wtorek, 30 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ LXXVII

Kolejnym plusem, jakiego Alec miał okazję doświadczyć przy ponownej przeprowadzce do własnego pokoju, była możliwość jedzenia posiłków w specjalnie przeznaczonej do tego sali. Dzięki temu mógł chociaż przez chwilę pobyć w towarzystwie większej ilości osób, co było zbawieniem po tych kilku dniach spędzonych niemal przez większość czasu samotnie. Nigdy by nie podejrzewał, że tak bardzo zatęskni za obecnością innych ani za to, że zwykła wzmianka o obiedzie wywoła pełne niecierpliwości i oczekiwania napięcie, jak to miało miejsce również teraz.
Lightwood szedł do jadalni w eskorcie swojego rodzeństwa i Magnusa. Czuł na sobie spojrzenia Nocnych Łowców, ale o dziwo mu to nie przeszkadzało. Naprawdę zdążył za tym zatęsknić. Miał jednak dziwne wrażenie, że wszyscy trzymają się na uboczu. Co prawda podeszło do niego kilku znajomych, rzucając teksty typu „witaj z powrotem wśród żywych”, ale nic poza tym. Nikt nie zatrzymał się by dłużej pogadać i nikt nie chciał utrzymywać z nim dłuższego kontaktu wzrokowego. W zasadzie to w ogóle nie chcieli mierzyć się z nim wzrokiem, bo kiedy tylko na kogoś zerkał, ten ktoś automatycznie odwracał głowę.
– Wiecie o co im chodzi? – zapytał osoby z nim idące.
Jace tylko wzruszył ramionami, więc to Isabelle postanowiła udzielić mu odpowiedzi. Widziała, że jej brat zauważył zachowania innych i pewnie nie czuł się z tym zbyt komfortowo.
– Mało kto wie, co tak naprawdę ci się stało – przyznała, zbliżając się do niego o krok. – Większość widziała tylko jak upadałeś, a potem zniknąłeś na cztery dni – dodała w ramach wyjaśnień. – To pewnie zaskoczenie, że nagle idziesz sobie i wyglądasz, jakby nic takiego nie miało miejsca. Wszyscy o tobie gadali, ale nauczyciele zakazali nam mówić o tym, co się z tobą działo.
– Dlaczego jest to dla nich zaskoczeniem? – nie rozumiał Alec, którego głowę zapełniły dziwne myśli.
– Po Instytucie chodziły przeróżne plotki. Na początku twierdzono nawet, że przeniesiono cię do Idrisu, co przecież jest nonsensem. Nawet gdybyś był umierający, to wątpię w to, czy transport do Domu Nocnych Łowców by coś dał – wyznał Magnus, który postanowił mu to wytłumaczyć. – Nikt nie miał pojęcia, co się z tobą działo, ale po informacji, że nie będziesz mógł kontynuować treningów, można się spodziewać wszystkiego. Było źle, nie mówię, że nie, ale teraz już jest lepiej, za co sam mogę poświadczyć. Oni jednak tego nie wiedzą. W ich oczach jeszcze cztery dni temu byłeś na granicy śmierci, a teraz już przechadzasz się, jak gdyby nigdy nic. To mylące, ale nic nie poradzimy. Dobrze, że masz wspaniałego chłopaka, który jest też czarownikiem, bo gdyby nie to, to nie byłoby tak kolorowo – zaśmiał się, a Alec zauważył, że ten pierwszy raz przyznał się do tego, że bądź co bądź fakt, iż mógł już swobodnie się poruszać, był jego zasługą.
– A inni nie patrzyliby na mnie jak na powstałego z umarłych – odparł Lightwood, rzucając mu niepewne spojrzenie. – Dziękuję – dodał z uśmiechem.
– Taka moja rola – odparł mu Magnus, kiwając głową i uśmiechając się pod nosem.
Już od ponad stu lat nie czuł do nikogo niczego tak głębokiego jak do Aleca. Chłopak sprawiał, że chciało mu się żyć i miał powód do tego, żeby zwlekać się co rano z łóżka, chociażby po to, by zobaczyć jego uśmiech. Warto było, bo Nocny Łowca miał najpiękniejszy uśmiech na świecie. Cieszył się z tego, że chłopak postanowił powiedzieć o ich związku ich matce. Wiedział, że niemało go to kosztowało i dlatego znaczyło to dla niego jeszcze więcej. Miał świadomość tego, że Maryse mogła nie przyjąć tego za dobrze, ale w razie czego był w stanie przyjąć go pod swój dach. Miło było znowu kochać i co ważniejsze być kochanym. Magnus z Aleciem czuł się tak, jakby przeżywał swoje życie od nowa i wiedział, że byłby w stanie zrobić dla niego bardzo wiele. Kiedy zobaczył go upadającego na polu bitwy, czuł, jakby coś rozrywało jego serce. To było równie okropne jak fakt, że chłopak zaraz po tym mdlał w jego ramionach, a on czuł się zupełnie bezradny. Nie był to jednak odpowiedni czas na to, by wszystko sobie przypominać. Liczyło się to, że Alec był już zdrowy i teraz potrzebował w nim oparcia, bo czekała go niezmiernie ważna rozmowa, która może zmienić jego życie. Magnus widział w oczach czarnowłosego, że ten miał zupełnie takie samo zdanie na ten temat. Bał się, ale czarownik wiedział, że teraz się nie wycofa. Zagra w otwarte karty i zobaczy, co z tego wyniknie.
– Co się tak nagle cicho zrobiło? – zagadała ich Izzy, patrząc jednak głównie na Magnusa.
Alec nigdy nie był gadułą, więc w jego wypadku nie było to niczym dziwnym, ale to, że czarownik szedł, nie mówiąc przy tym ani słowa, było zaskakujące. Zazwyczaj nie zamykała mu się buzia, a już szczególnie wtedy, kiedy był z Aleciem. Lightwood również był ciekaw odpowiedzi, więc także utkwił swoje spojrzenie w Magnusie.
– Zamyśliłem się – odparł Bane, uśmiechając się ciepło do swojego chłopaka.
Nocny Łowca zmarszczył brwi, ale kiedy nie doszukał się w jego oczach niczego podejrzanego, odpowiedział mu tym samym. Nikt jednak nie zdążył już nic dodać, bo właśnie przekraczali próg sali, w której mieli zjeść posiłek.
– Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek to powiem, ale chyba brakowało mi jedzenia czegokolwiek z kimkolwiek. Można dostać szału, wpatrując się po kilka godzin w ścianę – wyznał Alec, zajmując swoje miejsce.
Kilka osób kiwnęło mu głową, na co oczywiście odpowiedział. Widział też uśmiechy skierowane w swoją stronę i zrobiło mu się jeszcze lepiej. Najwyraźniej szok wywołany jego obecnością minął.
– O tak – stwierdził Magnus niezwykle ironicznym tonem. – Hałas, gwar i ciągłe rozmowy przeplatane okropnym zachowaniem to moje ulubione połączenie – przyznał i westchnął. – Tu wylana kawa, tam poplamione obrusy, jeszcze indziej okruchy, które powinny znajdować się na talerzu, a zdecydowanie się tam nie znajdują – wyliczał. – Najwyraźniej mamy inny tok rozumowania, mój drogi – dodał na koniec, patrząc po wszystkich z krzywą miną.
Alec wiedział, jaki był stosunek czarownika do tego wszystkiego i że najchętniej, gdyby mógł, zamknąłby się w ich pokoju i nie wychodził albo omijał całą populację Nocnych Łowców, którzy mieli teraz okazję przebywać w Instytucie. Nie mógł jednak nic na to poradzić. Poza tym zachowanie Magnusa nie było żadnym poświęceniem. Bane lubił po prostu zwracać na siebie uwagę. Tak naprawdę już dawno się do tego przyzwyczaił i może mu się to nie podobało, ale jakoś dawał sobie radę i jeszcze nie wykorkował.
– Najwyraźniej – stwierdził więc jedynie, zaśmiał się pod nosem i obrócił się do swojej siostry.
Magnus za karę kopnął go pod stołem, chcąc w ten sposób pokazać, jak bardzo nie podobała mu się taka olewająca odpowiedź. Spojrzał też na niego z oburzeniem, ale odpuścił, kiedy spostrzegł, że ten nawet na niego nie patrzył.
