środa, 27 lipca 2016

ROZDZIAŁ LXXIII

Magnus przetarł zaspane oczy i jeszcze mało przytomnie rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Początkowo uderzyło w niego zjawisko deja vu, ale po głębszym przyjrzeniu się wszystkiemu dookoła zaczynał zauważać pewne różnice między dzisiejszym porankiem a poprzednim popołudniem. Tym razem obudził się bez zbędnego bólu głowy i jakby bardziej wypoczęty, sala, w której miał okazję być, była bardziej wyposażona, a na łóżku nie leżał on a jego chłopak. To przez Aleca się tu znajdował, a nie ze swojego powodu. Po tej myśli jego wzrok niemal automatycznie przeniósł się na Nocnego Łowcę, który nadal smacznie spał. Magnus pogłaskał go delikatnie po nieco zarośniętym policzku i przy okazji rzucił kilka czarów, mających na celu sprawdzenie jego stanu. Odsunął się od niego dopiero wtedy, kiedy stwierdził, że nie było żadnych niepotrzebnych problemów, a rany goiły się prawidłowo. Przeszedł do sąsiedniego pomieszczenia i wziął stamtąd rzeczy, które wcześniej tam zostawił. Od razu zaczął też przygotowywać maść, którą po obudzeniu się chłopaka musiał wsmarować w jego tors. Mógł to co prawda zrobić wcześniej, ale nie miał już na to siły. Kiedy udało im się nareszcie poskładać Aleca w całość, był tak wyczerpany, że nie myślał o niczym innym jak o odpoczynku. Przegonił z sali Maryse, tłumacząc się tym, że ona też musi być wykończona. Brała przecież udział w bitwie, a to zawsze wypompowywało z każdego całą energię. Myślał, że kobieta będzie przeciwna temu pomysłowi, ale tak na szczęście nie było. Zostawiła go samego ze swoim synem, przy wyjściu rzucając im obu jeszcze pełne niepewności spojrzenie. Czarownik udał, że tego nie widział i po prostu przysiadł w fotelu, który sobie uprzednio wyczarował. Obiecał matce Aleca, że będzie czuwał przy jej synu i w razie jakichkolwiek komplikacji zainterweniuje. Wiedział, że takie zdarzenie było mało prawdopodobne, ale mimo to wolał zostać. Początkowo rzeczywiście czuwał, ale po jakimś czasie okazało się to jeszcze bardziej męczące niż wszystkie ostatnie wydarzenia razem wzięte. Cieszył się więc z fotela, w którym siedział, bo wiedział, że w nim mógł spędzić tę noc. Nie chciał spędzać jej na niewygodnym krześle, a ładować się Alecowi do łóżka też nie miał zamiaru. Chłopak musiał wypoczywać. Poza tym lepiej jakby teraz i przez kilka następnych dni nie wykonywał żadnych zbędnych ruchów. Wiadomym było, że nie mógł się całkowicie przestać ruszać, ale lepiej dla niego i dla jego zdrowia byłoby, gdyby przez jakiś czas poleżał sobie spokojnie. To nie było konieczne, ale też niczym nie zaszkodzi.
Zapatrzył się na łóżko swojego chłopaka, na moment zapominając o przygotowywaniu potrzebnego specyfiku. Mimowolnie się uśmiechnął, widząc, że z Aleciem było już znacznie lepiej. Jego twarz odzyskała swoje wcześniejsze kolory, skóra przestała się nadmiernie pocić, a on sam, mimo iż nadal spał, wydawał się być bardziej zrelaksowany i wypoczęty niż jeszcze kilka godzin temu. Po kilku chwilach Magnus potrząsnął głową, odwracając od niego wzrok. Wiedział, że mógłby się w niego wpatrywać o wiele dłużej, ale w tym momencie nie mógł sobie na to pozwolić. Miał do skończenia maść, która była przydatna i w dużym stopniu pomagała regenerować się ciału Nocnego Łowcy.
– Nie wstawaj – zapowiedział szybko, kiedy kątem oka zauważył, że Alec się poruszył. Spojrzał na niego zza swojego stolika i posłał mu ciepły uśmiech. – Za chwilę sam do ciebie podejdę – dodał.
Chłopak był jednak chyba na tyle zdezorientowany, że go nie słuchał. Ponownie zaczął się podnosić, rozglądając się przy tym po całej sali. Tym razem Magnus musiał coś zrobić, bo Alec najwyraźniej nie wiedział, co się działo i w jakim stanie było jego ciało. Podszedł więc do niego i położył mu dłoń na ramieniu, by przytrzymać go przy łóżku. Na stolik nocny położył maść, którą udało mu się przygotować. Pasy, którymi Alec był zapięty, zabrał stąd już wczoraj wieczorem. Nie było żadnego powodu, by chłopaka związywać. Nie był przecież jakimś szaleńcem ani groźnym zwierzęciem.
– Mówiłem, żebyś grzecznie leżał – powtórzył z lekkim uśmiechem oznaczającym jego rozbawienie.
Nocny Łowca zerknął na mężczyznę, który się przy nim pojawił i uśmiechnął się szeroko, jak to już miał w zwyczaju, kiedy patrzył na Magnusa. Chwilowe zdezorientowanie go opuściło, kiedy zauważył opanowany wyraz twarzy czarownika. Nie pamiętał jednak za wiele z poprzedniego wieczora, więc nie wiedział, dlaczego się tu znajdował i za czyją sprawą wciąż mógł chodzić po tym świecie.
– Co tu robię? – zapytał wprost, marszcząc brwi.
Przed oczami miał tylko przebłyski bitwy i tego, co wydarzyło się tuż po niej. Magnus z kolei przyjrzał mu się uważniej, chcąc w ten sposób stwierdzić, czy chłopak rzeczywiście nic nie pamięta, czy po prostu się zgrywa.
– Nie wiesz? – chciał wiedzieć. Alec pokręcił przecząco głową. – Aktualnie leżysz i się kurujesz. Wolałbym, żebyś przez kilka następnych godzin stąd nie wychodził – dodał.
– Pamiętam tylko fragmenty, ale nic poza tym. Tego, że tutaj się znalazłem nie pamiętam w ogóle – wyjaśnił czarnowłosy.
Magnus uśmiechnął się do niego w odpowiedzi i przeniósł wzrok na jego klatkę piersiową, której nie zakrywał żaden koc. Widać przez to było bandaże, jakimi była pozawijana.
– Mogę się założyć, że do wieczora ci wszystko powróci, ale nie jestem pewien, czy będziesz coś pamiętam z okresu, w którym z twoją matką cię łataliśmy – skrzywił się na samo wspomnienie. – Przez większość czasu byłeś nieprzytomny. – Po tych słowach zapadła chwila ciszy, którą postanowił przerwać czarownik. – Spróbuj usiąść – poprosił go. – Musimy zmienić opatrunki.
Alec pokiwał głową i posłusznie wykonał polecenie. Szczerze mówiąc, był bardzo ciekawy tego, jak wygląda jego klatka piersiowa.
– Ktoś jeszcze ucierpiał czy tylko ja byłem największą fajtłapą? – zapytał Alec, który był ciekawy tej kwestii.
Magnus zerknął mu w oczy i przysiadł na skraju łóżka, by być bliżej swojego chłopaka. Pomógł mu przy okazji usiąść, co okazało się nie być takim łatwym zadaniem.
– Nie jesteś fajtłapą – zaprzeczył szybko Bane, sięgając jego policzka. Uniósł jego twarz i odwrócił ku swojej w taki sposób, by chłopak również na niego patrzył. Nie podobało mu się podejście Aleca, ale raczej nie miał takiej władzy, by rządzić tym, co działo się w jego myślach. Mógł go tylko naprowadzić na właściwy tor. – Dużo osób ma mniejsze bądź większe obrażenia, a z tego, co słyszałem, jeden z twoich znajomych rozciął sobie głowę – tylko tyle udało mu się dowiedzieć, bo tak naprawdę się tym nie interesował. Nie pomyślał o tym, że Alec po obudzeniu się na pewno będzie pytać o stan innych osób, ale dla niego liczył się tylko on sam. Tylko na zdrowiu Lightwooda mu zależało. – Stanąłeś w obronie swojego przyjaciela – ostatnie słowo wymówił nieco ciszej. Najchętniej teraz wcale nie wspominałby o Aaronie, bo nie lubił poruszać jego tematu, ale musiał zrobić coś, żeby zetrzeć z ust Aleca ten nieprzyjemny grymas. – Jakoś nie zauważyłem, by ktoś inny zareagował na to, że demon niemal przypierał go do ściany. Następne zdarzenia były tylko niemiłą konsekwencją twoich czynów. Nie mogłeś przewidzieć tego, że na ciebie też się ktoś zaczai – wyjaśnił spokojnie.
Alec odetchnął głęboko i od razu zauważył różnicę między teraźniejszym a wcześniejszym oddychaniem. Teraz czuł większe rozciąganie, ale nie było to jakimś strasznym uczuciem. Bardziej niespotykanym i odrobinę specyficznym.
– To dlatego jestem tutaj sam? – zagadnął go jeszcze Nocny Łowca, kiedy czarownik już sięgał do jego bandaży. – Nikt inny nie musi wypoczywać? – dopytał, celowo używając określenia, którym wcześniej uraczył go jego chłopak.
Magnus uśmiechnął się kącikiem ust i przysunął się jeszcze bliżej, ale dosłownie na ułamek sekundy. Cmoknął go w policzek i powrócił do przerwanego zajęcia.
– Reszta jest w innej sali. Potrzebowałem miejsca – tłumaczył.
– Ty mnie łatałeś? – zapytał, mimo iż znał odpowiedź.
Mówił mu o tym Magnus, ale i sam co nieco pamiętał.
– Tak – odpowiedział prosto, odwijając bandaże.
Alec już się nie odezwał. Czekał cierpliwie, aż Magnus zakończy to, co zaczął. Nie wiedział jednak, co zrobić z rękoma. Trzymał je uniesione w górze, choć nie była to najwygodniejsza pozycja. Syknął cichutko, kiedy Bane przez przypadek dotknął jednej z jego odsłoniętych ran, za co ten automatycznie przeprosił. Nie widząc jednak urazy na twarzy Nocnego Łowcy pozwolił sobie kontynuować swoje działania.
– Przez następne kilkanaście dni ja bądź ktoś z twoich bliskim będzie smarował ci tors specjalną maścią – mówił Bane, sięgając po miseczkę zostawioną wcześniej na stoliku. – Dzięki temu unikniesz niepotrzebnych blizn. Tłumaczyłem ci to wczoraj – przypomniał mu – ale wątpię, byś był w stanie teraz to pamiętać. Powiedz mi, proszę, jeśli będzie piekło – dodał i wziął się za to, o czym do tej pory mówił.
Alec ani razu nie zabrał głosu, więc Magnus stwierdził, że nie mogło być tak źle. Martwiła go jedynie postawa i nagła zmiana zachowania chłopaka. Lightwood stał się bardziej cichy, a jego mina zdecydowanie nie była zadowolona tak jak wcześniej. Bane nie zamierzał jednak póki co o to pytać, bo był zdania, że jeżeli go coś dręczyło, to z pewnością sam zacznie ten temat.
– I po sprawie – oznajmił czarownik kilkanaście minut później, odkładając pojemnik tam, skąd go wziął. – Teraz możemy z powrotem cię obwiązać – zaśmiał się, biorąc do ręki opakowanie świeżych bandaży.
– Poczekaj z tym jeszcze chwilę – poprosił go Nocny Łowca, zerkając w dół na swoje ciało.
Magnus posłusznie kiwnął głową i zaprzestał swoich czynów. Usiadł wygodniej, pozwalając chłopakowi nareszcie opuścić ręce. Alec wykonał to z chęcią i z wielką ulgą. Już zaczynała go denerwować sytuacja, w jakiej się znalazł.
– Coś nie tak? – zapytał czarownik wbrew sobie. Miał o to nie pytać, ale nie miał już ochoty oglądać jego zbolałej miny. – Nie wydajesz się być szczęśliwy, a tak nie powinno być.
Lightwood spojrzał na niego, a w jego oczach można było zobaczyć nutkę zagubienia. Chłopak z pewnością nie czuł się teraz najlepiej, chociaż jak dotąd świetnie mu się udawało z tym kryć.
– To wszystko jest takie dziwne – przyznał szczerze, poprawiając kołdrę i nie patrząc przy tym na swojego mężczyznę. – Nie wiem, jak mam się teraz zachowywać.
– A jak masz się zachowywać? – zdziwił się Magnus, śmiejąc się cicho pod nosem. – Za jakieś dwa tygodnie na twoim ciele nie będzie już żadnego śladu – wyznał zgodnie z prawdą. – Rozumiem, że możesz czuć się teraz zagubiony, ale nie jesteś sam. Masz swoich rodziców, Jace’a, Izzy i mnie – dodał z uśmiechem.
– Nie wiem, czy powinieneś stawiać się na ostatnim miejscu – zażartował Nocny Łowca, również się uśmiechając. Milej mu się zrobiło, kiedy usłyszał to zapewnienie. – Ale to nie zmienia faktu, że nie pamiętam nawet ostatniej nocy, a wieczór tylko we fragmentach.
– To tylko tymczasowe. Przypomnisz sobie to, co powinieneś pamiętać – zapewnił go i czystą dłonią poprawił mu włosy. – A to, na którym miejscu się stawiam nie ma znaczenia. Przynajmniej dla mnie – dodał i pomasował jego szyję.
– Oby rzeczywiście tak było – stwierdził Alec, a Magnus nie miał pojęcia, czy tyczyło się to pierwszej części jego wypowiedzi, czy drugiej.
Teraz jednak nie miał czasu ani ochoty o tym myśleć, bo Alec przyciągnął go do siebie i pocałował mocno. Nie zwracał uwagi na lekko piekące rany, skupiając się tylko i wyłącznie na ustach czarownika, których tak bardzo chciał zasmakować. To było jak powrót do rzeczywistości. Coś, co bardzo mu pomagało.
– Alec – jęknął Magnus, jednocześnie śmiejąc się pod nosem. – Ja nie dam rady trzymać rąk przy sobie – pożalił się, zauważając, że obejmował go już za szyję obiema dłońmi, a przecież jedna nadal była umorusana maścią.
– To idź ją umyj i wróć – zaproponował, mając na myśli jego rękę.
Bane wykonał to, o co ten go prosił i już po chwili wrócił do swojego chłopaka z czyściutkimi dłońmi. Nie przysiadł jednak na łóżka, jak to zrobił wcześniej, a na krześle. Fotel już dawno usunął z pomieszczenia, by Alec nie pomyślał, że jest tak próżny, by nie móc spędzić nocy na czymś mniej wygodnym. Może i odrobinę taki był, ale Lightwood nie musiał o tym wiedzieć.
– Nie możesz się nadwyrężać, a ja jak już mówiłem nie potrafię trzymać rąk przy sobie, a przynajmniej nie wtedy, kiedy nie masz na sobie koszulki – wyjaśnił Magnus i zaśmiał się głośno.
Alec zupełnie inaczej zinterpretował jego zachowanie, ale póki co wolał o tym nie wspominać. Mina mu jednak nieco zrzedła.
– Dasz mi jakieś lustro? – zapytał Lightwood, ignorując jego wypowiedź.
Magnus zmarszczył brwi, początkowo nie bardzo rozumiejąc, do czego mu w tym momencie mogłoby być potrzebne lustro. Po chwili jednak zreflektował. No tak. Miał pocięty tors. Co innego mógł chcieć oglądać? Nie wiedział jednak, czy to był dobry pomysł, o czym też nie pozwolił sobie nie wspomnieć.
– Lepiej byłoby gdybyś na razie na to nie patrzył. Po co? – zapytał retorycznie. – Będziesz mógł się wgapiać, jak już się zagoi.
Alec posłał mu oburzone spojrzenie, odrobinę się denerwując. Co mu szkodziło podać mu jakieś lusterko?
– Chcę teraz zobaczyć – postanowił mocnym tonem.
Magnus przewrócił oczami. Gest ten wydał się Nocnemu Łowcy zbyt lekceważący i już myślał, że ten znowu mu odmówi, ale tak się nie stało. Czarownik pstryknął palcami i po chwili w jego rękach znalazło się średniej wielkości lustro, które było idealne do obejrzenia chorego torsu. Nie podał mu go jednak od razu, a po prostu stanął z nim przy łóżku, patrząc na Aleca z niegasnącym niepokojem. Działo się coś niedobrego.
– Jesteś pewien? – zapytał go Bane, zanim się zbliżył.
Alec w odpowiedzi prychnął cichutko i pokiwał głową, wyciągając dłoń po przedmiot. Magnus ostrożnie postawił go na łóżku, opierając o ramę, a samemu stając naprzeciwko tuż obok chłopaka. Zapatrzył się w jego odbicie i automatycznie pożałował tego, że spełnił jego prośbę. Mina Lightwooda nie wyrażała zadowolenia, a raczej obrzydzenie. Jego tors rzeczywiście nie prezentował się najlepiej, ale bez przesady! Przecież za jakiś czas nie będzie śladu. Magnus już miał zacząć go o tym zapewniać, kiedy ten pierwszy zabrał głos.
– Jak to wygląda? – zapytał cicho i syknął pod nosem.
– Widzisz – mruknął Bane, jakoś nie mając odwagi mówić głośniej.
Alec otworzył usta, ale zaraz je z powrotem zamknął. Chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie wiedział, jak to ubrać w słowa. Nie patrzył przy tym na mężczyznę a na swoje odbicie. Nie mógł więc wiedzieć, że Magnus również miał nietęgą minę.
– Jak to wygląda w twoich oczach? – sprecyzował Lightwood i zaraz zobaczył, że Magnus kładzie mu dłoń na ramieniu.
Spojrzał na niego w lustrze i skrzywił się, widząc jego pocieszający uśmiech.
– Przestań, Alec – poprosił szeptem.
– Nie podoba ci się – odpowiedział sam sobie Nocny Łowca i odwrócił wzrok. – Zabierz lustro.
Magnus usiadł na łóżku naprzeciwko chłopaka w taki sposób, by zasłonić mu widok na swoje odbicie.
– Mało komu by się ten widok podobał – przyznał szczerze, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy.
Alec jeszcze bardziej się speszył, nie wiedząc jak zareagować.
– Zabierz, Magnus – poprosił ponownie, tym razem spokojniejszym tonem. Magnus miał rację. Nikomu by się to nie spodobało. – I załóż mi już bandaże – dodał, automatycznie zasłaniając się ręką.
            Nie chciał, żeby Bane na to patrzył.
– Jak chcesz – westchnął czarownik i sprawił, że lustro rozpłynęło się w powietrzu. Od razu zaczął też obwiązywać jego ciało bandażem. – Ale wiedz, że bardziej nie podoba mi się to, że się zasłaniasz niż że tak teraz wyglądasz. Masz przecież świadomość tego, że to tylko tymczasowe. Za jakiś czas nie będziemy nawet o tym pamiętać – powiedział, całując go w odkryte ramię.
            Alec pokiwał głową, ale się nie odezwał. Kiedy Bane skończył go opatrywać, poprosił go o to, by zostawił go samego. Wykręcił się tym, że jest zmęczony i chciałby jeszcze trochę odpocząć, ale Magnus wiedział swoje. Zdawał sobie sprawę z tego, że Lightwood będzie teraz o tym wszystkim myślał, ale może i lepiej jakby doszedł do jakichkolwiek wniosków samodzielnie. Potrzebował ciszy, żeby poukładać sobie niektóre kwestie, więc po prostu go zostawił, całując jeszcze wcześniej w czoło.
– Przyjdź wieczorem, co? – usłyszał czarownik, zanim przekroczył próg.
            Obrócił się i kiwnął na znak, że się zgadza. Chociaż tyle. Na korytarzu wpadł na rodzeństwo Aleca, które siedziało tuż przed salą. Dokładnie w tym samym miejscu się wczoraj z nimi rozstał, więc był zdziwiony ich widokiem.
– Siedzieliście tutaj całą noc? – zapytał wprost, przystając na moment.
– Nie, przyszliśmy przed chwilą. Jest przytomny? – chciała wiedzieć Izzy.
            Magnus pokiwał głową, tłumacząc jednak, że wolałby, żeby zostawili go jeszcze na chwilę. Polecił im również, by przyszli za godzinę i wtedy z nim posiedzieli. Przyda mu się towarzystwo. Dowiedział się przy okazji, że Maryse mu co nieco wyjaśniła i to pewnie dlatego nie zalała go fala pytań.
– Dobra – przyznała dziewczyna i kiwnęła na brata. – To chodź do mamy. Nie możemy przecież w kółko odwlekać rozmowy z nią. Przyjmiesz na klatę wszystkie zarzuty – zaśmiała się i uderzyła go w bok. – Na razie, Magnus – rzuciła do czarownika i przytuliła go szybko.
            Była mu bardzo wdzięczna za to, że uratował jej brata, ale nie podobała mu się jego mina. Miała świadomość tego, że był wykończony zarówno przez ostatnią noc, jak i przez stres wywołany stanem Aleca. Widziała, jak się o niego martwił i naprawdę to doceniała.

