Kolejnym plusem,
jakiego Alec miał okazję doświadczyć przy ponownej przeprowadzce do własnego
pokoju, była możliwość jedzenia posiłków w specjalnie przeznaczonej do tego
sali. Dzięki temu mógł chociaż przez chwilę pobyć w towarzystwie większej
ilości osób, co było zbawieniem po tych kilku dniach spędzonych niemal przez
większość czasu samotnie. Nigdy by nie podejrzewał, że tak bardzo zatęskni za obecnością
innych ani za to, że zwykła wzmianka o obiedzie wywoła pełne niecierpliwości i
oczekiwania napięcie, jak to miało miejsce również teraz.
Lightwood szedł do
jadalni w eskorcie swojego rodzeństwa i Magnusa. Czuł na sobie spojrzenia
Nocnych Łowców, ale o dziwo mu to nie przeszkadzało. Naprawdę zdążył za tym
zatęsknić. Miał jednak dziwne wrażenie, że wszyscy trzymają się na uboczu. Co
prawda podeszło do niego kilku znajomych, rzucając teksty typu „witaj z
powrotem wśród żywych”, ale nic poza tym. Nikt nie zatrzymał się by dłużej
pogadać i nikt nie chciał utrzymywać z nim dłuższego kontaktu wzrokowego. W
zasadzie to w ogóle nie chcieli mierzyć się z nim wzrokiem, bo kiedy tylko na
kogoś zerkał, ten ktoś automatycznie odwracał głowę.
– Wiecie o co im
chodzi? – zapytał osoby z nim idące.
Jace tylko wzruszył
ramionami, więc to Isabelle postanowiła udzielić mu odpowiedzi. Widziała, że
jej brat zauważył zachowania innych i pewnie nie czuł się z tym zbyt
komfortowo.
– Mało kto wie, co tak
naprawdę ci się stało – przyznała, zbliżając się do niego o krok. – Większość
widziała tylko jak upadałeś, a potem zniknąłeś na cztery dni – dodała w ramach
wyjaśnień. – To pewnie zaskoczenie, że nagle idziesz sobie i wyglądasz, jakby
nic takiego nie miało miejsca. Wszyscy o tobie gadali, ale nauczyciele zakazali
nam mówić o tym, co się z tobą działo.
– Dlaczego jest to dla
nich zaskoczeniem? – nie rozumiał Alec, którego głowę zapełniły dziwne myśli.
– Po Instytucie
chodziły przeróżne plotki. Na początku twierdzono nawet, że przeniesiono cię do
Idrisu, co przecież jest nonsensem. Nawet gdybyś był umierający, to wątpię w
to, czy transport do Domu Nocnych Łowców by coś dał – wyznał Magnus, który
postanowił mu to wytłumaczyć. – Nikt nie miał pojęcia, co się z tobą działo,
ale po informacji, że nie będziesz mógł kontynuować treningów, można się
spodziewać wszystkiego. Było źle, nie mówię, że nie, ale teraz już jest lepiej,
za co sam mogę poświadczyć. Oni jednak tego nie wiedzą. W ich oczach jeszcze
cztery dni temu byłeś na granicy śmierci, a teraz już przechadzasz się, jak
gdyby nigdy nic. To mylące, ale nic nie poradzimy. Dobrze, że masz wspaniałego
chłopaka, który jest też czarownikiem, bo gdyby nie to, to nie byłoby tak
kolorowo – zaśmiał się, a Alec zauważył, że ten pierwszy raz przyznał się do
tego, że bądź co bądź fakt, iż mógł już swobodnie się poruszać, był jego
zasługą.
– A inni nie patrzyliby
na mnie jak na powstałego z umarłych – odparł Lightwood, rzucając mu niepewne
spojrzenie. – Dziękuję – dodał z uśmiechem.
– Taka moja rola –
odparł mu Magnus, kiwając głową i uśmiechając się pod nosem.
Już od ponad stu lat
nie czuł do nikogo niczego tak głębokiego jak do Aleca. Chłopak sprawiał, że
chciało mu się żyć i miał powód do tego, żeby zwlekać się co rano z łóżka,
chociażby po to, by zobaczyć jego uśmiech. Warto było, bo Nocny Łowca miał
najpiękniejszy uśmiech na świecie. Cieszył się z tego, że chłopak postanowił
powiedzieć o ich związku ich matce. Wiedział, że niemało go to kosztowało i
dlatego znaczyło to dla niego jeszcze więcej. Miał świadomość tego, że Maryse
mogła nie przyjąć tego za dobrze, ale w razie czego był w stanie przyjąć go pod
swój dach. Miło było znowu kochać i co ważniejsze być kochanym. Magnus z
Aleciem czuł się tak, jakby przeżywał swoje życie od nowa i wiedział, że byłby
w stanie zrobić dla niego bardzo wiele. Kiedy zobaczył go upadającego na polu
bitwy, czuł, jakby coś rozrywało jego serce. To było równie okropne jak fakt,
że chłopak zaraz po tym mdlał w jego ramionach, a on czuł się zupełnie
bezradny. Nie był to jednak odpowiedni czas na to, by wszystko sobie
przypominać. Liczyło się to, że Alec był już zdrowy i teraz potrzebował w nim
oparcia, bo czekała go niezmiernie ważna rozmowa, która może zmienić jego
życie. Magnus widział w oczach czarnowłosego, że ten miał zupełnie takie samo
zdanie na ten temat. Bał się, ale czarownik wiedział, że teraz się nie wycofa.
