wtorek, 28 czerwca 2016

ROZDZIAŁ LXIX

- Na pewno wszystko pamiętacie? – Magnus już po raz któryś zadał to pytanie rodzicom swojego chłopaka. Chciał mieć pewność, że każdy szczegół jest jak najlepiej dopracowany i że wszystko pójdzie jak z płatka. Znajdowali się w specjalnie przygotowanym na tę okazję skrzydle z dala od innych mieszkańców Instytutu i dosłownie ostatnie drobnostki dzieliły ich od uzyskania chcianego efektu. – Wiecie co i kiedy robić? – dopytał i jeszcze raz przeszedł się w kierunku poustawianych świec, by przesunąć je o milimetr.
            W swojej pracy zawsze był bardzo dokładny. Nie lubił niechlujstwa i cenił sobie porządek. Wiedział, że poprawnie przygotowane pomieszczenie i brak bałaganu w papierach to połowa sukcesu. Kiedy rozpoczynał tłumaczenie tekstów od Maryse, nawet mu się nie śniło, że kiedykolwiek będzie musiał wzywać demona, by ten pomógł im rozwikłać zagadkę, która w międzyczasie się pojawiła. Nie było innego wyjścia, mimo iż zadanie to było bardzo niebezpieczne. Istota, z jaką miał mieć do czynienia, była bardzo potężna i zdawał sobie sprawę z tego, że jego moc może okazać się za słaba, by utrzymać go w pełni sił do końca rytuału. Nie było to jednak najważniejsze, bo na szczęście nie było to konieczne. Wystarczyło tylko, że go wezwie, a cała reszta sama się zrobi.
- Oczywiście że tak – przyznał Robert Lightwood, patrząc na swoją żonę.
            Mężczyzna denerwował się tym wszystkim i wiedział, że Maryse również nie pozostawała obojętna. Oboje mieli świadomość konsekwencji całej akcji, ale i zdawali sobie sprawę, że to jedyna możliwa opcja. Dzięki temu mogli raz na zawsze zakończyć to, co rozpoczął Magnus. Praca, jaką wykonał, nie należała do najłatwiejszych i zajęła mu stosunkowo dużo czasu, który jest przecież bardzo cenny. Gdyby się teraz poddali, całe starania i wysiłek czarownika poszedłby na marne.
 - Dobrze – przyznał Bane, ale mimo odpowiedzi Nocnego Łowcy ponownie zaczął wygłaszać swoje rady. – Jest wysoce prawdopodobne, że nie będę w stanie zakończyć połączenia z demonem, więc to wy będziecie musieli to zrobić – zwrócił się do Lightwood’ów. – Na kartce zapisałem słowa, które są do tego konieczne. Wystarczy je tylko przeczytać, obsypać pentagram sproszkowanym zielem, które znajduje się tutaj – wskazał na odpowiednią miseczkę, ustawioną na stoliku – i to powinno załatwić sprawę. Demon sam uda się do swojego wymiaru – wyjaśnił pokrótce i kiwnął głową. – Rzuciłem też dodatkowy czar, aby wasze czujniki nie zarejestrowały jego obecności i nie wzbudziły tym samym niepotrzebnego harmidru.
- Wiemy, Magnusie – przyznała Maryse. – Już to mówiłeś – przypomniała mu.
- Ale nie zaszkodzi powtórzyć – burknął czarownik, rzucając jej karcące spojrzenie. – Nie możecie niczego zniszczyć. Wasze zadanie jest bardzo ważne. Demon musi udać się z powrotem do swojego świata, bo inaczej może nie być tak kolorowo. Nawet zgraja Nocnych Łowców by sobie z nim nie poradziła – dodał i o dziwo mówił szczerze.
            Kobieta już nic nie odpowiedziała, po prostu się w niego wpatrując. Wiedziała, że Magnus miał rację i trochę ją to bolało. Jak na Nocnego Łowcę przystało, nie lubiła być bezradna, a to właśnie próbował jej przekazać czarownik. Była mu bardzo wdzięczna za to, do czego doszedł. Wiedziała, że bez jego pomocy sami by sobie nie poradzili. W zasadzie podziwiała go też za to, w jakim czasie udało mu się tego wszystkiego dokonać. Bane nie dość, że był bardzo dobrym czarownikiem, to jeszcze pracował szybko i wydajnie. Nawet teraz kiedy cały czas coś poprawiał i dopinał na ostatni guzik, jego precyzja nie malała.
- Dobrze, wydaje mi się, że już wszystko gotowe – przyznał szczerze czarownik. – Możemy zaczynać – zapowiedział. – Ustawcie się w odpowiednich miejscach i wykonujcie tylko i wyłącznie moje polecenia – poradził i rozpoczął proces.