***

            Aaron czuł się bardzo dziwnie. Nie próbował do tej pory kontaktować się z Jasonem, bo za bardzo był przejęty Aleciem Lightwoodem. Sam nie mógł w to uwierzyć, ale chyba rzeczywiście tak było. Wciąż nie mógł przyzwyczaić się do tego uczucia, ale wiedział, że chłopak nie był mu obojętny. Mimo wszystko lubił z nim gadać i był on jedyną osobą, jaka znała jego sekret. Może i daleko mu było do Jasona, ale z nim też się w jakiś sposób związał. Nie nazwałby go przyjacielem, bo on nie miał przyjaciół, chociaż chyba zaczynał go lubić. Z dużym naciskiem na chyba! Nie mógł jednak pójść do sali, w której ten był i po prostu zapytać o jego stan. Jeszcze mu brakowało, by ktokolwiek się dowiedział, że go to obchodziło. Chciał wyprzeć z pamięci to, że wczoraj się złamał i zaraz po powrocie do Instytutu ruszył w stronę skrzydła szpitalnego. Zauważył tam rodzeństwo chłopaka i sobie odpuścił. Nie mógłby przecież usiąść obok nich jak gdyby nigdy nic i czekać na jakieś wiadomości. Nie szalał co prawda jak Bane, którego aż nosiło. U niego wszystko przejawiało się zupełnie inaczej. Był jedynie bardziej rozdrażniony niż zwykle, ale nic poza tym. W zasadzie nie dziwił się temu, że między jego zachowaniem a zachowaniem czarownika czy siostry i brata Lightwooda była taka przepaść, bo on nie był z nim tak blisko. Chciał po prostu wiedzieć, czy wszystko już było w porządku. Dodatkowo nie pomagał mu fakt, że Nocny Łowca stanął w jego obronie i poniekąd to przez to został zaatakowany. Nie wiedział jednak, co wyprowadziło go na tyle z równowagi, że przestał walczyć. Przecież całkiem dobrze mu szło.
            Postanowił jednak nie zaprzątać sobie teraz tym głowy, bo zauważył czarownika idącego tym samym korytarzem co on sam. Przełamał się i postanowił, że po prostu zapyta, nie przejmując się tym, jak to może zostać odebrane. Nie był przecież jedyną osobą, która interesowała się stanem Aleca, prawda? Tak to przynajmniej sobie tłumaczył.
– Magnus – zatrzymał go, od razu tego żałując.
Dlaczego użył jego imienia, skoro nigdy wcześniej tego nie robił? Mógł być jednak zadowolony, bo podziałało na tyle, że skupił uwagę Bane’a na sobie. Magnus przyjrzał mu się uważniej, ale się zatrzymał. Nie wiedział jednak, czego chłopak od niego chciał. Dotąd nie zdarzało im się gawędzić.
– Aaron – przywitał się skinieniem głowy. Kierował się właśnie do pokoju Aleca, by tam się położyć, bo mimo wszystko spanie w fotelu nie było tym, o czym marzył całe życie. – Mogę ci w czymś pomóc? – dopytał, kiedy blondyn się nie odzywał.
            Nocny Łowca miał już rzucić jakimś nieprzyjemnym komentarzem, ale się powstrzymał. Nic nie mógł poradzić na to, że miał wrażenie, iż czarownik uważa się za niebo lepszego od niego samego i od całego jego gatunku. Zawsze go to w nim irytowało. Ugryzł się w język, modląc się w myślach do Razjela o cierpliwość i zadał pytanie, na które chciał znać odpowiedź.
– Co z Aleciem?
            Magnus uniósł jedną brew do góry i odpowiedział automatycznie.
– Dobrze.
– Dobrze? – zdziwił się Aaron. Serio tylko tyle? – Jakie miał obrażenia? – rzucił, chcąc wyciągnąć z niego coś więcej.
– Tak, dobrze. Już dobrze – odparł Magnus, nie mając ochoty z nim rozmawiać. Cały czas miał w głowie słowa Aleca i jego zbolałą minę i naprawdę nie marzyło mu się marnowanie czasu na tego blondyna. Ponadto wiedział, że Aaron też nie pałał do niego sympatią, więc przynajmniej nie musiał udawać, że zależało mu na rozmowie. – Pozbyliśmy się jadu i go połataliśmy, ale wątpię w to, czy będzie mógł kontynuować szkolenie, w którym uczestniczycie – dodał, nie chcąc mimo wszystko wyjść na gbura.
Nie był niemiły nawet względem niego. Był po prostu wyczerpany i dopiero teraz to do niego docierało. Przydałoby mu się jeszcze kilka godzin porządnego snu, ale wiedział, że odbije to sobie dopiero wtedy, gdy Alec wróci do swojego pokoju i kiedy będzie mógł się w niego wtulić.
– Aż tak z nim źle? – spytał zaskoczony Nocny Łowca.
– Bywał w lepszej formie, ale nie umiera – rzucił Bane. – Wyjdzie z tego – niemal warknął, nie chcąc już słyszeć o tym, że stan Aleca nie jest najlepszy, ale wszystko przecież zmierzało ku dobremu.
            Aaron uniósł obie brwi, słysząc jego ton. Nie prosił się o to, by się kłócili. Zdawał sobie sprawę z tego, że Magnus mógł być rozdrażniony, bo widział jego minę i nie było to związane tylko z tym, że go zatrzymał. Już wcześniej szedł, nie zwracając na nic uwagi. Jakby był myślami gdzieś zupełnie indziej. Najwyraźniej dopiero teraz wszystkie wydarzenia z przeciągu ostatnich kilku godzin w niego uderzyły, a on miał to szczęście być tego świadkiem.
– Wiem, że wyjdzie. Wyluzuj – dodał mimo, że starał się być grzeczny. I bez tego atmosfera była tak gęsta, że można było ciąć ją nożem. – Nie musisz się od razu rzucać. Zachowujesz się jak debil. Sam mówiłeś, że wszystko z nim w porządku.
– Wiem, co mówiłem – przyznał Magnus, podnosząc wyżej głowę. Miał gdzieś, jak to mogło być przez blondyna odebrane. – I byłbym wdzięczny, gdybyś przestał mnie obrażać.
– Nie obrażałbym cię, gdybyś się nie wywyższał – warknął odważnie. – Obudził się?
– Tak, ale musi wypoczywać. Chciał zostać sam. Nawet jego rodzeństwo jeszcze u niego nie było – odpowiedział, siląc się na spokój. Jak ten blondyn mógł mówić mu takie rzeczy, podczas gdy sam zachowywał się jak książę tego świata? – I niby kiedy się wywyższam? Gdybym to robił, to nawet bym się nie zatrzymywał, a ty nie wiedziałbyś, jak się czuje Alec.
– Nie bądź śmieszny. Nie jestem ślepy – zaśmiał się pod nosem, wkładając ręce do kieszeni. – Możesz sobie mówić, co chcesz, ale ja wiem swoje. Wiem, że mnie nie lubisz i że już nie raz pokłóciłeś się o to z Aleciem.
            Magnus odetchnął głęboko. Musiał odreagować cały stres, jaki był związany z jego chłopakiem i wcześniejszymi wydarzeniami, ale nie uważał, by to był dobry sposób.
– Nie będę marnował na to czasu – powiedział w miarę spokojnym tonem. – Chcesz coś jeszcze wiedzieć? – zapytał.
– Nie będziesz marnował czasu? – zaśmiał się nieco szyderczo, na co czarownik przewrócił oczami, po czym odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić. – Idziesz sobie? Mało kulturalnie, wiesz? Alec chyba nie byłby zadowolony z tego, że tak mnie traktujesz, co? – mówił do jego oddalających się pleców.
– Chyba by to po nim spłynęło – mruknął Bane, nie do końca w to wierząc. Miał świadomość tego, że Alec by się na niego za to gniewał, ale jednocześnie wiedział, że byłby bardziej zły, gdyby coś zrobił temu blondynowi, a jeśliby został, to z pewnością by się to gorzej skończyło. – Nie mam pojęcia, dlaczego miałby się tym przejąć – stwierdził lekceważąco.
– Ja mam – zachichotał. – Może dlatego, że mnie lubi?
– I na jakiej podstawie tak sądzisz? – zaśmiał się pod nosem Bane, idąc przed siebie.
– Na takiej, że się ze mną całował? – niby od niechcenia burknął Aaron.
       W środku aż się gotował. Naprawdę nie chciał go prowokować, ale nie wytrzymał. Skoro Bane mógł sobie pozwolić na takie zachowanie, to dlaczego on miał sobie odmówić?
       Magnus przystanął automatycznie, początkowo myśląc, że się przesłyszał. Nie mogło jednak do tego dojść, bo kiedy spojrzał na Aarona, ten głupio zasłonił sobie usta dłonią, udając, że mu się wymsknęło. Czarownik nagle odczuł przemożoną ochotę uderzenia go czymś ciężkim, ale mimo tego rzucił swobodnym tonem:
– Co z tobą robił?