– A więc to prawda, że nie wracasz na treningi? – zagadnęła Izzy.
– Prawda – odparł jej brat i zamierzał coś dodać, ale Magnus wszedł mu w słowo.
– To zbyt niebezpieczne – przyznał czarownik, zwracając się zarówno do niej jak i Aleca. – Poza tym do końca nie zostało znowu tak dużo czasu. Zaledwie kilka dni, z tego co słyszałem. Wątpię w to, czy nauczyłby się czegoś nowego. Bierny udział oczywiście może mieć, bo co mu szkodzi podpatrzeć to i owo, ale lepiej, żeby póki co się nie nadwyrężał – wyznał, mówiąc teraz głównie do Isabelle.
– Myślałem, że skoro już się normalnie porusza, sam wszystko za siebie robi i nareszcie się w pełni ubiera, to wszystko w porządku – wyznał Jace, który jak dotąd nie odezwał się słowem.
– Bo tak jest, ale pod koszulką ma jeszcze opatrunki – oznajmił Magnus i jak gdyby nigdy nic, nie przejmując się otoczeniem, oparł delikatnie rękę na jego piersi.
– Bardzo by mu przeszkadzały w ćwiczeniach? – chciał wiedzieć blondyn.
– Nie jestem pewien, ale wolę nie ryzykować. Z tego co mówi Alec, niektóre czynności dalej sprawiają mu pewnego rodzaju dyskomfort – stwierdził Bane, zachowując się tak, jakby jego chłopaka przy nich nie było.
Alec już od jakiegoś czasu czuł się tak, jakby był wykluczony z rozmowy, chociaż przecież dotyczyła jego osoby. Kto mógł wiedzieć więcej niż on sam?
– Nie zapominajcie o tym, że też tu jestem – wtrącił Lightwood.
– Oczywiście, słońce. Pamiętamy – powiedział Magnus, chociaż jego oczy mówiły coś zupełnie innego.
Alec kiwnął głową i włączył się do rozmowy. Przyjemnie spędzili czas do końca posiłku, gadając na przeróżne tematy. Później przenieśli się do pokoju czarnowłosego, ale nie mieli za dużo czasu, bo dwójka jego rodzeństwa musiała iść na zajęcia. Planował się do nich dołączyć, ale póki co miał coś ważniejszego do zrobienia i nie zamierzał już tego odwlekać.
– Wybierasz się gdzieś? – zapytał Magnus, kiedy zauważył, że jego chłopak wstał i ruszył w kierunku drzwi.
– Tak – przyznał szczerze Alec i cofnął się, by pocałować go w policzek. – Idę do biblioteki. Tam pewnie jest moja matka – wyjaśnił i odetchnął głęboko.
Magnus już nic więcej nie dodał, a po prostu uśmiechnął się pocieszająco. Miał świadomość tego, że nie było to dla Lightwooda łatwe, ale niestety nie mógł nic zrobić. Nocny Łowca musiał to załatwić sam, a on mógł tylko wierzyć w to, że wszystko pójdzie dobrze.
– Powodzenia – rzucił, ale Aleca już nie było.
Lightwood szybkim krokiem przemierzał korytarze Instytutu, by jak najszybciej znaleźć się u celu swojej wędrówki. Wiedział, że im szybciej to załatwi, tym lepiej dla niego. Męczyło go już to ukrywanie się i podejrzewał, że Magnusa także. Nie miał pojęcia, jak może zareagować jego matka, ale chciał znać jej opinię, nawet gdyby miało okazać się, że tego nie akceptuje.
– Dzień dobry – przywitał się z nią formalnie, jak to miał w zwyczaju, kiedy tylko przekroczył próg pomieszczenia, w którym znalazł Maryse.
– Witaj, Alec – odpowiedziała mu, nie przerywając swojego zajęcia. Nie robiła nic konkretnego, bo stała przy oknie i wpatrywała się w widok rozpościerający się przed jej oczyma. Alec nie był pewien, czy aby nie wszedł w złym momencie, ale nie miał zamiaru wychodzić. Jego matka najwyraźniej o czymś rozmyślała, bo raczej nie robiłaby czegoś takiego w innym celu. W końcu jednak się do niego odwróciła i spojrzała mu w oczy. Uśmiechnęła się przy tym lekko, ale Lightwood miał wrażenie, że daleko było temu uśmiechowi do szczerego i wesołego. – Co cię do mnie sprowadza?
– Przyszedłem porozmawiać – wyznał szczerze chłopak, przyglądając się swojej matce z troską. Wyglądała na wyczerpaną i bezradną. Nocny Łowca nie był pewien, czy widział ją w takim stanie kiedykolwiek wcześniej. – Coś nie tak, mamo?
Maryse spojrzała na niego czujniej i pokręciła głową, przybierając poważniejszą minę. Nie chciała, by jej problemy przeszły na syna. Zawsze chroniła przed tym swoje dzieci i teraz nie zamierzała tego zmieniać.
– Wszystko w porządku – odpowiedziała niemal automatycznie. – Nic, w czym mógłbyś mi pomóc – dodała, kiedy zobaczyła jego sceptyczne spojrzenie. – O czym chciałeś porozmawiać? – zapytała rzeczowo.
Alec spiął się delikatnie, ale zrobił wszystko, by tego nie zauważyła. Ta rozmowa nie była dla niego czymś łatwym i naprawdę się stresował. Miał nadzieję na to, że uda mu się zachować spokój, ale ręce same zaczęły mu drżeć.
– To może ci się nie spodobać – wyznał na wstępie. Kobieta przyjrzała mu się uważniej, ale mu nie przerwała. Była ciekawa tego, co chłopak miał jej do powiedzenia. Zajęła miejsce po przeciwnej stronie biurka i splotła dłonie, czekając na ciąg dalszy. – Ale zawsze powtarzałaś, że co by się nie działo, mamy was o wszystkim informować, bo ty i tata będziecie mogli nas zrozumieć – kontynuował. – Dlatego więc do ciebie przyszedłem, bo uznałem, że czas byś poznała prawdę.
– Do czego zmierzasz, Alec? – chciała wiedzieć, bo jej syn do tej pory strasznie kluczył.
Miała wrażenie, że tymi tłumaczeniami chciał ją do czegoś przygotować. Jako jego matka była mu bliską osobą. Zawsze zachęcała swoje dzieci do tego, by niczego przed nią nie ukrywały. Sama była młoda i robiła, co robiła, przez co nie chciała, by jej najbliżsi powtarzali jej błędy. Jednak z całej czwórki, bo Jace'a również uważała za swojego syna, to Alec był zawsze najbardziej skryty. Nikogo nie obarczał swoimi problemami, a kiedy wpadał w jakieś tarapaty, sam się z nich wyplątywał. Całe życie radził sobie sam i świetnie na tym wychodził. Był wspaniałym Nocnym Łowcą, a Maryse mogła być tylko z niego dumna. Wiedziała, że wyrośnie na silnego i zdecydowanego mężczyznę, który nie będzie się poddawał. To tak go sobie wyobrażała już, kiedy dorastał, a teraz była bardzo zadowolona z tego, że jej podejrzenia okazały się słuszne. Mało która matka mogłaby się pochwalić takim synem. Dojrzały, odpowiedzialny i dbający o innych. Dlatego właśnie zaintrygował ją fakt, że teraz przed nią siedział i nie wyglądał tak, jak dotychczas. Wyraźnie go coś dręczyło i musiało być to dla niego ważne, skoro do niej przyszedł.
– Myślałem, że pójdzie bardziej gładko – zaśmiał się nerwowo, ale w końcu uniósł spojrzenie i utkwił je w swojej matce. W kobiecie, która go urodziła i która, jak miał nadzieję, go nie znienawidzi. – Ja chyba nie jestem taki jak wy – stwierdził, łamiącym się głosem. – To znaczy jak ty i tata – sprostował i odetchnął głęboko. Nie miał zamiaru się załamywać.
– Co masz na myśli? – wtrąciła Maryse, chcąc mu jakoś pomóc.
Niezależnie od tego, co miał jej do powiedzenia, nie mogło być to takie straszne.