***

            Jason już po raz kolejny zastanawiał się, co ma zrobić. Może i telefon teraz milczał, ale był pewien, że wieczorem będzie dzwonić. Już od jakiegoś czasu o tej samej porze Aaron próbował się z nim skontaktować, ale on nie odbierał. Nie chciał z nim rozmawiać. Za dużo czasu mu poświęcił i chciał się raz na zawsze od niego odciąć. Chyba dopiero teraz doszło do niego, w co tak naprawdę się wmieszał. Całe życie podobały mu się dziewczyny, a teraz przez jedną głupią akcję i swoją nieuwagę wplątał się w jakąś dziwną relację z innym chłopakiem. To było dla niego niepojęte. Nie chciał tego, ale mimo to czuł, że zaczyna się przyzwyczajać do obecności Aarona, a teraz, kiedy się niewidywani, podświadomie czekał na kolejny telefon. Czekał, aż ten zadzwoni, ale nic nie robił, kiedy tak się działo. Wiedział, że to było nie fair, ale trudno mu byłoby wyjaśnić, dlaczego tak z dnia na dzień przestał się odzywać. Co miał powiedzieć? No dobra, najlepiej prawdę, ale nie wierzył w to, że byłby w stanie powiedzieć Aaronowi szczerze, że ma dość tego, jak ten go traktuje. Jak śmiecia. Nie chciał być kumplem, którego ten mógł sobie zaliczać, kiedy tylko chciał. Bolało go to, że Aaron przychodził do niego w jednym celu i ten nie mógł mu się sprzeciwiać. Zawsze było tak, jak ten tego chciał. Ponadto irytował go fakt, że blondyn nic o sobie nie mówił, podczas gdy Jason zwykł mu już opowiadać o tym, jak minął mu dzień, czy jak było w szkole. Czasem też zaczynał temat swoich przyjaciół, których przecież on nigdy nie pozna, a blondyn zawsze wtedy milczał. Na pytania odpowiadał zdawkowo, jakby chciał go zbyć. Jason się źle z tym czuł, chociaż jeszcze gorsze było to, że w ogóle zwracał na takie rzeczy uwagę. Nie powinien chcieć nic o nim wiedzieć, nie powinien w ogóle go poznawać. Wtedy byłoby łatwiej, a teraz? Teraz kiedy już się w to wmieszał, nie potrafił się wyplątać. Nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego się tak bardzo tym wszystkim przejmuje. Dlaczego nie może zostawić tego w spokoju i żyć dalej tak, jakby epizod z tym konkretnym chłopakiem nigdy się nie wydarzył. Gdyby umiał tak postąpić i gdyby miał w sobie tyle siły, by zacząć coś nowego z dala od Aarona, całowałby ziemię, na której stąpa. Na razie potrafił jedynie się tego wszystkiego wypierać, co nie służyło mu dobrze. Nawet jego znajomi zauważyli już zmianę w jego zachowaniu, za co już nie raz karcił się w duchu. Nie chciał pytań ani zapewnień, że im może powiedzieć o wszystkim, bo przecież to nie była prawda. Nie mógł im o tym powiedzieć. Im mniej osób wiedziało, tym łatwiej było mu to wypierać z umysłu. Wolał żyć z chorym złudzeniem, że Aaron to tylko głupi wytwór jego wyobraźni i tak naprawdę nie istnieje, a już na pewno nie sprawia, że skóra go mrowi, a ręce zaczynają drżeć. To nie było normalne.
            Liczył na to, że Aaron mu pomoże. To on w końcu zarzekał się, że ich znajomość nigdy nie będzie czymś długotrwałym. To on powtarzał mu, że łączy ich tylko seks. To on nie chciał niczego więcej. Dlaczego więc, kiedy Jason chciał się wycofać, ten mu na to nie pozwalał? Dlaczego nie chciał zostawić go w spokoju i zezwolić na powrót do wcześniejszego życia? Dlaczego codziennie dzwonił, skoro sam tego nie chciał? Jason naprawdę miał nadzieję na to, że to wszystko się zakończy. Że znowu zacznie spędzać czas z przyjaciółmi, a nie tylko z Aaronem, którego oni nawet nie znali.
            Jeszcze tylko kilka minut. Kilka minut dzieliło go wybicia równej godziny. Od godziny, w czasie której rozdzwaniał się jego telefon, a on tylko się w niego wpatrywał, oczekując momentu, aż przestanie brzęczeć. Zawsze się tylko w niego wgapiał, nie chcąc nawet sprawdzać, kto dzwoni. Wiedział. Bił się z myślami i z samym sobą, bo tak naprawdę chciał odebrać, a to go przerażało. Nie powinien chcieć.
            Chwycił telefon i włączył przeglądarkę internetową, by jakoś zająć sobie czas. Nie miał zamiaru być głupim chłopakiem, który jak debil czeka na sygnał, którego i tak nie odbierze. I tak by go zignorował, więc po co w ogóle o tym myśleć. Był pewien, że Aaron w końcu się znudzi i przestanie dzwonić. Ile można? Wszedł więc na jakąś stronkę, na której inni ludzie umieszczali śmieszne filmiki. Tak się w nich zatracił, że nawet nie zauważył, która godzina już wybiła. Automatycznie chciał przełączyć na kolejnego mema, więc przesunął palcem po ekranie, co było błędem, bo dosłownie ułamek sekundy przed jego ruchem wyświetlacz wskazał próbę połączenia się z nim, które ten przez przypadek odebrał. Serce mu zabiło dwa razy mocniej i czuł, że zabrakło mu powietrza. Tyle czasu olewał Aarona i nie miał zamiaru przestawać tego robić, a teraz co? Zamarł, nie wiedząc jak się zachować. Drżącą ręką przyłożył telefon do ucha, nie mając pojęcia, czego miał się spodziewać. Jego zachowanie mogło być dla innych śmieszne, bo przecież nic nie mogło mu się stać, ale jemu zdecydowanie nie było do śmiechu. Przez myśl przeszło mu nawet, żeby się rozłączyć, ale wtedy pokazałby, że jest tchórzem, a wcale nim nie był. Chyba.
- Słucham – powiedział słabym głosem, marszcząc brwi.
            Nie powinien pierwszy się odzywać. Mógł po prostu poczekać na to, co Aaron ma mu do powiedzenia i zwyczajnie przerwać połączenie. Nie był świadomy tego, że jego głos może zadrżeć i że zabrzmi to tak dziwnie.
- Jason – usłyszał po drugiej stronie, po czym nastąpiło głośne westchnienie starszego chłopaka.
            Aarona nie bardzo wiedział, jak się teraz zachować. Niby układał sobie w głowie słowa, które powiedziałby Jasonowi, kiedy ten w końcu raczy odebrać ten głupi telefon, ale teraz wszystko bez wyjątku wyleciało mu z głowy. Zdawał sobie sprawę z tego, że miał się na niego wydrzeć, ale teraz nie mógł sobie przypomnieć, z jakiego powodu miał to zrobić. Już powoli tracił nadzieję na to, że chłopak w ogóle jakoś zareaguje na jego sygnał i szczerze mówiąc, dzisiaj dzwonił już bardziej z przyzwyczajenia niż z chęci porozmawiania z młodszym. Myślał, że będzie tak jak wcześniej. Że spędzi chwilkę przy telefonie, a później po prostu będzie robił to, co robił co wieczór. Przez myśl mu nawet nie przeszło, że tym razem jego połączenie nie zostanie zignorowane, a on dostanie szansę na usłyszenie głosu Jasona. To było głupie, ale teraz nawet nie wiedział, jak się zachować. Mógłby powiedzieć mu naprawdę wiele, ale w głowie miał pustkę. Nie wiedział nawet, czego chciał. To było strasznie trudne do rozszyfrowania.
- Zadzwoniłeś po to, żeby sobie pomilczeć? – to Jason pierwszy przerwał ciszę, a jego głos brzmiał teraz pewniej i mocniej. – W zasadzie to nie powinno mi to przeszkadzać, bo to przecież ty dzwonisz i na twój rachunek lecą minuty – zaśmiał się krótko, ale w tym śmiechu nie było nawet cienia wesołości. – Mimo to nie chce mi się jednak tracić czasu. Mam jutro ważny sprawdzian, do którego muszę się przygotować – skłamał gładko.
            Ostatnio szło mu to coraz lepiej. Coraz łatwiej było wykręcać się z propozycji spotkań, które dostawał od swoich znajomych i coraz łatwiej było przekonywać swoją matkę, że wszystko jest okej. Aarona jednak najwyraźniej nie tak łatwo było zwieźć.
- Jasne. Nie wierzę ci – przyznał szczerze Nocny Łowca, uśmiechając się pod nosem. Już dawno nie słyszał, żeby chłopak do niego pyskował, a działo się to tylko wtedy, kiedy nie mógł sobie z czymś poradzić i wściekał się na wszystkich i wszystko dookoła. Nie wiedział, co teraz było powodem jego zachowania, ale miał pewność, że jego osoba była w to zamieszana. – Nie myślałem, że odbierzesz – dodał, licząc na to, że szczerość będzie teraz dobrym rozegraniem.
- Fajnie wiedzieć – odburknął. – Mogę się rozłączyć, jak chcesz – zaproponował szybko.
- Nie chcę i ty też nie – zapewnił go. – Gdybyś chciał, już dawno byś to zrobił – wypomniał i oblizał odruchowo usta, wyobrażając sobie go w tym momencie. Chciałby go widzieć naprawdę, ale i tak wielkim postępem było to, że miał szansę z nim porozmawiać. – Nie ściemniaj więc, że nic cię to nie obchodzi.
- Tylko ty możesz to robić? – odwarknął mu, nagle rozzłoszczony tym, że Aaron śmiał się tak do niego odzywać.
            Właśnie tego w nim nie lubił. Aaron czasem potrafił być prawdziwym dupkiem, a przez resztę czasu po prostu go udawał, zarzekając się, że ma gdzieś wszystkich dookoła i że nie obchodzi go nic poza nim samym.
- O co ci chodzi? – zapytał blondyn nieco zbity z tropu.
            Nie spodziewał się takiej odpowiedzi i szczerze mówiąc, odrobinę go zamurowało. Po tym uśmiechnął się drapieżnie, rozsiadając wygodniej. Nic nie mógł poradzić na to, że Jason zawsze mu się podobał, kiedy pokazywał pazurki. Nie powinno mu być do śmiechu, zważając na kruchą sytuację, w jakiej się znajdował. Jeden niekorzystny ruch, a chłopak mógł się rozłączyć i znowu zacząć go ignorować, ale tym razem wraz z imieniem chłopaka widniejącym na jego wyświetlaczu i oznaczającym nawiązanie połączenia mogła też zniknąć szansa na ponowną rozmowę.
- O nic. I tak dla twojej wiadomości nie zamierzałem odebrać. Zadziało się tak przez przypadek i ciesz się z tego, póki możesz. Masz sześćdziesiąt sekund. Po minucie się rozłączam. Start – wyjaśnił i zerknął na godzinę, by sprawdzić, o której ma odłożyć telefon.
- Jak to możliwe, że odebrałeś przez przypadek? – zaśmiał się blondyn, nie wierząc temu, że chłopak rzeczywiście mógłby sprawić, że jego zapewnienia staną się prawdą.
- Normalnie. Miałem telefon w ręku i odebrałem, zanim się zorientowałem, co tak właściwie zrobiłem. Czy to tak trudno zrozumieć?
- Odrobinę tak – przyznał szczerze, marszcząc zabawnie brwi. – Przecież wiedziałeś, że będę dzwonił – przypomniał mu Aaron.
- No i co z tego? – oburzył się Jason, chcąc skończyć ten temat. Nie chciał się w to wgłębiać, bo obawiał się, że powie za dużo. – To nie oznacza, że czekałem na to z niecierpliwością. Nawet nie zauważyłem, że to ta czarna godzina, w czasie której masz zwyczaj mnie nękać – starał się, żeby jego głos brzmiał zlewczo i pewnie.
- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć, ale dobra – stwierdził Aaron, ponownie zbity z tropu. Zaczął się nawet zastanawiać, co takiego zrobił, że chłopak zaczął go tak traktować. Przecież wcześniej było dobrze. Co mu teraz odbijało? – Masz okres? – zapytał, mając nadzieję na to, że ten odbierze to jako żart.
- Nie jestem jakąś głupią panienką! – wydarł się młodszy, którego wkurzyła ta sugestia. Zawsze się denerwował, kiedy słyszał takie słowa z ust blondyna. Już na początku ich znajomości Aaron często nazywał go księżniczką, co mu się wybitnie nie podobało. Co z tego, że może rzeczywiście odrobinę zachowywał się tak jak dziewczyna, która właśnie przechodzi ten straszny czas, ale co z tego?! Nie był dziewczyną, do cholery i kto jak kto, ale on powinien o tym wiedzieć. – Lepiej gadaj, co masz gadać, bo czas nieubłaganie leci. Zostało ci dokładnie dwadzieścia jeden sekund – wyznał, trochę naciągając.
            Tak naprawdę nie miał pojęcia, ile mu zostało, bo zapomniał zerkać na zegarek, ale się tym nie przejmował.
- Nie wiedziałem, że wciąż liczysz – przyznał ostrożnie Aaron odrobinę przestraszony jego wybuchem.
            Jason nigdy aż tak nie krzyczał. Chyba rzeczywiście przesadził, porównując go do dziewczyny. Nie wiedział jednak, że może go to aż tak rozdrażnić.
- Liczę – skłamał, robiąc groźną minę.
            Co z tego, że blondyn nie mógł jej zobaczyć? Nie interesowało go to. Był zirytowany jego odzywkami, jak i swoim własnym zachowaniem. Nie powinien tak reagować. Nie powinien w ogóle się odzywać. Miał wysłuchać po prostu tego, co ten miał mu do powiedzenia i się rozłączyć, wymazując przy okazji to wydarzenie z pamięci. Niepotrzebnie wdawał się z nim w jakiekolwiek dyskusje.
- Nie wiedziałem. Nie wiem, co teraz zrobić – wyznał po jakiejś chwili blondyn i zmarszczył brwi.
            W tym momencie mówił poważnie i można to było wyłapać z tonu jego głosu. Czuł się dziwnie zagubiony, choć to zwykle Jason był jak małe przestraszone zwierzątko. Nic mu się już nie zgadzało.
            „Przeprosić, do cholery. I przestać być dupkiem!”, pomyślał Jason, ale nie miał zamiaru mówić tego na głos.
- Powiedz, po co dzwonisz – zaproponował na przekór swoim myślom.
- Ale ja nie wiem, po co dzwonię – odrzekł Nocny Łowca i podrapał się nerwowo po głowie. – Mówiłem ci już, że nie myślałem, że odbierzesz. Dzwoniłem już chyba z przyzwyczajenia – dodał i przerwał na moment, po czym kontynuował już pewniejszym siebie głosem, znów przybierając na swoją twarz maskę. Nie chciał, by ktokolwiek go teraz zobaczył. – Denerwowało mnie to, że nie odbierałeś i z dnia na dzień przestałeś się do mnie odzywać. Nikt nigdy wcześniej mnie nie olewał, a już na pewno nie po tylu wspólnych przygodach – sprostował, przypominając sobie pewnego Nocnego Łowcę, który kilka tygodni temu powiedział mu „nie”, bo wolał zacząć spotykać się z innym. Na szczęście miał już ten epizod dawno za sobą. – Przyznaję, że ugodziło to odrobinę w moje ego i moją męskość.
- Znowu się kompromitujesz i udajesz dupka, ale robisz z siebie tylko i wyłącznie kretyna i idiotę – stwierdził Jason, komentując jego zachowanie.
- Trochę się obawiałem, że kiedyś w końcu to od ciebie usłyszę. Posłuchaj, Jason... – poprosił, ale tak właściwie znowu nie wiedział, co powiedzieć. –  Możemy się spotkać – zaproponował w zamian i zaraz ugryzł się w język.
            Przez dłuższą chwilę żaden z nich się nie odzywał. Aaron czekał na reakcję Jasona, a Jason zastanawiał się, co odpowiedzieć. Nie chciał się z nim spotykać. Miał nadzieję na to, że to będzie ich ostatnia rozmowa.
- Za półgodziny w parku. Wiesz gdzie. Pasuje ci? – zapytał, licząc na to, że ten odpowie, że nie, a wtedy on będzie mógł się wymigać tym, że kiedy indziej nie ma czasu.
- Tak – odparł Aaron, dziwnie uradowany tym, że będą mogli się zobaczyć.
- Nie mam zamiaru czekać – powiedział Jason i rozłączył się, zanim ten zdążył coś dodać. – Szmaciarz – warknął do słuchawki, ale blondyn nie był go już w stanie usłyszeć. – Po co się zgadzałeś? Masz za nudne życie? – burknął pod nosem sam do siebie i jęknął głośno, rzucając telefon na podłogę, a samemu uwalając się bezsilnie na łóżku.
            Już nawet siebie nie poznawał. Naprawdę miał za mało atrakcji? Przecież to nie tak miało wyglądać!