Zagra w otwarte karty i zobaczy, co z tego wyniknie.
– Co się tak nagle
cicho zrobiło? – zagadała ich Izzy, patrząc jednak głównie na Magnusa.
Alec nigdy nie był
gadułą, więc w jego wypadku nie było to niczym dziwnym, ale to, że czarownik
szedł, nie mówiąc przy tym ani słowa, było zaskakujące. Zazwyczaj nie zamykała
mu się buzia, a już szczególnie wtedy, kiedy był z Aleciem. Lightwood również
był ciekaw odpowiedzi, więc także utkwił swoje spojrzenie w Magnusie.
– Zamyśliłem się –
odparł Bane, uśmiechając się ciepło do swojego chłopaka.
Nocny Łowca zmarszczył
brwi, ale kiedy nie doszukał się w jego oczach niczego podejrzanego,
odpowiedział mu tym samym. Nikt jednak nie zdążył już nic dodać, bo właśnie
przekraczali próg sali, w której mieli zjeść posiłek.
– Nie spodziewałem się,
że kiedykolwiek to powiem, ale chyba brakowało mi jedzenia czegokolwiek z
kimkolwiek. Można dostać szału, wpatrując się po kilka godzin w ścianę – wyznał
Alec, zajmując swoje miejsce.
Kilka osób kiwnęło mu
głową, na co oczywiście odpowiedział. Widział też uśmiechy skierowane w swoją
stronę i zrobiło mu się jeszcze lepiej. Najwyraźniej szok wywołany jego
obecnością minął.
– O tak – stwierdził
Magnus niezwykle ironicznym tonem. – Hałas, gwar i ciągłe rozmowy przeplatane
okropnym zachowaniem to moje ulubione połączenie – przyznał i westchnął. – Tu
wylana kawa, tam poplamione obrusy, jeszcze indziej okruchy, które powinny
znajdować się na talerzu, a zdecydowanie się tam nie znajdują – wyliczał. –
Najwyraźniej mamy inny tok rozumowania, mój drogi – dodał na koniec, patrząc po
wszystkich z krzywą miną.
Alec wiedział, jaki był
stosunek czarownika do tego wszystkiego i że najchętniej, gdyby mógł, zamknąłby
się w ich pokoju i nie wychodził albo omijał całą populację Nocnych Łowców,
którzy mieli teraz okazję przebywać w Instytucie. Nie mógł jednak nic na to
poradzić. Poza tym zachowanie Magnusa nie było żadnym poświęceniem. Bane lubił
po prostu zwracać na siebie uwagę. Tak naprawdę już dawno się do tego
przyzwyczaił i może mu się to nie podobało, ale jakoś dawał sobie radę i
jeszcze nie wykorkował.
– Najwyraźniej –
stwierdził więc jedynie, zaśmiał się pod nosem i obrócił się do swojej siostry.
Magnus za karę kopnął
go pod stołem, chcąc w ten sposób pokazać, jak bardzo nie podobała mu się taka
olewająca odpowiedź. Spojrzał też na niego z oburzeniem, ale odpuścił, kiedy
spostrzegł, że ten nawet na niego nie patrzył.
– A więc to prawda, że
nie wracasz na treningi? – zagadnęła Izzy.
– Prawda – odparł jej
brat i zamierzał coś dodać, ale Magnus wszedł mu w słowo.
– To zbyt niebezpieczne
– przyznał czarownik, zwracając się zarówno do niej jak i Aleca. – Poza tym do
końca nie zostało znowu tak dużo czasu. Zaledwie kilka dni, z tego co
słyszałem. Wątpię w to, czy nauczyłby się czegoś nowego. Bierny udział oczywiście
może mieć, bo co mu szkodzi podpatrzeć to i owo, ale lepiej, żeby póki co się
nie nadwyrężał – wyznał, mówiąc teraz głównie do Isabelle.
– Myślałem, że skoro
już się normalnie porusza, sam wszystko za siebie robi i nareszcie się w pełni
ubiera, to wszystko w porządku – wyznał Jace, który jak dotąd nie odezwał się
słowem.
– Bo tak jest, ale pod
koszulką ma jeszcze opatrunki – oznajmił Magnus i jak gdyby nigdy nic, nie
przejmując się otoczeniem, oparł delikatnie rękę na jego piersi.
