Alec jest Nocnym Łowcą. Na co dzień
walczy z demonami, trenuje, uczy się w Instytucie. Dzisiaj
postanowił od tego odpocząć, dlatego razem z rodzeństwem, Jace’em
i Isabelle, wybrali się do klubu. Alec nie jest typem imprezowicza,
ale nawet jemu potrzeba odrobiny relaksu.
Siedzi właśnie przy jednym ze
stolików Pandemonium i nie zwraca uwagi na otoczenie. Miesza
delikatnie swojego drinka, myśląc o Jace’ie. Co jakiś czas na
niego zerka. Jace świetnie się bawi, zawsze lubił tańczyć. Tak
jak Alec jest dobrze zbudowany, wysoki, umięśniony, no i oczywiście
nieziemsko przystojny. Mieszka z Lightwoodami już 7 lat. Alec od
jego przeprowadzki traktował go jak młodszego brata. Przez jakiś
czas wydawało mu się, że kocha go w nie bardzo bratczyny sposób,
ale to była pomyłka. Nigdy nie mógłby być z Jace’em. Ale już
dawno przyzwyczaił się do tego, że woli chłopców. Nie powiedział
o tym nikomu, ale wiedział, że jego rodzina również to
podejrzewa. Nie obchodziło go to. W świecie Nocnych Łowców
homoseksualizm jest rzadko spotykany, ale nie jest zakazany.
Kiedy Alec kończył pić 4 już z
kolei drinka, do jego stolika dosiadł się młody mężczyzna. Mógł
mieć około 20 lat, miał okropne włosy, tłuste i pokryte jakąś
dziwną mazią wynalezioną przez Przyziemnych.
- Hej – powiedział słodko,
uśmiechnął się. – Zastanawiałem się, dlaczego tak śliczny
chłopiec siedzi tutaj sam.
- Tak jakoś wyszło – Alec naprawdę
nie miał ochoty z nikim teraz rozmawiać.
- No coś ty – wyciągnął rękę –
Jestem David.
- Bardzo ładnie – Alexander nawet na
niego nie spojrzał, dalej patrzył w stronę Jace’a.
- Och, to twój chłopak? – zapytał
nieco smutniejszym głosem.
- Nie, nie – szybko zaprzeczył, bo
zrobiło mu się go trochę żal. – Skąd w ogóle pomysł, że
jestem gejem? – Uśmiechnął się życzliwie. „Aż tak to
widać?” myślał gorączkowo, nie dał jednak tego po sobie
poznać.
- Ja .. Uch .. nie wiem, tak mu się
przyglądałeś, więc pomyślałem.. Nie spojrzałeś przez cały
wieczór na żadną z tych wszystkich skąpo ubranych dziewczyn –
wzruszył przepraszająco ramionami.
- Nie takie mnie kręcą –
odpowiedział wymijająco. „Kłamca!” pomyślał „żadna cię
nie kręci!”
- A próbowałeś kiedyś czegoś z
chłopakiem?
- Chyba nie rozumiem..
- No wiesz.. – zaczął wodził ręką
po jego nodze, Alec zamarł. – Mógłbym pokazać ci jakie to
przyjemne – dodał ciszej i zbliżał się niebezpiecznie blisko
jego krocza. Alec wstał gwałtownie.
- Odwal się – wyszarpał się i
odszedł w stronę baru.
Usiadł na stołku i zamówił sok
pomarańczowy. Nie miał już ochoty na alkohol. Sytuacja, która
miała przed chwilą miejsce nieco go otrzeźwiła. Nieświadomie
zaczął ją analizować. „Jak ten koleś poznał, że wolę
facetów? Mam to napisane na czole, czy co?” – zastanawiał się.
Jego rozmyślania przerwał jakiś ruch. Poczuł, że ktoś się nad
nim pochylał. Pierwsze co pomyślał to to, że to znowu ten natręt
David. Kiedy poczuł ramię opierające się o jego bark, nie
wytrzymał.
- Kurde! Odpieprz się idioto!