***

- Włamałaś się tu, Izzy? – skarcił dziewczynę brat, zauważając, że znowu przesiadywała przed ekranem wykrywającym obecność demonów. – Uzgodniliśmy przecież, że nie my się tym zajmujemy – wyjaśnił Alec i jęknął, siadając na krześle obok niej.
- Nie mogłam tego pominąć. Widzisz, że inni mają to gdzieś. Nikogo nie było, więc weszłam – wyjaśniła, wzruszając ramionami. – Spójrz – wskazała na skupisko kropek. – To dziwne. Teraz sygnał jest jeszcze silniejszy. Jeszcze trochę i włączy się alarm. Nie wiem, co się tam dzieje – dodała przygaszonym głosem, próbując znaleźć jakieś informacje w bazie danych.
- Gdzie to jest? – zapytał, przypatrując się znikającym i pojawiającym się punkcikom. W określonych odstępach czasu dawały o sobie znać, ale teraz działo się to z większą częstotliwością niż dotychczas. – Nie poznaję tego miejsca – zamyślił się, przejmując od siostry klawiaturę i zaczynając wstukiwać jakieś dane.
            Ta sytuacja przestawała mu się podobać podobnie jak to, że została zignorowana przez starszym i bardziej doświadczonych Nocnych Łowców. Ktoś przecież powinien to patrolować!
- To ten mały park niedaleko stąd. Nigdy nie było z tamtej okolicy żadnego zgłoszenia. Jedyne co zakłóca tam porządek to Przyziemni, którzy myślą, że im wszystko wolno. Kręcą się tam jacyś bandyci i zabierają pieniądze – zaśmiała się z prostoty ich przestępstw.
            To było nic w porównaniu z polowaniem na demony.
- Dobra – powiedział w pewnym momencie Alec, kiedy sytuacja na ekranie nie ulegała zmianom, a jego starania na nic się zdawały. – Trzeba kogoś powiadomić – przyznał i wstał ze swojego siedzenia, ale zanim zdążył wyjść z pomieszczenia, rozległ się alarm, na który tak wszyscy czekali i każdy wiedział, co to oznacza. – Zaczęło się – mruknął Alec i wybiegł z pokoju.
            Izzy wybiegła zaraz za nim, ale po czarnowłosym nie było już śladu. Zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu.

***

- Dalej, Maryse! – ponaglił kobietę Magnus. – Dłużej nie wytrzymam.  Mamy wszystko, czego potrzebowaliśmy?
- Tak, Magnusie – odezwała się kobieta i chwyciła za karteczkę, którą ten wcześniej przygotował. – Poradzimy sobie – zapewniła go, kiwając głową.
- Do dzieła – mruknął Bane i opuścił ręce.
            Nie zdążył powiedzieć już nic więcej, bo ogarnęło go ogromne zmęczenie, a ostatnim, co zdążył zarejestrować, był przeraźliwy krzyk istoty znajdującej się wewnątrz pentagramu. Potem zobaczył już tylko ciemność i osunął się na posadzkę.

_________________________

Znowu dzień zwłoki i może trochę krótszy, ale mimo to trochę się zadziało, prawda?

poniedziałek, 20 czerwca 2016

ROZDZIAŁ LXVIII

            Aaron już sam zaczynał wątpić w swoje zdrowie psychiczne. Co on tutaj robił? Jak mógł pozwolić sobie na to, by zamiast na trening iść pod dom Jasona? Co chciał tym osiągnąć? I najważniejsze: jaki był tego wszystkiego powód? Otóż powód był jeden i to bardzo prosty i łatwy do zgadnięcia. Poza tym szedł sobie właśnie ze znajomymi do swojego domu, nawet nie mając pojęcia o tym, że ktoś mógłby stać w pobliżu drzwi wejściowych. Powodem był Jason. Chłopak nie był świadomy obecności Aarona, bo ten nałożył na siebie runę niewidzialności. Dzięki temu mógł pozostać przez nikogo niezauważonym, za co teraz dziękował Razjelowi. Nie chciałby wpaść na Jasona, kiedy ten był ze swoimi znajomymi. Poprawka. Nie chciałby w ogóle na niego wpaść, co znowu sprowadzało się do pytania: po jaką cholerę tutaj przylazł? Skoro chłopak nie odpowiadał na jego telefony i nie odpisywał na wiadomości, jakie dostawał, to po co on się jeszcze przejmował? Nie był oczywiście na tyle zdesperowany, by cały czas siedzieć przy telefonie i próbować się z nim skontaktować, ale mimo wszystko wysłał mu kilka smsów. Chciał wiedzieć, na czym stoi. Chwila. Chciał wiedzieć, na czym stoi? Aż parsknął, kiedy uświadomił sobie, do czego zmierzały jego myśli. Przecież to śmieszne. Sam za każdym razem zapewniał Przyziemnego, że to tylko seks i nie powinien liczyć na coś więcej, a teraz co robił? Powinien być zadowolony z takiego obrotu sprawy. I tak za niedługo miał opuścić to miejsce i prędzej czy później musiał przestać spotykać się z Jasonem. Tylko, że w jego głowie wyglądało to zupełnie inaczej. To on miał to wszystko przerwać. To Jason miał się zastanawiać, co się dzieje i pod żadnym pozorem nie miał prawa go olewać!
       Już miał odchodzić, kiedy usłyszał skrawek rozmowy, jaką prowadził Jason z jakimś chłopakiem. Reszta towarzystwa już się rozeszła i pozostali jedynie oni dwaj. Stali na ganku i wymieniali poglądy na pewien temat.
- Co ty, stary – zaśmiał się cichutko nieznajomy. – Ostatnio cały czas smęcisz. Weź wyluzuj.
- Nie smęcę – odparł Jason, ale nawet Aaron był w stanie wychwycić to, że jego głos nie brzmiał tak żywo jak zawsze. – Wszystko w porządku.
- Kłamiesz – rzekł jego znajomy i klepnął go w ramię. – Pewnie chodzi o tą twoją nową laskę, co? – zapytał, a Jason jedynie przewrócił oczami. – Pokłóciliście się? – zagadnął go jeszcze, ale tym razem otrzymał odpowiedź.
- Coś w tym stylu, ale nie chcę o tym gadać. To strasznie pochrzanione – wyznał i zmienił temat na jakiś przyjemniejszy.
            Na tym Aaron już się nie skupiał, bo w głowie ciągle tłukła mu się myśl, że Jason umawia się z jakąś dziewczyną. Tak po prostu go sobie odpuścił? Po tym wszystkim stwierdził, że jednak woli dziewczyny?
- Dobra, ja będę leciał – powiedział nareszcie nieznajomy Aaronowi chłopak i ponownie klepnął Jasona w rękę. – Nie przejmuj się tak tą swoją zdobyczą. Spróbuj z nią porozmawiać – zaproponował – albo daj sobie spokój. Jak nie ta to inna – zaśmiał się jeszcze i ruszył do bramy, wcześniej mało co nie spadając ze schodków.
            Zadziało się tak za sprawą Aarona, który teraz uśmiechał się do niego wrednie. Przyziemny tylko obejrzał się na boki, ale stwierdziwszy, że nikogo w pobliżu nie było, a Jason był za daleko, pokręcił tylko głową i zaśmiał się pod nosem ze swojej nieuwagi.
- Uważaj, sieroto – rzucił za nim jego kumpel i przysiadł na jednym z krzeseł stojących na werandzie.
            Blondyn podszedł bliżej niego i przyjrzał mu się dokładniej niż wcześniej. Nie chciał się do tego przyznawać, ale odrobinę tęsknił za tym konkretnym chłopakiem. Przerażało go to, ale im dłużej o tym myślał, tym częściej dochodził do wniosku, że nie brakowało mu Jasona jedynie w łóżku. To oczywiście jeszcze o niczym nie świadczyło, ale jednak budowało jakąś niepewność. Aaron za nic w świecie nie chciał, by bariera, jaką ustawiał przez całe życie, została teraz zburzona i to za sprawą jakiegoś tam Przyziemnego. Nie rozczulał się ani nic z tych rzeczy, ale nie mógł zrozumieć, dlaczego nie mógł zostawić tego raz na zawsze i teraz po prostu odejść. To z pewnością by im wszystko ułatwiło. Oboje mieliby tą dziwną relację z głowy.
Jednak mimo iż komuś mogłoby wydawać się to proste, w rzeczywistości wcale takie nie było. Nocny Łowca nie mógł zdobyć się na to, by tak po prostu opuścić tego chłopaka. Zmuszał się do tego, ale na nic się to zdawało. Nie potrafił. Najchętniej by mu teraz natłukł, bo uważał, że to wszystko było winą Jasona. To przez niego i jego głupie przekonania było to wszystko. Gdyby nie zachowywał się tamtego wieczoru jak ostatnia sierota, Aaron najprawdopodobniej tkwiłby teraz w Instytucie, nie myśląc nawet o jakimkolwiek Przyziemnym.
Walcząc z samym sobą, blondyn ukucnął obok chłopaka, zerkając mu przez ramię, by przekonać się o tym, co ten teraz robił. Jason odetchnął głęboko, szperając w swoim telefonie. Kiedy tylko jego przyjaciel zniknął mu z oczu, na jego twarz wrócił wcześniejszy grymas. Już nawet nie trudził się tym, by udawać, że wszystko jest w porządku. Nocny Łowca widział zmianę w jego zachowaniu, ale nie miał pojęcia, czym była spowodowana. Nie mógł też dokładnie dojrzeć tego, co Przyziemny robił ze swoim telefonem i nie był z tego zadowolony. Zerknął na jego twarz i nagle naszła go ochota, by go pocałować. To byłoby jednak bardzo głupie i nieodpowiedzialne z jego strony, biorąc pod uwagę fakt, że ten nawet nie był w stanie go zauważyć. Patrzył więc tylko dalej, stając tym razem za jego plecami. W ten sposób udało mu się dostrzec, że ten przewija spis kontaktów. Sekundę dłużej zatrzymał się przy skromnym „Aaron” i to właśnie tchnęło blondyna do tego, co zrobił. Pochylił się nad jego szyją i złożył na niej ledwo wyczuwalny pocałunek. Było to dosłownie muśnięcie, ale mimo to Jason je wyczuł. Machnął ręką za sobą i obrócił się automatycznie, spodziewając się prawdopodobnie jakiegoś owada, który upatrzył sobie jego szyję jako cel ataku. Przez jego nagłą reakcję Aaron musiał się odsunąć, jednak nie było to dla niego problemem, bo z racji tego, że był Nocnym Łowcą jego instynkt go nigdy nie zawodził i zwiększył dystans między nimi, zanim jeszcze nawet o tym pomyślał. Przez chwilę wydawało mu się, że chłopak go zobaczył, ale w porę uświadomił sobie, że to przecież niemożliwe. Jason może i zerkał w jego stronę, ale w jego oczach nie było tego, co blondyn zawsze widział, kiedy ten na niego patrzył. Brakowało tego błysku i odrobiny rozbawienia, które mu zawsze towarzyszyły. Teraz jego wzrok wyrażał tylko zagubienie i zdziwienie, co go całkowicie sprowadziło na ziemię. Ostatecznie chłopak tylko pokręcił głową, założył na nią kaptur i położył ją na zgiętych ramionach na stoliku, chowając się w ten sposób przed światem i Aaronem. Telefon cały czas trzymał w jednej z dłoni, ale już nic z nim nie robił. Nocny Łowca jeszcze chwilę mu się przyglądał, ale w końcu skapitulował i wyszedł z jego podwórka, od razu kierując swoje kroki w stronę Instytutu. Już nawet nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.

