Magnus wrócił do siebie, odłożył
torbę w salonie i ułożył się na kanapie. Po chwili westchnął i
poszedł po telefon. Maryse odebrała po 3 sygnale.
- Tak?
- Szukałaś mnie.
- Och, Magnus, oczywiście. Posłuchaj,
moglibyśmy się spotkać?
- Nie możesz powiedzieć mi przez
telefon co się stało? – zapytał.
- Nie, wolałabym się spotkać –
nalegała. Zerknął na zegarek, dochodziła jedenasta.
- Dobrze – zgodził się po chwili.
- Och, wspaniale. Godzina dwunasta, w
knajpce obok Instytutu. Pasuje ci?
- Może być.
- Cieszę się, w takim razie do
zobaczenia – rozłączył się bez pożegnania.
Usiadł na kanapie. Do pokoju wszedł
Prezes Miau i zwinął się w kulkę obok niego. Magnus pogłaskał
go czule po grzbiecie.
- Co za życie, no nie? – mówił do
niego. – Ciekawe, czego chce ode mnie Maryse. Pewnie znowu będę
musiał pomagać w czymś Clave – kot zamruczał w proteście. –
Nikt inny tego nie zrobi, a oni też mi już kilka razy pomogli.
Teraz nawet walczą w Idrisie o Porozumienie – Kot ułożył się
wygodnie i zasnął.
Po trzydziestu minutach Bane wstał i
zaczął szykować się na spotkanie. Założył bordowe rurki,
koszulę w prążki i granatową marynarkę z błyszczącymi
wykończeniami. Włosy postanowił zostawić ułożone tak jak były,
obsypał je tylko lekko brokatem, zrobił kreski i był gotowy do
wyjścia.
Na miejsce dotarł kilka minut przed
czasem. Maryse już na niego czekała. Kiedy tylko wszedł, kiwnęła
do niego ręką.
- Witaj, Magnusie – przywitała się.
- Maryse – skinął głową i usiadł.
- Napijesz się czegoś, może coś
zjesz? – pytała.
- Nie, dziękuję – odpowiedział. –
Przejdźmy do rzeczy. Dlaczego szukasz mnie od rana? Myślałem, że
jesteś z resztą w Idrisie – wyznał. Kiwnęła głową.
- Bo tak było – potwierdziła. –
Wróciłam dzisiaj rano. Na miejscu został mój mąż i młodszy
syn. W Instytucie odbędzie się trening młodych Nocnych Łowców i
musiałam wszystko przygotować. No, ale tak, wracając do ciebie.
Mam sprawę – prychnął.
- Wiedziałem.
- Magnusie, musisz wiedzieć, że
jesteś najlepszym czarownikiem, jakiego znam. Zawsze zwracam się do
ciebie o pomoc, bo wiem, że podołasz temu, o co cię proszę.
- Dobrze. Więc o co chodzi?
- Wyszły na jaw pewne fakty dotyczące
Valentine’a – powiedziała cicho i rozejrzała się na boki, by
sprawdzić, czy nikt tego nie słyszał. – Mogą one nam pomóc go
pokonać.
- A co ja mam z tym wspólnego? –
zapytał przyglądając jej się uważnie.
- Są one obłożone potężnymi
czarami. Poza tym są napisane w tajemniczym języku. Widziałam
kiedyś, że tłumaczyłeś jakiś tekst, może z tym też sobie
poradzisz. Oczywiście, wiem, że może to zająć dużo czasu,
niemniej jednak chciałabym, abyś się zastanowił nad tą
propozycją. Nie ufam innym czarownikom – przyznała. – Zapłacimy
ci, jak zawsze.
- Ale?
- Słucham?
- Musi być jakieś ale, inaczej
powiedziałabyś mi o tym przez telefon – wyjaśnił.
- Masz rację – poddała się. –
Jest jeszcze jedna kwestia.
- Co takiego? – spytał czujnie.
- Nie wyniosę papierów z Instytutu –
odpowiedziała. – Dzisiaj podpisane zostanie Porozumienie, dzięki
czemu będziesz mógł wchodzić za naszą zgodą do twierdzy Nocnych
Łowców. Jak mówiłam, praca nad tymi dokumentami będzie długa.
