skupić na swoim chłopaku, który do tej pory powiedział może z kilka zdań, reszcie oddając prawo głosu.
- Jak się czujesz? - zagadnął go.
Alec rzucił mu krótkie spojrzenie, po czym ponownie wbił wzrok w przestrzeń przed sobą. Doskonale znał tę część miasta i szedł pewnym siebie krokiem, nie obawiając się tego, że się zgubią.
- W porządku - odparł szczerze, krótko i treściwie. - A ty?
- Też - odrzekł czarownik, przysuwając się bliżej niego. Miał ochotę złapać go za rękę, ale niestety nie mógł sobie na to pozwolić w miejscu publicznym. To na pewno nie spodobałoby się Alecowi. - Po tym całym zamieszaniu nareszcie udało mi się położyć w łóżku i odespać wszystkie nieprzespane noce. Nawet nie wiesz, jak miło mi było wstać w południe, niczym się nie przejmując - westchnął głęboko. - Nie wiem nawet, kiedy ostatnio spałem do tej godziny - przyznał po chwili namysłu. - W każdym razie jestem wypoczęty i czuję się jak nowonarodzony - zaśmiał się na to stwierdzenie. Był nieśmiertelny. - Ale brakowało mi cię obok, wiesz? - dodał już ciszej. - Uwielbiam się do ciebie przytulać w nocy.
- Mhmm - pokiwał głową Lightwood, zerkając na niego z ukosa. Magnus uśmiechał się ciepło, więc i on ten uśmiech odwzajemnił. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Bane lubił się w niego wtulać. Robił to zawsze, kiedy razem spali. Traktował go jak dodatkową poduszkę. Ulubioną. - Tylko dlatego?
- Nie - odpowiedział krótko. - Ale teraz ci nie powiem, czego mi jeszcze brakowało - dodał, śmiejąc się cicho i obserwując jego twarz.
- A kiedy mi powiesz? - zapytał szczerze zainteresowany tą kwestią.
- W swoim czasie, ale... - wyrzucił swój pusty już kubek po kawie do pobliskiego śmietnika. - Sam się nie domyślisz? - podpuszczał go.
- Magnus! - skarcił go Alec, któremu do głowy zaczęły napływać przeróżne rzeczy.
- Przecież nic nie mówię! - podniósł ręce w górę, udając niewiniątko. Nie jego wina, że Nocny Łowca miał od razu jakieś skojarzenia. Zupełnie nie o to mu chodziło, zaśmiał się w duchu. - Ale jak chcesz to mogę... - zamruczał.
- Nie musisz - wszedł mu w słowo. - Wiem, co masz na myśli - zapewnił.
Bane ponownie się zaśmiał, postanawiając już go nie męczyć i zmienić temat.
- Myślisz, że Jace jest naprawdę zazdrosny o twoje zdolności? - zapytał.
- Dlaczego? - zdziwił się. - Wydaje mi się, że nie. Mimo tych swoich przechwałek, Jace to dobry łowca. Nie ma powodu, by był zazdrosny - wzruszył ramionami. - Działamy razem, jesteśmy parabatai, nie ma miejsca na porównania. Jesteśmy tak samo szkoleni - dodał. - I nie widzę w Jacie niczego, co potwoerdzałoby słowa Izzy. Pewnie po prostu chciała się z nim podroczyć.
- Tak uważasz? - chciał się upewnić.
- Tak mi się wydaje - powtórzył. - A ty?
- Nie wiem. Nie znam go tak dobrze jak ty, ale czasem mnie irytuje - wyznał szczerze, odrobinę odbiegając od głównego tematu.
- Jace wszystkich czasem irytuje, ale ma taki sposób bycia - stanął w jego obronie. Ktoś musiał. - To się już raczej nie zmieni. Wystarczy się przyzwyczaić.
- Da się?
- Mhmm - pokiwał głową. - Trwa co prawda bardzo długo, ale się da - zaśmiał się, a Magnus mu zawtórował.
- Z czego się tak śmiejecie gołąbeczki? - obok nich znikąd pojawiła się pozostała dwójka, która do tej pory nie uczestniczyła w rozmowie. Jace oczywiście musiał zabrać głos jako pierwszy, nie zważając na to, że mógł komuś przerwać. - I dlaczego się tak człapiecie?
- Przestań, Jace. Nie chcesz chyba powiedzieć, że spieszy ci się do Instytutu - zaśmiała się Isabelle.
- Oczywiście, że tak! Jestem głodny wiedzy - odparł jej brat, a Alec przewrócił oczami na to ewidentne kłamstwo.
- Przymknijcie się - powiedział do nich obojga.
Przechodzili właśnie przez bramę i Alec, jak to na prawdziwego mężczyznę przystało, przepuścił w przejściu swojego chłopaka, za co ten mu podziękował, używając względem niego pieszczotliwego "słoneczko".