wtorek, 19 lipca 2016

ROZDZIAŁ LXXII

Magnus był przerażony, ale póki co jakoś się trzymał. Najgorsze było to, że wszystko działo się tak szybko. Zdecydowanie za szybko. Alec właśnie został przeniesiony na specjalną salę, która znajdowała się bardzo blisko tej, na której sam obudził się jakiś czas temu. Drzwi zostały oczywiście zatrzaśnięte zarówno przed nim jak i przed rodzeństwem chłopaka. Jedynie Maryse była w środku wraz z kilkoma trenerami i tylko Razjel wiedział z kim jeszcze. Robert nie przejął się na tyle, by przerwać walkę i wrócić z synem. Magnus wolał w to nie wnikać, bo przecież jako tako znał Nocnych i miał świadomość tego, że nie byli zbyt wylewni. I tak wielkim zaskoczeniem było dla niego to, że matka Aleca doskoczyła do chłopaka zaraz po nim. Podejrzewał, że przejmie się tym dopiero, gdy skończą walczyć, ale było inaczej. Najwyraźniej źle ją ocenił i bardziej jej zależało na synu niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
– Usiądź – mruknęła Izzy, kierując swoje słowa najpewniej do czarownika, bo sama ze swoim bratem już siedziała.
Magnus jednak nie miał ochoty spełniać jej prośby. Wiedział, że nie był teraz w stanie usiedzieć spokojnie i cierpliwie poczekać, aż ktoś łaskawie raczy ich o czymś poinformować. Posłał jej słaby uśmiech i pokręcił przecząco głową. Zdecydowanie bardziej wolał krążyć wzdłuż ściany i zastanawiać się, co by się stało, gdyby nagle wtargnął do środka, co też teraz robił. Nie miał pewności, jak osoby się tam znajdujące by zareagowały, dlatego na razie nie ryzykował, ale obiecał sobie w duchu, że jeżeli ta sytuacja nie zmieni się w ciągu półgodziny, zrobi to, co ma ochotę zrobić.
– To, że będziesz tak łaził, niczego nie zmieni – wtrącił Jace, który zaraz został zmrożony spojrzeniem starszego.
– To, że usiądę też raczej w niczym nie pomoże – warknął Bane i przystanął na moment. Nie był pewien, ile czasu już to wszystko trwało, ale miał wrażenie, że przynajmniej wieczność. – Co oni tam robią? – zapytał, kierując te słowa bardziej do siebie niż do towarzyszących mu osób.
Mimo to Izzy postanowiła mu odpowiedzieć. Podeszła nawet do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. Widziała reakcję Magnusa i w pełni to rozumiała. Bardzo wyraźnie można teraz było zobaczyć, jak bardzo mu zależy na jej bracie.
– Na pewno nie grają w rzutki – rzuciła sarkastycznie, ale zaraz spoważniała. – Wszystkim zależy na tym, by Alec nie ucierpiał jeszcze bardziej. Jestem pewna, że każdy, kto się tam znajduje – wskazała na drzwi, za którymi działy się rzeczy, o których nie mieli pojęcia – w tym momencie dokłada wszelkich starań, żeby tak właśnie było. Poza tym Alec jest silny i da sobie radę. Jego organizm przetrwa wszystko, a w razie co z pewnością będzie walczył – zapewniła go.
Ostatnie zdanie nie zabrzmiało w uszach czarownika zbyt pozytywnie, dlatego lekko się skrzywił, ale też skinął głową na znak, że ta ma rację. Dziewczyna posłała mu ciepły uśmiech i z powrotem usiadła na swoim miejscu.
Sytuacja nie powtarzała się przez przynajmniej dwadzieścia minut i Magnus już zaczynał mieć ataki paniki, nie wiedząc, ile jeszcze będzie w stanie wytrzymać w tej niewiedzy. Powoli zaczynał wychodzić z siebie, robiąc kolejne kilometry przed drzwiami sali, które nagle się otworzyły. Cała trójka automatycznie spojrzała w tamtym kierunku, a Bane nareszcie przystanął, czekając na jakiś ruch ze strony osoby, która najwyraźniej postanowiła ich o czymś poinformować.
– Izzy, przyprowadź mi tutaj proszę... – zaczęła Maryse, zwracając się do swojej córki, która siedziała dokładnie naprzeciwko niej. To do niej się zwróciła, bo to ją pierwszą zauważyła. Zaraz jednak rozejrzała się po korytarzu, a jej wzrok padł na czarownika, którego jeszcze chwilę temu chciała wzywać. Uniosła do góry brwi, wyrażając w ten sposób swoje zdziwienie. Nie miała jednak czasu, by się teraz zastanawiać ani wypytywać Magnusa o powody jego zachowania i po prostu zrobiła to, po co tutaj wyszła. – Magnusie – odwróciła się do niego całkowicie, nie przejmując się już obecnością swoich dzieci. – Obawiam się, że twoja pomoc będzie niezbędna – wyznała, jakoś teraz nawet nie myśląc o tym, że może być też kosztowna.
Magnus pokiwał głową i poszedł, by stanąć bliżej niej. Na jego twarz powróciła wcześniejsza maska opanowania, a sam czarownik starał się bardziej kontrolować. Nie lubił się odsłaniać przed innymi, a już szczególnie przed tą kobietą.
– Oczywiście – odpowiedział i sam się zdziwił, że jego głos zabrzmiał tak spokojnie.
Kobieta powtórzyła jego poprzedni gest i wskazała ręką na drzwi, mając pewnie na myśli, by ruszył za nią. Mężczyzna nie musiał się dwa razy zastanawiać. Teraz zrobiłby dla Aleca wszystko. Ignorował tępy ból głowy, jaki dopadł go jakiś czas temu, obiecując sobie, że po tym wszystkim będzie musiał nieźle odpocząć. Kroczył za matką Aleca, ale myślami był już za drzwiami, za jakimi miał się znaleźć za kilka sekund. Nic nie mógł poradzić na to, że widok Nocnego Łowcy zwijającego się z bólu na tyle wyrył mu się w pamięci, że teraz nie mógł o tym zapomnieć. Ściągnął po drodze płaszcz, który przed samym progiem wcisnął w ręce Izzy, będąc pewien tego, że w środku mu się na nic nie przyda. Rękawy koszuli podwinął za to do łokci, mając nadzieję, że w ten sposób nie będą mu zanadto przeszkadzać. Przejechał jeszcze dłonią po włosach, próbując coś z nimi zrobić, ale chyba się nie dało. Już i tak były za bardzo zmierzwione od ciągłego poprawiania. To był naprawdę nerwowy wieczór, a wiedział, że to jeszcze nie koniec.
– Co z nim, mamo? – zabrała głos Isabelle, stając im na drodze i uniemożliwiając zniknięcie w środku.
Bane doskonale ją rozumiał. Może i nie powinna zagradzać im wejścia, ale sam by pewnie postąpił podobnie. Nie miało już dla niego znaczenia to, czy Maryse o nich wiedziała, czy nie. Wiedział, że nie dałby rady wytrzymać kolejnego okresu czasu bez jakichkolwiek informacji i Izzy miała prawdopodobnie tak samo. W końcu była siostrą Aleca.
– Nie teraz, Izzy – zbyła ją, machając dodatkowo dłonią. – Jeszcze nic nie wiemy – przyznała szczerze i odczekała chwilę, by dziewczyna odeszła na bok.
Izzy niechętnie bo niechętnie, ale w końcu skapitulowała i spełniła jej prośbę. Spojrzała jednak na stojącego za nią Magnusa ze smutną miną. Zdawała sobie sprawę z tego, że pewnie jeszcze tu sobie z Jacem posiedzą.
– Będzie dobrze – pocieszył ją, pochylając się i cmokając w czubek głowy. Wolał teraz nie patrzeć na Maryse, ale wiedział, że była zdziwiona relacjami, jakie miał z jej dziećmi. – Alec jest silny – dodał, po czym oboje się cicho zaśmiali, kiedy zdali sobie sprawę z tego, że jeszcze nie tak dawno temu to Izzy pocieszała go tymi właśnie słowami.
Isabelle czuła się teraz spokojniej. Wiedziała, że na niewiele zdałaby się jej obecność w pomieszczeniu, ale Magnus mógł coś zdziałać. Jemu tak samo zależało na szczęściu i zdrowiu Aleca jak jej samej, a może nawet i bardziej. To właśnie dlatego postanowiła już nie przedłużać i po prostu pogodzić się z tym, że nie we wszystkim może uczestniczyć.
– Dobrze, Izzy – zaczęła Maryse, chcąc przerwać im te czułości. Czuła się odrobinę zagubiona, ale nie zadawała pytań. Teraz nie było na to czasu. – Zapraszam, Magnusie – wskazała ręką na drzwi, po czym zwróciła się do swoich dzieci – a z wami porozmawiam sobie później – dodała już bardziej surowym tonem. – Jak mogliście zrobić coś tak niepoważnego? I to bez mojej wiedzy?! – zagrzmiała.
Ani Isabelle ani Jace nie mieli pojęcia, co powiedzieć. Czuli się źle z tym, że jej się sprzeciwili, a tym bardziej kiedy mieli przed oczami swojego brata. Teraz wiedzieli, że źle zrobili, a ich matka miała stuprocentową rację, kiedy zakazywała im pojawienie się na polanie.
– To nie tak – pierwszy zabrał głos Jace, ale Maryse szybko weszła mu w słowo.
– Powiedziałam "później", Jace – przypomniała mu i weszła do środka, nie zaszczycając ich nawet ostatnim spojrzeniem.
Magnus automatycznie ruszył za nią, nie chcąc już ani sekundy zwlekać. Zamknął za sobą drzwi, odgradzając tym samym siebie i rodzeństwo swojego chłopaka.
Izzy i Jace spojrzeli po sobie, nie wiedząc jak się zachować. Znali swoją matkę i wiedzieli, kiedy była wściekła, a teraz z pewnością taka była. Mieli świadomość tego, że jej zły humor wiązał się też w jakiejś mierze z nimi. Nie dość, że jej syn został ranny, to jeszcze oni nie zastosowali się do jej poleceń i zrobili to, co chcieli, a nie to co powinni zrobić. Teraz niestety nie mogli już nic zdziałać. Musieli poczekać aż to całe piekło zniknie i będą mogli w spokoju przyjąć swoje kary. W tym momencie wydawało im się to niczym, bo cały czas w głowach mieli swojego brata, który został zraniony przez jednego z najpotężniejszych demonów.
– Trzeba czekać – stwierdziła prosto Izzy, siadając z powrotem na swoim miejscu.
Kątem oka zauważyła, że blondyn zrobił to samo, ale żadne z nich się już nie odzywało. Nie widzieli w tym jakiegokolwiek sensu.
Magnus wszedł w głąb sali i przeraził się tym, co zobaczył. Jego chłopak leżał na jednym z idealnie wyścielonych łóżek i wił się, przypięty do niego pasami. Bane nie wiedział, jak zareagować na ten widok. W pierwszym odruchu chciał wyprzedzić Maryse i po prostu do niego podbiec, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że nie zostałoby to dobrze przyjęte przez inne osoby tam się znajdujące. W końcu był profesjonalistą i nigdy nie powinien tracić animuszu. Dlatego więc powstrzymał swoje żądze i w miarę spokojnie doszedł do łóżka, przyglądając się wykrzywionej twarzy Nocnego Łowcy. Dopiero po tym odwrócił od niego wzrok, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Wyglądało zupełnie inaczej niż to, w którym się wcześniej obudził. Tutaj znajdowało się dużo więcej sprzętów i lamp, a cała sala była bardzo dobrze wyposażona zapewne w razie, gdyby runy nie działały i trzeba by podjąć inne środki, by uratować jakieś zagrożone życie. Magnus cały czas miał nadzieję, że dzisiaj nie będzie potrzebny żaden sprzęt, ale kiedy zerknął na Aleca, źle to widział. Chłopak był rozpalony, a czarownik wiedział to nawet bez sprawdzania temperatury jego ciała. Cały był pokryty kropelkami potu i przeraźliwie się krzywił. Niewątpliwie  cierpiał, na co Bane nie mógł patrzeć.