- Łoo .. – młody mężczyzna
szybko się odsunął. Alec spojrzał w górę i ujrzał wysokiego,
przystojnego faceta o wspaniałych rysach twarzy. Jego opalona na
złoto skóra idealnie kontrastowała z ciemnymi włosami, które
teraz przez taniec były spocone i gdzieniegdzie poprzyklejane do
skóry. Ubrany był w ciemne jeansy i dopasowaną koszulę koloru
ecriu. Przyglądał mu się z szeroko otwartymi oczami. Nie sposób
było je przegapić. Miały w sobie coś kociego, przecięte
pionowymi źrenicami niczym zielonozłota ściana rysami przyciągały
wzrok Aleca. – Chciałem tylko sięgnąć swój napój. –
przyznał cicho, uśmiechnął się słodko i uniósł ręce w
poddańczym geście. Alec wymruczał coś w odpowiedzi. – Mogę? –
zapytał mężczyzna przyglądając mu się uważnie.
- Ja-jasne – wydukał, odsunął się,
wstał i złapał za swój sweter. Obrócił się w poszukiwaniu
Isabelle.
- Idziesz gdzieś? – zapytał Azjata.
- Będę się zbierał – Alec wbił
wzrok w podłogę – chyba muszę cię przeprosić za to, że
nazwałem cię idiotą. Myślałem, że to.. No nieważne, pomyliłem
cię z kimś innym – czuł, że jego policzki płoną, uniósł
wzrok i uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie ma sprawy – zaśmiał się
melodyjnie – nie gniewam się. Stali chwilę w ciszy. – Chyba
miałeś iść – przypomniał Alecowi.
- Co? – myślał chwilę – a tak,
racja – zaczął odchodzić, obrócił się po kilku krokach –
jeszcze raz przepraszam – powiedział i podszedł do swojego
rodzeństwa – Izzy, wracam do Instytutu – mówił jej prosto do
ucha, starał się być głośniejszy od muzyki.
- Już? – Isabelle spojrzała na
niego smutno.
- Tak, chyba tak – uśmiechnął się
– ale wy zostańcie, nie przeszkadza mi to.
- Zadzwoń jak już będziesz na
miejscu.
- Nie jestem dzieckiem, Izzy –
pocałował ją w policzek – Na razie.
Alec wracał do domu dłuższą drogą,
przez park. Było już po trzeciej, kiedy doszedł do Instytutu.
Wszyscy spali, starał się nikogo nie obudzić. Swoje kroki
skierował bezpośrednio do swojego pokoju. Koniecznie musiał wziąć
prysznic. Po około 30 minutach skończyła się ciepła woda, szybko
cię wytarł, założył bokserki i wrócił. Dziękował wszystkim,
że miał swoją własną łazienkę w pokoju i nie musiał paradować
półnagi po całym domu. Kiedy usiadł na łóżku, usłyszał
dźwięki dochodzące z dołu. Zerknął na zegarek stojący na
stoliku nocnym, dochodziła czwarta na ranem. Dźwięki stawały się
coraz wyraźniejsze i mógł już rozpoznać w nich głosy Jace’a i
Izzy. Wrócili z klubu. Przypomniało mu się, że miał zadzwonić
do siostry zaraz po powrocie. Zupełnie o tym zapomniał. Cały czas
myślał o chłopaku, którego nazwał idiotą. Naprawdę myślał,
że to David. Swoją drogą nie był taki zły. Miał piękną twarz
i oczy. Nie mógł być Przyziemnym. To niemożliwe. Ale pewnie już
go nigdy nie zobaczy, więc nie ma o czym myśleć, strata czasu.
Poza tym nawet go nie znał, widział go przecież tylko raz. Nie wie
też jak się nazywa. Wie tylko, że zrobił na nim wrażenie, pewnie
jak na każdym. Westchnął głęboko.
- Co się dzieje? – usłyszał głos
swojej siostry i podskoczył wystraszony. Nie zauważył, kiedy
weszła.
- Długo tu siedzisz? – odpowiedział
pytaniem.
- Około 15 minut, byłeś tak
pogrążony w myślach, że nie zareagowałbyś nawet wtedy, kiedy
zjawiłoby się tu stado demonów – zmrużył oczy – więc?
- Więc co? – udawał głupiego.
- O czym tak rozmyślasz, skarbie? –
usiadła na łóżku obok niego.
- Ee – szukał w głowie jakiegoś
tematu – o jutrzejszym treningu, Hodge mówił, że będzie coś
nowego. – Kłamał, ale przecież nie mógł jej nic powiedzieć,
prawda?