- Co wy macie z tymi określeniami? - zadrwił Jace. - Clary też tak mówi, ale wszystko zaczęło się od ciebie - zwrócił się do brata. - To ty zapoczątkowałeś tę passę swoim... - miał oczywiście na myśli to, że Alec nazwał Bane'a mianem "mój Magnus", ale nie udało mu się zakończyć zdania, bo Lightwood zrobił przerażoną minę i powiedział szybko:
- Niczym. Idź i patrz przed siebie, bo się przewrócisz - ostrzegł.
- O co chodzi? - zaciekawił się czarownik.
- O nic - odparł zaraz Alec, który nie chciał, by jego słowa wyszły na jaw.
- Czyzby? - zapytał niedowierzająco. Wiedział jednak, że od swojego chłopaka niczego się nie dowie, więc postanowił pociągnąć za język jego siostrę. - Izzy, skarbie, ty mi powiesz, prawda? - zapytał wprost, podchodząc do niej i łapiąc pod rękę.
Pociągnął ją do przodu, tak by pozostali panowie nie mogli usłyszeć ich rozmowy. Izzy w międzyczasie posłała Alecowi przepraszające spojrzenie. Nie miała na to wpływu, ale mimo to nie chciała, by jej brat był na nią zły. Magnus także się odwrócił i pozwolił, żeby choć na chwilę jego wzrok skrzyżował się z pięknymi oczami Aleca. Wiedział, że Lightwood nie będzie się gniewał. Trochę poudaje, ale będzie dobrze.

***

Aaron krążył w tę i z powrotem, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Szukał Lightwood'a w całym Instytucie, ale ten jakby zapadł się pod ziemię. Nigdzie go nie było. To było strasznie irytujące, bo zawsze,  kiedy nie chciał go widzieć, nagle na siebie wpadali, a teraz co?
Zrezygnowany udał się w drogę powrotną do swojego pokoju. Przez chwilę miał wrażenie, że Nocny Łowca mu pomoże, ale teraz sam nie był pewien. Naszły go wątpliwości. A co jeśli komuś wygada? Ale z drugiej strony nie miał się czego obawiać. W końcu sam znał jego tajemnicę i w razie potrzeby mógłby to wykorzystać.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym spał i zdziwił się nieco tym, że nie zobaczył na łóżku Jasona. Tam był, kiedy to zostawiał. Gdzie był teraz? Momentalnie przeszedł go zimny dreszcz. Czy to możliwe, żeby chłopak wyszedł z pokoju, mimo iż ten mu tego surowo zabraniał? Zrobiłby coś takiego? Do głowy zaczęły mu przychodzić same najczarniejsze scenariusze. Co by się stało, gdyby ktoś go zobaczył? Wszystko jednak z niego zeszło, kiedy tylko wszedł do środka. Jason stał bowiem przy biurku i przeglądał jakieś rzeczy. W ręku trzymał przedmiot, którego z pewnością nie powinien nigdy zobaczyć.
- Odłóż - powiedział do niego Aaron, a on aż podskoczył. Zapewne nie spodziewał się go tak szybko. No i nie mógł to usłyszeć, bo blondyn jako Nocny Łowca potrafił się naprawdę cicho skradać. - Skaleczysz się - dodał w ramach wyjaśnienia odrobinę delikatniejszym głosem.
- Kawałkiem żelastwa? - zapytał chłopak, nie bardzo rozumiejąc.
Aaron zmarszczył brwi, ale po chwili dotarł do niego sens słów Jasona. No tak. Nóż seraficki nie otworzy się w rękach Przyziemnego. Czasem zapominał, kim był Jason i kim był on sam. Dla niego był zwykłym chłopakiem, istniejącym tylko w jego rzeczywistości. Wrażenie było bardzo dziwne, ale nie nieprzyjemne.
- Masz rację - przyznał i podszedł do niego, stając za jego plecami.
Chwycił w dłoń jego rękę i podniósł ją lekko do góry, całując przy tym jego szyję.
- Zabawne - zaśmiał się Jason, mile połechtany tą pieszczotą.
- Co takiego? - zaciekawił się Nocny Łowca.
- Ten wzorek - wskazał na jedną z run wyrytych na powierzchni rękojeści noża - przypomina twoją bliznę. Masz podobną na ramieniu - dodał, kiedy nie usłyszał żadnej odpowiedzi.
- Naprawdę? - udał zaskoczenie. - Nie zauważyłem wcześniej - skłamał i wyjął mu przedmiot z ręki, odkładając go w odpowiednim miejscu.
- Załatwiłeś to, po co wyszedłeś? - zagadnął go młodszy, zmieniając temat.
- Właściwie to nie. Szukałem jednej osoby, ale nie mogę jej nigdzie znaleźć - sam nie wiedział, dlaczego mu to mówił.
- Kogo? - zapytał od niechcenia.
- Aleca - początkowo chciał nazwać go po nazwisku, jak to zwykle czynił, ale wiedział, że wtedy Jason nie miałby pojęcia, o kim ten mówi, więc dobrodusznie podał jego imię. Raz nie zawsze. - Myślę, że mógłby nam pomóc.