– Podaliśmy już podstawowe substancje i użyliśmy właściwych run, ale jego stan nie ulega zmianie – wyjaśniła Maryse, a jej głos brzmiał zupełnie inaczej niż dotychczas.
Bane rzucił na nią okiem i zauważył, że zdążyła porzucić już swoją maskę oschłej Nocnej Łowczyni. Pochylała się nad synem i szeptała coś pod nosem. Magnus wiedział, że chciałaby być najpewniej teraz sama i zadbać o to, by nikt nie widział tego  jak martwi się o kogoś innego, ale nie mógł na to pozwolić. Nie teraz.
– Tu są wszystkie wyniki i parametry, jakie udało nam się zmierzyć – odezwał się jakiś mężczyzna i ruchem ręki wskazał mu, by ten do niego podszedł.
Magnusowi to było trochę nie w smak, bo nie chciał w tym momencie oddalać się od łóżka, ale miał świadomość tego, że bez tego nie dowie się niczego konkretnego. Z bólem serca po raz ostatni spojrzał na Aleca, po czym zbliżył się do jednego z trenerów, biorąc od niego automatycznie kartę, która trzymał.
– Nie wygląda za dobrze – stwierdził po szybkim przejrzeniu wszystkich rubryczek.
– Alec też nie – burknął pod nosem mężczyzna, po czym od razu został zmrożony wzrokiem przez czarownika i Maryse, która wszystkiemu się przysłuchiwała, wycierając jednocześnie czoło syna mokrą ściereczką.
– A co mu podawaliście? – zapytał Bane rzeczowo pozbawionym emocji głosem, postanawiając nawet nie komentować jego wcześniejszego wtrącenia, bo nie było ani śmieszne, ani na miejscu.
Mężczyzna trochę się speszył wzrokiem i wyrachowaniem czarownika, bo odpowiedział szybko i precyzyjnie, podając dokładne dane i nie myśląc już nawet o tym, by dodawać coś od siebie.
– Dobra – kiwnął głową Magnus, oddając mu teczuszkę i ponownie podchodząc do łóżka. – Zobaczymy, co tu mamy – stwierdził, sięgając kurtki swojego chłopaka.
Nie zważając na spojrzenia innych i czując na sobie wzrok każdego człowieka znajdującego się w tym pomieszczeniu, zaczął powoli i ostrożnie zdejmować mu górne odzienie. Z kurtką nie było większych problemów, bo ta była zapinana na zamek błyskawiczny, a poza tym i tak była prawie cała zniszczona i w strzępach. Jedyną przeszkodą było to, że chłopak cały czas się wiercił, ale Bane nie miał mu tego za złe. Podejrzewał, jak ten musiał cierpieć i w pełni go rozumiał. Czarownik więc poczekał cierpliwie i dopiero po chwili ponownie podjął próbę ściągnięcia z niego czegokolwiek. Z koszulką było trochę gorzej, bowiem była ona w większości przemoczona przez krew Aleca i jakąś śliską substancję, należącą najpewniej do demona, który postanowił umilić chłopakowi dzisiejszy wieczór.
– Potrzebujesz czegoś? – zapytała cicho Maryse, kiedy zauważyła, że Magnus zaprzestał swoich czynów i po prostu wpatrywał się w mocno poharataną klatkę piersiową jej syna, która była w naprawdę opłakanym stanie.
– Ciepłej wody – odpowiedział po namyśle, ale nie zaszczycił jej swoim spojrzeniem.
Dalej wbijał wzrok w tors Nocnego Łowcy zastanawiając się, jak to możliwe, że w ułamek sekundy mogło dojść do czegoś takiego. Demon go zaledwie drasnął i naprawdę nie trwało to dłużej niż jakby ktoś miał powiedzieć "Lightwood", a tak bardzo zmieniło tego chłopaka.
Maryse podała czarownikowi to, o co prosił i stanęła z boku. Wolała być w pogotowiu, jakby miała się jeszcze na coś przydać. Nie była świadoma myśli, jakie dręczyły Bane'a, ale wiedziała, że ten nie zrobi krzywdy jej synowi. Nie miała pojęcia dlaczego, ale była pewna, że tak właśnie było. Magnusowi w jakiś sposób zależało na Alecu, co można było zauważyć obserwując jego poczynania. Traktował jej syna z wielką delikatnością.
Cała koszulka dosyć mocno kleiła się do ciała chłopaka. Bane najpierw powoli i ostrożnie zmoczył wszystkie jego rany, po czym złapał za nożyk, który leżał z boku na stoliku i równie ostrożnie naciął fragment zakrwawionego materiału. Zdjęcie całości zajęło mu bardzo dużo czasu oraz wymagało dużej precyzyjności, ale w końcu mu się to udało. Aż syknął, kiedy zobaczył to, co się do tej pory przed nim kryło. Tors młodego Nocnego Łowcy dzieliły trzy ogromne szramy. Jedna przecinała jego brzuch, a dwie pozostałe klatkę piersiową, która unosiła się i opadała w bardzo szybkim tempie. Magnus nie wiedział, czy było to spowodowane tym, że Alec może nie mógł oddychać, czy bólem, jaki temu wszystkiemu towarzyszył.
– Są dosyć mocno zaczerwienione i robią się dookoła sine – przyznał szczerze, kierując swoje słowa do matki chłopaka.
Wiedział, że zaczerwienienia, o których mówił, nie były krwią, bo zanim się odezwał dokładnie go obmył.
– Co to może oznaczać? – zapytała Maryse, która nie była już niczego pewna.
Wolała się skonsultować z kimś, kto miał większą wiedzę od niej niż działać na własną rękę. W jakiś sposób ufała Magnusowi i wiedziała, że może mu powierzyć tak ważne zadanie. Z drugiej strony nie była pewna, czy w pobliżu kilku kilometrów znajdowała się osoba, która zajęłaby się lepiej jej synem, a nie mieli czasu, by wzywać kogoś z daleka.
– Obawiam się, że to jad demona – wyznał szczerze Bane, unosząc dłoń nad klatką piersiową Aleca i wymawiając pod nosem jakieś słowa. Zaraz po tym z jego palców wystrzeliły strużki niebieskiego pyłku, który zniknął w połączeniu z rozpaloną skórą. – Ale pewien będę dopiero za kilka chwil. Teraz jednak idź do Izzy i poproś ją o to, by przyniosła moją torbę i telefon. Zostawiłem te rzeczy w gabinecie – dodał i obrócił się do niej na chwilę.
Kobieta skinęła głową i wyszła z sali. Przekazała dziewczynie polecenie, ale nie wróciła do środka, postanawiając, że to właśnie na korytarzu poczeka na powrót swojej córki. W tym samym czasie Magnus dalej rzucał różne czary. Niektóre miały pomóc Alecowi przetrwać ból, inne stwierdzić jego stan, a jeszcze inne były bardziej kontrolne. Nie mógł jednak z nich zrezygnować, bo nie chciał przeoczyć niczego ważnego i istotnego. Położył też dłoń na czole swojego młodego mężczyzny, poprawiając mu włosy, które zaczęły przyklejać mu się do skóry. Był bardzo zmartwiony jego stanem, ale był też pewien, że rano chłopak będzie jak nowy. Uda mu się przejść przez to piekło.
– Mam tu wszystko, czego potrzebowałeś – wyznała kobieta, wchodząc do środka. Automatycznie rozejrzała się dookoła, stwierdzając, że podczas jej nieobecności sala opustoszała. – Gdzie są wszyscy? – zapytała, podając czarownikowi jego torbę.
Magnus już zdążył zabrać rękę z czoła swojego chłopaka i od razu zaczął grzebać w swoich rzeczach. Szukał jakiś ziół, które mogłyby mu się teraz przydać. Wiedział, że jakieś musiał mieć.
– Wyprosiłem ich – odpowiedział, nie bardzo przejmując się swoim zachowaniem i dalej szperając. – Nie byli użyteczni, a ja nie potrzebuję widowni – wyjaśnił prosto i wyciągnął fiolkę ze zmielonym proszkiem.
Maryse skinęła głową, chociaż po raz kolejny nie bardzo rozumiała, co miał na celu w swoich działaniach, ale wolała się nie sprzeczać. To on miał tu teraz władzę i skoro tak chciał, to niech tak będzie. Przyjrzała się jego poczynaniom, sprawdzając przy okazji stan Aleca. Chłopak nadal wił się na łóżku, ale teraz przynajmniej już nie mamrotał pod nosem i nie majaczył. Za to jego tors wyglądał okropnie. Do posiniaczonych obwódek doszła teraz delikatna opuchlizna, co tylko dodawało koszmarnego widoku. Cała jego skóra była pewnie cała klejąca, mimo iż Magnus nie tak dawno temu ją przemywał. Było to bowiem skutkiem tego, że chłopak wciąż niemiłosiernie się pocił i tylko Razjel wiedział, ile to jeszcze potrwa.
Magnus wysypał na dłoń odrobinę proszku i potarł go palcem wskazującym i kciukiem drugiej ręki, po czym podsunął to sobie pod nos. Zapewne coś sprawdzał, ale kobieta nie miała pojęcia co takiego. Wystarczyło jej tylko czekać na rezultaty, bo pytać o nic nie miała zamiaru. Nie chciała mu przeszkadzać i w miarę możliwości dać swobodę w działaniu. Bane starał się nie zwracać na niej uwagi, chociaż czuł jej wzrok na swoich dłoniach i miał świadomość tego, że każdy jego ruch jest śledzony. Na szczęście podczas swojego długiego życia zdążył się już do tego przyzwyczaić i nie wprawiało go to w stan jakiegokolwiek skrępowania. Bez przeszkód mógł więc krzątać się po sali i przygotowywać wywar, którym miał zamiar posmarować rany Aleca. Miał nadzieję, że to chociaż na jakiś czas pomoże. Nie miał przy sobie wszystkich potrzebnych składników, które umożliwiłyby przygotować mu coś mocniejszego i bardziej długotrwałego, ale liczył w tym aspekcie na pomoc swojej przyjaciółki.
– Posmaruj tym, proszę, jego szramy – zwrócił się do matki Aleca, podając jej glinianą miseczkę, którą do tej pory trzymał. – Pamiętaj jednak, żeby nie dotykać za bardzo otwartych ran – dodał i zamyślił się na chwilę. – W zasadzie lepiej by było, gdybyś smarowała jedynie dookoła – wyznał i sięgnął po telefon i książkę, którą miał w torbie.
– Myślałam, że ty to zrobisz – przyznała cicho Maryse, która nagle się dziwnie poczuła.
Obawiała się tego, że mogłaby coś źle zrobić i jej syn mógłby poczuć się jeszcze gorzej. Spojrzała na Magnusa, ale zobaczyła na jego twarzy, że jest pewien zadania, jakie jej przydzielił.
