środa, 13 lipca 2016

ROZDZIAŁ LXXI

Zebranie wszystkich zainteresowanych nie zajęło Alecowi dużo czasu, więc już po jakiś kilku minutach stał wraz z rówieśnikami w holu i czekał na swoich rodziców. Informacja szybko rozeszła się po Instytucie, co było w tym momencie dużym plusem. Dzięki temu młody Lightwood zaoszczędził kilka minut, które mógł poświęcić na przygotowanie się do walki. Przekazał innym, by zrobili to samo i wyjaśnił pokrótce powody tego działania. Ku jego uciesze nikt nie protestował ani nie zadawał zbędnych pytań. Wręcz przeciwnie. Wszyscy żwawo zabrali się do pracy, by móc jak najszybciej wyruszyć. Na starszych i nauczycieli również nie musieli długo czekać. Po niecałych dwóch minutach od przyjścia Nocnego Łowcy, zjawili się jego trenerzy, którzy szybko wytłumaczyli i przedstawili plan działania. Okazało się, że oni jako pierwsi mieli znaleźć się na miejscu, bo mieli do tego użyć portalu. Niestety większa grupa nie miała szans, by skorzystać z tego środka komunikacji, więc młodsi albo musieli poczekać na swoją kolej, albo wybrać się samemu. Park na szczęście nie znajdował się w dalekiej odległości od Instytutu, co nie przysporzyło temu żadnych problemów.
Każdy miał swój wyznaczony teren i on właśnie kroczył ku swojemu, kiedy w pobliżu zauważył Aarona. Już wcześniej zastanawiał się, gdzie ten się podziewał, bo w twierdzy go nie było. Nie zaprzątał sobie nim jednak myśli, mając nadzieję na to, że informacja mimo to do niego dotrze. Myślał, że tak właśnie było, skoro ten znajdował się w parku, ale po chwili zobaczył towarzyszącą mu osobę. Był z Jasonem. Jeśli tak to... To Aaron nie wie o żadnych demonach, a przebywając tu z Jasonem może sprawić, że oboje będą w niebezpieczeństwie. Automatycznie zaczął się zastanawiać, jak przepłoszyć stąd ich obu, ale ku jego szczęściu nawiązał kontakt wzrokowy z Aaronem. Chłopak chyba zrozumiał, co się działo i w czym oboje brali udział, a przynajmniej tego można było się domyślić, patrząc na jego twarz. Zareagował bardzo szybko, bo nie tylko zasłonił Przyziemnego swoim ciałem, ale także zrobił wszystko co w jego mocy, by chłopak sobie stąd poszedł. Sprzedał mu chyba jakąś ściemę, tak przynajmniej podejrzewał Alec, bo ten niechętnie się wycofywał, wcześniej jeszcze o coś pytając. Lightwood nie miał możliwości usłyszenia chociażby kawałka ich rozmowy, bo był za daleko, ale widział, że poskutkowało. Dzięki temu Aaron już zaraz do niego dołączył, chcąc pewnie zdobyć jakieś informacje.
– Co jest, Lightwood? – zapytał Aaron rzeczowym tonem.
Wiedział, że coś było nie tak. Rozglądał się dookoła i starał się niczego nie przeoczyć, sięgając przy okazji dłonią na swój pas, do którego zawsze doczepiony był nóż seraficki. Wolałby w tym momencie jakąś większą broń, bo wiedział, że zwykłym małym nożem wiele szkód nie narobi, ale lepsze to niż nic. Nie był przygotowany na nic konkretnego, bo miał się przecież tylko spotkać z Jasonem. Ogromne było jego zdziwienie, kiedy zobaczył Aleca i to ubranego w specjalny strój przeznaczony tylko i wyłącznie do walki. Miał pewność tego, że Jason nie może dłużej zostać w parku, bo groziłoby mu niebezpieczeństwo, więc jak najszybciej odesłał go do domu. Chłopakowi na pewno się to nie spodobało, ale ku szczęściu Aarona nie oponował za bardzo. Nocny Łowca mógł więc czym prędzej zająć się swoimi zadaniami i dołączyć do swojego rówieśnika. Teraz, kiedy szedł przed siebie z Aleciem obok, zauważył coraz większą ilość Nocnych Łowców. Albo postanowili sobie urządzić tutaj spotkanie grupowe, albo rzeczywiście nie było tak kolorowo jak dotychczas.
– Atak demonów – wyjaśnił oględnie czarnowłosy, rzucając mu krótkie spojrzenie i nie przerywając marszu. – Na skrzyżowaniu – dodał i podał mu konkretne dane, po czym zatrzymał się i wykonał dłonią gest oznaczający to, aby Aaron zrobił to samo. – Co ty tu tak właściwie robisz? – zapytał ze zmarszczonymi brwiami.
– Nic – odparł blondyn, świadomy tego, iż Alec widział wcześniej Jasona. Nie musiał go nawet o to pytać, bo wiedział, co oznacza jego wzrok. – Powiesz coś więcej na ten temat? – zagadnął, mając na myśli demony i chcąc wrócić do wcześniej przerwanej rozmowy.
– Nie wiem nic konkretnego – przyznał nie do końca szczerze. Nie chciał się teraz wgłębiać w temat, bo nie mieli na to czasu. – Mało mówią. Mamy się po prostu kierować za resztą. Przyda ci się jakaś lepsza broń – wyznał po chwili namysłu, kiedy jego wzrok padł na trzymany przez chłopaka nóż. – Nie masz też specjalnego stroju, ale już chyba nie czas na wycofanie się. Trzymaj się blisko kogoś lepiej wyposażonego – poradził mu.
– Nigdzie się nie wybieram – zapewnił go Aaron jak to na prawdziwego Nocnego Łowcę przystało.
Po tych słowach oboje ponownie zaczęli iść.
– Może uda nam się jeszcze zorganizować dla ciebie jakąś broń i coś do ochrony. Nie będzie to nic wielkiego, ale zawsze coś – mówił Alec, nagle skręcając.
Zarówno on jak i jego towarzysz stanęli jak wryci, kiedy zobaczyli, co się działo na placu, na który zamierzali. Szykował się ciekawy wieczór, stwierdził w myślach Aaron, patrząc na rozgrywającą się na jego oczach rzeź. Zaczął żałować, że brakowało mu takiego wyposażenia, jakie mieli inni, bo z jego lichym nożem może być mu ciężko się bronić. Teraz jednak nie było czasu na rozmyślania i gdybania. Trzeba było działać.