Dlatego chciałabym, abyś się tam przeniósł do czasu, aż nie
skończysz – przyglądała mu się uważnie, bo nie wiedziała, jak
zareaguje.
- Mam zamieszkać w Instytucie? –
zadał pytanie totalnie zszokowany.
- Tylko tymczasowo.
- To zmienia postać rzeczy. Muszę to
przemyśleć – wyznał.
- Dobrze, zadzwoń, kiedy się
zdecydujesz. – Kiwnął głową, pożegnał się i wyszedł.
Maryse wróciła do domu, mieli jeszcze
sporo pracy.
- A wy co? – spojrzała na Aleca i
Jace’a siedzących na kanapie w salonie.
- Broń wyczyszczona, pokoje
przygotowane – Jace zasalutował. – Moje zadanie wykonane.
- U mnie też wszystko gotowe – Alec
uśmiechnął się do matki.
- W takim razie idźcie pomóc Isabelle
– powiedziała.
- Nie – jęknęli obaj, ale z
ociąganie zaczęli się podnosić z kanapy.
- Im szybciej skończymy, tym szybciej
będziecie mogli odpocząć.
- Już chyba wolałbym jakiś porządny
atak demonów – stwierdził Jace.
- O tak, ja też – poparł go Alec.
- Ruszcie się, no już! – popędziła
ich Maryse. Wyszli z pokoju.
***
Magnus nie wrócił od razu do domu.
Spacerował po parku. Rzucił na siebie zaklęcie niewidzialności.
Nie chciał, żeby ludzie mu się przyglądali. Chodził i myślał o
tym czy mógłby zamieszkać w Instytucie. Co prawda był już tam
kiedyś, ale to co innego. Był Podziemnym. Podziemni nie mają
wstępu do twierdzy Nocnych Łowców. Poza tym pracował. Chociaż z
drugiej strony mógł sobie dać spokój z pracą na jakiś czas.
Miał wystarczająco dużo pieniędzy, żeby przeżyć kilkadziesiąt
lat w dostatku. No i taka przerwa dobrze by mu zrobiła. Ostatnio był
coraz bardziej zmęczony, mnie sypiał i jadł. Westchnął. Miał
mętlik w głowie. Usiadł na ławce. Nie chciał już o tym myśleć.
Postanowił odłożyć tę decyzję w czasie. Podobno z problemem
najlepiej się przespać.
Wyciągnął nogi do przodu i
skrzyżował w kostkach. Głęboko zaczerpnął powietrza i przymknął
oczy. Pod powiekami ujrzał Aleca, z zarumienionymi policzkami i
zmierzwionymi włosami, takiego, jakim go widział dzisiaj rano.
Uśmiechnął się na to wspomnienie. Alec zachowywał się dzisiaj
inaczej. Bardziej swobodnie. Był taki wesoły. Ale Magnus nadal nic
o nim nie wiedział. Zazwyczaj po prostu dałby sobie spokój, ale
Alec go intrygował. Mówił mądrze. No i był przystojny. W duchu
skarcił się za to, że musiał wyjść. Przeklęta Cate. Mógł się
chociaż z nim umówić. Nie wiedział jednak, jak chłopak by to
odebrał. Przeczesał palcami włosy, wstał i zaczął iść w
kierunku domu.
***
Około godziny dwudziestej czwartej
Instytut lśnił czystością. Wszystkie sale były przygotowane na
przyjazd gości, a spiżarnia zapełniona. Zostały tylko pokoje,
które zajmowali Alec, Izzy i Jace.
- A tutaj kiedy macie zamiar
posprzątać? – zapytała matka, kiedy wszyscy zebrali się w
pokoju Aleca.
- Mamo, litości. Jutro z samego rana
tu posprzątam – obiecał właściciel pomieszczenia.
- Och, no dobrze. Na dzisiaj koniec –
zgodziła się i wyszła.
- Też moglibyście już stąd wyjść
– wyganiał ich Alec.
- Zapomnij, tu jest taaak wygodnie –
protestował Jace.
- Serio? Może dlatego, że leżysz na
moim łóżku – powiedział. – I ściągaj buty z mojej pościeli!
- Yhhm – powiedział w poduszkę.
