Magnus
przetarł zaspane oczy i jeszcze mało przytomnie rozejrzał się po pomieszczeniu,
w którym się znajdował. Początkowo uderzyło w niego zjawisko deja vu, ale po
głębszym przyjrzeniu się wszystkiemu dookoła zaczynał zauważać pewne różnice
między dzisiejszym porankiem a poprzednim popołudniem. Tym razem obudził się
bez zbędnego bólu głowy i jakby bardziej wypoczęty, sala, w której miał okazję
być, była bardziej wyposażona, a na łóżku nie leżał on a jego chłopak. To przez
Aleca się tu znajdował, a nie ze swojego powodu. Po tej myśli jego wzrok niemal
automatycznie przeniósł się na Nocnego Łowcę, który nadal smacznie spał. Magnus
pogłaskał go delikatnie po nieco zarośniętym policzku i przy okazji rzucił
kilka czarów, mających na celu sprawdzenie jego stanu. Odsunął się od niego
dopiero wtedy, kiedy stwierdził, że nie było żadnych niepotrzebnych problemów,
a rany goiły się prawidłowo. Przeszedł do sąsiedniego pomieszczenia i wziął
stamtąd rzeczy, które wcześniej tam zostawił. Od razu zaczął też przygotowywać
maść, którą po obudzeniu się chłopaka musiał wsmarować w jego tors. Mógł to co
prawda zrobić wcześniej, ale nie miał już na to siły. Kiedy udało im się
nareszcie poskładać Aleca w całość, był tak wyczerpany, że nie myślał o niczym
innym jak o odpoczynku. Przegonił z sali Maryse, tłumacząc się tym, że ona też
musi być wykończona. Brała przecież udział w bitwie, a to zawsze wypompowywało
z każdego całą energię. Myślał, że kobieta będzie przeciwna temu pomysłowi, ale
tak na szczęście nie było. Zostawiła go samego ze swoim synem, przy wyjściu
rzucając im obu jeszcze pełne niepewności spojrzenie. Czarownik udał, że tego
nie widział i po prostu przysiadł w fotelu, który sobie uprzednio wyczarował.
Obiecał matce Aleca, że będzie czuwał przy jej synu i w razie jakichkolwiek
komplikacji zainterweniuje. Wiedział, że takie zdarzenie było mało
prawdopodobne, ale mimo to wolał zostać. Początkowo rzeczywiście czuwał, ale po
jakimś czasie okazało się to jeszcze bardziej męczące niż wszystkie ostatnie
wydarzenia razem wzięte. Cieszył się więc z fotela, w którym siedział, bo
wiedział, że w nim mógł spędzić tę noc. Nie chciał spędzać jej na niewygodnym
krześle, a ładować się Alecowi do łóżka też nie miał zamiaru. Chłopak musiał
wypoczywać. Poza tym lepiej jakby teraz i przez kilka następnych dni nie
wykonywał żadnych zbędnych ruchów. Wiadomym było, że nie mógł się całkowicie
przestać ruszać, ale lepiej dla niego i dla jego zdrowia byłoby, gdyby przez
jakiś czas poleżał sobie spokojnie. To nie było konieczne, ale też niczym nie
zaszkodzi.
Zapatrzył
się na łóżko swojego chłopaka, na moment zapominając o przygotowywaniu
potrzebnego specyfiku. Mimowolnie się uśmiechnął, widząc, że z Aleciem było już
znacznie lepiej. Jego twarz odzyskała swoje wcześniejsze kolory, skóra przestała
się nadmiernie pocić, a on sam, mimo iż nadal spał, wydawał się być bardziej
zrelaksowany i wypoczęty niż jeszcze kilka godzin temu. Po kilku chwilach
Magnus potrząsnął głową, odwracając od niego wzrok. Wiedział, że mógłby się w
niego wpatrywać o wiele dłużej, ale w tym momencie nie mógł sobie na to
pozwolić. Miał do skończenia maść, która była przydatna i w dużym stopniu
pomagała regenerować się ciału Nocnego Łowcy.
