Zebranie wszystkich zainteresowanych nie zajęło Alecowi
dużo czasu, więc już po jakiś kilku minutach stał wraz z rówieśnikami w holu i
czekał na swoich rodziców. Informacja szybko rozeszła się po Instytucie, co
było w tym momencie dużym plusem. Dzięki temu młody Lightwood zaoszczędził
kilka minut, które mógł poświęcić na przygotowanie się do walki. Przekazał
innym, by zrobili to samo i wyjaśnił pokrótce powody tego działania. Ku jego
uciesze nikt nie protestował ani nie zadawał zbędnych pytań. Wręcz przeciwnie.
Wszyscy żwawo zabrali się do pracy, by móc jak najszybciej wyruszyć. Na
starszych i nauczycieli również nie musieli długo czekać. Po niecałych dwóch
minutach od przyjścia Nocnego Łowcy, zjawili się jego trenerzy, którzy szybko
wytłumaczyli i przedstawili plan działania. Okazało się, że oni jako pierwsi
mieli znaleźć się na miejscu, bo mieli do tego użyć portalu. Niestety większa
grupa nie miała szans, by skorzystać z tego środka komunikacji, więc młodsi
albo musieli poczekać na swoją kolej, albo wybrać się samemu. Park na szczęście
nie znajdował się w dalekiej odległości od Instytutu, co nie przysporzyło temu
żadnych problemów.
Każdy miał swój wyznaczony teren i on właśnie kroczył ku
swojemu, kiedy w pobliżu zauważył Aarona. Już wcześniej zastanawiał się, gdzie
ten się podziewał, bo w twierdzy go nie było. Nie zaprzątał sobie nim jednak
myśli, mając nadzieję na to, że informacja mimo to do niego dotrze. Myślał, że
tak właśnie było, skoro ten znajdował się w parku, ale po chwili zobaczył
towarzyszącą mu osobę. Był z Jasonem. Jeśli tak to... To Aaron nie wie o
żadnych demonach, a przebywając tu z Jasonem może sprawić, że oboje będą w
niebezpieczeństwie. Automatycznie zaczął się zastanawiać, jak przepłoszyć stąd
ich obu, ale ku jego szczęściu nawiązał kontakt wzrokowy z Aaronem. Chłopak
chyba zrozumiał, co się działo i w czym oboje brali udział, a przynajmniej tego
można było się domyślić, patrząc na jego twarz. Zareagował bardzo szybko, bo
nie tylko zasłonił Przyziemnego swoim ciałem, ale także zrobił wszystko co w
jego mocy, by chłopak sobie stąd poszedł. Sprzedał mu chyba jakąś ściemę, tak
przynajmniej podejrzewał Alec, bo ten niechętnie się wycofywał, wcześniej
jeszcze o coś pytając. Lightwood nie miał możliwości usłyszenia chociażby
kawałka ich rozmowy, bo był za daleko, ale widział, że poskutkowało. Dzięki
temu Aaron już zaraz do niego dołączył, chcąc pewnie zdobyć jakieś informacje.
– Co
jest, Lightwood? – zapytał Aaron rzeczowym tonem.
Wiedział, że coś było nie tak. Rozglądał się dookoła i
starał się niczego nie przeoczyć, sięgając przy okazji dłonią na swój pas, do
którego zawsze doczepiony był nóż seraficki. Wolałby w tym momencie jakąś
większą broń, bo wiedział, że zwykłym małym nożem wiele szkód nie narobi, ale
lepsze to niż nic. Nie był przygotowany na nic konkretnego, bo miał się
przecież tylko spotkać z Jasonem. Ogromne było jego zdziwienie, kiedy zobaczył
Aleca i to ubranego w specjalny strój przeznaczony tylko i wyłącznie do walki.
Miał pewność tego, że Jason nie może dłużej zostać w parku, bo groziłoby mu
niebezpieczeństwo, więc jak najszybciej odesłał go do domu. Chłopakowi na pewno
się to nie spodobało, ale ku szczęściu Aarona nie oponował za bardzo. Nocny
Łowca mógł więc czym prędzej zająć się swoimi zadaniami i dołączyć do swojego
rówieśnika. Teraz, kiedy szedł przed siebie z Aleciem obok, zauważył coraz
większą ilość Nocnych Łowców. Albo postanowili sobie urządzić tutaj spotkanie
grupowe, albo rzeczywiście nie było tak kolorowo jak dotychczas.
– Atak
demonów – wyjaśnił oględnie czarnowłosy, rzucając mu krótkie spojrzenie i nie
przerywając marszu. – Na skrzyżowaniu – dodał i podał mu konkretne dane, po
czym zatrzymał się i wykonał dłonią gest oznaczający to, aby Aaron zrobił to
samo. – Co ty tu tak właściwie robisz? – zapytał ze zmarszczonymi brwiami.