***

Klatka piersiowa Magnusa Bane'a unosiła się i opadała w równym tempie, a jego oddech był wyrównany i spokojny. Jedyną przeszkodą i sprawą, która odróżniała jego zachowanie od zachowania codziennego było to, że wciąż miał zamknięte oczy. Na szczęście już powoli odzyskiwał przytomność, o czym świadczyło chociażby to, że potrafił on już skupić się na tym, co go otaczało. Poruszył delikatnie palcem, by sprawdzić, czy w ogóle może to zrobić i odetchnął głębiej, wyczuwając delikatną nutkę mięty. To go trochę zbiło z tropu, ale na szczęście nie na tyle, by nagle wstać i zacząć krzyczeć. Pamiętał mniej więcej to, co się działo przed jego omdleniem i wierzył, że Maryse nie zrobiłaby nic, na co on sam by się nie zgodził. Ponadto nie miał siły na to, by wykonać jakiś mały ruch, a co dopiero gdyby miał stąd uciec. Chyba by nie dał rady, a na pewno nie w ciągu następnych kilku minut. Potrzebował ich jeszcze trochę na regenerację i powrócenie do rzeczywistości. Poza tym w tym łóżku było tak miękko, że nawet nie miał ochoty go opuszczać. Wiedział, że nie było tym, w którym spędzał ostatnie noce, ale nie przeszkadzało mu to na razie. Nie było to przecież najważniejsze.
Powoli uchylił jedną powiekę, mrużąc ją niemal automatycznie, kiedy słońce przebijające się przez zasłonki go lekko oślepiło. Może i nie świeciło tak jak w południe, ale mimo to było czymś nowym dla kogoś, kto wcześniej, w jeszcze nieokreślony dla Magnusa okres czasu, miał przed oczami jedynie ciemność. Przewrócił się na drugi bok i po kilku minutach ponownie spróbował otworzyć oczy. Tym razem poszło mu już lepiej i dzięki temu mógł zobaczyć, która jest godzina i gdzie się tak właściwie znajdował. Leżał na łóżku w nieznanym sobie pomieszczeniu już od ponad godziny, jeśli wierzyć zegarkowi stojącemu na stoliku nocnym. Wokół znajdowało się jeszcze kilka podobnych łóżek, więc ten podejrzewał, iż był w jakiejś sali szpitalnej. Nie wiedział, czy taka się znajdowała Instytucie, ale bynajmniej tak to wyglądało. Nie chciał tu jednak zostać ani minuty dłużej, bo szczerze mówiąc, nie czuł się już tak słabo jak wcześniej. Spojrzał w dół i z ulgą zauważył, że wciąż miał na sobie swoje ubrania, więc nie musiał się kłopotać ich szukaniem i ponownym zakładaniem. Wstał szybko z łóżka i od razu tego pożałował, bo zaraz zakręciło mu się w głowie. Odczekał więc chwilkę i po jej minięciu ponowił swój ruch, tym razem robiąc wszystko dużo ostrożniej. Nie chciał tu nigdzie paść, a w swojej torbie miał pewien specyfik, który zawsze mu pomagał, kiedy tracił w szybkim czasie dużo energii. Jego jedynym celem było teraz dotarcie do pokoju jego chłopaka i miał nadzieję, że nic nie stanie mu na drodze. Naprawdę musiał to zażyć, bo nie życzył sobie, by ktokolwiek widział go w takim stanie. Swoją drogą zastanawiał się, dlaczego Maryse ani Roberta nie było przy nim. Nie to, żeby oczekiwał, że będą siedzieć przy łóżku i trzymać go za rękę, ale mimo wszystko mogliby być gdzieś w pobliżu. Chciał wiedzieć, jak zakończyła się ich praca i czy zdołali zrobić to, co im polecił. Miał do nich także kilka dodatkowych pytań, ale na razie mu się do tego nie spieszyło. Teraz ważniejsze było co innego.

