piątek, 1 kwietnia 2016

BONUS PRIMA APRILIS

Jason nie mógł wierzyć w to, że dzisiejszy dzień mógł być jeszcze bardziej absurdalny. Czuł się tak, jakby w ogóle nie wstał. Czy to możliwe, że nadal spał? Ale czy sen mógł być tak bardzo realistyczny, mimo iż jednocześnie kompletnie niemożliwy? Dlaczego to wszystko było takie dziwne? Dlaczego nie wrócił po szkole do domu, tylko zgodził się na jakieś spotkanie? Dlaczego każdy, kogo spotkał, zachowywał się inaczej niż zwykle? I dlaczego Aaron... Nie, nawet nie potrafił tego nazwać. Ale może zaczniemy od początku...
Poranki nigdy nie należały do ulubionych części dnia u Jasona. Były raczej na szarym końcu. Czy było to uwarunkowane tym, że zazwyczaj oznaczało to pójście do szkoły, czy po prostu nigdy nie chciało mu się wychodzić spod ciepłej kołderki? Tego nie wiedział. Wiedział jednak, że dzisiaj piątek. Kolejny zwykły nudny piątek w jego życiu. Wystarczyło go tylko przetrwać. Lekcje miał do piętnastej, co nie było raczej powodem do szczęścia, ale musiał się poświęcić i wysiedzieć tyle w miejscu, w którym i tak spędził połowę swojego życia. Tak już musiało być. Jutro może gdzieś wyskoczy ze znajomymi albo spotka się z Aaronem. Szczerze mówiąc, do zwleczenia się z łóżka bardziej motywowała go ta druga opcja. Nie mógł się jednak na nic nastawiać, bo z doświadczenia wiedział, że z Aaronem było inaczej niż z kimkolwiek innym. Nigdy nie mogli niczego zaplanować, bo to by nie wypaliło. Żył więc w ciągłym stresie, co chwilę sprawdzając telefon, czy chłopak aby na pewno nie napisał. Było to bezsensownym zachowaniem i Jason zdawał sobie z tego sprawę, ale mimo to nie potrafił już wyzbyć się tego nawyku. W końcu po co Aaron miałby wysyłać mu jakąkolwiek wiadomość z samego rana? Wiedział, że ten chodzi do szkoły i z rana nie mają szans na małe co nieco. Częściej odzywał się wieczorami albo czasem i nawet popołudniami.
Po porannej toalecie i odrobinę nieprzytomnym wyborze garderoby na dzisiejszy dzień Jason postanowił zwlec swoje zwłoki na dół, by żaden z jego domowników nie pofatygował się do jego pokoju w celu wyciągnięcia go z łóżka. Miał dość sadystycznych pobudek jego brata albo jeszcze gorszego krzyku swojej mamy. Na pewno zaczęłaby prawić mu kazania na temat nieporządku, w jakim mieszka. Cóż, tak czy inaczej po chwili był już w kuchni i pierwszym, co ujrzał, był jego kochany brat. Zdziwił się nieco, widząc go przy stole, bo ten zazwyczaj wychodził znacznie później od niego, ale nic nie powiedział. Uroki bycia starszym.
- Jak się spało? - zapytała jego matka.
Jason szczerze wątpił w to, czy ją to rzeczywiście interesowało, więc odpowiedział z miną bez wyrazu:
- Całkiem okej.
Zaraz usłyszał cichy chichot dochodzący sprzed szafki, przy której stała. Co ją tak rozbawiło? Olał to jednak i skupił się na jedzeniu. Wiedział, że bez porządnego śniadania nie będzie w stanie przeżyć całego dnia w szkole. Jadł w niej co prawda lunch, ale to nie to samo.
- Jesteś brudny? - usłyszał w pewnym momencie od swojego brata.
- Gdzie? - odpowiedział automatycznie i już zaczął się oglądać.
Nie mógł wyjść ubrudzony do szkoły.
- Tutaj - odparł ten i wskazał na jego klatkę piersiową.
Chłopak szybko tam spojrzał, ale... No właśnie, nic tam nie było. Kiedy tylko podniósł swój zagubiony wzrok na swoją rodzinę, ta ponownie wybuchnęła śmiechem. Nienormalne. Zupełnie nienormalne. Dlaczego musiał wychowywać się wśród takich osób?