– Ty jesteś z tatą, tata jest z tobą – wyjaśnił i machnął przy tym rękami w jakimś pokręconym geście. – Ja też się z kimś spotykam, ale to jest coś innego. To znaczy nie innego pod względem samego związku – zaplątał się i odczekał chwilkę. – Nie jestem z tą osobą długo, ale wiem, że mi na niej zależy. Jest dla mnie ważna i nie wyobrażam sobie teraz, żebym z nią nie był. Już od jakiegoś czasu wiedziałem, w która stronę kroczą moje upodobania i on jest tego doskonałym potwierdzeniem. Wiem, że ma takie samo zdanie na ten temat i traktuje to tak samo poważnie jak ja – dodał i przerwał na moment, by dać matce czas na przetrawienie jego słów. Już nie było odwrotu. Powiedział to i musiał czekać na ruch kobiety. Powiedział, że spotyka się z mężczyzną i cały ciężar z niego uszedł. Miał to z głowy i czuł się naprawdę o niebo lepiej. Już nie miało dla niego wielkiego znaczenia to, jak jego matka zareaguje. Dowiedziała się i to od niego. Znalazł w sobie siłę, by w końcu przestać to tłumić w sobie. – Mamo? – zapytał, kiedy kobieta się nie odzywała. – Chcesz coś powiedzieć? – dodał, a ona wstała i podeszła do okna.
Czuła na sobie wzrok syna, ale na niego nie patrzyła. Musiała to przemyśleć. Alec spotykał się z mężczyzną. Nie mogła powiedzieć, że to ją zabolało albo coś podobnego, bo tak nie było. Ten fakt nie sprawiał, że chłopak przestawał być jej synem. Dalej mogła być z niego dumna i chwalić się nim na prawo i lewo. To dalej był jej Alec. Szczerze mówiąc,  trochę się tego obawiała, kiedy patrzyła jak dorasta i trzyma się na uboczu. Nigdy nie zagadywał żadnych dziewczyn, podczas gdy Jace robił to co i rusz. Nigdy nie ciągał nikogo za włosy, nigdy nie popisywał się przed nikim na zajęciach. Stał w cieniu swojego brata i w ten sposób dotarł na szczyt. Zamiast przejmować się takimi błahymi sprawami, szkolił się i trenował, by być jak najlepszy.
– Magnus?
Alec aż otworzył szerzej oczy, kiedy usłyszał imię swojego chłopaka wypowiedziane takim tonem. Nie było w nim nic szorstkiego czy chłodnego. Jego matka chyba po prostu dodała dwa do dwóch i sama wysnuła taki wniosek. Lightwood nie wiedział, o co konkretnie pytała, ale skinął głową. Widział jej krzywą minę, ale nie miał pojęcia, czym była spowodowana. Nie do końca wszystko pojmował, a jego matka wcale mu nie pomagała tym swoim milczeniem. Już chyba wolałby, żeby zaczęła na niego krzyczeć. Byłby wtedy na pewnej pozycji, a tak? Nie wiedział nawet, jaki będzie jej kolejny ruch.
– Tak – powiedział nareszcie, sam się sobie dziwiąc.
Myślał, że jego głos będzie brzmiał bardziej słabo, a okazał się być mocny i twardy jak wcześniej, czego nie można było powiedzieć o nim samym. W momencie kiedy wszystko z siebie wyrzucił, poczuł się stabilniej i lepiej, ale teraz już sam nie wiedział. Był pewny tego, że Maryse zareaguje instynktownie i po kilku chwilach będzie już po wszystkim. Tak się jednak nie stało, a on musiał przyglądać się swojej matce, którą z pewnością to męczyło.
– Dlaczego, Alec? – zapytała, a chłopak aż się zdziwił, kiedy usłyszał te słowa wypowiedziane słabym i łamiącym się głosem. To przecież powinno być na odwrót! To on miał się przejmować a nie ona. – Dlaczego... – zaczęła, ale nie skończyła, bo najzwyczajniej w świecie nie dała rady.
Odwróciła się całkowicie do okna, tym samym stając do swojego syna tyłem. Zanim jednak to zrobiła, Alec zauważył łzę spływającą po jego policzku. Jego mama się rozpłakała, a to sprawiło, że on sam nie wiedział, co miał zrobić. Poczuł się okropnie. Jak ostatnie zero. Żadne dziecko nie powinno nigdy przyczyniać się do łez swoich rodziców i on o tym wiedział. To dlatego tak go ten widok zabolał. To było jego winą.
– Przepraszam – powiedział, a jego głos również się załamał. Już nie mógł się powstrzymać. Obiecał sobie, że niezależnie od tego, co powie Maryse Lightwood, pozostanie opanowany i przyjmie jej słowa na przysłowiową klatę, ale nie dał rady. Nie mógł patrzeć na płaczącą matkę i nic nie poczuć. Niemal automatycznie w jego oczach również stanęły łzy, na które nawet nie zwrócił uwagi. – Przepraszam – powtórzył i wstał, by przytulić matkę.
Bał się tego, że kobieta go odtrąci, ale na szczęście tak się nie stało. Wtuliła się w jego klatkę piersiową, a Alec objął ją ramionami. Nie miało dla niego znaczenia to, że w tym momencie przypomniały mu o sobie jego rany, które zaczęły pulsować tępym bólem. Chciał jedynie naprawić to, co zniszczył.
Maryse otarła płynącą łzę i zerknęła na swojego syna, kładąc mu dłoń na policzku. Widziała jego zatroskaną minę i pełne bólu spojrzenie. Alec także spuścił na nią swój wzrok i uśmiechnął się przepraszająco, na co kobieta nie zdołała dłużej patrzeć. Nie mogła znieść myśli, że jej syn cierpi. Nawet nie mogła sobie wyobrazić tego, jak musiał się czuć, żyjąc w ukryciu przez tyle lat. Co z niej za matka, że tego nie zauważyła? Co z niej za matka, że teraz zamiast go pocieszyć i zapewnić o tym, że to nic złego i nie skreśla go to w jej oczach, stoi i nic nie mówi, pozwalając tym samym, by po jego głowie tułały się błędne i okropne wnioski? Nie chciała, by Alec się obwiniał, bo to nie było jego winą. Nie miał daru wybierania sobie orientacji i decydowania o tym, w którym kierunku będzie brnęło jego serce. Był młody i miał prawo do tego, by kochać. Nocni Łowcy z reguły byli mniej emocjonalni niż wszystkie inne gatunki, ale to nie oznaczało, że w ich klatkach piersiowych bił kamień. Alec nie powinien czuć się gorzej z tego powodu, że zadurzył się w mężczyźnie. Był wspaniałym wojownikiem i sam na to zapracował. Kiedy spojrzała na twarz swojego syna, w jej głowie pojawiła się myśl, że może właśnie dlatego tak bardzo się starał, ponieważ chciał być jak najlepszy i trenował po to, żeby rodzice byli z niego dumni i żeby zdobył szacunek innych.
– To ja powinnam cię przeprosić, kochanie – powiedziała nareszcie, kiedy jej głos wrócił do normy.
Odetchnęła jeszcze głęboko, po czym pogłaskała go po policzku i odsunęła się na długość ramienia, by się poprawić i doprowadzić do ładu.
– Nie masz za co, mamo – zapewnił ją czarnowłosy i uśmiechnął się blado. Dalej jednak miał smutny wyraz twarzy i zmartwione oczy. Przejmował się jej opinią, mimo że tego nie planował. Wszystko poszło nie tak. – To ja zawaliłem – dodał i wzruszył ramionami.
– Oczywiście, że nie – zaprotestowała szybko, ale Alec pokręcił głową.
– Jeżeli ci to przeszkadza, to mi po prostu powiedz – zaproponował, chcąc to wyjaśnić raz na zawsze i już do tego nie wracać.
Kobieta chwyciła go za dłoń i ścisnęła ją lekko.
– Alec, nie ma znaczenia to, że poczułeś coś do innego mężczyzny, rozumiesz? – zapytała, a on ostrożnie pokiwał głową. – To twoje życie. Ważniejsze jest to, żebyś był szczęśliwy, bo zasługujesz na szczęście jak nikt inny, a skoro to... – przerwała na moment, po czym przełknęła ślinę i kontynuowała: – skoro to Magnus ci daje szczęście, to niech tak będzie.
