- Ale pamiętaj, Alec.. - zaczął po
raz kolejny Magnus, kiedy już znaleźli się w jego mieszkaniu.
- Wiem, Magnus - odpowiedział szybko.
- To niebezpieczne, mam się nie wychylać, uważać i jej nie
atakować - kiwał głową w jego stronę. - Wejdziesz tam przecież
ze mną, nic się nie stanie - mówił i zerkał w stronę drzwi.
Naprawdę chciał już wejść i
zobaczyć dziewczynę, o której tyle się nasłuchał. Chciał się
przekonać, czy rzeczywiście jest taka, jak ją opisywał Bane.
Zdawał sobie sprawę z tego, że czarownik mógł koloryzować i
zmyślać w niektórych kwestiach jej dotyczących. W końcu był
Magnusem Bane'em i potrafił zrobić wiele, by tylko odciągnąć
swojego chłopaka od kłopotów.
- Cokolwiek by nie robiła ani nie
mówiła, masz zachować spokój, rozumiesz? - wycelował w niego
palec. - Jeden gwałtowniejszy ruch z jej strony i wychodzimy.
- Nie jestem dzieckiem - podszedł na
krok i pocałował go w usta. - Ani kretynem. Wszystko rozumiem i
chcę już tam wejść - przyznał zgodnie z prawdą.
- Teraz zachowujesz się jak dziecko -
wyznał i westchnął, kiedy chłopak się odsunął - które nie
może doczekać się, kiedy w końcu dostanie obiecaną zabawkę.
- To nie zabawka - powiedział. - Ale
masz rację, nie mogę się doczekać. A to wszystko przez ciebie -
uśmiechnął się delikatnie. - Bo to ty cały czas o niej mówisz w
taki sposób.. jakby rzeczywiście była nie wiadomo jak zła, a samo
spotkanie z nią wiąże się z niemałym ryzykiem.
- Bo to prawda. Czemu lekceważysz moje
słowa?
- Nie lekceważę, po prostu się nie
boję. Ryzyko jest fajne - wzruszył ramionami. - I w sumie jest
nieodłączną częścią mojego życia.
- Ooo tak, tak samo jak lekkomyślność
i niepodejmowanie słusznych decyzji - prychnął czarownik.
- Nieprawda! - zaprzeczył niemal
natychmiast jego chłopak. - Nie jestem lekkomyślny i jak
najbardziej podejmuję słuszne decyzje - jego uśmiech poszerzył
się jeszcze bardziej.
- Skoro tak uważasz - pokręcił
zabawnie głową.
- Tak, a ty uważasz tak samo jak ja,
tylko się ze mną droczysz - uniósł lekko głowę, szczerząc się
jak głupi.
- Teoretycznie to co mówisz, może
okazać się prawdą - zrobił poważną minę.
- Praktycznie jest tak samo - uderzył
go lekko w bok. - Nie gadaj tyle i wejdźmy tam w końcu.
Magnus przewrócił oczami i uśmiechnął
się do niego.
- Jesteś strasznie podekscytowany.
Zastanawia mnie, czy jest coś co w równym a może i wyższym
stopniu, cię tak nakręca - złapał go pod brodą i spojrzał mu w
oczy.
- Jest, ale nie będę z tobą o tym
rozmawiał, bo jak to ty zaraz zaczniesz dociekać i najpewniej
skończymy w zupełnie innym pomieszczeniu - obserwował uśmiech
Magnusa, który z każdym wypowiadanym przez niego słowem robił się
coraz większy.
- Jesteś zboczeńcem, Alexander -
zamruczał mu w twarz, śmiejąc się melodyjnie.
- Ja? Ciekawe czemu? Ja tylko
powiedziałem, że jest coś takiego - wzruszył ramionami i zrobił
najbardziej niewinną minę, na jaką było go stać. - To ty masz
zaraz jakieś skojarzenia i brudne myśli - puknął go palcem
wskazującym w klatkę piersiową.
- Brudne myśli? - zastanowił się
chwilę. - Bo tobie pewnie chodziło o kuchnię, prawda? - zakpił. -
To tam byśmy wylądowali, mam rację?
- Oczywiście, że tak. Kuchnia, tak,
mhm.. - przymknął oczy i wciągnął powietrze, przypominając
sobie sen, który nawiedził go pewnej nocy. On, Magnus i gorący
seks na stole kuchennym. Uch, aż mu się cieplej zrobiło i
natychmiast otworzył oczy. - To takie, uch, dobre miejsce.
