piątek, 9 stycznia 2015

ROZDZIAŁ III

Magnus wrócił do siebie, odłożył torbę w salonie i ułożył się na kanapie. Po chwili westchnął i poszedł po telefon. Maryse odebrała po 3 sygnale.
- Tak?
- Szukałaś mnie.
- Och, Magnus, oczywiście. Posłuchaj, moglibyśmy się spotkać?
- Nie możesz powiedzieć mi przez telefon co się stało? – zapytał.
- Nie, wolałabym się spotkać – nalegała. Zerknął na zegarek, dochodziła jedenasta.
- Dobrze – zgodził się po chwili.
- Och, wspaniale. Godzina dwunasta, w knajpce obok Instytutu. Pasuje ci?
- Może być.
- Cieszę się, w takim razie do zobaczenia – rozłączył się bez pożegnania.
Usiadł na kanapie. Do pokoju wszedł Prezes Miau i zwinął się w kulkę obok niego. Magnus pogłaskał go czule po grzbiecie.
- Co za życie, no nie? – mówił do niego. – Ciekawe, czego chce ode mnie Maryse. Pewnie znowu będę musiał pomagać w czymś Clave – kot zamruczał w proteście. – Nikt inny tego nie zrobi, a oni też mi już kilka razy pomogli. Teraz nawet walczą w Idrisie o Porozumienie – Kot ułożył się wygodnie i zasnął.
Po trzydziestu minutach Bane wstał i zaczął szykować się na spotkanie. Założył bordowe rurki, koszulę w prążki i granatową marynarkę z błyszczącymi wykończeniami. Włosy postanowił zostawić ułożone tak jak były, obsypał je tylko lekko brokatem, zrobił kreski i był gotowy do wyjścia.
Na miejsce dotarł kilka minut przed czasem. Maryse już na niego czekała. Kiedy tylko wszedł, kiwnęła do niego ręką.
- Witaj, Magnusie – przywitała się.
- Maryse – skinął głową i usiadł.
- Napijesz się czegoś, może coś zjesz? – pytała.
- Nie, dziękuję – odpowiedział. – Przejdźmy do rzeczy. Dlaczego szukasz mnie od rana? Myślałem, że jesteś z resztą w Idrisie – wyznał. Kiwnęła głową.
- Bo tak było – potwierdziła. – Wróciłam dzisiaj rano. Na miejscu został mój mąż i młodszy syn. W Instytucie odbędzie się trening młodych Nocnych Łowców i musiałam wszystko przygotować. No, ale tak, wracając do ciebie. Mam sprawę – prychnął.
- Wiedziałem.
- Magnusie, musisz wiedzieć, że jesteś najlepszym czarownikiem, jakiego znam. Zawsze zwracam się do ciebie o pomoc, bo wiem, że podołasz temu, o co cię proszę.
- Dobrze. Więc o co chodzi?
- Wyszły na jaw pewne fakty dotyczące Valentine’a – powiedziała cicho i rozejrzała się na boki, by sprawdzić, czy nikt tego nie słyszał. – Mogą one nam pomóc go pokonać.
- A co ja mam z tym wspólnego? – zapytał przyglądając jej się uważnie.
- Są one obłożone potężnymi czarami. Poza tym są napisane w tajemniczym języku. Widziałam kiedyś, że tłumaczyłeś jakiś tekst, może z tym też sobie poradzisz. Oczywiście, wiem, że może to zająć dużo czasu, niemniej jednak chciałabym, abyś się zastanowił nad tą propozycją. Nie ufam innym czarownikom – przyznała. – Zapłacimy ci, jak zawsze.
- Ale?
- Słucham?
- Musi być jakieś ale, inaczej powiedziałabyś mi o tym przez telefon – wyjaśnił.
- Masz rację – poddała się. – Jest jeszcze jedna kwestia.
- Co takiego? – spytał czujnie.
- Nie wyniosę papierów z Instytutu – odpowiedziała. – Dzisiaj podpisane zostanie Porozumienie, dzięki czemu będziesz mógł wchodzić za naszą zgodą do twierdzy Nocnych Łowców. Jak mówiłam, praca nad tymi dokumentami będzie długa. Dlatego chciałabym, abyś się tam przeniósł do czasu, aż nie skończysz – przyglądała mu się uważnie, bo nie wiedziała, jak zareaguje.
- Mam zamieszkać w Instytucie? – zadał pytanie totalnie zszokowany.
- Tylko tymczasowo.
- To zmienia postać rzeczy. Muszę to przemyśleć – wyznał.
- Dobrze, zadzwoń, kiedy się zdecydujesz. – Kiwnął głową, pożegnał się i wyszedł.
Maryse wróciła do domu, mieli jeszcze sporo pracy.
- A wy co? – spojrzała na Aleca i Jace’a siedzących na kanapie w salonie.
- Broń wyczyszczona, pokoje przygotowane – Jace zasalutował. – Moje zadanie wykonane.
- U mnie też wszystko gotowe – Alec uśmiechnął się do matki.
- W takim razie idźcie pomóc Isabelle – powiedziała.
- Nie – jęknęli obaj, ale z ociąganie zaczęli się podnosić z kanapy.
- Im szybciej skończymy, tym szybciej będziecie mogli odpocząć.
- Już chyba wolałbym jakiś porządny atak demonów – stwierdził Jace.
- O tak, ja też – poparł go Alec.
- Ruszcie się, no już! – popędziła ich Maryse. Wyszli z pokoju.