Alec zapatrzył się na nią i nie wiedział, co powiedzieć. Kamień spadł mu z serca.
– Ale jeśli tak myślisz, to dlaczego płakałaś? – chciał wiedzieć, bo tej jednej kwestii wciąż nie mógł rozgryźć.
Maryse uśmiechnęła się delikatnie i gdyby nie jej lekko zapuchnięte oczy, nikt by nie wpadł na to, że jeszcze chwilę temu płynęły z nich łzy.
– Jesteś moim dzieckiem i boję się, że w końcu stanie na twojej drodze ktoś, komu się to nie spodoba. Będziesz musiał sobie wtedy z tym poradzić, ale wierzę w to, że dasz radę – wyznała szczerze. – Nie chcę, żebyś cierpiał, ale to samo tyczy się twojej siostry. Wkraczacie już w ten wiek, w którym wokół was będzie kręciło się coraz więcej osób – dodała i westchnęła. – Chyba za dużo rzeczy zwaliło mi się teraz na głowę, a twój ojciec zostawił mnie z tym samą. Czasem każdy musi dać upust emocjom – tłumaczyła. – Zapomnijmy o tym – poprosiła łagodnym tonem. Na jakiś czas zapadła cisza. Maryse odeszła kilka kroków, by móc się w pełni uspokoić, a Alec przysiadł na skraju biurka i myślał o tym, co mu powiedziała jego matka. Cieszył się z tego, że kobiecie nie przeszkadzało to, iż spotyka się z mężczyzną. Nie mówiła za wiele o samym stosunku do Magnusa, więc czarnowłosy nie mógł mieć pewności, czy do końca go akceptuje, ale ważne było to, że się go nie wyrzekła. Nie krzyczała na niego, nie próbowała mu wybić tego z głowy, a po prostu przyjęła to do wiadomości. Alec bardzo to docenił, bo dzięki temu dowiedział się także, co jego matka myślała o nim samym. Gdyby nie traktowała go poważnie, nie potraktowałaby również na poważnie jego wyznania. Spodobało mu się to, że nie uważała go za dziecko, które nic nie wie o życiu i że pozwoliła mu na podejmowanie własnych decyzji. Miała rację. To jej nie dotyczyło, więc nie mogła mu niczego zabronić. – Jesteś taki przystojny, Alec – zaczęła po chwili, wyrywając go z zamyślenia. Lightwood automatycznie podniósł na nią swoje spojrzenie i zauważył, że matka także się w niego wpatruje. Nie wiedział, do czego zamierzała, więc po prostu uśmiechnął się delikatnie. Chyba nigdy nie słyszał takich słów z jej ust. – Naprawdę wyrosłeś na wspaniałego mężczyznę, który przyciąga swoim wyglądem. Masz też mnóstwo dobrych cech, o których nie możesz zapominać. Jesteś waleczny, silny, odważny, dbasz o swoje, dążysz do upragnionego celu. Widać, że lubisz to, co robisz i doskonale się na tym znasz. Niejeden Nocny Łowca mógłby ci tego zazdrościć. Boli mnie trochę to, że nie będę świadkiem tego, jak po Instytucie będą biegać twoje małe kopie i jak będziesz uczył ich tego wszystkiego, czego my nauczyliśmy ciebie. Miałam nadzieję na to, że być może znajdziesz sobie jakąś kobietę, która byłaby dla ciebie odpowiednia i że w przyszłości pojawi się mała osóbka, która odziedziczy twoje piękne oczy. Kiedy byłeś jeszcze dzieckiem, wszyscy zachwycali się tym, jaki masz śliczny kolor oczu. Wystarczyło na ciebie spojrzeć i już się wiedziało, że coś planujesz, bo zawsze pojawiały się w nich iskierki – uśmiechnęła się na to wspomnienie, a Alec skrzywił się nieznacznie i już chciał coś wtrącić, ale kobieta powstrzymała go ruchem ręki i sama kontynuowała. – Przepraszam, chyba nie powinnam była tego mówić. Jakoś sobie z tym poradzę – zapewniła go i pokręciła głową. – Cieszę się, że postanowiłeś powiedzieć mi prawdę i wiem, że trochę cię to kosztowało – przyznała, podchodząc bliżej niego. Alec wstał i wyprostował się, czekając na jej kolejne słowa. Kobieta podeszła i pocałowała go w policzek. – Nie mam ci niczego za złe. Chcę tylko, żebyś to ty czuł się z tym wszystkim dobrze, bo to o twoje życie tu chodzi. Wiem, że nie przychodziłbyś do mnie, gdybyś nie był tego pewien – dodała, kiedy chłopak chciał wejść jej w słowo. – Ale teraz, jeśli możesz, zostaw mnie proszę samą. Chcę to jeszcze raz przemyśleć.
– Dobrze – zgodził się Lightwood i ruszył w stronę drzwi. Zanim jednak wyszedł, odwrócił się do niej i powiedział pewnym głosem: – Dziękuję, mamo.
Kobieta skinęła głową i uśmiechnęła się delikatnie. Wiedziała, że dobrze zrobiła. Jej syn potrzebował wsparcia najbliższych i pewności, że może być sobą niezależnie od tego, co w jego przypadku to oznaczało. Teraz nie liczyło się to, że byli Nocnymi Łowcami, którzy nie powinni skupiać się na emocjach i uczuciach, a po prostu to, że byli rodziną.
Po wyjściu z biblioteki Alec czuł się jednocześnie lepiej i gorzej. Lepiej z tego powodu, że matka okazała się go nie wyrzec, a gorzej dlatego, że ta rozmowa strasznie go wymęczyła. Miał wrażenie, że nawet najgorszy trening nie był w stanie wypompować z niego tyle sił co wydarzenia z ostatnich kilkudziesięciu minut. Najchętniej poszedłby teraz do siebie i posiedział z Magnusem. Właśnie tak miał zamiar spędzić dzisiejszy wieczór, ale okazało się to niemożliwe i to z prostej przyczyny. Po Magnusie nie było śladu. W pokoju nie było ani jego, ani jego rzeczy. Alec już chciał wyciągać telefon i napisać do niego wiadomość, kiedy zauważył karteczkę leżącą na jego łóżku. Charakter pisma wyraźnie wskazywał na czarownika.
"Pewnie będziesz chciał ze mną porozmawiać po tym wszystkim. Będę u siebie. Przyjdź. M."
U dołu dorysowane było jeszcze serduszko, na widok którego Alec się uśmiechnął. O tak, z pewnością go teraz potrzebował i może to i dobrze, że Magnus pomyślał o tym, by spotkali się u niego. Tam będą mieli całe mieszkanie dla siebie. Niewiele myśląc, złapał więc pierwszą lepszą bluzę i ruszył do drzwi wyjściowych. Nawet nie wiedział, kiedy pokonał całą drogę na Brooklyn. Nie zdążył nawet zapukać, kiedy w drzwiach stanął Magnus i skinął na niego dłonią, by ten wszedł do środka. Alec od razu dostrzegł zmianę w zachowaniu czarownika. W swoim mieszkaniu zachowywał się z dużo większą swobodą niż w Instytucie, o czym mógłby świadczyć chociażby jego ubiór. Bane miał na sobie jedwabny szlafrok, którego poły rozchylały się na boki i ukazywały jego nagą klatkę piersiową. W ręce trzymał kieliszek wina, a oczy błyszczały mu zachęcająco i odrobinę groźnie. Już dawno nie mieli okazji, w której byliby sami.
– Wyglądasz nie najgorzej – przyznał szczerze Magnus, wyciągając do niego dłoń.
– Najlepszy komplement, jaki kiedykolwiek od ciebie usłyszałem – odpowiedział mu Alec i dał mu się przyciągnąć. Miał ochotę na trochę pieszczot. – Ale chociaż znośnie? – dopytał, kiedy usiedli na kanapie.
Oparł się o jego bok i przymknął oczy, pozwalając, by Bane objął go w pasie i zaczął delikatnie go głaskać.