– Nie wstawaj –
zapowiedział szybko, kiedy kątem oka zauważył, że Alec się poruszył. Spojrzał
na niego zza swojego stolika i posłał mu ciepły uśmiech. – Za chwilę sam do
ciebie podejdę – dodał.
Chłopak
był jednak chyba na tyle zdezorientowany, że go nie słuchał. Ponownie zaczął
się podnosić, rozglądając się przy tym po całej sali. Tym razem Magnus musiał
coś zrobić, bo Alec najwyraźniej nie wiedział, co się działo i w jakim stanie
było jego ciało. Podszedł więc do niego i położył mu dłoń na ramieniu, by
przytrzymać go przy łóżku. Na stolik nocny położył maść, którą udało mu się
przygotować. Pasy, którymi Alec był zapięty, zabrał stąd już wczoraj wieczorem.
Nie było żadnego powodu, by chłopaka związywać. Nie był przecież jakimś
szaleńcem ani groźnym zwierzęciem.
– Mówiłem, żebyś
grzecznie leżał – powtórzył z lekkim uśmiechem oznaczającym jego rozbawienie.
Nocny
Łowca zerknął na mężczyznę, który się przy nim pojawił i uśmiechnął się
szeroko, jak to już miał w zwyczaju, kiedy patrzył na Magnusa. Chwilowe
zdezorientowanie go opuściło, kiedy zauważył opanowany wyraz twarzy czarownika.
Nie pamiętał jednak za wiele z poprzedniego wieczora, więc nie wiedział,
dlaczego się tu znajdował i za czyją sprawą wciąż mógł chodzić po tym świecie.
– Co tu robię? –
zapytał wprost, marszcząc brwi.
Przed
oczami miał tylko przebłyski bitwy i tego, co wydarzyło się tuż po niej. Magnus
z kolei przyjrzał mu się uważniej, chcąc w ten sposób stwierdzić, czy chłopak
rzeczywiście nic nie pamięta, czy po prostu się zgrywa.
– Nie wiesz? – chciał
wiedzieć. Alec pokręcił przecząco głową. – Aktualnie leżysz i się kurujesz.
Wolałbym, żebyś przez kilka następnych godzin stąd nie wychodził – dodał.
– Pamiętam tylko
fragmenty, ale nic poza tym. Tego, że tutaj się znalazłem nie pamiętam w ogóle –
wyjaśnił czarnowłosy.
Magnus
uśmiechnął się do niego w odpowiedzi i przeniósł wzrok na jego klatkę
piersiową, której nie zakrywał żaden koc. Widać przez to było bandaże, jakimi
była pozawijana.
– Mogę się założyć, że
do wieczora ci wszystko powróci, ale nie jestem pewien, czy będziesz coś
pamiętam z okresu, w którym z twoją matką cię łataliśmy – skrzywił się na samo
wspomnienie. – Przez większość czasu byłeś nieprzytomny. – Po tych słowach
zapadła chwila ciszy, którą postanowił przerwać czarownik. – Spróbuj usiąść –
poprosił go. – Musimy zmienić opatrunki.
Alec
pokiwał głową i posłusznie wykonał polecenie. Szczerze mówiąc, był bardzo
ciekawy tego, jak wygląda jego klatka piersiowa.
– Ktoś jeszcze
ucierpiał czy tylko ja byłem największą fajtłapą? – zapytał Alec, który był
ciekawy tej kwestii.
Magnus
zerknął mu w oczy i przysiadł na skraju łóżka, by być bliżej swojego chłopaka.
Pomógł mu przy okazji usiąść, co okazało się nie być takim łatwym zadaniem.