***

Magnus nie wrócił od razu do domu. Spacerował po parku. Rzucił na siebie zaklęcie niewidzialności. Nie chciał, żeby ludzie mu się przyglądali. Chodził i myślał o tym czy mógłby zamieszkać w Instytucie. Co prawda był już tam kiedyś, ale to co innego. Był Podziemnym. Podziemni nie mają wstępu do twierdzy Nocnych Łowców. Poza tym pracował. Chociaż z drugiej strony mógł sobie dać spokój z pracą na jakiś czas. Miał wystarczająco dużo pieniędzy, żeby przeżyć kilkadziesiąt lat w dostatku. No i taka przerwa dobrze by mu zrobiła. Ostatnio był coraz bardziej zmęczony, mnie sypiał i jadł. Westchnął. Miał mętlik w głowie. Usiadł na ławce. Nie chciał już o tym myśleć. Postanowił odłożyć tę decyzję w czasie. Podobno z problemem najlepiej się przespać.
Wyciągnął nogi do przodu i skrzyżował w kostkach. Głęboko zaczerpnął powietrza i przymknął oczy. Pod powiekami ujrzał Aleca, z zarumienionymi policzkami i zmierzwionymi włosami, takiego, jakim go widział dzisiaj rano. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Alec zachowywał się dzisiaj inaczej. Bardziej swobodnie. Był taki wesoły. Ale Magnus nadal nic o nim nie wiedział. Zazwyczaj po prostu dałby sobie spokój, ale Alec go intrygował. Mówił mądrze. No i był przystojny. W duchu skarcił się za to, że musiał wyjść. Przeklęta Cate. Mógł się chociaż z nim umówić. Nie wiedział jednak, jak chłopak by to odebrał. Przeczesał palcami włosy, wstał i zaczął iść w kierunku domu.