Wielofunkcyjne i w ogóle - przyznał. - Ale przestań już.
- Co mam przestać?
- Próbujesz odciągnąć moją uwagę
- powiedział i wyciągnął z kieszeni stelę, którą zaraz
przyłożył do ramienia.
- Nieprawda - zapewnił go mało
przekonująco. - Co tam kreślisz?
Alec spojrzał na niego, nie przestając
rysować run na swoim ciele.
- Twoje imię - wyznał z sarkazmem.
- Bardzo śmieszne - zganił go, ale
przecząc samemu sobie uniósł lekko kąciki ust. - Chodź już, bo
przecież zaraz wyjdziesz z siebie.
Alec szybko schował stelę i kiwnął
głową, uśmiechając się przy tym szeroko. Nie denerwował się,
bo nie miał po temu żadnego powodu. Poszedł więc za mężczyzną
i przyglądał się dokładnie temu, co ten robił. Magnus bowiem
musiał najpierw ściągnąć zaklęcia ochronne i wyciszające,
zanim wpuści ich obu do środka. Ostrożności nigdy za wiele. Po
kilku minutach spojrzał nareszcie na chłopaka i kiwnął do niego
głową.
- Zapraszam - powiedział z rezerwą i
złapał za klamkę, otwierając powoli drzwi.
***
Aaron nigdy jakoś nie tryskał
entuzjazmem, ale dzisiaj miał wyjątkowo paskudny humor. Treningi
bardziej go męczyły, a każdy nawet najcichszy odgłos strasznie
denerwował. Nie wiedział, co było tego powodem, ale wiedział, że
nie może zostać dłużej w Instytucie. Najchętniej po prostu
poszedłby do jakiegoś klubu, napił się i najlepiej jeszcze z kimś
przespał. Nie miał jednak pojęcia, gdzie w Nowym Jorku jest
jakikolwiek gejowski klub, a nie chciał nikogo pytać, bo pewnie i
tak nie uzyskałby odpowiedzi. Koniec końców przebrał się w
bardziej wygodne ubrania i wyszedł na dwór. Miał zamiar pobiegać
i miał nadzieję, że to chociaż w małym stopniu pomoże mu się
ogarnąć.
Na zewnątrz wykonał krótką
rozgrzewkę, która miała go przygotować do wysiłku. Nie zamierzał
prędko wracać, chciał się zmęczyć i wyrzucić wszystko z
siebie. Wszystko to, co sprawiało, że czuł się tak, hmm, dziwnie.
W zasadzie nie musiał się rozgrzewać, bo był po treningu, ale
mało go to obchodziło. Założył słuchawki, puścił najgłośniej
jak mógł muzykę i zaczął biec. Nie zastanawiał się specjalnie
gdzie, ważne by tylko oddalić się jak najbardziej od Instytutu,
miejsca, które go tak strasznie otumaniało.
Początkowo planował biec przez
Central Park, ale stwierdził, że tam będzie za dużo osób, a
obecność ludzi nie działała na niego w ostatnim czasie za dobrze,
więc po prostu skręcił w drugą stronę. Miał dość wszystkiego.