***

         Izzy zapukała do pokoju swojego brata i od razu weszła, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony. Zawsze tak robiła i nie zapowiadało się na to, by to zmieniła. Już raz weszła, kiedy jej brat i Magnus całowali się namiętnie, ale to jej do niczego nie zniechęcało, a tylko nauczyło dwóch panów, że jeżeli chcą się ze sobą zabawić, a nie marzą o widowni, to powinni wcześniej zamykać drzwi.
- Cześć – przywitała się z czarownikiem, którego zobaczyła w środku. Wcale się nie zdziwiła na jego widok, bo wiedziała, że ten właśnie w tym pomieszczeniu w Instytucie spędzał najwięcej czasu. Oczywiście nie biorąc pod uwagę gabinetu, w którym pracował. – Gdzie Alec? – zagadnęła go, siadając obok niego na łóżku.
             Bane kiwnął jej głową, nie odrywając wzroku od czasopisma, które czytał. Izzy ze swojego miejsca mogła zauważyć, że było kolorowe i pełne przeróżnych ubrań oraz artykułów, co Magnus tak bardzo uwielbiał.
- W łazience – odpowiedział na jej pytanie i zagłębił się w swojej lekturze, poprawiając wcześniej swoją nieułożoną fryzurę.
            Izzy uśmiechnęła się pod nosem, kiedy dostrzegła jego ruch. Na myśl jej przyszło, że to Alec musiał mu ją zniszczyć, bo Bane sam z siebie nie chodziłby po Instytucie z roztrzepanymi na każdą stronę świata włosami. Nie chciała jednak wnikać w ten temat, bo wiedziała, że to była tylko i wyłącznie ich sprawa, co robili, kiedy byli sami.
- Sam? – nie mogła się jednak powstrzymać, żeby o to zapytać.
W odpowiedzi otrzymała jedynie pełne politowania spojrzenie Magnusa i jego kpiący uśmiech. Czarownik przewrócił jeszcze oczami i odłożył gazetę na bok, wpatrując się w drzwi łazienki, bo woda, którą do tej pory było słychać, nagle przestała ich zagłuszać. To był znak, że za chwilę miał zobaczyć swojego chłopaka.
- Ktoś…? – zaczął Alec, wychodząc z pomieszczenia w samych obcisłych czarnych bokserkach i z ręcznikiem w ręku. Chciał pewnie zapytać, czy ktoś tu był, bo słyszał, jak drzwi się otwierały, ale nie skończył, bo sam zobaczył, że tak było. Ponadto osoba, która go odwiedziła, nie wyszła, a półleżała sobie swobodnie na łóżku obok jego chłopaka. – Izzy – odpowiedział sam sobie i zaczął osuszać włosy, zakrywając w ten sposób twarz i siadając na pościeli obok czarownika. Z racji tego, że robił to po omacku, wylądował na jednej z jego nóg. Bane nie oponował i nawet zaśmiał się cicho, przeciągając Nocnego Łowcę przez swoje uda i sprawiając, że ten siedział teraz pomiędzy jego nogami. Sam Magnus poprawił się za to, by siedzieć prosto, a nie leżeć jak jeszcze chwilę temu. Tak było wygodniej. Swoimi ruchami wywołał również na twarzy czarnowłosego delikatne rumieńce, co było tylko przyjemnym dodatkiem. Uwielbiał to, jak chłopak reagował na jego bliskość i to, że mimo iż byli już jakiś czas razem, to się nie zmieniało. Chociaż może tym razem było to spowodowane tym, że obok nich siedziała siostra Aleca? – Chcesz coś konkretnego? – zapytał, odkładając mokry ręcznik na bok i przenosząc na dziewczynę swoje spojrzenie.
            Za wszelką cenę starał się ignorować fakt, że siedział w samych bokserkach między szeroko rozstawionymi nogami swojego mężczyzny. Wolał skupić się na swojej siostrze, która, jak podejrzewał, nie przyszła bez powodu.
- Długo wieczorem myślałam o tym, co ci pokazałam i mi się to nie podoba – wyznała szczerze, przechodząc do rzeczy.
           Nie komentowała ani zachowania Magnusa, ani Aleca, bo jej to nie przeszkadzało. Istotniejsze były teraz dla niej sprawy ważne, czyli sprawy Instytutu i te dotyczące demonów. Jako Nocna Łowczyni to właśnie te dwie rzeczy musiała stawiać wysoko w hierarchii. Najważniejsza była oczywiście rodzina, ale była pewna, że niektórzy z jej gatunku by się z tym kłócili.
 - Mi również – odparł jej brat i pokiwał głową – ale nie sądzę, byśmy mogli coś zdziałać. Matka nas od tego odsunęła, więc nie ma powodu, byś dalej zawracała sobie tym głowę. Zajmij się czymś pozytywniejszym – zaproponował i uśmiechnął się do niej delikatnie, czując palec sunący po jego brzuchu.
            Automatycznie zerknął na Magnusa i zbeształ go wzrokiem, odrobinę go przy tym karcąc. Bane jednak nic z tym nie zrobił, dalej bawiąc się reakcjami swojego chłopaka i uśmiechając się do niego lubieżnie.
- Czym na przykład? – zapytała Izzy, nie zauważając ich spojrzeń i ruchów. – Łatwo ci mówić, bo ty w razie czego zostaniesz wezwany na misję, a my będziemy siedzieć w Instytucie i zastanawiać się, co tam się wyprawia. To beznadziejne – pożaliła się i sięgnęła po gazetę, którą wcześniej odłożył czarownik.
- Wątpię w to, czy by mnie wezwali, skoro teraz w twierdzy jest tak dużo innych doświadczonych Nocnych łowców. Pewnie będą kazali mi zostać z wami i pilnować, żebyście się nie wymknęli – wyznał, cały czas patrząc w oczy swojemu mężczyźnie.
Nie mógł uwierzyć w to, że Magnus robił takie rzeczy, podczas gdy obok nich siedziała trzecia osoba. Czuł coraz większe wypieki na policzkach i chciało mu się śmiać, bo Bane swoimi palcami badał właśnie jego boki, które były bardzo wrażliwe na jakiekolwiek łaskotanie. Na szczęście nie działało to podniecająco, chociaż było bardzo przyjemne.
- Tak myślisz? – zapytała Isabelle, bo chciała mieć pewność. – A nawet jeśli, to naprawdę byś nas nie wypuścił? Przecież wiesz, że moglibyśmy pomóc – zapewniała go żarliwie i przeglądała coraz wymyślniejsze stroje z czasopisma, którego nazwy nie kojarzyła.
         Alec przygryzł wargę, początkowo nie odpowiadając. Nie mógł już dłużej wytrzymać i wiedział, że jeśli Magnus nie zaprzestanie swoich ruchów, jego penis również nie pozostanie obojętny. Problem tkwił w tym, że miał na sobie obcisłe bokserki i nic co mogłoby zakryć jego ewentualny wzwód oraz w tym, że czarownik chyba nawet nie myślał o tym, by się poddać. Nie działały na niego nawet proszące spojrzenia. Wydawał się być rozbawiony całą sytuacją, podczas gdy Alecowi wcale nie było do śmiechu.
- Może i tak – przyznał nareszcie, stwierdzając, że jeśli dalej by milczał, jego siostra mogłaby wreszcie skupić na nich swoją uwagę, a nie był pewien, czy tego teraz chciał. – Ale jeśli dostałbym takie zadanie, to zrobiłbym wszystko, by zatrzymać was w środku i nie dopuścić do tego, by ktokolwiek opuścił Instytut – dodał, starając się, by jego głos brzmiał swobodnie i naturalnie.
            Chyba mu się to udało, bo dziewczyna ani na moment nie przerwała swojej lektury. Magnus natomiast uśmiechnął się do niego szeroko i łobuzersko. Przybliżył się nawet zaledwie na kilka milimetrów, przez co jego ruch nie mógł zostać wyłapany przez czujną Nocną Łowczynię. Miał ochotę pocałować swojego chłopaka za to, że był taki dzielny i starał się nie pokazywać po sobie, że jego pieszczoty na niego działają. Bane jednak wiedział swoje. Widział jego wzrok i miał świadomość tego, co kryło się pod tą jego pokerową maską.
- Ech, jesteś okropny, Alec – wyznała jego siostra, przerywając tym samym mężczyznom zatapianie się w swoich oczach i sprawiając, że Alec skupił na niej swoje spojrzenie. Zmarszczył nawet brwi i korzystając z tego, że przerwał kontakt z Magnusem, chwycił wcześniej przygotowaną dla siebie koszulkę, nakładając ją od razu na swoje ciało. Miał nadzieję, że w ten sposób mógł się uchronić przed jego palącym dotykiem. – Nie ma z tobą żadnej zabawy – dodała i jak gdyby nigdy nic rzuciła mu pełne politowania spojrzenie.
         Magnus burknął pod nosem z niezadowolenia, ale zaraz uśmiechnął się delikatnie, kiedy usłyszał drugą część wypowiedzi Nocnej Łowczyni. W tym momencie zgadzał się z nią w stu procentach, o czym Alec mógł się dowiedzieć, przyglądając się jego twarzy. Nocny Łowca zignorował jednak ten kpiący i odrobinę wredny uśmieszek Bane’a, odsuwając się od niego na znaczną odległość. To była jego kara za ostatnie półgodziny. Nie spodobało to się czarownikowi, który zdecydowanie bardziej wolał mieć chłopaka przy sobie. Jęknął nawet cierpiętniczo, wyciągając przed siebie dłoń, ale niestety nie był w stanie przyciągnąć go z powrotem do siebie. Izzy zaśmiała się wesoło, widząc zbolałą minę Magnusa.