***

Około godziny dwudziestej czwartej Instytut lśnił czystością. Wszystkie sale były przygotowane na przyjazd gości, a spiżarnia zapełniona. Zostały tylko pokoje, które zajmowali Alec, Izzy i Jace.
- A tutaj kiedy macie zamiar posprzątać? – zapytała matka, kiedy wszyscy zebrali się w pokoju Aleca.
- Mamo, litości. Jutro z samego rana tu posprzątam – obiecał właściciel pomieszczenia.
- Och, no dobrze. Na dzisiaj koniec – zgodziła się i wyszła.
- Też moglibyście już stąd wyjść – wyganiał ich Alec.
- Zapomnij, tu jest taaak wygodnie – protestował Jace.
- Serio? Może dlatego, że leżysz na moim łóżku – powiedział. – I ściągaj buty z mojej pościeli!
- Yhhm – powiedział w poduszkę.
- Idę się myć – oznajmił Alec i poszedł do swojej łazienki. Wrócił po półgodzinie ubrany w koszulkę i krótkie spodenki, co służyło mu za piżamę. – Wy dalej tutaj? – jęknął.
- Tak, postanowiliśmy, że śpimy dzisiaj u ciebie – Izzy uśmiechnęła się do niego.
- Chyba nie – zaczął zganiać Jace’a z łóżka.
- Co myślicie o tym treningu? – Jace ani myślał zejść.
- Nigdy nie braliśmy udziału w czymś takim – Alec się poddał, usiadł obok niego po turecku i oparł się plecami o filar łóżka.
- Podoba mi się ten pomysł – przyznała Isabelle. – No wiecie, będziemy mogli trenować pod okiem profesjonalnych trenerów. Nie żebym miała coś do Hodge’a, ale no.. No i z innymi młodymi Nocnymi Łowcami.
- Tak, ten punkt też mi się podoba – odpowiedział Jace. – Będę mógł skopać tyłki komu innemu, wy już mnie zaczęliście nudzić – Alec trzepnął go w ramię, Izzy pokazała język.
- Już się tak nie przechwalaj, Alec wiele razy cię pokonał.
- Może i tak, ale nie tak widowiskowo jak ja jego – odparował.
- Może i nie, ale to nie na tym polega.
- Albo przestaniecie się kłócić, albo was stąd wywalę – powiedział spokojnie Alec.
- Kto się kłóci? – zapytał Jace.
- Właśnie, kto? – zawtórowała mu jego siostra. Zapadła długa cisza, nikt nie chciał jej przerywać. Koło pierwszej oddech Jace’a zaczął się wyrównywać, robił się coraz spokojniejszy.
- Jace – Alec trącił go lekko łokciem. – Zaraz tu zaśniesz, a przypominam, że to moje łóżko.
- Tak, masz rację – wstał zaspany. – Pójdę już do siebie. Widzimy się rano – powiedział i zniknął za drzwiami. Isabelle przeniosła się na łóżko obok brata.
- Też powinnaś iść się położyć – szepnął jej do ucha.
- Jeszcze chwilkę tu z tobą posiedzę – oparła się o jego bok, objął ją ramieniem. – Jak ci minął dzień? – zapytała.
- Izzy – zaśmiał się. – Cały dzień sprzątaliśmy Instytut.
- No tak – również się zaśmiała. Oboje zamilkli. – Rano wróciłeś trochę później niż zwykle – dodała po dłuższej chwili.
- Tak – spojrzał na nią, ona wpatrywała się w swoje dłonie.
- Co robiłeś?
- Biegałem – odpowiedział, cóż, w pewnym sensie jej nie okłamał. – Zawsze rano biegam, przecież wiesz.
- Tak, wiem – uśmiechnęła się. Spojrzała na niego. – Wróciłeś taki wesoły i nie narzekałeś za dużo na sprzątanie.
- I?
- Nic.
- Isabelle.
- Nic, naprawdę. Po prostu już dawno nie widziałam cię takiego – uśmiechnęła się czule. – Poznałeś kogoś? – wypaliła.
- Mówiłem ci, że jak to się stanie to dowiesz się pierwsza – objął ją mocniej.
- Wiem – westchnęła. – Nie należę do osób cierpliwych – zaśmiał się.
- Myślę, że powinnaś się przespać – powiedział do siostry, kiedy ziewnęła.
- Tak, też tak uważam – Alec pomógł jej się podnieść. Pocałował ją w czoło.