- Taaak, o treningu – uśmiechnęła
się – opowiadaj!
- O czym? – zapytał przerażony, nie
mogła widzieć jak rozmawiał z TYM chłopakiem koło baru, nie jest
on widoczny z parkietu, a poza tym trwało to może z minutę.
- Podrywał cię.. – jej uśmiech
stał się szerszy.
- Co? Nie, oczywiście, że nie. –
odpowiedział natychmiast – to nie tak, że mi się nie podobał,
ale wiesz, co by pomyśleli rodzice? Alexander Lightwood gejem?
- Uwierz mi, wszyscy już do tego
przywykli.
- Że co? – spytał zaskoczony.
- Och, słonko, wszyscy to wiedzą.
Homoseksualizm to nie choroba. Rodzice nie mają nic przeciwko temu,
słyszałam nawet, że ostatnio o tym rozmawiali. Mieli cię nawet
chyba o to zapytać, ale im głupio. Czekają aż sam poruszysz ten
temat – wzruszyła ramionami. – No ale nieważne. Mów lepiej o
tym twoim chłopcu. Ile się już znacie?
- Widziałem go dzisiaj po raz pierwszy
– przyznał. – I nie jest mój – westchnął.
- Och, przestań. Widziałam jego rękę
na twoim kolanie – powiedziała szczerząc się.
- Taak – powiedział rozmarzony. –
Czekaj, co? O kim ty mówisz? – Jaka ręka? Oo, chyba chodzi jej o
tego palanta Davida. – Chodzi ci pewnie o tego kretyna, który
dosiadł się do naszego stolika, to jakiś Przyziemny, totalny
idiota. – przyznał. Zrobiła smutną minę, zaraz jednak
oprzytomniała coś sobie przypominając.
- No ale przecież mówiłeś, że ci
się podobał. Więc skoro nie ten, jak go określiłeś, kretyn, to
kto? – usiadła prosto wyraźnie zainteresowana.
- Nikt.
- Alec, mów.
- Nie ma o czym – odparował.
- Proszę, no. Nikomu nie powiem –
zrobiła słodkie oczka.
- Obiecuję, że jeśli kogoś poznam
dowiesz się o tym pierwsza – odpowiedział wymijająco. – A
teraz wyjazd spać – wstał i zaczął iść w kierunku drzwi.
Otworzył je i czekał, aż Isabelle wyjdzie. Wstała niechętnie.
- Wierzę ci na słowo, bo nie mam
innego wyjścia – westchnęła – ale pamiętaj, że ta rozmowa
nie została zakończona – dodała i wyszła.
Alec spojrzał na zegarek, 4:38. Nie ma
sensu się kłaść, obiecał ojcu pomóc rano w pakowaniu. Przenoszą
się z matką i Maxem, ich młodszym bratem, na jakiś czas do
Idrisu. Jest jeszcze tyle do zrobienia.
*** kilka tygodni później ***
Jace poznał dziewczynę. Ma na imię
Clary. Strasznie się przy niej zmienił. Spędza z nią każdą
wolną chwilę. Zaginęła matka Clary. Wszyscy starają się jej
pomóc, Alec także choć niechętnie. Nie lubi jej za bardzo. Wydaje
mu się przemądrzała. Właśnie, razem z Isabelle, idzie na
spotkanie z nią i Jace’em w Taki. Izzy jeszcze przez jakiś czas
wypytywała go o tajemniczego chłopaka z Pandemonium. Nic jej nie
mówił, bo niby co miał powiedzieć? Nie widział go od tamtej
pory.
Weszli do knajpki i od razu skierowali
się w stronę stolika, który zawsze zajmują. Jace już tam
siedział. Rozmawiał o czymś z Clary. Był bardzo ożywiony. Byli
dzisiaj u Cichych Braci. Musieli się czegoś dowiedzieć, bo w
przeciwnym razie nie chcieliby tak bardzo się spotkać.
- Cześć – przywitała się Clary,
Jace kiwnął na nich głową. – Chcecie coś zamówić?
- Nie, dzięki. – odpowiedziała za
siebie i Aleca Izzy. – Czego się dowiedzieliście? – zapytała
od razu.
- Mamy nazwisko – powiedział Jace. –
Bane, Magnus Bane.