Biegł już jakiś czas i był naprawdę zmęczony. Zatrzymał się
na uboczu i rozejrzał wokoło. Odruchowo sięgnął do paska, do
którego zawsze była przyczepiona butelka z wodą. No tak, zapomniał
wziąć czegoś do picia. Tak był zaabsorbowany ucieczką, że nawet
tego nie zauważył. To był błąd, bo naprawdę był teraz
spragniony. Przebiec tyle kilometrów bez jakiegokolwiek nawodnienia,
serio trzeba być kretynem, zganił w myślach sam siebie. Rozejrzał
się ponownie i zdał sobie sprawę, że nie wie nawet, gdzie się
znajduje. Okolica była odrobinę ponura, a zważając na późną
porę, na rozwalonych chodnikach nie widać było żywej duszy. W
oddali migał neonowy szyld jakiegoś sklepu, postanowił więc, że
pójdzie i po prostu zapyta o drogę, przy okazji kupując jakąś
wodę. Po drodze minął się z pijanymi menelami, którzy akurat
wyszli zza zakrętu. Przeszedł obok nich, nawet nie zerkając w ich
stronę. Pewnym siebie krokiem ruszył w dalszą drogę, która
oświecona była jedną lampą. Obok niej stały jeszcze dwie inne,
ale ktoś je rozbił, a sądząc po jej stanie, musiało stać się
to już jakiś czas temu. Najwyraźniej nikt nie przejmował się jej
naprawieniem, co znaczyło tylko to, że okolica nie należała do
najprzyjemniejszych. Pewnie trafił na jakieś przedmieścia. Nie
było to jednak czymś, co mogło go przerażać. Szczerze mówiąc,
miasto w którym mieszkał nie różniło się za bardzo od Nowego
Jorku. Mniej w nim było jedynie turystów i mieszkańców. No i
oczywiście było z dziesięć (jak nie więcej) razy mniejsze, ale
jak to chyba w każdym mieście miało swoje gorsze miejsca. Takie, w
które lepiej nie zapuszczać się po zmroku. Władze starały się
je jak najlepiej zatuszować, ale każdy doskonale zdawał sobie
sprawę z ich istnienia. On oczywiście nie miał z tym żadnego
problemu. Nigdy się nie bał i lubił krążyć po nocy bez celu.
Kiedy wreszcie dotarł na miejsce, bez
wahania wszedł do sklepu, który okazał się być całodobowym
supermarketem. Znalazł w kieszeni swoich dresów jakieś drobniaki i
przeszedł do działu z napojami. Wybrał pierwszą lepszą wodę, po
czym ruszył w stronę otwartej kasy. Było mało klientów, więc
obsługiwała tylko jedna ekspedientka, która bardziej niż nim
zajęta była flirtowaniem z jakimś chłopakiem, który za swoje
zakupy już zapłacił, a mimo to nadal zajmował kolejkę. Naprawdę?
Jakby nie mogli się umówić później, prychnął w myślach
rozdrażniony Aaron. Nie reagując na sprzeciwy, wyminął wszystkich
i stanął bezpośrednio przed zdumioną dziewczyną. Był wyższy od
jej adoratora o dobre piętnaście centymetrów, a z tą
niezadowoloną miną rzeczywiście wyglądał jak jakiś chuligan,
jak go określiła jedna ze starszych klientek. Posłał młodej
ekspedientce wymuszony uśmiech i pokazał jej produkt, który chciał
kupić, rzucając przy okazji odliczoną kwotę na ladę. Dziewczyna
zamrugała kilkakrotnie, najwyraźniej nie pojmując, co się dzieje,
ale wzięła tylko od niego wodę, skasowała i oddała mu z
powrotem, czemu towarzyszyły kolejne niezadowolone komentarze ze
strony kolejki. Aaron odwrócił się do nich i rzucił im kpiące
spojrzenie, po czym jeszcze ostatni raz zerknął na kasjerkę i
puścił jej oczko. Ta zachichotała, a on mógł wyjść ze sklepu.
Zaśmiał się pod nosem sam do siebie. Och, umiał okręcić sobie
ludzi wokół palca.
Kiedy już był na zewnątrz, upił
duży łyk. Nawet nie myślał, że był aż tak spragniony. Ruszył
w drogę powrotną i wtedy zdał sobie sprawę, że z tego
wszystkiego zapomniał zapytać o drogę. Rozejrzał się dookoła i
westchnął zrezygnowany. W pobliżu nadal nikogo nie było, nawet
tych pijaków, którzy wcześniej zagrodzili mu przejście. Odetchnął
ponownie i zaczął iść w kierunku, jak mu się wydawało,
największego hałasu.
Po niecałej półgodzinie, jeśli
wierzyć zegarkowi w jego telefonie, dotarł do jakiegoś parku. Nie
mógł to być Central Park, bo był znacznie mniejszy. Na ławce
dostrzegł jakiś ludzi. W pierwszym odruchu chciał do nich podejść,
ale zrezygnował, kiedy zobaczył, w jakim są stanie. Zaciągnął
rękawy bluzy, które wcześniej podwinął do łokci, bo zaczynało
się już robić naprawdę chłodno i miał już iść dalej, kiedy
poczuł, że ktoś łapie go za ramię.
- Udawaj, że mnie znasz - poprosił
jakiś chłopak wyraźnie przerażonym tonem.