- Ale śmieszne - rzekł tylko i odłożył pustą miskę po płatkach do zlewu. Nie przejmował się jej umyciem, bo wiedział, że mama prędzej czy później zrobi to za niego. Nie rozumiał poczucia humoru osób znajdujących się w pomieszczeniu i chyba nawet nie chciał go rozumieć. Przez tyle lat zdążył się nauczyć, żeby po prostu potakiwać. To mu wystarczało. - Idę do szkoły - "świry", dodał w myślach, bo pozostała dwójka nic nie odpowiedziała, zajęta w dalszym ciągu chichotaniem.
Kiedy wyszedł na zewnątrz, spostrzegł, że nie tylko jego powalona rodzinka zachowywała się, jakby nagle wszystko wokół stało się śmieszne. Weźmy na przykład kanara w autobusie. Wredna ruda babka. Nie miała za wielu przyjaciół, a już szczególnie nie w towarzystwie, z jakim on miał do czynienia. Wiecznie ponura i nieuśmiechająca się kobieta, która tylko czekała na to, by przyłapać kogoś na jeździe na gapę i wlepić mu mandat. A dzisiaj? Jak co rano przerwała jego rozmyślania i swoim powstaniem sprawiła, że musiał wyciągnąć słuchawki z uszu, by przekonać się, co miała im do powiedzenia. Niespecjalnie zdziwił się, kiedy usłyszał to jej słynne: "bileciki do kontroli", bardziej zaskoczyła go jej reakcja na wystawiony przez pewnego chłopaka bilet. Jak to zawsze jest w autobusach miejskich, wielką sensacją jest to, że ktoś dostał mandat. W końcu bilet kosztuje grosze, więc czemu ktoś miałby go nie kupić? No nieważne. W każdym razie kobieta, która ma kamień zamiast serca i nigdy nie reaguje na niczyje maślane oczka oznajmiła wszem i wobec, że wspomniany delikwent jedzie na nielegalu. Zaraz zaczął się szum. Jako że była wczesna godzina, a większość pasażerów pojazdu była sobie znana i wędrowała nigdzie indziej jak do szkoły, każdy zaczął się od razu wypytywać najbliższej osoby, co się dzieje. Jason nie musiał tego robić, bo ze swojego miejsca miał idealny wgląd na całą sytuację. Widział więc, że chłopak był tym przerażony. Może i bilet nie należał do najdroższych, ale za to kara za jego nieposiadanie i owszem. Wyciągnął rękę po podawany mu przez kobietę dokument i zaraz jego mina uległa zmianie. Kanarka się uśmiechnęła, po czym szepnęła do niego coś, czego Jason nie mógł dosłyszeć. Ich wspólna reakcja była chyba jeszcze bardziej zadziwiająca niż cała ta sytuacja. Oboje bowiem się zaśmiali, po czym kobieta ruszyła dalej. Darowała mu? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział. Na domiar złego nikt inny nie zachowywał się, jakby właśnie zdarzyło się coś niezwykłego, a zdecydowanie tak było! Dlaczego nikt nie reaguje? I dlaczego Jason czuł się tak, jakby wszyscy wokół wiedzieli, co się dzieje, tylko nie on sam? Dlaczego nikt go nie wtajemniczył? Podobna sytuacja miała miejsce w szkole. Kiedy już do niej dotarł i odniósł kurtkę do szatni, nie miał nawet czasu na przywitanie się z kolegami, bo po dosłownie kilku sekundach zadzwonił dzwonek, oznaczający początek pierwszej lekcji. Fizyka. Kartkówka. Więcej nie trzeba było dodawać. Lepiej się nie spóźniać. Jason zdążył jeszcze przed wejściem złapać swojego przyjaciela i razem weszli do klasy. Na szczęście nauczyciela nadal nie było, więc spokojnie usiedli na swoich miejscach, czekając na jego objawienie się. Z braku laku zaczęli sobie powtarzać najważniejsze informacje, które mogą im się przydać i w ten oto sposób dotrwali do wejścia smoka ich kochanego belfra. Mężczyzna już w wejściu wyznał, że kartkówki nie będzie, bo nie miał czasu jej skserować, a gdy wszyscy odetchnęli z ulgą i położyli wszystkie książki z powrotem na blaty ławek, wyciągnął wspomniane kartki zza pleców i z diabelskim uśmieszkiem zaczął je rozdawać. Reakcja różniła się od tej z autobusu, bo tutaj nikt się nie uśmiechał, a wszyscy jęczeli z zawodu, ale nawet mimo to Jason miał wrażenie, że coś mu umyka i że znowu nie wie, o czymś istotnym. Świadczyć o tym mogło chociażby zachowanie jego kumpla, bo gdy szepnął do niego konspiracyjne:
- Nienormalny.