– Nic –
odparł blondyn, świadomy tego, iż Alec widział wcześniej Jasona. Nie musiał go
nawet o to pytać, bo wiedział, co oznacza jego wzrok. – Powiesz coś więcej na
ten temat? – zagadnął, mając na myśli demony i chcąc wrócić do wcześniej przerwanej
rozmowy.
– Nie
wiem nic konkretnego – przyznał nie do końca szczerze. Nie chciał się teraz
wgłębiać w temat, bo nie mieli na to czasu. – Mało mówią. Mamy się po prostu
kierować za resztą. Przyda ci się jakaś lepsza broń – wyznał po chwili namysłu,
kiedy jego wzrok padł na trzymany przez chłopaka nóż. – Nie masz też
specjalnego stroju, ale już chyba nie czas na wycofanie się. Trzymaj się blisko
kogoś lepiej wyposażonego – poradził mu.
– Nigdzie
się nie wybieram – zapewnił go Aaron jak to na prawdziwego Nocnego Łowcę
przystało.
Po tych
słowach oboje ponownie zaczęli iść.
– Może
uda nam się jeszcze zorganizować dla ciebie jakąś broń i coś do ochrony. Nie
będzie to nic wielkiego, ale zawsze coś – mówił Alec, nagle skręcając.
Zarówno
on jak i jego towarzysz stanęli jak wryci, kiedy zobaczyli, co się działo na
placu, na który zamierzali. Szykował się ciekawy wieczór, stwierdził w myślach
Aaron, patrząc na rozgrywającą się na jego oczach rzeź. Zaczął żałować, że
brakowało mu takiego wyposażenia, jakie mieli inni, bo z jego lichym nożem może
być mu ciężko się bronić. Teraz jednak nie było czasu na rozmyślania i
gdybania. Trzeba było działać.
***
Klatka piersiowa Magnusa Bane'a unosiła się i opadała w
równym tempie, a jego oddech był wyrównany i spokojny. Jedyną przeszkodą i
sprawą, która odróżniała jego zachowanie od zachowania codziennego było to, że
wciąż miał zamknięte oczy. Na szczęście już powoli odzyskiwał przytomność, o
czym świadczyło chociażby to, że potrafił on już skupić się na tym, co go
otaczało. Poruszył delikatnie palcem, by sprawdzić, czy w ogóle może to zrobić
i odetchnął głębiej, wyczuwając delikatną nutkę mięty. To go trochę zbiło z
tropu, ale na szczęście nie na tyle, by nagle wstać i zacząć krzyczeć. Pamiętał
mniej więcej to, co się działo przed jego omdleniem i wierzył, że Maryse nie
zrobiłaby nic, na co on sam by się nie zgodził. Ponadto nie miał siły na to, by
wykonać jakiś mały ruch, a co dopiero gdyby miał stąd uciec. Chyba by nie dał
rady, a na pewno nie w ciągu następnych kilku minut. Potrzebował ich jeszcze
trochę na regenerację i powrócenie do rzeczywistości. Poza tym w tym łóżku było
tak miękko, że nawet nie miał ochoty go opuszczać. Wiedział, że nie było tym, w
którym spędzał ostatnie noce, ale nie przeszkadzało mu to na razie. Nie było to
przecież najważniejsze.
Powoli uchylił jedną powiekę, mrużąc ją niemal
automatycznie, kiedy słońce przebijające się przez zasłonki go lekko oślepiło.
Może i nie świeciło tak jak w południe, ale mimo to było czymś nowym dla kogoś,
kto wcześniej, w jeszcze nieokreślony dla Magnusa okres czasu, miał przed
oczami jedynie ciemność. Przewrócił się na drugi bok i po kilku minutach
ponownie spróbował otworzyć oczy. Tym razem poszło mu już lepiej i dzięki temu
mógł zobaczyć, która jest godzina i gdzie się tak właściwie znajdował. Leżał na
łóżku w nieznanym sobie pomieszczeniu już od ponad godziny, jeśli wierzyć
zegarkowi stojącemu na stoliku nocnym. Wokół znajdowało się jeszcze kilka
podobnych łóżek, więc ten podejrzewał, iż był w jakiejś sali szpitalnej. Nie wiedział,
czy taka się znajdowała Instytucie, ale bynajmniej tak to wyglądało. Nie chciał
tu jednak zostać ani minuty dłużej, bo szczerze mówiąc, nie czuł się już tak
słabo jak wcześniej. Spojrzał w dół i z ulgą zauważył, że wciąż miał na sobie
swoje ubrania, więc nie musiał się kłopotać ich szukaniem i ponownym
zakładaniem. Wstał szybko z łóżka i od razu tego pożałował, bo zaraz zakręciło
mu się w głowie. Odczekał więc chwilkę i po jej minięciu ponowił swój ruch, tym
razem robiąc wszystko dużo ostrożniej. Nie chciał tu nigdzie paść, a w swojej
torbie miał pewien specyfik, który zawsze mu pomagał, kiedy tracił w szybkim
czasie dużo energii. Jego jedynym celem było teraz dotarcie do pokoju jego
chłopaka i miał nadzieję, że nic nie stanie mu na drodze. Naprawdę musiał to
zażyć, bo nie życzył sobie, by ktokolwiek widział go w takim stanie. Swoją
drogą zastanawiał się, dlaczego Maryse ani Roberta nie było przy nim. Nie to,
żeby oczekiwał, że będą siedzieć przy łóżku i trzymać go za rękę, ale mimo
wszystko mogliby być gdzieś w pobliżu. Chciał wiedzieć, jak zakończyła się ich
praca i czy zdołali zrobić to, co im polecił. Miał do nich także kilka
dodatkowych pytań, ale na razie mu się do tego nie spieszyło. Teraz ważniejsze
było co innego.