***

Jace wszedł do Instytutu, pogwizdując pod nosem. Wrócił właśnie od swojej dziewczyny, zupełnie nie mając pojęcia o tym, co się właśnie działo. Kiedy kroczył ku swojemu pokojowi, nie minął nikogo na korytarzu, ale nie wiedział, że było to spowodowane tym, iż większość osób walczyła właśnie kilka przecznic od twierdzy z prawie setką demonów. Izzy jako dobra siostra postanowiła go w tym uświadomić, zastępując mu drogę. Stanęła przed nim, co od razu wywołało u niego pełne zdziwienia i rozbawienia spojrzenie.
– Co ty świrujesz, Izzy? – zapytał, unosząc brwi, kiedy ta nie chciała się odsunąć.
– Muszę ci o czymś powiedzieć – przyznała szczerze, nie podzielając jego rozbawienia i bez zbędnych ceregieli pociągnęła go w tylko sobie znaną stronę.
– Trochę mnie przerażasz, ale dobra – zgodził się, wiedząc z doświadczenia, że Isabelle nie jest osobą, której można czegoś odmawiać. – A Aleca gdzie masz? – zagadnął ją, wyrywając swoją rękę z jej uścisku i po prostu idąc za nią.
Dziewczyna prychnęła pod nosem, ale nic nie powiedziała. Rzuciła mu tylko kpiące spojrzenie, co go trochę zagubiło.
– Gdybyś był tutaj, to byś wiedział, gdzie jest Alec – wyznała nareszcie, kiedy doszli do jakiegoś pomieszczenia, które ta zaraz szczelnie zamknęła, by nikt nie mógł usłyszeć ich rozmowy. To zachowanie zupełnie wybiło Jace’a z rytmu, który w tym momencie naprawdę nie poznawał swojej siostry. – A my musimy do niego dołączyć – wyznała i wyjaśniła mu pokrótce to, co się działo, kiedy go nie było.
            Blondyn aż usiadł, wsłuchując się w to, co miała mu do powiedzenia. Był odrobinę zawiedziony tym, że nie było go tutaj, kiedy rozpętało się to całe piekło. Chętnie by w nim potowarzyszył. Swoją drogą nie dziwił się, że nikt nie chciał zabrać ze sobą Izzy, bo dziewczyna pewnie nawet nie miała jakiś konkretnych argumentów, które by za tym przemawiały.
– Więc jaki masz plan? – zapytał, kiedy ta wreszcie zamilkła. Dzięki jej monologowi orientował się, jaka była sytuacja, ale jego zdaniem Izzy mogła mu to przekazać w dwa razy krótszym czasie, pomijając te wszystkie opisy i jej opinie. – Bo chyba jakiś masz, prawda? – dopytał i zaraz jęknął oraz pokręcił głową, bo zobaczył jej minę.
            Isabelle się nieco speszyła, ale nie dała tego po sobie poznać, bijąc go mocno w ramię. To nie było tak, że nie miała żadnego planu. Po prostu nie wiedziała, czy to na co wpadła, było dobrym rozwiązaniem.
– Cicho bądź – skarciła go. – Zabrali wszystkie dane, wcześniej nakładając na nie jakieś runy. Nie wiem dokładnie, gdzie dochodzi do ataków, bo mama zabezpieczyła tę informację w komputerze i to pewnie dlatego, żebyśmy nie myśleli nawet o tym, by im pomóc – wyjaśniła.
– Ale my i tak musimy tam być, tak?
            Izzy pokiwała głową, sięgając do torby i wyciągając z niej jakieś papiery. Jace nawet nie chciał wiedzieć, jak je zdobyła, ale sam pomysł mu się podobał. Też by chętnie do nich dołączył, biorąc pod uwagę fakt, że udział w takiej walce jest naprawdę bardzo dobrze widziany w oczach innych.
– Tak – zgodziła się jego siostra nieświadoma myśli, jakie zaprzątały jego głowę. – I to nie z byle jakiego powodu, a dlatego, że demonów cały czas przybywa, a oni są na pewno nieźle zmęczeni. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale spójrz – podała mu jeden z trzymanych dokumentów. – Z tego co usłyszałam, nikt nie zabezpiecza tego rejonu – wskazała odpowiednie miejsce – a tu już zaczyna się roić od nieprzyjaciół. Może i przybywające teraz stwory nie są aż tak groźne jak te na początku, ale mimo to myślę, że byśmy im się tam przydali.
– Wiesz, że takie zachowanie nie będzie dobrze widziane w oczach naszych rodziców? – zapytał, bo nie bardzo wiedział, czy dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę. Nie chciał jej zniechęcać ani nic z tych rzeczy, bo sam już się nastawił na to, że będzie brał w tym udział i był pewien, że zrobi wszystko, by im się udało. – To jaki masz plan?
– Będzie nam potrzebna pomoc Magnusa – wyznała i pokiwała głową, mając nadzieję, że ten im rzeczywiście pomoże.