Aaron zerknął na niego i posłał mu
jedno ze swoich morderczych spojrzeń, na co chłopak od razu puścił
jego rękę. Jak stwierdził blondyn, ten musiał być od niego
młodszy, bo był niższy i rysy twarzy wydawały mu się jakieś
takie łagodniejsze. A może to po prostu było spowodowane tym, że
jedynym źródłem światła był księżyc?
- Niby czemu? - odpowiedział równie
cicho, ale nie zwolnił kroku.
- Od jakiś piętnastu minut idą za
mną jacyś faceci i skręcają zawsze tam gdzie ja - wyjaśnił
chłopak szczerze.
- I co z tego? - odburknął Nocny
Łowca, dziwiąc się jego zachowaniu.
- Nic, po prostu przejdę się z tobą
kawałek - rzekł, a Aaron westchnął w duchu.
Nie potrzebował żadnego dzieciaka do
pilnowania. Od niechcenia obrócił się do tyłu i rzeczywiście
ujrzał kroczących kilka metrów za nimi mężczyzn. Nie przejął
się jednak ich widokiem. Był Nocnym Łowcą i mógłby ich rozwalić
w kilka sekund.
- Chodź - złapał chłopaka za ramię
i pociągnął w inną stronę. - Zgubimy ich - powiedział i zaczął
niespodziewanie skręcać.
Rzeczywiście po kilku minutach po
podejrzanych typkach nie było już śladu, a Aaron z nowo poznanym
chłopakiem znaleźli się przy jakimś stawie. Blondyn usiadł i
zrozpaczony stwierdził, że młodszy zamierza zrobić to samo.
Pomógł mu, czy ten nie może się teraz od niego odwalić?
- Czego jeszcze? - zapytał mało
przyjaźnie.
- Odważny jesteś - powiedział ni z
tego ni z owego chłopak, przysuwając się do niego odrobinę.
- Po prostu nie jestem taką boi dupą
jak ty - stwierdził z szyderczym uśmiechem, który nie wiadomo
dlaczego, wypłynął na jego usta.
- Może i racja - wzruszył ramionami
drugi. - To może w ramach podziękowania byś się ze mną napił? -
zapytał i wyjął z kieszeni butelkę jakiegoś nieznanego Aaronowi
płynu.
Blondyn przyjrzał mu się ponownie.
Chłopak chce z nim pić? Nie musiał się długo zastanawiać.
Niewiele myśląc, kiwnął głową. I tak chciał się dzisiaj upić,
więc co za różnica z kim? Przynajmniej zaoszczędzi na alkoholu.
- A za co pijemy? - zapytał jeszcze,
przyglądając się jak ten otwiera butelkę i wyciąga z kieszeni
jakieś plastikowe kubeczki.
- Zawód miłosny - odpowiedział
tamten niewzruszony. - Dziewczyna mnie zostawiła.
Aaron kiwnął głową i przyjął od
niego pojemniczek. Wypił od razu połowę jego zawartości i
powiedział:
- Na zdrowie.
Chłopak stuknął się z nim
kubeczkiem, po czym sam upił łyk trunku.
Jason, jak się okazało, że ten się
nazywa, chyba wcześniej za często nie pił niczego mocniejszego, bo
po kilku kolejkach był już wstawiony. Nie zasypiał ani nic z tych
rzeczy, trzymał się całkiem dobrze i chyba nawet ogarniał, co się
wokół niego działo, ale stał się bardziej wylewny. Usiadł
naprzeciwko Aarona i opowiadał mu o sobie, o rodzinie, o szkole i o
dziewczynie, o której jak mówił, chciał zapomnieć. Określił ją
nawet mianem nieco wulgarnym, bo właśnie tego wieczoru dowiedział
się, że przespała się z jego kumplem.
- A ty? Czemu tak właściwie pijesz? -
zapytał go pijackim głosem.
Aaron wzruszył ramionami. Sam tego nie
wiedział, a nie miał zamiaru opowiadać mu całego swojego życia.
Był w końcu Przyziemnym. Chłopak nie nalegał, napił się tylko w
ciszy i zaczął mu się dokładniej przyglądać.
Po kilku kolejnych kolejkach obaj stali
się bardziej wylewni, a Jason bardziej pewny siebie. Oparł się o
Aarona, a jego buzia się nie zamykała.
- Bałeś się tych gości.. A mnie się
nie boisz? - zapytał blondyn, wchodząc mu w słowo.
