poniedziałek, 5 stycznia 2015

ROZDZIAŁ I

Alec jest Nocnym Łowcą. Na co dzień walczy z demonami, trenuje, uczy się w Instytucie. Dzisiaj postanowił od tego odpocząć, dlatego razem z rodzeństwem, Jace’em i Isabelle, wybrali się do klubu. Alec nie jest typem imprezowicza, ale nawet jemu potrzeba odrobiny relaksu.
Siedzi właśnie przy jednym ze stolików Pandemonium i nie zwraca uwagi na otoczenie. Miesza delikatnie swojego drinka, myśląc o Jace’ie. Co jakiś czas na niego zerka. Jace świetnie się bawi, zawsze lubił tańczyć. Tak jak Alec jest dobrze zbudowany, wysoki, umięśniony, no i oczywiście nieziemsko przystojny. Mieszka z Lightwoodami już 7 lat. Alec od jego przeprowadzki traktował go jak młodszego brata. Przez jakiś czas wydawało mu się, że kocha go w nie bardzo bratczyny sposób, ale to była pomyłka. Nigdy nie mógłby być z Jace’em. Ale już dawno przyzwyczaił się do tego, że woli chłopców. Nie powiedział o tym nikomu, ale wiedział, że jego rodzina również to podejrzewa. Nie obchodziło go to. W świecie Nocnych Łowców homoseksualizm jest rzadko spotykany, ale nie jest zakazany.
Kiedy Alec kończył pić 4 już z kolei drinka, do jego stolika dosiadł się młody mężczyzna. Mógł mieć około 20 lat, miał okropne włosy, tłuste i pokryte jakąś dziwną mazią wynalezioną przez Przyziemnych.
- Hej – powiedział słodko, uśmiechnął się. – Zastanawiałem się, dlaczego tak śliczny chłopiec siedzi tutaj sam.
- Tak jakoś wyszło – Alec naprawdę nie miał ochoty z nikim teraz rozmawiać.
- No coś ty – wyciągnął rękę – Jestem David.
- Bardzo ładnie – Alexander nawet na niego nie spojrzał, dalej patrzył w stronę Jace’a.
- Och, to twój chłopak? – zapytał nieco smutniejszym głosem.
- Nie, nie – szybko zaprzeczył, bo zrobiło mu się go trochę żal. – Skąd w ogóle pomysł, że jestem gejem? – Uśmiechnął się życzliwie. „Aż tak to widać?” myślał gorączkowo, nie dał jednak tego po sobie poznać.
- Ja .. Uch .. nie wiem, tak mu się przyglądałeś, więc pomyślałem.. Nie spojrzałeś przez cały wieczór na żadną z tych wszystkich skąpo ubranych dziewczyn – wzruszył przepraszająco ramionami.
- Nie takie mnie kręcą – odpowiedział wymijająco. „Kłamca!” pomyślał „żadna cię nie kręci!”
- A próbowałeś kiedyś czegoś z chłopakiem?
- Chyba nie rozumiem..
- No wiesz.. – zaczął wodził ręką po jego nodze, Alec zamarł. – Mógłbym pokazać ci jakie to przyjemne – dodał ciszej i zbliżał się niebezpiecznie blisko jego krocza. Alec wstał gwałtownie.
- Odwal się – wyszarpał się i odszedł w stronę baru.
Usiadł na stołku i zamówił sok pomarańczowy. Nie miał już ochoty na alkohol. Sytuacja, która miała przed chwilą miejsce nieco go otrzeźwiła. Nieświadomie zaczął ją analizować. „Jak ten koleś poznał, że wolę facetów? Mam to napisane na czole, czy co?” – zastanawiał się. Jego rozmyślania przerwał jakiś ruch. Poczuł, że ktoś się nad nim pochylał. Pierwsze co pomyślał to to, że to znowu ten natręt David. Kiedy poczuł ramię opierające się o jego bark, nie wytrzymał.