***
Jace wszedł do Instytutu, pogwizdując pod nosem. Wrócił
właśnie od swojej dziewczyny, zupełnie nie mając pojęcia o tym, co się właśnie
działo. Kiedy kroczył ku swojemu pokojowi, nie minął nikogo na korytarzu, ale
nie wiedział, że było to spowodowane tym, iż większość osób walczyła właśnie
kilka przecznic od twierdzy z prawie setką demonów. Izzy jako dobra siostra
postanowiła go w tym uświadomić, zastępując mu drogę. Stanęła przed nim, co od
razu wywołało u niego pełne zdziwienia i rozbawienia spojrzenie.
– Co ty
świrujesz, Izzy? – zapytał, unosząc brwi, kiedy ta nie chciała się odsunąć.
– Muszę
ci o czymś powiedzieć – przyznała szczerze, nie podzielając jego rozbawienia i
bez zbędnych ceregieli pociągnęła go w tylko sobie znaną stronę.
– Trochę
mnie przerażasz, ale dobra – zgodził się, wiedząc z doświadczenia, że Isabelle
nie jest osobą, której można czegoś odmawiać. – A Aleca gdzie masz? – zagadnął
ją, wyrywając swoją rękę z jej uścisku i po prostu idąc za nią.
Dziewczyna prychnęła pod nosem, ale nic nie powiedziała.
Rzuciła mu tylko kpiące spojrzenie, co go trochę zagubiło.
– Gdybyś
był tutaj, to byś wiedział, gdzie jest Alec – wyznała nareszcie, kiedy doszli
do jakiegoś pomieszczenia, które ta zaraz szczelnie zamknęła, by nikt nie mógł
usłyszeć ich rozmowy. To zachowanie zupełnie wybiło Jace’a z rytmu, który w tym
momencie naprawdę nie poznawał swojej siostry. – A my musimy do niego dołączyć
– wyznała i wyjaśniła mu pokrótce to, co się działo, kiedy go nie było.
Blondyn aż usiadł, wsłuchując się w
to, co miała mu do powiedzenia. Był odrobinę zawiedziony tym, że nie było go
tutaj, kiedy rozpętało się to całe piekło. Chętnie by w nim potowarzyszył.
Swoją drogą nie dziwił się, że nikt nie chciał zabrać ze sobą Izzy, bo
dziewczyna pewnie nawet nie miała jakiś konkretnych argumentów, które by za tym
przemawiały.
– Więc
jaki masz plan? – zapytał, kiedy ta wreszcie zamilkła. Dzięki jej monologowi
orientował się, jaka była sytuacja, ale jego zdaniem Izzy mogła mu to przekazać
w dwa razy krótszym czasie, pomijając te wszystkie opisy i jej opinie. – Bo
chyba jakiś masz, prawda? – dopytał i zaraz jęknął oraz pokręcił głową, bo
zobaczył jej minę.
Isabelle się nieco speszyła, ale nie
dała tego po sobie poznać, bijąc go mocno w ramię. To nie było tak, że nie
miała żadnego planu. Po prostu nie wiedziała, czy to na co wpadła, było dobrym
rozwiązaniem.
– Cicho
bądź – skarciła go. – Zabrali wszystkie dane, wcześniej nakładając na nie
jakieś runy. Nie wiem dokładnie, gdzie dochodzi do ataków, bo mama
zabezpieczyła tę informację w komputerze i to pewnie dlatego, żebyśmy nie
myśleli nawet o tym, by im pomóc – wyjaśniła.
– Ale my
i tak musimy tam być, tak?
Izzy pokiwała głową, sięgając do
torby i wyciągając z niej jakieś papiery. Jace nawet nie chciał wiedzieć, jak
je zdobyła, ale sam pomysł mu się podobał. Też by chętnie do nich dołączył,
biorąc pod uwagę fakt, że udział w takiej walce jest naprawdę bardzo dobrze
widziany w oczach innych.