- Idę się myć – oznajmił Alec i
poszedł do swojej łazienki. Wrócił po półgodzinie ubrany w
koszulkę i krótkie spodenki, co służyło mu za piżamę. – Wy
dalej tutaj? – jęknął.
- Tak, postanowiliśmy, że śpimy
dzisiaj u ciebie – Izzy uśmiechnęła się do niego.
- Chyba nie – zaczął zganiać
Jace’a z łóżka.
- Co myślicie o tym treningu? – Jace
ani myślał zejść.
- Nigdy nie braliśmy udziału w czymś
takim – Alec się poddał, usiadł obok niego po turecku i oparł
się plecami o filar łóżka.
- Podoba mi się ten pomysł –
przyznała Isabelle. – No wiecie, będziemy mogli trenować pod
okiem profesjonalnych trenerów. Nie żebym miała coś do Hodge’a,
ale no.. No i z innymi młodymi Nocnymi Łowcami.
- Tak, ten punkt też mi się podoba –
odpowiedział Jace. – Będę mógł skopać tyłki komu innemu, wy
już mnie zaczęliście nudzić – Alec trzepnął go w ramię, Izzy
pokazała język.
- Już się tak nie przechwalaj, Alec
wiele razy cię pokonał.
- Może i tak, ale nie tak widowiskowo
jak ja jego – odparował.
- Może i nie, ale to nie na tym
polega.
- Albo przestaniecie się kłócić,
albo was stąd wywalę – powiedział spokojnie Alec.
- Kto się kłóci? – zapytał Jace.
- Właśnie, kto? – zawtórowała mu
jego siostra. Zapadła długa cisza, nikt nie chciał jej przerywać.
Koło pierwszej oddech Jace’a zaczął się wyrównywać, robił
się coraz spokojniejszy.
- Jace – Alec trącił go lekko
łokciem. – Zaraz tu zaśniesz, a przypominam, że to moje łóżko.
- Tak, masz rację – wstał zaspany.
– Pójdę już do siebie. Widzimy się rano – powiedział i
zniknął za drzwiami. Isabelle przeniosła się na łóżko obok
brata.
- Też powinnaś iść się położyć
– szepnął jej do ucha.
- Jeszcze chwilkę tu z tobą posiedzę
– oparła się o jego bok, objął ją ramieniem. – Jak ci minął
dzień? – zapytała.
- Izzy – zaśmiał się. – Cały
dzień sprzątaliśmy Instytut.
- No tak – również się zaśmiała.
Oboje zamilkli. – Rano wróciłeś trochę później niż zwykle –
dodała po dłuższej chwili.
- Tak – spojrzał na nią, ona
wpatrywała się w swoje dłonie.
- Co robiłeś?
- Biegałem – odpowiedział, cóż, w
pewnym sensie jej nie okłamał. – Zawsze rano biegam, przecież
wiesz.
- Tak, wiem – uśmiechnęła się.
Spojrzała na niego. – Wróciłeś taki wesoły i nie narzekałeś
za dużo na sprzątanie.
- I?
- Nic.
- Isabelle.
- Nic, naprawdę. Po prostu już dawno
nie widziałam cię takiego – uśmiechnęła się czule. –
Poznałeś kogoś? – wypaliła.
- Mówiłem ci, że jak to się stanie
to dowiesz się pierwsza – objął ją mocniej.
- Wiem – westchnęła. – Nie należę
do osób cierpliwych – zaśmiał się.
- Myślę, że powinnaś się przespać
– powiedział do siostry, kiedy ziewnęła.
- Tak, też tak uważam – Alec pomógł
jej się podnieść. Pocałował ją w czoło.
- Śpij dobrze. Jutro wszyscy się
zjeżdżają i chyba nie chciałabyś źle wyglądać.
- Oczywiście, że nie – zrobiła
udawaną przerażoną minę. Alec się do niej wyszczerzył, po
chwili został już sam. Szybko zasnął, był za bardzo zmęczony.
Obudziło go poranne światło. Zerwał
się do siadu. „Która godzina?” – pomyślał. Zerknął na
wyświetlacz telefonu, 10:38. Nigdy nie spał do tej pory. Nawet po
imprezach wstawał najpóźniej o ósmej.