- Tu nie chodzi o zabawę, Isabelle – Lightwood ponownie podjął przerwany wątek i nie zwracał już uwagi na swojego mężczyznę, starając się prowadzić normalną rozmowę. Zgiął nogi w kolanach i oparł na nich łokcie, sprawiając tym samym, że Magnus całkowicie stracił możliwość ewentualnego dotknięcia jego ciała. – Jestem z was najstarszy i to ja zawsze musiałem się wami opiekować, kiedy nie było z nami rodziców. Wiele razy nie zgadzałem się z ich decyzjami, ale miałem obowiązek się im podporządkowywać. Jednak jeśli chodzi o to, że nie powinniście uczestniczyć w masowych i niebezpiecznych akcjach, jestem po ich stronie. Trenujemy od małego i jesteśmy przygotowani na naprawdę wiele, ale nie skończyliście jeszcze nawet osiemnastu lat. Nigdy nie uczestniczyliście w większych misjach i nie wiecie, na czym polegają. Jace jest zbyt porywczy i to mogłoby go zgubić. Jeszcze zdążycie się w życiu nawalczyć – powiedział pewnie i spuścił wzrok na swoje dłonie.
            Magnus przez chwilę zapatrzył się na swojego chłopaka i siedział po prostu z rozchylonymi wargami. To, co powiedział Alec, naprawdę zrobiło na nim wrażenie. Wiedział, że Nocny Łowca był ze swojego rodzeństwa najbardziej odpowiedzialny i że był bardzo mądry, ale taką postawą go mile zaskoczył.
- Nie zgadzam się z tobą – przyznała jego siostra, co wywołało u czarownika mieszane uczucia. Zerknął na nią, marszcząc brwi i oczekując jej dalszej wypowiedzi. Podobnie zareagował jej brat, chociaż ten był prawie pewny tego, że siostra się z nim nie zgodzi. Znał jej zdanie na ten temat. – Kiedy zbierzemy doświadczenie jeśli nie teraz?
- W przyszłości. Żadne młodziaki nie mogą iść na poważną misję, walcząc wcześniej jedynie z mniejszymi demonami – powiedział stanowczo, nie mając zamiaru odpuszczać. – Wrócimy do tej rozmowy, kiedy skończysz osiemnaście lat. Wtedy będziesz mogła walczyć jak prawdziwy Nocny Łowca. Ja tak zaczynałem i wy również tak zaczniecie – przysiągł jej. – Nie słyszałem, żeby ktoś się skarżył na to, że nie jestem dostatecznie dobrym wojownikiem. Poza tym gdyby tak było to nikt by mnie więcej ze sobą nie wziął na walkę, a przecież już w kilku uczestniczyłem – przypomniał jej, a jego głos brzmiał odrobinę surowo.
            Nie chciał sprzeciwów i w ten sposób udało mu się to osiągnąć. Jego siostra już więcej nie oponowała, a jego mężczyzna wpatrywał się w niego jak w obrazek. Uwielbiał takiego Aleca – władczego i wiedzącego, co chce. Najchętniej by tu z nim teraz został i przegonił dokądś Izzy, by mogli zostać sami, ale czas go gonił i niestety już musiał wychodzić. Z wielkim bólem serca wstał więc z łóżka, sprowadzając tym samym na siebie uwagę pozostałej dwójki.
- Muszę już iść – przyznał cicho, patrząc wprost w oczy Lightwood’a.
Czarownik nie miał ochoty spędzać kolejnego wieczoru w gabinecie, ale chyba nie mógł liczyć na nic lepszego. Schylił się i pocałował chłopaka, przygryzając na moment jego wargę. Zapominając o obecności Izzy, wpił się w jego usta i rozchylił je językiem, ale to jemu dał tym razem prowadzić. Lubił kiedy jego Alec był taki stanowczy i uwielbiał, kiedy ten przejmował inicjatywę. Nocnemu Łowcy nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nie zdążyli się jednak się rozkręcić, bo usłyszeli z boku ciche chrząknięcie.
- Nie wiem, czy wam przeszkadzam, ale… - zaśmiała się Izzy, rozbawiona całą tą sytuacją.
          Alec również się zaśmiał, drapiąc się nerwowo po głowie i zabrał swoją dłoń z biodra Magnusa równie szybko, jak ta się tam znalazła. Odkaszlnął i odepchnął od siebie Bane’a, który nie wydawał się być ani odrobinę zawstydzony tym, co się wydarzyło.
- Odrobinę nam przeszkadzasz – wyznał szczerze czarownik, pokazując jej język i marszcząc zabawnie nos. Stanął za Nocnym Łowcą i objął go od tyłu za szyję, składając na niej drobny pocałunek. – Mhmm – zamruczał i uśmiechnął się szeroko, kiedy chłopak chciał się wyrwać z jego uścisku.
- A to za co? – zapytał Alec, kiedy poczuł cmoknięcie na policzku.
- Za to, że jesteś taki mądry – odpowiedział na tyle cicho, by tylko jego chłopak był w stanie to usłyszeć.
            Czarnowłosy uśmiechnął się czule i pozwolił na to, by ten jeszcze raz pocałował jego szyję, tylko po to by zaraz po tym wyjść z pomieszczenia. Lightwood patrzył, jak jego mężczyzna opuszcza jego pokój i mógł przysiąc, że zrobiło mu się trochę chłodniej.
            Magnus skierował swoje kroki od razu do gabinetu, jaki był mu przeznaczony w Instytucie. Przyzwyczaił się do tego miejsca i nie chciał go opuszczać, bo tym samym musiałby opuścić swojego chłopaka. Wiedział, że po jakimś czasie przyzwyczai się do tego, że nie zawsze będzie miał go przy sobie i co najważniejsze będzie mu brakować jego ciepełka w nocy. Mówił Alecowi, że to już niedługo nastąpi, ale nie był z nim do końca szczery. Tak naprawdę już dzisiaj wieczorem miał wezwać pewną osobę, która pomogłaby im raz na zawsze zakończyć to, co tutaj tak właściwie robił. Nie chciał na razie się z nim dzielić tą informacją, bo w duchu liczył na to, że jeżeli będzie to przeciągał, jego wyprowadzka stąd też się w ten sposób przeciągnie.
- Gdzie byłeś, Magnusie? – zapytała Maryse, kiedy ten pojawił się w swoim gabinecie. – Czekam na ciebie już od ponad piętnastu minut.
- Mogłaś do mnie zadzwonić – odparł niewzruszony, nie bardzo przejmując się tym, że kobieta musiała na niego czekać. Może i to on był jej pracownikiem, ale zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby teraz ją zostawił, z niczym by sobie sama nie poradziła. Był jej niezbędny, więc mógł trochę pogwiazdorzyć. – Nie mam w umowie zapisane, że nie mogę wychodzić z tego miejsca.
- Mimo to wolałabym, żebyś teraz tu był – odparła kobieta niezrażona tonem jego głosu.
- Jestem, więc w czym problem? – zapytał, sprowadzając ją tym samym w ślepy zaułek. Lubił takie sytuacje i mimo iż jego twarz pozostawała poważna, to tak naprawdę w duchu się śmiał z jej bezradności. Maryse najwyraźniej nie wiedziała, co odpowiedzieć, bo najpierw otworzyła usta tylko po to, by je zaraz zamknąć. Postanowił więc dobrodusznie zabrać głos, by oszczędzić jej upokorzeń i nerwów. – Wszystko przygotowane?
- Tak – odrzekła matka Aleca i pokiwała żywo głową. – Wszystko już gotowe. Będziemy mogli zaczynać, kiedy tylko zbierzesz potrzebne informacje.
- Nie powinno mi to zająć więcej niż półgodziny – zapewnił ją, sięgając po teczkę leżącą na biurku i przechodząc się z nią w stronę regału.
- Dobrze. W takim razie czekam na ciebie za półgodziny we wschodnim skrzydle – stwierdziła i ruszyła do drzwi.
            Magnus kiwnął głową, nie mając już więcej pytań. Nie obawiał się tego, co go czeka, bo był pewien, że sobie poradzi. Nie mogło być inaczej. Poza tym w razie gdyby jego moc nie była wystarczająco potężna, wyszkolił już rodziców swojego chłopaka, by wiedzieli, co robić. To przypomniało mu o czymś istotnym i musiał jeszcze na chwilę zatrzymać Maryse, by uśpić swoją ciekawość.
- Kto będzie przy tym obecny?
            Kobieta obróciła się w jego stronę i spojrzała na niego zaskoczona tym, że czarownik zapytał o coś tak błahego. Myślała, że już o tym rozmawiali.
- Ja, Robert, Hodge i któryś z przedstawicieli Clave – odpowiedziała bez zająknięcia i wyszła z pokoju.
            Magnus ponownie pokiwał głową, ale ta nie była już w stanie tego zauważyć. Zrobiło mu się lżej, kiedy usłyszał, że Maryse postanowiła nie mieszać w to swoich dzieci. Mimo iż zagrożenie było niewielkie, to wolał, żeby Alec był w tym czasie w jakimś bezpieczniejszym miejscu z dala od wschodniego skrzydła. Nigdy nie było stuprocentowej pewności na to, by wszystko poszło według planu.