– Równie dobrze możesz zrobić to ty – oznajmił i pochylił się nad chłopakiem, sięgając po pędzelek, który znajdował się w naczynku. Posmarował fragment jednej rany, przytrzymując przy tym ramię Aleca, by za bardzo nie wierzgał. I tak był zadowolony z tego, że czynili postępy, bo kiedy się tu pojawił, chłopak wyglądał, jakby zaraz miał uciec stąd razem z łóżkiem, a teraz tylko od czasu do czasu mocniej się szarpał. – O tak – wyjaśnił, pokazując kobiecie, co ma robić. – Ja w tym czasie przygotuję coś jeszcze i zadzwonię do znajomej, żeby przywiozła mi potrzebne rzeczy. Nie masz nic przeciwko? – zapytał jeszcze, chociaż był pewien, że Maryse nie będzie mu robiła teraz żadnych wyrzutów.
Nie, kiedy jej syn leżał na łóżku i zwijał się z bólu. Jego podejrzenia okazały się słuszne, bo Nocna Łowczyni pokręciła głową, zgadzając się na propozycję czarownika.
Już po niecałej półgodzinie Magnus miał wszystko, co w tym momencie było mu niezbędne. Cate niestety nie mogła zostać i mu pomóc, bo sama była bardzo zajęta. Bane nie wątpił w jej wymówki, bo był pewien, że z chęcią by uczestniczyła w łataniu jego chłopaka. Musiała mieć naprawdę poważny powód, żeby mu odmówić.
– Magnusie – zaczęła Maryse, przerywając potok jego myśli.
Mikstura, która wcześniej uraczyli Aleca niemal od razu zaczęła działać, bo chłopak już od dłuższego czasu leżał grzecznie na łóżku, chociaż wciąż miał rozgrzaną skórę. Najgorsze nie minęło, a dopiero było przed nimi, ale czynili chociaż jakieś postępy.
Bane zerknął na kobietę, chcąc się dowiedzieć, dlaczego wymówiła jego imię, skoro był teraz odrobinę zajęty. Pracował nad wywarem, który będzie im potrzebny w odkażaniu ran, a ten wymagał niemałej precyzji i pełnego skupienia. Przerwał to jednak od razu, kiedy zauważył powód, dla którego matka Aleca oderwała go od pracy.
– Budzi się? – zapytał, podchodząc do łóżka i stając nad chłopakiem, który poruszał właśnie palcami prawej dłoni.
– To źle? – dopytała kobieta, popatrując raz na syna, raz na czarownika.
Nie wiedziała, jak interpretować zachowanie Magnusa i czy to, że Alec odzyskiwał przytomność było dobrą informacją, czy złą. Czekało go bowiem jeszcze dużo, zanim będzie mógł normalnie funkcjonować. Nie zostawią go teraz przecież z niemal otwartą klatką piersiową. Jego skóra nie może pozostać w takim stanie. Cieszyła się jednak w duchu z tego, że opuchlizna odpuszczała. Chociaż tyle.
– Oczywiście, że dobrze – rzekł Bane i skarcił ją delikatnie wzrokiem. – Będzie lepiej, jak chwilę pobędzie w pełni świadomy. Będzie też mógł odpowiedzieć na kilka pytań – wyjaśnił łagodnie, patrząc na twarz chłopaka.
– Chcesz go teraz o coś wypytywać? – zdziwiła się Maryse, której ten pomysł nie bardzo się podobał.
Nie była pewna, czy Alec będzie w stanie teraz odpowiedzieć na cokolwiek. Czarownik jednak rzucił jej spojrzenie pozbawione jakichkolwiek obaw, uspokajając ją w ten sposób.
– Nic konkretnego – mówił. – Zapytam tylko, jak się czuję i czego jest świadomy. To wszystko – dodał, a kobieta miała wrażenie, że Bane robi to po to, by ją wesprzeć i pocieszyć.
Zmarszczyła brwi, ale nie zdążyła już o nic zapytać, bo usłyszeli cichy i strasznie charczący głos Nocnego Łowcy.
– Co...? – zaczął, ale zaraz zaczął kaszleć.
Mrużył też oczy, bo zapewne przeszkadzały mu lampy, które znajdowały się tuż nad nim. Magnus jednym pstryknięciem palców sprawił, że lampy pogasły, a włączone zostały tylko te, które znajdowały się dalej niż w zasięgu wzroku chłopaka. Nie zmieniło to drastycznie poziomu oświetlenia, a przynajmniej było dużo lepsze dla Aleca. Nie paliło jego spojówek.
– Jesteś w Instytucie – zaczął Magnus spokojnym i kojącym zmysły głosem, kładąc od razu dłoń na jego ramieniu, by przytrzymać go na łóżku w pozycji leżącej. Lightwood kaszląc, chciał pewnie usiąść, ale póki co lepiej, żeby tego nie robił. – Nie wstawaj – poprosił go, patrząc mu w oczy. – Podczas walki trochę ucierpiałeś – wyjaśnił, dalej zachowując spokojny i opanowany ton, co bardzo pomagało całej trójce znajdującej się w sali. – Pamiętasz coś? – zapytał, chcąc mieć pewność, czy wszystko może mówić.
– Większość tak – przyznał Alec z wyraźnie słyszalną chrypką.
Odkaszlnął ponownie, masując się przy okazji po szyi.
– Boli cię gardło? – zadał kolejne pytanie Bane, posyłając mu przy tym ciepły uśmiech.
Maryse nie wiedziała, skąd w nim teraz tyle opanowania, skoro jeszcze jakiś czas temu sam niemal szalał.
– Trochę – przyznał szczerze, krzywiąc się nieznacznie.
Magnus niemal automatycznie spojrzał na jego klatkę piersiową i brzuch, by zobaczyć, czy nic złego się tam nie dzieje, ale stwierdzając, że wszystko jest w porządku, powrócił spojrzeniem do twarzy Lightwooda. Jego matka również mu się cały czas przypatrywała, nie chcąc się póki co wtrącać. Magnusowi szło bardzo dobrze, więc nie widziała powodów, dla którym miałaby coś mówić.
– Masz trzy szarpane rany na torsie, ale uda nam się je wyleczyć – kontynuował spokojnie, postanawiając go uświadomić we wszystkim, co robił. – Niestety są połączone z jadem, jaki demon w sobie zostawił.
– Co to oznacza? – zapytał Alec rzeczowo, marszcząc brwi.
Magnus ponownie się do niego uśmiechnął, chcąc go uspokoić. Pomasował też jego czoło w celu pozbycia się zmarszczki, jaką tam powstała. Alec wyglądał dużo ładniej bez niej.
– Nic takiego. Już pozbyliśmy się zakażenia, ale sam jad jeszcze w tobie jest – tłumaczył. – Wyczyścimy cię z niego, posmaruję rany, a potem jeszcze zostaniesz obłożony dodatkowymi runami. Może to być jednak bolesne, bo rany są dosyć mocno otwarte i trzeba będzie je zamknąć. Mógłbym zrobić to za pomocą magii, ale raczej wolałbyś, żeby nie zostało dużych blizn, prawda? – chciał wiedzieć, na co Lightwood skinął głową. – Tak też myślałem – przyznał szczerze Bane, po raz kolejny się uśmiechając. To dodawało pewności siebie zarówno jemu jak i chłopakowi. – Gdybym rzucił odpowiednie czary, zostałyby blizny mniej więcej tej wielkości – pokazał mu na jego ciele. Alec nie widział jego dłoni, ale czuł, jak ten dotykał okolic jego brzucha i klatki piersiowej, wskazując odpowiednie fragmenty. – A dzięki runom i wywarom oraz maściom będą one ledwo widoczne, a może nawet i wcale – wyznał. – Jesteś senny?
– Odrobinę – wyznał szczerze Nocny Łowca, któremu zaczęły przymykać się ze zmęczenia oczy.
– Lepiej by było, gdybyś został jeszcze chwilę przytomny. Przynajmniej przy oczyszczaniu ran z jadu. Będziesz mi wtedy mówił, czy odczuwasz różnice, dobrze? – chciał wiedzieć, a chłopak skinął głową. Bane odszedł na chwilę, wrzucił do przygotowywanej mikstury ostatnie składniki i to właśnie z nią z powrotem zawitał przy Alecu. – Po zakończeniu sam zadbam o to, byś nie był przytomny, zgoda? – zapytał po raz kolejny, a Lightwood się z nim zgodził. – Czułeś coś wcześniej? – zagadnął go, biorąc w dłoń pędzelek. – Będzie piec – uprzedził go. Nie sprawiło to jednak, że reakcja Nocnego Łowcy była inna niż gdyby Bane o tym nie wspomniał. Lightwood i tak syknął głośno oraz poderwał się do góry, nie mogąc wytrzymać. Ból był okropny i nieporównywalny z niczym innym. Magnus zerknął na niego z troską w oczach, a Alec odpowiedział mu przepraszającą miną. – Nie możemy inaczej – zapewnił go czarownik, żałując tego, że tak właśnie było.
– To nic – wychrypiał młodszy, zaciskając zęby. – Kontynuuj – powiedział, mając ochotę mieć już to za sobą. – A co czułem? – powrócił do wcześniejszej rozmowy. – Przeraźliwy ból w okolicach klatki piersiowej.
– To że byłeś nieprzytomny nie pomagało?
– Nie do końca byłem nieświadomy – wyznał szczerze. – Chociaż na początku odnosiłem takie wrażenie – mruknął i przymknął na moment powieki.
Nie miał już siły walczyć ze zmęczeniem, a wiedział, że jeszcze trochę musi być przytomny. To mu w niczym nie pomagało.
– Hej, ale nie zasypiaj – zaśmiał się cichutko Magnus, obserwując jak jego chłopakowi oczy same się zamykają. – Będę do ciebie mówił, żebyś nie odleciał, dobrze?
– Dobrze. Mów – zgodził się Alec, patrząc mu w oczy.
Zupełnie zapomniał o swojej matce, która jakiś czas temu odsunęła się na bok, chcąc dać im możliwość swobodnej dyskusji. Wiedziała, że ton Magnusa i niezobowiązująca rozmowa mogą dać Alecowi przynajmniej odrobinę ukojenia.
– Co widzisz, kiedy zamykasz oczy? – chciał wiedzieć Bane, uśmiechając się pod nosem.
Cały czas smarował tors Nocnego Łowcy, a dzięki tej spokojnej wymianie zdań, Alec nie reagował już tak gwałtownie. Mimo iż nadal zaciskał dłonie na zabudowie łóżka i bardzo szybko i płytko oddychał, to chyba już się powoli przyzwyczajał.
– Białe światło – wyznał szczerze Lightwood, którego głos nadal zawładnięty był przez chrypkę.
– I to białe światło jest na tyle ciekawe, że wolisz je od rzeczywistego świata? – zaśmiał się krótko.
– Podchwytliwe pytanie – zauważył Alec, nieznacznie się rozluźniając. – Mam wrażenie, że jeśli za nim pójdę, to przestanę to wszystko czuć – dodał po chwili.
– Jeszcze tylko trochę – obiecał mu Magnus, marszcząc brwi.
Po tych słowach zaczął mu opowiadać różne zabawne historyjki, by jakoś zatrzymać go w stanie świadomości i zająć jego myśli czymś innym niż bólem. Na szczęście udało mu się tego dokonać, chociaż pod koniec było już znacznie ciężej. Skóra Aleca aż kleiła się od potu, a sam chłopak ledwo wytrzymywał. Oddychał bardzo ciężko i strasznie charczał przy każdym słowie.
– Skończyłem – wyznał nareszcie Bane, patrząc czule w zmęczone oczy Lightwooda. Nocny Łowca spojrzał na niego zbolałym wzrokiem, ale widać było też w nich wdzięczność. Wdzięczność za to, że męki dobiegły końca. – Śpij – mruknął i podniósł na niego dłoń. Wypowiedział kilka słów w nieznanym Nocnym Łowcom języku, czemu towarzyszyły niebieskie strużki mocy, a chłopak po prostu zamknął oczy. – Teraz nie będzie już nic czuć – zwrócił się do Maryse i skinął głową, by podeszła bliżej. – Czeka nas jeszcze ciekawa noc, ale rano będzie jak nowy – obiecał jej spokojnym tonem, bo sam w to wierzył.
Najgorsze minęło.