- Wcześniej mówiłeś, że nikt mnie nie może zobaczyć - przypomniał mu. - Dlaczego zmieniłeś zdanie?
- Sam nie wiem. Obawiam się, że nie dam rady cię stąd wyprowadzić.
- Jakoś wprowadzić ci się mnie udało. Dlaczego teraz ma być inaczej?
- Jest za dużo ludzi - odpowiedział, zdziwiony pytaniami. Nie chciał się denerwować. - Cały czas ktoś się gdzieś kręci. Nie jestem w stanie stwierdzić, gdzie nikogo nie ma. Wprowadzić cię było łatwiej, bo był późny wieczór a może i już nawet noc. Wszyscy byli w swoich pokojach.
- Dlaczego więc teraz nie możemy zrobić tego samego? Poczekamy do nocy i po prostu wyjdziemy - wzruszył ramionami.
- Nie, nie po prostu wyjdziemy - zaprzeczył. - To nie jest takie łatwe, jak ci się wydaje. Poza tym nie możemy czekać tak długo. Nie możesz zostać do wieczora.
- Dlaczego?
- Och, Razjelu. Dlaczego dlaczego - przewrócił oczami. - Bo nie. Musisz być jak najszybciej poza murami. W domu też się pewnie zastanawiają, gdzie się podziewasz - dodał, bo miał nadzieję, że chociaż ten argument go przekona.
Tak się jednak nie stało, bo Jason postanowił drążyć dalej. Wiedział, że coś jest nie tak.
- Nie chodzi tylko o to, że się o mnie martwią w domu, prawda? Napisałem im wiadomość, że później wrócę i ty o tym wiesz - stwierdził.
- A niby o co ma jeszcze chodzić? Przestań, Jason.
- Aaron... - zaczął.
- Koniec tematu. Porozmawiamy później - chciał to skończyć.
Sam nie był pewien tego, dlaczego tak reagował. Chciał dobrze, a wyszło, jak wyszło.
- Porozmawiajmy teraz. Co ci nagle odbiło?
- Mi? To nie ja się o wszystko wypytuję.
- To chyba nic dziwnego, że cię o coś pytam. Chcę wiedzieć - mówił, ale Aaron z każdym słowem odsuwał się coraz bardziej. Spuścił też głowę i wyglądało to tak, jakby przestał go słuchać. - Dlaczego Alec ma nam pomagać? Dlaczego on?
- A dlaczego nie?! - nie wytrzymał i podniósł głos.
Naprawdę tego nie planował. Tego, że w ułamku sekundy znajdzie się przy chłopaku również nie planował. Samo tak wyszło. Stał więc teraz przed nim i wbijał w niego swoje wściekłe spojrzenie. Jason początkowo się przestraszył, ale zaraz mu przeszło i po prostu wspiął się na palcach, by pocałować go w usta. Położył obie dłonie na jego policzkach i pogłaskał delikatnie. Obserwował, jak Aaron przymyka oczy i powoli się uspokaja.
- Wybacz - mruknął w końcu cicho, ale Nocny Łowca nic nie odpowiedział.
Stał tylko w bezruchu i oddychał miarowo. Po kilku dłuższych chwilach oboje usłyszeli czyjeś kroki na korytarzu i skrawki rozmów połączonych z czyimś śmiechem. Jason nie miał pojęcia, do kogo mogły należeć, ale Aaron i owszem. Odsunął chłopaka i ruszył w stronę drzwi.
- Chyba wrócili - powiedział i zostawił zaskoczonego Jasona samego.
Wyszedł na korytarz i spojrzał w kierunku, z którego dochodziły go głosy. Liczył na to, że jeden z nich należał do Lightwood'a.

wtorek, 15 marca 2016

ROZDZIAŁ LIX

- Och, Alec, dobrze, że już jesteś - powiedziała bez ogródek Maryse, kiedy tylko jej syn znalazł się w zasięgu jej wzroku. Szukała go od dłuższego czasu i przez cały ten okres coś jej umykało. Nie mogła go złapać. Cieszyła się, że chociaż teraz jej starania nie poszły na marnę i Alec nareszcie zjawił się w jej gabinecie. - Jesteś mi potrzebny.
- Do czego? - zapytał Nocny Łowca, po czym zajął miejsce w fotelu, jak mu sugerowała ruchem dłoni. - I dlaczego tylko ja? Gdzie Izzy i Jace?
- Ich nie chcę na razie w to angażować,  bo sprawa nie jest duża. Poprosiłam ciebie, bo wiem, że sobie poradzisz, jeśli nie zjawisz się na dzisiejszych popołudniowych zajęciach. Nie będziesz miał kłopotu z zaległościami - uśmiechnęła się delikatnie.
- W czym miałbym ci pomóc? - zapytał szczerze zainteresowany Alec.
- Udamy się w jedno miejsce poza Instytutem - powiedziała. - Zabierz ze sobą łuk.