– Nie jesteś fajtłapą –
zaprzeczył szybko Bane, sięgając jego policzka. Uniósł jego twarz i odwrócił ku
swojej w taki sposób, by chłopak również na niego patrzył. Nie podobało mu się
podejście Aleca, ale raczej nie miał takiej władzy, by rządzić tym, co działo
się w jego myślach. Mógł go tylko naprowadzić na właściwy tor. – Dużo osób ma
mniejsze bądź większe obrażenia, a z tego, co słyszałem, jeden z twoich
znajomych rozciął sobie głowę – tylko tyle udało mu się dowiedzieć, bo tak
naprawdę się tym nie interesował. Nie pomyślał o tym, że Alec po obudzeniu się
na pewno będzie pytać o stan innych osób, ale dla niego liczył się tylko on
sam. Tylko na zdrowiu Lightwooda mu zależało. – Stanąłeś w obronie swojego
przyjaciela – ostatnie słowo wymówił nieco ciszej. Najchętniej teraz wcale nie
wspominałby o Aaronie, bo nie lubił poruszać jego tematu, ale musiał zrobić
coś, żeby zetrzeć z ust Aleca ten nieprzyjemny grymas. – Jakoś nie zauważyłem,
by ktoś inny zareagował na to, że demon niemal przypierał go do ściany.
Następne zdarzenia były tylko niemiłą konsekwencją twoich czynów. Nie mogłeś przewidzieć
tego, że na ciebie też się ktoś zaczai – wyjaśnił spokojnie.
Alec
odetchnął głęboko i od razu zauważył różnicę między teraźniejszym a
wcześniejszym oddychaniem. Teraz czuł większe rozciąganie, ale nie było to
jakimś strasznym uczuciem. Bardziej niespotykanym i odrobinę specyficznym.
– To dlatego jestem
tutaj sam? – zagadnął go jeszcze Nocny Łowca, kiedy czarownik już sięgał do
jego bandaży. – Nikt inny nie musi wypoczywać? – dopytał, celowo używając
określenia, którym wcześniej uraczył go jego chłopak.
Magnus
uśmiechnął się kącikiem ust i przysunął się jeszcze bliżej, ale dosłownie na
ułamek sekundy. Cmoknął go w policzek i powrócił do przerwanego zajęcia.
– Reszta jest w innej
sali. Potrzebowałem miejsca – tłumaczył.
– Ty mnie łatałeś? –
zapytał, mimo iż znał odpowiedź.
Mówił
mu o tym Magnus, ale i sam co nieco pamiętał.
– Tak – odpowiedział
prosto, odwijając bandaże.
Alec
już się nie odezwał. Czekał cierpliwie, aż Magnus zakończy to, co zaczął. Nie
wiedział jednak, co zrobić z rękoma. Trzymał je uniesione w górze, choć nie
była to najwygodniejsza pozycja. Syknął cichutko, kiedy Bane przez przypadek
dotknął jednej z jego odsłoniętych ran, za co ten automatycznie przeprosił. Nie
widząc jednak urazy na twarzy Nocnego Łowcy pozwolił sobie kontynuować swoje
działania.
– Przez następne
kilkanaście dni ja bądź ktoś z twoich bliskim będzie smarował ci tors specjalną
maścią – mówił Bane, sięgając po miseczkę zostawioną wcześniej na stoliku. –
Dzięki temu unikniesz niepotrzebnych blizn. Tłumaczyłem ci to wczoraj –
przypomniał mu – ale wątpię, byś był w stanie teraz to pamiętać. Powiedz mi,
proszę, jeśli będzie piekło – dodał i wziął się za to, o czym do tej pory
mówił.
Alec
ani razu nie zabrał głosu, więc Magnus stwierdził, że nie mogło być tak źle.
Martwiła go jedynie postawa i nagła zmiana zachowania chłopaka. Lightwood stał
się bardziej cichy, a jego mina zdecydowanie nie była zadowolona tak jak
wcześniej. Bane nie zamierzał jednak póki co o to pytać, bo był zdania, że
jeżeli go coś dręczyło, to z pewnością sam zacznie ten temat.
– I po sprawie –
oznajmił czarownik kilkanaście minut później, odkładając pojemnik tam, skąd go
wziął. – Teraz możemy z powrotem cię obwiązać – zaśmiał się, biorąc do ręki
opakowanie świeżych bandaży.