***

            Niebo było całkowicie zaciemnione. Alec miał wrażenie, jakby nagle znalazł się w zupełnie innym miejscu. Nie miał jednak czasu, żeby o tym myśleć, bo trzeba było działać. Nie wszystko mógł dokładnie przemyśleć, bo musiał działać bardziej instynktownie. Nie bardzo lubił takie sytuacje, ale z racji tego, że był Nocnym Łowcą, nie miał wyboru. Jakoś udało im się przenieść z tym całym zamieszaniem w głąb parku, w miejsce opuszczone i takie, którego zniszczeniem nikt nie będzie się przejmował. Dzięki temu mieli pewność, że cała akcja zostanie szybko zapomniana i nikt spoza wtajemniczonych osób nie będzie o niej wiedział.
Lightwood po raz kolejny rozejrzał się dookoła, by zorientować się w tym, czy nikomu nic się nie stało i czy nikt nie potrzebował pomocy. Sytuacja odrobinę wymykała się im spod kontroli, ale mimo wszystko wiedział, że dalej mieli nad demonami przewagę. Nie przewyższały ich niczym, chyba że liczebnością. Nie można było powiedzieć o jakimkolwiek rozumie względem tych stworów. Same podkładały się pod noże i strzały.
Cały plac wyglądał niemal groteskowo, o czym świadczyły przerażające stwory i sceny przemocy. Nie zniechęcało to jednak Nocnych Łowców, którzy byli przecież na to przygotowywani całe życie. Każdy radził sobie bardzo dobrze, zabijając nawet czasem i po kilka demonów naraz. Wszystko szło bardzo sprawnie, ale niestety każdego zaczęło dopadać zmęczenie. Nikłe bo nikłe ale jednak. Powietrze cuchnęło dymem i stworami. Jedyny budynek, jaki znajdował się w okolicy zaczął się nagle z niewiadomych dla nikogo powodów palić, posyłając w górę jeszcze więcej dymu. Na szczęście nie wyglądał na taki, który mógłby być przez kogoś zamieszkany, bo już wcześniej był w opłakanym stanie, więc raczej nie było nikogo, komu mogłoby na nim zależeć.
Odwracając się w stronę jakiejś drużki, jednej z tych która prowadziła do opuszczonego baraku, zobaczył stado wyjących i syczących demonów. Już miał ruszać w ich stronę, kiedy tuż nad ich głowami zauważył Aarona uśmiechającego się do nich wrednie i zamachującego się na nich nożem. Zaraz po ich unicestwieniu rzucił okiem na Aleca, wyczuwając na sobie jego wzrok. Kiwnął do niego głową, poprawił włosy i zniknął mu z zasięgu wzroku tak szybko, jak się pojawił. Lightwood zdążył mu tylko odpowiedzieć i już go nie widział. Musiał przyznać, że z tego co udało mu się zauważyć, Aaron naprawdę  bardzo dobrze sobie radził. Bardzo często zdarzało mu się wyprzedzać wszystkie ruchy demonów, dzięki czemu miał nad nimi znaczącą przewagę. Na szczęście jeszcze przed rozpoczęciem walki udało się im obu znaleźć dla niego jakiś strój, w którym mógł być bezpieczniejszy i odpowiedniejszą broń, która służyła zarówno do obrony jak i ataku. Okazało się to bardzo dobrym pomysłem, bo wątpił, czy chłopak dałby sobie radę bez tego. Nie mógł się jednak na ten temat dłużej rozwodzić, bo miał demony do zabijania.