- Będzie mi potrzebny? - oczy mu się zaświeciły.
- Mam nadzieję, że nie, ale strzeżonego Razjel strzeże - wstała i zaczęła przeglądać jakieś księgi. - Musimy pomóc czarownikowi w zdobyciu niezbędnych do jego dalszej pracy informacji. Tylko on wie, gdzie się znajdują, więc musimy na niego poczekać.
- Musimy... komu? - zmarszczył brwi, myślał, że się przesłyszał.
- Nie przerywaj mi, proszę - skarciła go, za co szybko przeprosił i wsłuchał się w dalszą część jej wypowiedzi. - To ważne, ale nie nielegalne - wyznała. - Po prostu okolica, do której się udamy, nie należy do najprzyjemniejszych i może się okazać, że trzeba będzie chronić jego tyły. Z racji tego, że niewiele osób wie o tym, że Magnus dla nas pracuje, to właśnie my będziemy mu towarzyszyć. Nie będziemy się wychylać.
- Skoro to takie ważne, żeby nikt obcy się nie dowiedział, to dlaczego w ogóle poprosiłaś go o pomoc? - podpuszczał ją, chcąc się dowiedzieć, co myśli o jego chłopaku. Nie to, żeby zamierzał jej cokolwiek wyznawać. - Dlaczego nie mógł pomóc ci nikt inny?
- Mówiłam ci już, że Bane to najlepszy czarownik, jakiego znam. Wątpię, żeby ktoś posiadał większą moc od niego. Poza tym mało kto zgadza się na sojusz z innymi gatunkami, a już na pewno z Nocnymi Łowcami - stwierdziła.
- Och, jak miło słuchać pięknych komplementów z twoich ust, Maryse - zaśmiał się Magnus, pojawiając się w pomieszczeniu. Jak zwykle olśniewał wyglądem i prezencją. - Nie wiedziałem, że tak bardzo mnie sobie cenisz - przyznał żartobliwie.
- Jak zwykle myślący tylko o sobie - odpowiedziała mu matka Aleca.
- Cały ja - odparł Magnus, rozkładając ręce na boki w geście niemocy.
Podszedł do niej niespiesznie i cmoknął ją w policzek. Alec przyglądał im się przez cały ten czas. Magnus o tym wiedział i kiedy, Maryse nie widziała, puścił mu oczko. Odpowiedział mu pięknym uśmiechem i przeniósł wzrok na swoją matkę, oczekując od niej jakiś poleceń.
- Dobrze, że już jesteś - odezwała się ta, zwracając bezpośrednio do czarownika. - Najlepiej będzie, jeśli wyruszymy jak najszybciej, bo wtedy Alec może zdążyć na swoje zajęcia.
- Świetnie. Będzie nam pomagał jakiś uczeń - przyznał, udając znudzenie.
Lightwood doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Bane prowadzi jedynie taką grę, ale i tak nie wiedział, jak się zachować. Uśmiechnął się pod nosem, nie odzywając się słowem.
- Zapewniam cię, że mój syn nie jest jakimś tam uczniakiem - zaczęła Maryse, stając po stronie syna. - Jest jednym z najlepiej radzących sobie Nocnych Łowców, jacy odwiedzają właśnie Instytut. Najlepsi z najlepszych - dodała z uznaniem, chwaląc się wyczynami Aleca.
- Co nie zmienia faktu, że dopiero się uczy - zauważył inteligentnie Bane.
- Możesz mi zaufać, kiedy mówię, że Alec będzie w stanie cię obronić - podsumowała, sięgając po swój telefon, który niewiadomo kiedy zaczął dzwonić. - Wybaczcie na moment - rzekła i wyszła za drzwi, zostawiając dwójkę samą.
- Dzień dobry - przywitał się Magnus, ciesząc się z tego, że nareszcie mogą zachowywać się normalnie. Przysunął swoje krzesło bliżej Lightwood'a i wychylił się, by móc pocałować go w usta, ale Alec mu to uniemożliwił, śmiejąc się cicho pod nosem. - Co to ma znaczyć? - zapytał Bane, również się śmiejąc i cmokając go w szyję.
- Nie wiem, o co ci chodzi - wzruszył ramionami. - Poza tym to chyba ja powinienem zapytać, co ty wyprawiasz. Dlaczego nagle zaczęło ci przeszkadzać to, że się uczę? - uniósł jedną brew, czekając na odpowiedź.
- Nie chcesz mi powiedzieć, że w to uwierzyłeś, prawda? - zaśmiał się czarownik.
- Byłeś bardzo wiarygodny - przyznał młodszy. No dobra, wcale w to nie wierzył, ale kto mu zabronił się trochę podroczyć? - Każdy by ci uwierzył. Zastanawiam się - zaczął po chwili, kiedy Magnus znowu sięgnął jego ust - jak to możliwe, że w ogóle chcesz mnie całować. Nie zniechęca cię to, że jestem jeszcze młodzikiem? - zapytał i przygryzł wargę.