wtorek, 14 czerwca 2016

ROZDZIAŁ LXVII

            Alec pędził co sił w nogach do pokoju swojej siostry. Wiedział, że Izzy nie będzie zadowolona z tego, że się spóźnia. Dziewczyna napisała mu wiadomość z prośbą o to, by natychmiast do niej przyszedł, ale nie zrobił tego, bo nie miał przy sobie telefonu. Celowo zostawił go u Magnusa, a kiedy ten mu go oddał, nawet nie zerkał na wyświetlacz. Poza tym sms przyszedł prawdopodobnie wtedy, kiedy był pochłonięty rozmową ze swoim chłopakiem i na nic innego nie zwracał uwagi. Później jego myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół tego, czego dotyczyła krótka wymiana zdań między czarownikiem a jego matką.
- To naprawdę dziwne – przyznał szczerze Jace, przypatrując się tablicy, którą pokazała mu właśnie jego siostra.
- Co jest takiego dziwnego? – zaciekawił się ciemnowłosy, który właśnie dołączył do swojego rodzeństwa.
            Nie miał możliwości poznania ich dotychczasowej dyskusji i usłyszał jedynie ostatnie zdanie wypowiedziane przez blondyna. Nie wiedział, po co siostra go tutaj zaprosiła i czego dotyczyła ich rozmowa. Nie miał również pojęcia, co oznaczały liczne kropeczki znajdujące się na wspomnianej tablicy, w której Jace chyba chciał zanurzyć swój nos.
- Spójrz – powiedziała Izzy i wskazała dłonią na przedmiot, nic więcej nie wyjaśniając.
- Patrzę – odpowiedział jej brat znudzonym tonem. Była to pierwsza rzecz, którą zrobił zaraz po przekroczeniu progu pomieszczenia. – I co w związku z tym? – dopytał się, kiedy dziewczyna się nie odzywała. – Co to takiego?
- Już tłumaczę – mruknęła i stanęła ze wskaźnikiem, odsuwając Jace’a na bok. – To jest wydruk z maszyn, które informują nas zazwyczaj o obecności demonów w najbliższej okolicy. Najciekawsze jest to, że w południe wskazywały ich bardzo dużą częstotliwość, a pięć minut później nie było już po nich śladu. Nie zostały zanotowane żadne ataki i nie mamy informacji o tym, by ktokolwiek je zwalczył. Taka sama sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie w ciągu ostatniej godziny – wyznała szczerze, robiąc poważną minę.
            Nie podobało jej się to, co się działo i kiedy tylko zauważyła, że dochodzi do powtórzeń, postanowiła poinformować o wszystkim swoich braci. Miała nadzieję, że na coś wpadną, bo ona nie miała na to żadnego wyjaśnienia. Nie mogła wpaść na jakikolwiek pomysł, który mógłby w racjonalny sposób to tłumaczyć.
- Skoro tak było, to dlaczego nie włączył się żaden alarm? – zapytał bystrze Alec, przyglądając się z bliska wszystkim zdjęciom.
- Nie mam pojęcia dlaczego, ale podejrzewam, że mogło to być spowodowane ich krótką obecnością. Pojawiają się i znikają – wzruszyła ramionami Izzy i stanęła obok niego. – Nie są to wielkie i potężne demony, ale jest ich naprawdę bardzo dużo w porównaniu z wcześniejszymi atakami. Nie mam pojęcia, jak to wytłumaczyć.
- Ja też – przyznał Jace. – Ale nie możemy tego tak zostawić. Cały czas pojawiają się w jednym miejscu. Dlaczego po prostu tam nie wyjdziemy i ich nie załatwimy? – zapytał.
- Bo nie wiemy, na co mamy się szykować – burknął Alec, studząc tym jednym zdaniem cały jego zapał. – Nie możemy działać pochopnie, bo nie wiemy, co się wydarzy, kiedy będziemy w tym miejscu. Nie możemy postawić wszystkiego na jedną kartę, bo tym razem może się nie udać.
- Więc co mamy robić? – odparł blondyn. – Siedzieć bezczynnie?
- Na razie poczekajmy na rozwój wydarzeń – zaproponował czarnowłosy i spojrzał na siostrę, oczekując od niej potwierdzenia.
            Izzy jednak nie wiedziała, czy się z nim zgodzić, czy nie. Obserwowała to już od dłuższego czasu i zdobyła niewiele informacji.
- Skoro nie włączył się żaden alarm, to dlaczego zwróciłaś na to uwagę? – zaciekawił się Jace, również przypatrując się Isabelle. – Skąd wiedziałaś, żeby na to zerknąć?
            Dziewczyna wzruszyła ramionami. Nie chciała im mówić, ale miała świadomość tego, że żaden z jej braci by jej nie odpuścił.
- Miałam się dzisiaj spotkać z Simonem, ale odwołał to przed samą randką. Byłam zła i was szukałam, ale ty byłeś z Clary – powiedziała do Jace’a – a ty nie wiem, ale mogę podejrzewać, że Magnus też był gdzieś w pobliżu – wyznała, uśmiechając się delikatnie, widząc jego zakłopotanie. – Nie miałam ochoty na obecność kogoś innego, więc przyszłam tutaj. Chciałam posiedzieć trochę przy papierkach, ale zobaczyłam to, co działo się na ekranie i nie mogłam tego zignorować.
            Obaj panowie postanowili pominąć fakt niedoszłej randki, bo wiedzieli, że Izzy nie lubiła rozmawiać o takich sprawach. Alec nie dziwił się temu, że dziewczyna była zła za to, że Simon ją wystawił, ale chyba wyszło jej to na dobre. Bez tego mogliby dalej nie mieć pojęcia o tym, co się działo. Może i nie wiedzieli dokładnie, o co chodziło, ale przynajmniej mieli świadomość tego, że coś było nie tak.
- Na coś się jednak ten twój chłoptaś przydał – mruknął cichutko Jace, na którego dziewczyna od razu naskoczyła.
- Ciekawe na co?! – uderzyła go w ramię. – Chcesz powiedzieć, że to dobrze, że postanowił sobie mnie olać?
- Wyluzuj – poprosił ją, nie mając pojęcia, że zareaguje tak gwałtownie. – Chodziło mi o to, że gdyby nie on, to dalej byśmy nie zdawali sobie z tego sprawy. Dobra robota – pochwalił ją, chcąc chociaż odrobinę ją udobruchać.
- Wiem – burknęła pod nosem i obróciła się do Aleca. – Zauważyłam też, że za każdym razem sygnał jest silniejszy i trwa dłużej niż poprzedni. Masz jakiś pomysł?
- Nie  – wyznał czarnowłosy i pokręcił głową. – Trzeba to dalej obserwować.
- Po co to obserwować, skoro to nie daje nic nowego? – oburzył się Jace. On najchętniej sam by się tym zajął i to najlepiej od razu. – Powiedz o tym Magnusowi. Może on coś zdziała – zaproponował.
- Magnus? – usłyszeli głos, którego tak bardzo nie chcieli teraz słyszeć. Ich matka weszła do pomieszczenia i od razu podeszła do tablicy, wokół której stali. – Magnus Bane? Dlaczego Alec ma mu o czymś mówić? No i nie wiedziałam, że jesteście na „ty” z tym czarownikiem – zauważyła.
- No przecież to Alec – zaczął blondyn i dopiero po chwili zorientował się, co właśnie powiedział. Chciał jeszcze dodać, że Magnus dla niego zrobiłby wszystko, ale w porę ugryzł się w język. Jeszcze tego brakowało, by rozpętała się teraz dyskusja dotycząca jego brata i jego faceta. – Znaczy… Siedzimy z nim przy posiłkach i czasem jakaś rozmowa sama się nawinie. Może Magnus by na to coś poradził – zmienił temat, bojąc się spojrzeć na Aleca.
            Chłopak z kolei stał jak wrośnięty w ziemię i piorunował Jace’a wzrokiem. Obawiał się, że ten może powiedzieć o jedno słowo za dużo, a wtedy ich matka na pewno by już nie odpuściła. Teraz na szczęście tylko pokręciła głową, ze zdziwieniem przypatrując się swoim dzieciom, ale nic nie dodała. Jej wzrok przykuły obrazy wyświetlane przez jej  córkę. Od razu się tym zaciekawiła, zostawiając póki co temat Magnusa.
- Co to takiego? – zapytała, na co jej córka pospieszyła z odpowiedzią. Wyjaśniła jej to wszystko tak jak wcześniej swoim braciom i teraz czekała na jej reakcję. – Dlaczego nie przyszliście po mnie, żeby mi to pokazać?
            Tak. Tego się można było po niej spodziewać. Maryse jak zwykle musiała wiedzieć wszystko o tym, co działo się w Instytucie. Nie mogło być inaczej, jeżeli nikt nie chciał narazić się na jej gniew. Kiedy była zła, potrafiła przestraszyć niejedną osobę.
- Właśnie mieliśmy iść – odparł szybko Jace, który z całej trójki najlepiej kłamał. – Chociaż jestem pewien, że będziesz tego samego zdania co ja – dodał po chwili, uśmiechając się do niej zachęcająco.
- Myślę, że nie można tego zostawiać. Sytuacja może się poszerzyć. Na szczęście dzięki treningom w Instytucie znajduje się teraz wielu wyszkolonych i pełnoletnich – tutaj spojrzała znacząco na blondyna – Nocnych Łowców, przez co w razie kłopotów nie będzie problemów z obroną. Zaraz pójdę po kogoś odpowiedniego do tego zadania. Po kogoś, kto będzie umiał się tym zająć. Być może ktoś z zebranych był już w podobnej sytuacji. Albo nas system szwankuje…
- Albo dzieje się coś niedobrego – dokończył za nią jej najstarszy syn i pokiwał głową.
            Też był zdania, że nie powinni się tym sami zajmować, bo nigdy się z takim czymś nie spotkali. Szczerze mówiąc, nie wiedzieli co robić, a on nie chciał iść na misję bez żadnego przygotowania.
- Właśnie – potwierdziła kobieta i ruszyła do wyjścia. – Zaraz wracam, a wy najlepiej już nic nie ruszajcie – poleciła i rzeczywiście wyszła z pomieszczenia.