– Słyszałeś lepsze – przypomniał mu Magnus i zaśmiał się chrapliwym tonem. Póki co żaden z nich nie zaczynał wiadomego tematu, ale oboje wiedzieli, że w końcu będą musieli o tym porozmawiać. Na razie jednak woleli spędzać czas w ten sposób, tuląc się do siebie i rozmawiając o niczym ważnym. – Poza tym kłamałem – dodał czarownik cichutko. Jednym ruchem ręki sprawił, że światła w pomieszczeniu stały się ciemniejsze i dawały jedynie delikatną poświatę. Od razu też pocałował Aleca w szyję, owiewając go przy tym ciepłym oddechem. Młodszego na ten gest przeszedł dreszcz. Tak dawno nie czuł czegoś takiego, że aż się zarumienił. – Wyglądasz tak pięknie jak zawsze, tylko nie uśmiechasz się tak często.
– Bo zwykle chodzę uśmiechnięty od ucha do ucha? – zapytał Lightwood, sięgając dłonią do tyłu, do twarzy swojego mężczyzny.
– Przy mnie zawsze – odpowiedział mu Bane, znowu go cmokając.
Może i to nie była do końca prawda, ale mógł chociaż pomarzyć o tym, że tak było.
Alec uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie robił Magnus. Wiedział, że ten celowo odwracał jego uwagę i tym samym nie pozwalał mu na głębsze rozmyślania. Całował jego szyję i głaskał go po boku, by Lightwood skupił się tylko i wyłącznie na nim.
– Taki był twój plan? – zapytał rozbawiony.
– Jaki plan? – odpowiedział pytaniem Bane, udając zaskoczenie.
Nie przerywał przy tym swoich czynności, a nawet je pogłębił w takim stopniu, że Nocny Łowca zaczął mruczeć.
– Wiedziałeś, że niezależnie od tego, jak potoczyłaby się rozmowa z moją matką, przyszedłbym tutaj, żeby ci o wszystkim powiedzieć. Specjalnie nie zostałeś w Instytucie, bo tutaj jesteśmy tylko my – wyjaśnił, a Magnus zaśmiał się w jego szyję.
– Rozgryzłeś mnie – przyznał się.
– Może i tak – wyznał Alec. – Ale to nie zmienia faktu, że to trochę okrutne. Nawet gdybym przyszedł tutaj po nieudanej rozmowie, to i tak nie pozwoliłbyś mi stąd wyjść. Musisz odwracać moją uwagę? – warknął pod nosem, ale nie było w tym żadnego wyrzutu. – Niemniej jednak chciałem się dowiedzieć, dlaczego to zrobiłeś. Dlaczego sobie to zaplanowałeś? Zwątpiłeś we mnie i naprawdę pomyślałeś, że moja matka będzie w stanie tak mnie zmanipulować, że bym do ciebie nie wrócił? – zagadnął go, oczekując od niego szczerej odpowiedzi.
Magnus zaśmiał się pod nosem i odsunął się od jego ciała. Chwilę się nie odzywał, aż w końcu zapytał o to, o co chciał zapytać, kiedy tylko ten przekroczył próg jego mieszkania.
– Czyli wszystko poszło dobrze?
Lightwood skinął głową, uśmiechając się przy tym delikatnie. Bane szybko powtórzył jego gest i poprawił się na kanapie, przenosząc ramię z jego pasa na barki i tym samym sprawiając, że Alec jeszcze bardziej zatopił się w jego ramionach.
– A może miałem inny powód? – tym razem to Magnus go zagadnął.
– Mmm... Jaki? – zaciekawił się Nocny Łowca, otwierając jedno oko.
– Miałem pewność, że wszystko pójdzie dobrze – zaczął, a Alec aż prychnął. Doskonale widział wcześniejszą obawę w oczach swojego chłopaka i wiedział, że ten nie był niczego pewny. Nie miał mu tego za złe, bo przecież sam nie miał pojęcia, jak to się wszystko potoczy. – I wiedziałem, że skoro tak będzie, to po rozmowie z matką będziesz uspokojony i nic nie będzie cię dekoncentrowało, przez co będziesz mógł skupić się tylko i wyłącznie na mnie – wyjaśnił, ignorując jego poprzednią reakcję. Pocałował go w skroń, potem w policzek, a chłopak ponownie przymknął oczy, oddając się uczuciu, jakie go ogarnęło. – Nareszcie jesteśmy sami i możemy z tego skorzystać – szepnął mu do ucha.
– Skoro tak to kontynuuj – odparł Alec.
– Tak? – przedrzeźniał go Magnus.
– Mhhhmmm – zgodził się Lightwood, nie przejmując się jego prześmiewczym tonem.
Tak naprawdę po cichu marzył o tym, co się właśnie działo. O tym, że oboje chociaż na chwilę zapomną o jego wypadku i będą mogli się sobą nacieszyć. O tym, że Magnus będzie go całował, a on bez żadnego skrępowania i obawy przed tym, że zaraz ktoś wejdzie, będzie mógł wzdychać z uwielbieniem i wreszcie o tym, że Bane wsunie mu dłoń pod koszulkę tylko po to, by zaraz się jej pozbyć.

__________________________

Wybaczcie opóźnienie.

czwartek, 18 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ LXXVI

– Mam dla ciebie dobrą wiadomość – oznajmił Magnus, wchodząc do pokoju szpitalnego, w którym znajdował się jego chłopak. Od razu powędrował spojrzeniem do jego łóżka i uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że Alec nie jest sam. Siedział bowiem obok swojej siostry i przeglądał jakieś księgi, związane zapewne z treningami i szkoleniem, z których ten niestety nie mógł już korzystać. – A w zasadzie to dwie – sprecyzował, nie przejmując się tym, że mógł im w czymś przerwać. – Dzień dobry, Izzy – przywitał się z dziewczyną, po czym podszedł do jej brata i pocałował go w czoło, wyczarowując sobie krzesło, na którym zamierzał usiąść. – Pierwsza – zaczął i pokazał mu to, co trzymał w dłoni.
Była to zwykła koszulka. Niby nic wielkiego, ale i tak na jej widok usta Lightwooda same ułożyły się w uśmiechu. Od czasu wypadku jego klatkę piersiową i brzuch zakrywały jedynie bandaże. Nie mógł nosić nic innego, bo musiałby się za bardzo nagimnastykować, żeby to ściągać bądź zakładać, a wiadomym było, że musiał ograniczać swoje ruchy do minimum. Odwiedzało go codziennie sporo osób i dziwnie się czuł z tym, że siedział przed nimi półnagi. Na szczęście wszystko dobrze się goiło, bo w przeciwnym razie Magnus nie pozwoliłby mu na nic, co mogłoby pogorszyć sprawę.
– Nareszcie – odpowiedział mu Alec, sięgając po t–shirt. Szybko ją na siebie naciągnął, wzdychając głęboko. – Jak dobrze – stwierdził z rozanielonym uśmiechem i oparł się o poduszki. – A ta druga? – chciał wiedzieć.
            Magnus przyglądał mu się z niegasnącym uśmiechem. Skoro zwykła koszulka wywołała u niego taką wesołą reakcję, to co zrobi, kiedy ten mu powie o drugiej sprawie?
– Możesz się dzisiaj przenieść do swojego pokoju – wyznał. – Uważam, że cztery dni w szpitalu wystarczyły na to, byś wrócił do formy. Rany ładnie się goją, więc resztę kuracji możesz równie dobrze odbyć u siebie. Wystarczy cię teraz smarować raz dziennie i chyba nawet sam będziesz mógł to robić – wyjaśnił szczerze.
– Naprawdę? – ucieszyła się Izzy. – To świetnie, Alec! – powiedziała do swojego brata.
– Tak – wyznał ostrożnie czarnowłosy. – Tak, chyba tak.
            Bane od razu zauważył, że ta informacja nie została tak dobrze przyjęta jak wcześniejsza, a przecież nie tak miało być. Alec miał się ucieszyć i rzucić mu w ramiona. No dobra. Nigdy by tego nie zrobił, ale czarownik i tak liczył na coś więcej niż to, co dostał w zamian na tę informację.
– Coś nie tak? – zapytał.
– Nie wiem – odparł szczerze Lightwood. – Nie miałem pojęcia, że będę mógł wyjść stąd tak szybko. Mówiłeś, że to może potrwać – przypomniał mu.