– Tak –
zgodziła się jego siostra nieświadoma myśli, jakie zaprzątały jego głowę. – I
to nie z byle jakiego powodu, a dlatego, że demonów cały czas przybywa, a oni
są na pewno nieźle zmęczeni. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale spójrz – podała
mu jeden z trzymanych dokumentów. – Z tego co usłyszałam, nikt nie zabezpiecza
tego rejonu – wskazała odpowiednie miejsce – a tu już zaczyna się roić od
nieprzyjaciół. Może i przybywające teraz stwory nie są aż tak groźne jak te na
początku, ale mimo to myślę, że byśmy im się tam przydali.
– Wiesz,
że takie zachowanie nie będzie dobrze widziane w oczach naszych rodziców? –
zapytał, bo nie bardzo wiedział, czy dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę.
Nie chciał jej zniechęcać ani nic z tych rzeczy, bo sam już się nastawił na to,
że będzie brał w tym udział i był pewien, że zrobi wszystko, by im się udało. –
To jaki masz plan?
– Będzie
nam potrzebna pomoc Magnusa – wyznała i pokiwała głową, mając nadzieję, że ten
im rzeczywiście pomoże.
***
Niebo było całkowicie zaciemnione.
Alec miał wrażenie, jakby nagle znalazł się w zupełnie innym miejscu. Nie miał jednak
czasu, żeby o tym myśleć, bo trzeba było działać. Nie wszystko mógł dokładnie
przemyśleć, bo musiał działać bardziej instynktownie. Nie bardzo lubił takie
sytuacje, ale z racji tego, że był Nocnym Łowcą, nie miał wyboru. Jakoś udało
im się przenieść z tym całym zamieszaniem w głąb parku, w miejsce opuszczone i
takie, którego zniszczeniem nikt nie będzie się przejmował. Dzięki temu mieli
pewność, że cała akcja zostanie szybko zapomniana i nikt spoza wtajemniczonych
osób nie będzie o niej wiedział.
Lightwood po raz kolejny rozejrzał się dookoła, by zorientować
się w tym, czy nikomu nic się nie stało i czy nikt nie potrzebował pomocy.
Sytuacja odrobinę wymykała się im spod kontroli, ale mimo wszystko wiedział, że
dalej mieli nad demonami przewagę. Nie przewyższały ich niczym, chyba że
liczebnością. Nie można było powiedzieć o jakimkolwiek rozumie względem tych
stworów. Same podkładały się pod noże i strzały.
Cały plac wyglądał niemal groteskowo, o czym świadczyły
przerażające stwory i sceny przemocy. Nie zniechęcało to jednak Nocnych Łowców,
którzy byli przecież na to przygotowywani całe życie. Każdy radził sobie bardzo
dobrze, zabijając nawet czasem i po kilka demonów naraz. Wszystko szło bardzo
sprawnie, ale niestety każdego zaczęło dopadać zmęczenie. Nikłe bo nikłe ale
jednak. Powietrze cuchnęło dymem i stworami. Jedyny budynek, jaki znajdował się
w okolicy zaczął się nagle z niewiadomych dla nikogo powodów palić, posyłając w
górę jeszcze więcej dymu. Na szczęście nie wyglądał na taki, który mógłby być
przez kogoś zamieszkany, bo już wcześniej był w opłakanym stanie, więc raczej
nie było nikogo, komu mogłoby na nim zależeć.
Odwracając się w stronę jakiejś drużki, jednej z tych która
prowadziła do opuszczonego baraku, zobaczył stado wyjących i syczących demonów.
Już miał ruszać w ich stronę, kiedy tuż nad ich głowami zauważył Aarona
uśmiechającego się do nich wrednie i zamachującego się na nich nożem. Zaraz po
ich unicestwieniu rzucił okiem na Aleca, wyczuwając na sobie jego wzrok. Kiwnął
do niego głową, poprawił włosy i zniknął mu z zasięgu wzroku tak szybko, jak
się pojawił. Lightwood zdążył mu tylko odpowiedzieć i już go nie widział.
Musiał przyznać, że z tego co udało mu się zauważyć, Aaron naprawdę bardzo dobrze sobie radził. Bardzo często zdarzało
mu się wyprzedzać wszystkie ruchy demonów, dzięki czemu miał nad nimi znaczącą
przewagę. Na szczęście jeszcze przed rozpoczęciem walki udało się im obu
znaleźć dla niego jakiś strój, w którym mógł być bezpieczniejszy i
odpowiedniejszą broń, która służyła zarówno do obrony jak i ataku. Okazało się
to bardzo dobrym pomysłem, bo wątpił, czy chłopak dałby sobie radę bez tego.
Nie mógł się jednak na ten temat dłużej rozwodzić, bo miał demony do zabijania.