***

- Witam – przywitał się Magnus, siadając na swoim stałym miejscu. Tak się zagłębił w swojej pracy, że nie zauważył nawet, iż nadeszła już pora obiadu, więc wszedł do jadalni, kiedy większość mieszkańców Instytutu była już w środku. – Wiecie może, dlaczego nie mogę znaleźć dzisiaj nigdzie waszej matki? – zapytał z uśmiechem, sięgając szybko po przysmaki Rozejrzał się po twarzach trójki towarzyszących mu osób i mina mu nieco zrzedła. – Coś nie tak?
- Nic poza tym, że Jace to idiota – odpowiedział mu jego chłopak, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
            Magnus już chciał zapytać, co się stało, ale nie zdążył tego zrobić, bo pierwszy odezwał się Nocny Łowca.
- To nie moja… - zaczął z oburzeniem blondyn, ale Alec zaraz wszedł mu w słowo.
- Nie twoja wina, że masz za długi jęzor? – odburknął mu jego brat.
- Ktoś mi powie, co takiego zrobił Jace? – zapytał Magnus i rozejrzał się dookoła. Jednak ani blondyn ani jego brat nie spieszyli się z wyjaśnieniami, więc czarownik utkwił swoje spojrzenie w jedynej dziewczynie w ich okolicy. – Izzy, moja najsłodsza?
- Prawie powiedział przy mamie, że jesteś chłopakiem Aleca – wyznała, posyłając Jace’owi przepraszające spojrzenie.
            Nie chciała tego mówić, ale zrobiła to, bo najwyraźniej żaden z jej braci nie kwapił się do tego, by odpowiedzieć na pytanie Bane’a. Nie do końca rozumiała złość swojego starszego brata, bo przecież ich matka najprawdopodobniej niczego się nie domyśliła. Gdyby było inaczej, na pewno nie omieszkałaby zacząć ich o to wypytywać. Nie ma co robić z igły widły. Stało się i już. Na szczęście to nic poważnego.
- Naprawdę? – zdziwił się Magnus, nie dodając nic więcej.
            W zasadzie to… co by się stało, gdyby jego matka się o wszystkim dowiedziała? Przecież by go nie wydziedziczyła ani nic z tych rzeczy. Alec był już pełnoletni i mógł robić, co chciał. Poza tym był za dobrym Nocnym Łowcą, by ktokolwiek chciał się go pozbywać.
- Naprawdę – odpowiedział czarnowłosy, nieświadom rozmyślań swojego chłopaka. – Nie wiem jak… - zaczął, ale tym razem to jemu przerwano.
- A czy byłoby to czymś strasznym? – zapytał Bane, zerkając na Aleca.
            Lightwood otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Chciał coś powiedzieć, ale zupełnie wyleciało mu to z głowy.
- Już sam nie wiem – przyznał bardzo cicho, ale zaraz dodał drwiąco: - Jak to sobie wyobrażasz?
            Czarownik prychnął cicho pod nosem, zaskoczony tonem Aleca. Nie wiedział, że dla niego to wszystko było takim problemem. Poza tym nie lubił, kiedy ten na niego warczał i nie miał zamiaru mu na to pozwalać.
- Nie rozumiem twojego zachowania – odparł, nawet na niego nie zerkając. Patrzył wprost przed siebie, co równało się temu, że wzrok wbijał w siostrę Lightwood’a. Uśmiechnął się do niej przepraszająco, żałując jednocześnie, że musi być świadkiem ich wymiany zdań. – Tylko zapytałem. Nie mówię, że zaraz do niej pobiegnę i o wszystkim powiem. Uspokój się – dodał, kładąc na ułamek sekundy dłoń na jego udzie i ściskając pokrzepiająco. – Jak z tego wybrnęliście? – zwrócił się tym razem do dziewczyny i blondyna, mając jak na razie dość rozmów z Aleciem.
- Jace rzucił coś o tym, że czasem z tobą gadamy, bo siedzisz z nami przy stole i zmienił temat, co chyba podziałało korzystnie – wyznała Izzy. – To naprawdę nie było nic wielkiego – dodała, żeby udobruchać zarówno Magnusa jak i swojego brata. – Po prostu coś napomknął, jak to zawsze Jace, ale udało nam się ominąć tłumaczenia. Alec jak zwykle dramatyzuje.
- Bo się obawiam, że to kiedyś wyjdzie na jaw. Nie wiem, jak rodzice zareagują – przyznał szczerze, bawiąc się jedzeniem. Stracił apetyt.
- To już dawno wyszło na jaw, słońce – odparł mu Magnus, patrząc mu w oczy. Lightwood zarumienił się na jego słowa, bo nie przypominał sobie, by jego chłopak określał go tym mianem przy jego rodzeństwie kiedykolwiek wcześniej. – Prawie wszyscy w tym pomieszczeniu o tym wiedzą i jakoś jeszcze nie umarłeś z tego powodu, a świat się nie zawalił.
- To co innego – mruknął czarnowłosy, zmieniając ton głosu na łagodniejszy.
            Nie wiedział, czym się tak przejmował. Miał wokół siebie same przyjaźnie nastawione osoby. Nie spotkał się do tej pory z jakimiś nadmiernymi negatywnymi zachowaniami ze strony innych, więc czego się bał? Odrzucenia?
- Wątpię – odpowiedział mu Bane i wyciągnął telefon, bo poczuł, że dostał wiadomość.
            Chwilę wcześniej pisał z Cate i ta teraz pytała, czy wszystko u niego w porządku. Celowo uniósł urządzenie wyżej, tak, by Lightwood również widział to, co jej odpisuje. „Tak, w porządku. Poza tym, że mój cudowny Alec na mnie warczy. A nic nie zrobiłem!”
- Nie warczę – mruknął Nocny Łowca, mając ochotę oprzeć się o jego ramię.
            Już dawno temu zauważył, że przy czarowniku jego zły humor szybko ustępował, a sam czarnowłosy stawał się potulniejszy i łagodniejszy w obyciu. Nie podobało mu się to, ale jeśli miało być tak tylko przy czarowniku, to mógł do tego przywyknąć.
- Raz warknąłeś – przypomniał mu Bane, który nie zdawał sobie sprawy z wniosków, do jakich ten doszedł. Zaśmiał się, kiedy otrzymał odpowiedź i pokazał ją chłopakowi. „Siedzi obok ciebie i to czyta, prawda?”, głosiła. – Jak ona mnie dobrze zna – zachichotał i schował telefon z powrotem do kieszeni, uprzednio wystukując potwierdzenie. – Dlaczego poruszyliście mój temat? – zaciekawił się Magnus, powracając do przerwanego tematu. – Bo pewnie nie bez powodu, prawda?
- Izzy zauważyła coś ciekawego w programie monitorującym obecność demonów. Jace zaproponował, żeby ci to pokazać – wyjaśnił prosto Alec.
- Co to takiego? – chciał wiedzieć, kierując swoje pytanie do dziewczyny. Ta po raz kolejny dzisiejszego popołudnia musiała mówić to samo, ale dzięki temu tym razem poszło jej to szybko i sprawnie. Już chyba miała wprawę. – Ciekawe – mruknął Bane pod nosem, zastanawiając się nad tym przez chwilę. – Mógłbym to później zobaczyć?
- Nie masz swoich spraw na głowie? – chciał się upewnić Alec, na co ten pokiwał głową, dodając, że nic się nie stanie, jeśli poświęci chwilę na coś innego. – To ekstra, że chcesz nam pomóc, ale Maryse Lightwood ma chyba wobec ciebie inne plany – przyznał czarnowłosy. – Powiedziała, że poprosi o to osoby, które się bardziej na tym znają i nas od tego odsunęła.
- Jakoś nie słyszę w twoim głosie, żeby ten pomysł przypadł ci do gustu – stwierdził czarownik, uśmiechając się delikatnie.
            Właśnie to uwielbiał w swoim chłopaku. Jego zdecydowanie i chęć do działania. Może i był inny od Jace’a, który był zawsze skory do walki, ale to mu nie przeszkadzało. Alec również był wojownikiem i według Magnusa był wiele lepszy od swojego brata. Walczył stawiając bardziej na taktykę i precyzję niż na siłę, co ich obu od siebie wyróżniało.
- Może i nie chciałbym biec na to miejsce, by się od razu z nimi rozprawić, ale chciałbym się temu lepiej przyjrzeć – przyznał szczerze, potwierdzając to, o czym myślał sekundę temu czarownik.
- A ty czemu szukałeś Maryse? – zaciekawił się Jace, który dzisiaj wyjątkowo rzadko zabierał głos.
            Alec był mu za to pytanie odrobinę wdzięczny, bo sam również chciał to wiedzieć. Czy było to związane z tym, co ostatnio udało mu się usłyszeć?
- Obiecała mi randkę. Musimy dogadać szczegóły – odpowiedział żartobliwym tonem i zaraz poczuł delikatnie kopnięcie w kostkę. – Auć! – powiedział do swojego chłopaka, robiąc wielkie oczy, chociaż tak naprawdę nie poczuł bólu. – Nie bądź zazdrosny, Alec – zaśmiał się pod nosem. Nadal oczywiście żartował, bo przecież każdy wiedział, że z ich dwójki to on był większym zazdrośnikiem. Pokazał mu język, kiedy chłopak skomentował jego słowa cichym prychnięciem i odpowiedział raz jeszcze na pytanie blondyna. – Mam do niej sprawę. Muszę o coś wypytać – wyjaśnił, nie patrząc już na czarnowłosego.
- O co takiego? – dopytał siedzący obok niego Nocny Łowca, kładąc mu dłoń na udzie i masując delikatnie.