- Nie. I to, że się odsuwasz też mnie nie zniechęca - odparł szczerze.
- Nie? - zaśmiał się cicho i odchylił jeszcze bardziej.
- Ups. I co teraz? - zachichotał czarownik, kiedy Alecowi zabrakło już miejsca. - Już mi nie uciekniesz - zakończył i pocałował go w usta.
Lightwood się już z nim nie spierał, a po prostu owinął ramię wokół jego szyi i przysunął do jego ciała, odwzajemniając ten czuły gest.
- Moja matka może w każdej chwili tu wrócić - przyznał cicho i niechętnie Nocny Łowca. - Radziłbym nie przesadzać.
- A może wręcz przeciwnie? - zaczął czarownik.
Alec automatycznie się od niego odsunął, patrząc mu w oczy. Nie był pewien, czy zrozumiał to w taki sposób, w jaki Magnus chciałby, żeby zrozumiał.
- Chcesz mi powiedzieć, że...? - Nie wiedział, jak to określić. - Nie wiedziałem, że zaczęło ci to przeszkadzać.
- Jejku, Alec - pogłaskał go po policzku. - Nic mi nie przeszkadza. Po prostu będzie łatwiej, jeśli w końcu powiesz o wszystkim swoim rodzicom, prawda? - uśmiechnął się pokrzepiająco. - No dobra - zaśmiał się. - Nie musisz mówić o wszystkim, ale wiem, że chciałbyś, żeby wiedzieli. Nie zaczyna cię to męczyć?
- A ciebie? - odpowiedział pytaniem.
Nie czuł się pewnie, kiedy rozmawiali na takie tematy i bardzo często unikał konkretnych odpowiedzi.
- Nie rozmawiamy o mnie - przewrócił oczami i uśmiechnął się szeroko. - Jeśli chodzi o moją osobę, to nie jest to żadnym problemem, ale... Och, Alec. Pomyśl, czy ty czujesz się z tym dobrze.
- Nie chcę na razie im mówić - przyznał po dłuższej chwili milczenia. - Wybacz - dodał i pocałował go w usta.
- Nie gniewam się. To twoja decyzja - wyznał ze wzruszeniem ramion. Bądź co bądź naprawdę nie czuł się źle. Skoro Alec tego właśnie chciał... - Ale wiesz o tym, że w końcu będziesz musiał im powiedzieć?
- Wiem - westchnął. - Mam nadzieję, że będę miał wtedy w tobie oparcie.
- Tak będzie - zapewnił go, jeszcze raz sięgając jego ust.
Zaraz jednak musiał się odsunąć, bo oboje usłyszeli, że Maryse już wraca do gabinetu. Jego wejście sprawiło, że znowu musieli zachowywać się tak, jakby się nie znali.
- Mam nadzieję, że się nie pozabijaliście - przyznała, przekraczając próg pomieszczenia.
- Jak miło, że wierzysz w to, iż potrafimy się zachować w obecności innej osoby - zaśmiał się Bane.
- Nie obawiałam się tego ze strony Aleca, ale po tobie można się spodziewać zupełnie wszystkiego, Magnusie - rzuciła mu znaczące spojrzenie.
- Nie przesadzaj - pokręcił głową. - Muszę ci powiedzieć, że złapaliśmy z twoim synem wspólny język - dodał, jakby chciał jej tym utrzeć nosa. - Jest to bardzo miły i mądry młodzieniec. Na szczęście nie odziedziczył wielu cech po tobie. Jedynie wspaniałą urodę - oparł się wygodniej o oparcie krzesła i mierzył ją wzrokiem.
- Bardzo dużo po mnie odziedziczył - burknęła Maryse, nie wyczuwając w jego wypowiedzi niczego podejrzanego. Wiedziała o tym, że czarownik był biseksualny, ale nie pomyślałaby, by mógł zainteresować się jej synem. - Ale nie o tym miałam. Nie mogę z wami iść - przyznała niechętnie. - Właśnie dostałam wiadomość, że muszę na jakiś czas wrócić do Idrisu. Niestety wyjeżdżam już wieczorem i nie zdążę się przygotować do podróży. Wybierze się z wami rodzeństwo Aleca. Mam nadzieję, że to nie problem.
- Och, oczywiście, że nie - odparł Bane. - Będzie mnie osłaniała banda młodzików - celowo użył określenia, którego wcześniej używał Alec. - Co może być nie tak?
- Proszę cię, potraktuj to poważnie. Zapewniam cię, że ze strony moich dzieci możesz spodziewać się tego samego. Są Nocnymi Łowcami. Doskonale wiedzą, co mają robić - wyznała pewnie. - Niestety muszę już was przeprosić. Obowiązki wzywają. Uzgodnisz wszystko z Aleciem. Reszta powinna szybko do was dołączyć, wysłałam im już wiadomość - przyznała. - Dziękuję, że przyszliście - zakończyła i odwróciła się w stronę regałów, by dać im znak, że mogą już wyjść.