Poszedł do łazienki, wziął
prysznic, ubrał się, wrzucił piżamę do kosza z praniem i
wyszedł. Założył dzisiaj ciemne spodnie i szarą koszulkę z
krótkim rękawem. Mimo, że wytarł włosy ręcznikiem, one nadal
były lekko wilgotne. Zszedł do salonu, siedziała tam jego matka i
rodzeństwo.
- Dzień dobry – przeszedł do
kuchni.
- Witaj, synu – odpowiedziała matka.
– Jak się spało?
- Dobrze – odkrzyknął w pełnymi
ustami. Zdążył już zrobić sobie kanapkę z serem. Zrobił
jeszcze jedną i wrócił z powrotem. Usiadł na kanapie obok
Isabelle.
- Długo dzisiaj spałeś –
zauważyła.
- Tak, wiem – przetarł wolną ręką
oczy i zmierzwił włosy. – Nie wiem, kiedy ostatni raz spałem do
prawie jedenastej.
- Nigdy? – podpowiedział Jace.
- Może – zgodził się Alec.
- Jakie plany na dzisiaj? – zapytała
Isabelle.
- Uch. Muszę pobiegać – wszyscy
spojrzeli na Aleca zdziwieni. – Nie biegałem rano – wzruszył
ramionami.
- Przed trzynastą powinni się tu
pojawić wszyscy zgłoszeni Nocni Łowcy. Dostałam już pełną
listę – oznajmiła matka.
- Ile osób? – zainteresowała się
Izzy.
- Trzydzieści pięć, z wami
trzydzieści osiem, w wieku od szesnastu do dziewiętnastu lat.
Siedemnaście dziewcząt i osiemnastu chłopaków. Do tego siedmiu
trenerów i nauczycieli.
- Co daje czterdzieści dwie nowe osoby
w Instytucie – podsumował Alec.
- Tak – przyznała Maryse. – A i
jeszcze jedno, wieczorem odbędzie się uroczysta kolacja, mam
nadzieję, że będziecie mieli jakieś eleganckie stroje.
- Tak, tak – odpowiedzieli chórem.
- Dobrze – wstała – będę w
bibliotece, jeśli będziecie czegoś potrzebować – oznajmiła,
pokiwali jej głową.
- Nie wiem jak wy, ale ja sobie
odpocznę – Jace usiadł wygodniej i splótł ręce na karku.
- Mieliśmy posprzątać swoje pokoje –
powiedziała Izzy.
- U mnie jest porządek –
odpowiedział jej.
- A do mnie nikt nie będzie wchodził
– zaśmiał się Alec. Siostra zgromiła do wzrokiem. – Dobra –
zasłonił się rękami, jakby bronił się przed atakiem –
posprzątam tam jak wrócę, tylko proszę, nie patrz tak na mnie –
zaśmiał się i zaczął iść w stronę schodów. Isabelle rzuciła
w niego jaśkiem.
Alec przebrał się w dresy, zmienił
koszulkę i założył swoje AirMaxy. Była wiosna, ale było dzisiaj
wyjątkowo chłodno, więc wziął jeszcze bluzę. Zszedł na dół.
- Idę, powinienem wrócić za jakąś
godzinę – rzucił do rodzeństwa.
- Godzinę, jasne. Wczoraj też
biegałeś godzinę, co? – śmiał się Jace.
- Odczep się – powiedział Alec
uśmiechając się.
- A widzisz Izzy? Mówiłem? Patrz jak
się szczerzy! – Isabelle przyglądała się braciom z uśmiechem.
- Wcale nie – zaprzeczył Alec. – I
niby co mówiłeś, co?
- Aleksandrze, nigdy nie widziałem
twojego pełnego uzębienia. Coś jest na rzeczy – zignorował jego
pytanie Jace.
- On i tak nic ci nie powie,
wszystkiemu zaprzecza – wtrąciła Isabelle.
- Odwalcie się – powiedział i
zaczął iść w kierunku drzwi. Kiedy je otwierał, słyszał głośny
śmiech.
***
Magnus zasnął dopiero po pierwszej w
nocy. Długo jeszcze analizował, co zrobić w związku z tym, co
przekazała mu Maryse Lightwood.
