Magnus Bane od rana czuł się
nieswojo. Odczuwał lekkie podenerwowanie, chociaż doskonale zdawał
sobie sprawę z tego, że to bez sensu. Jego nawet najgorsze imprezy
zawsze były w oczach innych czymś niesamowitym i tym razem nie
mogło być inaczej. A czym się denerwował? Tym, że po raz
pierwszy od bardzo dawna zaprosił do siebie Nocnych Łowców w tym
swojego chłopaka? O nie, co to to nie. Na pewno nie to było
powodem, a przynajmniej to właśnie próbował sobie wmówić. No bo
niby dlaczego miałby przejmować się tym, że Alec będzie w tym
wszystkim uczestniczył. Nie łudził się nawet, że będzie się
bawił razem z innymi zaproszonymi gośćmi, bo przecież to
niemożliwe. Alec i impreza? Te dwa słowa się odpychają i każdy,
kto zna Lightwood'a, wie, że nie powinno się ich łączyć w jednym
zdaniu. Dlaczego więc chciał, żeby ten również się zjawił?
Pewnie dlatego, że dawno się nie widzieli, a Sylwester to idealna
okazja do ponownego spotkania. Wtedy nikt nie będzie się dziwił,
że brunet nagle zniknął z Instytutu. On i jego rodzeństwo
naturalnie, bo kiedy tylko czarownik rzucił pomysł, żeby ten do
niego wpadł, Izzy i Jace od razu to podchwycili i można powiedzieć,
ze niemalże wprosili się na imprezę. Może i Magnus myślał o
tym, żeby ich zaprosić, ale w końcu odsunął to na ostatnią
chwilę, co jednakże okazało się zbędne. Chociaż może to i
dobrze? Może z nimi Alec będzie czuł się lepiej i nie będzie się
aż tak spinał, jak to było zawsze w jakimś klubie? Ale z drugiej
strony po co się oszukiwać? Lightwood nienawidził tego typu zabaw
i nie raz to powtarzał. Magnus doskonale zdawał sobie z tego
sprawę, a mimo to dokonał wyboru. Chciał ten wieczór spędzić ze
swoim chłopakiem i nikt nie powinien mu tego wytykać. Miał prawo
go zaprosić, a jeżeli komuś to przeszkadza to wszyscy wiedzą,
gdzie są drzwi.
To ten właśnie temat dręczył
Wysokiego Czarownika Brooklynu, odkąd tylko otworzył oczy. I mimo
usilnych starań oczyszczenia umysłu nie mógł przestać o tym
myśleć. Starał się też przekonać samego siebie, że to wcale
nie chodzi o Aleca, ale jeśli nie o niego to o co? Przecież
najczęstszymi pytaniami, jakie przewijały się przez jego umysł,
były właśnie pytania tego typu: co na to powie Alec?, czy spodoba
się to Alecowi? i czy Alec w ogóle się zjawi?. Nie znał
odpowiedzi i póki co nie chciał ich znać. Co ma być to będzie,
jak to mówią i nie ma co za bardzo wybiegać w przyszłość.
Przewrócił się na drugi bok i
przymknął oczy. Nie zrobił tego w celu ponownego zaśnięcia, a po
prostu ot tak, dla odprężenia. Z głową pełną ważnych dla niego
spraw i tak nie byłby w stanie zapaść w sen, nawet jeśli by
bardzo tego chciał. Ale nie chciał. Chciał po prostu się
powyciągać i powylegiwać w łóżku, póki jeszcze miał na to
czas. Wiedział, że później, kiedy już zjawi się u niego Cate i
zacznie krzyczeć, że jest nieodpowiedzialny, będzie musiał biegać
i załatwiać wszystko na szybko. Teraz jeszcze miał trochę
wolności i postanowił ją wykorzystać jak najlepiej. Oczywistym
było, że wolałby spędzać ten wolny czas w łóżku z Aleciem,
ale najwyraźniej nie było mu to dane. Przewrócił się jeszcze raz
i w końcu zakopał w pościeli, uprzednio chowając głowę w
poduszkach. Nie ma go. Dla nikogo. I niech się dzieje, co chce.
***
- Nie szykujesz się? - zapytała Izzy,
kiedy weszła do pokoju swojego brata. Była lekko zdziwiona, bo
zegarek wskazywał kilka minut po szesnastej, a on nadal leżał na
łóżku i nic nie wskazywało na to, że ma zamiar się stamtąd
ruszać. - Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że zmieniłeś zdanie i
nigdzie się nie wybierasz? - dodała z niedowierzaniem. - Nie no,
Alec, nie możesz mi tego zrobić. Już się tak nastawiłam na tę
imprezę! - dopowiedziała, kiedy ten nadal siedział cicho.
Alec spojrzał na siostrę i prychnął
pod nosem. Serio tak bardzo chciała iść na tę imprezę? Przecież
to bez sensu. Nie dość, że nie będzie nikogo znała, to z
pewnością nie będzie tam mile widziana. Nic tylko korzystać, co?
- Nie powiedziałem, że się nie
wybieram – odpowiedział po chwili. Nie miał ochoty się wcale
wypowiadać na ten temat, bo wiedział, że Isabelle ma odmienne
zdanie, ale patrzyła na niego w taki sposób, że nie mógł tego
zrobić. Musiał coś powiedzieć, bo by go pewnie pożarła. - Po
prostu nie mam zamiaru się szykować jak na jakiś bal
przebierańców. W ogóle po co to wszystko? Nie możemy zostać w
domu i spędzić tego wieczoru jak każdego innego?
Izzy patrzyła na chłopaka przez
chwilę, po czym po prostu pokręciła przecząco głową. Jeszcze
czego! Nie będą siedzieć w Sylwestra w domu! A już na pewno nie,
kiedy otrzymali tak wspaniałą propozycję.
- Oczywiście, że nie! - zaprzeczyła
szybko. - To jest Sylwester, Alec! Ostatni dzień w roku. Czy
naprawdę chociaż w ten jeden wieczór nie możesz się nagiąć i
trochę pobalować? Przecież nie musisz się do niczego zmuszać.