– Bardzo by mu przeszkadzały
w ćwiczeniach? – chciał wiedzieć blondyn.
– Nie jestem pewien,
ale wolę nie ryzykować. Z tego co mówi Alec, niektóre czynności dalej sprawiają
mu pewnego rodzaju dyskomfort – stwierdził Bane, zachowując się tak, jakby jego
chłopaka przy nich nie było.
Alec już od jakiegoś
czasu czuł się tak, jakby był wykluczony z rozmowy, chociaż przecież dotyczyła
jego osoby. Kto mógł wiedzieć więcej niż on sam?
– Nie zapominajcie o
tym, że też tu jestem – wtrącił Lightwood.
– Oczywiście, słońce.
Pamiętamy – powiedział Magnus, chociaż jego oczy mówiły coś zupełnie innego.
Alec kiwnął głową i
włączył się do rozmowy. Przyjemnie spędzili czas do końca posiłku, gadając na
przeróżne tematy. Później przenieśli się do pokoju czarnowłosego, ale nie mieli
za dużo czasu, bo dwójka jego rodzeństwa musiała iść na zajęcia. Planował się
do nich dołączyć, ale póki co miał coś ważniejszego do zrobienia i nie
zamierzał już tego odwlekać.
– Wybierasz się gdzieś?
– zapytał Magnus, kiedy zauważył, że jego chłopak wstał i ruszył w kierunku
drzwi.
– Tak – przyznał
szczerze Alec i cofnął się, by pocałować go w policzek. – Idę do biblioteki.
Tam pewnie jest moja matka – wyjaśnił i odetchnął głęboko.
Magnus już nic więcej
nie dodał, a po prostu uśmiechnął się pocieszająco. Miał świadomość tego, że
nie było to dla Lightwooda łatwe, ale niestety nie mógł nic zrobić. Nocny Łowca
musiał to załatwić sam, a on mógł tylko wierzyć w to, że wszystko pójdzie
dobrze.
– Powodzenia – rzucił,
ale Aleca już nie było.
Lightwood szybkim
krokiem przemierzał korytarze Instytutu, by jak najszybciej znaleźć się u celu
swojej wędrówki. Wiedział, że im szybciej to załatwi, tym lepiej dla niego.
Męczyło go już to ukrywanie się i podejrzewał, że Magnusa także. Nie miał
pojęcia, jak może zareagować jego matka, ale chciał znać jej opinię, nawet
gdyby miało okazać się, że tego nie akceptuje.
– Dzień dobry –
przywitał się z nią formalnie, jak to miał w zwyczaju, kiedy tylko przekroczył
próg pomieszczenia, w którym znalazł Maryse.
– Witaj, Alec –
odpowiedziała mu, nie przerywając swojego zajęcia. Nie robiła nic konkretnego,
bo stała przy oknie i wpatrywała się w widok rozpościerający się przed jej
oczyma. Alec nie był pewien, czy aby nie wszedł w złym momencie, ale nie miał
zamiaru wychodzić. Jego matka najwyraźniej o czymś rozmyślała, bo raczej nie
robiłaby czegoś takiego w innym celu. W końcu jednak się do niego odwróciła i
spojrzała mu w oczy. Uśmiechnęła się przy tym lekko, ale Lightwood miał
wrażenie, że daleko było temu uśmiechowi do szczerego i wesołego. – Co cię do
mnie sprowadza?
– Przyszedłem
porozmawiać – wyznał szczerze chłopak, przyglądając się swojej matce z troską.
Wyglądała na wyczerpaną i bezradną. Nocny Łowca nie był pewien, czy widział ją
w takim stanie kiedykolwiek wcześniej. – Coś nie tak, mamo?
Maryse spojrzała na
niego czujniej i pokręciła głową, przybierając poważniejszą minę. Nie chciała,
by jej problemy przeszły na syna. Zawsze chroniła przed tym swoje dzieci i
teraz nie zamierzała tego zmieniać.
– Wszystko w porządku –
odpowiedziała niemal automatycznie. – Nic, w czym mógłbyś mi pomóc – dodała,
kiedy zobaczyła jego sceptyczne spojrzenie. – O czym chciałeś porozmawiać? –
zapytała rzeczowo.
Alec spiął się
delikatnie, ale zrobił wszystko, by tego nie zauważyła. Ta rozmowa nie była dla
niego czymś łatwym i naprawdę się stresował. Miał nadzieję na to, że uda mu się
zachować spokój, ale ręce same zaczęły mu drżeć.
– To może ci się nie
spodobać – wyznał na wstępie. Kobieta przyjrzała mu się uważniej, ale mu nie
przerwała. Była ciekawa tego, co chłopak miał jej do powiedzenia. Zajęła
miejsce po przeciwnej stronie biurka i splotła dłonie, czekając na ciąg dalszy.
– Ale zawsze powtarzałaś, że co by się nie działo, mamy was o wszystkim
informować, bo ty i tata będziecie mogli nas zrozumieć – kontynuował. – Dlatego
więc do ciebie przyszedłem, bo uznałem, że czas byś poznała prawdę.