- Ten czarownik? – zapytał Alec.
Znał to nazwisko, kiedyś je słyszał, chyba Hogde coś o nim
mówił.
- Tak, to on. – przyznał Jace. –
Musimy się z nim spotkać. Jakieś pomysły?
- Magnus Bane znany jest z tego, że
robi świetne imprezy – podsunęła Isabelle – a tak się składa,
że mam zaproszenie – zaczęła grzebać w torbie i po chwili
wyciągnęła zwitek papieru.
- A więc idziemy – Jace uśmiechnął
się do wszystkich.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł –
Alec zaczął wątpić. – Pełno tam Podziemnych.
- To może być jedyny sposób, żeby
się do niego zbliżyć – powiedziała Isabelle. – Nie będzie
tak źle.
- Musimy uważać, rodzicom by się to
nie spodobało – Alec westchnął, ale się zgodził.
Po kilku godzinach czekał na resztę w
holu. Co chwilę zerkał nerwowo na zegarek. Nie podobał mu się
pomysł pójścia na tę imprezę, ale nie mógł puścić Jace i
Izzy samych. Był najstarszy i to on za nich odpowiadał przed
rodzicami. Po jakiś 20 minutach zeszli panowie, za nimi Izzy i
ostatnia Clary. Wszyscy byli ubrani na czarno. Jace i Simon mieli na
sobie czarne spodnie i koszulki, Isabelle sukienkę zakończoną
lekko przed kolanem koronką, a Clary jeszcze krótszą, obcisłą z
dodatkami skóry. On sam założył ciemne spodnie i koszulę w tym
samym kolorze.
- Dłużej nie można było –
mamrotał Alec pod nosem.
- Wyluzuj, idziemy się zabawić –
mówiła Izzy.
- Nie, idziemy tam, bo Clary ma coś do
załatwienia i wracamy – zmroził ją wzrokiem.
Na dworze było trochę chłodno.
Isabelle z zaproszeniem w ręku przewodziła grupą. Większość
trasy przebyli metrem. Kiedy w końcu dotarli na Brooklyn, rozglądali
się uważnie, by nie przegapić właściwego numeru.
- To tutaj – wskazał ręką Jace. –
Ten numer.
Stanęli przed starym budynkiem.
Wyglądał paskudnie, od ścian odchodziła farba. Przeszli w głąb
korytarza, zadzwonili domofonem i po chwili otworzyły się drzwi.
Weszli i dalej kierowali się muzyką, której wcześniej nie było
słychać. Drzwi do mieszkania były szeroko otwarte. Wokół panował
półmrok. Błyszczały tylko neonowe światła. Wystrój był bardzo
podobny do wystroju Pandemonium, ale wszystko było o wiele lepiej
urządzone. W kącie stał stolik z napojami i przekąskami. Było
naprawdę dużo osób. Niektórzy tańczyli, inni siedzieli na
kanapach, jeszcze inni rozmawiali i głośno się śmiali. Bardzo
różnili się od normalnych ludzi wyglądem.
- Witam w moich skromnych progach –
podszedł do nowo przybyłych gości właściciel.
- Magnus Bane? – zapytał Jace.
- We własnej osobie – Magnus
rozłożył ręce i uśmiechnął się szeroko. – Rzadko widuję u
siebie Nocnych Łowców. – I w tym momencie Alec dotarł do reszty
i go zobaczył. Wyglądał dzisiaj inaczej, ale równie czarująco.
Ostatnio miał czarne włosy, dzisiaj były nieco krótsze i miały
kolorowe końcówki. Ubrany był w jasne spodnie i granatową koszulę
z rozpiętymi trzema pierwszymi guzikami. Oczy otaczały ciemne
kreski. Spojrzał na Aleca. – Witam – powiedział przyjaźnie.
- Dobry wieczór – odpowiedział.
Magnus przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, a potem zwrócił
się do reszty.
- Jak już pewnie zauważyliście tam –
wskazał ręką stoliki – znajdują się napoje i jedzenie.
Uważałbym jednak, niektórzy robią sobie żarty i dosypują różne
rzeczy – dodał cicho. – Mam nadzieję, że będziecie się
dobrze bawić – już miał odejść, kiedy zatrzymał go Jace.
- Nie przyszliśmy tutaj, żeby
imprezować. Mamy do ciebie sprawę.