***
– Izzy,
skarbie – zaczął Magnus, kiedy dziewczyna przedstawiła już sprawę, z jaką do niego
przyszła. Złapała go, jak był jeszcze w pokoju Aleca, ale na szczęście zdążył
już zażyć swój lek, dzięki czemu nie był tak otępiały jak wcześniej. Po
niezbędnej według niego toalecie wyglądał też już o wiele lepiej, a rodzeństwo
jego chłopaka chyba nie zauważyło u niego żadnej zmiany, z czego był bardzo
zadowolony. – Rozumiem, że nie chcecie by komukolwiek się coś stało, ale wątpię
w to, czy powinnaś – tłumaczył, po czym odwrócił się do Jace’a, jakby
przypominając sobie dopiero o jego obecności – powinniście do nich dołączać –
zakończył, mając na myśli ich rodzinę i znajomych.
Wiedział, o co im chodziło, ale
naprawdę nie chciał być tym, który podejmie ostateczną decyzję o tym, czy
niepełnoletni Nocni Łowcy będą walczyć, czy nie. To przecież nie od niego
zależało. Zgoda, może mógłby im pomóc, ale nie był pewien, czy sam tego chciał.
Gdyby coś poszło nie tak, cała odpowiedzialność spadłaby na niego. Poza tym
może i nie wymagało to użycia nadmiernej ilości mocy, ale on w tym momencie nie
chciałby używać jej wcale. Jeszcze nie czuł się na siłach, by móc funkcjonować
tak jak wcześniej.
– Magnus,
proszę cię. Jesteś naszą jedyną szansą na dostanie się w odpowiednie miejsce –
powiedziała dziewczyna, nie chcąc dać za wygraną. Naprawdę jej zależało. –
Gdyby to nie było dla mnie takie ważne, to przecież bym do ciebie nie
przychodziła – starała się go jakoś przekonać, biorąc go pod włos.
– Przykro
mi, Isabelle – wyznał czarownik, kręcąc głową. – To nie zależy ode mnie. Wiem,
co na ten temat sądzi Alec i jestem zdania, że wręcz musimy go w tym wypadku
posłuchać. Nikt nie byłby zadowolony z tego, gdybyście nagle się tam pojawili,
a ja nie chcę być tym, który zbierze potem za was ochrzan – wytłumaczył
spokojnie.
Widział, jak bardzo obojgu na tym
zależało i jak obydwoje pchali się do bitki, ale nie mógł im na to pozwolić.
Znał prawo Nocnych Łowców i zdawał sobie sprawę z tego, że w bitwach mogą
uczestniczyć tylko pełnoletni Łowcy. Reszta nawet nie powinna myśleć o tym, by
to zmieniać.
– Dobra –
odezwał się Jace, zwracając się do swojej siostry – daj spokój, Izzy. Magnus
jest nieugięty – mówił, nie patrząc na czarownika. Eureka, pomyślał Bane.
Nareszcie któreś z nich zaczęło myśleć racjonalnie, a już podejrzewał, że z ich
rodziny tylko Alec miał tę zdolność. – Znajdziemy inny sposób – dodał blondyn
na koniec, co wywołało u Magnusa brzydki grymas.
Jednak się pomylił i Jace mimo
wszystko i tak nie chciał odpuszczać. Pięknie.
– Dobre
sobie – prychnął pod nosem, obrzucając chłopaka wrogim spojrzeniem. Może i go
trochę podpuszczał, ale nie prosił się o dwójkę młodych osób, które będzie
musiał niańczyć. – Powodzenia w takim razie. Ufam w to, że wam się uda i
dostaniecie tą wymarzoną przepustkę.
– Nie
bądź ironiczny, Magnus – warknęła Izzy, którą już zaczęło denerwować to, że ten
nie chciał im pomóc. Naprawdę miała nadzieję na to, że obejdzie się bez
zbędnego przekonywania. Magnus był przecież ich przyjacielem! – Nie czas teraz
na żarty. Chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji – mówiła i pewnie
chciała powiedzieć coś jeszcze, ale ten wszedł jej w słowo.
– Ja nie
zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji? – zapytał z niedowierzaniem. – Nie wydaje
mi się – odpowiedział automatycznie. – Miałem już okazję walczyć z demonami i
uwierzcie mi, nie chcecie tego jeszcze przeżyć. Im później tym lepiej. Ja na
waszym miejscu słuchałbym starszych – mówiąc to podszedł do okna, ale nie
odwrócił od nich wzroku – i mądrzejszych od was ludzi.
Jego głos był bardzo poważny i
znacząco różnił się od tego, którym się do nich zwracał w normalnych sytuacjach.