– Do czego zmierzasz,
Alec? – chciała wiedzieć, bo jej syn do tej pory strasznie kluczył.
Miała wrażenie, że tymi
tłumaczeniami chciał ją do czegoś przygotować. Jako jego matka była mu bliską
osobą. Zawsze zachęcała swoje dzieci do tego, by niczego przed nią nie
ukrywały. Sama była młoda i robiła, co robiła, przez co nie chciała, by jej
najbliżsi powtarzali jej błędy. Jednak z całej czwórki, bo Jace'a również
uważała za swojego syna, to Alec był zawsze najbardziej skryty. Nikogo nie
obarczał swoimi problemami, a kiedy wpadał w jakieś tarapaty, sam się z nich
wyplątywał. Całe życie radził sobie sam i świetnie na tym wychodził. Był
wspaniałym Nocnym Łowcą, a Maryse mogła być tylko z niego dumna. Wiedziała, że
wyrośnie na silnego i zdecydowanego mężczyznę, który nie będzie się poddawał.
To tak go sobie wyobrażała już, kiedy dorastał, a teraz była bardzo zadowolona
z tego, że jej podejrzenia okazały się słuszne. Mało która matka mogłaby się
pochwalić takim synem. Dojrzały, odpowiedzialny i dbający o innych. Dlatego
właśnie zaintrygował ją fakt, że teraz przed nią siedział i nie wyglądał tak,
jak dotychczas. Wyraźnie go coś dręczyło i musiało być to dla niego ważne,
skoro do niej przyszedł.
– Myślałem, że pójdzie
bardziej gładko – zaśmiał się nerwowo, ale w końcu uniósł spojrzenie i utkwił
je w swojej matce. W kobiecie, która go urodziła i która, jak miał nadzieję, go
nie znienawidzi. – Ja chyba nie jestem taki jak wy – stwierdził, łamiącym się
głosem. – To znaczy jak ty i tata – sprostował i odetchnął głęboko. Nie miał
zamiaru się załamywać.
– Co masz na myśli? –
wtrąciła Maryse, chcąc mu jakoś pomóc.
Niezależnie od tego, co
miał jej do powiedzenia, nie mogło być to takie straszne.
– Ty jesteś z tatą,
tata jest z tobą – wyjaśnił i machnął przy tym rękami w jakimś pokręconym
geście. – Ja też się z kimś spotykam, ale to jest coś innego. To znaczy nie
innego pod względem samego związku – zaplątał się i odczekał chwilkę. – Nie
jestem z tą osobą długo, ale wiem, że mi na niej zależy. Jest dla mnie ważna i
nie wyobrażam sobie teraz, żebym z nią nie był. Już od jakiegoś czasu
wiedziałem, w która stronę kroczą moje upodobania i on jest tego doskonałym
potwierdzeniem. Wiem, że ma takie samo zdanie na ten temat i traktuje to tak
samo poważnie jak ja – dodał i przerwał na moment, by dać matce czas na
przetrawienie jego słów. Już nie było odwrotu. Powiedział to i musiał czekać na
ruch kobiety. Powiedział, że spotyka się z mężczyzną i cały ciężar z niego uszedł.
Miał to z głowy i czuł się naprawdę o niebo lepiej. Już nie miało dla niego
wielkiego znaczenia to, jak jego matka zareaguje. Dowiedziała się i to od
niego. Znalazł w sobie siłę, by w końcu przestać to tłumić w sobie. – Mamo? –
zapytał, kiedy kobieta się nie odzywała. – Chcesz coś powiedzieć? – dodał, a
ona wstała i podeszła do okna.
Czuła na sobie wzrok
syna, ale na niego nie patrzyła. Musiała to przemyśleć. Alec spotykał się z
mężczyzną. Nie mogła powiedzieć, że to ją zabolało albo coś podobnego, bo tak
nie było. Ten fakt nie sprawiał, że chłopak przestawał być jej synem. Dalej
mogła być z niego dumna i chwalić się nim na prawo i lewo. To dalej był jej
Alec. Szczerze mówiąc, trochę się tego
obawiała, kiedy patrzyła jak dorasta i trzyma się na uboczu. Nigdy nie
zagadywał żadnych dziewczyn, podczas gdy Jace robił to co i rusz. Nigdy nie
ciągał nikogo za włosy, nigdy nie popisywał się przed nikim na zajęciach. Stał
w cieniu swojego brata i w ten sposób dotarł na szczyt. Zamiast przejmować się
takimi błahymi sprawami, szkolił się i trenował, by być jak najlepszy.
– Magnus?
Alec aż otworzył
szerzej oczy, kiedy usłyszał imię swojego chłopaka wypowiedziane takim tonem.
