wtorek, 27 stycznia 2015

ROZDZIAŁ VI

Magnus szybko znalazł się w jadalni. Usiadł na krześle. Izzy i Jace też już siedzieli.
- Cześć - przywitał się z uśmiechem.
- Hej - odpowiedzieli oboje.
Magnus chwilę na nich patrzył, a potem zaczął rozglądać się po sali. Nie wiedział o czym rozmawiać z rodzeństwem Aleca, więc się po prostu nie odzywał. Do sali zaczęło wchodzić coraz więcej osób. Niezajętych miejsc ubywało i zrobiło się głośniej. Jakieś dwie dziewczyny pomachały w ich stronę. Isabelle odmachała entuzjastycznie, a Jace uśmiechnął się szeroko. Magnus spuścił wzrok i wpatrywał się w swoje buty, dopóki nie podano obiadu. Alec wraz z matką pojawili się jakiś czas później. Chyba coś planowali, bo Maryse mówiła bardzo szybko, a jej syn kiwał głową i co chwilę coś dodawał. Maryse była zadowolona z zaangażowania syna, bo uśmiechała się szeroko, kiedy tylko zabierał głos. Rozstali się w miejscu, gdzie siedzieli nauczyciele i młody Lightwood udał się na koniec drugiego stołu. Usiadł na miejscu i zabrał się za jedzenie. Szybko pochłonął cały posiłek, wymienił kilka zdań z rodzeństwem i zaczął wstawać. Zahaczył o nogę stołu i podparł się o bark Magnusa, żeby nie stracić równowagi. Bane podniósł głowę i spojrzał na chłopaka. Ten uśmiechnął się do niego ciepło. Czarownik odwzajemnił uśmiech, a Alec potarł lekko jego ramię dłonią, pożegnał się i wyszedł z sali. Magnus patrzył na oddalającego się chłopaka. Nie miał czasu, żeby mu podziękować za kawę. Westchnął i odwrócił się do Jace'a i Isabelle. Przyglądali mu się uważnie niespeszeni tym, że o tym wie. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu Magnus poddał się i zapytał:
- O co wam chodzi?
- O nic - odpowiedzieli jednocześnie i uśmiechając się pod nosem wrócili do jedzenia obiadu.
Magnus patrzył na nich jeszcze kilka sekund, a potem skończył swój posiłek i nic nie mówiąc wstał od stołu. Zmierzwił palcami włosy i ponownie rozejrzał się po sali. Kilka osób jawnie mu się przyglądało, natrętnie wręcz gapiło. Inni, odważniejsi widząc jego spojrzenie uśmiechali się lekko, trochę jednak niepewnie.
Wsadził ręce do kieszeni i przyspieszył kroku. Szybko pokonał ostatnie metry dzielące go od drzwi. Kiedy w końcu był za nimi, odetchnął głęboko. Wrócił do biblioteki i usiadł na fotelu przy biurku. Przekręcił się tak, że miał widok na cały Nowy Jork. Oparł głowę o zagłówek i dał sobie chwilę, żeby odpocząć. Przyjemnie było znaleźć się w miejscu, w którym nikt nie przeświecał cię wzrokiem. Po kilku minutach, które spędził na rozmyślaniu o błahych sprawach, obrócił się ponownie i zajął pracą.