- A czemu mam się ciebie bać? -
odparł mało wyraźnie.
Aaron objął go w pasie, przyciągając
go jeszcze bliżej siebie, na co chłopak zdziwiony położył mu
dłoń na ramieniu.
- Mógłbym cię teraz wykorzystać -
odpowiedział wprost Nocny Łowca. - Nikogo tu nie ma, nikt nie wie,
gdzie jesteś - mówił dalej, mrucząc do jego ucha. - Nikt by cię
nie obronił, gdybyś się wyrywał.
Chwilę zajęło chłopakowi pojęcie,
o co blondynowi chodzi. Kiedy dotarł do niego sens jego słów,
spiął się odrobinę, ale patrzył mu hardo w oczy. Przełknął
ciężko ślinę, zanim odpowiedział.
- A kto powiedział, że bym się
wyrywał?
Tym razem to Aaron nie wiedział, co
powiedzieć. Zdziwiony wpatrywał się w jego oczy.
- Jesteś biseksualny? - zapytał w
końcu.
- Na to wygląda - rzekł Jason i bez
zapowiedzi wpił się w jego usta.
Blondyn początkowo nie wiedział, co
zrobić. Po chwili jakby się opamiętał, bo przymknął oczy i z
równą zażartością oddał ten niezdarny pocałunek, przejmując
inicjatywę. Ich ubrania wylądowały gdzieś koło stojącego obok
drzewa, ale kto by się tym przejmował?
***
Alec zerknął na swojego chłopaka,
ale szybko wszedł do pomieszczenia, które ten przed nim otworzył.
Nie chciał ryzykować tym, że drzwi się zamkną, zanim to zrobi.
Magnus wszedł do środka zaraz za nim. Nocny Łowca rozejrzał się
po pokoju, ale nie zauważył nic niepokojącego. Gdzie jest istota,
o której opowiadał mu tyle czarownik? Czy to jakiś głupi żart?
- Magnus? - odezwał się cicho, co
było błędem.
Zza szafy wyskoczyła jakaś postać,
której Lightwood nie zdążył się nawet przyjrzeć. Bardziej
martwiły go w tej chwili świecące kule, lecące w ich stronę.
Zareagował niemal natychmiast. Doskoczył do Magnusa, ale to ten
okazał się być zdolnym do tego, by uratować ich przed ciosem.
Wytworzył wokół nich tarczę, która ich obroniła.
Dopiero wtedy Alecowi udało się
przyjrzeć dziewczynie. Wpatrywał się w nią, chcąc dojrzeć jak
najwięcej szczegółów. Była drobnej budowy i wydawała się być
niewinna. Naprawdę było jednak inaczej, o czym świadczyło
chociażby to, że jeszcze przed chwilą w nich celowała. Istota
również patrzyła na Aleca. Widziała go tu po raz pierwszy i
bardzo ją zaintrygował. Nie wiedziała jeszcze dlaczego, ale tak
było. Lightwood w tym czasie nadal zajmował się jej przyglądaniem.
Skórę miała jasną, niemal przezroczystą, a na niej liczne
blizny. Takie jak u niego tyle, że bardziej widoczne. Dziewczyna
szybko zaciągnęła rękawy, czując na ramionach wzrok chłopaka.
Jej włosy były równie jasne jak reszta ciała, z lekkimi
przebłyskami koloru niebieskiego. Uszy malutkie, ale spiczaście
zakończone, zadarty nos, a z pleców wystawały.. Skrzydła? Nie. To
nie mogły być skrzydła, myślał gorączkowo Alec, ale coś bardzo
podobnego. Mniejsze niż te u aniołów, to wiedział, chociaż, że
nigdy żadnego nie widział. Najbardziej jednak zastanawiały go jej
oczy. Całe błękitne, bez białek. I tak dziwnie przyciągały..
- Jej oczy - szepnął Alec do Magnusa.
- Wiem, nie patrz w nie za długo -
odpowiedział mu niemal natychmiast jego chłopak.
Alec posłusznie odwrócił od nich
swój wzrok, skupiając się znowu na jej ciele. Nigdy nie widział
żadnej istoty jej pokroju. Ba! Chociażby kogoś do niej podobnego.
Nic. Nie miał żadnego pomysłu, kim mogła być.
- Nocny Łowca - powiedziała
cicho.
- Co? - odparł Alec, robiąc wielkie
oczy.