Nie było w nim nic szorstkiego czy chłodnego. Jego matka chyba po prostu dodała
dwa do dwóch i sama wysnuła taki wniosek. Lightwood nie wiedział, o co
konkretnie pytała, ale skinął głową. Widział jej krzywą minę, ale nie miał
pojęcia, czym była spowodowana. Nie do końca wszystko pojmował, a jego matka
wcale mu nie pomagała tym swoim milczeniem. Już chyba wolałby, żeby zaczęła na
niego krzyczeć. Byłby wtedy na pewnej pozycji, a tak? Nie wiedział nawet, jaki
będzie jej kolejny ruch.
– Tak – powiedział
nareszcie, sam się sobie dziwiąc.
Myślał, że jego głos
będzie brzmiał bardziej słabo, a okazał się być mocny i twardy jak wcześniej,
czego nie można było powiedzieć o nim samym. W momencie kiedy wszystko z siebie
wyrzucił, poczuł się stabilniej i lepiej, ale teraz już sam nie wiedział. Był
pewny tego, że Maryse zareaguje instynktownie i po kilku chwilach będzie już po
wszystkim. Tak się jednak nie stało, a on musiał przyglądać się swojej matce,
którą z pewnością to męczyło.
– Dlaczego, Alec? –
zapytała, a chłopak aż się zdziwił, kiedy usłyszał te słowa wypowiedziane
słabym i łamiącym się głosem. To przecież powinno być na odwrót! To on miał się
przejmować a nie ona. – Dlaczego... – zaczęła, ale nie skończyła, bo
najzwyczajniej w świecie nie dała rady.
Odwróciła się
całkowicie do okna, tym samym stając do swojego syna tyłem. Zanim jednak to
zrobiła, Alec zauważył łzę spływającą po jego policzku. Jego mama się
rozpłakała, a to sprawiło, że on sam nie wiedział, co miał zrobić. Poczuł się
okropnie. Jak ostatnie zero. Żadne dziecko nie powinno nigdy przyczyniać się do
łez swoich rodziców i on o tym wiedział. To dlatego tak go ten widok zabolał.
To było jego winą.
– Przepraszam –
powiedział, a jego głos również się załamał. Już nie mógł się powstrzymać.
Obiecał sobie, że niezależnie od tego, co powie Maryse Lightwood, pozostanie
opanowany i przyjmie jej słowa na przysłowiową klatę, ale nie dał rady. Nie
mógł patrzeć na płaczącą matkę i nic nie poczuć. Niemal automatycznie w jego
oczach również stanęły łzy, na które nawet nie zwrócił uwagi. – Przepraszam –
powtórzył i wstał, by przytulić matkę.
Bał się tego, że kobieta
go odtrąci, ale na szczęście tak się nie stało. Wtuliła się w jego klatkę
piersiową, a Alec objął ją ramionami. Nie miało dla niego znaczenia to, że w
tym momencie przypomniały mu o sobie jego rany, które zaczęły pulsować tępym
bólem. Chciał jedynie naprawić to, co zniszczył.
Maryse otarła płynącą
łzę i zerknęła na swojego syna, kładąc mu dłoń na policzku. Widziała jego
zatroskaną minę i pełne bólu spojrzenie. Alec także spuścił na nią swój wzrok i
uśmiechnął się przepraszająco, na co kobieta nie zdołała dłużej patrzeć. Nie
mogła znieść myśli, że jej syn cierpi. Nawet nie mogła sobie wyobrazić tego,
jak musiał się czuć, żyjąc w ukryciu przez tyle lat. Co z niej za matka, że
tego nie zauważyła? Co z niej za matka, że teraz zamiast go pocieszyć i zapewnić
o tym, że to nic złego i nie skreśla go to w jej oczach, stoi i nic nie mówi,
pozwalając tym samym, by po jego głowie tułały się błędne i okropne wnioski?
Nie chciała, by Alec się obwiniał, bo to nie było jego winą. Nie miał daru
wybierania sobie orientacji i decydowania o tym, w którym kierunku będzie
brnęło jego serce. Był młody i miał prawo do tego, by kochać. Nocni Łowcy z
reguły byli mniej emocjonalni niż wszystkie inne gatunki, ale to nie oznaczało,
że w ich klatkach piersiowych bił kamień. Alec nie powinien czuć się gorzej z
tego powodu, że zadurzył się w mężczyźnie. Był wspaniałym wojownikiem i sam na
to zapracował. Kiedy spojrzała na twarz swojego syna, w jej głowie pojawiła się
myśl, że może właśnie dlatego tak bardzo się starał, ponieważ chciał być jak
najlepszy i trenował po to, żeby rodzice byli z niego dumni i żeby zdobył
szacunek innych.
– To ja powinnam cię
przeprosić, kochanie – powiedziała nareszcie, kiedy jej głos wrócił do normy.
Odetchnęła jeszcze
głęboko, po czym pogłaskała go po policzku i odsunęła się na długość ramienia,
by się poprawić i doprowadzić do ładu.