Obudził się wypoczęty jak nigdy.
Zerknął na budzik, 9:03. Nie mógł uwierzyć, że przespał tyle
godzin bez żadnej, nawet najkrótszej, przerwy. Z jednej strony był
zadowolony. Nie bolała go głowa, co ostatnio często się zdarzało,
ani nie był zmęczony. Nie czuł się tak od dawna. Z drugiej jednak
był na siebie zły. Przed snem ułożył sobie w głowie plan. Alec
powiedział mu, że codziennie z samego rana biega, a potem pije kawę
w kawiarni, w której się wczoraj spotkali. Chciał tam dzisiaj iść
w nadziei, że spotka go ponownie. Jednak było już po dziewiątej,
więc niemożliwe, żeby chłopak tam był.
Czarownik wstał i poszedł odświeżyć
się do łazienki. Prysznic zajął mu dziś więcej czasu niż
zazwyczaj. Analizował jeszcze raz wszystkie za i przeciw dotyczące
propozycji, jaką złożyła mu Maryse. Im dłużej o tym myślał,
tym bardziej czuł się tak jakby czegoś mu brakowało. Chciał o
tym z kimś porozmawiać, ale z kim? Nie miał nikogo, do kogo mógłby
zwrócić się o pomoc. Była Cate, ale ona była straszną plotkarą.
Mogłaby komuś przez przypadek o tym powiedzieć i cały plan spalić
na panewce.
Wyszedł spod strumieni wody, wytarł i
wysuszył dokładnie włosy, założył ubranie, jakie dla siebie
przygotował i gotowy był, by zacząć dzień. Głodny pokierował
swoje kroki do knajpki niedaleko jego mieszkania. Co prawda mógł
coś zwędzić za pomocą czarów, ale bardzo go ciągnęło na
zewnątrz. Ciepłe promienie słońca ogrzewały jego twarz, kiedy
szedł spokojnie ulicą. Nie spieszył się. Był taki przyjemny
dzień.
Kiedy wszedł do knajpki od razu poczuł
znajomy zapach. Lubił tu jeść. Z racji tego, że lokal należał
do Przyziemnych nie można było w karcie znaleźć nic z ich świata.
I nie przeszkadzało mu to. Nie jadał za dużo wymyślnych dań.
Jedzenie z tego baru bardzo mu smakowało. Było proste, ale smaczne.
Dzisiaj miał ochotę na sałatkę z warzyw i właśnie ją zamówił.
Do picia wziął wodę. Po zjedzeniu posiłku pospacerował jeszcze
chwilę i wrócił do domu. Na stoliku w przedpokoju czekała na
niego ognista wiadomość od Maryse:
Magnusie, chciałam, żebyś wiedział,
że porozumienie zostało podpisane.
Przeczytał ją jeszcze raz. Nie
wiedział, czy ma coś odpisać, czy zostawić kartkę tak, jak leży.
Zdecydował się na to drugie. Zamknął się w gabinecie i zajął
papierami, które zostawił tam wczoraj.
***
Alec wszedł do Instytutu z kubkiem
kawy na wynos ze swojej ulubionej kawiarni. Już od progu dało się
wyczuć napięcie. Isabelle biegała i sprawdzała czy wszystko jest
przygotowane. Jego matka rozmawiała z dwoma mężczyznami. "To
pewnie trenerzy" - pomyślał. Wszedł do salonu i zobaczył
Jace'a, który zagadywał dwie dziewczyny i chłopaka. Uśmiechnął
się do niego. Jace posłał mu spojrzenie mówiące "ratuj",
więc podszedł bliżej. Przedstawił mu pierwszych gości, z Francji
- Diane, Lisę i Adriena. Ukłonił się dziewczętom, Adrienowi
podał rękę i mocno uścisnął. Odstawił kawę na stoliku,
porozmawiał z nimi chwilę i poszedł odświeżyć się do pokoju.
Przy schodach złapała go Isabelle, pocałowała go w policzek.
- Gdzie idziesz?
- Muszę wziąć prysznic.
- Wróć szybko, zaraz pojawi się
tutaj reszta – powiedziała i udała się w stronę Jace’a.