On odszepnął:
- Dzisiaj można się było tego spodziewać - i spojrzał na niego tak, że chłopak zaczął się zastanawiać, czy to aby na pewno z nim było wszystko w porządku.
Wolał już się nie odzywać i nie robić z siebie idioty. Wystarczało mu to, że wszyscy wokół nimi byli.
Kolejnym dziwnym zdarzeniem było to, że wszystkie tabliczki z numerami i nazwami klas były ze sobą pozamieniane. Na przykład w miejscu, w którym znajdował się sekretariat i gabinet dyrektora tabliczka głosiła "biologia" albo sala chemiczna podpisana była zacnym "sala gimnastyczna". Ciekawe było to, że nikt oprócz niego nie zwracał na to szczególnej uwagi. Byli tacy, którzy to zauważali, ale najczęściej patrzyli na to przez chwilę z politowaniem w oczach i odchodzili obojętnie w innym kierunku. Dlaczego? Tego nie dane było mu się póki co dowiedzieć.
W trakcie trwania czwartej lekcji trzykrotnie zadzwonił dzwonek, co jak każdy, kto uczęszcza do jakiejkolwiek szkoły, wie, że szkoła się "pali" i trzeba jak najszybciej opuścić jej budynek. Z tym Jason nigdy nie miał problemu. Razem z innymi udał się na wyznaczone miejsce zbiórki, by tam po prostu przeczekać tę chwilę i potem wrócić do więzienia. Słyszał skrawki rozmów i udało mu się z nich wyłapać coś typu: "ale śmieszne", "niezłe żarciki" czy inne bardziej cenzurowane wypowiedzi. Wszystko było w większości przesycone ironią, której on nie potrafił rozszyfrować. Nie rozumiał ich zachowania. Przerwali im w połowie lekcję, a ci jeszcze narzekali. Chyba powinni się cieszyć, przynajmniej takie było jego zdanie. Co z tego, że to tylko próba? Muszą taką zrobić przynajmniej raz do roku. Ustawił się w szeregu razem z innymi uczniami jego klasy i wyczekiwał tego, co ma im do powiedzenia zebrana straż pożarna. Niestety ich wywód już się rozpoczął, ale on nie był w stanie nic usłyszeć. Znowu! Czy przynajmniej w szkole nie mogliby zadbać o dobre nagłośnienie? Dobre? Ba! Jakiekolwiek. Dlaczego wszyscy się już rozchodzą? Dlaczego nikt mu nic nie mówi? Och, jakie to wkurzające. Zaczął się przeciskać przez tłumy osób, które ponownie zaczęły narzekać i powtarzać, że to nie było śmieszne. Ciężko mu było iść pod prąd, ale jakoś przecież musiał dostać się do zebranych nauczycieli. Może w końcu ktoś mu powie, co tu gra.
- Dzieciaki. Nikt już nie ma poczucia humoru - zdołał usłyszeć rozmowę swojej wychowawczyni z nieco starszym panem od historii. - Za naszych czasów było inaczej. Teraz nikt nawet się nie uśmiecha. Tylko te komputery i komputery - narzekał belfer.
- Ma pan rację - odpowiedziała mu kobieta. - Chociaż mogliby udawać, że ich to rusza - zaśmiała się, po czym najwyraźniej zauważyła obecność jej wychowanka, bo rzekła do niego: - Jason, mogę ci w czymś pomóc?
Chłopak nie wiedział, co odpowiedzieć i tylko pokręcił głową i uśmiechnął się oszczędnie. Kobieta odwzajemniła delikatny uśmiech i powróciła do rozmowy, a on ruszył w długą. Nasuwał mu się tylko jeden wniosek: ludzie są nienormalni.
Wszedł do klasy i od razu chwycił za telefon. Może to mu pomoże, bo na razie czuł się tak, jakby postradał zmysły, myślał, kiedy pisał  wiadomość do Aarona.
"Dlaczego wszystko jest takie pochrzanione?", brzmiała.
Na odpowiedź nie czekał długo, co w przypadku chłopaka nie było dziwne. Jeśli nie był zajęty, zawsze miał telefon przy sobie.