***

– Izzy, skarbie – zaczął Magnus, kiedy dziewczyna przedstawiła już sprawę, z jaką do niego przyszła. Złapała go, jak był jeszcze w pokoju Aleca, ale na szczęście zdążył już zażyć swój lek, dzięki czemu nie był tak otępiały jak wcześniej. Po niezbędnej według niego toalecie wyglądał też już o wiele lepiej, a rodzeństwo jego chłopaka chyba nie zauważyło u niego żadnej zmiany, z czego był bardzo zadowolony. – Rozumiem, że nie chcecie by komukolwiek się coś stało, ale wątpię w to, czy powinnaś – tłumaczył, po czym odwrócił się do Jace’a, jakby przypominając sobie dopiero o jego obecności – powinniście do nich dołączać – zakończył, mając na myśli ich rodzinę i znajomych.
            Wiedział, o co im chodziło, ale naprawdę nie chciał być tym, który podejmie ostateczną decyzję o tym, czy niepełnoletni Nocni Łowcy będą walczyć, czy nie. To przecież nie od niego zależało. Zgoda, może mógłby im pomóc, ale nie był pewien, czy sam tego chciał. Gdyby coś poszło nie tak, cała odpowiedzialność spadłaby na niego. Poza tym może i nie wymagało to użycia nadmiernej ilości mocy, ale on w tym momencie nie chciałby używać jej wcale. Jeszcze nie czuł się na siłach, by móc funkcjonować tak jak wcześniej.
– Magnus, proszę cię. Jesteś naszą jedyną szansą na dostanie się w odpowiednie miejsce – powiedziała dziewczyna, nie chcąc dać za wygraną. Naprawdę jej zależało. – Gdyby to nie było dla mnie takie ważne, to przecież bym do ciebie nie przychodziła – starała się go jakoś przekonać, biorąc go pod włos.
– Przykro mi, Isabelle – wyznał czarownik, kręcąc głową. – To nie zależy ode mnie. Wiem, co na ten temat sądzi Alec i jestem zdania, że wręcz musimy go w tym wypadku posłuchać. Nikt nie byłby zadowolony z tego, gdybyście nagle się tam pojawili, a ja nie chcę być tym, który zbierze potem za was ochrzan – wytłumaczył spokojnie.
            Widział, jak bardzo obojgu na tym zależało i jak obydwoje pchali się do bitki, ale nie mógł im na to pozwolić. Znał prawo Nocnych Łowców i zdawał sobie sprawę z tego, że w bitwach mogą uczestniczyć tylko pełnoletni Łowcy. Reszta nawet nie powinna myśleć o tym, by to zmieniać.
– Dobra – odezwał się Jace, zwracając się do swojej siostry – daj spokój, Izzy. Magnus jest nieugięty – mówił, nie patrząc na czarownika. Eureka, pomyślał Bane. Nareszcie któreś z nich zaczęło myśleć racjonalnie, a już podejrzewał, że z ich rodziny tylko Alec miał tę zdolność. – Znajdziemy inny sposób – dodał blondyn na koniec, co wywołało u Magnusa brzydki grymas.
            Jednak się pomylił i Jace mimo wszystko i tak nie chciał odpuszczać. Pięknie.
– Dobre sobie – prychnął pod nosem, obrzucając chłopaka wrogim spojrzeniem. Może i go trochę podpuszczał, ale nie prosił się o dwójkę młodych osób, które będzie musiał niańczyć. – Powodzenia w takim razie. Ufam w to, że wam się uda i dostaniecie tą wymarzoną przepustkę.
– Nie bądź ironiczny, Magnus – warknęła Izzy, którą już zaczęło denerwować to, że ten nie chciał im pomóc. Naprawdę miała nadzieję na to, że obejdzie się bez zbędnego przekonywania. Magnus był przecież ich przyjacielem! – Nie czas teraz na żarty. Chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji – mówiła i pewnie chciała powiedzieć coś jeszcze, ale ten wszedł jej w słowo.