- Śpij dobrze. Jutro wszyscy się zjeżdżają i chyba nie chciałabyś źle wyglądać.
- Oczywiście, że nie – zrobiła udawaną przerażoną minę. Alec się do niej wyszczerzył, po chwili został już sam. Szybko zasnął, był za bardzo zmęczony.
Obudziło go poranne światło. Zerwał się do siadu. „Która godzina?” – pomyślał. Zerknął na wyświetlacz telefonu, 10:38. Nigdy nie spał do tej pory. Nawet po imprezach wstawał najpóźniej o ósmej.
Poszedł do łazienki, wziął prysznic, ubrał się, wrzucił piżamę do kosza z praniem i wyszedł. Założył dzisiaj ciemne spodnie i szarą koszulkę z krótkim rękawem. Mimo, że wytarł włosy ręcznikiem, one nadal były lekko wilgotne. Zszedł do salonu, siedziała tam jego matka i rodzeństwo.
- Dzień dobry – przeszedł do kuchni.
- Witaj, synu – odpowiedziała matka. – Jak się spało?
- Dobrze – odkrzyknął w pełnymi ustami. Zdążył już zrobić sobie kanapkę z serem. Zrobił jeszcze jedną i wrócił z powrotem. Usiadł na kanapie obok Isabelle.
- Długo dzisiaj spałeś – zauważyła.
- Tak, wiem – przetarł wolną ręką oczy i zmierzwił włosy. – Nie wiem, kiedy ostatni raz spałem do prawie jedenastej.
- Nigdy? – podpowiedział Jace.
- Może – zgodził się Alec.
- Jakie plany na dzisiaj? – zapytała Isabelle.
- Uch. Muszę pobiegać – wszyscy spojrzeli na Aleca zdziwieni. – Nie biegałem rano – wzruszył ramionami.
- Przed trzynastą powinni się tu pojawić wszyscy zgłoszeni Nocni Łowcy. Dostałam już pełną listę – oznajmiła matka.
- Ile osób? – zainteresowała się Izzy.
- Trzydzieści pięć, z wami trzydzieści osiem, w wieku od szesnastu do dziewiętnastu lat. Siedemnaście dziewcząt i osiemnastu chłopaków. Do tego siedmiu trenerów i nauczycieli.
- Co daje czterdzieści dwie nowe osoby w Instytucie – podsumował Alec.
- Tak – przyznała Maryse. – A i jeszcze jedno, wieczorem odbędzie się uroczysta kolacja, mam nadzieję, że będziecie mieli jakieś eleganckie stroje.
- Tak, tak – odpowiedzieli chórem.
- Dobrze – wstała – będę w bibliotece, jeśli będziecie czegoś potrzebować – oznajmiła, pokiwali jej głową.
- Nie wiem jak wy, ale ja sobie odpocznę – Jace usiadł wygodniej i splótł ręce na karku.
- Mieliśmy posprzątać swoje pokoje – powiedziała Izzy.
- U mnie jest porządek – odpowiedział jej.
- A do mnie nikt nie będzie wchodził – zaśmiał się Alec. Siostra zgromiła do wzrokiem. – Dobra – zasłonił się rękami, jakby bronił się przed atakiem – posprzątam tam jak wrócę, tylko proszę, nie patrz tak na mnie – zaśmiał się i zaczął iść w stronę schodów. Isabelle rzuciła w niego jaśkiem.
Alec przebrał się w dresy, zmienił koszulkę i założył swoje AirMaxy. Była wiosna, ale było dzisiaj wyjątkowo chłodno, więc wziął jeszcze bluzę. Zszedł na dół.
- Idę, powinienem wrócić za jakąś godzinę – rzucił do rodzeństwa.
- Godzinę, jasne. Wczoraj też biegałeś godzinę, co? – śmiał się Jace.
- Odczep się – powiedział Alec uśmiechając się.
- A widzisz Izzy? Mówiłem? Patrz jak się szczerzy! – Isabelle przyglądała się braciom z uśmiechem.
- Wcale nie – zaprzeczył Alec. – I niby co mówiłeś, co?
- Aleksandrze, nigdy nie widziałem twojego pełnego uzębienia. Coś jest na rzeczy – zignorował jego pytanie Jace.
- On i tak nic ci nie powie, wszystkiemu zaprzecza – wtrąciła Isabelle.
- Odwalcie się – powiedział i zaczął iść w kierunku drzwi. Kiedy je otwierał, słyszał głośny śmiech.