– Mówiłem – przyznał czarownik. – Ale nie musisz już przebywać w tym pomieszczeniu. Możesz kontynuować leczenie gdziekolwiek indziej. Odniosłem wrażenie, że wcześniej ci na tym zależało. Coś się zmieniło?
            Nocny Łowca wzruszył ramionami. Był jeden powód, ale nie chciał poruszać tego tematu przy swojej siostrze.
– Nie. Chyba po prostu jestem zaskoczony – odparł nie do końca szczerze i uśmiechnął się. Magnus wiedział, że coś było nie tak, bo zobaczył to w jego oczach, do których nie dotarł uśmiech. Nie chciał jednak naciskać. – To kiedy mogę się stąd wynosić?
– Kiedy tylko zechcesz – odpowiedział mu swobodnym tonem Bane.
– Pomożecie mi zebrać wszystkie rzeczy? – zapytał Alec i opuścił nogi na podłogę.
            Plusem było to, że nareszcie będzie miał więcej ruchu. Dotąd spacerował jedynie w obrębie tych czterech ścian i to tylko i wyłącznie wtedy, kiedy miał pewność, że nikt nie wejdzie do środka. Teraz dostał na to pozwolenie i zamierzał korzystać, jak tylko się da.

***

            Aaron błąkał się po ulicach Nowego Jorku, nie bardzo wiedząc, co z sobą zrobić. Cieszyło go to, że wyjaśnił z Aleciem nieporozumienie, jakie przez niego wyniknęło i miał nadzieję, że Bane nie zamierza go już zamordować. Na Lightwoodzie też chyba się nie wyżywał, bo z tego, co zauważył w ciągu ostatnich kilku dni, bywał u niego bardzo często i siedział równie długo. Nie słychać było żadnych wrzasków ani trzasków, więc wszystko było w porządku, ale nie miał pewności. W ciągu minionych dni nie miał za wiele czasu by odwiedzić Aleca, a i z czarownikiem nie rozmawiał od ich feralnej wymiany zdań. Mógł się więc jedynie domyślać, ale nic nie wskazywało na to, by jego domysły były błędne.
            Zdążył już ochłonąć po ostatniej bitwie, a jego życie wróciło do porządku dziennego i nadszedł czas, by zastanowić się co dalej. Przed nim ostatnie dni w Nowym Jorku a on nadal nie wiedział, jak się sprawy miały między nim a Jasonem. Miał świadomość tego, że zachowuje się teraz dziecinnie, nie robiąc żadnego kroku w jego stronę, ale nie potrafił inaczej. Według niego nie miało to sensu. Kurs niedługo dobiegnie końca, a oni się już pewnie nigdy nie spotkają. To było strasznie frustrujące, bo z jednej strony chciał powiedzieć o wszystkim chłopakowi, a z drugiej wolał to przemilczeć. Ale czy mógł wyjechać bez pożegnania i chociażby słowa wyjaśnienia? Mimo wszystko spędzili ze sobą przyjemne chwile i dzięki Jasonowi pobyt w Nowym Jorku nie był taki nudny, na jaki się zapowiadało.
            „Czas podjąć decyzję”, pomyślał i ruszył przed siebie. Zdecydował, że pójdzie tam, gdzie go nogi poniosą i będzie musiał stawić temu czoło.

***

– O co chodziło w szpitalu? – zagadnął czarownik, wpatrując się w swojego chłopaka, który z uwielbieniem poprawiał poduszki na swoim łóżku.
            Alec bardzo cieszył się z tego, że nareszcie wrócił na swoje stare śmieci i mimo wcześniejszych obaw teraz nie wydawało mu się to czymś strasznym. Dalej miał wizje tego, że będzie musiał spędzać czas tutaj, a nie tak jak reszta jego rówieśników i znajomych w sali treningowej, ale powoli się do tego przyzwyczajał. Żal mu było, że nie będzie mógł ukończyć z nimi kursu, a przecież do tego było już tak blisko. Wiedział jednak, że zdrowie jest ważne i musiał zrobić wszystko, co mógł, by wrócić do wcześniejszej formy. Jeśli teraz o to nie zadba, później może być tylko gorzej, a przynajmniej o tym zapewniał go ciągle Magnus.
– Myślałem, że tamten pokój nie przypadł ci do gustu – dodał Bane, marszcząc brwi. Nie podobało mu się to, że Alec nie odpowiadał i tym samy ignorował jego słowa. Nie lubił być przez nikogo ignorowany. – To z tym łączą cię lepsze wspomnienia – przypomniał, uśmiechając się lubieżnie.
– Nie mów o takich rzeczach, kiedy nie możemy sobie na nic pozwolić – odburknął Alec, rzucając go jedną z poduszek. Magnus jednak zapobiegł temu, by go uderzyła, zatrzymując ją w powietrzu jednym sprawnym ruchem. Zaśmiał się głośno i przyciągnął go do siebie. Lightwood rozłożył się wygodnie na meblu, leżąc na nim prawie nagi. Miał na sobie tylko ciemne bokserki, bo planował wziąć kąpiel. – To smutne, ale pozostają ci jedynie wyobrażenia. A co do twojego wcześniejszego pytania… – zaczął, sięgając po jego dłoń i kładąc ją sobie na fragmencie skóry, która nie była pokryta bandażem. Lubił, kiedy Magnus jeździł mu po brzuchu swoimi długimi i wiecznie zimnymi palcami. – Skoro nie muszę przebywać w szpitalu, to zgaduję, że nie uda mi się już bardziej odwlec momentu mojej egzekucji – wyznał szczerze, wzdychając głęboko.
            Był zadowolony z tego, że przy tego typu ruchach nie czuł beznadziejnego uścisku, który towarzyszył mu ostatnio przy każdej czynności. Wiedział, że była to zasługa Magnusa i maści, które dla niego przygotowywał.
– Co masz na myśli? – zapytał Bane, muskając palcami żebra młodszego.
– Rozmowę z moją matką, a co innego? – odparł Lightwood, a czarownik się zaśmiał. Nie miał pojęcia, że Alec to tak postrzegał. – To nie jest zabawne! – oburzył się i uszczypnął go w udo.
– Jestem pewien, że sobie poradzisz – zapewnił go Magnus, pochylając się nad nim i całując go w czoło. – Co może się stać w najgorszym wypadku?
            Alec objął go za szyję i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Lubił momenty, kiedy Magnus był tak blisko niego, że wystarczyło, by się delikatnie uniósł, a już sięgał jego ust. Miał też wtedy idealny wgląd na jego oczy, które były względem niego zawsze takie ciepłe i sprawiały, że czuł się dobrze.
– Może mnie wydziedziczyć i zakazać używać nazwiska Lightwood – powiedział takim tonem, jakby to było coś normalnego i często spotykanego. – Nie wiem, jak przyjęłoby to Clave.
– Jestem prawie pewien, że tego nie zrobi.
– Nie zapominaj, że mówisz o Maryse Lightwood. Jest zdolna do wielu rzeczy – przypomniał mu czarnowłosy, cmokając jego usta.
– Mogłaby się wyrzec swojego dziecka? – odpowiedział pytaniem Magnus, który ochoczo odpowiedział na pocałunek. Pozwolił na to, by Alec wplótł palce w jego włosy i odsunął się na tyle, by móc coś dodać. – I to w momencie, kiedy wciąż potrzebuje opieki medycznej?
– Najpierw pozwoli mi się wykurować, a potem mnie wywali? – zapytał Lightwood, patrząc swojemu mężczyźnie prosto w oczy.
            Nie uważał tej rozmowy za bezsensowną i nie używał pytań retorycznych bądź ironii. Naprawdę chciał się dowiedzieć, co na ten temat sądzi Magnus i chciał poznać jego zdanie. Nie chciał, by Bane potraktował to jako zbędną pogawędkę.
– Alec! – oburzył się Magnus, robiąc wielkie oczy.
– No co? – chciał wiedzieć młodszy. – Nie wiem, co może zrobić i chcę się przygotować na wszystkie możliwe opcje. Co jeśli któraś z nich okaże się prawdziwa?