***

Alec wszedł do sali treningowej i swoje kroki od razu skierował w stronę przyjaciół. Usiadł szybko. Zajęcia się co prawda jeszcze nie rozpoczęły, ale nauczyciele byli już w środku.
- Hej - przywitał się ze wszystkimi.
Odpowiedzieli mu w momencie, który trenerzy wybrali za najlepszy do rozpoczęcia wykładu. Siedzieli po turecku na materacach, tak jak rano. Słuchali tego, co mówili im dorośli. Większość rzeczy była bardzo ciekawa, więc młodzi Nocni Łowcy się nie nudzili. Po około godzinie nastąpiła dziesięciominutowa przerwa.
Alec rozprostował nogi i odetchnął z ulgą. Reszta zrobiła to samo.
- Jeszcze chwila i chyba by mi nogi odpadły - jęknął Jace.
Nocni Łowcy pokiwali głowami na znak, że się zgadzają. Siedzieli w ciszy, którą po kilkunastu sekundach przerwała Suzie.
- Z kim siedzicie w jadalni? - powiedziała i wszyscy na nią spojrzeli.
- Kto? - odezwała się Izzy.
- No wy - wskazała ręką na nią i jej braci. - Siedzi z wami jakiś chłopak. Kto to jest?
- Właśnie. To nie jest Nocny Łowca, prawda? - zapytał Ethan. - Inaczej by przecież z nami ćwiczył - dodał.
Teraz wszyscy odwrócili twarze w stronę Lightwood'ów. Rodzeństwo patrzyło na siebie chwilę, aż w końcu Jace odpowiedział:
- Tak. Nie jest Nocnym Łowcą. To czarownik.
- Czarownik? W Instytucie? - dopytywała się Sophie.
- Spokojnie, jest tutaj z polecenia Clave - zabrała głos Izzy.
- A jak się nazywa?
- Magnus Bane.
- Coś chyba o nim słyszałam - zaczęła Meg.
- Możliwe, bo to bardzo potężny czarownik - przerwał jej blondyn.
- A wy się z nim zadajecie - podsumował z uznaniem Peter.
- Jaki on jest? - odważyła się zapytać Diana.
- Sama nie wiem - wzruszyła ramionami Izzy. - Zamieniłam z nim tylko kilka słów.
- To Alec z nim najczęściej rozmawia - wyznał Jace i wszyscy odwrócili się do jego starszego brata.
- Rozmawiałem z nim kilka razy - odparł chłopak wymijająco. - Wiem o nim tyle co wy - powiedział do rodzeństwa.
- Jaaasne - wtrąciła Izzy i pokiwała ironicznie głową.
- Hmm? - zapytał ją.
- Och - udała niewiniątko. - Nic - zrobiła słodką minę, a wszyscy widząc to w jej wykonaniu zaczęli się śmiać.
Wszyscy oprócz Aleca. On nadal zastanawiał się, o co chodziło siostrze. Może i Magnus mu się podobał, ale przecież zachowywał się w stosunku do niego tak jak do każdego innego. Tak mu się przynajmniej wydawało. I miał nadzieję, że tak było.
Jego znajomi o czymś rozmawiali, ale nie wiedział o czym. Przestał ich słuchać i wykazał duże zainteresowanie swoimi butami, którym się przyglądał, dopóki do sali nie weszli ponownie nauczyciele. Odwrócił się do nich przodem i słuchał uważnie tego, co mieli im do przekazania.
Około siedemnastej zakończyli lekcję i uczniowie zaczęli wychodzić. Ligtwoodowie i ich znajomi poszli odpocząć w salonie. Dziewczyny zajęły kanapę, więc chłopcy musieli zadowolić się krzesłami. Jace obrócił swoje i usiadł na nim okrakiem, podobnie jak David. Sam rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Wasz Instytut jest bardzo duży - przyznał. - Nasz jest ze trzy razy mniejszy, no nie Meg? - zapytał dziewczynę.
Kiwnęła potakująco głową przyznając mu rację. Oboje przyjechali z Chicago.
- Instytut nowojorski jest chyba największy. Kiedyś mówił nam o tym jakiś nauczyciel - powiedział Noah.
- Dużo was tu mieszka? - ciekawiła się Suzie.
- Nasza trójka, Hogde - zaczęła wyliczać Isabelle. - No i nasi rodzice i młodszy brat, ale ich więcej nie ma jak są.
- A Hodge to kto?
- Nasz nauczyciel i trener w jednym - odpowiedział Alec. - Ale on prawie cały czas siedzi w swoim gabinecie - wzruszył ramionami.
- Czyli praktycznie macie całą tą wielką twierdzę dla siebie - stwierdził Jacob.
- Niby tak - odparł blondyn.
- Ale ekstra - zachwycił się Peter.
Rodzeństwo uśmiechnęło się do niego szeroko.