A raczej, że powinni to zrobić. Właściwie co za różnica? Tak czy inaczej oboje wstali i udali się do wyjścia. Magnus oczywiście uprzednio musiał wtrącić swoje trzy grosze i powiedzieć:
- Tak, Alec. Twoja matka chyba chce nam dać do zrozumienia, że mamy już wyjść. Grzeczność przede wszystkim - zaśmiał się i przystanął, by przepuścić go w przejściu. - Milutka. Spokojnie. Wiem, gdzie są drzwi - dodał i ruszył za Lightwoodem. - Do zobaczenia! - krzyknął jeszcze, ale już na nią nie patrzył.
- Musicie się tak do siebie odzywać? - zapytał czarnowłosy, kiedy jego matka nie mogła już ich usłyszeć.
- Jak? - odparł pytaniem i uśmiechnął się pod nosem.
Nie jego wina, że lubił się droczyć z innymi. Z Jacem, Isabelle i jak się okazało z Maryse również. O Alecu nie musiał wspominać. Droczenie się z nim było jego ulubioną czynnością. Nie mógł przeżyć bez niej chociaż jednego dnia. Co miał poradzić na to, że Lightwoodowie po prostu coś w sobie mieli? Rozmowy z nimi zawsze się tak kończyły.
- Wiesz jak - stwierdził Alec i posłał mu w swoim mniemaniu mordercze spojrzenie.
To jednak na niego nie zadziałało i tylko sprawiło, że Nocny Łowca został przyciągnięty do torsu starszego. Nie to, żeby mu się nie podobało, bo przecież tak było, ale rozmawiali! Poza tym cały czas byli niedaleko gabinetu jego matki. Nie na wszystko mogli sobie pozwolić.
- Nie będę cię za to przepraszać, bo tego nie oczekujesz, prawda? - zadał pytanie retoryczne. Oczywistym było, że Alec nie chciał przeprosin. - Lubię się z wami droczyć - powiedział to, o czym przed chwilą myślał.
- Z nami? - zdziwił się i uniósł jedną brew, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem w oczach.
Och, tak. Magnus uwielbiał te jego cudownie niebieskie oczy. Miał wrażenie, że w nich tonie. Nie potrafił dłużej się w nie wpatrywać, bo zaraz czuł, że traci przez to kontakt z rzeczywistością.
- Z twoim rodzeństwem i z tobą. Z twoją matką również. Macie w sobie coś, co mnie kręci - przyznał szczerze, szczerząc się jak głupi do sera.
- Czy ty właśnie powiedziałeś, że kręci cię moje rodzeństwo? - Alec myślał, że się przesłyszał. Nie rozmawiali nigdy na ten temat. - Mam się czuć zagrożony? I... Och, to okropne. Moja matka też? Magnus! - skrzywił się.
Nie mógł na nią patrzeć w tych względach. To była jego matka!
Bane z kolei roześmiał się głośno. Nie mógł patrzeć na zniesmaczonego Aleca i tego nie zrobić. Jego reakcja była przezabawna.
- Nie kłamałem, kiedy mówiłem, że jest piękną kobietą i że z pewnością po niej odziedziczyłeś swoją cudowną urodę - stwierdził ze wzruszeniem ramion. Widział, że Alec się delikatnie zarumienił. Zawsze to robił, kiedy słyszał jakiś komplement kierowany w swoją stronę. - Robert nie jest tak przystojny jak ty - kontynuował.
- Przestań. Dlaczego rozmawiamy o tym, czy podobają ci się moi rodzice? Skoro moja matka jest taka piękna, to dlaczego jesteś ze mną a nie z nią? - Nie wytrzymał.
- Bo ona jest zajęta - odpowiedział prosto, cały czas obserwując zmiany jego zachowania.
Alec przystanął na moment. Byli już na piętrze i na szczęście nikogo nie było w pobliżu. Mieli przerwę, więc wszyscy byli albo w salonie albo korzystali z ładnej pogody i siedzieli na zewnątrz.
- Naprawdę? - Nie spodobała mu się ta odpowiedź. To nie tak miało wyglądać. - Wiesz, że to sprawia, iż cała ta sytuacja z tobą i moją matką rysuje się jeszcze gorzej? Magnus! Nie powinieneś tego mówić. Liczyłem raczej na jakieś zapewnienia, że nie mógłbyś z nią być, a ty po prostu mówisz, że jest zajęta! A gdyby nie była?
Był załamany. Jego własny chłopak rozmawia z nim właśnie na temat atrakcyjności jego matki. Świat oszalał. Można umierać.
- Wtedy może... - Magnus udawał, że się zastanawia.
Bawiło go to, że Alec najwyraźniej we wszystko mu wierzył. Zgoda, Maryse nie była brzydka, ale proszę. Czy mógłby z nią być? Nie.
- Zaraz coś sobie zrobię - jęknął cicho Lightwood, wznosząc oczy ku niebu.
Cały czas szedł pół kroku przed czarownikiem, więc nie był w stanie zobaczyć jego wyrazu twarzy i tego, że już prawie skręca się ze śmiechu.