- Kurde! Odpieprz się idioto!
- Łoo .. – młody mężczyzna szybko się odsunął. Alec spojrzał w górę i ujrzał wysokiego, przystojnego faceta o wspaniałych rysach twarzy. Jego opalona na złoto skóra idealnie kontrastowała z ciemnymi włosami, które teraz przez taniec były spocone i gdzieniegdzie poprzyklejane do skóry. Ubrany był w ciemne jeansy i dopasowaną koszulę koloru ecriu. Przyglądał mu się z szeroko otwartymi oczami. Nie sposób było je przegapić. Miały w sobie coś kociego, przecięte pionowymi źrenicami niczym zielonozłota ściana rysami przyciągały wzrok Aleca. – Chciałem tylko sięgnąć swój napój. – przyznał cicho, uśmiechnął się słodko i uniósł ręce w poddańczym geście. Alec wymruczał coś w odpowiedzi. – Mogę? – zapytał mężczyzna przyglądając mu się uważnie.
- Ja-jasne – wydukał, odsunął się, wstał i złapał za swój sweter. Obrócił się w poszukiwaniu Isabelle.
- Idziesz gdzieś? – zapytał Azjata.
- Będę się zbierał – Alec wbił wzrok w podłogę – chyba muszę cię przeprosić za to, że nazwałem cię idiotą. Myślałem, że to.. No nieważne, pomyliłem cię z kimś innym – czuł, że jego policzki płoną, uniósł wzrok i uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie ma sprawy – zaśmiał się melodyjnie – nie gniewam się. Stali chwilę w ciszy. – Chyba miałeś iść – przypomniał Alecowi.
- Co? – myślał chwilę – a tak, racja – zaczął odchodzić, obrócił się po kilku krokach – jeszcze raz przepraszam – powiedział i podszedł do swojego rodzeństwa – Izzy, wracam do Instytutu – mówił jej prosto do ucha, starał się być głośniejszy od muzyki.
- Już? – Isabelle spojrzała na niego smutno.
- Tak, chyba tak – uśmiechnął się – ale wy zostańcie, nie przeszkadza mi to.
- Zadzwoń jak już będziesz na miejscu.
- Nie jestem dzieckiem, Izzy – pocałował ją w policzek – Na razie.
Alec wracał do domu dłuższą drogą, przez park. Było już po trzeciej, kiedy doszedł do Instytutu. Wszyscy spali, starał się nikogo nie obudzić. Swoje kroki skierował bezpośrednio do swojego pokoju. Koniecznie musiał wziąć prysznic. Po około 30 minutach skończyła się ciepła woda, szybko cię wytarł, założył bokserki i wrócił. Dziękował wszystkim, że miał swoją własną łazienkę w pokoju i nie musiał paradować półnagi po całym domu. Kiedy usiadł na łóżku, usłyszał dźwięki dochodzące z dołu. Zerknął na zegarek stojący na stoliku nocnym, dochodziła czwarta na ranem. Dźwięki stawały się coraz wyraźniejsze i mógł już rozpoznać w nich głosy Jace’a i Izzy. Wrócili z klubu. Przypomniało mu się, że miał zadzwonić do siostry zaraz po powrocie. Zupełnie o tym zapomniał. Cały czas myślał o chłopaku, którego nazwał idiotą. Naprawdę myślał, że to David. Swoją drogą nie był taki zły. Miał piękną twarz i oczy. Nie mógł być Przyziemnym. To niemożliwe. Ale pewnie już go nigdy nie zobaczy, więc nie ma o czym myśleć, strata czasu. Poza tym nawet go nie znał, widział go przecież tylko raz. Nie wie też jak się nazywa. Wie tylko, że zrobił na nim wrażenie, pewnie jak na każdym. Westchnął głęboko.