– Ja nie zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji? – zapytał z niedowierzaniem. – Nie wydaje mi się – odpowiedział automatycznie. – Miałem już okazję walczyć z demonami i uwierzcie mi, nie chcecie tego jeszcze przeżyć. Im później tym lepiej. Ja na waszym miejscu słuchałbym starszych – mówiąc to podszedł do okna, ale nie odwrócił od nich wzroku – i mądrzejszych od was ludzi.
            Jego głos był bardzo poważny i znacząco różnił się od tego, którym się do nich zwracał w normalnych sytuacjach. Wiedział, że obojgu było przykro, a już szczególnie Izzy, bo z tą był zdecydowanie bliżej niż z blondynem, ale nic nie mógł na to poradzić. Czasem trzeba było podnieść głos, bo wcześniejsze wyjaśnienia najwyraźniej do nich nie docierały.
– Czyli co? – zagadnęła go dziewczyna. – Ty także nie chciałbyś się tam teraz znajdować? – zapytała prowokująco. – I wcale nie ma dla ciebie znaczenia to, że Alec tam jest? Przecież próbujesz nam wmówić, że to niebezpieczne. Czemu więc zgadzasz się na to, by Alec w tym uczestniczył?
– Alec to zupełnie inna sprawa – warknął, celując w nią palcem wskazującym. – On jest pełnoletni i wiem, że doskonale sobie poradzi. Jest wyszkolony i odpowiedzialny – powiedział i nie zwrócił nawet uwagi na to, że Jace mruknął pod nosem „my także”. – Poza tym nie mam wpływu na to, czy by poszedł, czy nie. To nie ode mnie zależy. Nie mogę mu niczego zakazywać, a już na pewno nie tego, żeby był Nocnym Łowcą – wyznał i syknął na koniec, czując delikatny zawrót głowy.
– Nie odpowiedziałeś na pierwsze pytanie – przypomniała mu niezrażona jego zachowaniem Isabelle, która najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z jego stanu. Nic nie zauważyła. – A to chyba istotne.
– To tylko i wyłącznie moja sprawa, czy chciałbym tam być, czy nie – odparł, kręcąc głową. Nie wierzył w to, że dał się wciągnąć w tą dyskusję. – I nie wprowadza nic nowego do naszej rozmowy. Nie zmieniłem zdania.
            Tak naprawdę to wszystko nie było mu obojętne. Oczywiście, że martwił się o swojego chłopaka i chciałby walczyć teraz przy jego boku, ale raczej nie powinien brać teraz pod uwagę tego, czego chciał. Poza tym nic, co powiedział, nie było kłamstwem. Prawdą było to, że wierzył w Aleca i w to, że świetnie sobie poradzi. Znał jego możliwości i wiedział, że nic mu się nie stanie.
– Trudno – prychnął po raz kolejny blondyn, patrząc jak czarownik i jego siostra mierzą się spojrzeniami. – Nie mamy tyle czasu, by brnąć w tę rozmowę.
– Cieszę się, że jesteś tego świadom – przyznał Bane. – Nic tu po was – dodał.
– Przykro mi, że jesteś taki nieugięty – wyznała Isabelle, wstając. – Naprawdę myślałam, że Alec więcej dla ciebie znaczy – mruknęła pod nosem, ruszając w stronę drzwi.
– Bez takich, Izzy! – warknął Magnus, którego wyjątkowo rozjuszyła ta uwaga. Dziewczyna odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy, już żałując tego, co powiedziała. Wiedziała, że to było nie fair, ale nie mogła już niczego cofnąć. Ponadto to zdanie chyba podziałało, bo czarownik najwyraźniej zaczął się łamać. – Zgoda – przyznał w końcu słabym głosem. Wiele go to kosztowało. Ciągle miał wrażenie, że źle robił, ale nie miał wyjścia. Nie chciał, by ktokolwiek mówił, że nie zależało mu na Alecu, nawet jeśli dziewczyna zrobiła to tylko dlatego, by go złamać. – Ale jeśli coś pójdzie nie tak, to nie będzie to moją winą – zastrzegł od razu, kręcąc głową.
            Naprawdę nie miał już siły, na tę dwójkę.