"Właśnie miałem do ciebie pisać. Jak tam dzień?"
Blondyn najwyraźniej zignorował jego pytanie i postanowił zacząć inny temat. Tylko dlaczego? I dlaczego pytał co u niego? Poza tym Aaron nigdy nie pisał do niego ot tak. I nie w środku dnia!
"Do kitu. Dziwnie się czuję."
"Biedny :("
WTF?! Kto zabrał Aaronowi telefon?! To niemożliwe, żeby chłopak sam z siebie pisał takie rzeczy. Niemożliwe! To nie Aaron.
"Mam wrażenie, jakby otaczali mnie inni ludzie, chociaż znam ich od dawna. To beznadziejne. Albo to ze mną jest coś nie tak."
Ostatniego zdania nie zamierzał pisać, ale w końcu zdecydował się je dodać. I tak już od rana robi z siebie idiotę, więc co za różnica?
"Z tobą na pewno jest wszystko tak. Masz ochotę się dzisiaj spotkać?"
"Sam nie wiem."
Odpisał automatycznie i szczerze, bo naprawdę nie był pewien. Nie miał pojęcia, czy chce dzisiaj gdzieś wychodzić albo się z kimś spotykać. Może jeśli prześpi się po szkole to wszystko wróci do normy? Oby.
"Mogę ci pokazać, jak szybko potrafisz zapomnieć o wszystkim innym. O wszystkich też."
Odpowiedź przerwała jego myśli i sprawiła, że uśmiechnął się pod nosem. Zaraz sam się za to skarcił. Był w klasie pełnej ludzi! Poza tym obok niego siedział jego kumpel, który cały czas próbował zerknać mu przez ramię i czytać jego wiadomości. Musiał być bardziej dyskretny. Wracając do sms-a, jego treść szczególnie spodobała się chłopakowi. Nareszcie coś normalnego! Jedna głupia normalna reakcja.
"Tak?"
Odpisał to specjalnie. Zawsze mu tak odpisywał bądź odpowiadał, chcąc wyciągnąć z niego coś więcej. Lubił erotyczny humor blondyna, ale wiedział, że nigdy by mu tego nie powiedział.
"Tak. Tak cię zajmę, że nie będziesz miał nawet czasu pomyśleć o czymś innym, ale muszę cię ostrzec, że jutro będziesz bardzo zmęczony i obolały."
Wiadomość była bardzo pozytywna i jak się można było tego spodziewać przesycona podtekstami. Jasonowi aż przyjemne dreszcze przebiegły po ciele, kumulując się w jednym konkretnym miejscu. To mu odpowiadało.
"Będę musiał sprawdzić w grafiku, czy mam jeszcze na dzisiaj miejsca."
Odpisał sprytnie i przygryzł wargę.
"Sprawdź."
Niemal natychmiast odczytał. Z odpowiedzią poczekał kilka chwil tak, żeby wyglądało to bardziej autentycznie. No co? W końcu był zajętym człowiekiem. Musiał sprawdzić, czy ma czas.
"Coś by się znalazło..."
"Uprzedź rodziców, że wrócisz później. Bardzo późno."
"Jak bardzo?"
"Będę o szesnastej. Przyszykuj się, aniołku."
Och, przyszykuję się, zapewnił go w myślach. I jeśli to, co pisał Aaron, było prawdą to zapowiadał się ciekawy dzień. Chociaż tyle.
Czekaj, czekaj. Chwila. ANIOŁKU?! Świat oszalał. Co się dzieje? Było dobrze! Aaron zachowywał się normalnie. Pisali ze sobą! Dlaczego, aniołku?
Nie miał jednak czasu, by o tym pomyśleć, bo został wezwany przez nauczyciela do tablicy. Świetnie. Po prostu genialnie. Szybko odłożył telefon wraz z wiadomością, na którą nadal nie udzielił odpowiedzi, do plecaka i udał się na środek klasy. Niektóre sytuacje nigdy nie ulegną zmianie.
Tak jak uprzedził, Aaron znalazł się pod jego drzwiami dokładnie o szesnastej. Jason wiedział, że było to odrobinę podejrzane, bo przecież chłopak jeszcze nigdy nie przyszedł o omówionej porze. Zazwyczaj spóźniał się przynajmniej kilka minut. Odpuścił jednak ten temat i zajął się chłopakiem, który właśnie go odwiedził. Poza nimi nie było nikogo innego w domu, więc mógł sobie na to pozwolić. Poza tym Aaron był ciekawszy niż jakieś tam rozmyślania. A już na pewno wtedy, kiedy przyszpilał go do ściany i całował na powitanie, tak jak na przykład teraz.