Wiedział, że obojgu było przykro, a już szczególnie Izzy, bo z tą był
zdecydowanie bliżej niż z blondynem, ale nic nie mógł na to poradzić. Czasem
trzeba było podnieść głos, bo wcześniejsze wyjaśnienia najwyraźniej do nich nie
docierały.
– Czyli
co? – zagadnęła go dziewczyna. – Ty także nie chciałbyś się tam teraz
znajdować? – zapytała prowokująco. – I wcale nie ma dla ciebie znaczenia to, że
Alec tam jest? Przecież próbujesz nam wmówić, że to niebezpieczne. Czemu więc
zgadzasz się na to, by Alec w tym uczestniczył?
– Alec to
zupełnie inna sprawa – warknął, celując w nią palcem wskazującym. – On jest
pełnoletni i wiem, że doskonale sobie poradzi. Jest wyszkolony i odpowiedzialny
– powiedział i nie zwrócił nawet uwagi na to, że Jace mruknął pod nosem „my także”.
– Poza tym nie mam wpływu na to, czy by poszedł, czy nie. To nie ode mnie
zależy. Nie mogę mu niczego zakazywać, a już na pewno nie tego, żeby był Nocnym
Łowcą – wyznał i syknął na koniec, czując delikatny zawrót głowy.
– Nie
odpowiedziałeś na pierwsze pytanie – przypomniała mu niezrażona jego
zachowaniem Isabelle, która najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z jego stanu.
Nic nie zauważyła. – A to chyba istotne.
– To
tylko i wyłącznie moja sprawa, czy chciałbym tam być, czy nie – odparł, kręcąc
głową. Nie wierzył w to, że dał się wciągnąć w tą dyskusję. – I nie wprowadza
nic nowego do naszej rozmowy. Nie zmieniłem zdania.
Tak naprawdę to wszystko nie było mu
obojętne. Oczywiście, że martwił się o swojego chłopaka i chciałby walczyć
teraz przy jego boku, ale raczej nie powinien brać teraz pod uwagę tego, czego
chciał. Poza tym nic, co powiedział, nie było kłamstwem. Prawdą było to, że
wierzył w Aleca i w to, że świetnie sobie poradzi. Znał jego możliwości i
wiedział, że nic mu się nie stanie.
– Trudno
– prychnął po raz kolejny blondyn, patrząc jak czarownik i jego siostra mierzą
się spojrzeniami. – Nie mamy tyle czasu, by brnąć w tę rozmowę.
– Cieszę
się, że jesteś tego świadom – przyznał Bane. – Nic tu po was – dodał.
– Przykro
mi, że jesteś taki nieugięty – wyznała Isabelle, wstając. – Naprawdę myślałam,
że Alec więcej dla ciebie znaczy – mruknęła pod nosem, ruszając w stronę drzwi.
– Bez
takich, Izzy! – warknął Magnus, którego wyjątkowo rozjuszyła ta uwaga.
Dziewczyna odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy, już żałując tego, co
powiedziała. Wiedziała, że to było nie fair, ale nie mogła już niczego cofnąć.
Ponadto to zdanie chyba podziałało, bo czarownik najwyraźniej zaczął się łamać.
– Zgoda – przyznał w końcu słabym głosem. Wiele go to kosztowało. Ciągle miał
wrażenie, że źle robił, ale nie miał wyjścia. Nie chciał, by ktokolwiek mówił,
że nie zależało mu na Alecu, nawet jeśli dziewczyna zrobiła to tylko dlatego,
by go złamać. – Ale jeśli coś pójdzie nie tak, to nie będzie to moją winą –
zastrzegł od razu, kręcąc głową.
Naprawdę nie miał już siły, na tę
dwójkę.
***
Alec nie czuł się najlepiej. Pot
kapał mu z czoła i coraz ciężej było mu złapać oddech. Nie poddawał się jednak
i walczył dalej, bo wiedział, że nie on jeden czuł już skutki długotrwałej
bitwy. Ręce do strasznie bolały od ciągłego naciągania cięciwy łuku, a kolana
piekły, bo je sobie obdarł, gdy się przewrócił. Nie zwrócił na to jednak
większej uwagi, a po prostu wstał i otrzepał spodnie z nadmiaru żwiru, jaki się
do nich przyczepił. Powietrze niosło ze sobą wrzaski i lamenty, nawoływania i
wykrzykiwane na wietrze imiona tak samo jak wrzaski demonów, ich wycie i
przenikliwy pisk.
Kątem oka zauważył Aarona, który
pochylał się nad jakimś bezwładnym kształtem. Wyciekały z niego strużki krwi,
które wprawiały Aleca w dziwny stan. Widział, że blondyn się tym odrobinę
przejął i pewnie chciał to sprawdzić, bo uklęknął, by odwrócić ciało na drugą
stronę. Twarz była wykrzywiona i sina, ale zdecydowanie nie należała do nikogo,
kogo oboje znali. Wyczuł odór zanim to coś
się pojawiło: cień pełznący w jego stronę z drugiego końca ulicy. Aaron wstał z
powrotem, chcąc najpewniej zostawić to w spokoju, ale Alec coś sobie
uświadomił. Poza osobami mu znanymi nie było tu nikogo innego, więc do kogo
należało to ciało? O nie.