Nie myliła się. Rzeczywiście, kiedy
zszedł z powrotem salon był zapełniony ludźmi. Rozglądał się
szukając mamy albo rodzeństwa. W końcu ujrzał Izzy.
- Gdzie mama? – zapytał.
- Wyszła z nauczycielami, przydzielają
pokoje – kiwnął głową.
- Okej, są już wszyscy?
- Tak, chyba tak. Widziałeś Jace’a?
- Nie, też go szukałem.
Do pokoju weszła Maryse Lightwood, za
nią 5 mężczyzn i dwie kobiety.
- Proszę o uwagę – zaczęła.
Momentalnie zrobiło się cicho. – Każdemu został przydzielony
pokój, lista znajduje się tam – wskazała na gablotkę na
półpiętrze. – Sypialnie znajdują się na pierwszym, drugim i
trzecim piętrze. Mam nadzieję, że każdemu będzie odpowiadał
pokój, który będzie zajmował. Kolacja jest zaplanowana na godzinę
siedemnastą. Teraz prosiłabym, abyście zostawili bagaże tutaj i
udali się na półpiętro w celu sprawdzenia numeru pokoju.
Gdybyście mieli problem ze znalezieniem się w Instytucie śmiało
możecie poprosić o pomoc mnie lub moje dzieci – wskazała na nich
ręką. – Ufam, że wszystko odbędzie się w sposób kulturalny,
to jest bez przepychanek, no i oczywiście dziewczęta mają
pierwszeństwo – zakończyła i uśmiechnęła się szeroko.
Wszyscy udali się we wskazane miejsce.
Jace i Alec pomogli kilku dziewczynom przenieść rzeczy do ich
pokojów. Później znaleźli Isabelle i poszli do biblioteki. Po
kilku minutach weszła tam również ich matka.
- Uch – zaczęła. – Co za
zorganizowanie. Myślę, że wszystko poszło dobrze. Jest godzina –
zerknęła na zegarek – czternasta trzydzieści. Teraz zajmą się
rozpakowywaniem bagaży, możemy odpocząć – uśmiechnęła się
do nich.
- O taaaak – westchnął jej
najstarszy syn.
***
Magnus odłożył dokumenty na bok. Nie
mógł się skupić. Nadal miał wrażenie, że pomija jakieś
oczywiste fakty. Coś mu cały czas umykało. Poszedł do kuchni,
zrobił sobie kawę i wrócił do gabinetu. Po drodze złapał
jeszcze kartkę od Maryse. Przeczytał ją jeszcze raz. Porozumienie
zostało podpisane. "Ktoś jej musiał to przekazać, przecież
ona jest w Nowym Jorku. Pewnie jej mąż. Mówiła, że został z
młodszym synem w Idrisie." - myślał. Wiedział, że Maryse ma
jeszcze dwójkę dzieci, syna i córkę. No i adoptowali z Robertem
syna Waylanda. Jak on się nazywał? Nie mógł sobie przypomnieć i
nie dawało mu to spokoju. Wstał i podszedł do gablotki z
książkami. Miał tu gdzieś księgę genealogiczną Nocnych Łowców.
Była zaczarowana. Jeśli jakiś nowy Nefilim się rodził,
automatycznie jego imię i nazwisko się w niej pojawiało. W ten
sposób była zawsze aktualna.
Szybko znalazł nazwisko Lightwood.
Robert Lightwood, żona: Maryse Lightwood. "Tak, to wiem."
Szukał frazy Wayland. Jest! Wayland, Jace Wayland, adoptowany przez
Maryse i Roberta w wieku 10 lat. Usiadł wygodniej na krześle. No
dobrze, Jace. To już wiedział, ale nadal nie mógł pozbyć się
wrażenia, że coś mu uciekało. Coś bardzo oczywistego. Upił łyk
kawy i mało się nie zakrztusił. JACE! Zerknął jeszcze raz na
spis rodziny Lightwood'ów. Robert, żona: Maryse. Tak, tak. Dzieci,
dzieci, dzieci... Jest! Dzieci: Max Lightwood, Isabelle Sopie
Lightwood, Jace Wayland, Alexander Gideon Lightwood. Bane zamarł.
Otworzył szerzej oczy. TEN Alexander?