- Dzień dobry - powiedział cicho i odsunął się od chłopaka, kierując się prawdopodobnie do kuchni.
- Cześć - odpowiedział mu ostrożnie Jason i przetarł usta rękawem. Po tak intensywnym pocałunku zawsze były rozgrzane. Ruszył za blondynem, ale nie wszedł z nim do pomieszczenia, a zatrzymał się przy drzwiach i stamtąd obserwował, jak zajmuje jedno miejsce przy stole. - Zostajemy tutaj? - zapytał, unosząc brew.
Wiedział, że pomysł ten nie należał do najlepszych, bo nie dłużej niż za godzinę jego mama wracała z pracy. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Aaron też o tym wie, bo nie raz musieli się na szybko z tego powodu ubierać. Czasem potrafili stracić poczucie czasu.
- Nie, ale nie jesteś jeszcze gotowy - odparł mu spokojnie zapytany i zmierzył wzrokiem jego sylwetkę, uśmiechając się kątem ust.
Jason uniósł brew zupełnie zdziwiony. Czy Aaron się uśmiechnął? Dzisiaj wszystko go zaskakiwało! Ale czy w tym konkretnym przypadku powinien narzekać...?
- A czego mi brakuje? - chciał wiedzieć. Uśmiechnął się przy tym kokieteryjnie i zbliżył do chłopaka tylko po to, by zaraz przysiąść na jednym z jego szeroko rozstawionych kolan. Objął go za szyję i liznął obok ucha. - Albo czego mam za dużo? - szepnął, nawiązując do swoich ubrań i kładąc sobie jego rękę na boku.
Aaron zaśmiał się cicho, łapiąc między wargi jego usta.
- Zdecydowanie za dużo mówisz - odszepnął i dał mu się pocałować.
Jason chętnie na to przystał, samemu wszystko inicjując. Aaron nie musiał się nawet wysilać. No proszę, były nawet dobre strony. Ba! Taki chłopak na kolanach? Absolutnie same plusy.
- Nie lubisz, kiedy do ciebie mówię? - zachichotał młodszy i już wsuwał swoje ręce pod koszulkę chłopaka. - Bo ja lubię, kiedy ty ze mną rozmawiasz - dodał i spojrzał w jego rozbawione oczy.
- Nie mamy czasu na rozmowy. Spieszy nam się - przypomniał. - Ubieraj się i wychodzimy - zsunął go ze swoich kolan i zaraz stanął obok stołu, patrząc na niego wyczekująco.
Jason niechętnie bo niechętnie, ale też nareszcie wstał i zabrał z krzesła lekką kurtkę, którą wcześniej tam zostawił. Zaraz po tym wrócił do korytarza, w którym witał Aarona i sięgnął po swoje ulubione buty.
- Ja bym wybrał te - rzekł blondyn i wskazał mu jakieś adidasy.
- Dlaczego nie mogę iść w trampkach? - zapytał zaskoczony Jason, ale posłusznie zaczął sznurować buty inne od tych, które zamierzał założyć.
- Możesz - wzruszył ramionami. - Nie mówię, że nie, ale w tych ci będzie wygodniej.
- Wygodniej? - dopytał, ale nie uzyskał żadnej konkretnej odpowiedzi, a jedynie:
- Gotowy?
Narzucił więc kurtkę na ramiona, wsunął ręce w rękawy i skinął głową. Nie pozostawało mu nic innego.
- Co zaplanowałeś?
- Zobaczysz - odrzekł Aaron z niebezpiecznym błyskiem w oku i ruszył przodem, zakładając z góry, że młodszy pójdzie za nim.
Tak też było, ale nie było to dla nikogo żadnym szokiem. Mimo iż Jason wyczuwał wyraźną zmianę w zachowaniu wiecznie aroganckiego i myślącego o sobie Aarona, nie mógł tego nie zrobić. Ciekawość zwyciężyła. Tak, był ciekawy tego, co wymyślił tym razem. Gdzie będą się pieprzyć? Otóż nigdzie, jak się po kilkunastu minutach okazało.
- Tutaj zaczyna się nasz szlak - wskazał blondyn i uśmiechnął się szeroko.
- Szlak?