- Och, Alec! Ale jesteś naiwny - postanowił nareszcie przerwać swoją grę i powiedzieć mu prawdę. - Jak mogłeś w to uwierzyć? - roześmiał się głośno i przyszpilił go do ściany, po czym wpił się w jego usta, całując mocno. - Nie spojrzałbym na twoją matkę pod tym względem - cały czas chichotał i patrzył mu w oczy. Teraz widział w nich niezadowolenie pomieszane z czymś jeszcze. Och, Alec był uroczy. I słodki. - Ani teraz, ani wcześniej, ani nigdy. Jesteś moim jedynym Nocnym Łowcą i naprawdę nie chcę tego zmieniać - dodał i dzięki temu dostał od swojego chłopaka kolejny pocałunek.
- Mam nadzieję. Inaczej bym się z tobą policzył - zagroził mu.
Magnus wiedział, że jego groźby nie mają żadnego pokrycia, bo tak naprawdę Alec nigdy by mu nic nie zrobił. Nie mógłby.
- To nie miałoby sensu. Za bardzo się starałem, by z tobą być, żeby teraz wymienić cię na kogoś innego - uśmiechnął się szeroko. - Poza tym nawet bym nie chciał. Dobrze mi tak jak jest.
- Na serio było ze mną tyle starania? - zaśmiał się Lightwood, obejmując ramionami wokół szyi i uśmiechając figlarnie.
Puścił mimo uszu dalszą część jego wypowiedzi. Na razie tylko to go interesowało.
- Och, nawet nie wiesz ile - odparł zupełnie szczerze. - Cały czas musiałem się starać, żebyś w ogóle zwrócił na mnie uwagę.
- Nieprawda - pokręcił głową czarnowłosy, śmiejąc się pod nosem.
Czy tak było? Nie miał pojęcia. W jego oczach wyglądało to inaczej.
- Prawda! - obruszył się Magnus, schylając się po szybki pocałunek. - Miałem wrażenie, że nigdy mi się nie uda. Niby dostrzegałeś moje gesty, ale rzadko kiedy odpowiadałeś na jakiekolwiek zaczepki - pożalił się, mając paradoksalnie wesoły głos.
- Trochę się bałem - przyznał szczerze Lightwood, drapiąc go za uchem.
Był ciekawy tego, jak będzie brzmiał ciąg dalszy.
- Mnie? - zaśmiał się. - Niepotrzebnie. Nie robię z tobą nic złego - wzruszył ramionami. - No może nie zawsze - przeniósł dłonie na jego biodra i pomasował je delikatnie. - Ale nie chciałem się poddawać. Podobało mi się to, że spędzałeś ze mną tyle czasu. I naprawdę się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem cię wtedy w kawiarni - przypomniał jedno z ich pierwszych spotkań. Zupełnie spontaniczne. - Nie można lepiej zacząć dnia niż z tobą - westchnął cicho i złożył pocałunek na jego ustach. - Chyba nigdy wcześniej z nikim tak się nie czułem, jak z tobą teraz. I zawsze - wyszeptał. - Chciałbym, żebyś o tym pamiętał - dodał prosto do jego ucha. - Byłeś jak taki kociak. Cały czas mi się wymykałeś. Nawet nie wiesz, jakie to frustrujące - westchnął ponownie. - A potem mnie pocałowałeś - zrobił rozmarzoną minę. - To było fajne. Zdałem sobie sprawę z tego, że dobrze postąpiłem, nie dając ci się wcześniej odsunąć.
- Wtedy nie byłoby tego, co jest teraz - zakończył za niego Alec, który również nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Każdemu po takich słowach poprawiłby się humor.
- Idealne podsumowanie - skomentował Bane i po raz kolejny wpił się w jego usta.
Uwielbiał je smakować. Za każdym razem było inaczej. Jeszcze lepiej. Odkrywał ciało swojego chłopaka, powoli je badając. Wiedział już na jego temat bardzo dużo, ale chciał jeszcze więcej. Czuł się tak, jakby Alec był jego narkotykiem. Uzależnił się od niego.
- Magnus - powiedział cichutko Nocny Łowca, kiedy ten popchnął ich w stronę najbliższego pokoju. - Ktoś może być w środku. Jak myślisz, jak zareaguje, kiedy nas zobaczy?
- Nikogo tam nie ma - zapewnił go Bane. - Jest pusty. Możemy wejść.
Po tych słowach nawet nie czekał na reakcję chłopaka, po prostu go tam wpychając. Rzeczywiście w środku nikogo nie było. Pokój był pusty i chyba nawet niezamieszkały, bo oboje nie zobaczyli żadnych rzeczy osobistych. Chociaż z drugiej strony wszystko mogło być w szafach i komodach...
- Skąd wiedziałeś? - zdziwił się Alec, odrywając się na chwilę od jego ust.
- Zgadywałem - przyznał szczerze czarownik, śmiejąc się głośno.