- Dzisiaj nie pracuję – Magnus
zrobił groźną minę.
- To ważne – dodała Clary.
- Och, dobrze – przejechał wzrokiem
po całej piątce, dłużej niż to konieczne przyglądał się
Alecowi. Ten oblał się rumieńcem. – Macie 10 minut, zapraszam –
brodą wskazał kierunek, w którym mają iść.
Poszli Jace i Clary, bo jako jedyni
byli w Mieście Kości. Simon i Izzy tańczyli, a Alec usiadł na
jednym z krzeseł w kącie pokoju. Przyglądał się swojej siostrze.
Naprawdę nie wiedział, za co lubiła tego Przyziemnego. Nie było w
nim nic nadzwyczajnego. Po kilku minutach do tańczących dołączyli
Jace i Clary, więc chyba już porozmawiali z Banem. Obiecali, że
nie przyjdą się tu bawić, a właśnie to robili. Alec westchnął
sfrustrowany. Postanowił dać im 10 minut i niech po tym czasie się
stąd zwijają.
- Nie podoba ci się? – usłyszał
znajomy głos koło ucha. Obrócił się i ujrzał Magnusa.
- Nie jestem imprezowiczem – wzruszył
przepraszająco ramionami. Miał nadzieję, że czarownik nie wspomni
ich ostatniego spotkania i tego, jak się zbłaźnił.
- Nie myślałem, że cię jeszcze
spotkam – przyznał. Alec udawał, że nie wie, o co chodzi. –
Ostatnim razem widzieliśmy się w Pandemonium. – przypomniał. –
Ale to chyba dobrze, prawda?
- Że widzieliśmy się w klubie? –
zapytał Alec.
- Nie – Magnus zaśmiał się
melodyjnie. – Że się znowu spotkaliśmy. – powiedział, jakby
było to czymś oczywistym.
- Tak, niby tak. – odpowiedział
Alec. Popatrzył w stronę osób, z którymi przyszedł.
- Twoi znajomi się chyba dobrze bawią.
– Magnus spojrzał w tym samym kierunku. – Ale nie wszyscy to
Nocni Łowcy. – dodał po chwili.
- Zawsze się dobrze bawią –
pomyślał chwilę – a poza tym twoi wszyscy goście też nie są
Nocnymi Łowcami. Rzekłbym nawet, że jesteśmy jedynymi – wstał
z krzesła.
- Nie o to mi chodziło. – Alec
zaczął odchodzić w stronę siostry. – Co robisz?
- Wychodzę, jak widzisz.
- Chyba nie przez to, co powiedziałem
– podszedł do niego. – Co?
- Nie, ale nic tu po mnie.
- Nie możesz zostać chwilę dłużej?
– zaproponował Magnus.
- Nie, raczej nie.
- Powiesz mi chociaż, jak masz na
imię? – zapytał słodko.
- Ech – popatrzył na niego –
Alexander .. Alec.
- Alexander – uśmiechnął się –
bardzo ładnie.
Alec zostawił go samego i poszedł do
przyjaciół. Wyszli niechętnie i wrócili metrem do domu. Po
powrocie pierwsze, co zrobił to wziął zimny prysznic. Nie mógł
sobie wybaczyć, że nie został dłużej. Nie wie też, dlaczego
uraziła go wzmianka o tym, że Simon jest Przyziemnym. Sam go
przecież cały czas tak nazywał. Założył bokserki i wślizgnął
się pod kołdrę. Przed snem jeszcze raz analizował rozmowę, jaką
dzisiaj przeprowadził z Magnusem Banem.
Świetne *.*
OdpowiedzUsuńI cieszę się, że je przeniosłaś. Moja rada XD Na milion procent czytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. xx
Ja również się cieszę, dziękuję za radę :D
Usuńbuziaki :*
Świetny blog *o*
OdpowiedzUsuńFajnie się zapowiada :) | Kama | , czyli Rose Granger ( Weasley )
OdpowiedzUsuńŚwietne ❤
OdpowiedzUsuńdziękuję :*
Usuńwow...trafiłam przez przypadek. na jakiś "milionowy" rozdział :)
Usuńwracam do pierwszego i zabieram sie za czytanie :)
dzięki za fajnego bloga na nowy rok :)))