- Co się dzieje? – usłyszał głos swojej siostry i podskoczył wystraszony. Nie zauważył, kiedy weszła.
- Długo tu siedzisz? – odpowiedział pytaniem.
- Około 15 minut, byłeś tak pogrążony w myślach, że nie zareagowałbyś nawet wtedy, kiedy zjawiłoby się tu stado demonów – zmrużył oczy – więc?
- Więc co? – udawał głupiego.
- O czym tak rozmyślasz, skarbie? – usiadła na łóżku obok niego.
- Ee – szukał w głowie jakiegoś tematu – o jutrzejszym treningu, Hodge mówił, że będzie coś nowego. – Kłamał, ale przecież nie mógł jej nic powiedzieć, prawda?
- Taaak, o treningu – uśmiechnęła się – opowiadaj!
- O czym? – zapytał przerażony, nie mogła widzieć jak rozmawiał z TYM chłopakiem koło baru, nie jest on widoczny z parkietu, a poza tym trwało to może z minutę.
- Podrywał cię.. – jej uśmiech stał się szerszy.
- Co? Nie, oczywiście, że nie. – odpowiedział natychmiast – to nie tak, że mi się nie podobał, ale wiesz, co by pomyśleli rodzice? Alexander Lightwood gejem?
- Uwierz mi, wszyscy już do tego przywykli.
- Że co? – spytał zaskoczony.
- Och, słonko, wszyscy to wiedzą. Homoseksualizm to nie choroba. Rodzice nie mają nic przeciwko temu, słyszałam nawet, że ostatnio o tym rozmawiali. Mieli cię nawet chyba o to zapytać, ale im głupio. Czekają aż sam poruszysz ten temat – wzruszyła ramionami. – No ale nieważne. Mów lepiej o tym twoim chłopcu. Ile się już znacie?
- Widziałem go dzisiaj po raz pierwszy – przyznał. – I nie jest mój – westchnął.
- Och, przestań. Widziałam jego rękę na twoim kolanie – powiedziała szczerząc się.
- Taak – powiedział rozmarzony. – Czekaj, co? O kim ty mówisz? – Jaka ręka? Oo, chyba chodzi jej o tego palanta Davida. – Chodzi ci pewnie o tego kretyna, który dosiadł się do naszego stolika, to jakiś Przyziemny, totalny idiota. – przyznał. Zrobiła smutną minę, zaraz jednak oprzytomniała coś sobie przypominając.
- No ale przecież mówiłeś, że ci się podobał. Więc skoro nie ten, jak go określiłeś, kretyn, to kto? – usiadła prosto wyraźnie zainteresowana.
- Nikt.
- Alec, mów.
- Nie ma o czym – odparował.
- Proszę, no. Nikomu nie powiem – zrobiła słodkie oczka.
- Obiecuję, że jeśli kogoś poznam dowiesz się o tym pierwsza – odpowiedział wymijająco. – A teraz wyjazd spać – wstał i zaczął iść w kierunku drzwi. Otworzył je i czekał, aż Isabelle wyjdzie. Wstała niechętnie.
- Wierzę ci na słowo, bo nie mam innego wyjścia – westchnęła – ale pamiętaj, że ta rozmowa nie została zakończona – dodała i wyszła.
Alec spojrzał na zegarek, 4:38. Nie ma sensu się kłaść, obiecał ojcu pomóc rano w pakowaniu. Przenoszą się z matką i Maxem, ich młodszym bratem, na jakiś czas do Idrisu. Jest jeszcze tyle do zrobienia.