– Poczekaj z tym
jeszcze chwilę – poprosił go Nocny Łowca, zerkając w dół na swoje ciało.
Magnus
posłusznie kiwnął głową i zaprzestał swoich czynów. Usiadł wygodniej,
pozwalając chłopakowi nareszcie opuścić ręce. Alec wykonał to z chęcią i z
wielką ulgą. Już zaczynała go denerwować sytuacja, w jakiej się znalazł.
– Coś nie tak? –
zapytał czarownik wbrew sobie. Miał o to nie pytać, ale nie miał już ochoty
oglądać jego zbolałej miny. – Nie wydajesz się być szczęśliwy, a tak nie
powinno być.
Lightwood
spojrzał na niego, a w jego oczach można było zobaczyć nutkę zagubienia.
Chłopak z pewnością nie czuł się teraz najlepiej, chociaż jak dotąd świetnie mu
się udawało z tym kryć.
– To wszystko jest
takie dziwne – przyznał szczerze, poprawiając kołdrę i nie patrząc przy tym na
swojego mężczyznę. – Nie wiem, jak mam się teraz zachowywać.
– A jak masz się
zachowywać? – zdziwił się Magnus, śmiejąc się cicho pod nosem. – Za jakieś dwa
tygodnie na twoim ciele nie będzie już żadnego śladu – wyznał zgodnie z prawdą.
– Rozumiem, że możesz czuć się teraz zagubiony, ale nie jesteś sam. Masz swoich
rodziców, Jace’a, Izzy i mnie – dodał z uśmiechem.
– Nie wiem, czy
powinieneś stawiać się na ostatnim miejscu – zażartował Nocny Łowca, również
się uśmiechając. Milej mu się zrobiło, kiedy usłyszał to zapewnienie. – Ale to
nie zmienia faktu, że nie pamiętam nawet ostatniej nocy, a wieczór tylko we
fragmentach.
– To tylko tymczasowe.
Przypomnisz sobie to, co powinieneś pamiętać – zapewnił go i czystą dłonią
poprawił mu włosy. – A to, na którym miejscu się stawiam nie ma znaczenia.
Przynajmniej dla mnie – dodał i pomasował jego szyję.
– Oby rzeczywiście tak
było – stwierdził Alec, a Magnus nie miał pojęcia, czy tyczyło się to pierwszej
części jego wypowiedzi, czy drugiej.
Teraz
jednak nie miał czasu ani ochoty o tym myśleć, bo Alec przyciągnął go do siebie
i pocałował mocno. Nie zwracał uwagi na lekko piekące rany, skupiając się tylko
i wyłącznie na ustach czarownika, których tak bardzo chciał zasmakować. To było
jak powrót do rzeczywistości. Coś, co bardzo mu pomagało.
– Alec – jęknął Magnus,
jednocześnie śmiejąc się pod nosem. – Ja nie dam rady trzymać rąk przy sobie –
pożalił się, zauważając, że obejmował go już za szyję obiema dłońmi, a przecież
jedna nadal była umorusana maścią.
– To idź ją umyj i wróć
– zaproponował, mając na myśli jego rękę.
Bane
wykonał to, o co ten go prosił i już po chwili wrócił do swojego chłopaka z
czyściutkimi dłońmi. Nie przysiadł jednak na łóżka, jak to zrobił wcześniej, a
na krześle. Fotel już dawno usunął z pomieszczenia, by Alec nie pomyślał, że
jest tak próżny, by nie móc spędzić nocy na czymś mniej wygodnym. Może i
odrobinę taki był, ale Lightwood nie musiał o tym wiedzieć.
– Nie możesz się
nadwyrężać, a ja jak już mówiłem nie potrafię trzymać rąk przy sobie, a
przynajmniej nie wtedy, kiedy nie masz na sobie koszulki – wyjaśnił Magnus i
zaśmiał się głośno.
Alec
zupełnie inaczej zinterpretował jego zachowanie, ale póki co wolał o tym nie
wspominać. Mina mu jednak nieco zrzedła.