***

Magnus zasnął dopiero po pierwszej w nocy. Długo jeszcze analizował, co zrobić w związku z tym, co przekazała mu Maryse Lightwood.
Obudził się wypoczęty jak nigdy. Zerknął na budzik, 9:03. Nie mógł uwierzyć, że przespał tyle godzin bez żadnej, nawet najkrótszej, przerwy. Z jednej strony był zadowolony. Nie bolała go głowa, co ostatnio często się zdarzało, ani nie był zmęczony. Nie czuł się tak od dawna. Z drugiej jednak był na siebie zły. Przed snem ułożył sobie w głowie plan. Alec powiedział mu, że codziennie z samego rana biega, a potem pije kawę w kawiarni, w której się wczoraj spotkali. Chciał tam dzisiaj iść w nadziei, że spotka go ponownie. Jednak było już po dziewiątej, więc niemożliwe, żeby chłopak tam był.
Czarownik wstał i poszedł odświeżyć się do łazienki. Prysznic zajął mu dziś więcej czasu niż zazwyczaj. Analizował jeszcze raz wszystkie za i przeciw dotyczące propozycji, jaką złożyła mu Maryse. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej czuł się tak jakby czegoś mu brakowało. Chciał o tym z kimś porozmawiać, ale z kim? Nie miał nikogo, do kogo mógłby zwrócić się o pomoc. Była Cate, ale ona była straszną plotkarą. Mogłaby komuś przez przypadek o tym powiedzieć i cały plan spalić na panewce.
Wyszedł spod strumieni wody, wytarł i wysuszył dokładnie włosy, założył ubranie, jakie dla siebie przygotował i gotowy był, by zacząć dzień. Głodny pokierował swoje kroki do knajpki niedaleko jego mieszkania. Co prawda mógł coś zwędzić za pomocą czarów, ale bardzo go ciągnęło na zewnątrz. Ciepłe promienie słońca ogrzewały jego twarz, kiedy szedł spokojnie ulicą. Nie spieszył się. Był taki przyjemny dzień.
Kiedy wszedł do knajpki od razu poczuł znajomy zapach. Lubił tu jeść. Z racji tego, że lokal należał do Przyziemnych nie można było w karcie znaleźć nic z ich świata. I nie przeszkadzało mu to. Nie jadał za dużo wymyślnych dań. Jedzenie z tego baru bardzo mu smakowało. Było proste, ale smaczne. Dzisiaj miał ochotę na sałatkę z warzyw i właśnie ją zamówił. Do picia wziął wodę. Po zjedzeniu posiłku pospacerował jeszcze chwilę i wrócił do domu. Na stoliku w przedpokoju czekała na niego ognista wiadomość od Maryse:
Magnusie, chciałam, żebyś wiedział, że porozumienie zostało podpisane.
Przeczytał ją jeszcze raz. Nie wiedział, czy ma coś odpisać, czy zostawić kartkę tak, jak leży. Zdecydował się na to drugie. Zamknął się w gabinecie i zajął papierami, które zostawił tam wczoraj.