*** kilka tygodni później ***

Jace poznał dziewczynę. Ma na imię Clary. Strasznie się przy niej zmienił. Spędza z nią każdą wolną chwilę. Zaginęła matka Clary. Wszyscy starają się jej pomóc, Alec także choć niechętnie. Nie lubi jej za bardzo. Wydaje mu się przemądrzała. Właśnie, razem z Isabelle, idzie na spotkanie z nią i Jace’em w Taki. Izzy jeszcze przez jakiś czas wypytywała go o tajemniczego chłopaka z Pandemonium. Nic jej nie mówił, bo niby co miał powiedzieć? Nie widział go od tamtej pory.
Weszli do knajpki i od razu skierowali się w stronę stolika, który zawsze zajmują. Jace już tam siedział. Rozmawiał o czymś z Clary. Był bardzo ożywiony. Byli dzisiaj u Cichych Braci. Musieli się czegoś dowiedzieć, bo w przeciwnym razie nie chcieliby tak bardzo się spotkać.
- Cześć – przywitała się Clary, Jace kiwnął na nich głową. – Chcecie coś zamówić?
- Nie, dzięki. – odpowiedziała za siebie i Aleca Izzy. – Czego się dowiedzieliście? – zapytała od razu.
- Mamy nazwisko – powiedział Jace. – Bane, Magnus Bane.
- Ten czarownik? – zapytał Alec. Znał to nazwisko, kiedyś je słyszał, chyba Hogde coś o nim mówił.
- Tak, to on. – przyznał Jace. – Musimy się z nim spotkać. Jakieś pomysły?
- Magnus Bane znany jest z tego, że robi świetne imprezy – podsunęła Isabelle – a tak się składa, że mam zaproszenie – zaczęła grzebać w torbie i po chwili wyciągnęła zwitek papieru.
- A więc idziemy – Jace uśmiechnął się do wszystkich.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł – Alec zaczął wątpić. – Pełno tam Podziemnych.
- To może być jedyny sposób, żeby się do niego zbliżyć – powiedziała Isabelle. – Nie będzie tak źle.
- Musimy uważać, rodzicom by się to nie spodobało – Alec westchnął, ale się zgodził.
Po kilku godzinach czekał na resztę w holu. Co chwilę zerkał nerwowo na zegarek. Nie podobał mu się pomysł pójścia na tę imprezę, ale nie mógł puścić Jace i Izzy samych. Był najstarszy i to on za nich odpowiadał przed rodzicami. Po jakiś 20 minutach zeszli panowie, za nimi Izzy i ostatnia Clary. Wszyscy byli ubrani na czarno. Jace i Simon mieli na sobie czarne spodnie i koszulki, Isabelle sukienkę zakończoną lekko przed kolanem koronką, a Clary jeszcze krótszą, obcisłą z dodatkami skóry. On sam założył ciemne spodnie i koszulę w tym samym kolorze.
- Dłużej nie można było – mamrotał Alec pod nosem.
- Wyluzuj, idziemy się zabawić – mówiła Izzy.
- Nie, idziemy tam, bo Clary ma coś do załatwienia i wracamy – zmroził ją wzrokiem.
Na dworze było trochę chłodno. Isabelle z zaproszeniem w ręku przewodziła grupą. Większość trasy przebyli metrem. Kiedy w końcu dotarli na Brooklyn, rozglądali się uważnie, by nie przegapić właściwego numeru.
- To tutaj – wskazał ręką Jace. – Ten numer.
Stanęli przed starym budynkiem. Wyglądał paskudnie, od ścian odchodziła farba. Przeszli w głąb korytarza, zadzwonili domofonem i po chwili otworzyły się drzwi. Weszli i dalej kierowali się muzyką, której wcześniej nie było słychać. Drzwi do mieszkania były szeroko otwarte. Wokół panował półmrok. Błyszczały tylko neonowe światła. Wystrój był bardzo podobny do wystroju Pandemonium, ale wszystko było o wiele lepiej urządzone. W kącie stał stolik z napojami i przekąskami. Było naprawdę dużo osób. Niektórzy tańczyli, inni siedzieli na kanapach, jeszcze inni rozmawiali i głośno się śmiali. Bardzo różnili się od normalnych ludzi wyglądem.
- Witam w moich skromnych progach – podszedł do nowo przybyłych gości właściciel.
- Magnus Bane? – zapytał Jace.
- We własnej osobie – Magnus rozłożył ręce i uśmiechnął się szeroko. – Rzadko widuję u siebie Nocnych Łowców. – I w tym momencie Alec dotarł do reszty i go zobaczył. Wyglądał dzisiaj inaczej, ale równie czarująco. Ostatnio miał czarne włosy, dzisiaj były nieco krótsze i miały kolorowe końcówki. Ubrany był w jasne spodnie i granatową koszulę z rozpiętymi trzema pierwszymi guzikami. Oczy otaczały ciemne kreski. Spojrzał na Aleca. – Witam – powiedział przyjaźnie.