            Czarownik przewrócił oczami i przerzucił jedną nogę przez biodra chłopaka. Miał dość poprzedniej pozycji, bo czuł, że zaczynało mu drętwieć ramię, na którym się cały czas opierał. Teraz mógł się nad nim pochylać i miał pewność, że nie zrobi mu przy tym krzywdy.
– Jeżeli zakaże ci używać nazwiska Lightwood, to przyjmiesz moje – stwierdził Bane, bo było to jedyne rozwiązanie, jakie przychodziło mu do głowy.
            Zauważył, że Alec zarumienił się po jego słowach i wyobraził sobie to, jakby to wszystko wyglądało, gdyby chłopak rzeczywiście zmienił nazwisko na Bane.
– Nie żartuj – poprosił go młodszy, całując go w usta. Wizja tego, że miałby się nazywać Alexander Bane, wywoływała w nim dreszcze i nawet nie chciał myśleć o tym, co by powiedziała jego rodzina, gdyby do tego doszło. – Proszę cię o poważne opinie i chcę, żebyś to traktował tak samo jak ja.
– Nie żartuję, Alec – odpowiedział mu Bane. – No dobra – przyznał po chwili. – Może to trochę nierealne, ale co byś powiedział o wspólnym mieszkaniu? – chciał wiedzieć.
            To pytanie zbiło z tropu Nocnego Łowcę. Otworzył usta, ale zaraz je z powrotem zamknął, bo naprawdę nie miał pojęcia, jak się zachować. Wpatrzył się w oczy czarownika, chcąc w ten sposób sprawdzić, czy to nie tylko jego kolejny żart, ale nie mógł dostrzec nic takiego.
– W razie gdybym nie mógł tu już zostać, tak? – dopytał niepewnym głosem.
            Magnus pocałował go w szyję i poprawił się, siadając na jego udach. Zrobił to po to, by nie musieć opierać się ręką na pościeli i dzięki temu przenieść ją na twarz Lightwooda.
– Wstępnie możemy to tak określić – zaśmiał się i powrócił do jego warg.
Skubnął je nieco i ponownie się odsunął, by prowadzić dalszą rozmowę. Alec był zaskoczony jego słowami, ale starał nie dać tego po sobie poznać.
– Już kiedyś o tym wspominałeś – przypomniał mu czarnowłosy, głaszcząc go po głowie i odsuwając na bok kosmyki włosów, które wpadały mu do oczu.
– A ty po raz kolejny unikasz tematu – rozbawiony Bane pokręcił głową.
            Zaraz po tym zsunął się z jego nóg i usiadł na łóżku. Pociągnął go za sobą i po chwili Alec siedział naprzeciwko niego.
– Naprawdę chciałbyś dzielić ze mną swoje mieszkanie? – zapytał Lightwood, nie chcąc go zbywać.
            Widział, że Magnusowi zależało na odpowiedzi, ale nad nią musiałby się dłużej zastanowić. Całe życie mieszkał tutaj i nie chciał podejmować decyzji pod wpływem chwili. Poza tym nadal nie miał pewności, że czarownik mówił poważnie.
– Tutaj ci to jakoś nie przeszkadzało – powiedział Bane łagodnym głosem i sięgnął po jego rękę. – Dzieliliśmy tę samą sypialnię, spaliśmy w jednym łóżku i korzystaliśmy z jednej łazienki. Czy nie na tym to polega?
            Alec wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia. Nigdy z nikim nie mieszkał, pomijając oczywiście ostatnie dwa miesiące, ale to było zupełnie co innego.
– Tam bylibyśmy zupełnie sami – przyznał Lightwood. – Nie byłoby mojego rodzeństwa ani nikogo innego. Nie wiedziałbym o misjach, w których powinienem uczestniczyć.
– To, co wymieniasz, to same plusy – oznajmił Magnus, uśmiechając się do niego wesoło. Miał świadomość tego, że Nocny Łowca chciał, by inaczej to zabrzmiało, ale wyszło, jak wyszło i nic nie mógł na to poradzić. – A o misjach i tak byś wiedział. Od czego są komórki? Poza tym nie zakazywałbym ci chodzenia do Instytutu – zapewnił go. – To nadal byłby twój dom. Drugi.
            Nocny Łowca miał mętlik w głowie. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej miał ochotę spróbować, ale jeszcze nie teraz. Za kilka miesięcy, jeśli ich związek będzie dalej tak dobrze prosperował.
– Nie odpowiem ci teraz – stwierdził, mając nadzieję, że w ten sposób zakończy rozmowę.
– Nie każę ci teraz podejmować decyzji – odparł Bane.
            Był z siebie niezwykle zadowolony. Zasiał ziarenko i był pewien, że jeśli będzie o nie odpowiednio dbał, Alec w końcu się zgodzi. Poza tym odciągnął jego uwagę od wcześniejszego tematu i sprawił, że Lightwood przestał myśleć o tym, co go czeka, a mianowicie o rozmowie z matką.
            Nocny Łowca kiwnął głową i pocałował go szybko w usta, by zaraz po tym wstać. Obiecywał sobie kąpiel i nie zamierzał z tego rezygnować, jednak to, co zobaczył po drodze, sprawiło, że wrócił na łóżko.
– Czy twoje nagłe zainteresowanie faktem, gdzie będę mieszkał, ma związek z tym? – zapytał, patrząc mu głęboko w oczy i jednocześnie zastanawiając się nad tym, jak dotąd mógł nie zauważyć wielkiej walizki stojącej w kącie pokoju.
            Magnus zawahał się przez chwilkę, co nie umknęło uwadze jego chłopaka. Alec uniósł brwi, oczekując jego odpowiedzi, która nie następowała, a on zaczynał się coraz bardziej niepokoić. W końcu jednak Bane postanowił udzielić mu odpowiedzi i to tonem, o który by nawet siebie w tym momencie nie posądzał.
– Zamierzałem ci o tym powiedzieć – przyznał spokojnie i uśmiechnął się przepraszająco. – W dniu, w którym doszło do twojego wypadku, zakończyłem pracę w Instytucie. Miałem cię o tym poinformować wieczorem i wyprowadzić się następnego dnia, ale los chciał inaczej. Nie byłem w stanie cię zostawić i chyba w ogóle zapomniałem o tym, że miałem wrócić do siebie. Wolałem być blisko i przedłużałem to, jak mogłem – przyznał szczerze. – Twojej matce też nie zależało na tym, by mnie wyrzucić, bo okazałem się jeszcze przydatny. Do tej pory nie omówiliśmy szczegółów dotyczących mojego wynagrodzenia, ale wstępnie umówiliśmy się na dzisiejsze popołudnie.
– I po tym się wyniesiesz? – chciał wiedzieć Alec.
– Nie mam pojęcia – odparł niemal automatycznie Bane. – To zależy od tego, jak potoczy się rozmowa z Maryse. Być może nie będzie miała nic przeciwko temu, żebym nadal tu był i pomagał ci wracać do zdrowia, a być może mnie wyprosi i zatrudni do tego kogoś innego.
– Wolałbym, żebyś został – oznajmił Lightwood i położył się na plecach, ręce opierając na brzuchu.
            Magnus uśmiechnął się ciepło i kiwnął głową, chociaż chłopak nie był w stanie tego zobaczyć, bo patrzył prosto w sufit.
– Przecież wiesz, że nie mogę zostać tu na zawsze. W końcu będę musiał wrócić – stwierdził i pochylił się nad nim. Alec złapał w dłonie jego twarz, a Bane kontynuował: – Poza tym już trochę nie mogę się tego doczekać – przyznał z rozmarzoną miną. – Będę mógł spać do późna i jadać śniadania kiedy i gdzie tylko będę chciał. Nie będzie mi przy tym towarzyszyła zgraja wiecznie gadających i ruchliwych Nocnych Łowców, co też jest plusem. Budząc się, oczekuję ciszy i spokoju, bo przecież jak można przeżyć dobrze dzień, skoro już od rana cierpi się na okropny ból głowy spowodowany nadmiernym hałasem? – wymieniał. – No i te kolory… – skrzywił się. – Tęsknię za swoim wystrojem. Jedyne czego będzie mi brakować to ciebie – westchnął na koniec.
– Już myślałem, że tego nie dodasz – zaśmiał się Alec, głaszcząc jego policzek.