***

Alec wszedł do Instytutu z kubkiem kawy na wynos ze swojej ulubionej kawiarni. Już od progu dało się wyczuć napięcie. Isabelle biegała i sprawdzała czy wszystko jest przygotowane. Jego matka rozmawiała z dwoma mężczyznami. "To pewnie trenerzy" - pomyślał. Wszedł do salonu i zobaczył Jace'a, który zagadywał dwie dziewczyny i chłopaka. Uśmiechnął się do niego. Jace posłał mu spojrzenie mówiące "ratuj", więc podszedł bliżej. Przedstawił mu pierwszych gości, z Francji - Diane, Lisę i Adriena. Ukłonił się dziewczętom, Adrienowi podał rękę i mocno uścisnął. Odstawił kawę na stoliku, porozmawiał z nimi chwilę i poszedł odświeżyć się do pokoju. Przy schodach złapała go Isabelle, pocałowała go w policzek.
- Gdzie idziesz?
- Muszę wziąć prysznic.
- Wróć szybko, zaraz pojawi się tutaj reszta – powiedziała i udała się w stronę Jace’a.
Nie myliła się. Rzeczywiście, kiedy zszedł z powrotem salon był zapełniony ludźmi. Rozglądał się szukając mamy albo rodzeństwa. W końcu ujrzał Izzy.
- Gdzie mama? – zapytał.
- Wyszła z nauczycielami, przydzielają pokoje – kiwnął głową.
- Okej, są już wszyscy?
- Tak, chyba tak. Widziałeś Jace’a?
- Nie, też go szukałem.
Do pokoju weszła Maryse Lightwood, za nią 5 mężczyzn i dwie kobiety.
- Proszę o uwagę – zaczęła. Momentalnie zrobiło się cicho. – Każdemu został przydzielony pokój, lista znajduje się tam – wskazała na gablotkę na półpiętrze. – Sypialnie znajdują się na pierwszym, drugim i trzecim piętrze. Mam nadzieję, że każdemu będzie odpowiadał pokój, który będzie zajmował. Kolacja jest zaplanowana na godzinę siedemnastą. Teraz prosiłabym, abyście zostawili bagaże tutaj i udali się na półpiętro w celu sprawdzenia numeru pokoju. Gdybyście mieli problem ze znalezieniem się w Instytucie śmiało możecie poprosić o pomoc mnie lub moje dzieci – wskazała na nich ręką. – Ufam, że wszystko odbędzie się w sposób kulturalny, to jest bez przepychanek, no i oczywiście dziewczęta mają pierwszeństwo – zakończyła i uśmiechnęła się szeroko.
Wszyscy udali się we wskazane miejsce. Jace i Alec pomogli kilku dziewczynom przenieść rzeczy do ich pokojów. Później znaleźli Isabelle i poszli do biblioteki. Po kilku minutach weszła tam również ich matka.
- Uch – zaczęła. – Co za zorganizowanie. Myślę, że wszystko poszło dobrze. Jest godzina – zerknęła na zegarek – czternasta trzydzieści. Teraz zajmą się rozpakowywaniem bagaży, możemy odpocząć – uśmiechnęła się do nich.
- O taaaak – westchnął jej najstarszy syn.

***

Magnus odłożył dokumenty na bok. Nie mógł się skupić. Nadal miał wrażenie, że pomija jakieś oczywiste fakty. Coś mu cały czas umykało. Poszedł do kuchni, zrobił sobie kawę i wrócił do gabinetu. Po drodze złapał jeszcze kartkę od Maryse. Przeczytał ją jeszcze raz. Porozumienie zostało podpisane. "Ktoś jej musiał to przekazać, przecież ona jest w Nowym Jorku. Pewnie jej mąż. Mówiła, że został z młodszym synem w Idrisie." - myślał. Wiedział, że Maryse ma jeszcze dwójkę dzieci, syna i córkę. No i adoptowali z Robertem syna Waylanda. Jak on się nazywał? Nie mógł sobie przypomnieć i nie dawało mu to spokoju. Wstał i podszedł do gablotki z książkami. Miał tu gdzieś księgę genealogiczną Nocnych Łowców. Była zaczarowana. Jeśli jakiś nowy Nefilim się rodził, automatycznie jego imię i nazwisko się w niej pojawiało. W ten sposób była zawsze aktualna.
Szybko znalazł nazwisko Lightwood. Robert Lightwood, żona: Maryse Lightwood. "Tak, to wiem." Szukał frazy Wayland. Jest! Wayland, Jace Wayland, adoptowany przez Maryse i Roberta w wieku 10 lat. Usiadł wygodniej na krześle. No dobrze, Jace. To już wiedział, ale nadal nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś mu uciekało. Coś bardzo oczywistego. Upił łyk kawy i mało się nie zakrztusił. JACE! Zerknął jeszcze raz na spis rodziny Lightwood'ów. Robert, żona: Maryse. Tak, tak. Dzieci, dzieci, dzieci... Jest! Dzieci: Max Lightwood, Isabelle Sopie Lightwood, Jace Wayland, Alexander Gideon Lightwood. Bane zamarł. Otworzył szerzej oczy. TEN Alexander?
- Alexander Lightwood - powiedział na głos i uśmiechnął się do siebie. Jeśli to naprawdę syn Maryse to musi mieszkać w Instytucie. Ale czy to aby na pewno jej syn? Była tylko jedna opcja, by się tego dowiedzieć. Złapał za telefon.