***

Magnus wyszedł z biblioteki, bo nie mógł już tam dłużej wysiedzieć. Chciał iść do kuchni po coś do picia, kiedy usłyszał czyjeś krzyki. Szybko ruszył w stronę, z której dochodziły. Po chwili do krzyków dołączył czyjś głośny śmiech. Dotarł do salonu i zobaczył, co było tego powodem.
W salonie siedziało około dziesięciu osób, chłopcy na krzesłach, dziewczyny na kanapie. Jace przyciskał do siebie zranioną rękę i stał przy ścianie. Wszyscy wpatrywali się w jeden punkt. Podążył za ich wzrokiem. Zza krzesła wyłoniła się mała kulka. Wyszła bardziej i rozpoznał w niej swojego kota. I wtedy zauważył również Aleca. Siedział na podłodze i trzymał się za brzuch. Głośno się śmiał.
- To wcale nie jest śmieszne! - darł się na niego Jace.
- Krzyczałeś jak baba - wydusił z siebie chłopak i śmiał się nadal.
Jace zmroził go wzrokiem. Jego brat wyciągnął ręce do kota.
- Chodź, mały - powiedział słodko, kiedy już się uspokajał. - Nic ci nie zrobię - kot powoli zaczął wychodzić z ukrycia i do niego podchodzić.
- Ja bym uważała - powiedziała do niego jakaś dziewczyna.
- Przestań, Meg - odpowiedział. "A więc ma na imię Meg" - stwierdził w duchu Magnus. - Nic mi nie zrobi.
- Nie lubi nowych osób - wtrącił się Bane i wszedł do środka, tak, że był dla wszystkich widoczny.
- Skąd wiesz? - zapytał Alec.
- Bo to mój kot - wyjaśnił.
- Twój? - krzyknął Jace. - Patrz, co mi zrobił! - pokazał swoją rękę.
- Jace - Lightwood zwrócił się do brata. - Masz zaledwie dwie kreski, jeśli ci tak przeszkadzają to zrób iratze i nie zostaną nawet blizny. A poza tym to twoja wina.
- Moja?!
- Niestety muszę się z nim zgodzić - Izzy przyznała rację starszemu bratu. - Drażniłeś go, bo nie chciał do ciebie podejść.
- Oj, zaraz drażniłem - prychnął.
Magnus spojrzał na niego gniewnie mrużąc oczy. Alec uklęknął przed krzesłem, za którym kot się znowu schował i mówił do niego:
- Chodź, nie bój się, mały. Jace to kretyn i jak ponownie będzie cię drażnił, to sam go przytrzymam, żebyś mógł podrapać mu, co tylko będziesz chciał - kilka osób się zaśmiało, kot powoli poruszał się w jego stronę. Był jednak bardzo ostrożny. - No dalej, chodź. Poszukamy dla ciebie czegoś w kuchni - zachęcał. Kot wyszedł, a Alec wystawił ręce, żeby go wziąć.
- Lepiej nie bierz go na ręce, bo serio może się drapnąć - mówił Bane.
- Coś ty, ten kot mnie uwielbia - odpowiedział Alec i posłał mu piękny uśmiech.
- Zupełnie nie wiem dlaczego - burknął obrażony blondyn.
Lightwood mimo protestu czarownika wziął kota na ręce. Prezes Miau ułożył się wygodnie w jego ramionach. Alec pogłaskał go za uchem. W odpowiedzi usłyszał cichy pomruk zadowolenia. Chłopak wstał z podłogi i zaczął iść.
- Gdzie idziesz? - zapytał Magnus.
- Do kuchni po coś do jedzenia dla tego słodziaka.
- Przecież nie jestem głodny - krzyknął za nim Jace.
Chłopak go zignorował.
- Idę z tobą - oznajmił czarownik.
Rzucił ostatnie spojrzenie osobom siedzącym w salonie i z rękami w kieszeniach spodni ruszył za nim.
- Alec? - odezwała się jego siostra zanim wyszedł. - Możemy później pogadać?
Potaknął jej. Był ciekawy, co może od niego chcieć.
Kiedy znaleźli się w kuchni, Alec wyjął miskę i nałożył kotu trochę jedzenia, jakie było przygotowane dla Churcha. Usiadł na blacie i położył miskę obok swojego uda.
- Jedz, smacznego - powiedział cicho do kota.
Prezes szybko zabrał się za jedzenie. Chłopak głaskał go po grzbiecie, a Magnus się temu przyglądał.