– Nie masz za co, mamo –
zapewnił ją czarnowłosy i uśmiechnął się blado. Dalej jednak miał smutny wyraz
twarzy i zmartwione oczy. Przejmował się jej opinią, mimo że tego nie planował.
Wszystko poszło nie tak. – To ja zawaliłem – dodał i wzruszył ramionami.
– Oczywiście, że nie –
zaprotestowała szybko, ale Alec pokręcił głową.
– Jeżeli ci to
przeszkadza, to mi po prostu powiedz – zaproponował, chcąc to wyjaśnić raz na
zawsze i już do tego nie wracać.
Kobieta chwyciła go za
dłoń i ścisnęła ją lekko.
– Alec, nie ma
znaczenia to, że poczułeś coś do innego mężczyzny, rozumiesz? – zapytała, a on
ostrożnie pokiwał głową. – To twoje życie. Ważniejsze jest to, żebyś był
szczęśliwy, bo zasługujesz na szczęście jak nikt inny, a skoro to... –
przerwała na moment, po czym przełknęła ślinę i kontynuowała: – skoro to Magnus
ci daje szczęście, to niech tak będzie.
Alec zapatrzył się na
nią i nie wiedział, co powiedzieć. Kamień spadł mu z serca.
– Ale jeśli tak
myślisz, to dlaczego płakałaś? – chciał wiedzieć, bo tej jednej kwestii wciąż
nie mógł rozgryźć.
Maryse uśmiechnęła się
delikatnie i gdyby nie jej lekko zapuchnięte oczy, nikt by nie wpadł na to, że
jeszcze chwilę temu płynęły z nich łzy.
– Jesteś moim dzieckiem
i boję się, że w końcu stanie na twojej drodze ktoś, komu się to nie spodoba.
Będziesz musiał sobie wtedy z tym poradzić, ale wierzę w to, że dasz radę –
wyznała szczerze. – Nie chcę, żebyś cierpiał, ale to samo tyczy się twojej
siostry. Wkraczacie już w ten wiek, w którym wokół was będzie kręciło się coraz
więcej osób – dodała i westchnęła. – Chyba za dużo rzeczy zwaliło mi się teraz
na głowę, a twój ojciec zostawił mnie z tym samą. Czasem każdy musi dać upust
emocjom – tłumaczyła. – Zapomnijmy o tym – poprosiła łagodnym tonem. Na jakiś
czas zapadła cisza. Maryse odeszła kilka kroków, by móc się w pełni uspokoić, a
Alec przysiadł na skraju biurka i myślał o tym, co mu powiedziała jego matka.
Cieszył się z tego, że kobiecie nie przeszkadzało to, iż spotyka się z
mężczyzną. Nie mówiła za wiele o samym stosunku do Magnusa, więc czarnowłosy
nie mógł mieć pewności, czy do końca go akceptuje, ale ważne było to, że się go
nie wyrzekła. Nie krzyczała na niego, nie próbowała mu wybić tego z głowy, a po
prostu przyjęła to do wiadomości. Alec bardzo to docenił, bo dzięki temu
dowiedział się także, co jego matka myślała o nim samym. Gdyby nie traktowała
go poważnie, nie potraktowałaby również na poważnie jego wyznania. Spodobało mu
się to, że nie uważała go za dziecko, które nic nie wie o życiu i że pozwoliła
mu na podejmowanie własnych decyzji. Miała rację. To jej nie dotyczyło, więc
nie mogła mu niczego zabronić. – Jesteś taki przystojny, Alec – zaczęła po
chwili, wyrywając go z zamyślenia. Lightwood automatycznie podniósł na nią
swoje spojrzenie i zauważył, że matka także się w niego wpatruje. Nie wiedział,
do czego zamierzała, więc po prostu uśmiechnął się delikatnie. Chyba nigdy nie
słyszał takich słów z jej ust. – Naprawdę wyrosłeś na wspaniałego mężczyznę,
który przyciąga swoim wyglądem. Masz też mnóstwo dobrych cech, o których nie
możesz zapominać. Jesteś waleczny, silny, odważny, dbasz o swoje, dążysz do
upragnionego celu. Widać, że lubisz to, co robisz i doskonale się na tym znasz.