– Uważaj,
Aaron – krzyknął i ruszył biegiem w jego stronę. Nie zwracał uwagi na to, że
nogi wydawały mu się być cięższe niż były rzeczywiście ani że jego buty
wydawały dziwne dźwięki w połączeniu z podłożem. Teraz ważniejsze było co innego.
– To demon – powiedział i cisnął w niego strzałą, zaskakując zarówno siebie jak
i chłopaka.
Wielki Demon, pomyślał, kiedy ten nie zniknął, zmieniając
po prostu postać. Alec cofnął się automatycznie, nie wiedząc, co zrobić.
Powinno już być po nim, a demon nie wydawał się być wyczerpany. Najwyżej lekko
draśnięty. Niewiele myśląc, zaczął na oślep zadawać mu rany, a Aaron robił to
samo. W końcu udało im się go wspólnie pokonać, ale nie było to łatwe. Demon
zniknął przy akompaniamencie głuchego wrzasku, zbryzgując Aleca deszczem
popiołu. Towarzyszył temu podmuch wiatru, który był dla nich obu ukojeniem.
Zarówno mile połechtał ich twarze jak i sprawił, że odór demonów był mniej
wyczuwalny.
Nagle jego wzrok przykuło coś, co wyglądało jak deszcz
strzelających iskier, z tym tylko wyjątkiem, że były niebieskie. Alec widział
już kiedyś podobne zjawisko i aż się na to zagapił, na chwilę tracąc świadomość
i kontakt ze światem. Zatrzymał się i spojrzał w tamtym kierunku. Widok przysłaniał
mu częściowo budynek, ale Alec wiedział, za czyją przyczyną pojawiały się
iskry. Po chwili udało mu się zobaczyć szczupłego człowieka w ciemnym płaszczu,
którego ciemne włosy jak zwykle obsypane były brokatem. Magnus. Czarownik
ciskał włócznie niebieskiego ognia w demony, które znikały jeden po drugim.
Zagapił się na niego, po czym rozejrzał, by dostrzec to, czego tak bardzo się
bał. Jego rodzeństwo walczyło z demonami. Tak bardzo chciał tego uniknąć, ale
to i tak się stało. Nie powinno ich tutaj być! To dla nich za dużo!
Przez to, co zobaczył, nie wiedział, że od tyłu zaczął do
niego podchodzić demon. Miał ludzkie kształt, ale był zrobiony z substancji,
która wyglądała jak wirujący czarny dym z płonącymi żółtymi ślepiami. Powoli
zaczął posuwać się w jego stronę, ale Alec nadal nie był tego świadomy. Zdał
sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy poczuł przerażający ból rozdzierający
jego klatkę piersiową. Wydał z siebie okropny i przeraźliwy dźwięk i upadł na
ziemię.
Jak na zawołanie pięć par oczu podniosło się i spojrzało w
jednym kierunku. Aaron, Izzy, Jace, Maryse i Magnus patrzyli na Aleca, który
zwijał się z bólu. Żadne z nich nie wiedziało, jak zareagować, za bardzo
wytrącone z równowagi. Nikt nie miał dzisiaj zostać ranny, a już na pewno nie
nikt im tak bliski.
Na szczęście jeden z trenerów zachował zimną krew i ruszył
do przodu w celu unicestwienia demona. Zaraz za nim pobiegł Magnus, który
cisnął w potwora strużką niebieskiego ognia, która przebiła jego pierś. Nie
myślał już teraz o swoim zmęczeniu ani o tym, że nie powinien nadużywać magii.
Liczył się tylko Alec i to, by nie ucierpiał jeszcze bardziej. Lightwood już
jednak nie mógł zauważyć tego, jak demon zaczął dygotać, a następnie zmienił
się w kupkę popiołu, bo oczy same zaczęły mu się zamykać.
– Nie
odpływaj, Alec – usłyszał czarnowłosy i mógł zgadywać, że był to głos Jace’a.
Zaraz za nim rozległy się kolejne. Jedni mówili o tym, by
go stąd przenieść, inni nawoływali, by nie tracił świadomości, ale on nie
chciał ich słuchać. Bardziej racjonalne wydawało mu się teraz odpłynięcie w tę
błogą pustkę, która była dla niego niczym zbawienie. Dzięki temu nie musiał
wysłuchiwać tych okropnych wrzasków ani wąchać tego paskudnego odoru. Poczuł
przy sobie ciało Magnusa i nie musiał nawet otwierać oczu, by wiedzieć, że to
on. Po prostu go czuł.