***

- Jak wyglądam? - zapytał Jace wchodząc do pokoju Aleca. Miał na sobie dopasowany czarny garnitur. Isabelle, która siedzieła na brzegu biurka, założyła czarną koronkową sukienkę do kolan. Alec na dzisiejszy wieczór wybrał czarne spodnie, niebieską koszulę, która idealnie pasowała mu do oczu i czarny wąski krawat. Wyglądał oszałamiająco. - No nie wstydźcie się, powiedźcie - ponaglał ich brat. - Cudownie, wspaniale, nieziemsko czy bosko?
- Zamknij się, Jace! - Warknęła na niego Isabelle. - Która godzina?
- Mamy jeszcze dziesięć minut, chodźmy pomóc mamie - zaproponował Alec, obejrzał się w lustrze, zmierzwił swoje włosy palcami i zeszli na dół.
Kiedy już się tam znaleźli wszystko było przygotowane. Po kilku minutach zaczęli schodzić także inni Nocni Łowcy, nowi mieszkańcy Instytutu. Kolacja przebiegła pomyślnie. Kiedy jedzenie zniknęło ze stołów, nauczyciele płynnie przeszli do części organizacyjnej. Okazało się, że każdy z nich opiekuje się siódemką wybranych osób. Treningi będą odbywać się wspólnie, ale w razie problemów muszą mieć osobę, do której mogliby się zgłosić. Przed dwudziestą wszyscy przenieśli się do salonu. Rozmawiali i zapoznawali się ze sobą.
- Mamo, telefon do ciebie - Isabelle podeszła do Maryse i podała jej urządzenie.
- Dziękuję - uśmiechnęła się do niej i odeszła na bok. - Tak? - powiedziała do słuchawki.
- Witaj, Maryse. Wiem, że już późno, ale czy nie moglibyśmy się spotkać?
- Magnus? Tak, tyle, że nie mogę teraz wyjść z Instytutu - zrobiła krótką przerwę. - Jeśli bardzo ci zależy i nie masz nic przeciwko temu, to może spotkalibyśmy się tutaj?
- Dobrze, możesz spodziewać się mnie za piętnaście minut. Do zobaczenia - rozłączył się nie czekając na odpowiedź.
Maryse odłożyła telefon i zaczęła szukać swojego najstarszego syna. Powiedziała mu, że idzie do biblioteki. Po piętnastu minutach ktoś zapukał do drzwi Instytutu. Maryse poszła otworzyć.
- Zapraszam - gestem ręki zaprosiła gościa do środka.
- Nie jestem Nocnym Łowcą - odpowiedział jej Magnus.
- Och, no tak. Przepraszam - zrobiła skruszoną minę. - Ja, Maryse Lightwood, oficjalnie pozwalam Magnusowi Bane przekroczyć próg siedziby Nocnych Łowców - wypowiedziała jeszcze kilka słów w języku łacińskim i czarownik mógł wejść do środka, zaprowadziła go do biblioteki. - Usiądź - zachęciła wskazując ręką na fotel.
- Dziękuję, postoję - podszedł do okna i wpatrywał się w panoramę Nowego Jorku.
- Chciałeś porozmawiać - zaczęła, usiadła przy biurku i wpatrywała się w niego uważnie.
- Mam kilka pytań. Czy jeśli zdecyduję się tu zamieszkać to nie będę stąd wychodził? Będę mógł powiedzieć komuś, że tu jestem? - zapytał.
- Będziesz mógł wychodzić, to nie jest więzienie. Niczego ci nie zakazuję, po prostu łatwiej ci będzie pracować, jeśli nie będziesz tracił czasu na to, aby tu przyjść. W każdej chwili będziesz mógł zajrzeć do papierów i w każdej chwili od nich odejść. Jednakże będziesz musiał złożyć przysięgę, że nie powiesz nikomu obcemu nad czym pracujesz - kiwnął głową na znak, że rozumie. - Magnusie.
- Tak?
- Podjąłeś decyzję?
- Właściwie to.. - urwał, bo ktoś wszedł do środka.
- Mamo - zaczęła dziewczyna - Hodge prosi cię do siebie.
- Isabelle, skarbie, jestem zajęta, jak widzisz - wskazała ręką Magnusa, ten odwrócił się, kiedy usłyszał imię córki Maryse. W drzwiach stała Isabelle Lightwood, siostra Aleca, uśmiechała się do niego szeroko.
- Nie ma problemu - wtrącił Bane. - W zasadzie to wszystko omówiliśmy.
- I co zdecydowałeś?
- Zgadzam się - uśmiechnął się.
- Wspaniale. Jeszcze dzisiaj możesz przenieść swoje rzeczy.
- Zrobię to jutro, na spokojnie. A teraz, jeśli pozwolisz, pójdę już. Chyba im - wskazał na Izzy stojącą w drzwiach - jesteś bardziej potrzebna.
- Oczywiście, Magnusie. Dziękuję ci bardzo - uśmiechnęła się do niego życzliwie. - Trafisz do drzwi?
- Naturalnie.
- W takim razie do zobaczenia jutro - kiwnął jej na pożegnanie głową i wyszedł.
Szybko wrócił do domu. Najchętniej skakałby do góry z radości. Alec Lightwood, syn Maryse, mieszka w Instytucie, a jutro on również się tam przenosi. Zaczął pakować swoje rzeczy. Kiedy już to zrobił, umył się i ułożył do snu. Zamknął oczy i z uśmiechem na ustach zasnął.