Niejeden Nocny Łowca mógłby ci tego zazdrościć. Boli mnie trochę to, że nie
będę świadkiem tego, jak po Instytucie będą biegać twoje małe kopie i jak
będziesz uczył ich tego wszystkiego, czego my nauczyliśmy ciebie. Miałam
nadzieję na to, że być może znajdziesz sobie jakąś kobietę, która byłaby dla
ciebie odpowiednia i że w przyszłości pojawi się mała osóbka, która odziedziczy
twoje piękne oczy. Kiedy byłeś jeszcze dzieckiem, wszyscy zachwycali się tym,
jaki masz śliczny kolor oczu. Wystarczyło na ciebie spojrzeć i już się
wiedziało, że coś planujesz, bo zawsze pojawiały się w nich iskierki –
uśmiechnęła się na to wspomnienie, a Alec skrzywił się nieznacznie i już chciał
coś wtrącić, ale kobieta powstrzymała go ruchem ręki i sama kontynuowała. –
Przepraszam, chyba nie powinnam była tego mówić. Jakoś sobie z tym poradzę –
zapewniła go i pokręciła głową. – Cieszę się, że postanowiłeś powiedzieć mi
prawdę i wiem, że trochę cię to kosztowało – przyznała, podchodząc bliżej
niego. Alec wstał i wyprostował się, czekając na jej kolejne słowa. Kobieta
podeszła i pocałowała go w policzek. – Nie mam ci niczego za złe. Chcę tylko,
żebyś to ty czuł się z tym wszystkim dobrze, bo to o twoje życie tu chodzi.
Wiem, że nie przychodziłbyś do mnie, gdybyś nie był tego pewien – dodała, kiedy
chłopak chciał wejść jej w słowo. – Ale teraz, jeśli możesz, zostaw mnie proszę
samą. Chcę to jeszcze raz przemyśleć.
– Dobrze – zgodził się
Lightwood i ruszył w stronę drzwi. Zanim jednak wyszedł, odwrócił się do niej i
powiedział pewnym głosem: – Dziękuję, mamo.
Kobieta skinęła głową i
uśmiechnęła się delikatnie. Wiedziała, że dobrze zrobiła. Jej syn potrzebował
wsparcia najbliższych i pewności, że może być sobą niezależnie od tego, co w
jego przypadku to oznaczało. Teraz nie liczyło się to, że byli Nocnymi Łowcami,
którzy nie powinni skupiać się na emocjach i uczuciach, a po prostu to, że byli
rodziną.
Po wyjściu z biblioteki
Alec czuł się jednocześnie lepiej i gorzej. Lepiej z tego powodu, że matka
okazała się go nie wyrzec, a gorzej dlatego, że ta rozmowa strasznie go
wymęczyła. Miał wrażenie, że nawet najgorszy trening nie był w stanie
wypompować z niego tyle sił co wydarzenia z ostatnich kilkudziesięciu minut.
Najchętniej poszedłby teraz do siebie i posiedział z Magnusem. Właśnie tak miał
zamiar spędzić dzisiejszy wieczór, ale okazało się to niemożliwe i to z prostej
przyczyny. Po Magnusie nie było śladu. W pokoju nie było ani jego, ani jego
rzeczy. Alec już chciał wyciągać telefon i napisać do niego wiadomość, kiedy
zauważył karteczkę leżącą na jego łóżku. Charakter pisma wyraźnie wskazywał na
czarownika.
"Pewnie będziesz
chciał ze mną porozmawiać po tym wszystkim. Będę u siebie. Przyjdź. M."
U dołu dorysowane było
jeszcze serduszko, na widok którego Alec się uśmiechnął. O tak, z pewnością go
teraz potrzebował i może to i dobrze, że Magnus pomyślał o tym, by spotkali się
u niego. Tam będą mieli całe mieszkanie dla siebie. Niewiele myśląc, złapał
więc pierwszą lepszą bluzę i ruszył do drzwi wyjściowych. Nawet nie wiedział,
kiedy pokonał całą drogę na Brooklyn. Nie zdążył nawet zapukać, kiedy w
drzwiach stanął Magnus i skinął na niego dłonią, by ten wszedł do środka. Alec
od razu dostrzegł zmianę w zachowaniu czarownika. W swoim mieszkaniu zachowywał
się z dużo większą swobodą niż w Instytucie, o czym mógłby świadczyć chociażby
jego ubiór. Bane miał na sobie jedwabny szlafrok, którego poły rozchylały się
na boki i ukazywały jego nagą klatkę piersiową. W ręce trzymał kieliszek wina,
a oczy błyszczały mu zachęcająco i odrobinę groźnie. Już dawno nie mieli okazji,
w której byliby sami.
– Wyglądasz nie
najgorzej – przyznał szczerze Magnus, wyciągając do niego dłoń.
– Najlepszy komplement,
jaki kiedykolwiek od ciebie usłyszałem – odpowiedział mu Alec i dał mu się
przyciągnąć. Miał ochotę na trochę pieszczot. – Ale chociaż znośnie? – dopytał,
kiedy usiedli na kanapie.
Oparł się o jego bok i
przymknął oczy, pozwalając, by Bane objął go w pasie i zaczął delikatnie go
głaskać.
– Słyszałeś lepsze –
przypomniał mu Magnus i zaśmiał się chrapliwym tonem. Póki co żaden z nich nie
zaczynał wiadomego tematu, ale oboje wiedzieli, że w końcu będą musieli o tym
porozmawiać. Na razie jednak woleli spędzać czas w ten sposób, tuląc się do
siebie i rozmawiając o niczym ważnym. – Poza tym kłamałem – dodał czarownik
cichutko. Jednym ruchem ręki sprawił, że światła w pomieszczeniu stały się
ciemniejsze i dawały jedynie delikatną poświatę. Od razu też pocałował Aleca w
szyję, owiewając go przy tym ciepłym oddechem. Młodszego na ten gest przeszedł
dreszcz. Tak dawno nie czuł czegoś takiego, że aż się zarumienił. – Wyglądasz
tak pięknie jak zawsze, tylko nie uśmiechasz się tak często.