- Alexander Lightwood - powiedział na
głos i uśmiechnął się do siebie. Jeśli to naprawdę syn Maryse
to musi mieszkać w Instytucie. Ale czy to aby na pewno jej syn? Była
tylko jedna opcja, by się tego dowiedzieć. Złapał za telefon.
***
- Jak wyglądam? - zapytał Jace
wchodząc do pokoju Aleca. Miał na sobie dopasowany czarny garnitur.
Isabelle, która siedzieła na brzegu biurka, założyła czarną
koronkową sukienkę do kolan. Alec na dzisiejszy wieczór wybrał
czarne spodnie, niebieską koszulę, która idealnie pasowała mu do
oczu i czarny wąski krawat. Wyglądał oszałamiająco. - No nie
wstydźcie się, powiedźcie - ponaglał ich brat. - Cudownie,
wspaniale, nieziemsko czy bosko?
- Zamknij się, Jace! - Warknęła na
niego Isabelle. - Która godzina?
- Mamy jeszcze dziesięć minut,
chodźmy pomóc mamie - zaproponował Alec, obejrzał się w lustrze,
zmierzwił swoje włosy palcami i zeszli na dół.
Kiedy już się tam znaleźli wszystko
było przygotowane. Po kilku minutach zaczęli schodzić także inni
Nocni Łowcy, nowi mieszkańcy Instytutu. Kolacja przebiegła
pomyślnie. Kiedy jedzenie zniknęło ze stołów, nauczyciele
płynnie przeszli do części organizacyjnej. Okazało się, że
każdy z nich opiekuje się siódemką wybranych osób. Treningi będą
odbywać się wspólnie, ale w razie problemów muszą mieć osobę,
do której mogliby się zgłosić. Przed dwudziestą wszyscy
przenieśli się do salonu. Rozmawiali i zapoznawali się ze sobą.
- Mamo, telefon do ciebie - Isabelle
podeszła do Maryse i podała jej urządzenie.
- Dziękuję - uśmiechnęła się do
niej i odeszła na bok. - Tak? - powiedziała do słuchawki.
- Witaj, Maryse. Wiem, że już późno,
ale czy nie moglibyśmy się spotkać?
- Magnus? Tak, tyle, że nie mogę
teraz wyjść z Instytutu - zrobiła krótką przerwę. - Jeśli
bardzo ci zależy i nie masz nic przeciwko temu, to może
spotkalibyśmy się tutaj?
- Dobrze, możesz spodziewać się mnie
za piętnaście minut. Do zobaczenia - rozłączył się nie czekając
na odpowiedź.
Maryse odłożyła telefon i zaczęła
szukać swojego najstarszego syna. Powiedziała mu, że idzie do
biblioteki. Po piętnastu minutach ktoś zapukał do drzwi Instytutu.
Maryse poszła otworzyć.
- Zapraszam - gestem ręki zaprosiła
gościa do środka.
- Nie jestem Nocnym Łowcą -
odpowiedział jej Magnus.
- Och, no tak. Przepraszam - zrobiła
skruszoną minę. - Ja, Maryse Lightwood, oficjalnie pozwalam
Magnusowi Bane przekroczyć próg siedziby Nocnych Łowców -
wypowiedziała jeszcze kilka słów w języku łacińskim i czarownik
mógł wejść do środka, zaprowadziła go do biblioteki. - Usiądź
- zachęciła wskazując ręką na fotel.
- Dziękuję, postoję - podszedł do
okna i wpatrywał się w panoramę Nowego Jorku.
- Chciałeś porozmawiać - zaczęła,
usiadła przy biurku i wpatrywała się w niego uważnie.
- Mam kilka pytań. Czy jeśli
zdecyduję się tu zamieszkać to nie będę stąd wychodził? Będę
mógł powiedzieć komuś, że tu jestem? - zapytał.
- Będziesz mógł wychodzić, to nie
jest więzienie. Niczego ci nie zakazuję, po prostu łatwiej ci
będzie pracować, jeśli nie będziesz tracił czasu na to, aby tu
przyjść. W każdej chwili będziesz mógł zajrzeć do papierów i
w każdej chwili od nich odejść. Jednakże będziesz musiał złożyć
przysięgę, że nie powiesz nikomu obcemu nad czym pracujesz -
kiwnął głową na znak, że rozumie. - Magnusie.