***

            Alec nie czuł się najlepiej. Pot kapał mu z czoła i coraz ciężej było mu złapać oddech. Nie poddawał się jednak i walczył dalej, bo wiedział, że nie on jeden czuł już skutki długotrwałej bitwy. Ręce do strasznie bolały od ciągłego naciągania cięciwy łuku, a kolana piekły, bo je sobie obdarł, gdy się przewrócił. Nie zwrócił na to jednak większej uwagi, a po prostu wstał i otrzepał spodnie z nadmiaru żwiru, jaki się do nich przyczepił. Powietrze niosło ze sobą wrzaski i lamenty, nawoływania i wykrzykiwane na wietrze imiona tak samo jak wrzaski demonów, ich wycie i przenikliwy pisk.
          Kątem oka zauważył Aarona, który pochylał się nad jakimś bezwładnym kształtem. Wyciekały z niego strużki krwi, które wprawiały Aleca w dziwny stan. Widział, że blondyn się tym odrobinę przejął i pewnie chciał to sprawdzić, bo uklęknął, by odwrócić ciało na drugą stronę. Twarz była wykrzywiona i sina, ale zdecydowanie nie należała do nikogo, kogo oboje znali.  Wyczuł odór zanim to coś się pojawiło: cień pełznący w jego stronę z drugiego końca ulicy. Aaron wstał z powrotem, chcąc najpewniej zostawić to w spokoju, ale Alec coś sobie uświadomił. Poza osobami mu znanymi nie było tu nikogo innego, więc do kogo należało to ciało? O nie.
– Uważaj, Aaron – krzyknął i ruszył biegiem w jego stronę. Nie zwracał uwagi na to, że nogi wydawały mu się być cięższe niż były rzeczywiście ani że jego buty wydawały dziwne dźwięki w połączeniu z podłożem. Teraz ważniejsze było co innego. – To demon – powiedział i cisnął w niego strzałą, zaskakując zarówno siebie jak i chłopaka.
Wielki Demon, pomyślał, kiedy ten nie zniknął, zmieniając po prostu postać. Alec cofnął się automatycznie, nie wiedząc, co zrobić. Powinno już być po nim, a demon nie wydawał się być wyczerpany. Najwyżej lekko draśnięty. Niewiele myśląc, zaczął na oślep zadawać mu rany, a Aaron robił to samo. W końcu udało im się go wspólnie pokonać, ale nie było to łatwe. Demon zniknął przy akompaniamencie głuchego wrzasku, zbryzgując Aleca deszczem popiołu. Towarzyszył temu podmuch wiatru, który był dla nich obu ukojeniem. Zarówno mile połechtał ich twarze jak i sprawił, że odór demonów był mniej wyczuwalny.
Nagle jego wzrok przykuło coś, co wyglądało jak deszcz strzelających iskier, z tym tylko wyjątkiem, że były niebieskie. Alec widział już kiedyś podobne zjawisko i aż się na to zagapił, na chwilę tracąc świadomość i kontakt ze światem. Zatrzymał się i spojrzał w tamtym kierunku. Widok przysłaniał mu częściowo budynek, ale Alec wiedział, za czyją przyczyną pojawiały się iskry. Po chwili udało mu się zobaczyć szczupłego człowieka w ciemnym płaszczu, którego ciemne włosy jak zwykle obsypane były brokatem. Magnus. Czarownik ciskał włócznie niebieskiego ognia w demony, które znikały jeden po drugim. Zagapił się na niego, po czym rozejrzał, by dostrzec to, czego tak bardzo się bał. Jego rodzeństwo walczyło z demonami. Tak bardzo chciał tego uniknąć, ale to i tak się stało. Nie powinno ich tutaj być! To dla nich za dużo!
Przez to, co zobaczył, nie wiedział, że od tyłu zaczął do niego podchodzić demon. Miał ludzkie kształt, ale był zrobiony z substancji, która wyglądała jak wirujący czarny dym z płonącymi żółtymi ślepiami. Powoli zaczął posuwać się w jego stronę, ale Alec nadal nie był tego świadomy. Zdał sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy poczuł przerażający ból rozdzierający jego klatkę piersiową. Wydał z siebie okropny i przeraźliwy dźwięk i upadł na ziemię.
Jak na zawołanie pięć par oczu podniosło się i spojrzało w jednym kierunku. Aaron, Izzy, Jace, Maryse i Magnus patrzyli na Aleca, który zwijał się z bólu. Żadne z nich nie wiedziało, jak zareagować, za bardzo wytrącone z równowagi. Nikt nie miał dzisiaj zostać ranny, a już na pewno nie nikt im tak bliski.
Na szczęście jeden z trenerów zachował zimną krew i ruszył do przodu w celu unicestwienia demona. Zaraz za nim pobiegł Magnus, który cisnął w potwora strużką niebieskiego ognia, która przebiła jego pierś. Nie myślał już teraz o swoim zmęczeniu ani o tym, że nie powinien nadużywać magii. Liczył się tylko Alec i to, by nie ucierpiał jeszcze bardziej. Lightwood już jednak nie mógł zauważyć tego, jak demon zaczął dygotać, a następnie zmienił się w kupkę popiołu, bo oczy same zaczęły mu się zamykać.
– Nie odpływaj, Alec – usłyszał czarnowłosy i mógł zgadywać, że był to głos Jace’a.
Zaraz za nim rozległy się kolejne. Jedni mówili o tym, by go stąd przenieść, inni nawoływali, by nie tracił świadomości, ale on nie chciał ich słuchać. Bardziej racjonalne wydawało mu się teraz odpłynięcie w tę błogą pustkę, która była dla niego niczym zbawienie. Dzięki temu nie musiał wysłuchiwać tych okropnych wrzasków ani wąchać tego paskudnego odoru. Poczuł przy sobie ciało Magnusa i nie musiał nawet otwierać oczu, by wiedzieć, że to on. Po prostu go czuł.