środa, 13 lipca 2016

ROZDZIAŁ LXXI

Zebranie wszystkich zainteresowanych nie zajęło Alecowi dużo czasu, więc już po jakiś kilku minutach stał wraz z rówieśnikami w holu i czekał na swoich rodziców. Informacja szybko rozeszła się po Instytucie, co było w tym momencie dużym plusem. Dzięki temu młody Lightwood zaoszczędził kilka minut, które mógł poświęcić na przygotowanie się do walki. Przekazał innym, by zrobili to samo i wyjaśnił pokrótce powody tego działania. Ku jego uciesze nikt nie protestował ani nie zadawał zbędnych pytań. Wręcz przeciwnie. Wszyscy żwawo zabrali się do pracy, by móc jak najszybciej wyruszyć. Na starszych i nauczycieli również nie musieli długo czekać. Po niecałych dwóch minutach od przyjścia Nocnego Łowcy, zjawili się jego trenerzy, którzy szybko wytłumaczyli i przedstawili plan działania. Okazało się, że oni jako pierwsi mieli znaleźć się na miejscu, bo mieli do tego użyć portalu. Niestety większa grupa nie miała szans, by skorzystać z tego środka komunikacji, więc młodsi albo musieli poczekać na swoją kolej, albo wybrać się samemu. Park na szczęście nie znajdował się w dalekiej odległości od Instytutu, co nie przysporzyło temu żadnych problemów.
Każdy miał swój wyznaczony teren i on właśnie kroczył ku swojemu, kiedy w pobliżu zauważył Aarona. Już wcześniej zastanawiał się, gdzie ten się podziewał, bo w twierdzy go nie było. Nie zaprzątał sobie nim jednak myśli, mając nadzieję na to, że informacja mimo to do niego dotrze. Myślał, że tak właśnie było, skoro ten znajdował się w parku, ale po chwili zobaczył towarzyszącą mu osobę. Był z Jasonem. Jeśli tak to... To Aaron nie wie o żadnych demonach, a przebywając tu z Jasonem może sprawić, że oboje będą w niebezpieczeństwie. Automatycznie zaczął się zastanawiać, jak przepłoszyć stąd ich obu, ale ku jego szczęściu nawiązał kontakt wzrokowy z Aaronem. Chłopak chyba zrozumiał, co się działo i w czym oboje brali udział, a przynajmniej tego można było się domyślić, patrząc na jego twarz. Zareagował bardzo szybko, bo nie tylko zasłonił Przyziemnego swoim ciałem, ale także zrobił wszystko co w jego mocy, by chłopak sobie stąd poszedł. Sprzedał mu chyba jakąś ściemę, tak przynajmniej podejrzewał Alec, bo ten niechętnie się wycofywał, wcześniej jeszcze o coś pytając. Lightwood nie miał możliwości usłyszenia chociażby kawałka ich rozmowy, bo był za daleko, ale widział, że poskutkowało. Dzięki temu Aaron już zaraz do niego dołączył, chcąc pewnie zdobyć jakieś informacje.
– Co jest, Lightwood? – zapytał Aaron rzeczowym tonem.
Wiedział, że coś było nie tak. Rozglądał się dookoła i starał się niczego nie przeoczyć, sięgając przy okazji dłonią na swój pas, do którego zawsze doczepiony był nóż seraficki. Wolałby w tym momencie jakąś większą broń, bo wiedział, że zwykłym małym nożem wiele szkód nie narobi, ale lepsze to niż nic. Nie był przygotowany na nic konkretnego, bo miał się przecież tylko spotkać z Jasonem. Ogromne było jego zdziwienie, kiedy zobaczył Aleca i to ubranego w specjalny strój przeznaczony tylko i wyłącznie do walki. Miał pewność tego, że Jason nie może dłużej zostać w parku, bo groziłoby mu niebezpieczeństwo, więc jak najszybciej odesłał go do domu. Chłopakowi na pewno się to nie spodobało, ale ku szczęściu Aarona nie oponował za bardzo. Nocny Łowca mógł więc czym prędzej zająć się swoimi zadaniami i dołączyć do swojego rówieśnika. Teraz, kiedy szedł przed siebie z Aleciem obok, zauważył coraz większą ilość Nocnych Łowców. Albo postanowili sobie urządzić tutaj spotkanie grupowe, albo rzeczywiście nie było tak kolorowo jak dotychczas.
– Atak demonów – wyjaśnił oględnie czarnowłosy, rzucając mu krótkie spojrzenie i nie przerywając marszu. – Na skrzyżowaniu – dodał i podał mu konkretne dane, po czym zatrzymał się i wykonał dłonią gest oznaczający to, aby Aaron zrobił to samo. – Co ty tu tak właściwie robisz? – zapytał ze zmarszczonymi brwiami.
– Nic – odparł blondyn, świadomy tego, iż Alec widział wcześniej Jasona. Nie musiał go nawet o to pytać, bo wiedział, co oznacza jego wzrok. – Powiesz coś więcej na ten temat? – zagadnął, mając na myśli demony i chcąc wrócić do wcześniej przerwanej rozmowy.
– Nie wiem nic konkretnego – przyznał nie do końca szczerze. Nie chciał się teraz wgłębiać w temat, bo nie mieli na to czasu. – Mało mówią. Mamy się po prostu kierować za resztą. Przyda ci się jakaś lepsza broń – wyznał po chwili namysłu, kiedy jego wzrok padł na trzymany przez chłopaka nóż. – Nie masz też specjalnego stroju, ale już chyba nie czas na wycofanie się. Trzymaj się blisko kogoś lepiej wyposażonego – poradził mu.
– Nigdzie się nie wybieram – zapewnił go Aaron jak to na prawdziwego Nocnego Łowcę przystało.
Po tych słowach oboje ponownie zaczęli iść.
– Może uda nam się jeszcze zorganizować dla ciebie jakąś broń i coś do ochrony. Nie będzie to nic wielkiego, ale zawsze coś – mówił Alec, nagle skręcając.
Zarówno on jak i jego towarzysz stanęli jak wryci, kiedy zobaczyli, co się działo na placu, na który zamierzali. Szykował się ciekawy wieczór, stwierdził w myślach Aaron, patrząc na rozgrywającą się na jego oczach rzeź. Zaczął żałować, że brakowało mu takiego wyposażenia, jakie mieli inni, bo z jego lichym nożem może być mu ciężko się bronić. Teraz jednak nie było czasu na rozmyślania i gdybania. Trzeba było działać.