- Tak?
- Podjąłeś decyzję?
- Właściwie to.. - urwał, bo ktoś
wszedł do środka.
- Mamo - zaczęła dziewczyna - Hodge
prosi cię do siebie.
- Isabelle, skarbie, jestem zajęta,
jak widzisz - wskazała ręką Magnusa, ten odwrócił się, kiedy
usłyszał imię córki Maryse. W drzwiach stała Isabelle Lightwood,
siostra Aleca, uśmiechała się do niego szeroko.
- Nie ma problemu - wtrącił Bane. - W
zasadzie to wszystko omówiliśmy.
- I co zdecydowałeś?
- Zgadzam się - uśmiechnął się.
- Wspaniale. Jeszcze dzisiaj możesz
przenieść swoje rzeczy.
- Zrobię to jutro, na spokojnie. A
teraz, jeśli pozwolisz, pójdę już. Chyba im - wskazał na Izzy
stojącą w drzwiach - jesteś bardziej potrzebna.
- Oczywiście, Magnusie. Dziękuję ci
bardzo - uśmiechnęła się do niego życzliwie. - Trafisz do drzwi?
- Naturalnie.
- W takim razie do zobaczenia jutro -
kiwnął jej na pożegnanie głową i wyszedł.
Szybko wrócił do domu. Najchętniej
skakałby do góry z radości. Alec Lightwood, syn Maryse, mieszka w
Instytucie, a jutro on również się tam przenosi. Zaczął pakować
swoje rzeczy. Kiedy już to zrobił, umył się i ułożył do snu.
Zamknął oczy i z uśmiechem na ustach zasnął.
Jak zawsze świetne. Czyta się jakby to była jakaś książka a nie tylko fan fiction
OdpowiedzUsuńJacie, dzięki :)
UsuńNa tym to ma chyba polegać, no nie? :D
*o* Świetnie piszesz. Masz mega talent :3 Na serio czyta się to tak przyjemnie :D Oby tak dalej ! Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział ! :3
OdpowiedzUsuńDziękuję. Przyznam, że już kiedyś próbowałam pisać, ale bałam się publikować, bałam się tego, że innym się nie spodoba, wyśmieją moje pomysły i takie tam. Wiem, że to głupie, ale cóż.. :)
UsuńKomentarze takie jak twój bardzo mi pomagają. Motywują do działania :D
Rozdział 4 już się tworzy, do następnego :*
"Około godziny dwudziestej czwartej Instytut lśnił czystością."
OdpowiedzUsuń"- Och, no dobrze. Na dzisiaj koniec – zgodziła się i wyszła."
I tak minute później "No, to teraz sprzątać pokoje!" I takie trolololollolo
"- Cudownie, wspaniale, nieziemsko czy bosko? " Ech ta skromność xDD
Ogólnie rozdział boski /)*3*(\
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na następny rozdział ^^
Hihihihihihi, dziękuję :*
UsuńWłaśnie, przyzwyczaj się do tego typu komentarzy ode mnie xD . Już taka jestem :')
UsuńSuper ^^ Czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńSwietnie piszesz zazdroszcze weny!
OdpowiedzUsuńwww.wiktoriandwiczi.blogspot.com
świetna praca, bardzo wciąga i czekam na następny post :)
OdpowiedzUsuńhttp://odrobina-ciepla.blogspot.com/
Dziękuję i z pewnością wpadnę również do ciebie :D
UsuńŚwietne :D Ta akcja. :) Wciągneło mnie to xD | Kama | , czyli Rose Granger ( Weasley )
OdpowiedzUsuńJej, naprawdę świetne ;D Twój blog mnie zachwycił, jest to jeden z niewielu jakie można znaleźć o Malecu, nią licząc zagranicznych (sama pisze fanficka http://malecszklanypantofelek.blogspot.com/) jest to jeden z moich ulubionych paringów i cieszę się, że nareszcie trafiłam na jakieś opowiadanie nie licząc swojego ^^ Idę czytać dalej
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
KróLewna Śnieżka
dziękuję (:
Usuńchętnie wejdę na twojego bloga
Malec <3