15 komentarzy:

  1. Jak zawsze świetne. Czyta się jakby to była jakaś książka a nie tylko fan fiction

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jacie, dzięki :)
      Na tym to ma chyba polegać, no nie? :D

      Usuń
  2. *o* Świetnie piszesz. Masz mega talent :3 Na serio czyta się to tak przyjemnie :D Oby tak dalej ! Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział ! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Przyznam, że już kiedyś próbowałam pisać, ale bałam się publikować, bałam się tego, że innym się nie spodoba, wyśmieją moje pomysły i takie tam. Wiem, że to głupie, ale cóż.. :)
      Komentarze takie jak twój bardzo mi pomagają. Motywują do działania :D
      Rozdział 4 już się tworzy, do następnego :*

      Usuń
    2. Piszesz pięknie, masz niewątpliwie ogromny talent 😊 Mam nadzieję, że wrócisz tu i nadal będziesz publikować kolejne opowiadania, życzę Ci nieustającej veny, pozdrawiam

      Usuń
  3. "Około godziny dwudziestej czwartej Instytut lśnił czystością."
    "- Och, no dobrze. Na dzisiaj koniec – zgodziła się i wyszła."
    I tak minute później "No, to teraz sprzątać pokoje!" I takie trolololollolo

    "- Cudownie, wspaniale, nieziemsko czy bosko? " Ech ta skromność xDD

    Ogólnie rozdział boski /)*3*(\
    Pozdrawiam, życzę weny i czekam na następny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihihihihihi, dziękuję :*

      Usuń
    2. Właśnie, przyzwyczaj się do tego typu komentarzy ode mnie xD . Już taka jestem :')

      Usuń
  4. Super ^^ Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietnie piszesz zazdroszcze weny!
    www.wiktoriandwiczi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. świetna praca, bardzo wciąga i czekam na następny post :)
    http://odrobina-ciepla.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i z pewnością wpadnę również do ciebie :D

      Usuń
  7. Świetne :D Ta akcja. :) Wciągneło mnie to xD | Kama | , czyli Rose Granger ( Weasley )

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej, naprawdę świetne ;D Twój blog mnie zachwycił, jest to jeden z niewielu jakie można znaleźć o Malecu, nią licząc zagranicznych (sama pisze fanficka http://malecszklanypantofelek.blogspot.com/) jest to jeden z moich ulubionych paringów i cieszę się, że nareszcie trafiłam na jakieś opowiadanie nie licząc swojego ^^ Idę czytać dalej
    Pozdrawiam
    KróLewna Śnieżka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję (:
      chętnie wejdę na twojego bloga
      Malec <3

      Usuń