Zależy nam na tym, byś też się dobrze bawił – wyznała i
przysiadła na skraju jego łóżka.
Brunet na nią zerknął, ale nie
przejął się za bardzo jej słowami. Wszystko dlatego, że wcale mu
o to nie chodziło. Nie musiał się naginać, bo wiedział, że i
tak się nie będzie bawił.
- Jejku, wiem, że to ostatni dzień w
roku, ale dla mnie to nic nie zmienia. W zeszłym roku też nigdzie
nie wychodziliśmy i czy było źle? Według mnie nie.
- Ale w tamtym roku nie miałeś
chłopaka, który organizuje najlepsze imprezy w kraju – przyznała
bez zażenowania, chociaż jej brat się lekko zarumienił. Mimo tego
iż byli ze sobą naprawdę długo, nadal nie mógł się
przyzwyczaić do tego, że ktoś może o związku dwóch mężczyzn
mówić z taką swobodą. - Jeśli nie na świecie – sprostowała
po chwili zastanowienia. - Dlaczego mamy nie skorzystać, skoro mamy
taką możliwość? No proszę cię, o co chodzi? - zapytała na
koniec i przysunęła się bliżej niego.
Brunet zastanowił się przez moment,
ale w końcu nic nie powiedział. Wzruszył tylko ramionami i usiadł
na posłaniu. Sięgnął po telefon i napisał SMS-a do swojego
chłopaka, żeby dowiedzieć się, jak tam idą przygotowania do jego
wydarzenia, po czym znowu przeniósł wzrok na swoją siostrę.
- O nic nie chodzi. Nie wymyślaj
problemów, jeśli ich nie ma – poprosił i pogładził się po
brzuchu. - Naprawdę nie mogę tak iść? - dopytał jeszcze,
wskazując na swój teraźniejszy ubiór.
Izzy przyjrzała się krytycznie jego
ubraniom. Czarne spodnie, ciemna powyciągana koszulka, a na nią
narzucony znoszony sweter. Czy ona musiała odpowiedzieć na to
pytanie, czy mogła uznać je za retoryczne? Już nie raz próbowała
skłonić brata na zakupy, argumentując to tym, że ubrania, które
nosi, są już w naprawdę opłakanym stanie, ale on wtedy kazał jej
się przestać przejmować i mówił, że jemu to nie przeszkadza.
Zawsze tak było. Może i jemu to nie przeszkadzało, ale sprawa się
komplikowała, kiedy musiał gdzieś wyjść. Jako jego jedyna
siostra, która chyba bardziej od niego samego dba o jego wizerunek,
nie mogła pozwolić na to, by wyszedł w tym stroju.
- Wybacz, Alec, ale nie – powiedziała
i westchnęła głęboko. Wiedziała, że nie będzie łatwo skłonić
go do zmiany niezwykle szykownego stroju, który na dzisiaj wybrał.
- Pomogę ci wybrać coś odpowiedniejszego, co? - zapytała i wstała
z łóżka, by po chwili podejść do szafy i zacząć w niej
grzebać.
- Nie jesteś u siebie – przypomniał
jej i miał coś jeszcze dodać, ale ostatecznie po prostu westchnął
ciężko i opadł z powrotem na łóżko.
Nie miał ochoty na przebieranki i
kłótnie, a wiedział, że jeśli się teraz odezwie to właśnie
tak to się skończy.
***
- Jak nastroje? Wychodzimy? - zapytał
Jace, wchodząc bez pukania do pokoju siostry. Spojrzał w stronę, z
której dochodziły głośne dźwięki oraz jęki niezadowolenia. -
Ej, gdzie jesteś, Izzy?
- Jeszcze nie jesteśmy gotowi! -
odkrzyknęła dziewczyna z łazienki, więc blondyn od razu się tam
udał.
To, co w niej zobaczył, odrobinę go
przeraziło. Na środku pomieszczenia stało krzesełko, a na nim
siedział nie kto inny, a jego starszy brat. Minę miał nietęgą, a
na domiar złego wokół niego kręciła się ich siostra z dziwnym i
według blondyna niebezpiecznym dla niej przedmiotem w ręku. Brunet
siedział bez koszulki, a dziewczyna najwyraźniej starała się coś
zrobić z jego sterczącymi włosami, ale na nic się to zdawało, bo
chłopak co i rusz się kręcił i jej na to nie pozwalał. Wyglądało
to śmiesznie, bo wystraszona twarz Aleca to dla wszystkich nowość.
Chłopak mało kiedy okazywał strach, ale oczywiści, jeśli ktoś
ingerował w jego wygląd, jak zwykle zachowywał się inaczej niż
zawsze. To można było stwierdzić bez mrugnięcia okiem. Chociaż
blondyn musiał przyznać, że jeśli miałby się oddać w ręce
siostry to jego reakcja wyglądałaby pewnie tak samo. I mimo iż mu
współczuł to jednak rozbawienie wygrywało, dlatego roześmiał
się głośno.
- Zamknij się, Jace! - wydarł się
brunet i rzucił w niego pierwszym, co sięgnął kiedy się schylił.
Padło na jego buta. - I najlepiej wyjdź stąd! A ty Izzy się
pospiesz albo zostaw mnie w spokoju. Osobiście bardziej skłaniam
się ku tej drugiej opcji, bo jak na razie nie widzę żadnych
efektów, a po twoich zabiegach boję się, że będę miał łyse
placki na głowie – pożalił się.
- To całkiem możliwe – powiedział
blondyn, kiedy przestał się śmiać i próbował złapać oddech. -
Strasznie śmiesznie wyglądasz!
- Widzisz, Izzy, mówi, że wyglądam
śmiesznie – jęczał Alec i zasłonił się ręką. - Skończ już
i idźmy, póki nie zmieniłem zdania – poprosił i spojrzał na
nią szczenięcym wzrokiem.
- Przestań, Alec – oburzyła się
jego siostra. Miała już dość jego narzekania i ciągłego
niezadowolenia. Nie po to go tu zaciągnęła, żeby wyszedł zanim
nie skończy. A już była bardzo blisko końca. - Zaraz skończę i
będziesz mógł uciec – powiedziała i rzeczywiście po kilkunastu
sekundach odłożyła cały sprzęt, którego używała, na szafkę.