- Co tak patrzysz? - zapytał go w końcu Alec.
- Jego zachowanie jest strasznie dziwne - stwierdził właściciel kota.
- Dlaczego? - chłopak uniósł brew i spojrzał na niego. Nie przerwał głaskania zwierzaka.
- On nigdy tak się nie zachowywał. Nie chodzi mi o to, że podrapał Jace'a, bo to robi w kółko. I właśnie.. - przerwał na sekundę. - Ten kot nie daje się od tak głaskać obcej osobie. Ba, nie daje się zbliżać na mniej niż trzy metry od siebie.
- Mówiłem ci, że mnie uwielbia - zaśmiał się Alec.
Magnus uśmiechnął się ciepło, ale nic nie powiedział.
- Nie wierzysz w to? - zapytał urażony Lightwood.
Zrobił smutną minkę i wygiął usta w podkówkę. Zdaniem Magnusa wyglądał bardzo uroczo i zabawnie. Zaśmiał się cichutko. Nie uszło to jednak uwadze Nocnego Łowcy.
- Śmieszy cię to, że cierpię? - zapytał nadal udając.
- Och, nie - odpowiedział sarkastycznie czarownik. - Jakżeby mogło być inaczej? - zapytał.
Alec pokazał mu język i uśmiechnął się przenosząc wzrok na kota. Zjadł już prawie wszystko, co mu przygotował i najwyraźniej nie chciał więcej, bo odsunął się od miski. Zeskoczył z szafki, na której siedział i wyszedł z kuchni.
Alec westchnął i odwrócił się do Magnusa. Uśmiechnął się nieśmiało, kiedy zobaczył, że ten też na niego patrzy. Czarownik odwzajemnił uśmiech i zaczął szperać po szafkach.
- Czego szukasz? - zapytał Alec.
- Czegoś do picia - odpowiedział i szukał dalej.
- Tutaj - wskazał na szafkę obok niego. - I wyciągnij mi sok pomidorowy.
Kiwnął głową i wyciągnął butelkę soku pomidorowego dla chłopaka i pomarańczowego dla siebie.
- Lubisz sok pomidorowy? - zapytał Magnus z uniesioną brwią.
- Tak, jest zdrowy i nie najgorzej smakuje - zgodził się. - Ale i tak wolę sok marchewkowy.
- Blee.. - skrzywił się Magnus.
- Co ty gadasz - zaśmiał się. - Dobre.
Czarownik podał mu butelkę z sokiem, o który prosił. Sam wziął karton i postawił na blacie. Rozejrzał się po kuchni.
- Przyszedłem z kubkiem?
- Chyba nie - odpowiedział mu po chwili Alec. - Nie pamiętam - sięgnął za siebie. - Masz mój - podał mu swój kubek.
Magnus obrócił go w palcach. Był biały w czarne wzorki. Na górze dużymi literami było napisane imię właściciela. Bane uśmiechnął się szeroko.
- Bardzo ładny.
- Dostałem kiedyś - wzruszył ramionami. - I jest do zwrotu - zastrzegł. - To mój ulubiony.
Magnus zachichotał, ale nie skomentował tego. Nalał sobie soku i stanął obok Aleca. Oparł się o szafkę, na której siedział chłopak. Lightwood odkręcił butelkę i upił z niej łyk. Trwali tak chwilę w ciszy.
- Nie miałem jeszcze okazji podziękować ci za kawę - zaczął po kilku minutach Bane.
- Nie ma sprawy - rzekł Alec.
- Nie, serio. To było bardzo miłe z twojej strony - uniósł głowę i na niego spojrzał.
Posłał mu piękny uśmiech. Alec zaczerwienił się delikatnie i wyszczerzył się. Zaraz jednak spuścił wzrok, bo czuł, że twarz mu już płonie. Magnus też się odwrócił i zaśmiał się cicho trącając go łokciem w kolano.
- Chciałem ci podziękować na obiedzie, ale się spóźniłeś, a potem tak szybko wyszedłeś - mówił. - I nie zdążyłem.
- Nie ma sprawy, naprawdę.
- Co robiłeś? - zapytał czarownik.
Alec zamyślił się i nie usłyszał pytania. Bane znowu na niego spojrzał w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Co mówiłeś? - potrząsnął głową.
- Alexander - jęknął.
- Przepraszam - zrobił skruszoną minę. - Zamyśliłem się, możesz powtórzyć?