21 komentarzy:

  1. Jej!!Tak długo czekałam i powiem ,że było warto! Maleeeecc ❤❤ To po prostu cudowne ^^ Masz taki talent . Weny i powodzenia w dalszym pisaniu 💕💕 Ciekawe co się stanie w następnym ooo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłby wcześniej, gdyby nie to, że zostawiłam dysk u siostry :))
      Dziękuję bardzo :*

      Usuń
  2. !!!...!!!... Tyle mogę powiedzieć.
    OMZJ'ka

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieeeee! Alec ranny! Nienienienienienie!
    Why?
    Czuje, ze Maryse sie dowie już niebawem, że jej synek ma boyfrienda ;D
    Nie moge! I czekac tyyyyle do nexta! ;c
    Dam rade! Aaaaaaa!
    Magnus! No zrób że coś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dasz radę :)) Jeszcze tylko troszeczkę.
      Dziękuję bardzo :*
      PS Maryse już pewnie krew zalewa na myśl o Magnusie i jej synku :))

      Usuń
  4. oh no Alec!;(( Ja chce nexta ! Blagam , zeby te cialo nie nalezalo do Jasona :c Kocham tego bloga i zawsze bede go wielbic.
    ~Airy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twarz nie należała do nikogo, kogo znali. Poza tym był to demon, więc to na pewno nie Jason :))
      Dziękuję bardzo :*

      Usuń
  5. Jak mogłaś w takim momencie?! Ja wiedziałam, że komuś się coś stanie, ale Alec? Biedactwo, mam nadzieję, że Magnus mu pomoże. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wybacz, no :))
      Magnus już pewnie wokół niego skacze haha
      Następny jutro, jeśli nie będzie żadnych komplikacji. Tyle mam nadzieję jeszcze wytrzymasz :)
      Dziękuję :*

      Usuń
  6. Alec Alec Alec Alec Alec!!! Nie wierzę, że to już koniec rozdziału... Magnus działaj, ratuj swojego Aleca!
    "Nie myślał już teraz o swoim zmęczeniu ani o tym, że nie powinien nadużywać magii." Jak Ty to pięknie ujęłaś ^_^ Kocham te słowa, bo właśnie tak widzę Magnusa - zrobi wszystko dla Aleca, nawet szkodząc sobie samemu ❤ I oczywiście go uratuje ... prawda?
    Już nie mogę się doczekać kolejnego :(
    Weny, weny, dużo weny i wszystkiego co Ci potrzebne do dalszego pisania tego PRZECUDOWNEGO bloga!
    ~JokerFan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko w swoim czasie, ale jestem pewna, że Magnus nie zostawi Aleca, a już na pewno nie wtedy, kiedy ten cierpi ;))
      Dziękuję bardzo i do następnego :*

      Usuń
  7. OMG byłam na wakacjach i dopiero teraz przeczytałam ten rozdział i nie mogę się doczekać kolejnego. Mam nadzieję, że Alciowi nic się nie stanie <3 , Do Nexta, Weny !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stała czytelniczka i komentatorka, witam :))
      Dziękuję bardzo :*

      Usuń
  8. Jak zwykle cudo :* dopiero wracam z rejsu i po raz pierwszy od tygodnia mam internet i pierwsza rzecz jaką zrobiłam to otwarłam najlepsze malecowe opowiadanie :D teraz nie zasnę bo będę się bać o Aleca xD ale Magnus coś wymyśli ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że zerknęłaś i pamiętałaś :)) Mam nadzieję, że rejs się udał.
      Jeśli jeszcze nie czytałaś kolejnego rozdziału, to zapraszam. Dziękuję :*

      Usuń
  9. O Jezu! Alec, dasz radę! Cudowny rozdział i czekam na kolejne! Aaron i Alec walczący razem, coś cudownego. Magnus uratuj go proszę! Przeżywam za bardzo wszystko co czytam, ech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaron i Alec BFF <3 haha
      Też wszystko przeżywam. Spokojnie, nie jesteś sama :))

      Usuń
  10. Niesamowity jak zawsze! Biedny Alec :( miałam przeczucie, że coś się stanie...
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że dodasz go jak najprędzej xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://malecmagnusalec.blogspot.com/2016/07/rozdzia-lxxii.html od 19 lipca na blogu. Zapraszam serdecznie :))
      Dziękuję :*

      Usuń
  11. Wszystko mi się podoba... ale nie uważasz że używasz trochę za bardzo wymuskanego słownictwa, szczególnie kiedy opisujesz myśli np. Jace'a. Mam wrażenie że nie formulował by takich zdań, a już na pewno w swojej głowie. Przez to ciągle nachodzą mnie skojarzenia do wypracowania szkolnego. ☺

    OdpowiedzUsuń