- Widzisz, przeżyłeś. A Jace to kretyn – dopowiedziała,
posyłając blondynowi kwaśną minę. - I jak? - zapytała, chcąc
wiedzieć, jak się podoba Alecowi.
Sama też chętnie przyjrzała się
efektom swojej pracy, kiwając z zadowoleniem głową. Włosy, które
do tej pory sterczały, wyginając się w każdą stronę, teraz były
ładnie ułożone i musiała przyznać, że ta fryzura naprawdę
pasowała do jej brata. Bardzo dobrze wyglądał i chyba sam też tak
uważał, bo uśmiechnął się delikatnie do swojego lustrzanego
odbicia.
- No no – zaśmiał się ponownie
Jace i tym samym wyrwał Aleca z zadumy. - Taki przystojniak pod
naszym dachem – dodał rozbawiony.
Sprawił tym samym, że uśmiech
zniknął z ust najstarszego z rodzeństwa i ponownie zastąpił go
krzywy wyraz twarzy. Isabelle miała ochotę kopnąć blondyna w
czułe miejsce za to, że zniszczył to, co próbowała od
kilkudziesięciu minut zbudować i co jeszcze chwilę temu miała
pewność, że jej się udało.
- Dureń – rzuciła w jego stronę i
obróciła się do niego plecami. - Idź się teraz przebierz –
powiedziała do starszego brata. - Tylko, proszę cię, nałóż na
siebie to, co ci przygotowałam – dodała z ciepłym uśmiechem. -
Ja też się ogarnę i za jakąś godzinkę będziemy mogli wyjść –
zakomunikowała.
- Za godzinę? - oburzył się blondyn.
- Spóźnimy się – wyjaśnił.
- Spóźnianie się jest w dobrym stylu
– odparła i dodała coś jeszcze, ale Alec już jej nie słuchał,
a po prostu wyszedł i skierował się do swojego pokoju.
Ku swojemu przerażeniu ujrzał na
łóżku czarne wąskie spodnie i idealnie wyprasowaną o odcień
jaśniejszą koszulę. Nie miał pojęcia, skąd Izzy ją
wytrzasnęła, ale był pewien, że na pewno nie z jego szafy. On z
pewnością nie miał takiej w swojej skromnej garderobie. Nigdy by
nawet nie pomyślał, żeby ubrać się w coś takiego, ale skoro
siostra tak nakazała to nie mógł zrobić nic innego, jak po prostu
ją na siebie włożyć. O dziwo leżała naprawdę dobrze, ale czuł
się w niej za poważnie, więc podwinął rękawy do łokci. Koszulę
naturalnie włożył do spodni, które upiął jeszcze przyszykowanym
przez dziewczynę paskiem. Podszedł do lustra, stojącego w rogu
pokoju i przejrzał się sobie dokładnie. Liczył na jakieś
zdziwienie ze swojej strony, ale lekko zawiedziony stwierdził, że
wygląda w miarę normalnie. Nie jakoś specjalnie zjawiskowo i na
pewno nie zapadnie nikomu w pamięć. Chociaż z drugiej strony komu
miałby w nią zapadać? Przecież miał swojego Magnusa i to jemu
powinien się podobać. Wiedział, że kiedy go zobaczy to nie będzie
jakoś specjalnie zachwycony, ale miał nadzieję, że chociaż
doceni to, że założył dla niego koszulę. W końcu czego się nie
robi dla Wielkiego Czarownika Brooklynu?
***
Kiedy dotarli na miejsce, początkowo
nie wiedzieli, czy trafili w dobre miejsce. A przynajmniej Alec nie
wiedział, bo przecież jego rodzeństwo nie za często przebywało w
domu Magnusa. Już w wejściu świeciły się lampki, które
zapraszały na górę, chociaż chłopak mógł się założyć, że
były zaczarowane, aby nikt z Przyziemnych nie mógł ich zobaczyć.
Na górze, z tego co zdążył zauważyć, światła paliły się
niemal w każdym pomieszczeniu. Droga do mieszkania czarownika
również była obficie oświetlona, więc każdy kto jakimś cudem
nie wiedziałby gdzie zmierzać, w ten sposób trafiłby w
odpowiednie miejsce. Już na dole słychać było głośną muzykę,
która zapewne wydobywała się z głośników już od jakiegoś
czasu, bo tak jak Jace wcześniej zauważył, byli już spóźnieni,
więc impreza już się rozkręcała.
Kiedy nareszcie udało im się dojść
na górę, przywitały ich otwarte na szerokość drzwi. Weszli więc
do środka i od razu wpadli na dość dużego mężczyznę,
najprawdopodobniej przedstawiciela Faerie. Był szeroki w barach i
nie pozwalał im przejść dalej. Alec początkowo nie wiedział, o
co chodziło, ale następna osoba, która zapewne także miała
gdzieś to, że jest spóźniona, weszła za nimi i pokazała temu
jakąś kartkę, po czym po prostu odeszła w bok.
- Farradzie – usłyszeli donośny i
znajomy głos i odwrócili się w stronę, skąd dochodził. -
Prosiłem cię, byś moich kochanych Nocnych Łowców wpuścił bez
zaproszenia – kontynuował i dopiero wtedy go zobaczyli. - prawda?
- dopytał jeszcze i wyciągnął rękę w stronę Izzy. - Witajcie –
przywitał się i ucałował ją w dłoń, po czym przesunął
wzrokiem po całym rodzeństwie, dłużej zatrzymując się
naturalnie przy swoim lubym. Posłał mu ciepły uśmiech i gestem
ręki wskazał, by weszli dalej. - Wybaczcie mi, naprawdę
uprzedzałem Farrada, by was nie zatrzymywał – dodał, patrząc
jednak tylko i wyłącznie na Aleca, chociaż to Isabelle złapał
pod rękę i to ją wprowadził w głąb mieszkania jako pierwszą. -
Nie wiedziałem jednak, o której się zjawicie.