***

Klatka piersiowa Magnusa Bane'a unosiła się i opadała w równym tempie, a jego oddech był wyrównany i spokojny. Jedyną przeszkodą i sprawą, która odróżniała jego zachowanie od zachowania codziennego było to, że wciąż miał zamknięte oczy. Na szczęście już powoli odzyskiwał przytomność, o czym świadczyło chociażby to, że potrafił on już skupić się na tym, co go otaczało. Poruszył delikatnie palcem, by sprawdzić, czy w ogóle może to zrobić i odetchnął głębiej, wyczuwając delikatną nutkę mięty. To go trochę zbiło z tropu, ale na szczęście nie na tyle, by nagle wstać i zacząć krzyczeć. Pamiętał mniej więcej to, co się działo przed jego omdleniem i wierzył, że Maryse nie zrobiłaby nic, na co on sam by się nie zgodził. Ponadto nie miał siły na to, by wykonać jakiś mały ruch, a co dopiero gdyby miał stąd uciec. Chyba by nie dał rady, a na pewno nie w ciągu następnych kilku minut. Potrzebował ich jeszcze trochę na regenerację i powrócenie do rzeczywistości. Poza tym w tym łóżku było tak miękko, że nawet nie miał ochoty go opuszczać. Wiedział, że nie było tym, w którym spędzał ostatnie noce, ale nie przeszkadzało mu to na razie. Nie było to przecież najważniejsze.
Powoli uchylił jedną powiekę, mrużąc ją niemal automatycznie, kiedy słońce przebijające się przez zasłonki go lekko oślepiło. Może i nie świeciło tak jak w południe, ale mimo to było czymś nowym dla kogoś, kto wcześniej, w jeszcze nieokreślony dla Magnusa okres czasu, miał przed oczami jedynie ciemność. Przewrócił się na drugi bok i po kilku minutach ponownie spróbował otworzyć oczy. Tym razem poszło mu już lepiej i dzięki temu mógł zobaczyć, która jest godzina i gdzie się tak właściwie znajdował. Leżał na łóżku w nieznanym sobie pomieszczeniu już od ponad godziny, jeśli wierzyć zegarkowi stojącemu na stoliku nocnym. Wokół znajdowało się jeszcze kilka podobnych łóżek, więc ten podejrzewał, iż był w jakiejś sali szpitalnej. Nie wiedział, czy taka się znajdowała Instytucie, ale bynajmniej tak to wyglądało. Nie chciał tu jednak zostać ani minuty dłużej, bo szczerze mówiąc, nie czuł się już tak słabo jak wcześniej. Spojrzał w dół i z ulgą zauważył, że wciąż miał na sobie swoje ubrania, więc nie musiał się kłopotać ich szukaniem i ponownym zakładaniem. Wstał szybko z łóżka i od razu tego pożałował, bo zaraz zakręciło mu się w głowie. Odczekał więc chwilkę i po jej minięciu ponowił swój ruch, tym razem robiąc wszystko dużo ostrożniej. Nie chciał tu nigdzie paść, a w swojej torbie miał pewien specyfik, który zawsze mu pomagał, kiedy tracił w szybkim czasie dużo energii. Jego jedynym celem było teraz dotarcie do pokoju jego chłopaka i miał nadzieję, że nic nie stanie mu na drodze. Naprawdę musiał to zażyć, bo nie życzył sobie, by ktokolwiek widział go w takim stanie. Swoją drogą zastanawiał się, dlaczego Maryse ani Roberta nie było przy nim. Nie to, żeby oczekiwał, że będą siedzieć przy łóżku i trzymać go za rękę, ale mimo wszystko mogliby być gdzieś w pobliżu. Chciał wiedzieć, jak zakończyła się ich praca i czy zdołali zrobić to, co im polecił. Miał do nich także kilka dodatkowych pytań, ale na razie mu się do tego nie spieszyło. Teraz ważniejsze było co innego.

***

Jace wszedł do Instytutu, pogwizdując pod nosem. Wrócił właśnie od swojej dziewczyny, zupełnie nie mając pojęcia o tym, co się właśnie działo. Kiedy kroczył ku swojemu pokojowi, nie minął nikogo na korytarzu, ale nie wiedział, że było to spowodowane tym, iż większość osób walczyła właśnie kilka przecznic od twierdzy z prawie setką demonów. Izzy jako dobra siostra postanowiła go w tym uświadomić, zastępując mu drogę. Stanęła przed nim, co od razu wywołało u niego pełne zdziwienia i rozbawienia spojrzenie.
– Co ty świrujesz, Izzy? – zapytał, unosząc brwi, kiedy ta nie chciała się odsunąć.
– Muszę ci o czymś powiedzieć – przyznała szczerze, nie podzielając jego rozbawienia i bez zbędnych ceregieli pociągnęła go w tylko sobie znaną stronę.
– Trochę mnie przerażasz, ale dobra – zgodził się, wiedząc z doświadczenia, że Isabelle nie jest osobą, której można czegoś odmawiać. – A Aleca gdzie masz? – zagadnął ją, wyrywając swoją rękę z jej uścisku i po prostu idąc za nią.
Dziewczyna prychnęła pod nosem, ale nic nie powiedziała. Rzuciła mu tylko kpiące spojrzenie, co go trochę zagubiło.
– Gdybyś był tutaj, to byś wiedział, gdzie jest Alec – wyznała nareszcie, kiedy doszli do jakiegoś pomieszczenia, które ta zaraz szczelnie zamknęła, by nikt nie mógł usłyszeć ich rozmowy. To zachowanie zupełnie wybiło Jace’a z rytmu, który w tym momencie naprawdę nie poznawał swojej siostry. – A my musimy do niego dołączyć – wyznała i wyjaśniła mu pokrótce to, co się działo, kiedy go nie było.
            Blondyn aż usiadł, wsłuchując się w to, co miała mu do powiedzenia. Był odrobinę zawiedziony tym, że nie było go tutaj, kiedy rozpętało się to całe piekło. Chętnie by w nim potowarzyszył. Swoją drogą nie dziwił się, że nikt nie chciał zabrać ze sobą Izzy, bo dziewczyna pewnie nawet nie miała jakiś konkretnych argumentów, które by za tym przemawiały.
– Więc jaki masz plan? – zapytał, kiedy ta wreszcie zamilkła. Dzięki jej monologowi orientował się, jaka była sytuacja, ale jego zdaniem Izzy mogła mu to przekazać w dwa razy krótszym czasie, pomijając te wszystkie opisy i jej opinie. – Bo chyba jakiś masz, prawda? – dopytał i zaraz jęknął oraz pokręcił głową, bo zobaczył jej minę.
            Isabelle się nieco speszyła, ale nie dała tego po sobie poznać, bijąc go mocno w ramię. To nie było tak, że nie miała żadnego planu. Po prostu nie wiedziała, czy to na co wpadła, było dobrym rozwiązaniem.
– Cicho bądź – skarciła go. – Zabrali wszystkie dane, wcześniej nakładając na nie jakieś runy. Nie wiem dokładnie, gdzie dochodzi do ataków, bo mama zabezpieczyła tę informację w komputerze i to pewnie dlatego, żebyśmy nie myśleli nawet o tym, by im pomóc – wyjaśniła.
– Ale my i tak musimy tam być, tak?
            Izzy pokiwała głową, sięgając do torby i wyciągając z niej jakieś papiery. Jace nawet nie chciał wiedzieć, jak je zdobyła, ale sam pomysł mu się podobał. Też by chętnie do nich dołączył, biorąc pod uwagę fakt, że udział w takiej walce jest naprawdę bardzo dobrze widziany w oczach innych.
– Tak – zgodziła się jego siostra nieświadoma myśli, jakie zaprzątały jego głowę. – I to nie z byle jakiego powodu, a dlatego, że demonów cały czas przybywa, a oni są na pewno nieźle zmęczeni. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale spójrz – podała mu jeden z trzymanych dokumentów. – Z tego co usłyszałam, nikt nie zabezpiecza tego rejonu – wskazała odpowiednie miejsce – a tu już zaczyna się roić od nieprzyjaciół. Może i przybywające teraz stwory nie są aż tak groźne jak te na początku, ale mimo to myślę, że byśmy im się tam przydali.
– Wiesz, że takie zachowanie nie będzie dobrze widziane w oczach naszych rodziców? – zapytał, bo nie bardzo wiedział, czy dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę. Nie chciał jej zniechęcać ani nic z tych rzeczy, bo sam już się nastawił na to, że będzie brał w tym udział i był pewien, że zrobi wszystko, by im się udało. – To jaki masz plan?
– Będzie nam potrzebna pomoc Magnusa – wyznała i pokiwała głową, mając nadzieję, że ten im rzeczywiście pomoże.

***

            Niebo było całkowicie zaciemnione. Alec miał wrażenie, jakby nagle znalazł się w zupełnie innym miejscu. Nie miał jednak czasu, żeby o tym myśleć, bo trzeba było działać. Nie wszystko mógł dokładnie przemyśleć, bo musiał działać bardziej instynktownie. Nie bardzo lubił takie sytuacje, ale z racji tego, że był Nocnym Łowcą, nie miał wyboru. Jakoś udało im się przenieść z tym całym zamieszaniem w głąb parku, w miejsce opuszczone i takie, którego zniszczeniem nikt nie będzie się przejmował. Dzięki temu mieli pewność, że cała akcja zostanie szybko zapomniana i nikt spoza wtajemniczonych osób nie będzie o niej wiedział.
Lightwood po raz kolejny rozejrzał się dookoła, by zorientować się w tym, czy nikomu nic się nie stało i czy nikt nie potrzebował pomocy. Sytuacja odrobinę wymykała się im spod kontroli, ale mimo wszystko wiedział, że dalej mieli nad demonami przewagę. Nie przewyższały ich niczym, chyba że liczebnością. Nie można było powiedzieć o jakimkolwiek rozumie względem tych stworów. Same podkładały się pod noże i strzały.
Cały plac wyglądał niemal groteskowo, o czym świadczyły przerażające stwory i sceny przemocy. Nie zniechęcało to jednak Nocnych Łowców, którzy byli przecież na to przygotowywani całe życie. Każdy radził sobie bardzo dobrze, zabijając nawet czasem i po kilka demonów naraz. Wszystko szło bardzo sprawnie, ale niestety każdego zaczęło dopadać zmęczenie. Nikłe bo nikłe ale jednak. Powietrze cuchnęło dymem i stworami. Jedyny budynek, jaki znajdował się w okolicy zaczął się nagle z niewiadomych dla nikogo powodów palić, posyłając w górę jeszcze więcej dymu. Na szczęście nie wyglądał na taki, który mógłby być przez kogoś zamieszkany, bo już wcześniej był w opłakanym stanie, więc raczej nie było nikogo, komu mogłoby na nim zależeć.
Odwracając się w stronę jakiejś drużki, jednej z tych która prowadziła do opuszczonego baraku, zobaczył stado wyjących i syczących demonów. Już miał ruszać w ich stronę, kiedy tuż nad ich głowami zauważył Aarona uśmiechającego się do nich wrednie i zamachującego się na nich nożem. Zaraz po ich unicestwieniu rzucił okiem na Aleca, wyczuwając na sobie jego wzrok. Kiwnął do niego głową, poprawił włosy i zniknął mu z zasięgu wzroku tak szybko, jak się pojawił. Lightwood zdążył mu tylko odpowiedzieć i już go nie widział. Musiał przyznać, że z tego co udało mu się zauważyć, Aaron naprawdę  bardzo dobrze sobie radził. Bardzo często zdarzało mu się wyprzedzać wszystkie ruchy demonów, dzięki czemu miał nad nimi znaczącą przewagę. Na szczęście jeszcze przed rozpoczęciem walki udało się im obu znaleźć dla niego jakiś strój, w którym mógł być bezpieczniejszy i odpowiedniejszą broń, która służyła zarówno do obrony jak i ataku. Okazało się to bardzo dobrym pomysłem, bo wątpił, czy chłopak dałby sobie radę bez tego. Nie mógł się jednak na ten temat dłużej rozwodzić, bo miał demony do zabijania.