– Dasz mi jakieś
lustro? – zapytał Lightwood, ignorując jego wypowiedź.
Magnus
zmarszczył brwi, początkowo nie bardzo rozumiejąc, do czego mu w tym momencie
mogłoby być potrzebne lustro. Po chwili jednak zreflektował. No tak. Miał
pocięty tors. Co innego mógł chcieć oglądać? Nie wiedział jednak, czy to był
dobry pomysł, o czym też nie pozwolił sobie nie wspomnieć.
– Lepiej byłoby gdybyś
na razie na to nie patrzył. Po co? – zapytał retorycznie. – Będziesz mógł się
wgapiać, jak już się zagoi.
Alec
posłał mu oburzone spojrzenie, odrobinę się denerwując. Co mu szkodziło podać
mu jakieś lusterko?
– Chcę teraz zobaczyć –
postanowił mocnym tonem.
Magnus
przewrócił oczami. Gest ten wydał się Nocnemu Łowcy zbyt lekceważący i już
myślał, że ten znowu mu odmówi, ale tak się nie stało. Czarownik pstryknął
palcami i po chwili w jego rękach znalazło się średniej wielkości lustro, które
było idealne do obejrzenia chorego torsu. Nie podał mu go jednak od razu, a po
prostu stanął z nim przy łóżku, patrząc na Aleca z niegasnącym niepokojem.
Działo się coś niedobrego.
– Jesteś pewien? –
zapytał go Bane, zanim się zbliżył.
Alec
w odpowiedzi prychnął cichutko i pokiwał głową, wyciągając dłoń po przedmiot.
Magnus ostrożnie postawił go na łóżku, opierając o ramę, a samemu stając
naprzeciwko tuż obok chłopaka. Zapatrzył się w jego odbicie i automatycznie
pożałował tego, że spełnił jego prośbę. Mina Lightwooda nie wyrażała
zadowolenia, a raczej obrzydzenie. Jego tors rzeczywiście nie prezentował się
najlepiej, ale bez przesady! Przecież za jakiś czas nie będzie śladu. Magnus
już miał zacząć go o tym zapewniać, kiedy ten pierwszy zabrał głos.
– Jak to wygląda? –
zapytał cicho i syknął pod nosem.
– Widzisz – mruknął
Bane, jakoś nie mając odwagi mówić głośniej.
Alec
otworzył usta, ale zaraz je z powrotem zamknął. Chciał coś powiedzieć, ale
najwyraźniej nie wiedział, jak to ubrać w słowa. Nie patrzył przy tym na
mężczyznę a na swoje odbicie. Nie mógł więc wiedzieć, że Magnus również miał nietęgą
minę.
– Jak to wygląda w
twoich oczach? – sprecyzował Lightwood i zaraz zobaczył, że Magnus kładzie mu
dłoń na ramieniu.
Spojrzał
na niego w lustrze i skrzywił się, widząc jego pocieszający uśmiech.
– Przestań, Alec –
poprosił szeptem.
– Nie podoba ci się –
odpowiedział sam sobie Nocny Łowca i odwrócił wzrok. – Zabierz lustro.
Magnus
usiadł na łóżku naprzeciwko chłopaka w taki sposób, by zasłonić mu widok na
swoje odbicie.
– Mało komu by się ten
widok podobał – przyznał szczerze, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy.
Alec
jeszcze bardziej się speszył, nie wiedząc jak zareagować.
– Zabierz, Magnus –
poprosił ponownie, tym razem spokojniejszym tonem. Magnus miał rację. Nikomu by
się to nie spodobało. – I załóż mi już bandaże – dodał, automatycznie
zasłaniając się ręką.
Nie chciał, żeby Bane na to patrzył.
– Jak chcesz –
westchnął czarownik i sprawił, że lustro rozpłynęło się w powietrzu. Od razu
zaczął też obwiązywać jego ciało bandażem. – Ale wiedz, że bardziej nie podoba
mi się to, że się zasłaniasz niż że tak teraz wyglądasz. Masz przecież
świadomość tego, że to tylko tymczasowe. Za jakiś czas nie będziemy nawet o tym
pamiętać – powiedział, całując go w odkryte ramię.
Alec pokiwał głową, ale się nie odezwał. Kiedy Bane
skończył go opatrywać, poprosił go o to, by zostawił go samego. Wykręcił się
tym, że jest zmęczony i chciałby jeszcze trochę odpocząć, ale Magnus wiedział
swoje. Zdawał sobie sprawę z tego, że Lightwood będzie teraz o tym wszystkim
myślał, ale może i lepiej jakby doszedł do jakichkolwiek wniosków samodzielnie.
Potrzebował ciszy, żeby poukładać sobie niektóre kwestie, więc po prostu go
zostawił, całując jeszcze wcześniej w czoło.
– Przyjdź wieczorem,
co? – usłyszał czarownik, zanim przekroczył próg.
Obrócił się i kiwnął na znak, że się zgadza. Chociaż
tyle. Na korytarzu wpadł na rodzeństwo Aleca, które siedziało tuż przed salą.
Dokładnie w tym samym miejscu się wczoraj z nimi rozstał, więc był zdziwiony
ich widokiem.
– Siedzieliście tutaj
całą noc? – zapytał wprost, przystając na moment.
– Nie, przyszliśmy
przed chwilą. Jest przytomny? – chciała wiedzieć Izzy.
Magnus pokiwał głową, tłumacząc jednak, że wolałby, żeby
zostawili go jeszcze na chwilę. Polecił im również, by przyszli za godzinę i
wtedy z nim posiedzieli. Przyda mu się towarzystwo. Dowiedział się przy okazji,
że Maryse mu co nieco wyjaśniła i to pewnie dlatego nie zalała go fala pytań.
– Dobra – przyznała
dziewczyna i kiwnęła na brata. – To chodź do mamy. Nie możemy przecież w kółko
odwlekać rozmowy z nią. Przyjmiesz na klatę wszystkie zarzuty – zaśmiała się i
uderzyła go w bok. – Na razie, Magnus – rzuciła do czarownika i przytuliła go
szybko.
Była mu bardzo wdzięczna za to, że uratował jej brata,
ale nie podobała mu się jego mina. Miała świadomość tego, że był wykończony
zarówno przez ostatnią noc, jak i przez stres wywołany stanem Aleca. Widziała,
jak się o niego martwił i naprawdę to doceniała.
***
Aaron czuł się bardzo dziwnie. Nie próbował do tej pory
kontaktować się z Jasonem, bo za bardzo był przejęty Aleciem Lightwoodem. Sam
nie mógł w to uwierzyć, ale chyba rzeczywiście tak było. Wciąż nie mógł
przyzwyczaić się do tego uczucia, ale wiedział, że chłopak nie był mu obojętny.
Mimo wszystko lubił z nim gadać i był on jedyną osobą, jaka znała jego sekret. Może
i daleko mu było do Jasona, ale z nim też się w jakiś sposób związał. Nie
nazwałby go przyjacielem, bo on nie miał przyjaciół, chociaż chyba zaczynał go
lubić. Z dużym naciskiem na chyba! Nie mógł jednak pójść do sali, w której ten
był i po prostu zapytać o jego stan. Jeszcze mu brakowało, by ktokolwiek się
dowiedział, że go to obchodziło. Chciał wyprzeć z pamięci to, że wczoraj się
złamał i zaraz po powrocie do Instytutu ruszył w stronę skrzydła szpitalnego.
Zauważył tam rodzeństwo chłopaka i sobie odpuścił. Nie mógłby przecież usiąść
obok nich jak gdyby nigdy nic i czekać na jakieś wiadomości. Nie szalał co
prawda jak Bane, którego aż nosiło. U niego wszystko przejawiało się zupełnie
inaczej. Był jedynie bardziej rozdrażniony niż zwykle, ale nic poza tym. W
zasadzie nie dziwił się temu, że między jego zachowaniem a zachowaniem
czarownika czy siostry i brata Lightwooda była taka przepaść, bo on nie był z
nim tak blisko. Chciał po prostu wiedzieć, czy wszystko już było w porządku.
Dodatkowo nie pomagał mu fakt, że Nocny Łowca stanął w jego obronie i poniekąd
to przez to został zaatakowany. Nie wiedział jednak, co wyprowadziło go na tyle
z równowagi, że przestał walczyć. Przecież całkiem dobrze mu szło.
Postanowił jednak nie zaprzątać sobie teraz tym głowy, bo
zauważył czarownika idącego tym samym korytarzem co on sam. Przełamał się i
postanowił, że po prostu zapyta, nie przejmując się tym, jak to może zostać
odebrane. Nie był przecież jedyną osobą, która interesowała się stanem Aleca,
prawda? Tak to przynajmniej sobie tłumaczył.
– Magnus – zatrzymał
go, od razu tego żałując.
Dlaczego
użył jego imienia, skoro nigdy wcześniej tego nie robił? Mógł być jednak
zadowolony, bo podziałało na tyle, że skupił uwagę Bane’a na sobie. Magnus
przyjrzał mu się uważniej, ale się zatrzymał. Nie wiedział jednak, czego
chłopak od niego chciał. Dotąd nie zdarzało im się gawędzić.
– Aaron – przywitał się
skinieniem głowy. Kierował się właśnie do pokoju Aleca, by tam się położyć, bo
mimo wszystko spanie w fotelu nie było tym, o czym marzył całe życie. – Mogę ci
w czymś pomóc? – dopytał, kiedy blondyn się nie odzywał.
Nocny Łowca miał już rzucić jakimś nieprzyjemnym
komentarzem, ale się powstrzymał. Nic nie mógł poradzić na to, że miał
wrażenie, iż czarownik uważa się za niebo lepszego od niego samego i od całego
jego gatunku. Zawsze go to w nim irytowało. Ugryzł się w język, modląc się w
myślach do Razjela o cierpliwość i zadał pytanie, na które chciał znać
odpowiedź.
– Co z Aleciem?
Magnus uniósł jedną brew do góry i odpowiedział
automatycznie.
– Dobrze.
– Dobrze? – zdziwił się
Aaron. Serio tylko tyle? – Jakie miał obrażenia? – rzucił, chcąc wyciągnąć z
niego coś więcej.
– Tak, dobrze. Już
dobrze – odparł Magnus, nie mając ochoty z nim rozmawiać. Cały czas miał w
głowie słowa Aleca i jego zbolałą minę i naprawdę nie marzyło mu się marnowanie
czasu na tego blondyna. Ponadto wiedział, że Aaron też nie pałał do niego
sympatią, więc przynajmniej nie musiał udawać, że zależało mu na rozmowie. –
Pozbyliśmy się jadu i go połataliśmy, ale wątpię w to, czy będzie mógł
kontynuować szkolenie, w którym uczestniczycie – dodał, nie chcąc mimo wszystko
wyjść na gbura.
Nie
był niemiły nawet względem niego. Był po prostu wyczerpany i dopiero teraz to
do niego docierało. Przydałoby mu się jeszcze kilka godzin porządnego snu, ale
wiedział, że odbije to sobie dopiero wtedy, gdy Alec wróci do swojego pokoju i
kiedy będzie mógł się w niego wtulić.
– Aż tak z nim źle? –
spytał zaskoczony Nocny Łowca.
– Bywał w lepszej
formie, ale nie umiera – rzucił Bane. – Wyjdzie z tego – niemal warknął, nie
chcąc już słyszeć o tym, że stan Aleca nie jest najlepszy, ale wszystko
przecież zmierzało ku dobremu.
Aaron uniósł obie brwi, słysząc jego ton. Nie prosił się
o to, by się kłócili. Zdawał sobie sprawę z tego, że Magnus mógł być
rozdrażniony, bo widział jego minę i nie było to związane tylko z tym, że go
zatrzymał. Już wcześniej szedł, nie zwracając na nic uwagi. Jakby był myślami
gdzieś zupełnie indziej. Najwyraźniej dopiero teraz wszystkie wydarzenia z przeciągu
ostatnich kilku godzin w niego uderzyły, a on miał to szczęście być tego
świadkiem.
– Wiem, że wyjdzie.
Wyluzuj – dodał mimo, że starał się być grzeczny. I bez tego atmosfera była tak
gęsta, że można było ciąć ją nożem. – Nie musisz się od razu rzucać.
Zachowujesz się jak debil. Sam mówiłeś, że wszystko z nim w porządku.
– Wiem, co mówiłem –
przyznał Magnus, podnosząc wyżej głowę. Miał gdzieś, jak to mogło być przez
blondyna odebrane. – I byłbym wdzięczny, gdybyś przestał mnie obrażać.
– Nie obrażałbym cię,
gdybyś się nie wywyższał – warknął odważnie. – Obudził się?
– Tak, ale musi
wypoczywać. Chciał zostać sam. Nawet jego rodzeństwo jeszcze u niego nie było –
odpowiedział, siląc się na spokój. Jak ten blondyn mógł mówić mu takie rzeczy,
podczas gdy sam zachowywał się jak książę tego świata? – I niby kiedy się
wywyższam? Gdybym to robił, to nawet bym się nie zatrzymywał, a ty nie
wiedziałbyś, jak się czuje Alec.
– Nie bądź śmieszny.
Nie jestem ślepy – zaśmiał się pod nosem, wkładając ręce do kieszeni. – Możesz
sobie mówić, co chcesz, ale ja wiem swoje. Wiem, że mnie nie lubisz i że już
nie raz pokłóciłeś się o to z Aleciem.
Magnus odetchnął głęboko. Musiał odreagować cały stres,
jaki był związany z jego chłopakiem i wcześniejszymi wydarzeniami, ale nie
uważał, by to był dobry sposób.
– Nie będę marnował na
to czasu – powiedział w miarę spokojnym tonem. – Chcesz coś jeszcze wiedzieć? –
zapytał.
– Nie będziesz marnował
czasu? – zaśmiał się nieco szyderczo, na co czarownik przewrócił oczami, po
czym odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić. – Idziesz sobie? Mało
kulturalnie, wiesz? Alec chyba nie byłby zadowolony z tego, że tak mnie
traktujesz, co? – mówił do jego oddalających się pleców.
– Chyba by to po nim
spłynęło – mruknął Bane, nie do końca w to wierząc. Miał świadomość tego, że
Alec by się na niego za to gniewał, ale jednocześnie wiedział, że byłby
bardziej zły, gdyby coś zrobił temu blondynowi, a jeśliby został, to z
pewnością by się to gorzej skończyło. – Nie mam pojęcia, dlaczego miałby się
tym przejąć – stwierdził lekceważąco.
– Ja mam – zachichotał.
– Może dlatego, że mnie lubi?
– I na jakiej podstawie
tak sądzisz? – zaśmiał się pod nosem Bane, idąc przed siebie.
– Na takiej, że się ze
mną całował? – niby od niechcenia burknął Aaron.
W środku aż się gotował. Naprawdę nie chciał go prowokować, ale nie wytrzymał. Skoro Bane mógł sobie pozwolić na takie zachowanie, to dlaczego on miał sobie odmówić?
W środku aż się gotował. Naprawdę nie chciał go prowokować, ale nie wytrzymał. Skoro Bane mógł sobie pozwolić na takie zachowanie, to dlaczego on miał sobie odmówić?
Magnus przystanął automatycznie, początkowo myśląc, że
się przesłyszał. Nie mogło jednak do tego dojść, bo kiedy spojrzał na Aarona,
ten głupio zasłonił sobie usta dłonią, udając, że mu się wymsknęło. Czarownik
nagle odczuł przemożoną ochotę uderzenia go czymś ciężkim, ale mimo tego rzucił
swobodnym tonem:
– Co z tobą robił?