– Bo zwykle chodzę
uśmiechnięty od ucha do ucha? – zapytał Lightwood, sięgając dłonią do tyłu, do
twarzy swojego mężczyzny.
– Przy mnie zawsze –
odpowiedział mu Bane, znowu go cmokając.
Może i to nie była do
końca prawda, ale mógł chociaż pomarzyć o tym, że tak było.
Alec uśmiechnął się pod
nosem, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie robił Magnus. Wiedział, że ten
celowo odwracał jego uwagę i tym samym nie pozwalał mu na głębsze rozmyślania.
Całował jego szyję i głaskał go po boku, by Lightwood skupił się tylko i
wyłącznie na nim.
– Taki był twój plan? –
zapytał rozbawiony.
– Jaki plan? –
odpowiedział pytaniem Bane, udając zaskoczenie.
Nie przerywał przy tym swoich
czynności, a nawet je pogłębił w takim stopniu, że Nocny Łowca zaczął mruczeć.
– Wiedziałeś, że
niezależnie od tego, jak potoczyłaby się rozmowa z moją matką, przyszedłbym
tutaj, żeby ci o wszystkim powiedzieć. Specjalnie nie zostałeś w Instytucie, bo
tutaj jesteśmy tylko my – wyjaśnił, a Magnus zaśmiał się w jego szyję.
– Rozgryzłeś mnie –
przyznał się.
– Może i tak – wyznał
Alec. – Ale to nie zmienia faktu, że to trochę okrutne. Nawet gdybym przyszedł
tutaj po nieudanej rozmowie, to i tak nie pozwoliłbyś mi stąd wyjść. Musisz
odwracać moją uwagę? – warknął pod nosem, ale nie było w tym żadnego wyrzutu. –
Niemniej jednak chciałem się dowiedzieć, dlaczego to zrobiłeś. Dlaczego sobie
to zaplanowałeś? Zwątpiłeś we mnie i naprawdę pomyślałeś, że moja matka będzie
w stanie tak mnie zmanipulować, że bym do ciebie nie wrócił? – zagadnął go,
oczekując od niego szczerej odpowiedzi.
Magnus zaśmiał się pod
nosem i odsunął się od jego ciała. Chwilę się nie odzywał, aż w końcu zapytał o
to, o co chciał zapytać, kiedy tylko ten przekroczył próg jego mieszkania.
– Czyli wszystko poszło
dobrze?
Lightwood skinął głową,
uśmiechając się przy tym delikatnie. Bane szybko powtórzył jego gest i poprawił
się na kanapie, przenosząc ramię z jego pasa na barki i tym samym sprawiając,
że Alec jeszcze bardziej zatopił się w jego ramionach.
– A może miałem inny
powód? – tym razem to Magnus go zagadnął.
– Mmm... Jaki? –
zaciekawił się Nocny Łowca, otwierając jedno oko.
– Miałem pewność, że
wszystko pójdzie dobrze – zaczął, a Alec aż prychnął. Doskonale widział
wcześniejszą obawę w oczach swojego chłopaka i wiedział, że ten nie był niczego
pewny. Nie miał mu tego za złe, bo przecież sam nie miał pojęcia, jak to się
wszystko potoczy. – I wiedziałem, że skoro tak będzie, to po rozmowie z matką
będziesz uspokojony i nic nie będzie cię dekoncentrowało, przez co będziesz
mógł skupić się tylko i wyłącznie na mnie – wyjaśnił, ignorując jego poprzednią
reakcję. Pocałował go w skroń, potem w policzek, a chłopak ponownie przymknął
oczy, oddając się uczuciu, jakie go ogarnęło. – Nareszcie jesteśmy sami i
możemy z tego skorzystać – szepnął mu do ucha.
– Skoro tak to
kontynuuj – odparł Alec.
– Tak? – przedrzeźniał
go Magnus.
– Mhhhmmm – zgodził się
Lightwood, nie przejmując się jego prześmiewczym tonem.
Tak naprawdę po cichu
marzył o tym, co się właśnie działo. O tym, że oboje chociaż na chwilę zapomną
o jego wypadku i będą mogli się sobą nacieszyć. O tym, że Magnus będzie go
całował, a on bez żadnego skrępowania i obawy przed tym, że zaraz ktoś wejdzie,
będzie mógł wzdychać z uwielbieniem i wreszcie o tym, że Bane wsunie mu dłoń
pod koszulkę tylko po to, by zaraz się jej pozbyć.
__________________________
Wybaczcie opóźnienie.