Jej!!Tak długo czekałam i powiem ,że było warto! Maleeeecc ❤❤ To po prostu cudowne ^^ Masz taki talent . Weny i powodzenia w dalszym pisaniu 💕💕 Ciekawe co się stanie w następnym ooo...
OdpowiedzUsuńByłby wcześniej, gdyby nie to, że zostawiłam dysk u siostry :))
UsuńDziękuję bardzo :*
!!!...!!!... Tyle mogę powiedzieć.
OdpowiedzUsuńOMZJ'ka
Rozumiem :)))
UsuńNieeeee! Alec ranny! Nienienienienienie!
OdpowiedzUsuńWhy?
Czuje, ze Maryse sie dowie już niebawem, że jej synek ma boyfrienda ;D
Nie moge! I czekac tyyyyle do nexta! ;c
Dam rade! Aaaaaaa!
Magnus! No zrób że coś!
Dasz radę :)) Jeszcze tylko troszeczkę.
UsuńDziękuję bardzo :*
PS Maryse już pewnie krew zalewa na myśl o Magnusie i jej synku :))
oh no Alec!;(( Ja chce nexta ! Blagam , zeby te cialo nie nalezalo do Jasona :c Kocham tego bloga i zawsze bede go wielbic.
OdpowiedzUsuń~Airy
Twarz nie należała do nikogo, kogo znali. Poza tym był to demon, więc to na pewno nie Jason :))
UsuńDziękuję bardzo :*
Jak mogłaś w takim momencie?! Ja wiedziałam, że komuś się coś stanie, ale Alec? Biedactwo, mam nadzieję, że Magnus mu pomoże. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńNo wybacz, no :))
UsuńMagnus już pewnie wokół niego skacze haha
Następny jutro, jeśli nie będzie żadnych komplikacji. Tyle mam nadzieję jeszcze wytrzymasz :)
Dziękuję :*
Alec Alec Alec Alec Alec!!! Nie wierzę, że to już koniec rozdziału... Magnus działaj, ratuj swojego Aleca!
OdpowiedzUsuń"Nie myślał już teraz o swoim zmęczeniu ani o tym, że nie powinien nadużywać magii." Jak Ty to pięknie ujęłaś ^_^ Kocham te słowa, bo właśnie tak widzę Magnusa - zrobi wszystko dla Aleca, nawet szkodząc sobie samemu ❤ I oczywiście go uratuje ... prawda?
Już nie mogę się doczekać kolejnego :(
Weny, weny, dużo weny i wszystkiego co Ci potrzebne do dalszego pisania tego PRZECUDOWNEGO bloga!
~JokerFan
Wszystko w swoim czasie, ale jestem pewna, że Magnus nie zostawi Aleca, a już na pewno nie wtedy, kiedy ten cierpi ;))
UsuńDziękuję bardzo i do następnego :*
OMG byłam na wakacjach i dopiero teraz przeczytałam ten rozdział i nie mogę się doczekać kolejnego. Mam nadzieję, że Alciowi nic się nie stanie <3 , Do Nexta, Weny !!!
OdpowiedzUsuńStała czytelniczka i komentatorka, witam :))
UsuńDziękuję bardzo :*
Jak zwykle cudo :* dopiero wracam z rejsu i po raz pierwszy od tygodnia mam internet i pierwsza rzecz jaką zrobiłam to otwarłam najlepsze malecowe opowiadanie :D teraz nie zasnę bo będę się bać o Aleca xD ale Magnus coś wymyśli ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że zerknęłaś i pamiętałaś :)) Mam nadzieję, że rejs się udał.
UsuńJeśli jeszcze nie czytałaś kolejnego rozdziału, to zapraszam. Dziękuję :*
O Jezu! Alec, dasz radę! Cudowny rozdział i czekam na kolejne! Aaron i Alec walczący razem, coś cudownego. Magnus uratuj go proszę! Przeżywam za bardzo wszystko co czytam, ech.
OdpowiedzUsuńAaron i Alec BFF <3 haha
UsuńTeż wszystko przeżywam. Spokojnie, nie jesteś sama :))
Niesamowity jak zawsze! Biedny Alec :( miałam przeczucie, że coś się stanie...
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że dodasz go jak najprędzej xx
http://malecmagnusalec.blogspot.com/2016/07/rozdzia-lxxii.html od 19 lipca na blogu. Zapraszam serdecznie :))
UsuńDziękuję :*
Wszystko mi się podoba... ale nie uważasz że używasz trochę za bardzo wymuskanego słownictwa, szczególnie kiedy opisujesz myśli np. Jace'a. Mam wrażenie że nie formulował by takich zdań, a już na pewno w swojej głowie. Przez to ciągle nachodzą mnie skojarzenia do wypracowania szkolnego. ☺
OdpowiedzUsuń