Dostał od swojego chłopaka kuksańca w bok i roześmiał się jeszcze bardziej. Lightwood za to był przerażony. Gdyby pomieszczenie nie było puste... Nie, nawet nie chciał o tym myśleć.
- Jesteś okropny - westchnął.
Nie potrafił się złościć, kiedy czuł jego usta dosłownie wszędzie. Nawet na ramieniu, na którym nie tak dawno temu była jego koszulka. Właśnie! Gdzie jest jego koszulka?!
- To nie ja nie tak dawno temu wyobrażałem sobie mnie i twoją matkę w miłosnym uniesieniu - przypomniał mu, szepcząc mu do ucha.
- Nie było tak. Nic sobie nie wyobrażałem! - zaprzeczył szybko.
Magnus spojrzał na niego znacząco, posyłając mu kpiący uśmiech. Jeden taki gest starczył, by Alec się zarumienił, a on tym samym dowiedział się, jaka jest prawda.
- O nie, Alec! - zaśmiał się Bane. - Dlaczego?
- To ty o tym mówiłeś! Nie moja wina, że moja wyobraźnia nie współpracuje z tą stroną mózgu, która jest odpowiedzialna za racjonalne myślenie - czuł, że jeszcze bardziej się pogrąża.
- Och, przyznaj po prostu, że jesteś zbereźnikiem - pocałował go i pogładził po idealnym torsie. Uwielbiał to, że Alec miał takie piękne ciało. Do tego był mądry, przystojny, zabawny, waleczny. Ideał. - I że masz kosmate myśli.
- Do niczego się nie będę przyznawał - zaprzeczył ruchem głowy.
Poczuł za swoimi nogami deski od jakiegoś mebla i zaraz został na niego rzucony. Kiedy znaleźli się na łóżku?
- I tak wiem swoje - wzruszył ramionami czarownik i przyglądał mu się z góry. Oblizał spuchnięte od pocałunków usta i dopiero się odezwał. - Mogę ci pomóc. Nic raczej nie poradzimy na twoją wyobraźnię, ale możemy zastąpić stare obrazy jakimiś nowymi. Z pewnością przyjemniejszymi - obiecał, po czym położył się na nim i ponownie pocałował.
- Tak myślisz? - zagadnął go Alec, sięgając jego ust.
- Jestem pewien - pokiwał głową. - Swoją drogą bardzo cieszy mnie to, że mimo wszystko to ja jestem bohaterem twoich fantazji - wyszeptał mu do ucha.
- To nie były fantazje - przyznał bardzo słabo Lightwood.
Co miał poradzić na to, że nie mógł się skupić, kiedy usta Magnusa wyczyniały cuda z jego sutkami. Nie mógł pozostać obojętny!
- Jak zwał tak zwał - burknął czarownik. - W każdym razie jestem tam ja i Lightwood. Bardzo podoba mi się ta perspektywa.
- Tak? - tylko tyle zdołał z siebie wydusić.
- Mhm - zgodził się. - Chociaż jeśli o mnie chodzi, wymieniłbym tę drugą osobę.
- Tak? Już ci się nie podoba? - zagadnął go, a Magnus uśmiechnął się szeroko.
Teraz to Alec miał zamiar się z nim droczyć?
- Nie. Ale podoba mi się ktoś inny - przyznał niespiesznie.
- Kto taki? - chciał wiedzieć Alec, przyciągając go do siebie po pocałunek.
- Opiszę ci go, dobrze? - zapytał i zaraz zaczął mówić dalej. - Czarne włoski, piękne oczy - przy każdej wymienianej rzeczy składał pocałunek w różnych miejscach jego ciała. - Inteligentny, zabawny - zaśmiał się. - Ale straszny zazdrośnik. Nie pozwala nawet, bym myślał o jego matce - zrobił udawaną obrażoną minę.
- Masz myśleć o mnie - przerwał mu Alec, przymykając oczy.
- Zaborczy - wymieniał dalej, nawiązując do jego wtrącenia. - Kochany - zmienił ton głosu na bardziej przyjazny. - Lightwood. Wymieniać dalej czy już wiesz, o kogo mi chodzi? - zapytał, patrząc mu w oczy.
- Podejrzewam - posłał mu czarujący uśmiech.
- To dobrze - pocałował go w usta.
- Magnus? - zapytał w pewnym momencie Nocny Łowca. - Co my tu robimy? Na łóżku i w pokoju, który może do kogoś należeć. Dlaczego tu przyszliśmy? - ledwie udało mu się skończyć wypowiedź, bo poczuł język czarownika tam, gdzie go z pewnością być nie powinno.
- Bo mam na ciebie ochotę - odparł prosto i z szerokim uśmiechem i błyskiem w oku zsunął się w dół jego ciała, sprawnym ruchem rozpinając mu rozporek.

______________________

Witam i proszę o wybaczenie. Przyznaję szczerze, że rozdział napisany został dopiero dzisiaj. Czekam na komentarze. Buziaki :*