- Tak. Pomyślałem, że poczujesz się lepiej na łonie natury i to mi wpadło do głowy. Pospacerujemy sobie - zaproponował i podszedł do Jasona, by pocałować go w czoło. To było do niego takie niepodobne. Aaron nigdy go tak nie traktował. Nie to, żeby wcześniej było źle czy coś, ale to co jest teraz? Od kiedy stał się taki opiekuńczy? - Nie podoba ci się? - zasmucił się.
- Podoba - zapewnił go od razu. Nie mógł patrzeć na jego smutny wyraz twarzy. Uśmiech też nie był normą, ale smutnego Aarona można oglądać jedynie w ekstremalnych warunkach. Zazwyczaj był po prostu na wszystko obojętny. - Ale miałeś mnie wymęczyć - przypomniał mu, celowo podkreślając ostatnie słowo. - Miało być przyjemnie - dodał, patrząc mu intensywnie w oczy.
Miał nadzieję, że chłopak choć odrobinę zrozumie.
- No tak. Tak jak obiecałem - przytaknął mu, na powrót się uśmiechając. - Będzie fajnie - przyznał i pociągnął go za dłoń, kierując ich na początek trasy. - I zdążysz się zmęczyć - zaśmiał się, rozpoczynając marsz. Jason się nie sprzeciwiał, a szedł po prostu za nim. Po ostatnich słowach humor mu się nieco poprawił. Czyli jednak..., pomyślał i uśmiechnął się lubieżnie. - Całe dziesięć kilometrów - dodał z dumą, a chłopak mało co nie udusił się powietrzem, którym oddychał.
Tak więc spędzili kolejne godziny, wędrując i podziwiając widoki. Jason musiał przyznać, że nie było tak źle, ale mimo wszystko wolał swoje wcześniejsze życie. Je chociaż jako tako ogarniał, a teraz? Teraz niczego nie mógł przewidzieć. Nawet tego, kiedy Aaron przyciągnie go do siebie i znienacka pocałuje w ramię czy głowę. Było to przyjemne, ale wcześniej tego nie robił! W końcu po ciężkiej trasie Aaron postanowił zrobić przerwę. Sam osobiście mógłby iść dalej, ale widział, że jeśli choć na chwilę nie przysiądą, to Jason mu tu zaraz zejdzie na zawał, a tego by nie chciał. Nie miał, co się temu jednak dziwić, bo przeszli już nieprawdę sporo, ponad trzy czwarte trasy! Nocny Łowca nie spodziewał się, że chłopak tyle wytrzyma.
Jason był bardzo zmęczony, ale nie chciał siadać. Skoro mieli przejść te dziesięć kilometrów to wolał to zrobić jak najszybciej i wrócić do domu. Ten dzień był beznadziejny. Chciałby go już skończyć. Po namowach musiał jednak zrobić przerwę, więc przysiadł przy drzewie i zaczął rozmyślań nad tym, co mu się dzisiaj przydarzyło. Nie poczuł nawet, kiedy Aaron zajął miejsce obok niego.
- Zmęczony? - usłyszał.
- Uprzedzałeś, że będę zmęczony - przypomniał mu i zmarszczył brwi, kiedy ten objął go ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Racja - zaśmiał się. Był dzisiaj taki łagodny i troskliwy, że to aż odrobinę przerażało młodszego. Czy powinien z nim być w takim odludnionym miejscu sam na sam? - Ale ci się podoba? - dopytał.
- Może być - przyznał z małym entuzjazmem.
Tak naprawdę myślał tylko o tym, że to pewnie sen. Że zaraz się obudzi. To było tak beznadziejne, a zarazem tak realne, że Jason sam się gubił. Najpierw jego mama i brat, potem kanarka, nauczyciele w szkole, a teraz jeszcze Aaron. Czy chociaż on nie mógł pozostać normalny?
- Może być? - zdziwił się blondyn. - Tylko tyle?
- Jestem wykończony - jęknął chłopak. - Mam dość tego dnia - wyznał i położył głowę na jego ramieniu. - To wszystko jest bez sensu.
- Powiedzieć ci, co jest najbardziej bez sensu? - zapytał go i pocałował w usta.
- Powiedz - zgodził się.
- To że jesteś taki głupi - odparł szczerze i popchnął go delikatnie, układając na trawie.
Ta odpowiedź zbiła Jasona z tropu. Teraz to już w ogóle nie wiedział, co jest grane.
- Głupi? - powtórzył.