- Pytałem dlaczego spóźniłeś się na posiłek.
- Och - uśmiechnął się. - Pomagałem mamie.
- W czym?
- Ciekawski jesteś.
- Już mi to kiedyś mówiłeś.
- Racja - zgodził się.
Zapadła cisza, którą przerwał Magnus.
- No więc?
- Ech, przygotowujemy dla ciebie gabinet. Mama nie chce, żebyś pracował w bibliotece. Twierdzi, że potrzebujesz własnych czterech kątów - spojrzał na Bane'a. - A ja się z nią zgadzam - dodał.
Czarownik nic nie odpowiadał. Po chwili uśmiechnął się szeroko.
- Naprawdę będę miał tutaj własny gabinet?
- Tak - potwierdził chłopak. - Mama ci nie mówiła?
- Coś tam mówiła, ale nie myślałem, że to na serio.
- Moja mama rzadko kiedy żartuje - przyznał Alec i zaśmiał się.
- Gdzie będzie? - dopytywał się Magnus.
- W prawym skrzydle na parterze - powiedział. - Dzisiaj chyba już skończymy, także może po kolacji dostaniesz klucze. Zostało jeszcze tylko wniesienie reszty mebli.
- Mebli? - zdziwił się Magnus.
- Tak - Lightwood pokiwał głową. - Spójrz - na blacie obok siebie narysował palcem prostokąt. - To jest całe pomieszczenie - wyjaśnił.
Bane pokiwał głową. Obrócił się przodem i pochylił nad chłopakiem.
- Tutaj są drzwi - wskazał palcem. - Tu okna. Masz ekstra widok na miasto - oznajmił. - Przy oknie stoi duże biurko - pokazywał kolejne rzeczy. - Tutaj stolik i po bokach dwa fotele. Swoją drogą bardzo wygodne - chłopak gadał jak najęty.
Mówił po kolei, co gdzie się znajduje. Co jakiś czas zerkał na czarownika i sprawdzał, czy go słucha. Za każdym razem, kiedy widział, że Bane na niego patrzy i uśmiecha się, robił to samo i oblewał się delikatnym i słodkim rumieńcem.
- I to chyba na razie tyle - powiedział, gdy skończył swój monolog.
Upił łyk swojego soku i czekał, aż Magnus coś powie.
- Myślę, że będzie mi odpowiadał - odpowiedział po chwili i uśmiechnął się ciepło.
- Ale pewność będziesz miał dopiero po zobaczeniu całości - dopowiedział Lightwood.
- Tak - zgodził się Magnus.
- Mógłbym pokazać ci, jak to mniej więcej wygląda, ale musiałbym iść do mamy po klucze.
- Nie, nie fatyguj się - odparł szybko Bane. - Nie ma potrzeby, obejrzę wszystko dokładnie, kiedy będzie już skończone.
- Jak chcesz - kiwnął głową chłopak.
- Oczywiście mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszył - dodał trochę niepewnie.
- Jasne - odpowiedział szybko Alec i posłał mu najpiękniejszy ze swoich uśmiechów.
"Skoro twierdzi, że Prezes Miau jest słodki, to ciekawe, co myśli, jak patrzy w lustro" - pomyślał Magnus i zaśmiał się cichutko. Napił się soku, żeby Alec tego nie zauważył. Odstawił kubek obok nogi chłopaka.
- Chyba muszę już iść - powiedział, kiedy zerknął na wyświetlacz telefonu. - Do kolacji została tylko godzina, a chciałem dzisiaj jeszcze trochę popracować - wyjaśnił.
- Godzina? To która jest? - zapytał zaskoczony Alec.
- Osiemnasta trzydzieści - odpowiedział i, żeby to udowodnić pokazał mu godzinę w telefonie.
Chłopak otworzył szerzej oczy. Nie wiedział, kiedy minął ten czas.
Magnus odsunął się od Aleca. Nie miał pojęcia, że stał tak blisko niego. Chłopak westchnął głęboko i po chwili zeskoczył z blatu, na którym siedział. Dopił sok i pustą butelkę wrzucił do kosza na szkło.
- Dzięki za pożyczkę - Magnus wskazał brodą na kubek stojący na szafce.
Machnął ręką i nie było śladu napoju, który pił, kubek był wyczyszczony. Nocny Łowca uśmiechnął się szeroko.
- Nie ma za co - odpowiedział i wyszli z kuchni.