            Magnus zaśmiał się cicho i pocałował go w czoło, ale nic nie dodał. Miał nadzieję na to, że Lightwood będzie go odwiedzał i zostawał u niego od czasu do czasu, ale wolał nie mówić tego na głos. Poza tym nie chciał go już zatrzymywać, bo wiedział, że ten miał coś do zrobienia. Odsunął się więc i rzekł:
– Łazienka na ciebie czeka.
            Nocny Łowca kiwnął głową i wygramolił się z łóżka. Ruszył w kierunku odpowiedniego pomieszczenia, ale tuż przed przekroczeniem progu odwrócił się i spojrzał na czarownika.
– Nie miałbyś ochoty dołączyć?
            Magnus zacisnął pięści i przygryzł wargę. Musiał walczyć z samym sobą, by podjąć odpowiednią decyzję.
– Oczywiście, że mam, mój najpiękniejszy – odpowiedział szczerze. – Ale dla nas dwojga lepiej będzie, jeśli pozwolę ci iść tam sam – wyjaśnił i dał sobie mentalnego kopniaka. Nie mógł uwierzyć w to, że rezygnował z tak świetnej propozycji. – W tym czasie sprawdzę, czy na pewno zabrałem wszystko z gabinetu – dodał, chociaż miał pewność, że nic tam nie zostało.
            Alec po raz kolejny skinął głową i już go nie było, a Magnus opadł bezsilnie na pościel, żałując tego, że mu odmówił. Wiedział jednak, że dobrze postąpił. Lightwood nie mógł pozwalać sobie na przemęczenie ani żadne niepożądane skurcze mięśni czy tym podobne, a mało prawdopodobnym było, że nie dbałby o to, gdyby byli zbyt zajęci czymś innym.


***

            To było niewiarygodne, a przynajmniej tak to sobie próbował tłumaczyć Aaron. Nie mógł uwierzyć w to, że nogi, które mogły go przyprowadzić gdzie tylko chciały, wybrały akurat to miejsce. Na jego niekorzyść działało to, że kończyny były połączone z umysłem, a w tym siedziała tylko jedna osoba. Właśnie dlatego znalazł się pod domem Jasona, którego nawet nie planował dzisiaj odwiedzać. To była kolejna rzecz, jakiej chciał uniknąć. Rozmowy z nim. Kiedy wychodził z Instytutu, nałożył na siebie runę niewidzialności i dało mu to szansę ucieczki. Obiecał sobie jednak, że stawi czoło temu, co go czeka niezależnie od tego, czym było, a że był Nocnym Łowcą, nie łamał obietnic. Nawet takich złożonych samemu sobie.
            Rozejrzał się po okolicy, ale nikogo nie zauważył. Przeszedł więc na tył domu, by sprawdzić, czy będzie mógł wejść do chłopaka oknem, jak to mu się już zdarzało. Nie chciał pukać do drzwi, bo wolał załatwić to szybko i bezboleśnie. Nie widziało mu się napotykanie jego rodziny, a to było możliwe, jeżeli wszedłby tak jak inni goście.
            Już miał zerkać w górę, kiedy jego wzrok przykuła drewniana ławka stojąca na zewnątrz. Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy z jej istnienia. Wiedział, że na ganku znajdował się stolik z krzesełkami, bo mijał go za każdym razem, kiedy tu przychodził. Dopiero zorientował się, że tak naprawdę nie był nigdy w tej części podwórka. Wyglądało przyjemnie i potulnie, a ławeczka tylko dodawała uroku. Nie to, żeby Aaron widział w czymkolwiek jakiś urok, ale był pewien, że niejedna osoba nazwałaby to miejsce takimi właśnie określeniami. Kiedy podszedł bliżej, drzewa bardziej odsłoniły cały plac i mógł zobaczyć, że na ławce siedzi nie kto inny jak Jason. Czytał książkę i wyglądał przy tym zupełnie inaczej niż zawsze, kiedy Aaron go widywał. Był skupiony i spokojny, a na jego kolanach znajdowała się mała kuleczka, której futerko było cały czas głaskane przez chłopaka.
            Blondyn odetchnął kilka razy, po czym zdjął z siebie czar niewidzialności. Nie zwlekając dłużej, podszedł do chłopaka i stanął za nim, zaglądając mu przez ramię. Poruszał się bezszelestnie, więc Jason nadal nie zdawał sobie sprawy z jego obecności.
– Nie wiedziałem, że jesteś takim molem książkowym – zaśmiał się i położył dłoń na jego szyi, sprawiając tym samym, że chłopak zadrżał i podskoczył ze strachu.
            Jason szybko uniósł na niego swój wzrok i uspokoił się nieco, widząc znajomą twarz.
– Cześć – powiedział zaskoczony i kiwnął mu głową. Nie miał pojęcia, co ten tu robił, bo z tego, co mu było wiadomo, na nic się nie umawiali. Może i Aaron nie był osobą, która planowała wszystko z tygodniowym wyprzedzeniem, ale mimo to młodszy myślał, że ten wcześniej zadzwoni. Widzieli się kilka dni temu i rozstali w dość dziwnej sytuacji, o czym Jason nie mógł zapomnieć. Nie wiedział, o co dokładnie chodziło, ale odkąd poznał Aarona, spotykały go różne dziwne rzeczy. – To lektura – wyznał chłopak, wracając do jego wcześniejszego komentarza na temat książki.
– Na pewno – stwierdził Nocny Łowca, który nie do końca wiedział, czym była lektura. Jason mu kiedyś mówił o jakiś swoich lekturach, ale nie bardzo tego słuchał, bo było związane ze szkołą, a to go nie interesowało. Chciał więc uciąć temat i usiadł obok chłopaka. Mógł więc z bliska przyjrzeć się kuleczce, którą ten głaskał i okazało się być to zwierzęciem. Nie miał pojęcia o tym, że Jason miał królika! – Co to za bestia? – zagadnął go.
– Dustin – odparł jedynie chłopak i przyjrzał mu się uważniej, mrużąc oczy. Jego zdaniem Aaron zachowywał się dziwnie i zupełnie inaczej niż zwykle. Nie wiedział, czy był przygnębiony, czy może go coś dręczyło, ale zdecydowanie coś było nie tak. – Wszystko w porządku?
            Blondyn spojrzał na Jasona i wzruszył ramionami.
– Niby czemu miałoby nie być w porządku? – odpowiedział pytaniem.
– No nie wiem. Nigdy nie interesowałeś się moim życiem, a teraz pytasz o książkę, potem o królika – wyjaśnił pokrętnie młodszy i powtórzył jego gest. – Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że coś kombinujesz albo chcesz odwrócić moją uwagę – zaśmiał się.
– Znam inne sposoby na odwrócenie uwagi – odparł, również się śmiejąc.
            Jason widział jego lubieżny uśmieszek i wiedział, co chodziło w tym momencie po jego głowie, więc tylko przewrócił oczami.
– I wrócił dawny Aaron – skomentował, ale nie było w tym żadnego przytyku. Po prostu stwierdzenie faktu. – Wiesz, że nie będę z tobą gadał, jeśli nie wyjaśnisz mi tego, co stało się w parku i co chciałeś mi wtedy powiedzieć? – zapytał, tym razem mówiąc zupełnie szczerze. – Jeżeli nie zamierzasz tego zrobić, to możesz się wypchać – postanowił, stawiając wszystko na jedną kartę.
            Aaron przez chwilę się nie odzywał, myśląc nad jego słowami. Obawiał się, że chłopak nie da się po raz kolejny zwieść, a on w ten sposób nie będzie mógł uniknąć niepotrzebnych wyjaśnień i to właśnie się stało. Wszystko zabrnęło za daleko.
– To może trochę potrwać – przyznał szczerze i spojrzał na chłopaka, który tylko kiwnął głową i czekał na jego dalsze słowa.
            Blondyn nie wiedział, jak zacząć, ale w końcu samo jakoś poszło. Nie było to łatwe, ale miał nadzieję, że nie powie za dużo i mimo wszystko zachowa dla siebie to, kim naprawdę jest.

_________________________

Nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale jesteśmy coraz bliżej końca. Zostało zaledwie kilka rozdziałów.
Maryse w następnym. Buziaki!