- Tak - pokiwał głową i ułożył się na nim, rozchylając jego nogi.
- Co jest grane? - wypowiedział to, co przed chwilą pojawiło się w jego głowie.
Aaron roześmiał się głośno i pocałował go zachłannie w usta. Tak jak wcześniej...
- PRIMA APRILIS!
- Co? - zdziwił się Jason. - Dzisiaj... - zdążył powiedzieć i sam zachichotał.
Jak to możliwe, że przez cały dzień nie spojrzał na kalendarz? To niedorzeczne!
Aaron nie przejmował się za bardzo jego zachowaniem, bo już był zajęty dobieraniem się do jego spodni. Sprawnie odpiął guzik, patrząc przy tym na chłopaka, do którego dopiero wszystko docierało. Uśmiechnął się szeroko, widząc, że zagubienie w jego oczach jest coraz mniejsze. Och, jaki Jason jest naiwny! Można mu wszystko wkręcić.
- Ale powiem ci coś jeszcze - zaczął po chwili. - Nie ściemniałem, kiedy mówiłem, że będziesz obolały - wyznał i dopiero teraz rozpoczął zabawę.

Wszystkiego dobrego, Kaczorku :*

14 komentarzy:

  1. Hahaha świetny bonus :D Fajnie się go czytało. :P Piszesz najlepsze opowiadania, serio :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nareszcie jakiś komentarz. Już się bałam, że takie słabe ;))
      Dzięki bardzo :* ♡♡

      Usuń
  2. Obosz.... Czytam to opowiadanie od dwóch dni i tak mnie wciągnęło, że przez ciebie nut spałam^^ Tak czytam sobie i czytam.. i tu nagle koniec. Nie ma dalszych rozdziałów. Czy ty wiesz, że nic w życiu mnie jeszcze bardziej nie zdenerwowało? W ogóle w tym opowiadaniu wszystko jest takie słodkie *.* Tylko trochę mnie denerwuje Jace,w książce może i był sarkastyczny, ale tu już przechodzi samego siebie. :) A i mam taką wielką prośbę: Niech Alec powie w następnym rozdziale lub za niedługo rodzicom o Magnusie, bo kocham takie sceny ♡♡ Błaaagaaam ♡♡ To będzie takie świetne ♡♡ Będę cię całować po stopach xD Zrobię wszystko ^^ ~Neko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jak i kiedy dowiedzą się rodzice Aleca jest już zaplanowane i nie chcę tego zmieniać. Ale się dowiedzą!
      Dalsze rozdziały już niedługo, obiecuję ;))
      Wiem, jak to może denerwować, bo sama również czytam kilka blogów, a jak mi się nudzi to wynajduję kolejne.
      Jace jest, jaki jest, bo... och, bo tak :D
      Dziękuję i ściskam cieplutko. Witam wśród czytelników :* ♡♡♡

      Usuń
  3. O Boże!!!! Nie wierzę że serio napisałaś ten rozdział �� I jeszcze ta dedykacja... Dziękuję ci Lily. Jesteś niesamowita. Byłam taka szczęśliwa i nadal jestem. ♡♡♡��������❤ Nmm pojęcia jak ci dziękować �� Dziękuję ��
    Buziole i do nexta ��������������������������������
    Kaczorek*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało ;)) I to ja dziękuję :* ♡

      Usuń
  4. Od jakiegoś czasu czytam twojego bloga i muszę powiedzieć, że to najlepsze fanfiction jakie czytałam. Stworzyłaś bardzo ciekawe postacie ( mam tu na myśli Aarona i Jason ) oraz podkoloryzowałaś już istniejące, o których uwielbiam czytać. Bardzo dziękuje za możliwość przeczytania i życzę weny przy następnych rozdziałach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja ci bardzo dziękuję za te miłe słowa. Dają kopa do działania! Niezmiernie mnie cieszy to, że ci się podoba. Zapraszam do czytania kolejnego rozdziału :*

      Usuń
  5. Twoje opowiadanie jest jak narkotyk! ;)
    "Moja własna odmiana heroiny":)
    Pozdrawiam i czekaaaam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, widzę, że się czytało "Zmierzch" (bądź oglądało :D).
      Bardzo się cieszę i dziękuję :*

      Usuń
  6. Kiedy nowy rozdział? *pełna zapału do czytania* *.* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. proszę o wybaczenie i zapraszam do czytania :D

      Usuń