***

Kiedy skończyli jeść kolację, do ich stolika podeszła Maryse. Podała Magnusowi klucze.
- To są klucze do twojego gabinetu - oznajmiła. - Został zaopatrzony w najważniejsze rzeczy, ale gdybyś potrzebował czegoś jeszcze spokojnie możesz się do mnie zgłosić. I oczywiście gdybyś chciał coś zmienić to również możesz to zrobić. Chciałabym, żebyś czuł się tam swobodnie. W końcu spędzisz tam trochę czasu, prawda? - zapytała.
Kiwnął głową.
- Jeśli nie wiesz, gdzie się znajduje, to jutro po śniadaniu mogę.. - zaczęła.
- Zaprowadzę go, mamo - przerwał jej starszy syn i uśmiechnął się nieśmiało.
- Och, dobrze - zgodziła się.
Chwilę jeszcze na nich patrzyła i odeszła.
- Nie wiem jak wy, ale ja muszę odespać wczorajszą noc. Także chyba już pójdę - powiedział Jace i wstał.
- O tak, ja też - poparła go siostra. - Sen mi się przyda.
Alec z Magnusem spojrzeli na siebie i również wstali. W czwórkę udali się na właściwe piętro. Pożegnali się życząc sobie nawzajem dobrej nocy i każdy po kolei zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Magnus wziął długi prysznic. Wyszedł spod strumieni dopiero wtedy, kiedy skończyła się ciepła woda. Wytarł się do sucha ręcznikiem, założył bokserki i wrócił do pokoju. Podłączył telefon, bo została mu ostatnia kreska baterii, ustawił budzik na siódmą i wskoczył pod kołdrę. Chwilę później zasnął.

_________________________________________

Siemka, jest kolejny rozdział!
Rozdział oceńcie i napiszcie proszę w komentarzu, co o nim myślicie.
Dziękuję za komentarze, obserwacje i wejścia :* To bardzo miłe, że ktoś to w ogóle czyta.
Została dodana zakładka "Bohaterowie", to dopiero jej początki, ale i tak proszę o wejście :)
No ale tego, miłego czytania rozdziału szóstego :)
Buziaki i do następnego :*

6 komentarzy: