Magnus był przerażony,
ale póki co jakoś się trzymał. Najgorsze było to, że wszystko działo się tak
szybko. Zdecydowanie za szybko. Alec właśnie został przeniesiony na specjalną
salę, która znajdowała się bardzo blisko tej, na której sam obudził się jakiś czas
temu. Drzwi zostały oczywiście zatrzaśnięte zarówno przed nim jak i przed
rodzeństwem chłopaka. Jedynie Maryse była w środku wraz z kilkoma trenerami i
tylko Razjel wiedział z kim jeszcze. Robert nie przejął się na tyle, by
przerwać walkę i wrócić z synem. Magnus wolał w to nie wnikać, bo przecież jako
tako znał Nocnych i miał świadomość tego, że nie byli zbyt wylewni. I tak
wielkim zaskoczeniem było dla niego to, że matka Aleca doskoczyła do chłopaka
zaraz po nim. Podejrzewał, że przejmie się tym dopiero, gdy skończą walczyć,
ale było inaczej. Najwyraźniej źle ją ocenił i bardziej jej zależało na synu
niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
– Usiądź – mruknęła Izzy, kierując swoje słowa
najpewniej do czarownika, bo sama ze swoim bratem już siedziała.
Magnus jednak nie miał
ochoty spełniać jej prośby. Wiedział, że nie był teraz w stanie usiedzieć
spokojnie i cierpliwie poczekać, aż ktoś łaskawie raczy ich o czymś
poinformować. Posłał jej słaby uśmiech i pokręcił przecząco głową. Zdecydowanie
bardziej wolał krążyć wzdłuż ściany i zastanawiać się, co by się stało, gdyby
nagle wtargnął do środka, co też teraz robił. Nie miał pewności, jak osoby się
tam znajdujące by zareagowały, dlatego na razie nie ryzykował, ale obiecał
sobie w duchu, że jeżeli ta sytuacja nie zmieni się w ciągu półgodziny, zrobi
to, co ma ochotę zrobić.
– To, że będziesz tak łaził, niczego nie zmieni –
wtrącił Jace, który zaraz został zmrożony spojrzeniem starszego.
– To, że usiądę też raczej w niczym nie pomoże –
warknął Bane i przystanął na moment. Nie był pewien, ile czasu już to wszystko
trwało, ale miał wrażenie, że przynajmniej wieczność. – Co oni tam robią? –
zapytał, kierując te słowa bardziej do siebie niż do towarzyszących mu osób.
Mimo to Izzy
postanowiła mu odpowiedzieć. Podeszła nawet do niego i położyła mu dłoń na
ramieniu. Widziała reakcję Magnusa i w pełni to rozumiała. Bardzo wyraźnie
można teraz było zobaczyć, jak bardzo mu zależy na jej bracie.
– Na pewno nie grają w rzutki – rzuciła
sarkastycznie, ale zaraz spoważniała. – Wszystkim zależy na tym, by Alec nie
ucierpiał jeszcze bardziej. Jestem pewna, że każdy, kto się tam znajduje –
wskazała na drzwi, za którymi działy się rzeczy, o których nie mieli pojęcia –
w tym momencie dokłada wszelkich starań, żeby tak właśnie było. Poza tym Alec
jest silny i da sobie radę. Jego organizm przetrwa wszystko, a w razie co z
pewnością będzie walczył – zapewniła go.
Ostatnie zdanie nie
zabrzmiało w uszach czarownika zbyt pozytywnie, dlatego lekko się skrzywił, ale
też skinął głową na znak, że ta ma rację. Dziewczyna posłała mu ciepły uśmiech
i z powrotem usiadła na swoim miejscu.
Sytuacja nie powtarzała
się przez przynajmniej dwadzieścia minut i Magnus już zaczynał mieć ataki
paniki, nie wiedząc, ile jeszcze będzie w stanie wytrzymać w tej niewiedzy.
Powoli zaczynał wychodzić z siebie, robiąc kolejne kilometry przed drzwiami
sali, które nagle się otworzyły. Cała trójka automatycznie spojrzała w tamtym
kierunku, a Bane nareszcie przystanął, czekając na jakiś ruch ze strony osoby,
która najwyraźniej postanowiła ich o czymś poinformować.
– Izzy, przyprowadź mi tutaj proszę... – zaczęła
Maryse, zwracając się do swojej córki, która siedziała dokładnie naprzeciwko
niej. To do niej się zwróciła, bo to ją pierwszą zauważyła. Zaraz jednak
rozejrzała się po korytarzu, a jej wzrok padł na czarownika, którego jeszcze
chwilę temu chciała wzywać. Uniosła do góry brwi, wyrażając w ten sposób swoje
zdziwienie. Nie miała jednak czasu, by się teraz zastanawiać ani wypytywać
Magnusa o powody jego zachowania i po prostu zrobiła to, po co tutaj wyszła. –
Magnusie – odwróciła się do niego całkowicie, nie przejmując się już obecnością
swoich dzieci. – Obawiam się, że twoja pomoc będzie niezbędna – wyznała, jakoś
teraz nawet nie myśląc o tym, że może być też kosztowna.
Magnus pokiwał głową i
poszedł, by stanąć bliżej niej. Na jego twarz powróciła wcześniejsza maska
opanowania, a sam czarownik starał się bardziej kontrolować. Nie lubił się
odsłaniać przed innymi, a już szczególnie przed tą kobietą.
– Oczywiście – odpowiedział i sam się zdziwił, że
jego głos zabrzmiał tak spokojnie.
Kobieta powtórzyła jego
poprzedni gest i wskazała ręką na drzwi, mając pewnie na myśli, by ruszył za
nią. Mężczyzna nie musiał się dwa razy zastanawiać. Teraz zrobiłby dla Aleca
wszystko. Ignorował tępy ból głowy, jaki dopadł go jakiś czas temu, obiecując
sobie, że po tym wszystkim będzie musiał nieźle odpocząć. Kroczył za matką
Aleca, ale myślami był już za drzwiami, za jakimi miał się znaleźć za kilka
sekund. Nic nie mógł poradzić na to, że widok Nocnego Łowcy zwijającego się z
bólu na tyle wyrył mu się w pamięci, że teraz nie mógł o tym zapomnieć.
Ściągnął po drodze płaszcz, który przed samym progiem wcisnął w ręce Izzy,
będąc pewien tego, że w środku mu się na nic nie przyda. Rękawy koszuli
podwinął za to do łokci, mając nadzieję, że w ten sposób nie będą mu zanadto
przeszkadzać. Przejechał jeszcze dłonią po włosach, próbując coś z nimi zrobić,
ale chyba się nie dało. Już i tak były za bardzo zmierzwione od ciągłego
poprawiania. To był naprawdę nerwowy wieczór, a wiedział, że to jeszcze nie
koniec.
– Co z nim, mamo? – zabrała głos Isabelle, stając im
na drodze i uniemożliwiając zniknięcie w środku.
Bane doskonale ją
rozumiał. Może i nie powinna zagradzać im wejścia, ale sam by pewnie postąpił
podobnie. Nie miało już dla niego znaczenia to, czy Maryse o nich wiedziała,
czy nie. Wiedział, że nie dałby rady wytrzymać kolejnego okresu czasu bez
jakichkolwiek informacji i Izzy miała prawdopodobnie tak samo. W końcu była
siostrą Aleca.
– Nie teraz, Izzy – zbyła ją, machając dodatkowo
dłonią. – Jeszcze nic nie wiemy – przyznała szczerze i odczekała chwilę, by
dziewczyna odeszła na bok.
Izzy niechętnie bo
niechętnie, ale w końcu skapitulowała i spełniła jej prośbę. Spojrzała jednak
na stojącego za nią Magnusa ze smutną miną. Zdawała sobie sprawę z tego, że
pewnie jeszcze tu sobie z Jacem posiedzą.
– Będzie dobrze – pocieszył ją, pochylając się i
cmokając w czubek głowy. Wolał teraz nie patrzeć na Maryse, ale wiedział, że
była zdziwiona relacjami, jakie miał z jej dziećmi. – Alec jest silny – dodał,
po czym oboje się cicho zaśmiali, kiedy zdali sobie sprawę z tego, że jeszcze
nie tak dawno temu to Izzy pocieszała go tymi właśnie słowami.
Isabelle czuła się
teraz spokojniej. Wiedziała, że na niewiele zdałaby się jej obecność w
pomieszczeniu, ale Magnus mógł coś zdziałać. Jemu tak samo zależało na
szczęściu i zdrowiu Aleca jak jej samej, a może nawet i bardziej. To właśnie
dlatego postanowiła już nie przedłużać i po prostu pogodzić się z tym, że nie
we wszystkim może uczestniczyć.
– Dobrze, Izzy – zaczęła Maryse, chcąc przerwać im
te czułości. Czuła się odrobinę zagubiona, ale nie zadawała pytań. Teraz nie
było na to czasu. – Zapraszam, Magnusie – wskazała ręką na drzwi, po czym
zwróciła się do swoich dzieci – a z wami porozmawiam sobie później – dodała już
bardziej surowym tonem. – Jak mogliście zrobić coś tak niepoważnego? I to bez
mojej wiedzy?! – zagrzmiała.
Ani Isabelle ani Jace
nie mieli pojęcia, co powiedzieć. Czuli się źle z tym, że jej się sprzeciwili,
a tym bardziej kiedy mieli przed oczami swojego brata. Teraz wiedzieli, że źle
zrobili, a ich matka miała stuprocentową rację, kiedy zakazywała im pojawienie
się na polanie.
– To nie tak – pierwszy zabrał głos Jace, ale Maryse
szybko weszła mu w słowo.
– Powiedziałam "później", Jace –
przypomniała mu i weszła do środka, nie zaszczycając ich nawet ostatnim
spojrzeniem.
Magnus automatycznie
ruszył za nią, nie chcąc już ani sekundy zwlekać. Zamknął za sobą drzwi,
odgradzając tym samym siebie i rodzeństwo swojego chłopaka.
Izzy i Jace spojrzeli
po sobie, nie wiedząc jak się zachować. Znali swoją matkę i wiedzieli, kiedy
była wściekła, a teraz z pewnością taka była. Mieli świadomość tego, że jej zły
humor wiązał się też w jakiejś mierze z nimi. Nie dość, że jej syn został
ranny, to jeszcze oni nie zastosowali się do jej poleceń i zrobili to, co
chcieli, a nie to co powinni zrobić. Teraz niestety nie mogli już nic zdziałać.
Musieli poczekać aż to całe piekło zniknie i będą mogli w spokoju przyjąć swoje
kary. W tym momencie wydawało im się to niczym, bo cały czas w głowach mieli
swojego brata, który został zraniony przez jednego z najpotężniejszych demonów.
– Trzeba czekać – stwierdziła prosto Izzy, siadając
z powrotem na swoim miejscu.
Kątem oka zauważyła, że
blondyn zrobił to samo, ale żadne z nich się już nie odzywało. Nie widzieli w
tym jakiegokolwiek sensu.
Magnus wszedł w głąb
sali i przeraził się tym, co zobaczył. Jego chłopak leżał na jednym z idealnie
wyścielonych łóżek i wił się, przypięty do niego pasami. Bane nie wiedział, jak
zareagować na ten widok. W pierwszym odruchu chciał wyprzedzić Maryse i po
prostu do niego podbiec, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że nie zostałoby
to dobrze przyjęte przez inne osoby tam się znajdujące. W końcu był
profesjonalistą i nigdy nie powinien tracić animuszu. Dlatego więc powstrzymał
swoje żądze i w miarę spokojnie doszedł do łóżka, przyglądając się wykrzywionej
twarzy Nocnego Łowcy. Dopiero po tym odwrócił od niego wzrok, by rozejrzeć się
po pomieszczeniu. Wyglądało zupełnie inaczej niż to, w którym się wcześniej
obudził. Tutaj znajdowało się dużo więcej sprzętów i lamp, a cała sala była
bardzo dobrze wyposażona zapewne w razie, gdyby runy nie działały i trzeba by
podjąć inne środki, by uratować jakieś zagrożone życie. Magnus cały czas miał
nadzieję, że dzisiaj nie będzie potrzebny żaden sprzęt, ale kiedy zerknął na
Aleca, źle to widział. Chłopak był rozpalony, a czarownik wiedział to nawet bez
sprawdzania temperatury jego ciała. Cały był pokryty kropelkami potu i przeraźliwie
się krzywił. Niewątpliwie cierpiał, na
co Bane nie mógł patrzeć.
– Podaliśmy już podstawowe substancje i użyliśmy
właściwych run, ale jego stan nie ulega zmianie – wyjaśniła Maryse, a jej głos
brzmiał zupełnie inaczej niż dotychczas.
Bane rzucił na nią
okiem i zauważył, że zdążyła porzucić już swoją maskę oschłej Nocnej Łowczyni.
Pochylała się nad synem i szeptała coś pod nosem. Magnus wiedział, że chciałaby
być najpewniej teraz sama i zadbać o to, by nikt nie widział tego jak martwi się o kogoś innego, ale nie mógł
na to pozwolić. Nie teraz.
– Tu są wszystkie wyniki i parametry, jakie udało
nam się zmierzyć – odezwał się jakiś mężczyzna i ruchem ręki wskazał mu, by ten
do niego podszedł.
Magnusowi to było
trochę nie w smak, bo nie chciał w tym momencie oddalać się od łóżka, ale miał
świadomość tego, że bez tego nie dowie się niczego konkretnego. Z bólem serca
po raz ostatni spojrzał na Aleca, po czym zbliżył się do jednego z trenerów, biorąc
od niego automatycznie kartę, która trzymał.
– Nie wygląda za dobrze – stwierdził po szybkim
przejrzeniu wszystkich rubryczek.
– Alec też nie – burknął pod nosem mężczyzna, po
czym od razu został zmrożony wzrokiem przez czarownika i Maryse, która wszystkiemu
się przysłuchiwała, wycierając jednocześnie czoło syna mokrą ściereczką.
– A co mu podawaliście? – zapytał Bane rzeczowo
pozbawionym emocji głosem, postanawiając nawet nie komentować jego
wcześniejszego wtrącenia, bo nie było ani śmieszne, ani na miejscu.
Mężczyzna trochę się
speszył wzrokiem i wyrachowaniem czarownika, bo odpowiedział szybko i
precyzyjnie, podając dokładne dane i nie myśląc już nawet o tym, by dodawać coś
od siebie.
– Dobra – kiwnął głową Magnus, oddając mu teczuszkę
i ponownie podchodząc do łóżka. – Zobaczymy, co tu mamy – stwierdził, sięgając
kurtki swojego chłopaka.
Nie zważając na
spojrzenia innych i czując na sobie wzrok każdego człowieka znajdującego się w
tym pomieszczeniu, zaczął powoli i ostrożnie zdejmować mu górne odzienie. Z
kurtką nie było większych problemów, bo ta była zapinana na zamek błyskawiczny,
a poza tym i tak była prawie cała zniszczona i w strzępach. Jedyną przeszkodą
było to, że chłopak cały czas się wiercił, ale Bane nie miał mu tego za złe.
Podejrzewał, jak ten musiał cierpieć i w pełni go rozumiał. Czarownik więc
poczekał cierpliwie i dopiero po chwili ponownie podjął próbę ściągnięcia z
niego czegokolwiek. Z koszulką było trochę gorzej, bowiem była ona w większości
przemoczona przez krew Aleca i jakąś śliską substancję, należącą najpewniej do
demona, który postanowił umilić chłopakowi dzisiejszy wieczór.
– Potrzebujesz czegoś? – zapytała cicho Maryse,
kiedy zauważyła, że Magnus zaprzestał swoich czynów i po prostu wpatrywał się w
mocno poharataną klatkę piersiową jej syna, która była w naprawdę opłakanym
stanie.
– Ciepłej wody – odpowiedział po namyśle, ale nie
zaszczycił jej swoim spojrzeniem.
Dalej wbijał wzrok w
tors Nocnego Łowcy zastanawiając się, jak to możliwe, że w ułamek sekundy mogło
dojść do czegoś takiego. Demon go zaledwie drasnął i naprawdę nie trwało to
dłużej niż jakby ktoś miał powiedzieć "Lightwood", a tak bardzo
zmieniło tego chłopaka.
Maryse podała
czarownikowi to, o co prosił i stanęła z boku. Wolała być w pogotowiu, jakby
miała się jeszcze na coś przydać. Nie była świadoma myśli, jakie dręczyły
Bane'a, ale wiedziała, że ten nie zrobi krzywdy jej synowi. Nie miała pojęcia
dlaczego, ale była pewna, że tak właśnie było. Magnusowi w jakiś sposób
zależało na Alecu, co można było zauważyć obserwując jego poczynania. Traktował
jej syna z wielką delikatnością.
Cała koszulka dosyć
mocno kleiła się do ciała chłopaka. Bane najpierw powoli i ostrożnie zmoczył
wszystkie jego rany, po czym złapał za nożyk, który leżał z boku na stoliku i
równie ostrożnie naciął fragment zakrwawionego materiału. Zdjęcie całości
zajęło mu bardzo dużo czasu oraz wymagało dużej precyzyjności, ale w końcu mu
się to udało. Aż syknął, kiedy zobaczył to, co się do tej pory przed nim kryło.
Tors młodego Nocnego Łowcy dzieliły trzy ogromne szramy. Jedna przecinała jego
brzuch, a dwie pozostałe klatkę piersiową, która unosiła się i opadała w bardzo
szybkim tempie. Magnus nie wiedział, czy było to spowodowane tym, że Alec może
nie mógł oddychać, czy bólem, jaki temu wszystkiemu towarzyszył.
– Są dosyć mocno zaczerwienione i robią się dookoła
sine – przyznał szczerze, kierując swoje słowa do matki chłopaka.
Wiedział, że
zaczerwienienia, o których mówił, nie były krwią, bo zanim się odezwał
dokładnie go obmył.
– Co to może oznaczać? – zapytała Maryse, która nie
była już niczego pewna.
Wolała się skonsultować
z kimś, kto miał większą wiedzę od niej niż działać na własną rękę. W jakiś
sposób ufała Magnusowi i wiedziała, że może mu powierzyć tak ważne zadanie. Z
drugiej strony nie była pewna, czy w pobliżu kilku kilometrów znajdowała się
osoba, która zajęłaby się lepiej jej synem, a nie mieli czasu, by wzywać kogoś
z daleka.
– Obawiam się, że to jad demona – wyznał szczerze
Bane, unosząc dłoń nad klatką piersiową Aleca i wymawiając pod nosem jakieś
słowa. Zaraz po tym z jego palców wystrzeliły strużki niebieskiego pyłku, który
zniknął w połączeniu z rozpaloną skórą. – Ale pewien będę dopiero za kilka
chwil. Teraz jednak idź do Izzy i poproś ją o to, by przyniosła moją torbę i
telefon. Zostawiłem te rzeczy w gabinecie – dodał i obrócił się do niej na
chwilę.
Kobieta skinęła głową i
wyszła z sali. Przekazała dziewczynie polecenie, ale nie wróciła do środka,
postanawiając, że to właśnie na korytarzu poczeka na powrót swojej córki. W tym
samym czasie Magnus dalej rzucał różne czary. Niektóre miały pomóc Alecowi
przetrwać ból, inne stwierdzić jego stan, a jeszcze inne były bardziej
kontrolne. Nie mógł jednak z nich zrezygnować, bo nie chciał przeoczyć niczego
ważnego i istotnego. Położył też dłoń na czole swojego młodego mężczyzny,
poprawiając mu włosy, które zaczęły przyklejać mu się do skóry. Był bardzo
zmartwiony jego stanem, ale był też pewien, że rano chłopak będzie jak nowy.
Uda mu się przejść przez to piekło.
– Mam tu wszystko, czego potrzebowałeś – wyznała
kobieta, wchodząc do środka. Automatycznie rozejrzała się dookoła,
stwierdzając, że podczas jej nieobecności sala opustoszała. – Gdzie są wszyscy?
– zapytała, podając czarownikowi jego torbę.
Magnus już zdążył
zabrać rękę z czoła swojego chłopaka i od razu zaczął grzebać w swoich
rzeczach. Szukał jakiś ziół, które mogłyby mu się teraz przydać. Wiedział, że
jakieś musiał mieć.
– Wyprosiłem ich – odpowiedział, nie bardzo
przejmując się swoim zachowaniem i dalej szperając. – Nie byli użyteczni, a ja
nie potrzebuję widowni – wyjaśnił prosto i wyciągnął fiolkę ze zmielonym
proszkiem.
Maryse skinęła głową,
chociaż po raz kolejny nie bardzo rozumiała, co miał na celu w swoich
działaniach, ale wolała się nie sprzeczać. To on miał tu teraz władzę i skoro
tak chciał, to niech tak będzie. Przyjrzała się jego poczynaniom, sprawdzając
przy okazji stan Aleca. Chłopak nadal wił się na łóżku, ale teraz przynajmniej
już nie mamrotał pod nosem i nie majaczył. Za to jego tors wyglądał okropnie.
Do posiniaczonych obwódek doszła teraz delikatna opuchlizna, co tylko dodawało
koszmarnego widoku. Cała jego skóra była pewnie cała klejąca, mimo iż Magnus
nie tak dawno temu ją przemywał. Było to bowiem skutkiem tego, że chłopak wciąż
niemiłosiernie się pocił i tylko Razjel wiedział, ile to jeszcze potrwa.
Magnus wysypał na dłoń
odrobinę proszku i potarł go palcem wskazującym i kciukiem drugiej ręki, po
czym podsunął to sobie pod nos. Zapewne coś sprawdzał, ale kobieta nie miała
pojęcia co takiego. Wystarczyło jej tylko czekać na rezultaty, bo pytać o nic
nie miała zamiaru. Nie chciała mu przeszkadzać i w miarę możliwości dać swobodę
w działaniu. Bane starał się nie zwracać na niej uwagi, chociaż czuł jej wzrok
na swoich dłoniach i miał świadomość tego, że każdy jego ruch jest śledzony. Na
szczęście podczas swojego długiego życia zdążył się już do tego przyzwyczaić i
nie wprawiało go to w stan jakiegokolwiek skrępowania. Bez przeszkód mógł więc
krzątać się po sali i przygotowywać wywar, którym miał zamiar posmarować rany
Aleca. Miał nadzieję, że to chociaż na jakiś czas pomoże. Nie miał przy sobie
wszystkich potrzebnych składników, które umożliwiłyby przygotować mu coś
mocniejszego i bardziej długotrwałego, ale liczył w tym aspekcie na pomoc
swojej przyjaciółki.
– Posmaruj tym, proszę, jego szramy – zwrócił się do
matki Aleca, podając jej glinianą miseczkę, którą do tej pory trzymał. –
Pamiętaj jednak, żeby nie dotykać za bardzo otwartych ran – dodał i zamyślił
się na chwilę. – W zasadzie lepiej by było, gdybyś smarowała jedynie dookoła –
wyznał i sięgnął po telefon i książkę, którą miał w torbie.
– Myślałam, że ty to zrobisz – przyznała cicho
Maryse, która nagle się dziwnie poczuła.
Obawiała się tego, że
mogłaby coś źle zrobić i jej syn mógłby poczuć się jeszcze gorzej. Spojrzała na
Magnusa, ale zobaczyła na jego twarzy, że jest pewien zadania, jakie jej
przydzielił.
– Równie dobrze możesz zrobić to ty – oznajmił i
pochylił się nad chłopakiem, sięgając po pędzelek, który znajdował się w
naczynku. Posmarował fragment jednej rany, przytrzymując przy tym ramię Aleca,
by za bardzo nie wierzgał. I tak był zadowolony z tego, że czynili postępy, bo
kiedy się tu pojawił, chłopak wyglądał, jakby zaraz miał uciec stąd razem z
łóżkiem, a teraz tylko od czasu do czasu mocniej się szarpał. – O tak –
wyjaśnił, pokazując kobiecie, co ma robić. – Ja w tym czasie przygotuję coś
jeszcze i zadzwonię do znajomej, żeby przywiozła mi potrzebne rzeczy. Nie masz
nic przeciwko? – zapytał jeszcze, chociaż był pewien, że Maryse nie będzie mu
robiła teraz żadnych wyrzutów.
Nie, kiedy jej syn
leżał na łóżku i zwijał się z bólu. Jego podejrzenia okazały się słuszne, bo
Nocna Łowczyni pokręciła głową, zgadzając się na propozycję czarownika.
Już po niecałej
półgodzinie Magnus miał wszystko, co w tym momencie było mu niezbędne. Cate
niestety nie mogła zostać i mu pomóc, bo sama była bardzo zajęta. Bane nie
wątpił w jej wymówki, bo był pewien, że z chęcią by uczestniczyła w łataniu
jego chłopaka. Musiała mieć naprawdę poważny powód, żeby mu odmówić.
– Magnusie – zaczęła Maryse, przerywając potok jego
myśli.
Mikstura, która
wcześniej uraczyli Aleca niemal od razu zaczęła działać, bo chłopak już od
dłuższego czasu leżał grzecznie na łóżku, chociaż wciąż miał rozgrzaną skórę.
Najgorsze nie minęło, a dopiero było przed nimi, ale czynili chociaż jakieś
postępy.
Bane zerknął na
kobietę, chcąc się dowiedzieć, dlaczego wymówiła jego imię, skoro był teraz
odrobinę zajęty. Pracował nad wywarem, który będzie im potrzebny w odkażaniu
ran, a ten wymagał niemałej precyzji i pełnego skupienia. Przerwał to jednak od
razu, kiedy zauważył powód, dla którego matka Aleca oderwała go od pracy.
– Budzi się? – zapytał, podchodząc do łóżka i stając
nad chłopakiem, który poruszał właśnie palcami prawej dłoni.
– To źle? – dopytała kobieta, popatrując raz na
syna, raz na czarownika.
Nie wiedziała, jak
interpretować zachowanie Magnusa i czy to, że Alec odzyskiwał przytomność było
dobrą informacją, czy złą. Czekało go bowiem jeszcze dużo, zanim będzie mógł
normalnie funkcjonować. Nie zostawią go teraz przecież z niemal otwartą klatką
piersiową. Jego skóra nie może pozostać w takim stanie. Cieszyła się jednak w
duchu z tego, że opuchlizna odpuszczała. Chociaż tyle.
– Oczywiście, że dobrze – rzekł Bane i skarcił ją
delikatnie wzrokiem. – Będzie lepiej, jak chwilę pobędzie w pełni świadomy.
Będzie też mógł odpowiedzieć na kilka pytań – wyjaśnił łagodnie, patrząc na
twarz chłopaka.
– Chcesz go teraz o coś wypytywać? – zdziwiła się Maryse,
której ten pomysł nie bardzo się podobał.
Nie była pewna, czy
Alec będzie w stanie teraz odpowiedzieć na cokolwiek. Czarownik jednak rzucił
jej spojrzenie pozbawione jakichkolwiek obaw, uspokajając ją w ten sposób.
– Nic konkretnego – mówił. – Zapytam tylko, jak się
czuję i czego jest świadomy. To wszystko – dodał, a kobieta miała wrażenie, że
Bane robi to po to, by ją wesprzeć i pocieszyć.
Zmarszczyła brwi, ale nie zdążyła już o nic zapytać,
bo usłyszeli cichy i strasznie charczący głos Nocnego Łowcy.
– Co...? – zaczął, ale zaraz zaczął kaszleć.
Mrużył też oczy, bo
zapewne przeszkadzały mu lampy, które znajdowały się tuż nad nim. Magnus jednym
pstryknięciem palców sprawił, że lampy pogasły, a włączone zostały tylko te,
które znajdowały się dalej niż w zasięgu wzroku chłopaka. Nie zmieniło to
drastycznie poziomu oświetlenia, a przynajmniej było dużo lepsze dla Aleca. Nie
paliło jego spojówek.
– Jesteś w Instytucie – zaczął Magnus spokojnym i
kojącym zmysły głosem, kładąc od razu dłoń na jego ramieniu, by przytrzymać go
na łóżku w pozycji leżącej. Lightwood kaszląc, chciał pewnie usiąść, ale póki
co lepiej, żeby tego nie robił. – Nie wstawaj – poprosił go, patrząc mu w oczy.
– Podczas walki trochę ucierpiałeś – wyjaśnił, dalej zachowując spokojny i
opanowany ton, co bardzo pomagało całej trójce znajdującej się w sali. –
Pamiętasz coś? – zapytał, chcąc mieć pewność, czy wszystko może mówić.
– Większość tak – przyznał Alec z wyraźnie słyszalną
chrypką.
Odkaszlnął ponownie,
masując się przy okazji po szyi.
– Boli cię gardło? – zadał kolejne pytanie Bane,
posyłając mu przy tym ciepły uśmiech.
Maryse nie wiedziała,
skąd w nim teraz tyle opanowania, skoro jeszcze jakiś czas temu sam niemal
szalał.
– Trochę – przyznał szczerze, krzywiąc się
nieznacznie.
Magnus niemal
automatycznie spojrzał na jego klatkę piersiową i brzuch, by zobaczyć, czy nic
złego się tam nie dzieje, ale stwierdzając, że wszystko jest w porządku,
powrócił spojrzeniem do twarzy Lightwooda. Jego matka również mu się cały czas
przypatrywała, nie chcąc się póki co wtrącać. Magnusowi szło bardzo dobrze,
więc nie widziała powodów, dla którym miałaby coś mówić.
– Masz trzy szarpane rany na torsie, ale uda nam się
je wyleczyć – kontynuował spokojnie, postanawiając go uświadomić we wszystkim,
co robił. – Niestety są połączone z jadem, jaki demon w sobie zostawił.
– Co to oznacza? – zapytał Alec rzeczowo, marszcząc
brwi.
Magnus ponownie się do
niego uśmiechnął, chcąc go uspokoić. Pomasował też jego czoło w celu pozbycia
się zmarszczki, jaką tam powstała. Alec wyglądał dużo ładniej bez niej.
– Nic takiego. Już pozbyliśmy się zakażenia, ale sam
jad jeszcze w tobie jest – tłumaczył. – Wyczyścimy cię z niego, posmaruję rany,
a potem jeszcze zostaniesz obłożony dodatkowymi runami. Może to być jednak
bolesne, bo rany są dosyć mocno otwarte i trzeba będzie je zamknąć. Mógłbym
zrobić to za pomocą magii, ale raczej wolałbyś, żeby nie zostało dużych blizn,
prawda? – chciał wiedzieć, na co Lightwood skinął głową. – Tak też myślałem –
przyznał szczerze Bane, po raz kolejny się uśmiechając. To dodawało pewności
siebie zarówno jemu jak i chłopakowi. – Gdybym rzucił odpowiednie czary,
zostałyby blizny mniej więcej tej wielkości – pokazał mu na jego ciele. Alec
nie widział jego dłoni, ale czuł, jak ten dotykał okolic jego brzucha i klatki
piersiowej, wskazując odpowiednie fragmenty. – A dzięki runom i wywarom oraz
maściom będą one ledwo widoczne, a może nawet i wcale – wyznał. – Jesteś senny?
– Odrobinę – wyznał szczerze Nocny Łowca, któremu
zaczęły przymykać się ze zmęczenia oczy.
– Lepiej by było, gdybyś został jeszcze chwilę
przytomny. Przynajmniej przy oczyszczaniu ran z jadu. Będziesz mi wtedy mówił,
czy odczuwasz różnice, dobrze? – chciał wiedzieć, a chłopak skinął głową. Bane
odszedł na chwilę, wrzucił do przygotowywanej mikstury ostatnie składniki i to
właśnie z nią z powrotem zawitał przy Alecu. – Po zakończeniu sam zadbam o to,
byś nie był przytomny, zgoda? – zapytał po raz kolejny, a Lightwood się z nim
zgodził. – Czułeś coś wcześniej? – zagadnął go, biorąc w dłoń pędzelek. –
Będzie piec – uprzedził go. Nie sprawiło to jednak, że reakcja Nocnego Łowcy
była inna niż gdyby Bane o tym nie wspomniał. Lightwood i tak syknął głośno
oraz poderwał się do góry, nie mogąc wytrzymać. Ból był okropny i
nieporównywalny z niczym innym. Magnus zerknął na niego z troską w oczach, a
Alec odpowiedział mu przepraszającą miną. – Nie możemy inaczej – zapewnił go
czarownik, żałując tego, że tak właśnie było.
– To nic – wychrypiał młodszy, zaciskając zęby. –
Kontynuuj – powiedział, mając ochotę mieć już to za sobą. – A co czułem? –
powrócił do wcześniejszej rozmowy. – Przeraźliwy ból w okolicach klatki
piersiowej.
– To że byłeś nieprzytomny nie pomagało?
– Nie do końca byłem nieświadomy – wyznał szczerze. –
Chociaż na początku odnosiłem takie wrażenie – mruknął i przymknął na moment
powieki.
Nie miał już siły
walczyć ze zmęczeniem, a wiedział, że jeszcze trochę musi być przytomny. To mu
w niczym nie pomagało.
– Hej, ale nie zasypiaj – zaśmiał się cichutko
Magnus, obserwując jak jego chłopakowi oczy same się zamykają. – Będę do ciebie
mówił, żebyś nie odleciał, dobrze?
– Dobrze. Mów – zgodził się Alec, patrząc mu w oczy.
Zupełnie zapomniał o
swojej matce, która jakiś czas temu odsunęła się na bok, chcąc dać im możliwość
swobodnej dyskusji. Wiedziała, że ton Magnusa i niezobowiązująca rozmowa mogą
dać Alecowi przynajmniej odrobinę ukojenia.
– Co widzisz, kiedy zamykasz oczy? – chciał wiedzieć
Bane, uśmiechając się pod nosem.
Cały czas smarował tors
Nocnego Łowcy, a dzięki tej spokojnej wymianie zdań, Alec nie reagował już tak
gwałtownie. Mimo iż nadal zaciskał dłonie na zabudowie łóżka i bardzo szybko i
płytko oddychał, to chyba już się powoli przyzwyczajał.
– Białe światło – wyznał szczerze Lightwood, którego
głos nadal zawładnięty był przez chrypkę.
– I to białe światło jest na tyle ciekawe, że wolisz
je od rzeczywistego świata? – zaśmiał się krótko.
– Podchwytliwe pytanie – zauważył Alec, nieznacznie
się rozluźniając. – Mam wrażenie, że jeśli za nim pójdę, to przestanę to
wszystko czuć – dodał po chwili.
– Jeszcze tylko trochę – obiecał mu Magnus,
marszcząc brwi.
Po tych słowach zaczął
mu opowiadać różne zabawne historyjki, by jakoś zatrzymać go w stanie świadomości
i zająć jego myśli czymś innym niż bólem. Na szczęście udało mu się tego
dokonać, chociaż pod koniec było już znacznie ciężej. Skóra Aleca aż kleiła się
od potu, a sam chłopak ledwo wytrzymywał. Oddychał bardzo ciężko i strasznie
charczał przy każdym słowie.
– Skończyłem – wyznał nareszcie Bane, patrząc czule
w zmęczone oczy Lightwooda. Nocny Łowca spojrzał na niego zbolałym wzrokiem,
ale widać było też w nich wdzięczność. Wdzięczność za to, że męki dobiegły
końca. – Śpij – mruknął i podniósł na niego dłoń. Wypowiedział kilka słów w
nieznanym Nocnym Łowcom języku, czemu towarzyszyły niebieskie strużki mocy, a
chłopak po prostu zamknął oczy. – Teraz nie będzie już nic czuć – zwrócił się
do Maryse i skinął głową, by podeszła bliżej. – Czeka nas jeszcze ciekawa noc,
ale rano będzie jak nowy – obiecał jej spokojnym tonem, bo sam w to wierzył.
Najgorsze minęło.
W końcu! Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDałoby radę żebyś szybciej dodała kolejny? :)
Szybciej go nie było, ale już jest. Zapraszam do czytania kolejnego.
UsuńDziękuję :*
Co chwilę sprawdzałam czy jest nowy aż tak się niemogłam doczekać.Rozdział cudowny ..Niema innych słów żeby to opisać .Alec Alec uwielbiam cię! A Magnus po prostu świetny jak zawsze! Niewyobrażam sobie co czuł czekając tak pod tymi dzrzwiami i niemogąc nic zrobić. Maryse i ta jej obserwacja zachowania Magnusa hehe .. Jejku czekam na next^^
OdpowiedzUsuńMagnus musiał być opanowany za całą trójkę i myślę, że mimo wszystko mu się to udało. Może i na początku szalał, ale nie pozwolił sobie na to przy Alecu i jego matce, co myślę, że jest dużym plusem.
UsuńDziękuję bardzo :))
Nawet nie wiesz jak się cieszę z rozdziału! Teraz mogę spać spokojnie - Alec jest bezpieczny. Ale co ja tutaj przeszłam, autentycznie się bałam XD to niesamowite, potrafisz tak przedstawić sytuację, że mam wrażenie, że rozgrywa się na prawdę i sama chciałam im pomóc :D Magnuuuuus Mistrzu Ty mój kochany, wspaniały i brokatowy, pokazałeś klasę ^-^ Wiemy już komu należy się tytuł najleszego czarownika ... Co ja gadam, przecież wiedzieliśmy to już dawno XD Czytam, czytam i jaką ja miałam nadzieję, że któremuś coś się wymsknie przy Maryse, ehh nie tym razem ... Jejuuu dalej jestem rozanielona tym spokojnym gadaniem Magnusa i jego czułością, no rozpływam się, ALE TY JESTEŚ GENIALNA! Masz taki ogroooomny talent i wspaniały i niesamowity, że coraz bardziej kocham tego bloga (o ile się da XD) Dobra, co ja będę się tu rozpisywać, to Ty masz talent a nie ja, ale mam nadzieję, że moje słowa sprawią Ci przyjemność :* działaj dalej, bo czekam z niecierpliwością :** ~JokerFan
OdpowiedzUsuńOczywiście, że sprawiają przyjemność :*
UsuńI to nie ja jestem genialna, a nasi panowie. Magnus kochany, a Alec cierpiący :(( ale na szczęście już może być tylko lepiej. Magnus nie pozwoli na to, by teraz coś się popsuło.
Dziękuję bardzo :* :))
O jejciu jejciu ;) Niesamowity jest ten rozdział!
OdpowiedzUsuńMagnus! Ja od zawsze wiedziałam, że jesteś mega genialnym i utalentowanym czarownikiem - w końcu tytuł Wielkiego Czarownika Brooklynu zobowiązuje! ;)
Alec! Mój Ty biedny kochany Alexandrze! ;c takie boleści!
Ale przyszedł Magnusik i zrobił swoje abrakadabra i już będzie lepiej ;)
Myślałam, że Alec w jakimś amoku albo gorączce zacznie przy mamuśce mówić do Bane'a jak on to go kocha i wgl xd
No cóż... Pożyjemy, zobaczymy xd czekam na nastepny rozdział ;) jestem też ciekawa co z Aaronem! Szkoda mi Jasona ;c
On musi sie dowiedzieć o Świecie Cieni! ;D
Pozdrawiam Cię kochana :*
Pożyjemy, zobaczymy. Masz rację :))
UsuńCo do Jasona, to musimy być cierpliwi. Na razie niech nasze słodkie groszki poukładają wszystko między sobą.
Dziękuję bardzo :*
Jejku jak dobrze , ze Alec jest bezpieczny. Rozdzial cudowny *^* Jak Magnus martwil sie o Alec<3 Nie moge doczekac sie nastepnego rozdzialu!
OdpowiedzUsuń~Airy
Oczywiście, że się martwił! Nie mogło być inaczej. Przecież to jego kochany groszek :)))
UsuńDziękuję :*
PS zapraszam do czytania
WOW, rozdział genialny. Biedny Alec, aż sama bym chciała mu pomóc. A Magnus jak zwykle kochany, taki zdolny. Mam nadzieję, że z Alekiem będzie lepiej. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńNastępny już jest :))
UsuńNie było opcji, żeby Magnus mu nie pomógł. Sama bym sobie coś zrobiła, jakby coś poszło nie tak :(
Dziękuję bardzo :*
*.*
OdpowiedzUsuńWierzę, że umiejętności Magnusa są niebywale wielkie i jego talent nie podlega dyskusji, ale obawiam się że coś pójdzie nie tak :/ mam nadzieję że się mylę :) kocham maleca i nie mogę się doczekać reakcji Maryse:P Alec wracaj do zdrowia ;) czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Ty to potrafisz trzymać człowieka w napięciu ;) Nie no tak tera, ale myślę, że Magnuś go wyleczy da radę na pewno :D
~Ms.Skywalker
Oj tam, zaraz w napięciu :)))
UsuńMagnus jest Wielkim Czarownikiem Brooklynu. Ten tytuł do czegoś zobowiązuje ;)
Dziękuję :*
Gdzieś już czytałam podobne zdanie ;) hyhy
UsuńW rozdziale 10 twojego opowiadania :))))
UsuńJakie to było stresujące i ciekawe, mam, traumę przez jedno FF gdzie w podobny bardzo sposób Alec ginie i miałam zawał, że to może się powtórzyć, ale ufff nic mu nie jest :D , Kurde a cały czas czekałam aż powie do niego „kocham cię” tak nieświadomie a tutaj nic, ale mam nadzieję, że niedługo Maryse dowie się o tym ;3 , Weny :* Do nexta bay bay.
OdpowiedzUsuńAlec nie zginie! Popłakałabym się na samą myśl, więc wolę o tym nie myśleć. Nie mój ukochany groszek :(((
UsuńMaryse już coś podejrzewa. W końcu to, że jej dzieci mają taki dobry kontakt z czarownikiem, samo w sobie jest podejrzane :)
Dziękuję. Zapraszam do czytania :*
Boże, dziękuję Ci za ten rozdział! Nie mogę się doczekać kolejnego, obyś dodała go jak najszybciej. xx
OdpowiedzUsuńJuż jest i zapraszam gorąco. To ja ci dziękuję :))
UsuńOjejku biedny Alec:(( Najważniejsze, że nic mu nie jest! Sądze, że Maryse się niedługo dowie, bo chyba zaczyna coś podejrzewać. Jak zawsze fantastyczny i takie tam *-* Uh teraz czekać tydzień na kolejny rozdział :O ^^
OdpowiedzUsuńWENY!♥
Oczywiście, że tak. Maryse nie jest głupiutka :)
UsuńDziękuję bardzo :*
Jeden z moich ulubionych rozdziałów. Z pewnością. I cieszy mnie powrót Maleca na pierwszy plan.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Malec powinien być cały czas na pierwszym planie. Takie było ogólne założenie. Jaron się jakoś po drodze wplątał :))
UsuńDziękuję :*
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Proszę dodaj jak najszybciej
OdpowiedzUsuńZapraszam do czytania :))
UsuńWspaniały jak zwykle! Mam nadzieję, że Maryse dowie sie o ich zwiazku! Nie moge sie doczekac nastepnego
OdpowiedzUsuńDziękuję! :))
UsuńPer-fect! Ale szkoda mi Aleca :(
OdpowiedzUsuńAlec się wykuruje. Dzięki ;)
Usuń