- Żaden problem – zaśmiała się
dziewczyna, dobrze się czując z czarownikiem pod ręką. Magnus był
strasznie miły i zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen, o
którego teraz naprawdę ciężko w tym świecie i wiedziała, że
gdyby nie to, że ten był z jej bratem, sama by się nim
zainteresowała. - My z kolei nie wiedzieliśmy, że aby wejść
potrzebne nam zaproszenie.
Bane pokiwał głową i przystanął,
kiedy doszli już do głównego pomieszczenia a mianowicie salonu.
Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się szeroko.
- Tak – ponownie kiwnął głową. -
Potrzebne, bo chcę mieć jako tako wpływ na to, kto się znajdzie
na moim przyjęciu. Jak wiecie zabawy przeze mnie organizowane mają
już niewielki rozgłos – powiedział skromnie – i nie chciałbym
żadnych nieprzyjemności z tego powodu. Nie chcę, by zjawił się
ktoś, kto nie jest tu mile widziany. Wiele lat temu się tym nie
przejmowałem i muszę przyznać, że źle na tym wyszedłem –
przyznał szczerze. - Poza tym jeśli wstęp jest tylko i wyłącznie
z zaproszeniem to coraz więcej osób chce się na taką imprezę
dostać, a co za tym idzie, jestem na językach wielu ważnych osób.
Lubię być w centrum uwagi, jak już pewnie zauważyliście –
zaśmiał się życzliwie.
- Chcesz powiedzieć, że Nocni Łowcy
są tu mile widziani? - odezwał się Jace po raz pierwszy, odkąd
weszli. Rozejrzał się i stwierdził, że większość znajdujących
się tu osób się na nich patrzy. Może nie robili tego wprost, ale
i tak wyraźnie było widać, że zerkają co jakiś czas w ich
stronę. - Jakoś nie widzę, żeby wszyscy się cieszyli z naszego
wejścia – powiedział i nareszcie przeniósł wzrok na chłopaka
swojego brata.
Magnus również się rozejrzał i od
razu wszyscy ci, którzy się w nich wpatrywali, odwrócili swój
wzrok i powrócili do przerwanych rozmów.
- Ja się cieszę – wyznał i puścił
dłoń Izzy, którą do tej pory trzymał, by sięgnąć po szklankę
i wyczarować sobie drinka. Oparł się tyłkiem o stolik za sobą i
upił łyka, zanim się odezwał. - Przyznam się wam do czegoś,
dobrze? - zapytał i zaraz kontynuował: - Nocni Łowcy są od
jakiegoś czasu moimi ulubieńcami – powiedział cicho i zrobił
śmieszną minę, jakby z nimi spiskował.
Izzy i Jace zaśmiali się wesoło, a
Alec natomiast zaczerwienił się jak to zawsze on w takich
sytuacjach. Magnus był w stanie to zauważyć, bo cały czas, kiedy
mówił, wpatrywał się wprost na niego. Kiedy już złapał jego
wzrok, uśmiechnął się szeroko i puścił mu oczko, co tylko
spotęgowało jego poziom zażenowania.
- Ale teraz wybaczcie, bo chcę zabrać
mojego drogiego Aleca na chwilę rozmowy – zaczął ponownie i
wyciągnął do niego dłoń.
Rodzeństwo kiwnęło głowami na
znak, że nie mają nic przeciwko, a Jace dorzucił jeszcze coś o
tym, że na rozmowie się nie skończy. Bane się jednak tym nie
przejął i po prostu wzruszył ramionami, nie zaprzeczając
jednocześnie, co wywołało jeszcze głośniejszy śmiech
wspomnianej dwójki.
- Prowadź – powiedział Alec,
również nie przejmując się rodzeństwem. Nie chwycił reki
czarownika, bo wiedział, że gest ten zauważyłby każdy w obrębie
kilku metrów i pewnie stałby się tematem rozmów większości
Podziemnych. - Pójdę za tobą.
- Dobrze – zgodził się Magnus i
ruszył przodem. - Do zobaczenia później – rzucił jeszcze do
pozostałej dwójki i wyszedł z salonu.
Swoje kroki skierował do kuchni. Po
drodze mijali wiele nieznanych Alecowi osób, które witały się z
Magnusem lub po prostu się do niego uśmiechały. Czarownik
odpowiadał na wszystkie gesty, choć widać było, że zachowywał
się inaczej niż zazwyczaj. Według chłopaka dzisiaj był dużo
bardziej otwarty i podchodził do wszystkiego ze spokojem. Miał też
dobry humor, co było od razu widoczne. No i zachowywał się trochę
tak, jakby się wywyższał, choć nie w złym tego słowa znaczeniu.
W końcu był u siebie i musiał sprawiać wrażenie osoby ważnej.
Poza tym był taką osobą i cecha ta zupełnie do niego pasowała.
Alec musiał stwierdzić, że ten pewnie był teraz w swoim żywiole.
I widok Magnusa takiego opanowanego i mającego nad wszystkim pieczę
był naprawdę miły dla oczu.
- Porywasz mnie gdzieś? - zapytał
Alec, kiedy już tłum się trochę zmniejszył i mogli w końcu się
do siebie odezwać. Wcześniej nie byłby w stanie przebić się
przez głośną muzykę, która rozbrzmiewała w całym mieszkaniu i
rozmowy prowadzone przez gości. - Magnus?
- Chciałbym, ale niestety nie mogę –
powiedział, odwracając się do niego na moment. Po tym odwrócił
się z powrotem i nareszcie doszedł do obranego przez siebie celu.
Pociągnął za sobą chłopaka i po chwili obaj byli już w kuchni,
która można powiedzieć, że była odizolowana od innych
pomieszczeń w mieszkaniu. Muzyka tu tak głośno nie dudniła i
można było porozmawiać na spokojniej. Dwie osoby, które również
się tu znajdowały, chyba pomyślały o tym samym, kiedy postanowiły
się w niej skryć. Bane jednak nic im nie powiedział, a po prostu
pociągnął chłopaka w stronę szafek z napojami. - Napijesz się
czegoś?
Lightwood zaprzeczył ruchem głowy i
oparł się o blat tak, żeby nie widzieć pozostałej dwójki a
jedynie swojego chłopaka.
- Jak chcesz – wzruszył ramionami
czarownik i również na niego spojrzał. - Myślałem rano o tym,
czy się w ogóle zjawisz – wyznał szczerze.
- Powiedziałem, że przyjdę to
przyszedłem – odpowiedział, wzruszając ramionami. - Ale też
miałem wątpliwości – przyznał. - Izzy mnie trochę zmusiła –
dodał z krzywym uśmiechem.
- Chyba będę musiał jej za to
podziękować – stwierdził, śmiejąc się głośno i uśmiechając
szeroko do swojego chłopaka.
***
- Magnus! Magnus – powtarzała Cate,
szukając swojego przyjaciela. - Widzieliście Magnusa? - zapytała
jakieś osoby, które akurat znalazły się w jej zasięgu. Były
jednak na tyle podchmielone, że pewnie nawet nie wiedziały, o co
jej chodzi,bo tylko zaczęły się śmiać. Pokiwała więc z
politowaniem głową i ruszyła dalej, postanawiając, że sama go
znajdzie. I tak też się po kilkunastu minutach stało. Zobaczyła
go w rogu salonu, rozmawiającego z jakąś dziewczyną. Kiedy
podeszła bliżej zdała sobie sprawę z tego, że to nie kto inny
jak Isabelle Lightwood. - Magnus – powiedziała jednak, nie
przejmując się tym, że ten jest zajęty.
Czarownik odwrócił się do swojej
przyjaciółki i uśmiechnął się szeroko.
- Witaj, skarbie – przywitał się i
cmoknął ją w policzek. - Jak się bawisz? - zapytał.
Czarownik jako jedna z nielicznych
osób na imprezie sylwestrowej nie pił za dużo. Widziała, że
nawet Alec z bratem w końcu zdecydowali się napić, chociaż na
pewno nie tyle co inni. Cate właśnie w tej sprawie przyszła do
Magnusa, bo według niej kilkoro spośród gości już mogłoby ją
zakończyć.
- Ja świetnie, ale przecież jesteśmy
na twoim przyjęciu – powiedziała z uśmiechem. Humor czarownika
chyba udzielał się każdemu. - Nie mogłoby być inaczej, prawda?
- Prawda – zgodził się. - Przyszłaś
w jakimś konkretnym celu? - zapytał jeszcze.
Kobieta kiwnęła głową, a czarownik
przeprosił siostrę swojego chłopaka i odszedł z przyjaciółką
na bok. Chciał wiedzieć, co się stało i ta mu po chwili wszystko
powiedziała. O tym, że kilkoro z jego gości chyba za dużo wypiło
i zaczyna się robić niepotrzebne zamieszanie. Bane podziękował
jej za to, że go o tym poinformowała i ruszył we wskazanym
kierunku. To, co zobaczył, lekko go zdziwiło. Wampiry, które były
już pewnie po kilku głębszych, zachowywało się bardzo głośno,
a wokół nich formował się już mały tłumek Podziemnych.
- Co się tu dzieje? - zapytał wprost,
bo nie miał ochoty na jakieś podchody. Jego imprezy były znane z
różnych rozrób, ale on nie zawsze na nie pozwalał, a już na
pewno nie w wykonaniu wampirów. Wiedział z doświadczenia, że oni
nigdy nie ustępowali i od początku trzeba z nimi ostro. - Ktoś mi
powie, co to za zamieszanie? - powtórzył, kiedy nie usłyszał
żadnej odpowiedzi.
Widział, że kiedy tylko się
odezwał, zrobiło się dużo ciszej i mało kto chciał zabierać
głos. W pewnym sensie mu się to podobało, bo wiedział, że
okazują mu w ten sposób szacunek. No i przecież każdy się go
bał.
- Magnus! - zaczął jeden z
krwiopijców. - Jak dobrze, że jesteś! - ucieszył się na jego
widok, chociaż ten doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ta
uciecha wcale nie była szczera. - Wiesz co zrobił ten śmieć? –
wskazał na mężczyznę, który wcześniej sprawdzał, czy każda
osoba, która wchodzi ma ze sobą zaproszenie, które było
wejściówką.
- Śmieć? - powtórzył jego
określenie względem własnej osoby osiłek. - Chyba jesteś
śmieszny. Uważaj na słowa! - dodał i widać było, że też już
sobie trochę popił, chociaż był w dużo lepszym stanie niż
wykłócająca się banda.
Obie grupy szykowały się do bójki,
a czarownik miał po dziurki w nosie, o co poszło. Nie chciał
tylko, by ktokolwiek pobrudził jego nowy dywan, a krew się przecież
bardzo ciężko ściera. Nawet magia czasem nie pomaga.
- Spokój – zarządził i z
niezadowoleniem stwierdził, że wokół nich zbiera się coraz
więcej osób. - Powiedz mi, dlaczego obrażasz zaufanego mi
człowieka – rzucił znudzonym tonem w stronę wampira. - Tylko
szybko, zanim cię stąd wywalę.
- No przestań, Magnus, nie trzeba
nikogo wywalać – powiedział, ale nie uspokoił się. - Ten kretyn
wpuścił kogoś, kogo na pewno nie chciałbyś tu widzieć, a ja
niestety muszę ci o tym powiedzieć – wyznał, lekko bełkocząc.
- Szczerze wątpię, ale dobrze –
wskazał na niego dłonią i przetarł oczy ręką. Drugą wystawił
w kierunku Farrada, bo zauważył, że ten chce się wtrącić, a nie
było po temu żadnego konkretnego powodu. Sam sobie poradzi, a potem
po prostu pozbędzie się problemu. - Mów, kogo takiego nie chcę tu
widzieć.
Wampir obnażył kły i rozejrzał się
po pomieszczeniu. Ktoś ściszył muzykę, przez co zrobiło się
jeszcze ciszej. Krwiopijca uśmiechnął się szeroko, kiedy nawiązał
z kimś kontakt wzrokowy. Był z siebie zadowolony, bo myślał, ze
jeśli powie Magnusowi o obecności niechcianych gości to u niego
zaplusuje, a każdy wiedział, że sojusz z Wysokim Czarownikiem
Brooklynu to dobra rzecz.
- A ich – syknął w stronę, w którą
się teraz wpatrywał. Bane nie musiał tam patrzeć, żeby wiedzieć
o kim mówił. Już kiedy do niego szedł, zauważył, że stoi tam
jego chłopak. - Farrad wpuścił zdrajców i powinien ponieść
konsekwencje – niemal krzyknął z uciechy i zachwiał się
delikatnie. Najwyraźniej była już pora, żeby opuścił imprezę,
ale się tym nie przejmował. Przeniósł tylko spojrzenie na
czarownika i ze zniecierpliwieniem oczekiwał jego reakcji. Bane
jednak nadal stał niewzruszony i wpatrywał się w niego z
politowaniem. - Nocni Łowcy! - wydarł się jeszcze pijany
mężczyzna.
- Drogi przyjacielu – zaczął
czarownik z kpiną. - Naprawdę sądzisz, że nie zauważyłbym ich
obecności. Wybacz, jeśli cię zdziwię, ale nie jestem ślepy –
dodał, a wszyscy patrzyli na niego z niedowierzaniem. Mało kiedy
można było zobaczyć Magnusa w takiej odsłonie. Mimo iż nie
podnosił głosu, to wyglądał bardzo groźnie. Ale Alecowi się
podobało i nawet posłał mu lekki uśmiech, który ten mógł
dostrzec ponad ramieniem jednego ze swoich rozmówców. Odwzajemnił
go i ponownie zwrócił się do wampira, który stał oniemiały i
widać było, że też się bał. Jakby nie patrzeć, obraził
gospodarza. - Sam ich tu zaprosiłem i byłbym wdzięczny, gdybyś
przestał robić sceny. To chyba koniec twojego show, dlatego
prosiłbym, żebyś już wyszedł, zanim ktoś będzie musiał cię
wynosić – stwierdził, rzucając mu jeszcze pogardliwe spojrzenie.
- Alec i jego rodzeństwo są moimi gośćmi, a moich gości się nie
znieważa.
- Ale Magnus... - spróbował ten
jeszcze raz, tym razem cienkim i piskliwym głosikiem.
Czarownik jednak powstrzymał go
ruchem ręki i powiedział:
- Skończyłem – kiwnął głową do
jakiś mężczyzn, którzy stali w rogu pokoju. - I ty również.
Dziękuję – powiedział jeszcze i odwrócił się do tłumu.
Wszyscy jak gdyby nigdy nic wrócili
do przerwanej zabawy i nie przejmowali się tym, że właśnie grupka
ludzi wyprowadzała z pomieszczenia pijanych gości. Alec przez
chwilę na nich patrzył, ale w końcu też wzruszył ramionami i
odwrócił się do swojego brata.
***
- Muszę przyznać, że mi
zaimponowałeś – powiedział jakiś czas później i przytulił
się do boku swojego mężczyzny. Nareszcie znaleźli chwilę czasu i
ulotnili się na balkon, który musiał być wyczarowany, bo Alec
nigdy wcześniej go nie widział. - To jak zapanowałeś nad
sytuacją... Mhm – dodał jeszcze, całując go w szyję.
Magnus objął go ramieniem i
przytulił do siebie. Spojrzał na niego uważnie i stwierdził, że
ten jest lekko zamroczony alkoholem. Nie bardzo, ale i tak było to
widać. Aż miał ochotę się zaśmiać. Alec, który zawsze stronił
od alkoholu, a jego własnej imprezie sobie popił. Miał na
policzkach wyraźne rumieńce i trochę zamglone oczy. No nieźle.
- Tak? A co konkretnie ci się
podobało? - zapytał cicho.
Musiał odpocząć od tego harmidru,
który był w jego mieszkaniu i cieszył się, że mógł chociaż
chwilę spędzić sam na sam z Aleciem. Z nim zawsze łatwiej było
mu się rozluźnić.
- To, że byłeś taki opanowany. I że
nie pozwoliłeś im wejść sobie na głowę – wyjaśnił i
przymknął oczy. - Jace już szykował się, żeby interweniować.
Mówił, że jeśli obrazi któreś z nas to będzie miał pretekst,
żeby go uderzyć – zachichotał. - Pomógłbym mu.
- No widzisz – zaśmiał się
czarownik. - I tylko zaprosić Nocnych Łowców na imprezę –
stwierdził z sarkazmem. - Zawsze gotowi do bijatyki – dodał i
pogłaskał go po policzku.
- No przecież nikt się nie bił –
zaśmiał się ponownie Lightwood. - I wcale tak nie jest – rzekł
jeszcze, po czym uderzył go leciutko w brzuch. - No i oni zaczęli.
- A to za co? - oburzył się
rozbawiony Magnus.
- Dla zasady – odparł i pocałował
go w usta. - Bardzo ładnie to wszystko urządziłeś – dodał po
chwili, wskazując na mieszkanie za swoimi plecami. - W pierwszym
momencie nie wiedziałem, gdzie jestem. Salon wygląda zupełnie
inaczej niż zazwyczaj.
- Cieszę się, że ci się podoba –
wyznał mile połechtany komplementami Bane. - Po usunięciu
wszystkich mebli jest dużo więcej przestrzeni. Ale powiem ci, że
ty też mnie dzisiaj bardzo mile zaskoczyłeś – przyznał.
- Ja? - zdziwił się Nocny Łowca. - W
jaki sposób?
- Bardzo ładnie wyglądasz –
powiedział szczerze Bane i pogładził jego koszulę. - Naprawdę. I
chciałbym wiedzieć, że to dla mnie się tak wystroiłeś –
dodał.
- Dla ciebie? - prychnął Alec i
zarumienił się jeszcze bardziej. Oczywiście, że dla niego. -
Chciałbyś – powiedział w zamian, bo nie miał zamiaru się do
tego przyznać.
Magnus jednak wiedział swoje i tylko
roześmiał się głośno. Cmoknął chłopaka w głowę i rzucił:
- Wracajmy, bo zaraz wybije północ.
Trzeba przywitać Nowy Rok.
***
- PIĘĆ! - krzyczeli wszyscy zebrani
na dworze goście. - CZTERY! TRZY! - odliczali kolejne mijające
sekundy. Do końca roku zostało już ich tylko kilka i wszyscy
specjalnie zeszli na dół, by we właściwy sposób go pożegnać.
Alec zszedł razem z Magnusem, który trzymał w dłoni szampana i
gdzieś z boku zauważył śmiejącą się i skaczącą dwójkę jego
rodzeństwa. Najwyraźniej dobrze się bawili. - DWA! - wykrzyknęli
wszyscy, a zaraz potem: - JEDEN!
Potem można było zobaczyć tylko
wiwatującą grupkę osób, który krzyczała wniebogłosy i skakała
radośnie, witając Nowy Rok. Ktoś zaczął puszczać fajerwerki,
inni przytulali się do siebie i składali sobie życzenia, a Magnus
otworzył szampana i wstrząsnął nim, oblewając zebranych gości
napojem. Cała zebrana hołota krzyczała przez to jeszcze głośniej
i naprawdę małe miało znaczenie, kto pochodził z jakiej grupy.
Czy ktoś był wampirem, czy czarownikiem, czy Nocnym Łowcą.
Wszyscy na chwilę zapomnieli o jakimkolwiek podziale i razem
cieszyli się z tego, że mogą w tak dobrej atmosferze witać Nowy
Rok.
- Wszystkiego dobrego, Alec! -
wykrzyczał mu do ucha Magnus, który obejmować go ramieniem i
praktycznie na nim wisiał.
Ciężko było przekrzyczeć tłum
osób, także Lightwood nawet nie próbował. Po prostu chwycił
swojego chłopaka w ramiona i przyciągnął go do siebie, by go
pocałować. Bardzo długo i namiętnie. Tak, by złożyć mu
najserdeczniejsze życzenia.
***
- Magnus, słońce, chodź tu na
chwilkę – poprosiła go Cate, kiedy już starali się jako tako
uprzątnąć cały ten rozgardiasz. Większość gości już się
zmyła, bo było dobrze nad ranem, a za oknem widać już było
pierwsze prześwity słońca. Tak naprawdę w mieszkaniu pozostała
tylko trójka Nocnych Łowców, gospodarz imprezy, jego przyjaciółka
i dwójka osób, które właśnie ta znalazła w jednym z pokoi
gościnnych. - Nie wiem, co mam z nimi zrobić.
- Z kim? - jęknął czarownik i
odkładając swoją koszulę na kanapę, która również była w
lichym stanie, ruszył w odpowiednim kierunku.
- Spójrz – powiedziała tylko
kobieta i odsunęła się na bok, by ten mógł zobaczyć, o kogo
chodzi.
A Magnus? Magnus stanął jak wryty,
bo nie wiedział, co zrobić. To, co zobaczył, lekko go zdziwiło,
ale i też niezmiernie rozbawiło. Swoim głośnym śmiechem
przywołał do siebie swojego chłopaka, który zareagował tak jak
on na początku.
- Ragnor i Raphael? - powiedział i
spojrzał na Bane'a ze zdziwieniem w oczach. - Wiedziałeś?
Magnus pokręcił głową, nadal się
śmiejąc.
- Nie miałem pojęcia, ale
rzeczywiście przez cały czas trwania imprezy widziałem go może ze
dwa razy – przyznał i jeszcze raz przyjrzał się mężczyznom,
którzy leżeli spleceni ze sobą na jego łóżku gościnnym. - Ale
to zabawne. Sprawdzimy, czy mają na sobie ubrania? - zapytał
wesoło.
- Zgłupiałeś? - oburzył się
chłopak.
- Zgaduj, Magnus – dodała Cate. -
Górę mają odsłoniętą, a resztę przykrywa kołdra. Myślę, że
nie leżą w ubraniach – stwierdziła i przyglądała się, jak
jego uśmiech się poszerza.
- To sobie Ragnor zabalował –
powiedział z uśmiechem chochlika i potarł ręce, jakby miał już
jakiś niecny plan.
- Zabierzmy go stąd – zaproponowała
kobieta. - Jeśli to tylko jeden raz to kiedy się obudzi, będzie
przerażony – podsumowała.
- Nie! - krzyknął Magnus, lecz zaraz
ściszył głos, by ich nie obudzić. - Nie wiemy, czy to był jeden
raz. Zostawmy ich tak, a rano sobie z nim porozmawiamy – dodał,
szczerząc się jak głupi. - Och, mam nadzieję, że się
zabezpieczają – dodał rozbawiony.
- Magnus!
- No co? - udał zdziwienie. - Przecież
to mój najlepszy przyjaciel, muszę się o niego troszczyć –
powiedział i zbliżył się do śpiących mężczyzn. Podciągnął
ich kołdrę i wszyscy myśleli, że po prostu ich bardziej
przykryje, co też uczynił. Kiedy wstawał, szybko jednak ją
podniósł i zaraz opuścił. Nie obyło się bez krzyku Cate, która
powiedziała mu jeszcze, że jest okropny i jak tak może. On się
jednak tym nie przejął, a po prostu stwierdził z dumą w głosie:
- Tak jak myślałem.
- Co? - zapytała zrezygnowana kobieta
i wyciągnęła go z pokoju, zażenowana tym, że jej przyjaciel nie
ma za grosz poczucia prywatności.
Alec ruszył za nimi jak cień, nadal
nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczył.
- Nie mają ubrań – zaśmiał się
czarownik i klasnął w dłonie, uradowany tym jak dziecko nową
zabawką.
***
- My też będziemy się zbierać –
powiedział Alec, który wszedł właśnie do salonu, który był już
niemal taki jak przed imprezą.
- Nie no, przestań – zaprzeczył
Magnus. - Nie będziecie teraz wracać do Instytutu. Jesteście ledwo
żywi. Prześpijcie się chwilę u mnie, przecież nic się wam nie
stanie.
Alec już miał protestować, ale
rodzeństwo weszło mu w słowo i podjęło za niego decyzję. Bane
wskazał im pokój, który mogą zająć. Przeprosił ich za to, że
muszą odsypiać w jednym, ale niestety drugi był już zajęty.
Kiedy tylko został w salonie sam ze swoim chłopakiem, wyciągnął
do niego dłoń.
- Ty też chodź.
- A jaki dostanę pokój? - zapytał
wesoło Alec, który również myślał teraz tylko o tym, żeby
chociaż chwilę się zdrzemnąć.
- Najlepszy – odpowiedział czarownik
i pocałował go w skroń, prowadząc do swojej sypialni. - Ale
niestety będziesz go musiał ze mną dzielić.
- Jakoś to przeżyję – stwierdził
Nocny Łowca i wtulił się jego ramię.
Kiedy opadli na łóżko, szybko
pozbył się ubrań i w samych bokserkach wsunął się pod kołdrę.
Poczuł, że i Magnus jest już bez swojej dotychczasowej garderoby,
więc przysunął się bliżej niego.
- Nie złożyłem ci życzeń
noworocznych – powiedział w pewnym momencie czarownik, kiedy
Lightwood już prawie przysypiał.
- Hmm? - zdziwił się. - Złożyłeś.
Bane roześmiał się cichutko i
pokręcił głową.
- Ale nie całkiem. Chciałbym ci
życzyć czegoś jeszcze – wyznał.
- Czego? - odezwał się brunet,
otwierając oczy.
Magnus zastanowił się przez chwilę.
Nie wiedział, od czego zacząć. Chciał mu życzyć tak wiele...
- Zdrowia, szczęścia – zaczął
klasycznie, a chłopak szybko mu przerwał.
- O, proszę, jak oryginalnie –
zaśmiał się z niego.
- Dopiero się rozkręcam –
zachichotał Bane i połaskotał go po brzuchu. - Cicho bądź!
- No już, dobra – próbował odsunąć
jego dłonie i w końcu mu się udało. - Mów, słucham.
- Wspaniałych przyjaciół, którym
będziesz ufał bezgranicznie – kontynuował, jakby ten mu wcale
nie przerwał. - Mniej treningów, a więcej czasu dla mnie –
wyliczał i głaskał go po policzku, patrząc mu w oczy.
- Jeszcze więcej? - zaśmiał się
Lightwood.
- Tak – pokiwał głową i uśmiechnął
się szeroko. - Żeby wszystko szło po twojej myśli. Żeby nigdy ci
niczego nie brakowało. Żebyś był szczęśliwy i potrafił
odnajdować szczęście nawet w najmniejszych drobiazgach. Życzę ci
jeszcze wielu ekscytujących zdarzeń i pełno niespodzianek. Tych
pozytywnych oczywiście – zaśmiał się. - Żeby Nowy Rok był
jeszcze lepszy niż ten wcześniejszy. Jesteś moim jedynym
pragnieniem i chcę, żeby tak pozostało. To raczej życzenie dla
mnie, ale i tak musiałem je wypowiedzieć – cmoknął go w czoło.
- Wszystkiego dobrego.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Magnus –
powiedział tylko, bo nie miał pojęcia, co po takich pięknych
życzeniach mógłby jeszcze dodać. - Nie wiem, co powiedzieć –
przyznał szczerze.
- Powiedz mi tylko, czy spędzimy go
razem – poprosił.
- Tak – wyznał szczerze.
Nie musiał się zastanawiać nad
odpowiedzią, bo tak naprawdę o niczym innym nie marzył.
- Dobrze – powiedział zadowolony
Magnus i pochylił się, by wymienić z nim długi pocałunek. - Tyle
mi starczy.
_____________________________
Przyznam, że nie potrafię składać życzeń, ale coś dodać od siebie muszę. Chciałam Wam wszystkim życzyć wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń, zdrówka, szczęścia, miłości, takiej wiecie, bezgranicznej, dobrych stopni i żeby ten rok 2016 był sto razy lepszy od roku 2015. Szczęśliwego Nowego Roku, moi kochani! :*
Tobie też życzę jak najlepiej, żeby Ci weny nigdy nie zabrakło, czasu na pisanie tak ZAJEBISTYCH rozdziałów i oczywiście tradycyjnych życzeń: Zdrowia, Szczęścia, Spełnienie marzeń i wszystkiego co sobie za życzysz :*****
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie bonusy :) Fajnie zobaczyć stanowczego i panującego nad całym tym rozgardiaszem Magnusa :) Oczywiście nie był by sobą gdyby nie zerknął pod kołdrę :D Już się nie mogę doczekać tej porannej rozmowy Magnusa z niespodziewanymi kochasiami :D Proszę powiedz że ją opiszesz :D
OdpowiedzUsuńJeszcze raz Szczęśliwego Nowego Roku spędzonego w towarzystwie swoich kochanych czytelników ;)
;*
Nie mam pojęcia. Nie planowałam tego, bo to tylko taki noworoczny bonusik jako prezent ode mnie dla was :D
UsuńDziękuję bardzo! :*
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńdziękuję :*
UsuńSuper Rozdział , wreszcie był Jace <3 , teraz tylko czekać jak potoczyło się spotkanie w Markecie i będę najszczęśliwszą osobą pod słońcem :D
OdpowiedzUsuńto właściwie one-shot, ale i tak dziękuję :*
Usuńja potoczyła się akcja w markecie poczytasz w poniedziałek, tak myślę :)
Te wszystkie rozdziały, których nie komentowałam (za co serio przepraszam, ale goście, przygotowania, brak neta...) były zajebiste. Wszystko takie przemyślane, idealne! Po prostu cudo!
OdpowiedzUsuńWiem, że tak trochę spóźnione, ale życzę Ci wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń, żeby nie brakowało Ci nigdy weny no i żebyś z nami została na baaaardzo długo!!!
Buziaki ;**
Dziękuję ci bardzo i w pełni rozumiem. Sama również nie miałam za wiele czasu i naprawdę cieszę się, że jakoś przetrwałam te święta, nie robiąc sobie przy tym zaległości na blogu. Nie mam ci też oczywiście niczego za złe :))
UsuńDziękuję za życzenia i także życzę wszystkiego dobrego! Buziole :*
super :)
OdpowiedzUsuń