Przez chwilę wydawało mu się, że
się przesłyszał, ale to przecież niemożliwe. Magnus z kolei
zerknął na niego nic nierozumiejącym wzrokiem, zasłaniając uszy
rękoma.
- Co co? - zapytał, krzywiąc się
odrobinę.
- Nie słyszałeś? - zdziwił się
Nocny Łowca.
- Czego nie słyszałem? - odpowiedział
pytaniem Bane.
- Nocny Łowca - powtórzyła
głośniej dziewczyna, a Alec ponownie przeniósł na nią
spojrzenie.
- Znowu to robi - wyszeptał czarownik,
bardziej zakrywając uszy.
- Co robi? - chciał wiedzieć
Lightwood.
- Głowa mnie boli - poskarżył się
Magnus. - Strasznie piszczy, nie słyszysz?
- Nie - odrzekł zgodnie z prawdą. On
nie słyszał żadnych pisków. - Powiedziała "Nocny Łowca"
- oznajmił.
- Uciekaj! - krzyknęła,
zbliżając się na krok.
Magnus miał ochotę zgiąć się w
pół. Piski, które z siebie wydawała były okropne i czuł się
tak, jakby wbijała jakieś ostre przedmioty prosto w jego czaszkę.
- Nic nie powiedziała, Alec!
- Powiedziała, cały czas mówi -
zapewnił go Nocny Łowca, również wykonując krok w jej stronę.
- Uciekaj! - wrzeszczała do
niego dziewczyna, a Bane nadal nic nie słyszał. Widział jedynie
jak dziewczyna wygląda, jakby rzeczywiście coś krzyczała, ale
słyszał tylko przerażające piski. - Nie możesz tu zostać!
- O czym ty mówisz? - zapytał
Lightwood. - Dlaczego?
- Zamkną cię! Mnie też zamknęli!
Uciekaj!
- Odsuń się od niego - wrzasnął
czarownik, tym razem rzeczywiście się zwijając.
- Co mu robisz?! - darł się
czarnowłosy. - Przestań!
- Zostaw go!
- Nie!
- Alec, rozumiesz ją? - wtrącił się
Magnus.
- A ty nie? - odpowiedział ten
pytaniem.
- Uciekaj! - wrzasnęła
dziewczyna i ruszyła w ich stronę.
Alec złapał Bane'a pod ramię i
pomógł mu się odsunąć.
- Wychodzimy - zarządził czarownik.
- Nie możemy teraz wyjść.
- Musimy, ona.. - złapał się za
głowę, słysząc kolejne wysokie dźwięki.
- Jesteś Nocnym Łowcą? -
zapytała. - Zostaw go w takim razie! On jest zły! Zamknie cię!
- Posłuchaj, on cię zamknął dla
twojego dobra. Nie zrobi ci nic złego - zapewniał ją.
- Nieprawda!
- Alec, proszę cię..
- Naprawdę, nic ci nie zrobi -
powtórzył i pociągnął Magnusa do drzwi.
- Nie!
Kiedy znaleźli się za drzwiami, Bane
rzucił odpowiednie zaklęcia, przez co nie było już nic słychać
i po chwili ból głowy ustąpił.
- Co to było? - chciał wiedzieć
Alec.
- Rozumiesz ją? - odpowiedział ten
pytaniem.
- A ty nie?
Czarownik już nic nie powiedział.
Wyciągnął jedynie telefon i wybrał numer przyjaciela. Ten odebrał
po kilku sygnałach.
- Ragnor? Przyjedź, jak najszybciej
możesz - zaczął.
- Wybacz, ale nie interesuje mnie
trójkącik. Nie gustuje w chł.. - odpowiedział swobodnie, lecz
Bane zaraz mu przerwał.
- Nie czas na żarty. Przyjedź i
zawiadom Cate, ona pewnie też chce to usłyszeć - dodał głosem
nieznoszącym sprzeciwu i rozłączył się, a Aleca pociągnął za
sobą do salonu. Sam nie był do końca pewien, co miało przed
chwilą miejsce, ale miał nadzieję, że przyjaciele pomogą mu to
zrozumieć.
________________________________________
Kolejny rozdział!
Dziękuję za wejścia, komentarze i obserwacje! Witam nowych czytelników :)
Fani Aarona! Co myślicie?
Zachęcam do komentowania! Buuziaki :*