- Dobry wieczór – odpowiedział. Magnus przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, a potem zwrócił się do reszty.
- Jak już pewnie zauważyliście tam – wskazał ręką stoliki – znajdują się napoje i jedzenie. Uważałbym jednak, niektórzy robią sobie żarty i dosypują różne rzeczy – dodał cicho. – Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić – już miał odejść, kiedy zatrzymał go Jace.
- Nie przyszliśmy tutaj, żeby imprezować. Mamy do ciebie sprawę.
- Dzisiaj nie pracuję – Magnus zrobił groźną minę.
- To ważne – dodała Clary.
- Och, dobrze – przejechał wzrokiem po całej piątce, dłużej niż to konieczne przyglądał się Alecowi. Ten oblał się rumieńcem. – Macie 10 minut, zapraszam – brodą wskazał kierunek, w którym mają iść.
Poszli Jace i Clary, bo jako jedyni byli w Mieście Kości. Simon i Izzy tańczyli, a Alec usiadł na jednym z krzeseł w kącie pokoju. Przyglądał się swojej siostrze. Naprawdę nie wiedział, za co lubiła tego Przyziemnego. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Po kilku minutach do tańczących dołączyli Jace i Clary, więc chyba już porozmawiali z Banem. Obiecali, że nie przyjdą się tu bawić, a właśnie to robili. Alec westchnął sfrustrowany. Postanowił dać im 10 minut i niech po tym czasie się stąd zwijają.
- Nie podoba ci się? – usłyszał znajomy głos koło ucha. Obrócił się i ujrzał Magnusa.
- Nie jestem imprezowiczem – wzruszył przepraszająco ramionami. Miał nadzieję, że czarownik nie wspomni ich ostatniego spotkania i tego, jak się zbłaźnił.
- Nie myślałem, że cię jeszcze spotkam – przyznał. Alec udawał, że nie wie, o co chodzi. – Ostatnim razem widzieliśmy się w Pandemonium. – przypomniał. – Ale to chyba dobrze, prawda?
- Że widzieliśmy się w klubie? – zapytał Alec.
- Nie – Magnus zaśmiał się melodyjnie. – Że się znowu spotkaliśmy. – powiedział, jakby było to czymś oczywistym.
- Tak, niby tak. – odpowiedział Alec. Popatrzył w stronę osób, z którymi przyszedł.
- Twoi znajomi się chyba dobrze bawią. – Magnus spojrzał w tym samym kierunku. – Ale nie wszyscy to Nocni Łowcy. – dodał po chwili.
- Zawsze się dobrze bawią – pomyślał chwilę – a poza tym twoi wszyscy goście też nie są Nocnymi Łowcami. Rzekłbym nawet, że jesteśmy jedynymi – wstał z krzesła.
- Nie o to mi chodziło. – Alec zaczął odchodzić w stronę siostry. – Co robisz?
- Wychodzę, jak widzisz.
- Chyba nie przez to, co powiedziałem – podszedł do niego. – Co?
- Nie, ale nic tu po mnie.
- Nie możesz zostać chwilę dłużej? – zaproponował Magnus.
- Nie, raczej nie.
- Powiesz mi chociaż, jak masz na imię? – zapytał słodko.
- Ech – popatrzył na niego – Alexander .. Alec.
- Alexander – uśmiechnął się – bardzo ładnie.
Alec zostawił go samego i poszedł do przyjaciół. Wyszli niechętnie i wrócili metrem do domu. Po powrocie pierwsze, co zrobił to wziął zimny prysznic. Nie mógł sobie wybaczyć, że nie został dłużej. Nie wie też, dlaczego uraziła go wzmianka o tym, że Simon jest Przyziemnym. Sam go przecież cały czas tak nazywał. Założył bokserki i wślizgnął się pod kołdrę. Przed snem jeszcze raz analizował rozmowę, jaką dzisiaj przeprowadził z Magnusem Banem.

9 komentarzy:

  1. I cieszę się, że je przeniosłaś. Moja rada XD Na milion procent czytam.
    Pozdrawiam. xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również się cieszę, dziękuję za radę :D
      buziaki :*

      Usuń
  2. Świetny blog *o*

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie się zapowiada :) | Kama | , czyli Rose Granger ( Weasley )

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. wow...trafiłam przez przypadek. na jakiś "milionowy" rozdział :)
      wracam do pierwszego i zabieram sie za czytanie :)
      dzięki za fajnego bloga na nowy rok :)))

      Usuń