            Bane był zaskoczony tym gestem i nawet pozwolił sobie na chwilę spuścić wzrok na swoją nogę. Trwało to jednak tylko chwilę, bo zaraz powrócił do tonięcia w oczach Aleca. Zobaczył w nich nieskrywaną ciekawość i coś jeszcze, czego nie mógł nazwać. Uśmiechnął się do niego prowokująco, zastanawiając się jednocześnie, co chłopak mógłby jeszcze zrobić, jeśli zamiast w jadalni byliby teraz w jego gabinecie. Dlaczego zależało mu na poznaniu odpowiedzi?
- Alec? – zagadnęła go jego siostra. – Przestań, cokolwiek robisz – mruknęła pod nosem. – Zaraz się na niego rzucisz – dodała rozbawionym tonem.
            Doskonale wyczuwała atmosferę, jaka się budowała między tą dwójką i widziała, jak na siebie patrzyli. Nie chciała nawet podejrzewać, co by się stało, gdyby po jej słowach Magnus nie odwrócił wzroku, a Alec nie odsunął od niego, zwiększając dystans między nimi. Jej brat miał odrobinę bardziej zaróżowione policzki i najwyraźniej nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, co się przed chwilą działo. Chyba się zapomnieli.
- No ładnie – zaśmiał się Jace i zagwizdał pod nosem. – Jeszcze trochę a byście sobie porozrabiali. Nie mam nic przeciwko, jeśli nie muszę na to patrzeć – przyznał szczerze. – Miło byłoby również, gdybyście to robili w bardziej ustronnym miejscu – dodał półżartem półserio. – Teraz może nikt nie zwrócił na was uwagi, ale następnym razem może być inaczej – zauważył bystrze i wstał od stołu.
            Jego śladem ruszyła również jego siostra i po chwili oboje wyszli z pomieszczenia, zostawiając dwójkę samą. Alec rozejrzał się dookoła i stwierdził, że w jadalni zostało już tylko niewiele osób, ale sam nie miał jeszcze ochoty wychodzić.
- Trochę się zapędziliśmy – przyznał szczerze Lightwood, kiedy był pewny, że nikt inny poza Magnusem go nie słyszy. – Wybacz, mogłem nie zaczynać. Nie jesteśmy sami.
- Do niczego nie doszło – przypomniał mu Bane, posyłając mu piękny uśmiech.
            Alec pokiwał żywo głową, zgadzając się z nim w ten sposób.
- Chyba nie powinienem być zły na Jace’a za to jego gadulstwo, podczas gdy sam mało co przed chwilą cię nie pocałowałem – dodał, patrząc przed siebie.
- Nie miałbym nic przeciwko, gdyby tak się stało. Wiesz o tym i znasz moje zdanie, Alec – odparł, również odsuwając od siebie talerz. On z kolei zjadł znacznie więcej niż jego chłopak. – Nie dziwię ci się, że jesteś rozgniewany na swojego parabatai, bo to czy twoja matka będzie wiedziała, czy nie zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Chociaż czy byłoby źle, gdyby dowiedziała się tak przypadkowo? Nie chcesz mnie przecież oficjalnie przedstawiać, prawda? – zaśmiał się, ale Alec i tak wyczuł w jego głosie smutek.
            Szczerze mówiąc, Nocny Łowca nie zastanawiał się, jak z tym wszystkim czuje się czarownik. Przecież to dotyczyło ich obojga. Może i decyzja o powiedzeniu prawdy należała do niego, ale było to związane z Magnusem, czy by tego chciał, czy nie. A bardzo chciał.
- Nie mógłbym sobie tego nawet wyobrazić – przyznał szczerze, posyłając mężczyźnie pokrzepiający uśmiech, po czym westchnął głęboko. – Tęsknię za naszymi wspólnymi nocami. Znowu zaczynasz przychodzić coraz później i jestem w stanie cię zauważyć dopiero rano – pożalił się. – Ostatnio obiecałeś mi, że wyrwiesz się wcześniej – przypomniał mu i rzucił znaczące spojrzenie.
- Nie dałem rady – wyznał szczerze. – I też za tym tęsknię. Za tym jak mruczałeś, kiedy cię całowałem i kiedy… - szeptał, widząc rozmarzony uśmiech swojego chłopaka.
- To nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy – zganił go Nocny Łowca, wracając do rzeczywistości.
- Ty zacząłeś, piękny – wytknął mu z uśmiechem. – I dlaczego nie? Miejsce jak każde inne – przyznał i rozejrzał się dookoła. Może i osób było niewiele, ale liczył się fakt, że w ogóle były obecne. – Może towarzystwo niesprzyjające temu, co chciałbym zrobić, ale… - urwał, przenosząc na niego swoje spojrzenie.
- Wolałbym nie mieć żadnego towarzystwa – wyznał Lightwood, siadając bliżej niego. Nie mógł się powstrzymać, żeby się przysunąć. Tak bardzo go chciał. – Zarówno teraz jak i w przyszłości. Zapamiętaj to – zażądał, nawet nie komentując określenia, jakim uraczył go czarownik. Powoli się przyzwyczajał do tych wszystkich komplementów, a przynajmniej się starał. – Więc może się gdzieś przeniesiemy? – dopytał, posyłając mu gorące spojrzenie.
            Bane sam nie wiedział, co odpowiedzieć. Chciał skorzystać z jego propozycji, ale zdawał sobie sprawę z tego, że zaraz po obiedzie miał wrócić do gabinetu. Poza tym Alec miał przecież za niedługo popołudniowy trening, o którym najwyraźniej zapomniał, bo kiedy ten mu o tym powiedział, zrobił kwaśną minę.
- Okoliczności nam nie sprzyjają – burknął niezadowolony czarownik i wstał od stołu, chcąc zakończyć tę rozmowę w jakimś ustronniejszym miejscu.
            Pociągnął więc za sobą Aleca, ale zaraz puścił jego dłoń, by mogli swobodnie iść nieodprowadzani wzrokiem przez kogokolwiek. Zdążyli wyjść na korytarz i dopiero wtedy Lightwood się odezwał, przerywając tym samym ciszę. Poza nimi nie było nikogo, kto mógłby ją zmącić.
- Jasne, zawsze mi pozostaje ręka – odparł Nocny Łowca i sam zastanowił się nad tym i dlaczego to powiedział. To było do niego tak niepodobne, że cicho się zaśmiał, a Bane mu zaraz zawtórował. – To było dziwne – przyznał i włożył dłonie do kieszeni spodni.
- Odrobinkę – zgodził się z nim czarownik. – Ale jakie gorące. Teraz nie będę mógł myśleć o niczym innym niż o tobie i twoim… - zaczął, ale nie zdążył dodać nic więcej, bo Alec zamknął jego usta pocałunkiem.
            Przysunęli się bliżej ściany, a Bane objął jego szyję, jeszcze bardziej się do niego zbliżając. Przytulił się do niego całą długością ciała i uśmiechnął się szeroko, oddając pocałunek.
- Nie będziesz o niczym myślał. Masz skupić się na pracy i szybko do mnie wracać – powiedział Lightwood pewnym siebie głosem.
- Ale jak to, Alec? Tak się nie da. Już teraz wyobrażam sobie ciebie z ręką w…
- Magnus! – oburzył się młodszy, ponownie go całując. Jego policzki pokryły się ogromnymi wypiekami, które bardziej rozbawiły czarownika i sprawiały, że chciał więcej. – Nie mów takich rzeczy! – poprosił, rozglądając się dookoła, by sprawdzić, czy aby na pewno wciąż są sami. – Nie będę nic robił.
- Nie? – dopytał się Bane.
- Nie – powtórzył twardo i spojrzał w jego oczy. – Poczekam na ciebie – dodał, a Magnus aż sapnął, kiedy to usłyszał.
            Widok jego chłopaka w tym momencie i jego słowa działały pobudzająco na czarownika. Bane nie mógł się powstrzymać i otarł się o Aleca, wyrywając z jego ust jęk, który został zaraz zagłuszony przez jego usta. Przez chwilę nie pozwolił, by ten coś mówił, całując go mocno i z precyzją.
- To mi w niczym nie pomaga – pożalił się Magnus, kiedy się nareszcie od niego oderwał – i tylko sprawia, że moja wyobraźnia coraz bardziej się nakręca. Nie wiem, czy wytrzymam, Alec – westchnął i szepnął mu do ucha, całując w szyję.
            Lightwood już miał mu odpowiedzieć, kiedy usłyszeli czyjeś kroki.
- Nie teraz – jęknął Nocny Łowca i obejrzał się w tamtą stronę.
            Po chwili na końcu korytarza mógł zobaczyć jakiś dwóch chłopaków, którzy na szczęście ich jeszcze nie zauważyli. Pocałował Magnusa po raz ostatni i wyplątał się z jego ramion, odsuwając na bezpieczną odległość.
- Skończymy kiedy indziej – obiecał starszemu i pociągnął go do przodu, tak aby wyglądało, że cały czas po prostu grzecznie sobie szli.
- Nienawidzę tego, że nie możemy skończyć teraz – odpowiedział mu Bane i zerknął na jego profil. – Cały czas się tu ktoś kręci.
- To Instytut – wzruszył ramionami Alec. – Tu wiecznie będzie się ktoś kręcił.
- Będziemy się musieli przenieść do mnie – stwierdził Magnus, składając mu tym samym niemą propozycję.
- Czyżbyś coś sugerował? – zapytał Lightwood, unosząc brwi.
- Być może – odparł czarownik i bez słowa skręcił w stronę swojego gabinetu.
            Alec na moment przystanął, zastanawiając się nad jego słowami. Patrzył za oddalającym się Magnusem i wyobraził sobie, jakby to było, gdyby rzeczywiście mieszkali razem z dala od wścibskich oczu innych osób. Wtedy mogliby robić to, co im się tylko podobało. Potrząsnął głową, chcąc wyrzucić to z głowy. To nie czas ani miejsce na takie przemyślenia. Ruszył więc szybko w drugą stronę, by zapobiec w ten sposób temu, by pójść za Banem. Odbiją to sobie wieczorem.