***

– Izzy, skarbie – zaczął Magnus, kiedy dziewczyna przedstawiła już sprawę, z jaką do niego przyszła. Złapała go, jak był jeszcze w pokoju Aleca, ale na szczęście zdążył już zażyć swój lek, dzięki czemu nie był tak otępiały jak wcześniej. Po niezbędnej według niego toalecie wyglądał też już o wiele lepiej, a rodzeństwo jego chłopaka chyba nie zauważyło u niego żadnej zmiany, z czego był bardzo zadowolony. – Rozumiem, że nie chcecie by komukolwiek się coś stało, ale wątpię w to, czy powinnaś – tłumaczył, po czym odwrócił się do Jace’a, jakby przypominając sobie dopiero o jego obecności – powinniście do nich dołączać – zakończył, mając na myśli ich rodzinę i znajomych.
            Wiedział, o co im chodziło, ale naprawdę nie chciał być tym, który podejmie ostateczną decyzję o tym, czy niepełnoletni Nocni Łowcy będą walczyć, czy nie. To przecież nie od niego zależało. Zgoda, może mógłby im pomóc, ale nie był pewien, czy sam tego chciał. Gdyby coś poszło nie tak, cała odpowiedzialność spadłaby na niego. Poza tym może i nie wymagało to użycia nadmiernej ilości mocy, ale on w tym momencie nie chciałby używać jej wcale. Jeszcze nie czuł się na siłach, by móc funkcjonować tak jak wcześniej.
– Magnus, proszę cię. Jesteś naszą jedyną szansą na dostanie się w odpowiednie miejsce – powiedziała dziewczyna, nie chcąc dać za wygraną. Naprawdę jej zależało. – Gdyby to nie było dla mnie takie ważne, to przecież bym do ciebie nie przychodziła – starała się go jakoś przekonać, biorąc go pod włos.
– Przykro mi, Isabelle – wyznał czarownik, kręcąc głową. – To nie zależy ode mnie. Wiem, co na ten temat sądzi Alec i jestem zdania, że wręcz musimy go w tym wypadku posłuchać. Nikt nie byłby zadowolony z tego, gdybyście nagle się tam pojawili, a ja nie chcę być tym, który zbierze potem za was ochrzan – wytłumaczył spokojnie.
            Widział, jak bardzo obojgu na tym zależało i jak obydwoje pchali się do bitki, ale nie mógł im na to pozwolić. Znał prawo Nocnych Łowców i zdawał sobie sprawę z tego, że w bitwach mogą uczestniczyć tylko pełnoletni Łowcy. Reszta nawet nie powinna myśleć o tym, by to zmieniać.
– Dobra – odezwał się Jace, zwracając się do swojej siostry – daj spokój, Izzy. Magnus jest nieugięty – mówił, nie patrząc na czarownika. Eureka, pomyślał Bane. Nareszcie któreś z nich zaczęło myśleć racjonalnie, a już podejrzewał, że z ich rodziny tylko Alec miał tę zdolność. – Znajdziemy inny sposób – dodał blondyn na koniec, co wywołało u Magnusa brzydki grymas.
            Jednak się pomylił i Jace mimo wszystko i tak nie chciał odpuszczać. Pięknie.
– Dobre sobie – prychnął pod nosem, obrzucając chłopaka wrogim spojrzeniem. Może i go trochę podpuszczał, ale nie prosił się o dwójkę młodych osób, które będzie musiał niańczyć. – Powodzenia w takim razie. Ufam w to, że wam się uda i dostaniecie tą wymarzoną przepustkę.
– Nie bądź ironiczny, Magnus – warknęła Izzy, którą już zaczęło denerwować to, że ten nie chciał im pomóc. Naprawdę miała nadzieję na to, że obejdzie się bez zbędnego przekonywania. Magnus był przecież ich przyjacielem! – Nie czas teraz na żarty. Chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji – mówiła i pewnie chciała powiedzieć coś jeszcze, ale ten wszedł jej w słowo.
– Ja nie zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji? – zapytał z niedowierzaniem. – Nie wydaje mi się – odpowiedział automatycznie. – Miałem już okazję walczyć z demonami i uwierzcie mi, nie chcecie tego jeszcze przeżyć. Im później tym lepiej. Ja na waszym miejscu słuchałbym starszych – mówiąc to podszedł do okna, ale nie odwrócił od nich wzroku – i mądrzejszych od was ludzi.
            Jego głos był bardzo poważny i znacząco różnił się od tego, którym się do nich zwracał w normalnych sytuacjach. Wiedział, że obojgu było przykro, a już szczególnie Izzy, bo z tą był zdecydowanie bliżej niż z blondynem, ale nic nie mógł na to poradzić. Czasem trzeba było podnieść głos, bo wcześniejsze wyjaśnienia najwyraźniej do nich nie docierały.
– Czyli co? – zagadnęła go dziewczyna. – Ty także nie chciałbyś się tam teraz znajdować? – zapytała prowokująco. – I wcale nie ma dla ciebie znaczenia to, że Alec tam jest? Przecież próbujesz nam wmówić, że to niebezpieczne. Czemu więc zgadzasz się na to, by Alec w tym uczestniczył?
– Alec to zupełnie inna sprawa – warknął, celując w nią palcem wskazującym. – On jest pełnoletni i wiem, że doskonale sobie poradzi. Jest wyszkolony i odpowiedzialny – powiedział i nie zwrócił nawet uwagi na to, że Jace mruknął pod nosem „my także”. – Poza tym nie mam wpływu na to, czy by poszedł, czy nie. To nie ode mnie zależy. Nie mogę mu niczego zakazywać, a już na pewno nie tego, żeby był Nocnym Łowcą – wyznał i syknął na koniec, czując delikatny zawrót głowy.
– Nie odpowiedziałeś na pierwsze pytanie – przypomniała mu niezrażona jego zachowaniem Isabelle, która najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z jego stanu. Nic nie zauważyła. – A to chyba istotne.
– To tylko i wyłącznie moja sprawa, czy chciałbym tam być, czy nie – odparł, kręcąc głową. Nie wierzył w to, że dał się wciągnąć w tą dyskusję. – I nie wprowadza nic nowego do naszej rozmowy. Nie zmieniłem zdania.
            Tak naprawdę to wszystko nie było mu obojętne. Oczywiście, że martwił się o swojego chłopaka i chciałby walczyć teraz przy jego boku, ale raczej nie powinien brać teraz pod uwagę tego, czego chciał. Poza tym nic, co powiedział, nie było kłamstwem. Prawdą było to, że wierzył w Aleca i w to, że świetnie sobie poradzi. Znał jego możliwości i wiedział, że nic mu się nie stanie.
– Trudno – prychnął po raz kolejny blondyn, patrząc jak czarownik i jego siostra mierzą się spojrzeniami. – Nie mamy tyle czasu, by brnąć w tę rozmowę.
– Cieszę się, że jesteś tego świadom – przyznał Bane. – Nic tu po was – dodał.
– Przykro mi, że jesteś taki nieugięty – wyznała Isabelle, wstając. – Naprawdę myślałam, że Alec więcej dla ciebie znaczy – mruknęła pod nosem, ruszając w stronę drzwi.
– Bez takich, Izzy! – warknął Magnus, którego wyjątkowo rozjuszyła ta uwaga. Dziewczyna odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy, już żałując tego, co powiedziała. Wiedziała, że to było nie fair, ale nie mogła już niczego cofnąć. Ponadto to zdanie chyba podziałało, bo czarownik najwyraźniej zaczął się łamać. – Zgoda – przyznał w końcu słabym głosem. Wiele go to kosztowało. Ciągle miał wrażenie, że źle robił, ale nie miał wyjścia. Nie chciał, by ktokolwiek mówił, że nie zależało mu na Alecu, nawet jeśli dziewczyna zrobiła to tylko dlatego, by go złamać. – Ale jeśli coś pójdzie nie tak, to nie będzie to moją winą – zastrzegł od razu, kręcąc głową.
            Naprawdę nie miał już siły, na tę dwójkę.

***

            Alec nie czuł się najlepiej. Pot kapał mu z czoła i coraz ciężej było mu złapać oddech. Nie poddawał się jednak i walczył dalej, bo wiedział, że nie on jeden czuł już skutki długotrwałej bitwy. Ręce do strasznie bolały od ciągłego naciągania cięciwy łuku, a kolana piekły, bo je sobie obdarł, gdy się przewrócił. Nie zwrócił na to jednak większej uwagi, a po prostu wstał i otrzepał spodnie z nadmiaru żwiru, jaki się do nich przyczepił. Powietrze niosło ze sobą wrzaski i lamenty, nawoływania i wykrzykiwane na wietrze imiona tak samo jak wrzaski demonów, ich wycie i przenikliwy pisk.
          Kątem oka zauważył Aarona, który pochylał się nad jakimś bezwładnym kształtem. Wyciekały z niego strużki krwi, które wprawiały Aleca w dziwny stan. Widział, że blondyn się tym odrobinę przejął i pewnie chciał to sprawdzić, bo uklęknął, by odwrócić ciało na drugą stronę. Twarz była wykrzywiona i sina, ale zdecydowanie nie należała do nikogo, kogo oboje znali.  Wyczuł odór zanim to coś się pojawiło: cień pełznący w jego stronę z drugiego końca ulicy. Aaron wstał z powrotem, chcąc najpewniej zostawić to w spokoju, ale Alec coś sobie uświadomił. Poza osobami mu znanymi nie było tu nikogo innego, więc do kogo należało to ciało? O nie.
– Uważaj, Aaron – krzyknął i ruszył biegiem w jego stronę. Nie zwracał uwagi na to, że nogi wydawały mu się być cięższe niż były rzeczywiście ani że jego buty wydawały dziwne dźwięki w połączeniu z podłożem. Teraz ważniejsze było co innego. – To demon – powiedział i cisnął w niego strzałą, zaskakując zarówno siebie jak i chłopaka.
Wielki Demon, pomyślał, kiedy ten nie zniknął, zmieniając po prostu postać. Alec cofnął się automatycznie, nie wiedząc, co zrobić. Powinno już być po nim, a demon nie wydawał się być wyczerpany. Najwyżej lekko draśnięty. Niewiele myśląc, zaczął na oślep zadawać mu rany, a Aaron robił to samo. W końcu udało im się go wspólnie pokonać, ale nie było to łatwe. Demon zniknął przy akompaniamencie głuchego wrzasku, zbryzgując Aleca deszczem popiołu. Towarzyszył temu podmuch wiatru, który był dla nich obu ukojeniem. Zarówno mile połechtał ich twarze jak i sprawił, że odór demonów był mniej wyczuwalny.
Nagle jego wzrok przykuło coś, co wyglądało jak deszcz strzelających iskier, z tym tylko wyjątkiem, że były niebieskie. Alec widział już kiedyś podobne zjawisko i aż się na to zagapił, na chwilę tracąc świadomość i kontakt ze światem. Zatrzymał się i spojrzał w tamtym kierunku. Widok przysłaniał mu częściowo budynek, ale Alec wiedział, za czyją przyczyną pojawiały się iskry. Po chwili udało mu się zobaczyć szczupłego człowieka w ciemnym płaszczu, którego ciemne włosy jak zwykle obsypane były brokatem. Magnus. Czarownik ciskał włócznie niebieskiego ognia w demony, które znikały jeden po drugim. Zagapił się na niego, po czym rozejrzał, by dostrzec to, czego tak bardzo się bał. Jego rodzeństwo walczyło z demonami. Tak bardzo chciał tego uniknąć, ale to i tak się stało. Nie powinno ich tutaj być! To dla nich za dużo!
Przez to, co zobaczył, nie wiedział, że od tyłu zaczął do niego podchodzić demon. Miał ludzkie kształt, ale był zrobiony z substancji, która wyglądała jak wirujący czarny dym z płonącymi żółtymi ślepiami. Powoli zaczął posuwać się w jego stronę, ale Alec nadal nie był tego świadomy. Zdał sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy poczuł przerażający ból rozdzierający jego klatkę piersiową. Wydał z siebie okropny i przeraźliwy dźwięk i upadł na ziemię.
Jak na zawołanie pięć par oczu podniosło się i spojrzało w jednym kierunku. Aaron, Izzy, Jace, Maryse i Magnus patrzyli na Aleca, który zwijał się z bólu. Żadne z nich nie wiedziało, jak zareagować, za bardzo wytrącone z równowagi. Nikt nie miał dzisiaj zostać ranny, a już na pewno nie nikt im tak bliski.
Na szczęście jeden z trenerów zachował zimną krew i ruszył do przodu w celu unicestwienia demona. Zaraz za nim pobiegł Magnus, który cisnął w potwora strużką niebieskiego ognia, która przebiła jego pierś. Nie myślał już teraz o swoim zmęczeniu ani o tym, że nie powinien nadużywać magii. Liczył się tylko Alec i to, by nie ucierpiał jeszcze bardziej. Lightwood już jednak nie mógł zauważyć tego, jak demon zaczął dygotać, a następnie zmienił się w kupkę popiołu, bo oczy same zaczęły mu się zamykać.
– Nie odpływaj, Alec – usłyszał czarnowłosy i mógł zgadywać, że był to głos Jace’a.
Zaraz za nim rozległy się kolejne. Jedni mówili o tym, by go stąd przenieść, inni nawoływali, by nie tracił świadomości, ale on nie chciał ich słuchać. Bardziej racjonalne wydawało mu się teraz odpłynięcie w tę błogą pustkę, która była dla niego niczym zbawienie. Dzięki temu nie musiał wysłuchiwać tych okropnych wrzasków ani wąchać tego paskudnego odoru. Poczuł przy sobie ciało Magnusa i nie musiał nawet otwierać oczu, by wiedzieć, że to on. Po prostu go czuł.